Czy
jednak Syn Człowieczy znajdzie wiarę na ziemi, gdy przyjdzie?
(Łk 18, 8)
– co
za pytanie! Tyle różnych pytań sami stawialiśmy w życiu i tyle
ich słyszeliśmy. Ale to jest zdecydowanie pytanie numer jeden. Ono
dotyczy każdego człowieka, zawiera w sobie wszystkie czasy i
ziemskie przestrzenie i nieustannie płynie od Boga ku człowiekowi.
Nie ma w historii bardziej istotnego, dramatycznego i domagającego
się odpowiedzi pytania.
To
pytanie Jezus stawia u końca swojego publicznego życia na ziemi.
Jest ono
skierowane również pod adresem tego wszystkiego, co mówił i czynił – czy to znajdzie w sercu człowieka odpowiedni wyraz i właściwą odpowiedź? A odpowiedź na nie można dać tylko swoim życiem.
skierowane również pod adresem tego wszystkiego, co mówił i czynił – czy to znajdzie w sercu człowieka odpowiedni wyraz i właściwą odpowiedź? A odpowiedź na nie można dać tylko swoim życiem.
Czy
jednak Syn Człowieczy znajdzie wiarę na ziemi, gdy przyjdzie? Panie
Jezu, czy znajdziesz wiarę we mnie? To pytanie wiąże się w sposób
nierozerwalny z tą oczywistością, jaką jest Twoje powtórne
przyjście, które nie podlega żadnej wątpliwości.
Czy
jednak Syn Człowieczy znajdzie wiarę na ziemi, gdy przyjdzie?
Gdybyśmy chcieli w świetle tego pytania nadać Jezusowi jakieś
imię czy cechę charakterystyczną, to On jest Tym, który szuka i
chce znaleźć.
Bóg
szuka od samego początku. Widzimy to już w pierwszym pytaniu, jakie
zadaje człowiekowi po grzechu pierworodnym: ...gdzie
jesteś?
(Rdz 3, 9). Proroka, ukrywającego się przed gniewem królowej,
pyta: Co
ty tu robisz, Eliaszu?
(1 Krl 19, 9). A Wcielenie Syna Bożego jest największym znakiem
owego poszukiwania.
Lektura
Ewangelii nie pozostawia wątpliwości, że Jezus nieustannie szuka
wiary i zawierzenia. Szuka u swoich uczniów, których sobie wybrał.
Szuka u wszystkich, których spotyka w czasie swej wędrówki, także
u zaciekłych przeciwników. On naprawdę jest Pasterzem, który
szuka zagubionej owieczki. I całe Jego ziemskie życie, aż do
ostatniego momentu – do śmierci na krzyżu – jest szukaniem. A
nawet gdy umiera, potrafi znaleźć – tak jak znalazł dobrego
łotra, który wykorzystał ostatni moment swojego życia, by spotkać
się z Chrystusem. Słysząc drwiące słowa arcykapłanów i
uczonych w Piśmie: Mesjasz,
król Izraela, niechże teraz zejdzie z krzyża, żebyśmy widzieli i
uwierzyli...
(Mk 15, 32), nie zstępuje, bo wciąż szuka i daje nieustannie
szansę. Po śmierci Jezusa setnik dowodzący plutonem egzekucyjnym i
jego ludzie mówili: Prawdziwie,
Ten był Synem Bożym
(Mt 27, 54) – i Chrystus jeszcze ich znalazł! A odtąd rozpoczyna
się dalsze poszukiwanie, którego Chrystus nieustannie dokonuje
przez swój Kościół. Iluż ludzi przez dwa tysiące lat istnienia
Kościoła znalazł. I będzie szukał do końca świata, aż do
ostatniej chwili istnienia ziemi. My jesteśmy adresatami tego
szukania, bo każdego dnia Jezus z pasją i zapamiętaniem szuka
człowieka, który by Mu uwierzył.
A
co znaczy uwierzyć Jezusowi?
Na
początku Eucharystii modliliśmy się: Wszechmogący,
wieczny Boże, spraw, aby nasza wola była zawsze Tobie oddana i
abyśmy szczerym sercem służyli Twojemu
majestatowi.
Człowiekiem wierzącym jest ten, kto ma tylko jedno pragnienie:
Boże, spraw, by moja wola była poddana Twojej, żebym nigdy nie
szedł za swoją wolą i by moje serce było szczere. Wiem, że ono
jest zdolne do tego, by być obłudnym, przewrotnym i zakłamanym.
Wiem, co się dzieje, kiedy pełnię swoją wolę i oddaję się
swoim zachciankom. Dlatego chcę Ci zawierzyć całym sercem!
Wiara
jest wspaniałą szkatułą, którą dzierży każdy wierzący
chrześcijanin. Może ją otwierać i znajdować najbardziej cudowne
rzeczywistości, bo tam są skarby. Człowiek wie, że Jezus go
szuka, bo go kocha, a kochając, nie chce jego zguby. Dlatego wiedząc
to, próbuje – sercem szczerym i nie zakłamanym – odpowiedzieć,
poddając swoją wolę woli Boga i czyniąc to, co On mówi. A Bóg
wskazuje mu odpowiednie ścieżki, na których przechodzący Jezus
może znaleźć w nim wiarę.
I
w tej szkatule podstawową ścieżką jest modlitwa. To o niej Jezus
dzisiaj mówi. Jeżeli wierzę, to jestem człowiekiem, który się
modli. A modlę się, bo wiem, że potrzebuję pomocy i że tylko Bóg
może mi jej udzielić w każdej sytuacji. Tak czyni Mojżesz, kiedy
w imieniu całego swego ludu staje na górze i wznosi ręce do Boga.
On wie, że powodzenie walki, którą toczy Jozue, nie zależy ani od
ilości ludzi, ani od jakości mieczy, ale od tego, czy będzie się
modlił. Autor Księgi Wyjścia wyraźnie pisze: Jak
długo Mojżesz trzymał ręce podniesione do góry, Izrael miał
przewagę. Gdy zaś ręce opuszczał, miał przewagę Amalekita
(17, 11).
Niesamowita prawda o naszym życiu!
Pan
Jezus wyraźnie też kładzie na to nacisk w swojej przypowieści o
niesprawiedliwym człowieku, który miał wydawać wyroki, i o
niezmiernie mądrej wdowie, którą pokazuje nam jako wzór.
Chrześcijanin to człowiek, który otworzył szkatułę i zobaczył,
że Bóg dał mu w ręce tę nieprawdopodobną możliwość, jaką
jest modlitwa. Ale musi nauczyć się z niej korzystać: rano i
wieczorem, we dnie i w nocy; wtedy, kiedy jest w świątyni i kiedy
wchodzi do izdebki swojego serca; kiedy idzie ulicą i kiedy pracuje;
kiedy ktoś umiera i ktoś się rodzi; kiedy jest pełen radości czy
smutku; wtedy, kiedy jest pełen inicjatywy i kiedy ma pustkę w
sercu – bo w każdej sytuacji Bóg może mu pomóc.
Ten
człowiek jest wierzący, który korzysta z tego nieprawdopodobnego
skarbu, że Bóg nad nim czuwa i strzeże go. Pięknie zrozumiał to
Psalmista, który przekonuje:
On nie pozwoli, by potknęła się twa noga, ani się nie zdrzemnie
Ten, który ciebie strzeże
(Ps 121, 3).
Każdy
człowiek może się zdrzemnąć, ale Bóg nie; On czuwa nad nami. On
nigdy nie ustanie w swoim szukaniu i zawsze odpowie, kiedy widzi, że
człowiek do Niego autentycznie woła. A autentyczność człowieka
jest podpisana wytrwałością i konsekwencją. To jest jeden ze
skarbów, jaki jest zawarty w tej szkatule wiary.
I
drugi nieprawdopodobny skarb, na który szczególnie zwraca uwagę
św. Paweł swojemu uczniowi Tymoteuszowi. Jest to skarb słowa
Bożego. Człowiek wierzący bierze codziennie do ręki słowo Boże,
o którym jest dzisiaj przepięknie powiedziane, że: Wszelkie
Pismo od Boga natchnione [jest] i pożyteczne do nauczania, do
przekonywania, do poprawiania, do kształcenia w sprawiedliwości –
aby człowiek Boży był doskonały, przysposobiony do każdego
dobrego czynu
(2 Tm 3, 16-17).
Bóg
mnie szuka, bo chce mnie pouczać. On jest mądry i w Nim jest
światłość. Człowiek wierzący wie, że Bóg udziela mu swojego
światła, dlatego go szuka, a znalazłszy jest nim zachwycony. Im
dłużej żyje i ma więcej doświadczenia, tym bardziej otwierają
się mu oczy, i coraz ostrzej widzi jak miałkie jest wszystko, co
wymyśli, powie i napisze człowiek, a jakie mądre i niezniszczalne
jest to, co mówi Bóg. Widzi, że można za tym słowem iść, i
powtarza za Psalmistą: Twoje
słowo jest pochodnią dla stóp moich, Panie, i światłem na mojej
ścieżce
(Ps 119, 105). Człowiek wierzący odkrywając to codziennie, wciąż
na nowo jest zadziwiony mądrością i miłością Bożą.
Człowiek
wierzący nie tylko odkrywa skarb modlitwy i słowa Bożego, ale też
odkrywa skarb walki. Bóg go szuka i powołuje do walki, bo człowiek
ma przeciwników. Wdowa miała dwóch: jednym był ten, przed którym
chciała się obronić, idąc do sędziego, drugim okazał się sam
sędzia, człowiek wyzuty z wszelkiej przyzwoitości, nie liczący
się ani z Bogiem, ani z ludźmi. Żydzi natrafili na Amalekitów.
Życie jest pełne przeciwności. Codziennie spotykamy przeciwników
z zewnątrz i od wewnątrz. Ci, którzy przychodzą od wewnątrz,
którzy z nas wychodzą, są pokusami, które się w nas rodzą. Są
one o wiele bardziej niebezpieczne od tych pierwszych. Bowiem
przeciwnicy z zewnątrz napastują nas od czasu do czasu, a ci
wewnętrzni nieustannie dopominają się o swoje i usiłują wziąć
nad nami górę. Jedynie Bóg nam może pomóc.
Tylko
człowiek, który uświadamia sobie, że jest terenem takiej walki w
dzień i w nocy – bo przeciwnik wewnętrzny nie ustaje, próbując
zagarnąć go w swoją niewolę – rozumie, że modlić trzeba się
nieustannie. On nie będzie pytał: jak to można się modlić cały
czas i nie ustawać? Najważniejsze, abyśmy sobie uświadomili, że
to sam Chrystus chce się we mnie modlić. To sam Chrystus chce
głosić we mnie swoje słowo – dla mnie i dla innych. To sam
Chrystus chce toczyć we mnie zwycięskie zmaganie, bo On zawsze jest
zwycięzcą! On zwyciężał przez całe swoje życie i wbrew zakusom
przeciwników zwyciężył także na krzyżu. To, co wydawało się
klęską, okazało się największym sukcesem i zwycięstwem. Jezus w
ten sposób chce zwyciężać we mnie i przychodzi mi nieustannie z
pomocą.
Dzisiejsza
liturgia jest wielkim wezwaniem do tego, abyśmy sobie cenili skarby
wiary i modlitwy oraz tę niezmierną miłość Boga, która nas szuka; abyśmy
byli gotowi na czas Jego powtórnego przyjścia. Wszak w każdej
Eucharystii wołamy: Głosimy
śmierć Twoją, Panie Jezu, wyznajemy Twoje zmartwychwstanie i
oczekujemy Twego przyjścia w chwale.
Przyjdziesz! Nie wiem, kiedy. Może jutro mnie zawołasz? Co
znajdziesz? Czy znajdziesz wiarę? Czy znajdziesz człowieka o
pięknym wnętrzu, którego będziesz mógł wprowadzić do swojego
domu? Czy znajdziesz człowieka rozmodlonego?
Dziękujmy
dziś bardzo Bogu za to, że tak nas szuka, że w tym szukaniu nie
ustaje, że daje nam tyle środków zbawienia: prostych, przedziwnie
łatwo dostępnych, przebogatych. Prośmy, byśmy otwierali na to
wszystko oczy, byśmy mogli z tych skarbów korzystać chwila, po
chwili, dzień po dniu – póki mamy czas!
Kochani Czytelnicy - możecie komentować to rozważanie, Każdy komentarz będzie dla mnie inspiracją jak pisać, co Was nurtuje - z komentarze Wam dziękuję, z serca błogosławię - ks. Józef
OdpowiedzUsuń"On zwyciężał przez całe swoje życie i wbrew zakusom przeciwników zwyciężył także na krzyżu. "...jeśli jestem uczniem Chrystusa , czy pragnę chociaż nim być, to i przez krzyż muszę przejść, bez tego nie poznam prawdziwie Chrystusa i wiara moja będzie jakaś nie taka. A ja mam Go na dodatek rozpoznać , gdy powtórnie przyjdzie. Szczęście moje, nasze, że zostawił nam na ziemi Ducha Świętego, o Tego Ducha prośmy , by wiara była w nas żywa i prawdziwa . I Temu Duchowi dziękujmy za to , jak prowadzi Kościół ...
OdpowiedzUsuńZadałam sobie pytanie, jak wygląda moja modlitwa?ona jest bo musi być bo tak trzeba,wypada...niewiem może to pewne ustalenia które mną już od lat kierują!ważnoiejsze są sprawy ludzkie, ale myślę że to czas próby której ja nie rozumiem, ale żyję z nadzieją że zawsze tak nie będzie!wiem też że obojętnie jak się czuję mam się modlić.Pocieszam się i mam wiarę że dla P.J jestem najpiękniejsza...
OdpowiedzUsuńDroga Pani, jeśli Pani zadaje sobie pytanie o swoją modlitwę, to już dobry znak, że modlitwa ma swoje miejsce w Pani świadomości. Będę się modlił, aby modlitwa dla Pani była czymś, na czym można wszystko o wiele lepiej i piękniej budować. Tak. dla Jezusa jest Pani najpiękniejsza - powiem inaczej: najważniejsza. Św. Augustyn powiedział: Jeżeli w Twoim życiu Bóg jest na pierwszym miejscu, to wszystko inne będzie na właściwym miejscu" - tego Pani życzę z całego serca...
Usuń