sierpnia 17, 2024

20. Niedziela Zwykła (B) - "Ja jestem chlebem żywym..."

Pan Bóg dał nam dar największy, jakim jest On sam, w Chlebie Życia, w Eucharystii. Aż siedem razy mówi o Chlebie, który jest chlebem na życie wieczne.

Nie wyobrażamy sobie życia bez chleba. Jest on czymś powsze­dnim. Lecz zaraz przy tej okazji Chrystus wskazuje na chleb eucha­rystyczny, który jest pokarmem dla duszy i daje życie wewnętrzne.

Na czym to życie polega? Na mądrym przeżywaniu czasu i tego co nam zostało dane od Stwórcy. Chrystus poucza: „Jeżeli nie bę­dziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie".

Życie w sobie to znaczy życie mądre - inaczej nie żyje człowiek - tylko wegetuje.

Życie w sobie jest to przeżywanie własnego , ja", własnego stanu psychicznego. I z tym stanem wiąże się wszystko, kultura, moje życie rodzinne, życie harmonijne, nie rozdarte przez przeciwieństwa i kon­flikty. Wiąże się także umiejętność pokonywania wewnętrznych roz­darć i rozwiązywania sytuacji konfliktowych.

Życie w sobie oznacza rozwój. Świadomość, że może się pojawić zastój, odbiera człowiekowi nadzieję i optymizm. Zauważamy dzisiaj w naszym społeczeństwie bardzo niepokojące zjawisko stagnacji. Stagnacja w każdej dziedzinie jest wielką raną, która potrzebuje uzdrowiciela. Również stagnacja w życiu wewnętrznym chrześcija­nina jest bardzo niebezpieczna, jest wielką raną i również potrzebuje uzdrowiciela. Stagnacja. Nic się nie dzieje, nic się nie rozwija.

Znamy tę pieśń kibiców piłki nożnej, śpiewaną z ochotą po każdej kolejnej porażce polskich piłkarzy, czy po nieudanych igrzy­skach: „Polacy nic się nie stało". Tę pieśń, przejęli rządzący polity­cy. Cokolwiek by się nie działo, intonują ją w prorządowych środ­kach przymusu medialnego. Nie ma autostrad? - „Nic się nie sta­ło"! Brakuje miejsc pracy? - „Nic się nie stało"! Szkolnictwo upa­da? Nic się nie stało, korupcja, oszustwo ... nic się nie stało! I tak dalej, i tak dalej...

Proszę mi wybaczyć dygresję, ale w pewnym stopniu, my wszy­scy ulegamy dzisiaj takiemu stanowi ducha, także w dziedzinie życia duchowego. Były uroczyste komunie święte z rodzicami i chrzest­nymi. I pozostało tylko mgliste wspomnienie. „Nic się nie stało". Nie idę na Mszę św. - przecież w sondażach jest, że nie wszyscy chodzą do kościoła. - Żyję bez sakramentu małżeństwa: „Nic się nie stało".

Czy naprawdę nic się nie stało?... Przyzwyczailiśmy się do sta­gnacji, jakoś tam leci.

Tymczasem życie mądre będzie zgodą na samego siebie, nawet wówczas, gdy wydawać się będzie, że wszyscy, nawet najbliżsi żyją inaczej, niż żąda tego Pan Bóg.

Jezus Chrystus daje nam siebie w Eucharystii na pokarm ducho­wy po to, aby to nasze życie wewnętrzne mogło istnieć, było zdrowe, piękne, mądre, by mogło się prawidłowo rozwijać. Wszystkie porad­niki życia wewnętrznego, duchowego, podręczniki „kreatywnego myślenia" o tym nam przypominają i Pan Bóg, który jest naszym Stwórcą zadbał o to, abyśmy mieli możliwość przeżywania życia w Prawdzie.

Usłyszeliśmy dzisiaj w pierwszym czytaniu: „Mądrość zbudowa­ła sobie dom i wyciosała siedem kolumn... i stół zastawiła... Chodź­cie, nasyćcie się moim chlebem... Odrzućcie głupotę i żyjcie, chodź­cie drogą rozwagi" (Prz 9, 1 -6).

Życie - to największa wartość człowieka. Niczego tak nie broni­my jak życia i niczego tak się nie boimy jak śmierci. A równocześnie w nic nie przychodzi nam trudniej uwierzyć naprawdę, że jesteśmy nieśmiertelni. Nawet chrześcijanin, który choć uznaje, że śmierć nie gasi życia, że jest przejściem tylko do innego życia, choć słucha o tym, czyta i sam o tym innym mówi, z trwogą przyjmuje myśl, że trzeba umierać... Ileż starań podejmują dzisiaj ludzie, by życie na ziemi przedłużyć tutaj. Im mniej ufają Chrystusowi i Jego zapew­nieniom o nieśmiertelności - „Kto wierzy, choćby i umarł, żyć będzie na wieki", tym usilniej ludzkimi sposobami starają się przedłu­żyć swoją obecność na świecie. Takimi słowami można popsuć za­bawę tym wszystkim, którzy pragną się jedynie bawić i nie myśleć o rzeczach wiecznych.

I oto wobec ludzkości staje Bóg-Człowiek i z pozycji najwyższe­go autorytetu mówi, że człowiek jest nieśmiertelny i raz powołany do życia już więcej żyć nie przestanie. Wysłużył nam życie wieczne na Krzyżu i dlatego ma prawo mówić nam: „Ja jestem chlebem żywym, który zstąpił z nieba. Jeżeli kto spożywa ten chleb, będzie żył na wie­ki. Kto spożywa moje Ciało i pije moją Krew, ma życie wieczne...".

Tyle razy słyszymy te słowa i mamy świadomość, że dotyczą one nas. Przyjdzie kiedyś taki moment, kiedy trzeba będzie odejść z tego świata. Dlatego teraz, tak jak rolnicy z pól zbierają ziarno na chleb, by mogli żywić siebie i innych, tak my karmimy się Bożym Chlebem na życie wieczne.

On - Chrystus jest nam potrzebny zawsze i wszędzie jak chleb, ponieważ wszędzie, gdzie jest życie potrzebny jest chleb. Ale tak jak chleb trzeba wypracować i trzeba po niego wyciągnąć rękę, tak i Chrystusa trzeba uznać, przyjąć, jak prosi nas dzisiaj św. Paweł: „Baczcie... pilnie, jak postępujecie - nie jako niemądrzy, ale jako mądrzy. Wyzyskujcie chwilę sposobną...".

Właśnie przed takimi fundamentalnymi katastrofami wynikają­cymi z fundamentalnych błędów przestrzega nas Chrystus. Przestrze­gają przed tym filozofowie mówiąc: „Przecież nikt nie chciałby prze­bywać stale w towarzystwie człowieka głupiego i niegodziwego, nikt nie chciałby mieć takiego przyjaciela, przecież w swoim własnym towarzystwie będziesz przebywał całą wieczność, swoim własnym przyjacielem będziesz zawsze. Dbaj o siebie, jesteś tego wart". Jesteś cenny jak diament. O diamenty się walczy, a człowiek jest jak brylant - bezcenny, ale zagrożony. Diament może być najcenniejszą ozdobą każdej korony, każdej kolii, może rozcinać najbardziej hartowaną stal, ale diamentami można też palić w piecu. W końcu koks i dia­ment to ten sam węgiel, tylko w innych atomowych strukturach. Ab­surd? A czy życie nasze nie jest często tak właśnie absurdalne? Z tysięcy przecudownych możliwości bycia, które daje nam Bóg, nieraz wybieramy tę najniższą, tę najbardziej prymitywną. Tymcza­sem On uczynił nas tak wielkimi, byśmy stawali się jeszcze więk­szymi, a nie - żebyśmy wszystko stracili - jak syn marnotrawny.

Na szczęście można dzisiaj zauważyć, jak wiele ludzi Eucharystii- adoruje Chrystusa w kościołach i kaplicach. Uderzająca jest cichość i pokora „Boga z nami". Ileż jest takich miejsc, w których adoruje Go jeden samotny człowiek, jak Charles de Foucauld, który w wigilię swego nawrócenia modlił się przed tabernakulum: „Mój Boże, jeśli istniejesz, daj mi się poznać". Jak klęcząca w kaplicy siostra z Pi­smem Świętym na kolanach, jak studenci zamyśleni... Zawsze tak samo obecny, niezależnie od tego czy kościoły są pełne czy puste. Każde tabernakulum, każda Hostia na ołtarzu, każde wystawienie Najświętszego Sakramentu jest wystarczającym świadectwem, że umiłował nas „aż do końca" (J 13, 1).

Świat, od dnia Wielkiego Czwartku, stał się „monstrancją" Boga ukrytego w białym Chlebie. Katechizm Kościoła Katolickiego uczy, że w Eucharystii Jezus „pozostaje w tajemniczy sposób pośród nas jako Ten, który nas umiłował i wydał za nas siebie samego" (n. 1380). Jest dla nas tajemnicą nie tylko to, że ukrył się w kruchej Hostii, ale również to, że zgodził się pozostać milczący i ukryty dla świata. Jest nieustannie obecny w świecie, choć często nie zauważa­ny i nie odwiedzany. Karl Rahner SJ, znany współczesny teolog, z którego licznych dzieł o Eucharystii pisałem swoją pracę, mówił że: „Trwać na klęczkach i adorować Pana obecnego w Eucharystii, jest czymś, co wielu osobom nawet przez myśl nie przechodzi - zwyczaj dziękczynienia po Komunii i po zakończeniu Mszy wydaje się mniej lub bardziej zapomniany".

Często zbyt szybko rezygnujemy z adoracji, ponieważ nasz co­dzienny styl życia oduczył nas cierpliwego i spokojnego trwania „przy jednym". Żyjemy bardzo roztargnieni. Na co dzień nie jeste­śmy przyzwyczajeni do zatrzymania się, do ciszy i skupienia. W wie­lu kościołach w Polsce jest całodzienne wystawienie Najświętszego Sakramentu. Tysiące ludzi przychodzi codziennie: uklękną i adorują.

Kiedy idziemy na adorację dostrzegamy, że niełatwo jest pozo­stać w „ukryciu", skupić uwagę serca na Jedynym najważniejszym. Trudno jest trwać przed milczącym Bogiem „bez działania", gdy tyle jest „do zrobienia". Trudno jest wyciszyć się wewnętrznie, gdy mnó­stwo w nas niepokoju z powodu nie załatwionych spraw, wielu nega­tywnych uczuć czy hałasu. Tymczasem właśnie adorowanie cichego i pokornego Boga w białej Hostii może przywrócić nam powoli upragniony spokój serca. Świadomość żywej obecności Boga i Jego bliskości może stać się „lekarstwem" na nasze lęki i niepokoje. Wy­starczy niewiele... Wystarczy ofiarować Mu swoje trwanie, swój trud skupienia, swoje roztargnione myśli. Próbować oddać Mu siebie ca­łego takim, jakim jestem w danej chwili. Bóg nie tylko jest obecny przy adorującym, ale przenika Go całego, jego życie, spotkania z ludźmi, pracę. Przenika i uświęca. Z pewnością kiedyś w wieczno­ści dowiemy się, ile znaczyła dla świata i każdego pojedynczego człowieka adoracja klęczącej siostry w nieznanej kaplicy; dowiemy się, ile dla naszych rodzin znaczyły wieczne adoracje w klauzuro­wych klasztorach, w naszych kościołach parafialnych. Ile wreszcie znaczą dla świata i dla nas samych nasze osobiste adoracje. Przecho­dząc obok kościoła, możemy wejść na chwilę adoracji. Wystarczy być i milczeć, wystarczy kilka aktów strzelistych oddania, wdzięcz­ności i pamięci. Gdy mijamy księdza idącego z komunią świętą do chorego, godzi się przystanąć, oddać pokłon, uczynić znak krzyża świętego i jeśli to jest możliwe przyklęknąć.

Każdy z tych momentów, choćby krótki, może stać się gestem miłości, adoracją milczącej obecności Boga. Dzieje się wtedy coś bardzo ważnego: Ilekroć adorujemy Boga w Sakramencie Miłosierdzia, tylekroć przypominamy sobie i światu, że ON JEST, że chce wypełniać swoją obecnością każdy brak miłości, chce być obecny w każdej „tkance” świata, zdrowej i chorej. Chce, byśmy przyzywali Go modlitwą jak św. Faustyna: „Hostio żywa, Siło jedyna moja, Zdroju miłości i miłosierdzia, ogarnij świat cały...”.

I jak mówił św. Papież Jan Paweł II: „Kościół i świat bardzo potrzebują kultu eucharystycznego. Jezus czeka na nas w tym Sakramencie Miłości. Nie odmawiajmy Mu naszego czasu, aby pójść i spotkać Go w adoracji, w kontemplacji pełnej wiary, otwartej na wynagrodzenie za ciężkie winy i występki świata. Niech nigdy nie ustanie nasza adoracja”. (List Dominicae cenae, n3) Amen.

 

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2016 Homilie i rozważania , Blogger