lipca 13, 2024

15. Niedziela Zwykła (B) - Idźcie, oto was posyłam!

Ukochani Bracia i Siostry, gdy w 1997 roku z zainteresowaniem wpatrywaliśmy się w kolejny sukces myśli ludzkiej, jakim niewątpliwie było lądowanie pojazdu kosmicznego na Marsie, mogło się nam wydawać, że człowiek jest naprawdę wielki. Oto siedząc wygodnie w fotelach oglądaliśmy z bliska oddalony o miliony kilometrów marsjański krajobraz. Ale to, co stało się w naszym kraju w minionym w tamtym pamiętnym roku, brutalnie przypomniało nam praw­dę o kruchości naszego istnienia, o bezradności wobec potęgi żywiołu. Zupełnie nagle, niekiedy dosłownie z godziny na godzinę dziesiątki tysięcy ludzi pozostało bez prądu, gazu, łączności przez fale powodzi, która zalewał wtedy nasz kraj. Ściany wielu domów obsuwały się z taką łatwością, jak gdyby zbudowane były z klocków. Samochody, jak dziecięce zabawki pływały po wodzie. Ale co najgorsze, tylu ludzi straciło życie, tyle było łez i cierpienia.

W jednej z dramatycznych relacji z terenów, objętych wtedy powodzią, pewna kobieta pytała łamiącym się głosem: „czy to kara Boża na nas przyszła?" Kiedyś doniesiono Jezusowi o tragicznym wypadku jaki miał miejsce w je­dnym z pobliskich miast. Zbawiciel odpowiedział wtedy: „Myślicie, że owych osiemnastu, na których zawaliła się wieża w Siloam i zabiła ich, było większymi winowajcami niż inni mieszkańcy Jerozolimy? Bynajmniej, powiadam wam; lecz jeśli się nie nawrócicie, wszyscy tak samo zginiecie. "Czy ta powódź jest karą? Przecież woda wdarła się tak samo do domów ludzi prawych, jak i lekceważących Boże przykazania. Pojawia się nurtu­jące pytanie: dlaczego tak się stało? Dotykamy tutaj odwiecznej tajemnicy cierpienia. a cierpienie, zło, grzech i śmierć, jak uczy Pismo Święte, pochodzą od Złego. To on, szatan, jest źródłem wszelkich nieszczęść na ziemi. Wielu ludzi w ostatnim tygodniu, jak biblijny Hiob, straciło wszystko. A przecież dobrze pamiętamy, kto pragnął nieszczęścia Hioba, tego prawego i dobrego człowieka. Bez względu na to, czym mają być w zamyśle Bożej Opatrzności te tragiczne wydarzenia, których jesteśmy świadkami, to przypominają nam one prawdę, o której człowiek tak łatwo i szybko zapomina: jesteśmy tylko ludźmi. Jesteśmy tylko kruchymi stwo­rzeniami. I mimo całej potęgi ludzkiej myśli wobec kataklizmu wciąż jesteśmy bezradni, jak małe dzieci. To prawda, skutki tragedii może poważnie ograniczyć sprawna akcja ratownicza, dobry system zabezpie­czeń, ale nawet w wysoko rozwiniętych krajach powodzie niosą zniszczenia i ofiary śmiertelne. Pożary, trzęsienia ziemi, epidemie, powodzie, wypadki były, są i będą. I będą nam zawsze przypominać o naszej małości i kru­chości i będą zawsze prowokować pytania, czy warto bez granic angażo­wać się, poświęcać całe swoje życie dla zdobywania dóbr doczesnych, skoro cały dorobek może być zniszczony tak błyskawicznie. „Nie gromadź­cie sobie skarbów na ziemi, gdzie mól i rdza niszczą i gdzie złodzieje włamują się i kradną" - powiedział Jezus. Tak bardzo wymowna była odpowiedź pewnego człowieka, mieszkającego na terenach obecnej klęski żywiołowej, który na pytanie reportera: „czy stracił pan wszystko?" powiedział: „nie, tylko cały dobytek, ale żona i dzieci są ze mną. Będziemy musieli zaczynać od nowa". Próbował się przy tym uśmiechnąć, choć wyraźnie przychodziło mu to z trudnością.

Mieszkańcy Polski znacznej części Polski cieszą się w tym roku tym, że im fala powodziowa nie zagraża, że mogą spać spokojnie. To prawda, powódź zalała inną powierzchnię kraju, ale w perspektywie tej tragedii chyba każdy z nas powinien zadać sobie pytanie: a gdybym stracił cały dobytek, to co by mi pozostało?

W dzisiejszej Ewangelii byliśmy świadkami sceny rozesłania uczniów. Jezus zabronił im zabierać ze sobą chleba, torby, pieniędzy. A przecież, patrząc po ludzku, to wszystko mogło im się bardzo przydać i przyczynić do tego, by ich misja była bardziej skuteczna. Może nawet Apostołowie pytali: „Jak będziemy mogli pokonywać drogę, głosić naukę skoro wyru­szamy z pustymi rękami?" A jednak Chrystus chciał, by ci pierwsi misjo­narze poszli bez żadnego specjalnego wyposażenia, nawet bez środków potrzebnych do przeżycia podróży. Dlaczego Jezus tak postanowił? Ponieważ On jest Bogiem Wszechmogącym. On decyduje o szczęściu czło­wieka, o skuteczności jego pracy. Powódź pozbawiła wielu ludzi chleba, pieniędzy, ubrania. Oni też pytali wtedy: jak mamy teraz iść przez życie bez tego wszystkiego? Jak mamy sobie radzić? Apostołowie byli pewnie zaskoczeni radykalnym zakazem Jezusa, ale zaufali Mu i z tej wyprawy powrócili szczęśliwi. Drodzy bracia i siostry, ta tragedia może stać się łatwo dla kogoś okazją do buntu, przekleństw, goryczy. Ale można powtó­rzyć za Hiobem: „Dał Pan i zabrał Pan". To może być bardzo trudne zdo­być się na taką ufność, ale pamiętacie jak skończyła się historia tego człowieka, który stracił wszystko? To jest właśnie wielka tajemnica wiary. Ta o słodkim krzyżu i lekkim brzemieniu.

Syn Boży stał się człowiekiem, aby doświadczyć kruchości ludzkiego istnienia, wszelkiej małości, biedy i nędzy jaka bywa udziałem każdego z nas na ziemi. Jezus dobrze poznał, co to znaczy cierpieć, być samotnym, opuszczonym. Gdy woda zalewała łódź, On także usłyszał mówione z wy­rzutem słowa: „Nauczycielu, nic Cię to nie obchodzi, że giniemy?" W sy­tuacjach tragicznych tak łatwo o postawę buntu. Panie, nic cię to nie obchodzi, że zginiemy? Obchodzi Jezusa. To przecież on przemówił i przemawia do setek tysięcy ludzi dobrej woli, tych wierzących i niewierzących, by nie pozostawali obojętni na los powodzian. To Chrystus przymusza swoich uczniów, aby spieszyli z konkretną pomocą dla po­szkodowanych. Gdzie wzmógł się grzech, tam jeszcze obficiej rozlała się łaska, gdzie dokonuje się coś złego, tam także rodzi się dobro. Drodzy bracia i siostry, to co się wtedy dokonało ocenić można gołym okiem: żywioł pokonał człowieka. Ale przecież z drugiej strony to nie koniec starcia dobra ze złem. To naprawdę od nas zależy, naprawdę od nas czy dobro zwycięży. To od nas chrześcijan, katolików, wszystkich Polaków zależało wtedy w ogromnej mierze, czy już za rok, w następne lato, ci którzy wtedy opłakiwali gruzy swoich domostw, mogli siedzieć w swoich ogródkach, na ławkach w parkach, a po tragedii pozostaną im tylko bolesne wspomnienia i doświadczenia, z których da się chyba wyciągnąć wnioski na przyszłość. To, co mówię jest naprawdę realne i dziś, a świadczy o tym ogrom dobra i rozmiary hojności, jakie budzą się we wszystkich mieszkańcach całego kraju. Ktoś powie: domy, ulice można odbudować, ale tych co zginęli, straciliśmy na zawsze. Byłoby tak gdyby nie Golgota, gdyby nie Chrystus i Jego zwycięstwo nad śmiercią. Nic nie jest stracone i nikt nie jest stracony w królestwie Tego, który jest Bogiem Wszech­mogącym.

Kiedy woda rzeczywiście zalała część kraju, ale także my, mieszkańcy innych regionów naszej ojczyzny, jeśli czujemy się Polakami, musimy powiedzieć sobie: nas wszystkich dotknął kataklizm. Taka powódź jest godziną prawdy i próby. Przysłowie mówi: przyjaciół poznaje się w biedzie. Nastała bieda i przyszedł czas na konkretną pomoc. Teraz już nie wystarczą piękne słowa i deklaracje. Jest to czas prawdy o ludzkiej solidarności, zapobiegliwości.

Drugiego czerwca 1997r., w Legnicy, Papież Jan Paweł ll powiedział do zgro­madzonych tłumów następujące słowa: „Przychodząc do Stołu Pańskiego, aby posilać się Ciałem Chrystusa, nie możemy pozostać obojętni na tych, którym brakuje codziennego chleba. Trzeba o nich mówić, ale trzeba też odpowiadać na ich potrzeby. Jest też naszym wspólnym obowiązkiem, obowiązkiem miłości, nieść pomoc na miarę naszych możliwości tym, któ­rzy jej oczekują. «Wszystko co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili» - mówi Chrystus. «Wszystko czego nie uczyniliście jednemu z tych najmniejszych, tegoście i Mnie nie uczynili». Potrzeba naszego chrześcijańskiego dzieła, naszej miłości, aby Chrystus obecny w braciach nie cierpiał niedostatku. Zachęcam was, bracia i sio­stry, abyście budzili w sobie wrażliwości na wszelki niedostatek i ofiarnie współdziałali w niesieniu nadziei wszystkim, którym jej brak. Niech eucha­rystia będzie dla was niewyczerpanym źródłem tej wrażliwości i mocy do jej urzeczywistniania w codzienności".

Po tych i innych słowach Papieża rozlegały się gromkie oklaski. Drodzy bracia i siostry. Nadszedł czas, który pokaże czy my wszyscy naprawdę słuchaliśmy Namiestnika Chrystusowego, czy go zrozumieliśmy. Minione dwa, trzy dni dają nadzieję sądzić, że wielu ludzi wypełnia posłanie, które pozostawił nam Ojciec święty. Mocno wierzę w to, że dzisiejszej niedzieli dołączą do nich wszystkie pozostałe dzieci Kościoła, duchowieństwo, świeccy i wszyscy ludzie dobrej woli.

Na pewno wiele osób z zalanych terenów nie będzie mogło wtedy uczestniczyć we mszy świętej w swoim kościele parafialnym.  Wielu tamtej niedzieli nie zasiadło przy rodzinnym stole. To był dla wielu  dzień wytężonej pracy, obrony przed nadchodzącą falą, usuwania szkód, aby jak najszybciej móc zamieszkać w warunkach choćby zbliżonych do normalności. Wiem, że w takiej sytuacji zdawkowe słowo pocieszenia mogło wtedy być śmiesznie nieadekwatne wobec tragizmu zaistniałej sytuacji. Jakże adekwatne do tamtej sytuacji były Ojca świętego Jana Pawła II, które wypowiedział  na zakończenie tej niezapomnianej mszy świętej pod Wielką Krokwią w Zakopanem. Mówił wtedy: „Dzisiaj dziękowałem Bogu za to, że wasi przodkowie na Giewoncie wznieśli krzyż. Ten krzyż patrzy na całą Polskę, od Tatr aż do Bałtyku. I ten krzyż mówi całej Polsce: Sursum Corda - w górę serca! Trzeba, ażeby cała Polska, od Bałtyku aż po Tatry patrząc w stronę krzyża na Giewoncie, słyszała i powtarzała: Sursum Corda - w górę serca!" Tyle słów Papieża. I to chyba są dla nas wszystkich bardzo ważne słowa. Ten krzyż z Giewontu patrzy dziś na całą Polskę, naszą ukochaną Ojczyznę. I wy także patrzcie z ufnością na krzyż. Bo od dwudziestu wieków jest on znakiem nadziei. Krzyż z Golgoty jest początkiem drogi ku zwycięstwu, jest początkiem drogi wiodącej od rozpaczy do niepojętej radości. Tylko z krzyżem można przejść taką drogę. I wy, drodzy bracia i siostry, z krzyżem i w imię krzyża, na przekór zwątpieniu, bądźcie mężni. Wierzymy, że z Bożą i ludzką pomocą, którą dziś ku wam kieruje cały Kościół w Polsce, pokój powróci do waszych domów, rodzin i serc. Bóg pamięta o liliach i ptakach powietrznych. O tych pięknych stworzeniach Bóg pamięta, ale za człowieka sam wydał się na śmierć. I dlatego nie są puste słowa i dziś, dla nas wszystkich: „Błogosławieni, którzy się smucą, albowiem oni będą pocie­szeni"! Sursum corda! W górę serca! Amen.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2016 Homilie i rozważania , Blogger