sierpnia 10, 2024

19. Niedziela Zwykła (B) - Wstań, jedz, bo przed tobą długa droga

Od trzech niedziel rozważamy szósty rozdział Ewangelii Św. Jana, a tematy żniwno-chlebne są nam wyjątkowo bliskie w to gorące jak piec lato. „Ziarna zbierzemy, odrzucimy chwasty, bo łan dojrzewa, pachnie świeżym chlebem ... Panie, dobry jak chleb". Czego uczymy się zbierając żniwo z naszych pól, troszcząc się o nasz chleb po­wszedni? Nauczyliśmy się przez wiele tysiącleci w różnych kulturach i cywilizacjach, że posiłek nie tylko sycił, ale jednoczył. Pogłę­biał więź między ludźmi. W naszym przyspieszonym i coraz bar­dziej pędzącym rytmie życia, zatraca się ten rytuał codziennie od­nawianej jedności. Wspólnego stołu i rodzinnego posiłku nic nie zastąpi, a rezygnacja z niego jest często objawem rozsypania się domowej wspólnoty. To bardzo ważne, aby tę wielopokoleniową mądrość podtrzymywać.

Było to ważne również dla naszego Pana, Jezusa Chrystusa, sko­ro Ewangelie kilka razy ukazują Jego obecność z uczniami na posił­ku: u Zebedeusza, Mateusza, Łazarza, w Kanie Galilejskiej czy nad Jeziorem Tyberiadzkim. A w przededniu męki i śmierci sam zapra­sza uczniów do Wieczernika, by spożyć z nimi wieczerzę. Dzisiejszy fragment Ewangelii pokazuje nam zdarzenia, które się dokonały po wspólnym posiłku wielkiego tłumu ludzi na pustkowiu nad jeziorem Galilejskim, czyli po cudownym rozmnożeniu chleba. Pan Jezus ukazuje nam więcej i chce, byśmy nie zatrzymali się tylko na tym jednym, cudownym zdarzeniu z pomnożonym chlebem i rybami. Mówi nam: „Ja jestem chlebem żywym, który zstąpił z nieba. Jeśli kto spożywa ten chleb, będzie żył na wieki". Jak to możliwe? - pyta­ją zgorszeni Żydzi i szemrzący między sobą chwilowi słuchacze. „Trudna jest ta mowa. Któż jej może słuchać?" Echo tych wątpliwo­ści ciągle pobrzmiewa. Szemranie, zdumienie i niedowierzanie Chrystusowi zbiera swoje żniwo do dziś. Niektórzy z wątpiących chcieliby widzieć w żywym chlebie tylko symbol, a nie rzeczywistą obecność Pana, który daje nam swoje Ciało na pożywienie. „Nie szemrajcie między sobą. Nikt nie może przyjść do Mnie, jeżeli go nie pociągnie Ojciec, który Mnie posłał (...) każdy, kto od Ojca usły­szał i nauczył się, przyjdzie do Mnie". Takie zapewnienie słyszymy dziś od Chrystusa. A na pytanie postawione wszystkim zgorszonym i szemrzącym: „Czy i wy chcecie odejść?", za św. Piotrem odpowia­damy: „Panie, do kogóż pójdziemy? Ty masz słowa życia wiecznego. A myśmy uwierzyli i poznali, że Ty jesteś Świętym Boga" (J 6, 68n). Jak dobrze, że w Kościele jest Piotr, który zawsze nas w wierze po­prowadzi i nauczy iść aż do domu Ojca. Nauczyliśmy się w Koście­le, że każda Msza św. daje nam cudowną sposobność zjednoczenia z Chrystusem i między sobą. Śpiewamy nawet o tym w pieśni: „Kto się z Panem tu jednoczy, tworzy jedno z Nim, Bóg miłością go na­zywa przyjacielem swym". Jakie to cudowne, jakie niepojęte; Chry­stus karmi nas swoim Ciałem, poi nas swoją Krwią!

To już nie manna, którą dał Mojżesz zgłodniałemu tłumowi na pustyni, nie pokarm i napój podany przez anioła zdesperowanemu Eliaszowi. To żywy i prawdziwy Chrystus, który dla zapewnienia nam życia wiecznego stał się pokarmem dla nas. Ważnym więc po­zostaje wciąż dla nas szósty rozdział Ewangelii Janowej, który stara­ją się pominąć wszyscy szemrzący i podejrzliwi. Zwróćmy uwagę na dość istotny szczegół. Tenże rozdział kończy się słowami Jezusa o Judaszu, który zamyka ten rozdział jak zamknął drzwi Wieczerni­ka podczas ostatniej wieczerzy, wychodząc z niego w ciemną noc.

Uczmy się raczej od Eliasza, który od anioła usłyszał: „Wstań, jedz, bo przed tobą długa droga".

Nie przypadkowo ten gorliwiec pojawił się dziś w liturgii sło­wa. Widzimy go utrudzonego i niemal zrezygnowanego, u kresu ludzkich sił. „Wielki już czas, o Panie! Odbierz mi życie, bo nie jestem lepszy od moich przodków!".

Dopiero, co rozprawił się z tłumem fałszywych proroków bez­bożnej królowej Izebel, bluźniącej Jedynemu Bogu. W obawie przed pogonią uciekł, więc na pustynię, gdyż wolał, żeby go do­tknęła raczej ręka Pańska, niż pełna zemsty ręka ludzka.

Czego nas uczy ta przytoczona dziś historia proroka Eliasza? Odpowiedź jest prosta - gorliwości w służbie Bogu i wielkiej troski o uświęcanie swojego życia, a także odpowiedzialności za innych.

Zawsze będą fałszywi prorocy, zawsze jakaś bezbożna Izebel będzie bluźniła Bogu, kpiąc z wszelkich wartości moralnych, a tym bardziej religijnych, mszcząc się na wierzących. Zawsze znajdzie się przysłowiowy Neron, który oskarży chrześcijan o podpalenie nie tylko Rzymu, ale całego świata. Toteż potrzebny jest prorok. Odważny, zdecydowanie stający w obronie Boga i Jego praw.

„W naszych czasach siłą ludzi złych jest lękliwość ludzi dobrych, a cała żywotność królestwa Szatana, ma swoje korzenie w opieszało­ści chrześcijan" - tak nauczał papież św. Pius X na początku XX w.

To stwierdzenie stało się dzisiaj jeszcze bardziej aktualne.

Zło przepuściło jeszcze większy atak, a my niejednokrotnie nabieramy wody w usta, nie mówimy jednym głosem, lub głosem przyciszonym, albo chcemy być w naszych wypowiedziach poli­tycznie poprawni.

Potrzeba zatem, byśmy od Eliasza uczyli się takiej zdecydowa­nej postawy, gdzie „tak", znaczy „tak", a „nie" - „nie", „bez świa­tłocienia".

Choćbyśmy opadli z sił, Bóg przyjdzie nam z pomocą i powie: „Wstań, jedz, bo przed tobą długa droga!" (IKrI 19, 7).

Tak jakby mówił: Skosztuj, zobacz ... nie trzeba przede Mną uciekać na pustynię.

Nie potrzeba więc odchodzić od Boga i po swojemu organi­zować sobie życie; nie potrzeba odchodzić od przykazań i na swoją rękę szukać norm postępowania; nie potrzeba wreszcie od­chodzić i gardzić wspólnotą Kościoła, by szukać szczęścia na wła­sną rękę i za wszelką cenę. Nie potrzebujesz odchodzić! Bóg sam wystarczy!

Może warto w tym miejscu zacytować człowieka - proroka naszych czasów, który miał wyjątkową świadomość zagrożeń dla współczesnego świata. To słowa św. Jana Pawła II: „Musimy dostrze­gać społeczne zagrożenie grzechu wpływające na budowanie świa­ta godnego człowieka. Istnieją krzywdy społeczne, które tworzą «komunię grzechu», gdyż poniżają Kościół, a w pewien sposób cały świat ... Walczcie w dobrych zawodach o wiarę (lTm 6, 12) dla ludzkiej godności, dla godności miłości, dla godnego życia -życia dzieci Bożych" (Chile, 2 kwietnia 1987).

A oto inne jego słowa: „Czy można odrzucić Chrystusa i wszystko to, co On wniósł w nasze dzieje? Oczywiście, że można. Człowiek jest wolny. Człowiek może powiedzieć Chrystusowi: «nie». Ale pytanie zasadnicze: «czy wolno»? I w imię czego «wolno»? Jaki argument rozumu, jaką wartość woli i serca można przed­łożyć sobie, Rodakom, narodowi, ażeby odrzucić i powiedzieć «nie» temu, czym wszyscy żyliśmy przez tysiąc lat. Temu, co stworzyło podstawę naszej tożsamości i zawsze ją stanowiło" (Błonia krakow­skie, 10 czerwca 1979).

Te słowa dedykujemy politykowi, który w sejmie z dumą wy­znał, że w burzliwej dyskusji o in vitro, nie chodzi wcale o sprawy merytoryczne, ale głównie o to, by się zdecydowanie sprzeciwić Kościołowi i Jego nauczaniu w tej sprawie.

Autor książki Ogień w nocy jako przykład nocy, która dosięga współczesnych, przywołuje taką opowieść: „Pewien rabbi zapytał swoich uczniów, jak można ustalić godzinę, w której kończy się noc, a zaczyna dzień. - Czy to pora, kiedy z daleka można odróż­nić psa od owcy? - zapytał jakiś uczeń. - Nie - odpowiedział rabbi. Czy to ta pora, kiedy z daleka można odróżnić drzewo figowe od daktylowego? - Nie - odpowiedział rabbi. - To w takim razie kiedy nastaje ta godzina? - zapytali uczniowie. - To jest czas, gdy możesz patrzeć w twarz jakiegokolwiek człowieka i widzisz swoją siostrę, swojego brata. Aż do tego momentu jeszcze panuje w nas noc" (Michael Albus).

Przed nami długa droga, aby w konkurencie, w tych z lewicy, z prawicy czy centrum, odnaleźć twarz swojej siostry lub swego brata. Niech nie pochłonie nas noc, jak Judasza odchodzącego z Wieczernika.

Siostro, bracie - wstań, jedz, bo przed tobą długa droga. Jedz, posil się, bo ina­czej ustaniesz w drodze. Amen.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2016 Homilie i rozważania , Blogger