„Cóż
więc mam uczynić z Jezusem, którego nazywają Mesjaszem?
Zawołali wszyscy: na krzyż z Nim!”
To
tak,
jakby na spotkaniu rodzinnym przysiedli w zadumie najbliżsi i
wspominali, jak było z tymi, którzy ich kochali, i których
oni kochają mimo upływu czasu - że spisek przeciw Jezusowi -
że namaszczenie w Betanii - że uczta paschalna - że zdrada Judasza
- tragedia zaparcia się Piotra - a potem wielka radość kapłanów
- spotkanie na dziedzińcu Piłata - Krzyż - Śmierć - Pogrzeb. I
pozostało wyciszenie serca i miłowanie aż do chwili radosnego
obwieszczenia, że Jezus znowu jest u drzwi i będą z Nim, a potem
na zawsze, do końca świata...
Nie
trudno wyobrazić sobie przeżycia bliskich, nastrój czekania i
zaufania słowom, które im zostawił jako zapewnienie, jak bardzo
ich miłuje.
Kościół
chce, żebyśmy podobnie uczestniczyli w tym tajemniczym
początku Odkupienia świata. Ma ten nastrój budzić w nas osobistą
więź z miłością Jezusa, której trzeba odpowiedzieć swoim
życiem. Ma to być okazją pogłębiania więzi z Bogiem
zadanej światu jak też więzi z wszystkimi, których ogarnęły
ramiona Jezusa na krzyżu.
Mają
te chwile być zadatkiem misji zbawiania oddalonych jeszcze ciągle,
zagubionych, odwróconych od krzyża, aby mieli okazję odszukać
własne drogi do Pana Boga.
Dla
wielu ze słuchaczy tekstu ewangelicznego może to być przywołanie
pod krzyż Jezusowy, aby odpowiedzieć życiem na znak krzyża dany
przy chrzcie świętym, postawiony przez rodziców na czole
dziecka, szanowany w rodzinnym mieszkaniu i zostawiony na czas
ostatni, gdy go nam podadzą w namaszczeniu pożegnania u progu
ziemi.
Takie
spotkania jak dzisiejsze, to testament, który rodzina odczytuje z
szacunkiem, przyjmując dar zbawienia rozpoczynający inny czas
ludzkości.
Otwarte
ramiona Chrystusa stają się bramą miłości, która jest nadzieją
i jedynym sensem istnienia. To nie krzyż nas przywołuje, ale
miłość, która woła wymawiając nasze imiona...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz