Moi
drodzy! Dziś zaczyna się nowy rok liturgiczny. Pan nie mógł nam
dać bardziej pocieszającego słowa, aniżeli to. które
usłyszeliśmy. Poczynając od wspaniałego obrazu, w którym
prorok Izajasz zapowiada, że wszystkie narody uznają Pana i
nastanie czas powszechnego pokoju, poprzez wskazówki Pawia o
czuwaniu, aż do przepowiedni ewangelisty Mateusza o bliskim
przyjściu Pana – ogarnia nas żywa nadzieja i pewność, że Pan
przyjdzie nam z pomocą, co więcej, że On już teraz działa, a nam
potrzeba tylko odrobiny uwagi, by namacalnie stwierdzić Jego żywą
obecność.
Tak
się przedstawia czas adwentu; dlatego rokrocznie cieszymy się z
jego nadejścia, jakby miało się nareszcie rozwiać jakieś bolesne
i niespokojne oczekiwanie, jakaś głęboka i stałe nas
ogarniająca tęsknota. Słowo adwent, oznacza przyjście, przybycie.
Słuchając dzisiejszego słowa Bożego, chcemy lepiej przygotować
nasze serca, nasze myśli, nas samych na zbliżające się święta
Bożego Narodzenia – chodzi więc o przemianę w doczesnym
życiu ludzkim, i wreszcie o obietnicę ostatecznego nadejścia Pana
Jezusa, oczekiwanego przy końcu wszechczasów. To wszystko
faktycznie znajdujemy w dziś ogłoszonym nam „przyjściu”.
Pierwszym
echem na usłyszane teksty jest to, co w nich dominuje: nuta
realizmu, wskazującego na ostateczną katastrofę: „Jak było za
dni Noego, tak będzie z przyjściem Syna Człowieczego. W czasie
przed potopem jedli, pili, żenili się i za mąż wydawali aż
do dnia, kiedy nie spostrzegli
się,
że przyszedł potop i pochłonął wszystkich” (Mt 24, 37–39).
Człowiek
XXI
wieku może bardziej realnie patrzy na potop, niż człowiek sprzed
dwu
tysięcy lat. Można porównać opisy końca świata z Apokalipsy
i
opisy
wybuchu
bomby atomowej nad Hiroszimą. Nie ma wielkiej
różnicy. Wiemy
o tym dobrze i dobrze o tym wiedzą chyba wszyscy, którzy czynią
wysiłki, by tego typu końca świata nie było.
Ale
wiemy również, że dla wielu koniec jest bliski. To nie musi być
trzęsienie ziemi i spalenie świata. Zatrzymujemy się przy
kościelnych nekrologach, patrzymy na średnią umierania. Mówi się,
że jest wyższa niż przed stu laty. Różnica dwóch, trzech lat
nie jest istotna. Czarnej śmierci nie ma, ale jest za to biała
śmierć, jest rak, jest zawał. Zresztą przyczyna nie jest ważna.
Ważny jest tylko fakt, że się kiedyś trzeba z Bogiem w cztery
oczy spotkać.
Idziemy
ku Bogu, jedni z większą świadomością, inni z mniejszą
świadomością. Jedni idą do Niego szybko, trwając przed Nim
w adoracji i dziękczynieniu, inni opornie, w buncie, w wiecznej
rebelii, wiecznie skłóceni z Nim, ze sobą, ze światem. Ale los
wszystkich –
jednaki.
Obok
wizji katastrofy jest w dzisiejszych czytaniach wizja pokoju.
Wspaniała wizja, którą zarysował przed Izraelem prorok Izajasz,
mówiąc, że ludzie „przekują miecze na lemiesze, a swoje
włócznie na sierpy. Naród przeciw narodowi nie podniesie
miecza, nie będą się więcej zaprawiać do wojny” (Iz 2,
4). Pacyfizm Izajasza nie wypływał z braku realnego spojrzenia
na świat. Izajasz też wiedział, co się dzieje w człowieku i
co człowiek w sobie niesie. Ale wiedział również, że pokój
nastąpi poprzez Boga, który da Syna. I Syn rozdzielonych pojedna.
Wszystkie rozdarcia scali. Wszystkie nienawiści zmaże.
Powaśnionych sprowadzi do wspólnej rodziny.
Pośrodku
tych dwu wizji jest wskazanie dla nas. Św. Paweł w tym wspaniałym
swoim Liście do Rzymian mówi: „Teraz nadeszła dla was godzina
powstania ze snu” (Rz 13, 11). Ciekaw jestem, jak słuchacie tych
słów –
czy wam się zdaje, że jesteście pogrążeni we śnie, czy też
nie? Kaznodzieja ma prawo używać tych słów, gdy suponuje, że
wielu spośród jego słuchaczy zapadło w głęboki sen. Że
wielu śpi. Oczywiście –
jesteśmy na jawie, piękny dzień, światła się palą, przyszliśmy
po świeżym powietrzu. Ale wiecie dobrze, o jaki sen chodzi.
Można by przez cały ten tydzień długo się zastanawiać,
analizować sobie ten sen. Można nazwać sen przyzwyczajeniem,
rutyną. Można nazwać sen poślizgiem. Ktoś wpadł w poślizg,
jedzie na poślizgu już kilka lat... I oto do niego mówi Paweł:
„Teraz nadeszła dla was (nie łudźmy się: to nie dla nich, to
dla nas) godzina powstania ze snu. Teraz bowiem zbawienie jest bliżej
nas niż wtedy, gdyśmy uwierzyli” (Rz 13, 11). Bo teraz bliżej
jest śmierć – ostateczne spotkanie, inne aniżeli spotkanie
poprzez chrzest czy poprzez Eucharystię. Dla tych, którzy chcą i
nie chcą, dla tych, którzy mają wizję katastrofy, czy wizję
pokoju. Spotkanie nastąpi. Spotkanie to znaczy zbawienie.
A
oto wspaniałe następne słowa: „rozumiejcie chwilę obecną”
(Rz 13, 11). Rozumiejcie: oto teraz nadeszła godzina. Rok 2017 na
horyzoncie. Będzie to rok 100. rocznicy objawień Matki Bożej
w Fatima. Będzie to rok także innych wielkich wydarzeń. Stąd
jakże aktualne słowa: „rozumiejcie chwilę obecną”!
Czuwajcie,
bądźcie gotowi, „rozumiejcie chwilę obecną”! I wchodzi św.
Paweł w konkrety, żeby to nie było tylko takie mówienie o
wszystkim i o niczym: „Odrzućmy uczynki ciemności. Nie w
hulankach i pijatykach, nie w rozpuście i wyuzdaniu, nie w
kłótni i zazdrości" (Rz 13, 12–13). Pod każde hasło tego
jednego zdania proszę podciągnąć całą niedolę człowieka.
Wszystkie dni, wieczory, noce. W rodzinach, w zakładach pracy,
na ulicach. W centrum i na peryferiach. W tym się wszystko
mieści. Nazywa to Paweł w sumie „uczynkami ciemności”. I co
radzi? „Przyobleczcie się w Pana Jezusa Chrystusa i nie
troszczcie się zbytnio o ciało, dogadzając żądzom” (Rz 13,
14). Dogadzając tej drapieżności, która jest w człowieku. Która
się rzuca na wiele, wiele rzeczy – a później dusi się, dławi
się. Wszystko jedno: począwszy od informacji a skończywszy na
zwykłym chlebie. To konkrety Pawła. A nasze? Zadajcie sobie
dzisiaj pytanie, jak przeżyć te cztery tygodnie. Te cztery
tygodnie, które nadchodzą i przeminą – jak mówi polskie
przysłowie – „jak z bicza strzelił”.
Nam
jednak chodzi o to, aby te cztery tygodnie tak całkowicie nie
przeminęły bez echa, ale by pozostawiły w naszej duszy, w naszym
myśleniu i działaniu trwały ślad. Będą ku temu rozmaite
sposobności: roraty, rekolekcje. I chodzi o to, aby nam to wszystko
nie umkło, abyśmy te treści zapisali głęboko w sercu, abyśmy
nie myśleli: „mam jeszcze czas...”. Dotyczy to zwłaszcza tych,
którzy ciągle się tak „wyślizgują”, już są właśnie w tym
poślizgu. I ciągle mówią: jeszcze przyjdzie czas. Owszem,
przyjdzie! Na was też przyjdzie czas, ale może już nie będzie
można wyjść z poślizgu. I wtedy zatrzyma się poślizg a
reflektory już nie będą świecić w przód, tylko wam w oczy. Nie
łudźmy się. Będziemy musieli zdać sprawę ze wszystkiego.
Przy
rekolekcjach jest spowiedź. Proszę to sobie dobrze zapisać: nie m
a chrześcijańskiego Bożego Narodzenia bez spowiedzi. Nie tylko
narty, wygodna willa i odpoczynek, i spokój, i zabawa. Taki bowiem
jest dziś styl przeżywania świąt. Ale szukać Chrystusa, który
idzie jak milczący Pielgrzym.
Pokuta,
fiolet – to nie jest tylko po to, żeby ksiądz zmienił strój.
Patrząc, musimy pomyśleć sobie: fiolet to też internet, telewizor
i te wszystkie przyjemności, których dla relaksu oczywiście
potrzebujemy – ale trochę mniej. Ich trochę mniej – a trochę
więcej na kolanach, tutaj... Żeby nie utracić równowagi. Bo gdy
utracimy równowagę, będzie znowu poślizg. Zbliża się św.
Mikołaj, podarunki. Ewangelię kupić drugiemu, dać mu, poprosić
niech czyta, niech słucha Słowa... Zaczynający się rok
liturgiczny to nowy skok bliżej Boga. I bliżej pełnej wolności,
dla której zostaliśmy stworzeni.
Mówiąc
o przyjściu Pana nie zapominajmy o tym, że ON JUŻ JEST. Za chwilę
dalszy ciąg Mszy Świętej, kontynuacja Słowa. Słowo staje się
Ciałem i jest z nami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz