„Dziecko,
idź dzisiaj i pracuj w winnicy” (Mt 21,28). Łatwo wyobrazić
sobie pole zasadzone winoroślą. Wszystkie krzewy obciążone
winnymi gronami. Na sam ich widok czuje się smak wspaniałych
owoców. Bez wahania mówi się wtedy: „Idę, Panie” - na
propozycję pracy w winnicy. Potem jednak przychodzi świadomość,
że na polu jest upał, że kosze napełnione winnymi gronami są
ciężkie, że praca staje się monotonna. To wszystko sprawiło, że
syn wyraziwszy gotowość, do pracy jednak nie poszedł.
Drugi
syn, bardziej doświadczony, myślał że pracę może wykonać ktoś
inny, więc powiedział „nie chcę”. Potem jednak zobaczył, że
chętnych nie ma, dlatego pewnie bez entuzjazmu, ale z prostego
poczucia odpowiedzialności za to, co jest własnością jego
ojca, do winnicy poszedł.
To
wszystko zawarł Pan Jezus w przypowieści. Jak każda przypowieść,
również i ta, oprócz dosłownego, ma inne znaczenie, aktualne w
każdym czasie i przestrzeni w odniesieniu do każdego człowieka. To
w każdej i w każdym z nas może być, i pewnie jest, i pierwszy, i
drugi syn.
Mówimy
„idę, Panie” - w pierwszych dniach chodzenia do szkoły.
Później dopiero zaczynają się wagary i nieodrabianie lekcji.
Mówimy „idę, Panie”, gdy praca jest interesująca, zapłata
przynajmniej godziwa. Później przychodzi znużenie, chciałoby się
robić coś innego, w innym otoczeniu, za większe pieniądze.
Może
też być odwrotnie. Wystarczy pomyśleć o sytuacji wielu z was,
bracia i siostry przy odbiornikach radiowych. Przychodzi
choroba, przychodzi cierpienie, nieraz przewlekłe i bolesne. Może w
ten sposób spełnia się wobec was wezwanie ojca w przypowieści
Pana Jezusa: „Dziecko, idź dzisiaj i pracuj w winnicy” (Mt
21,28). Czy to możliwe? Dlaczego ja? Przecież to niesprawiedliwe.
Wydaje się, że odpowiedź może być tylko jedna: „Nie chcę”.
Spróbujmy
teraz wspólnie pomyśleć dalej. Może Pan Jezus utożsamia się z
przedstawionym w przypowieści ojcem, który posyła synów do pracy
w winnicy. Może chce, abyście za świętym Pawłem powtórzyli:
„Dopełniam braki udręk Chrystusa w moim ciele dla dobra Jego
Ciała, którym jest Kościół” (Kol 1,24).
Ale
czy można tak rozumować? Przecież nawet Pan Jezus przed męką
mówił: „Jeśli to możliwe, niech mnie ominie ten kielich” (Mt
26,39). To prawda. Pan Jezus jednak powiedział też: „Jeśli nie
może ominąć Mnie ten kielich i muszę go wypić, niech się stanie
wola Twoja” (Mt 26,42). Pan Jezus bowiem, jak słyszeliśmy,
„ogołocił samego siebie, przyjąwszy postać sługi...
uniżył samego siebie, stawszy się posłusznym aż do śmierci”
(Flp 2,7.8).
Zjednoczony
z Chrystusem chory staje się uczestnikiem Jego cierpień i „na
swój sposób dopełnia tego cierpienia, przez które Chrystus
dokonał odkupienia świata" (Salvifici
Doloris 24).
Człowiek „cierpiący znajduje jakby nową miarę całego swojego
życia i powołania” (Sahifici
Doloris 26).
Jeżeli w obliczu cierpienia mówił: „nie chcę”, to ożywiony
„dążeniem, które było w Chrystusie Jezusie” spełnia
wolę Ojca. Czyni to bez entuzjazmu, ale ze świadomością, że w
Kościele „każdy ma
na
oku nie tylko swoje własne sprawy, ale też i drugich” (Flp
2,4).
Cierpienie
ludzkie zawsze jest tajemnicą. Bardzo trudno człowiekowi samemu
przedzierać się przez jego mroki. Jeżeli ono jest obecne w ludzkim
świecie, to również i po to, by wyzwalać w człowieku miłość i
współczucie. Cierpienie jednych stanowi wyzwanie dla innych.
Przyzywa bezinteresowną miłość, jaka budzi się w sercach,
ale i w uczynkach ludzi. W imię tej bezinteresownej miłości
Bóg zwraca się do każdego człowieka: „Dziecko, idź dzisiaj i
pracuj w winnicy”. W tej winnicy, jaką jest świat ludzkiego
cierpienia pracują lekarze, pielęgniarki, salowe i wszyscy
przedstawiciele służby zdrowia. W tej winnicy jest również
miejsce dla każdej i każdego z nas.
Przypomnijmy
dzisiaj człowieka, o którym św. Jan Paweł II
powiedział,
iż „dzięki łasce Bożej stał się geniuszem miłosierdzia. Był
człowiekiem czynu i modlitwy, organizacji i wyobraźni,
stanowczości i pokory. Należy do przeszłości, a równocześnie
jest człowiekiem czasów dzisiejszych”. Tym człowiekiem jest
św. Wincenty a Paulo – jego liturgiczne wspomnienie obchodziliśmy
w minionym tygodniu.
Można
powiedzieć, że ten człowiek usłyszał kiedyś wezwanie: „Pracuj
w winnicy ludzkiego cierpienia — fizycznego i moralnego”.
Odpowiedział: „Nie chcę”. Chciał być duszpasterzem, jak
wszyscy inni księża jego czasów. Jak drugi syn z dzisiejszej
ewangelii, „później jednak się opamiętał”. Stanął twarzą
w twarz ze światem cierpienia i choroby, ze światem ubóstwa i
wszelkiego nieszczęścia. Szybko zorientował się, że nie
wystarczy jego bezinteresowny dar śpieszenia z pomocą. Dlatego
powołuje i organizuje różne stowarzyszenia miłosierdzia
chrześcijańskiego. Przedstawiciele tych stowarzyszeń:
Wincentyńskie Zespoły Charytatywne modlą się dzisiaj na Jasnej
Górze na swoim dorocznym spotkaniu. Powołuje dalej św. Wincenty
Siostry Miłosierdzia, dla których klasztorem ma
być
sala szpitalna lub mieszkanie chorego. Powołuje wreszcie
Zgromadzenie Księży Misjonarzy, aby Kościół mógł być przy
chorym w posłudze kapłańskiej. Ten Święty „należy do
przeszłości, ale równocześnie jest człowiekiem czasów
dzisiejszych”. Dzisiaj bowiem, jak zawsze w historii człowieka,
pozostaje aktualny jego charyzmat bezinteresownego poświęcenia
dla cierpiących.
Teraz,
gdy tu w kościele przeżywamy naszą niedzielną ofiarę i ofiarę
Chrystusa, uobecnia się przed nami Jego męka i śmierć oraz Jego
zmartwychwstanie. Jezus cierpiący chce, abyśmy nasze cierpienia
łączyli z Jego męką, abyśmy wspomagając cierpiących. Jemu
służyli. Jezus w chwale zmartwychwstania chce otoczyć chwałą
wszelkie ludzkie cierpienie i wszelkie ludzkie działania,
zmierzające do zaradzania potrzebom cierpiących. W Eucharystii
Chrystus cierpiący i zmartwychwstały staje się znakiem
miłości, którą „do końca nas umiłował”. Pragnie też, aby
zjednoczenie z Nim w Eucharystii pomagało i nam miłować do
końca: miłować w tajemnicy własnego cierpienia i miłować w
posłudze cierpiącym.
„Dziecko,
idź i pracuj w winnicy”. Ta praca to świadczenie dobra
cierpieniem. Ta praca to świadczenie dobra – każdemu
bliźniemu, a zwłaszcza cierpiącym.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz