Ukochani bracia i siostry!
Chrystus,
Król i Pan, którego czciliśmy tydzień temu, ukazał nam blask
upragnionego Królestwa prawdy, miłości, sprawiedliwości i pokoju.
Dziś, na początku nowego roku kościelnego, zwraca On na powrót
nasze oczy ku temu, co leży u podstaw naszej drogi do Niego. I tak
myśl biegnie ku początkowi wszystkich początków, do utraconego
raju, do smutnej historii grzechu człowieka, a wreszcie do obietnicy
zbawienia.
Pozostała
nam, synom, wygnańcom Ewy, wielka jak grzech tęsknota i nieodparta
świadomość, że do nieba kawał drogi. Wszyscy odtąd jesteśmy ludźmi adwentu, tęskniącymi za Bogiem, który jeszcze nie przyszedł, albo za Bogiem dawno już utraconym. Pozostaje nam zawsze natrętne pytanie – czy Bóg da mi jeszcze jedną szansę?
świadomość, że do nieba kawał drogi. Wszyscy odtąd jesteśmy ludźmi adwentu, tęskniącymi za Bogiem, który jeszcze nie przyszedł, albo za Bogiem dawno już utraconym. Pozostaje nam zawsze natrętne pytanie – czy Bóg da mi jeszcze jedną szansę?
Odpowiedzią
jest jedno proste słowo: Adwent. Słowo oznaczające przyjście.
Dobrze, że w Kościele jest Adwent. A wraz z nim jeszcze jeden Boży
zasiew, oczekiwanie na wzrost, a potem czas żniwa i sytości. A nade
wszystko pewność, że Bóg nie pozostawi mnie samego.
Wraz
z Adwentem wraca tęsknota za tym, co prawdziwie nasyca człowieka.
Wracają Izajaszowe obrazy spalonej, zeschłej ziemi. Deszcz w czas
posuchy, chleb w czasie głodu, pokój i bezpieczeństwo w dniach
niepewności – stają się w Adwencie obrazem i zapowiedzią
przyjścia Tego, który śpiesząc człowiekowi na ratunek nosi
jedyne i niepowtarzalne imię – Książę Pokoju, Przedziwny
Doradca. To On chce być Emmanuelem – Bogiem z nami, przychodzącym
z Betlejem – z domu chleba. On pragnie, „by naród kroczący w
ciemnościach ujrzał światłość wielką” i aby „nad
mieszkańcami kraju mroków zabłysło światło” (Iz 9, 1).
Trzeba
nam - drodzy bracia i siostry - w Adwencie, a więc na początku drogi, odczuć mocno głód.
Trzeba na nowo usłyszeć Chrystusa Pana mówiącego: „Żal mi tego
ludu … trwają przy mnie, a nie mają co jeść … ustaną w
drodze” (Mk 8, 2–3). A nade wszystko trzeba mieć pewność, że
to On jest w stanie zaspokoić wszelki głód człowieka. Dlatego
wszelka niedola, wszelki niedosyt i oczekiwanie, zamykają się w
adwentowej, natarczywej modlitwie: Przyjdź Panie, już dłużej nie
zwlekaj! Przyjdź i nie zwlekaj! Bo wszystkiego sam nie rozwiążę,
nie podołam tylu sprawom. Już nie wystarczam sam sobie! Jestem
dopiero na początku drogi! I tyle wciąż mam do Ciebie pytań,
kiedy będziesz rozjemcą między ludami? Czy miecze przekują
wreszcie na lemiesze? I czy naprawdę nie będą się więcej
zaprawiać do wojny? Kiedy wszyscy, bliscy lub dalecy będą kimś
jednym w Chrystusie? A więc wołam: przyjdź Panie! Nie wystarczam
sam sobie! Jestem dopiero na początku!
W
tych stwierdzeniach - moi drodzy - człowiek staje dopiero i aż na początku drogi.
Doświadcza zbawiającej bliskości i zależności od Boga. Zaczyna
lepiej rozumieć, że „noc się już posunęła, a przybliżył się
dzień” (Rz 13, 12). Bardziej oczywista stała się zachęta:
Postępujmy w światłości Pana, który jest, który był i który
przychodzi. Teraz zbawienie jest bliżej nas. To nasze stwierdzenie:
nie wystarczam sam sobie, tęsknię za Tobą, ufam Tobie, ma moc
postawić nasze stopy na powrót w bezpiecznych progach Pańskiego
domu. Bo Adwent to nie tylko czas ludzkiego głodu i oczekiwania na
przyjście Boga; to także czas Bożego oczekiwania na powrót
człowieka.
Przypomnijmy
sobie - ukochani - adwentowe wezwanie proroka Pańskiego. Wszystkie doliny i
pagórki mają być zrównane. Drogi kręte i wyboiste mają stać
się proste i gładkie. Patrzmy na św. Jana Chrzciciela, patrona
Adwentu, który wzywa do pokuty i nawrócenia. Słuchajmy czytanego
dziś w kościele fragmentu Listu św. Pawła do Rzymian o odrzuceniu
uczynków ciemności, rozpusty, wyuzdania, pijaństwa, kłótni i
zazdrości. Wielki św. Augustyn, czytając ten właśnie tekst
przeżył swoją wewnętrzną przemianę i ostateczne nawrócenie.
Ten tekst czytany jest dziś dla mnie, dla ciebie, dla wszystkich.
Przemiana i nawrócenie też nie są dla innych, ale dla nas. Niech
wrażliwe chrześcijańskie sumienie podpowie nam najwłaściwszą
formę i treść adwentowej przemiany; może gorliwsza modlitwa, może
zaniedbana od dłuższego czasu spowiedź, może tak pięknie
owocujące u nas w Polsce roraty. Może pomoc potrzebującym i
cierpiącym tuż obok czy w jakimkolwiek zakątku świata. Każda
podjęta praca ma przypomnieć, że przemiana i nawrócenie są dla
nas!
Podsumujmy
więc: Bóg nie zostawia człowieka samego, choć daje mu odczuć i
głód i tęsknotę. Żąda jednak przemiany i nawrócenia. Daje na
wszystko czas, swój Boży czas. Przez Apostoła przypomniał nam
dziś: Rozumiejcie chwilę obecną! Rozumiejcie każdą chwilę.
Bądźcie gotowi, abyście się mogli ucieszyć Bogiem, który
przychodzi. Bo w każdej zmarnowanej chwili można rozminąć się z
Bogiem, przychodzącym niepostrzeżenie. A w każdej czujnej minucie
upatrywać można tej lepszej cząstki życia, zbliżającej nas do
Oczekiwanego.
Wówczas
radośniej zabrzmią słowa: Bóg się rodzi – moc truchleje i z
większą wiarą człowiek poprosi: Podnieś rękę Boże Dziecię,
błogosław ojczyznę, dom nasz, majętność. Skoro więc znów mamy
Adwent – rozumiejcie chwilę obecną. Skoro znów niedola, mrok i
niedosyt – rozumiejcie chwilę obecną. Skoro tyle dokoła
zmarnowanych szans – rozumiejcie chwilę obecną. To znaczy: dopóki
żyjesz, masz ciągle przed sobą jedyne i najważniejsze w życiu
spotkanie z Nim – z Chrystusem. Do spotkania tego zbliżasz się
przez swoje powołanie, pracę, dom, rodzinę, ojczyznę.
Oby
Chrystus Pan - drogi bracie i siostro - zasiadający z tobą przy tym spotkaniu mógł ci ukazać
pełne piękno i prawdziwą wielkość twojego niezmarnowanego życia
w tak ciągle tęsknie wyglądanym Królestwie prawdy, miłości,
sprawiedliwości i pokoju.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz