Kardynał
Meisner kiedyś powiedział: „Człowiek jest wiecznym pielgrzymem,
który ciągle jest w drodze. Przychodzi ze wschodu swojej młodości
i wędruje na zachód pełni wieku, aż do wiecznej teraźniejszości
Boga”.
Przychodzi
jednak taka chwila, że Trzeba się zatrzymać. Taką chwilą jest modlitwa a szczególnie to wydarzenie, w którym obecnie
uczestniczymy czyli Msza święta. To przestrzeń czasowa, w której
czekamy, aby dogoniła nas własna dusza. Bo rzeczywiście biegniemy
co sił, od jednego zajęcia do drugiego, od jednej sprawy do
drugiej, od jednej strony książki do drugiej, od jednej strony
pracy magisterskiej do drugiej, od jednej kawy do drugiej.
Chcemy
się zatrzymać, by sobie bardziej uświadomić, że jesteśmy w
drodze, że nasze życie jest drogą. Droga jest symbolem życia i
droga jest jednocześnie symbolem wiary. Droga życia i droga wiary
rozwijają się stopniowo. Większość postaci w Piśmie Świętym
została przedstawiona jako ludzie będący w drodze. Abraham jest w
drodze, Izaak i Jakub są w drodze, cały naród wybrany jest w
drodze; Jezus jest w drodze, apostołowie są w drodze, św. Paweł
jest w drodze.
O
tym, że życie i wiara są drogą, najszybciej można się
przekonać, kiedy wyrusza się w drogę rezygnując z korzystania z
pojazdu, także z roweru – najlepiej idąc w pielgrzymce. Wielu z
nas ma to doświadczenie z pieszych pielgrzymek do świętych miejsc.
do sanktuariów maryjnych, do sanktuarium świętych, drogą św.
Jakuba. To niezwykłe doświadczenie drogi i doświadczenie wiary.
Pozostając
w tej przestrzeni czasu, w której próbujemy chwycić naszą duszę,
warto, abyśmy popatrzyli na naszą drogę życia i wiary. Czy biegną
one razem? Czy idąc drogą życia idziemy jednocześnie drogą
wiary? Dla chrześcijanina celem szczęśliwie przebytej drogi nie
jest jedynie suma przeżytych wrażeń. Nie chodzi tu więc tylko o
to, aby w życiu coś osiągnąć, by być kimś; by coś mieć z
życia. Dla chrześcijanina ważne jest, aby życie było
przepełnione łaską, aby łączyło się z wiarą. Dopóki tak
jest, zbliżamy się do Boga, do „wiecznej teraźniejszości Boga”.
W przeciwnym razie, czyli gdy nasze życie mija się z wiarą,
zaczynamy kręcić się w błędnym kole.
Jakie
są znaki, że żyjemy z wiary? Podpowiedź znajdujemy w dzisiejszym
słowie Bożym. Naaman, syryjski wódź został uzdrowiony z trądu.
Gdy o tym się przekonał – czytamy w Księdze Królewskiej –
„wtedy wrócił do męża Bożego”, aby mu podziękować. W
Ewangelii słyszeliśmy z kolei o uzdrowieniu dziesięciu
trędowatych. Dziewięciu poszło sobie do domu, a „jeden z nich
widząc, że jest uzdrowiony, wrócił chwaląc Boga donośnym
głosem, upadł na twarz do nóg [Jezusa] i dziękował Mu”.
A
zatem jednym ze znaków życia z wiary jest postawa wdzięczności, o
której mówi się, że najszybciej się starzeje. Postawa
wdzięczności wymaga – jak słyszeliśmy w tych dwóch przypadkach
– zawrócenia z drogi naszych spraw, zawrócenia z drogi interesów,
zawrócenia z tego, za czym się biega, zawrócenia z drogi pragnień.
Na ile jestem wdzięczny Bogu za wszystko, na tyle żyję z wiary.
Kiedy
więc chcemy pochwycić swą duszę, to warto zastanowić się, czy
jestem wdzięczny Bogu i ludziom? Czy potrafię zawrócić na chwilę
z drogi, po której biegnę co sił? Żeby zawrócić, trzeba się
najpierw zatrzymać. Wtedy łatwiej zawrócić. Nie można zawrócić
na pełnym biegu. A zatem w tym momencie – wygląda na to, że
zatrzymaliśmy się w tym miejscu – wykorzystajmy ten czas
Eucharystii. Wykorzystajmy, aby zwrócić swe serce ku tym, którym
winniśmy jakąkolwiek wdzięczność. Bo skoro ona starzeje się
szybko, to trzeba się o nią więcej troszczyć.
Pytano
kiedyś Michała Anioła, jak on to robi, że jego rzeźby są tak
pełne życia. Ten jeden z najznakomitszych artystów świata miał
wówczas powiedzieć: To nie moja zasługa – figury te znajdują
się w marmurze już od początku, ja je tylko uwalniam!
Spróbujmy
zatem – w kontekście tego obrazu – w sercach naszych uwolnić
słowa wdzięczności; oderwijmy myśli od naszych zajęć,
obowiązków, wszelkich spraw i wypowiedzmy dzisiaj słowa
wdzięczności Bogu i ludziom podczas chwili uwielbienia po Komunii
świętej.