W
listopadzie stajemy nad grobami naszych braci w głębokiej zadumie.
Myślimy o wielkiej rzeszy ludzi ze wszystkich pokoleń i języków,
którzy przeszli, dobrze czyniąc, przez ten świat. Oddawaliśmy
hołd bohaterom naszej narodowej przeszłości. Z perspektywy czasu
oceniamy ich życie. Wielu z nich urosło do miary postaci
pomnikowych. W granicie i spiżu utrwalamy ich pamięć.
Po
latach, z perspektywy czasu, łatwiej dostrzec słuszność postaw
ludzkich, łatwiej docenić wielkość, łatwiej zobaczyć moc
człowieka, jego niezależność od
nacisków opinii, istniejącej mody, obowiązującej ideologii. Dziś nie mamy wątpliwości, że stawiając czoła przeciwnościom obrali słuszną drogę. Konsekwencja w działaniu, nieugiętość w postawie, bezkompromisowość, wydają się rzeczą tak naturalną, że nie dostrzegamy ceny wewnętrznej walki i rozterki, jaką płacili za swe decyzje ci, których dziś nazywamy prawdziwymi ludźmi. Nawet na dramat męki Chrystusa Pana częściej patrzymy przez Jego zmartwychwstanie i ostateczny triumf nad złem, niż przez śmiertelne konanie i trud ludzkiej decyzji w Ogrodzie Oliwnym.
nacisków opinii, istniejącej mody, obowiązującej ideologii. Dziś nie mamy wątpliwości, że stawiając czoła przeciwnościom obrali słuszną drogę. Konsekwencja w działaniu, nieugiętość w postawie, bezkompromisowość, wydają się rzeczą tak naturalną, że nie dostrzegamy ceny wewnętrznej walki i rozterki, jaką płacili za swe decyzje ci, których dziś nazywamy prawdziwymi ludźmi. Nawet na dramat męki Chrystusa Pana częściej patrzymy przez Jego zmartwychwstanie i ostateczny triumf nad złem, niż przez śmiertelne konanie i trud ludzkiej decyzji w Ogrodzie Oliwnym.
Dla
nas ważna jest teraźniejszość. Życie nasze ciągle się tworzy.
Nadaje mu kształt przeżywane przez nas teraz. Dlatego staje przed
nami trudne pytanie: jak własnemu życiu nadać ludzki kształt? Jak
zachować własną godność, niezależność od grożących dziś
nacisków. Co to znaczy w moim przypadku „nie iść na kompromisy”?
Nie jest to już tak proste i jednoznaczne, jak w ocenach dawanych
przeszłości. Jakie światło można zaproponować człowiekowi tak
często pogrążonemu w śmiertelnej udręce współczesnego ogrójca?
Co zrobić, gdy jedynie ludzka decyzja oznacza podjęcie krzyża? Jak
bronić się przed słuchaniem fałszywych proroków, którzy
podsuwają rozwiązania łatwe - ale niegodne?
Liturgia
Kościoła, ta nasza „stara wychowawczyni”, przypomina nam dziś
Chrystusową naukę o końcu świata. Ustawia nas, nasze życie, w
wielkiej perspektywie wieczności.
Apokaliptyczne
wizje końca nie są obce nam, ludziom epoki atomu. Groźba totalnej
zagłady bardzo mocno nas obciąża, jest źródłem wielu lęków.
Rodzi się z niej świadomość ciągłego zagrożenia i
tymczasowości. Tą niepewnością jutra wielu usiłuje uzasadnić
swoje samolubstwo, postawę korzystania z życia za wszelką cenę.
Atmosferze zagrożenia towarzyszy chęć używania, nawet za cenę
swej ludzkiej godności. Jak wielu uległo tej presji!
Wizja
końca świata, przechowywana od wieków w Kościele, jest inna i
prowadzi do innych wniosków. „Oto nadchodzi dzień palący jak
piec, a wszyscy pyszni i wszyscy wyrządzający krzywdę będą
słomą, więc spali ich ten nadchodzący dzień …” (Ml 3. 19).
Ale
o tym dniu powiedziano również: „wzejdzie słońce
sprawiedliwości i uzdrowienie w jego promieniach” (Ml 3, 20). Oto
tylko pozorny paradoks; wobec grozy zagłady, Pan Jezus wzywa:
„podnieście głowy, ponieważ zbliża się wasze odkupienie” (Łk
21, 28). Dzień ostatni niesie ze sobą wielką nadzieję. Będzie on
ujawnieniem Bożej sprawiedliwości. Istnieje prawdziwe dobro, które
nigdy nie traci swej wartości, bo ją czerpie z Boga. Istnieje
prawdziwa miłość, która nigdy nie ginie, bo jest udziałem w
życiu Boga, który jest Miłością. Istnieje prawdziwa
sprawiedliwość, istnieje niezafałszowana prawda… Dlatego w Bogu,
w Jego przyjściu w chwale, na które oczekujemy, odnajdujemy moc i
światło, gdy udziałem naszym staje się udręka trudnych decyzji i
wyborów, gdy trzeba odważyć się na mocną odpowiedź „nie
mogę”, aby ocalić swą ludzką godność.
Ten,
który przeszedł przez ten świat dobrze czyniąc (Mk 7,37)
przyjdzie, aby kroczącym za sobą dać udział w swej chwale. Jakże
potrzebna jest nam na co dzień świadomość, że to, co dobre, ma
wartość trwałą i jest naszym skarbem.
O
Maryi powiedziano, że jest błogosławioną bo uwierzyła, że
spełnią się słowa powiedziane Jej od Pana (Łk 1, 45). Całe
życie Bogurodzicy było świadectwem tego zawierzenia. Czcimy „Tę,
co w Ostrej świeci Bramie”, Matkę Miłosierdzia i prosimy, by
umocniła naszą nadzieję, aby całe nasze życie było świadectwem
błogosławionej nadziei na przyjście Pana. Ta bowiem nadzieja
nadaje sens naszej codziennej pracy, o której uczył dziś św.
Paweł Apostoł. Pozwala dźwigać ciężar niezrozumienia,
samotności, choroby, bo nadejdzie dzień, w którym Pan otrze z
naszych oczu wszelką łzę (Ap 21, 4).
Modlimy
się w szczególny sposób abyśmy byli dla świata współczesnego
znakiem, abyśmy dawali wszystkim ludziom świadectwo, że prawdziwie
ludzkie wartości, zawarte w Ewangelii są zawsze aktualne i stali
zawsze na straży ludzkiej godności. Bądź dla świata człowiekiem
nadziei, że w Chrystusie wszelkie dobro odnosi zwycięstwo. Niech
się tak stanie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz