Tyle
mamy powodów do dziękczynienia w dzisiejsze święto: za dar
Ojczyzny – przecież nie wolno nam zapomnieć tamtego cudu z 1920
roku, bez którego historia Polski zapewne potoczyłaby się zupełnie
inaczej – i wypada nam się przyłączyć do dziękczynienia
naszych braci rolników za tegoroczne zbiory, przyłączyć się,
zwłaszcza modlitewnie za ich trudną sytuację ekonomiczną –
krótko mówiąc: powodów do dziękczynienia jest wiele. Ale my
pochylmy się szczególnie nad tajemnicą dzisiejszego święta,
największego święta Maryjnego.
Otóż
tylko w perspektywie miłości da się sens dzisiejszego święta
ogarnąć. Wszystko zaczyna się od tego, że nasza wiara, jeżeli ją
traktujemy na serio, jest jednym wielkim dziękczynieniem za ten dar,
jaki otrzymaliśmy w osobie Jezusa Chrystusa od Przedwiecznego Ojca:
“Tak Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał,
aby każdy kto wierzy w Niego nie zginął, ale miał życie
wieczne”. Wcielenie Syna Bożego było wydarzeniem absolutnie
jedynym w ludzkiej historii. Przyszedł On do nas po to, ażeby
szukać i zbawić ludzi wszystkich pokoleń, ras i narodów.
Przyszedł szukać i zbawić nawet tych ludzi, którzy historycznie
żyli przed Nim. To właśnie tych ludzi szukał, kiedy po swojej
zbawczej śmierci wstępował do piekieł, jak to wyznajemy w
Składzie
Apostolskim.
Krótko mówiąc, miłość Boga do nas, ludzi, posunęła się aż
tego, że sam Syn Boży, przez którego świat został stworzony,
przyjął nasze człowieczeństwo, ażeby stać się Zbawicielem –
najdosłowniej – całej ludzkości. To wszystko musimy sobie
przypomnieć, ażeby zrozumieć sens dzisiejszego święta.
Pomyślmy,
skoro Syn Boży stał się jednym z nas, to Maryja jest absolutnie
jedynym człowiekiem ze wszystkich pokoleń ludzkości, której
powołaniem życiowym było macierzyństwo wobec Syna Bożego. Wiele
ludzkich pokoleń przeszło już przez naszą ziemię. Nie wiemy, ile
jeszcze pokoleń będzie na niej żyło – na pewno są to miliardy,
miliardy ludzi. Otóż, wśród tych miliardów ludzi, nie było i
nie będzie nikogo kto miałby powołanie równie wzniosłe, jak
Maryja. Tylko Ona została powołana do tego, żeby być Matką Syna
Bożego. I słusznie nazywamy Ją Matką Bożą, bo chociaż urodziła
i wychowała Syna Bożego w Jego naturze ludzkiej, to przecież
posługa macierzyńska skierowana jest ku Osobie dziecka. Człowiek,
Jezus Chrystus, jest Tą samą osobą Syna Bożego, przez którego
świat został stworzony. Syn Boży i Syn Maryi jest tą samą Osobą.
Tysiące i miliony ludzi znalazło w Jezusie Chrystusie swoje
“wszystko”, związało się z Nim najmocniejszą miłością, ale
Matką była tylko Ona jedna. Dlatego tak serdecznie Ją kochamy i z
takim przekonaniem Ją czcimy.
Przyjmując
człowieczeństwo, Syn Boży dobrowolnie przyjął nasz ludzi los, w
świecie zdeformowanym przez nasze grzechy. Jednak On sam był
Człowiekiem doskonałym i bezgrzesznym. Przyszedł zaś do nas po
to, ażeby wszystkich, którzy w Niego uwierzą, i będą się Go
mocno trzymać, wyzwolić z grzechu i napełnić świętością. Otóż
pierwszą osobą, którą Syn Boży najpełniej i ponadobficie
ogarnął swoją świętością, była Maryja. Dlatego zaś ogarnął
Ją swoją świętością; dlatego uczynił – najdosłowniej –
bezgrzeszną, bo przecież miała Ona zostać Jego Matką. Nie mogła
być tego godna sama z siebie, więc On uczynił Ją godną Bożego
macierzyństwa. “Łaskiś pełna, Pan z Tobą” – mówił o tym
Anioł Gabriel podczas Zwiastowania, gdyż Bóg przygotował Ją
sobie na Matkę od momentu poczęcia. Tak, jak słonce udziela
światła jutrzence już przed swoim wschodem, tak Bóg napełnił
świętością Maryję, zanim jeszcze została Matką Syna Bożego.
Już
w Ewangelii zapisany jest zachwyt z powodu tej niepowtarzalnej
posługi, jaką Maryja spełniła dla nas wszystkich: “Błogosławione
łono, które Cię nosiło i piersi, które ssałeś” –
spontanicznie woła do Jezusa jakaś kobieta z tłumu. “Oto bowiem
błogosławić mnie będą odtąd wszystkie pokolenia” –
zapowiada Duch Święty ustami Maryi Jej przyszłą chwałę w
Kościele.
Każde
pokolenie chrześcijan kontemplowało Maryję jako Arkę Nowego
Przymierza, nieporównywalnie wspanialszą od arki
starotestamentalnej, w której przechowywano tablice Bożych
przykazań. W Maryi przecież Ojciec Przedwieczny złożył
największy skarb, jakim chciał nas obdarzyć, swojego własnego
Syna. To z jej ciała zostało wzięte i w jej ciele ukształtowało
się ciało Syna Bożego. Toteż nie można nam mieć za złe tego,
że tak bardzo Ją kochamy.
Niepowtarzalna
była nie tylko Jej posługa w dziele zbawienia nas wszystkich –
również miłość, jaką kochała Jezusa, jest nieporównywalna z
miłością największych nawet mistyków i świętych. Rzecz jasna,
nie miała jej Ona sama z siebie – została nią obdarzona,
zwłaszcza ze względu na swoje niepowtarzalne powołanie. Chodzi o
to, że spośród ludzi była Ona najświętsza: “Błogosławiona
jesteś, któraś uwierzyła” – woła do Niej Elżbieta podczas
Nawiedzenia. Natomiast w Kanie Galilejskiej, Maryja potrafiła
przekonać również innych do podjęcia swojej postawy całkowitego
zwierzenia Jezusowi, mówiąc: “Zróbcie wszystko, cokolwiek wam
powie”.
Maryja
była więc pierwszą osobą wierzącą w Jezusa, i pierwszą
Apostołką, która innych uczyła zawierzenia Jezusowi. Co więcej,
jeśli uważnie wsłuchamy się w hymn Magnificat,
jaki został nam przypomniany w dzisiejszej Ewangelii, to musimy
zauważyć, że nie jest on tylko osobistym dziękczynieniem Maryi.
Ona, za dar zbawienia dziękuje w nim Bogu w imieniu nas wszystkich;
w imieniu całej odkupionej ludzkości.
Dopiero
– jeżeli się o tym wszystkim pamięta – można troszeczkę
zrozumieć prawdę Jej Wniebowzięcia. Ona już na tej ziemi kochała
Boga dosłownie całą sobą: całą swoją duszą i całym ciałem.
Ta miłość, już na tej ziemi, zaniosła Ją w niewyobrażalnie
bezpośrednią bliskość Boga.
Już
podczas swojego historycznego życia, Maryja była idealnym obrazem
Kościoła, poniekąd jego uosobieniem. Powtórzmy jeszcze raz –
tego wszystkiego nie miała Ona sama z siebie, ale Bóg Ją obdarzył
tak bardzo ze względu na Jej absolutnie niepowtarzalne powołanie do
Bożego Macierzyństwa.
Po
swojej śmierci, Maryja z duszą i ciałem znalazła się w niebie,
bo nie godziło się, żeby to ciało, z którego zostało wzięte
ciało samego Syna Bożego, pozostało w grobie i doznało rozkładu.
Zarazem, była Ona w pełni dojrzała do tak wielkiego wyniesienia –
przez swoje życie przeszła bowiem bez grzechu i przepełniona
miłością. W ten sposób jest Ona żywą gwarancją, że również
my wszyscy, którzy złożyliśmy nadzieję w krzyżu i
zmartwychwstaniu Chrystusa, będziemy zbawieni również w naszych
ciałach, jeśli tylko w naszej nadziei wytrwamy do końca.
Łatwo
więc zrozumieć, dlaczego pouczenia moralne, jakie Kościół
kieruje do swoich wiernych w Uroczystość Wniebowzięcia NMP,
tradycyjnie idą w dwóch kierunkach: Najpierw Kościół usiłuje
nas w ten sposób pobudzić do zachwytu nad wiarą i miłością
Maryi, żebyśmy nabrali ochoty do naśladowania Jej, zwłaszcza
żebyśmy starali się naśladować Jej całkowite zawierzenie Bogu
oraz całą osobową bezwarunkową miłość. Drugi wielki temat
moralny, jaki od wieków podnoszony jest w to największe święto
Maryjne, to przypomnienie o szczególnej godności naszego ludzkiego
ciała. Maryja, już teraz, ale kiedyś my wszyscy, jeżeli tylko
znajdziemy się w gronie zbawionych, będziemy zbawieni cali, również
w naszych ciałach. “Ciało nie jest dla rozpusty, lecz dla Pana”
– poucza Apostoł, Paweł. “Czyż nie wiecie, że ciała wasze są
świątynią Ducha Świętego, który w was jest, a którego macie od
Boga, i że już nie należycie do samych siebie?”. W świecie,
który jest kształtowany tak, jakby Boga nie było, ludzkie ciało
jest poniżane nie tylko przez: pornografię, pijaństwo, narkomanię,
prostytucję, czy różnorodną rozpustę. Niestety, a wciąż
podnoszą się głosy na rzecz eutanazji, widzimy coraz więcej
pogardy dla ludzkiego ciała, kiedy jest ono schorowane, stare, czy
niedołężne. Dlatego, niech dzisiejsza Uroczystość przyczyni się
do tego, że odnowi się w nas szacunek dla ciała własnego, ale
również dla ciał naszych bliźnich. Przecież nasze ciała, a nie
tylko dusze, przeznaczone są do życia wiecznego.
Niech
duchowym owocem przeżycia dzisiejszej Uroczystości Matki Bożej
Wniebowziętej będzie wewnętrzne otwarcie się na te dwa przesłania
tejże Uroczystości. Odnówmy nasze pragnienie, aby na wzór Matki
Najświętszej kochać Boga absolutnie na pierwszym miejscu; kochać
Boga tak bardzo, jak tylko za łaską Bożą będziemy do tego
zdolni. I bardzo mocno sobie postanówmy, że nie chcemy należeć do
cywilizacji śmierci, którą cechuje brak szacunku dla ludzkiego
ciała, zarówno dla ciała własnego, jak dla ciała drugiego
człowieka. Gorąco módlmy się o to, żeby nasze dzisiejsze
świętowanie nie było duchowo puste. Niech się tak stanie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz