sierpnia 10, 2024

Homilia na Uroczystość Wniebowzięcia NMP - Maryjne fiat, moje "tak"

Świat lubi podziwiać Niewiastę. Na całym świecie. Nie wiem jak to się dzieje, ale szukają oblicza Twego Maryjo, choćby w od­blasku tego spojrzenia, które skierowałaś do Archanioła Gabriela, a potem na Dzieciątko Jezus.

Szukają Cię w kościołach, muzeach w kapliczkach przydroż­nych. Masz tyle twarzy, tyle wyobrażeń jest w tobie, Matko, ale które jest prawdziwe? Nie masz portretu, ani fotografii, a jednak ile ich jest w wizerunkach. Surowa twarz Królowej Częstochowskiej, z której bije blask klejnotów.

Próbują Cię odnaleźć w słodkiej Madonnie Nieustającej Pomo­cy i w zapatrzonej w Swojego Syna Madonnie Leonarda da Vinci. Może i ta, która przeżyła mękę Jezusa Chrystusa z obrazu Botticellego. I Maryja Wniebowzięta dzieło Wita Stwosza w Kościele Ma­riackim w Krakowie. Nam łatwo dzisiaj malować Ciebie z symbo­lami, łatwo układać wiersze, ale w pokorze ze świętymi. Artyści próbują bez powodzenia uchwycić Twoje rysy.

Wymykasz im się nieuchwytna, niepojęta. Ty zwykła kobieta, współodkupicielka ludzkości. Na obrazach widzimy tylko część prawdy - jak w każdym człowieku. Wszędzie czekasz na nas go­towa na pomoc - módl się za nami grzesznymi.

Bogurodzica włączona w historię zbawienia ludzi wpisana jest w życiorys każdego z nas. Obecna. Świadoma naszych losów, spraw i potrzeb. Uczy jak kochać Boga, jak Go szukać, jak odnajdywać Go w sobie, jak przy Nim trwać. Matka, która wszystko rozumie, ser­cem ogarnia każdego z nas. Czy i na ile prowadzi mnie do Syna?

I dlatego Bóg podarował nam ten ideał nie w jakiejś abstrak­cyjnej formie i nie w jakichś zwiewnych obrazach, ale w uciele­śnionej osobie, która miała tak samo krew jak inni ludzie i dlatego jest taka bliska, swojska i dostępna. Artyści i poeci patrząc na Ma­ryję tworzyli istne arcydzieła pędzla i dłuta, - które pociągają na­sze oczy i zmuszają do naśladowania.

Ale Maryja swoją wielkością wewnętrzną swoim pięknem przypomina nam, co straciliśmy przez grzech pierworodny. A przez Swojego Syna umożliwia nam drogę powrotną.

Dlatego dzisiaj w to święto święci się zioła i kwiaty, aby sobie przypomnieć, że Maryja jest naszym najpiękniejszym kwiatem i owocem tej ziemi. Stąd nie tylko w Bazylice Świętokrzyskiej, ale we wszystkich świątyniach Polski jest tak kolorowo - z wieńcami kwiatów, koszami owoców i pachnie świeżym chlebem. Bóg za­płać Wam Rolnicy, że dzielicie się chlebem. Jesteście wielcy, gdy tak jak Maryja mówicie Bogu „tak". Gdy kreślicie znak krzyża na bochenku chleba.

Niech się stanie wola Twoja. Najpiękniejszą modlitwą jest umieć Bogu powiedzieć „tak". Wszyscy to wiemy. Tak Ojcze! Tak jak Maryja. Tak może powiedzieć tylko człowiek wielkiej wiary. Iw nagrodę za to swoje „tak" została Maryja z ciałem i duszą wzięta do nieba. Za to „tak" została pochwalona przez swoją krew­ną Elżbietę. Za „tak" chwalą dzisiaj Maryję wszystkie pokolenia. „Wielbi dusza moja Pana". To jest Jej najpiękniejsza modlitwa. I wiemy, że ona jest bardziej złączona z wolą niż z rozumem. Po­wiedzieć Panu Bogu „tak" - jak to zrobiła Maryja, tzn. przyjąć drogę wiary i do końca wypełnić wolę Bożą. Wyłoniła się na po­wierzchnię dziejów ludzkich wtedy, kiedy uwierzyła Bogu i została Matką Boga. „Błogosławiona jesteś, któraś uwierzyła".

Maryja zrozumiała, że przyjęcie tej Bożej woli wypowiedziane w słowie „tak" to przyjęcie wielkiej próby męki i śmierci jej Syna.

Czyż może być większy ból matki jak bezsilnie obserwuje śmierć swojego Syna na krzyżu. W cierpieniu „tak", w smutku i boleści „tak". W radościach i wielkich uniesieniach, w pielgrzymkach i szturmie młodych serc - na Jasnej Górze - młodzież mówi „tak". Dyplomy i odznaczenia, sympozja , konferencje i stowarzyszenia -szeptane przed jej obrazem „tak" - niech się stanie Twoja wola -wobec Matki naszego Narodu.

Powiedzieć „tak", zgadzam się. Nie rozumiem, co się w moim życiu dzieje, nie wiem, dlaczego jest tak jak jest, ale zgadzam się -„tak". To jest wspaniała modlitwa.

Ludzie często mają pretensję do Boga, że wierzą, modlą się, chodzą do kościoła, zachowują przykazania, a życie ich jest cięż­kie. Nie powodzi im się dobrze, ciągle ich najbliższych nawiedzają krzyże, cierpienia, nieszczęścia. Dlaczego Pan Bóg nie pamięta o nich, skoro oni o Nim pamiętają. My te skargi słyszymy, na co dzień. Dlaczego Pan Bóg jeśli ich kocha nie broni od nieszczęść. Dlaczego ludziom uczciwym tu na ziemi nie zapewni opieki. To są skargi, które do naszych uszu dochodzą bardzo często.

I oto stoi przed nami Matka Najświętsza. Staje jak zwykle z troską o nasze dobro. Chce nam powiedzieć. Byłam Najświętsza ze wszystkich ludzi, nigdy nawet cień grzechu jej nie dotknął, nigdy iw niczym nie sprzeciwiłam się Stwórcy, zawsze pełniłam jego wolę. A czy oszczędził mi cierpienia. Czy sądzicie, że dla matki miejsce pod krzyżem umiłowanego Syna nie było miejscem kaźni. Maryjne fiat i moje „tak".

Przyjąć cierpienie z poddaniem się woli Bożej jest trudne. To nie jest tylko problem ludzi chorych w szpitalach i w domach. Jak­że często doznajemy szoku i zwątpienia, gdy nas doświadcza ból. Powiedzieć, tak jak Maryja: „niech się stanie" zwłaszcza, gdy boli. Ale w tej właśnie wewnętrznej akceptacji wyraża się świadectwo i sens cierpienia.

Po tragicznej śmierci amerykańskiej aktorki, Maryli Monroe, jeden z naszych dzienników pisał: „Nie wystarczyło frymarczyć jej ciałem, trzeba było dostrzec ducha".

Nostalgia? Moralizatorstwo? Dobrze. Tylko, dlaczego trzeba śmierci pięknego człowieka, by dostrzec duszę? Bardzo wymowne zdanie i jakby ponadczasowe. Rzeczywiście. Zbyt często tak jeste­śmy zajęci sprawami ciała, że nie dostrzegamy ducha. I nie trzeba nam szukać nadzwyczajnej sytuacji krańcowej, jaką jest śmierć, by dopiero wtedy dostrzec ducha.

Kiedyś poeta Jan Kochanowski pisał o „szlachetnym zdrowiu", którego wartość docenia się wtedy, kiedy się je straci. Niechby to i była prawda, zawarta nie tylko w ludowym porzekadle. W zasto­sowaniu jednak do wartości moralnych, trzeba wziąć poprawkę. Nie muszę, bowiem zaznać brudu, aby docenić wartość czystości i szlachetnego, moralnego życia. Nie muszę być na dnie, bym do­brze doceniał wartość wysokich lotów.

Dzisiaj świat ucieka się w swoich problemach do „opieki" bo­gów fałszywych, iluzorycznych. Poddaje swe życie wróżbitom, astrologom, wpływom mistrza sztuk wschodnich, zaklinaczom tłumów, psychoanalitykom. Doświadczenie uczy, że mimo dekla­racji wiary w Boga, tak naprawdę człowiek w życiu posiada wielu bożków, które przesłaniają oblicze Boga prawdziwego. Dlatego Maryja wzywa do pokuty.

Bo i dzisiaj czasy są trudne. Ludzie są gniewni. Tracą wiarę. Grzechem ratują się przed biedą. Niby chcemy dobrze dla Polski, tylko nam się języki pomieszały.

Pomyliła nam się wolność z bezprawiem, tolerancja z bezkar­nością miłość z seksem, świętość z barbarzyństwem, piękno z brzydotą ubóstwo z dziadostwem, szlachetność zmieszaliśmy z chamstwem. Dalej żyjemy w błocie afer i korupcji, przesłuchań, śledztw i zastraszeń, dlatego nie potrafimy patrzeć ku niebu, tam gdzie Matka Wniebowzięta.

Ja jestem przez Boga przeznaczony do nieba. Niestety słabość ludzka zbyt mocno wiąże mnie z ziemią. Nie chcę jednak czuć się jakby wdeptywany w błoto. Jak robaczek. Mam moc Bożą do po­wstania, mam siły do patrzenia w niebo. Maryja tu na ziemi przy­świeca ludowi pielgrzymującemu, jako znak pewnej nadziei i pociechy. Ona jest w Bożym planie rehabilitacji człowieka - zaj­muje miejsce wyjątkowe. To „lilija między cierniami" - jak śpie­wamy w Godzinkach.

Piękna należy szukać koło siebie - w tym, co niesie świat moż­na podziwiać piękno - Bóg, który jest piękny w samym sobie - dał je człowiekowi, aby się nim cieszył, podziwiał. Ale ważne jest, by człowiek szukał piękna wewnątrz duszy. Dlatego do nas ludzi zma­terializowanych, chce przemówić pięknem Niewiasty w słowach: „Cała piękna jesteś i nie ma w Tobie żadnej zmazy".

Właśnie dzięki Maryi, my ludzie tego świata nie jesteśmy ja­kimś zagubionym rodzajem stworzenia. Bo skoro spośród nas wy­szła Maryja, to i my jesteśmy przeznaczeni do radosnego życia w Bogu. Jak łatwo jest zauważyć u ludzi smutek, niepokój, - cho­ciaż często korzystają z atrakcji życia. Są smutni - bo brak im Bo­ga, brak piękna duszy.

Współczesny Michel Quoist medytuje tajemnice Wniebowzię­cia w taki oto sposób: „Palce, które dotykały Boga, nie mogły być nieruchome. Oczy, które kontemplowały Boga, nie mogły trwać zamknięte. Usta, które całowały Boga, nie mogły zwiędnąć. To ciało nie mogło zgnić i być zmieszane z ziemią".

Później już tylko tradycja przekazuje nam, że u kresu swych dni, Maryja zasnęła w Panu i z duszą i ciałem została wzięta do nieba. Niebo - zaszczytne miejsce. To również przedmiot naszej nadziei - cel pielgrzymki. To również dobro duchowe. Maryja już niebo posiada. My natomiast jesteśmy w drodze. Nasza radość, to radość nadziei, że kiedyś tam dotrzemy. Każdym dniem i rokiem, piszemy swoją własną księgę. Każdy nasz dzień, to nowa strona.

Kochany bracie, droga siostro - On wie, kiedy postawimy ostatnią kropkę. Droga do nieba to nie droga wielkich czynów, ale zwykłych, codziennych dobrze wykonanych obowiązków. Starajmy się zapisać tę jedną codzienną kartkę naszej życiowej księgi dzisiejszego dnia. I tak zapisaną zamknie Pan Bóg. Amen.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2016 Homilie i rozważania , Blogger