Ukochani
bracia i siostry! Kościół, który tydzień temu doprowadził nas
do rozważania o potędze Chrystusa – Króla Wszechświata, pragnie
wszystkich ludzi poddać temu królowaniu – mocnemu, a zarazem
łagodnemu. Bo królestwo Boże, jak mówił niezapomnianej
pamięci sługa Kościoła, Prymas Stefan Kardynał Wyszyński,
„to jest Królestwo, które »trzyma ręce przy sobie«, a
jeżeli wyciąga do kogoś dłoń, to tylko jako przejaw wewnętrznej
przyjaźni, życzliwości, miłości braterskiej i oddania”.
Takiego „uładzeni” rzeczywistości, o
którą
potyka się człowiek, chce Chrystus, a za Nim
Jego Kościół. Takiej uczy harmonii, która w imię Boga otwiera człowieka przed człowiekiem – i w imię dobra człowieka każe człowiekowi otworzyć serce przed Bogiem.
Jego Kościół. Takiej uczy harmonii, która w imię Boga otwiera człowieka przed człowiekiem – i w imię dobra człowieka każe człowiekowi otworzyć serce przed Bogiem.
Moi
drodzy! Znamy dobrze sens tej nauki o ostatecznym przeznaczeniu
człowieka, znamy też wysiłki Kościoła, który nam Chrystus
przybliża i głosi, ale znamy również swoją niekonsekwencję,
słabość i grzech. To, co ma być tak bliskie nas – Królestwo
sprawiedliwości, świętości, prawdy i pokoju – przez nas
samych jest spychane na potem, na jutro. Zagubi się nam czasem w
pielgrzymim ziemskim trudzie sens życia, osłabnie wiara i
siły, zabłądzi gdzieś miłość. Dobrze wtedy przypomnieć sobie,
że jest możliwość rozpoczęcia wszystkiego od początku.
Człowiek,
jak dobry gospodarz, musi znać porę żniw i czas zasiewu. W tym
nieustannym cyklu Bożego siania w sercu i duszy człowieka, w
wytężonym trudzie człowieczym, jest czas dojrzewania do
Królestwa obiecanego nam przy chrzcie św. Wezwany do świętości
człowiek pozostanie w pewnym sensie zawsze spękaną, zeschłą
ziemią, łaknącą Bożego zmiłowania, jak wody. Dlatego
Kościół wszystkim obwieszcza dziś na nowo czas Adwentu. Jeszcze
raz można zacząć od początku; jeszcze raz usłyszeć czytane
dziś słowa: „Teraz nadeszła dla was godzina powstania ze snu”
(Rz 13, 11).
Kościół,
jak matka znająca zbyt dobrze swoje dzieci, zawsze w czasie Adwentu
wołał mocno głosem proroków Starego Testamentu, głosem Jana
Chrzciciela i wreszcie głosem samego Bożego Syna – Chrystusa.
Tegoroczny
Adwent woła do nas – drodzy bracia i siostry - wyjątkowo mocnym
głosem: Idźcie i głoście.
Co to oznacza? Oznacza to wezwanie do działania, do mówienia swoim
życiem o wielkich dziełach Bożych, o tym co Bóg w Jezusie
Chrystusie dokonał i wciąż dokonuje. Idźcie i głoście.
Przyjrzyjmy się temu wołaniu Kościoła w dzisiejszych czytaniach
mszalnych pierwszej niedzieli Adwentu.
Najpierw
Ewangelia. Stawia nam za wzór Noego – człowieka wielkiej
czujności. Nikt z jego otoczenia nie przewidywał takiego
rozwoju wydarzeń, nikt nie przeczuwał najmniejszego nawet
niebezpieczeństwa. Wszyscy postronni obserwatorzy byli go skłonni
posądzić raczej o szaleństwo – morza nie ma, wody nie ma – a
on buduje arkę. Jednakże przyszedł potop i wygubił wszystkich.
Ocalał Noe, ten pozornie szalony człowiek, płynący w arce ze
swoją rodziną i dobytkiem. Odległy to dla nas w czasie przykład,
ale ważny, bo stawia go nam wyraźnie i przybliża sam Chrystus
Pan mówiąc, że z Jego przyjściem będzie podobnie. Dla wielu
przybędzie zbyt szybko, jak wody potopu. Dziś może dokładniej
niż kiedykolwiek widzimy, że potrzeba ludzi tak mocnych i czujnych,
jak Noe. Moi drodzy - w tym szalejącym świecie zbudować arkę –
to jest zadanie najpierwsze. Jak Noe, być czujnym i uwierzyć Bogu,
że może jeszcze ocalić wszystko, co jest konieczne do życia
człowieka. W tym miejscu Kościół musi wołać głośno, jak
czynili to prorocy. Musi wołać wtedy, gdy krzywda się dzieje
człowiekowi; gdy człowiek działa sam wbrew sobie przez
podeptanie praw moralnych lub gdy poniewierany jest przez drugich.
Musi wołać, gdy krzywda się dzieje najbardziej bezbronnym, bo
jeszcze nienarodzonym; woła i wtedy, gdy gwałt jest zadawany przez
nieludzkie warunki małżeństwu i rodzinie. Nade wszystko zaś musi
wołać, gdy w zatraceniu i szaleństwie, w pogoni za ziemską
wyłącznie stroną życia, człowiek nie chce słuchać głosu Boga.
Czym trudniejsze są czasy dla pełnego rozwoju człowieka – jako
wolnego dziecka Bożego i to pod każdą szerokością geograficzną,
tym natarczywsze jest i będzie wołanie Kościoła, który musi
spełnić swoje zadanie do końca. Stąd się bierze w całej
rozciągłości obrona uciśnionych, prześladowanych, głodnych,
pozbawionych wolności, cierpiących z powodu łamania sumień i
kupowania duszy za marne srebrniki. Stąd dzisiejsze wołanie
liturgii Kościoła: „Teraz nadeszła dla was godzina
powstania ze snu” (Rz 13, 11).
Tak
też niech będzie i u nas, w naszym polskim domu, który chcemy
ocalić, jak arkę, na wzburzonych falach losu.
Tu,
u nas, wtedy silnym był człowiek, gdy silna i zdrowa była
rodzina. Matka zasłaniająca troskliwym sercem i ojciec o mocnych
dłoniach do pracy i obrony. Rodzina Bogiem silna, zespolona
modlitwą. Tylko dzięki takiej rodzinie ostaliśmy się w latach
niewoli i okupacji, tylko w takim domu można uratować człowieka.
Jeśli więc pod taki dom podchodzi złodziej, by kraść, to czuwaj
i nie pozwól włamać się do twego domu! Taki jest język Ewangelii
i
Kościoła
stającego w pierwszej linii obrony ludzkich wartości. To jest
adwentowe wołanie, wyjęte z Ewangelii dzisiejszej.
Takim
samym torem idzie prorok Izajasz i
apostoł
Paweł, który do rozważań zostawił nam pełne treści
zdanie: „Teraz nadeszła dla was godzina powstania ze snu"
(Rz 13, 11). Apostoł dalej podaje katalog występków takich jak:
pijaństwo, rozwiązłość, kłótnia, zazdrość, wskazując
wyraźnie, że w tych sprawach już nie tylko poszczególnym ludziom,
ale całym społeczeństwom trzeba przebudzenia. Cóż więcej w tym
miejscu do dodania, nad to co zachowało się w Didache – Nauce
Dwunastu Apostołów z przełomu I i II w.: „Na nic się zda
cały czas waszej wiary, jeśli nie będziecie doskonali w ostatniej
godzinie”.
Drogi
bracie i siostro! Niech nas ten Adwent przebudzi i pobudzi cię do
ewangelizacji, i pozwoli wymazać z rejestru grzechów choćby
jeden. Lekcją powstania ze snu są np. nabożeństwa, podczas
których składane są masowo zobowiązania okresowego albo
całkowitego wyrzeczenia się alkoholu. Człowiek trzeźwy,
przebudzony, nie będzie się chwytał tego, co nietrwałe. Będzie
widział daleko i szeroko, jak Izajasz w pierwszym czytaniu, górę
świątyni Jahwe – Pana, to znaczy dostrzeże znak zbawienia –
Chrystusa. I dopiero wtedy nastanie to, co opisuje dziś prorok:
Naród przeciw narodowi nie podniesie miecza, nie będą się więcej
zaprawiać do wojny ... przekują miecze na lemiesze, włócznie na
sierpy (Iz 2, 4). Jeśli tylko dostrzegą Chrystusa i przychodzący w
Nim ratunek.
Moi
drodzy! Nie dajmy się zastraszyć wieściami o przewrotach, wojnach
i zbrojeniach z tej, czy tamtej strony, których tak wiele... Nie
bądźmy podobni do ludzi siedzących już na ruinach, którzy
niczego z wydarzeń nauczyć się nie mogą. Chrystus przyszedł
naprawdę i
jedynie
w Nim jest ocalenie! Wierzysz w to?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz