lipca 06, 2024

14. Niedzela Zwykła (B) - On jest wśród nas!


Czy nigdy nie zaświtała wam, Bracia i Siostry, taka myśl - marzenie: szkoda, że nasze życie nie zostało zaplanowane przez Stwórcę w czasach współczesnych Jezusowi z Nazaretu. Bo może się nam wydawać, że gdybyśmy spotkali osobiście Pana Jezusa, gdy wędrował po Galilei, Samarii i Judei, i mogli usłyszeć jego głos, i ujrzeć go z bliska, i spojrzeć Mu w oczy, i dotknąć jego płaszcza jak kobieta z tłumu, to łatwiej byłoby przyjąć jego we­zwanie, po prostu łatwiej zawierzyć jego słowu.

Ale to się tylko nam wydaje. Wiemy przecież, że wielu było tych, co Jezusa słuchali osobiście i mogli mu spojrzeć w oczy, a nie przyjęli jego nauki. Nawet w grupie uczniów byli tacy, co głośno oświadczali: Twarda jest jego mowa, nie można jej słuchać. I odchodzili.

O tym trudnym zadaniu proroka, człowieka mówiącego w imieniu Boga, opowiadają nam wybrane fragmenty Pisma w dzisiejszej liturgii.

Ezechiel posłany do synów Izraela był realistą. Mocno stał na nogach. Nie miał złudzeń. Będzie mówił do ludu o bezczelnych twarzach i zatwardziałym sercu. Małe są szanse, że go usłuchają. Ale będzie mówił, przypominał prawo Boże, żeby przynajmniej wiedzieli, że Bóg o nich nie zapomniał.

Jak boleśnie przeżywał swoje powołanie św. Paweł. Skarży się dzisiaj w 2 Liście do Koryntian. Spotykają go zagrożenia podwój­ne. Przeżywał wewnętrznie pokusy niejasnego pochodzenia. Po­nadto ciągle mu groziły prześladowania zewnętrzne. Czuł boleśnie swoją bezsilność. I chyba w końcu zrozumiał: Ilekroć niedoma­gam, tylekroć jestem mocny. Apostoł otwiera się pokornie na zwy­cięską łaskę Chrystusa. On uczony faryzeusz i wymowny nauczy­ciel wie, że jest tylko narzędziem w ręku Boga.

W tym samym nastroju przeżywamy fragment Ewangelii. Święty Marek opowiada o niepowodzeniu Jezusa wśród swoich ziomków i krewnych. Znali go od dzieciństwa. Słyszeli o jego suk­cesach w innych stronach. A kiedy przyszedł do nich, do Nazaretu, okazało się, że właśnie powiązania rodzinne stały się powodem oporu. To dla samego Jezusa było zaskoczeniem. Dziwił się ich niedowiarstwu, nie mógł tam zdziałać żadnego cudu, kilku chorych tylko uzdrowił. Opuścił Nazaret, sąsiednie miasto Kafarnaum uznał za swoje, bo tam został przyjęty. Jego słowo rozbrzmiewało wszę­dzie, gdzie znalazł życzliwych słuchaczy.

Kiedy w roku 1965 zebrał się II Sobór Watykański, to pierw­szym problemem, którym się zajął, była Liturgia", regularne spo­tkania w dzień Pański tych, „co przyjęli mowę Piotra", zostali ochrzczeni, trwają w nauce Apostołów i w uczestnictwie łamania chleba i w modlitwach... chwaląc Boga i zyskując łaskę u całego ludu (por Dz 2,41-42).

W tych zgromadzeniach widzi Sobór przedłużenie obecności Chrystusa, który chociaż wrócił do Ojca i siedzi po jego prawicy, to jednak spełnił swoją obietnicę: „Jestem z wami przez wszystkie dni aż do skończenia świata" (Mt 28, 20).

ON, Jezus Chrystus, jest obecny w swoim Słowie, albowiem gdy w kościele czyta się Pismo święte, wówczas On sam mówi. Jest obecny, gdy Ko­ściół się modli i śpiewa psalmy, gdyż sam to obiecał: „gdzie dwaj albo trzej są zgromadzeni w imię moje, tam i ja jestem pośród nich" (Mt 18, 20; por. Konstytucja o świętej liturgii, 7).

W ten sposób przygotowujemy się do przyjęcia świętych zna­ków eucharystycznych, które są żywą i realną Jego obecnością.

Należy słuchać dobrze, co nam jest głoszone jako przygotowa­nie do Komunii świętej, z powtarzającym się upomnieniem.: „Oto słowo Boże, oto słowo Pańskie".

Co to znaczy: słuchać dobrze? Zakładamy, że nasz duszpasterz zadbał o to, aby nagłośnienie było sprawne, żebyśmy mogli usiąść, bo słuchać można z uwagą, gdy nam nogi nie wrastają w posadzkę. Lektor czytający Pismo nie jest z łapanki i umie czytać trochę le­piej, niż go pani nauczyła w szkole podstawowej. A ponadto jest świadomy tego, że czyta słowa święte. Wtedy trzeba zamienić się w słuch w przekonaniu, że te święte teksty są przeznaczone dla mnie: „Mów Panie, bo słucha sługa Twój".

Bo wśród tych tekstów skierowanych do całego ludu Bożego jest także choć jedno zdanie, jedno słowo skierowane do mnie. Mam być tak uważny, bym go nie przeoczył.

Co miesiąc ilustrowany dodatek do Tygodnika Katolickiego stawia zawsze te same pytania: „Powiedz, jak to jest z twoją reli­gijnością?" Czy czytasz chętnie Pismo święte? Co ci się podoba w Kościele, co się nie podoba? Jakich lubisz świętych? Kogo uwa­żasz za ważną postać z historii Kościoła? A kogo w czasach współczesnych?

Wśród tej serii pada też pytanie: „Czy uważasz, że jest sprawą ważną, aby w każdą niedzielę przychodzić na Mszę świętą?"

Odpowiedź na to pytanie w jednym z numerów czytamy: „Tak, to jest bardzo ważne". „Nie możemy żyć bez świętowania dnia Pańskiego". Ta zasada pochodząca z czasów pierwszego Kościoła uzmysławia nam, że żyjemy jako chrześcijanie nie stawiając na własne siły, ale na mocy Jezusa Chrystusa. Być chrześcijaninem, uczestniczyć w Eucharystii, istnieć jako Kościół, to są pojęcia nierozdzielne. Przykazanie świętowania niedzieli jest zewnętrznym wyrazem wewnętrznej potrzeby" (CiG im Bild, VI, 2003).

Jak długo będzie to dla mnie sprawa ważna i będę strzegł, aby miejsce moje w kościele nie było puste, gdy się za mnie Pan Jezus ofiaruje i modli, jak długo otwieram się na słowo natchnione przez Boga, aby nie spadło na ziemię, ale bym je osobiście przyjmował jako dobre ziarno, tak długo jest nadzieja, że mi się życie nie po­płacze, bo trwam we wspólnocie, która się ze mną i za mnie ciągle wstawia do Boga. A ja jestem tą ewangeliczną, nie nazwaną z imienia kobietą, która wiedziała na pewno: Tylko On, Jezus z Nazaretu, może mi pomóc. Bylebym tylko do Niego dotarła.

Ja także, wiem to samo i świadom jestem słabości. I nikt mnie z niemocy nie uleczy, tylko Ten, który jest moją mocą i zbawie­niem moim. Mam tylko być stale niedaleko, na wyciągnięcie ręki. A On zawsze w czasie Najświętszej Ofiary zawsze jest blisko. Jest wśród nas. To nie jest nasze marzenie. To jest Jego decyzja.

Jeden Ewangelista donosił nam dziś, jakie kłopoty miał Pan Je­zus z własną rodziną, druga opowiada też o innym także rodzinnym epizodzie. Jezus naucza. Otoczony jest tłumem słuchaczy. Ktoś mu przerywa, bo sprawa wydaje się ważna: Matka twoja i bracia stoją na dworze. Chcą się z tobą zobaczyć. A Pan Jezus na to: „Moją matką i moimi braćmi są ci, którzy słuchają słowa Bożego i wy­pełniają je" (por. Łk 8, 19-21).

A zatem: Czy dostrzegam w Jezusie Boskiego Nauczyciela, który chce przekazać mi mądrość niezbędną do właściwego przeżywania codzienności? Jaka jest moja relacja do Słowa? Czy noszę w sobie pragnienie nie tylko słuchania go, ale i wprowadzania w życie? Czy mam świadomość, że moje otwarcie na Słowo czyni ze mnie członka rodziny Jezusowych uczniów?


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2016 Homilie i rozważania , Blogger