października 01, 2017

26. Niedziela Zwykła (A) – Słuchać Ojca

"«Dziecko, idź dzisiaj i pracuj w winnicy!». Ten odpowiedział: «Idę, panie!», lecz nie poszedł' (Mt 21,28-29). To opowiedziane wydarzenie jest nam dobrze znane. Podobnych sytuacji i my doświadczamy. Nie chodzi jedynie o relacje między rodzicami a dziećmi. Podobnie zdarza się pomiędzy małżonkami, między współpracownikami.
Słowność. Postawa tak rzadka, jak częste są narzekania na jej brak. A narzekań jest wiele. Niedotrzymywanie obietnic, łama­nie danego słowa, zwyczajna nierzetelność, brak uczciwości i solidności. Tego wszystkiego nie są w stanie upiększyć ładne słów­ka, ani nie kończące się samousprawiedliwienia, ciągłe tłuma­czenie się.
"«Dziecko, idź dzisiaj i pracuj w winnicy!». Ten odpowiedział: «Idę, panie!», lecz nie poszedł' (Mt 21,28-29). Nasza reakcja na takie postępowanie jest jednoznaczna, nasza ocena jest wyraźna, bo sami wiemy jak to boli być oszukanym przez osobę, którą obda­rzyło się zaufaniem. Tak jest, tak reagujemy, gdy stroną okła­maną jest człowiek. A jeśli tym, który prosi, jest Bóg? Jeśli tym, który nakazuje, jest Ojciec w niebie, to jaka jest wtedy nasza re­akcja? Zapytamy prościej: jakie uczucia w nas budzą te dwa słowa - "Boże przykazanie"?
"Ten odpowiedział: «Idę, Panie!», lecz nie poszedł' (Mt 21,29). My nie wiemy, dokąd w takim razie on poszedł. Ale musiał przed samym sobą jakoś się usprawiedliwić, wytłumaczyć. Może miał inne sprawy na głowie. Jakieś ważne spotkanie. Może praca w winnicy wydawała mu się za ciężka, a był to upalny dzień. Właś­ciwie to słucha on ojca. Na pewno bardziej niż brat, który znowu się przeciwstawił. Jeśli ojciec go prosił jako pierwszego, to znaczy, że jest lepszy od swego brata. A to jedno polecenie, jedno tylko przykazanie, czy to nieważne, że wypełnia inne. W końcu później też można pójść do winnicy. "Robota nie zając..." I tak miał on swoje wymówki, wytłumaczenia.
A w tym czasie ojciec "Zwrócił się do drugiego i to samo powiedział. Ten odparł: «Nie chcę». Później jednak się opamiętał i poszedł' (Mt 21,30).
Dwóch braci, wtedy, w Ewangelii. Nas wielu, dzisiaj, w tym kościele. W którym z braci, możemy zobaczyć siebie? Może nam ciężko z jakimś tylko jednym przykazaniem. Może umiemy się usprawiedliwić: takie dzisiaj czasy, bo inni, bo Kościół... Jeśli tłumaczymy się z jednego nie wypełnionego przykazania, to - tak naprawdę - czym różnimy się od pierwszego brata? Ile znaczy wówczas wypełnianie tych innych przykazań, które są dla nas łatwiejsze do zaakceptowania i wypełniania? Na co było temu pierwszemu chodzić do winnicy, przycinać krzewy, podlewać, oczyszczać, by potem na koniec, ten jeden raz nie pójść, aby zebrać owoce? Co z tego, że gromadzimy nasze dobre czyny do dziura­wego naczynia, którego nie chcemy zatkać, tłumacząc się, że dziu­ra jest tylko jedna. Takie naczynie w końcu pozostanie puste. Puste będzie też serce człowieka, który przywiązał się do jednego grzechu, zaakceptował go, nie widzi w nim wielkiego zła i myśli, że dobre czyny wypełnią jego życie. Nie dajmy się zwieść takiemu przekonaniu. Nie oszukujmy samych siebie takim rozumo­waniem. Nie niszczmy wartości dobrych czynów przez akceptację jednego chociażby grzechu.
I jeszcze ten drugi, co powiedział ojcu: "Nie chcę" (Mt 21,30), ale się opamiętał i poszedł. Uznał zło, zawrócił z tej drogi, którą już dawno rozpoczął. Nie szukał wykrętów, nie krył się za pię­knymi słówkami, pustymi obietnicami. Co ważne: nie zgorszył się postawą swego brata, którego wszyscy uważali za lepszego, da­wali mu go za przykład. Mimo tego wszystkiego, do czego się przyzwyczaił, opamiętał się i zmienił zdanie.
Mamy ich dwóch. I my widzimy nasze zachowania, nasze postępowanie w życiu i zachowaniach tych dwóch. Jak łatwo w odbiorze znaczenia dzisiejszej Ewangelii o pomyłkę. Dlatego po­trzebne nam jest ostrzeżenie św. Jana: "Jeśli mówimy, że nie mamy grzechu, to samych siebie oszukujemy i nie ma w nas praw­dy" (1 J 1,8). Każdy jest więc grzeszny. W końcu żaden z dwóch synów nie był bez winy wobec ojca. My zaś jesteśmy wezwani w dzisiejszym Słowie Bożym do spojrzenia na własną winę, na włas­ne grzechy. Mogą być dwa różne skutki tego spojrzenia. Pierwszy owoc, przyjemny w dotyku, miły w wyglądzie, ale w swym wnę­trzu zatruty przez samousprawiedliwienie, zakłamanie, odkła­danie na potem, na pojutrze, na nigdy, oderwania się od jakiegoś grzechu. Spojrzenie na własne życie może zrodzić inny owoc, może gorzki w smaku, nie nadający się na pokaz, za to dający zdrowy pokarm, przynoszący szczere nawrócenie do Boga.
Który owoc wybierzesz, za którym z synów podążysz, czy posłuchasz głosu Ojca?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2016 Homilie i rozważania , Blogger