lipca 06, 2024

14. Niedziela Zwykła (B) - Jak być prorokiem w naszych czasch?

Drodzy Bracia i Siostry! W tę dzisiejszą wakacyjną niedzielę, pomimo wyjątkowo ciężkiej pogody, która tak bardzo się nam w tym roku daje we znaki, spróbujmy jednak wspólnie rozważyć przeczytane przed chwilą słowa Jezusa. „Tylko wśród swoich krewnych i w swoim domu może być prorok tak lekceważony" - mówi Jezus. Jak bardzo te słowa pasują do naszych sytuacji rodzinnych, domowych, zawodowych. Czy nie pamiętamy takich sytuacji, kiedy zbywano nas wzruszeniem ramion, albo milczeniem, kiedy próbowa­liśmy zacząć przy stole rodzinnym rozmowę o Bogu. Ileż to razy nasi bliscy zbywali nas żartem, albo agresją, kiedy próbowaliśmy podjąć poważniejszą rozmowę.

Współcześni Jezusowi powątpiewali o Nim. Chociaż słyszeli o Nim tyle dobrego. Być może niektórzy widzieli cuda, które czynił i słyszeli z jaką mocą przemawiał. A my Jego uczniowie jakże czę­sto jesteśmy mało wiarygodni. Jak mało przekonywujące jest świa­dectwo naszego życia. Zdarza się, że zawodzimy siebie samych i naszych bliskich, brak nam nieraz zwykłej życiowej mądrości. Nie­jednokrotnie nie dorastamy intelektualnie do naszych rozmówców, przewyższają nas swoim wykształceniem i różnymi zdolnościami lub życiowymi osiągnięciami. A nieraz po porostu zawodzimy moralnie.

Co mamy robić? Chcielibyśmy bowiem dzielić się tym darem wiary, który dla nas jest tak ważny i cenny a jednocześnie tak bardzo odczuwamy naszą nieporadność i słabość. Można powiedzieć, że nosimy w sobie pewien rodzaj bólu, że nie potrafimy tej pewności i tej radości naszej wiary przekazać innym, w szczególności swoim najbliższym.

Rodzina, znajomi i przyjaciele patrzą na nas z bardzo bliska i widzą jak na dłoni nasze słabości i nasze grzechy, złe cechy cha­rakteru, złości, brak przebaczenia, brak troski o innych, wszystkie nasze ograniczenia. I kiedy próbujemy z którymś z nich rozmawiać o Bogu, o Ewangelii być może myślą sobie: „Czego on czy ona ode mnie chce? Przecież widzę, jak żyje i jak kiepskie jest to życie. Jeże­li jego Bóg jest tak samo nieudolny i słaby, to ja Go nie potrzebuję". W taki oto sposób bliscy nam ludzie, zwłaszcza młodzi uzasadniają swoją niewiarę.

A nam się wydaje, że świat się wali i idzie ku zagładzie. Bo skoro sprawy dla nas najważniejsze, nadające sens naszemu życiu, dla in­nych się nie liczą, to znaczy, że koniec świata wydaje się być bliski. Popatrzmy jednak na Jezusa. On się nie zniechęcał brakiem wiary swoich bliskich. Dziwił się tylko temu, jak podaje Ewangelia, ale szedł dalej. I dalej nauczał o zbliżającym się Królestwie. Jeśli sam Jezus nie mógł zdziałać żadnego cudu wśród swoich bliskich i świat się nie zawalił, czyż nie powinniśmy i my wyciągnąć z tego nauki dla siebie?

Z pewną pomocą przychodzi nam w tych sprawach święty Paweł. Z jednej strony przyznaje się do tego, że on sam otrzymał ogrom objawień. A czy nam nie została dana łaska poznawania Boga, do­świadczenia Jego bliskości w naszym w życiu? Niejedna z osób tu obecnych i nas słuchających nie ma najmniejszych wątpliwości, że odczuła w różny sposób mniej lub bardziej bezpośrednio bliskość Boga. Mówimy niekiedy: gdyby Bóg nie był blisko mnie, gdyby mnie duchowo nie podtrzymał nie przeżyłbym tego wszystkiego, co mnie spotkało. Wierzymy bowiem, że Bóg jest Bogiem z nami i nas namacalnie dotyka. Przemawia do nas zarówno przez różne zdarze­nia. Przez wymodlone i nieoczekiwane rozwiązania, przez pociesze­nia i oświecenia. Te zdarzenia nieczytelne dla innych są oczywiste i przejrzyste dla nas. A jednocześnie ten sam święty Paweł mówi o tajemniczym, bolesnym „ościeniu dla ciała". Apostoł w sposób otwarty wyznaje, że ten „oścień" go upokarza, „policzkuje", dlatego błaga Boga, aby wyzwolił go z tego trudnego doświadczenia. Pan odpowiada na jego modlitwę. Paweł otrzymuje słowo nadziei: wy­starczy ci moje łaski. Będzie pewny jednego, że to łaska Pana prowa­dzi dzieło zbawienia, a nie jego osobista moc i mądrość. Będzie Apo­stoł dalej gorliwie głosił Jezusa mimo własnych słabości. Co więcej przekona się jak poprzez jego słabości objawia się moc Boga.

Podobnie jest z nami. Możemy prosić Boga, żeby usunął to nasze rozdarcie. Tak bardzo często chcielibyśmy, aby odsunął od nas nasze słabości, abyśmy mogli dać dobre świadectwo o swojej wierze. Rozdarcie jednak pozostaje, bo to jest droga, którą prze­szedł sam Jezus. To jest droga dla nas do przejścia. I jest to droga możliwa do pokonania dla każdego z nas.

Wczytajmy się w dialog świętego Pawła z Bogiem. Paweł nie zatrzymuje tego dialogu z Bogiem dla siebie. Dzisiaj pragnie się dzielić jego owocami z każdym z nas. Byśmy mogli w przyjąć oso­biście i zachować w swoim sercu zapewnienie Jezusa: wystarczy ci mojej łaski... Byśmy mieli odwagę stanąć w prawdzie i zgodzić się, że jesteśmy słabi i grzeszni. A jednocześnie by bliska stała się nam prawda, że moc Bożego miłosierdzia objawia się w naszej słabości. Mamy się stawać autentycznymi świadkami Jezusa nie przez naszą nieskazitelność, ale poprzez nasze codzienne zmaganie się z wła­snymi słabościami. Nasza bowiem wierność Jezusowi i Ewangelii pośród codziennych przeciwności życia może stanowić prawdziwe świadectwo naszej wiary.

Jeżeli będziemy tak jak Paweł, podejmowali jakiekolwiek dzia­łania czy rozmowy w naszym najbliższym otoczeniu, to zarówno nasze słabości jak i reakcje otoczenia nie powinny nas przygniatać. Jezus powiedział Pawłowi: „Moc w słabości się doskonali". Te sło­wa nabierają znaczenia wobec męki i śmierci Jezusa, które okazały się drogą do Jego zmartwychwstania. Wyznaje, że ma upodobanie w obelgach, niedostatkach, prześladowaniach i uciskach. Jest gotów znosić te wszystkie upokorzenia dla Jezusa. I dopiero w tym miejscu zderzamy się z naszym podstawowym problemem: Czy jesteśmy gotowi znieść upokorzenia, pobłażliwe uśmiechy i lekceważenie, w imię Jezusa? Czy jesteśmy gotowi znieść cokolwiek w Jego imię. Czy w jakikolwiek sposób płacimy cenę naszej wiary? Kilka miesię­cy temu w Indiach palono chrześcijanom domy i niszczono dorobek życia. Usłyszeliśmy odpowiedź wielu z nich - nie wyrzekniemy się Jezusa. I może tak należy patrzeć na walący się naszym zdaniem wokół nas świat. Czy rzeczywiście chwieje się w Polsce świat wia­ry? Czy raczej nie upada świat miłego zwyczaju, tradycji z dziada pradziada? Czy raczej nie odchodzi w przeszłość tylko świat powierzchownej religijności, z którą łączy ludzi pewien sentyment. A zostają na polu ci, którzy będą gotowi za nadzieję Dobrej Nowiny zapłacić wysoką cenę. Zdumiewa nas bezsilność Boga wobec ludz­kiej niewiary. Wolelibyśmy może usłyszeć, że Bóg potrafi przeła­mać ludzki opór. Tymczasem słyszeliśmy dzisiaj w pierwszym czy­taniu o ludziach o bezczelnych twarzach i zatwardziałych sercach. Dzisiaj jesteśmy świadkami obojętności a nieraz wydaje się, że i ludzkiej bezczelności. Brak wiary towarzyszy ludziom przez poko­lenia i przenosi się z pokolenia na pokolenie.

Stąd tak ważne jest świadectwo każdego z nas. Świadectwo o Bogu, który nadaje człowiekowi sens życia tutaj na ziemi i daje nadzieję na życie wieczne, świadectwo o Bogu, który kocha i jest źródłem najgłębszej radości. To trudno, że świadczymy o Nim tak nieporadnie - ważne jest, żeby ludzie wiedzieli, że prorok jest wśród nich. Jeśli nie przemówimy, Bóg okaże się jeszcze bardziej bezsilny. Objawienie, które Bóg dał nam nie jest przeznaczone dla nas - On nas posłał do innych ludzi.

Tak trudno nam nieraz dostrzec, że Duch, który został nam dany i postawił nas na nogi - jak mówi Pismo - jest Duchem prze­znaczonym dla wszystkich i ma innych również postawić na nogi. Bóg nie żąda od nas rzeczy niezwykłych. Wystarczy, że będziemy wyznawać Go z radością tam gdzie jesteśmy - przykuci do łóżka wieloletnią chorobą, wykonując własne obowiązki, spędzając czas z rodziną. Wyznawać Go nie dlatego, że to my jesteśmy lepsi czy dobrzy, ale tylko dlatego, że On jest dobry i że On nam swoją do­broć okazał. Słowa modlitwy kardynała Newmana, którą Siostry Misjonarki Miłości z Kalkuty założone przez bł. Matkę Teresę odmawiają codziennie po Mszy św. niech i nam pomogą się zwró­cić do Boga z prośbą:

„Panie Boże, pomóż mi roztaczać Twoją woń, gdziekolwiek pój­dę. Napełnij moją duszę Twoim duchem i życiem. Przeniknij i zajmij bez reszty całą moją istotę, aby całe moje życie było tylko promieniowaniem Twojej istoty. Świeć przeze mnie i bądź obecny we mnie w taki sposób, żeby każda dusza, z którą się zetknę, mogła odczuć Twoją obecność w mojej duszy. Niech podniosą wzrok i ujrzą już nie mnie, lecz tylko Ciebie, o Panie! Zostań ze mną, a wtedy zacznę świecić jak Ty, świecić tak, żeby być światłem dla innych. Całe świa­tło, o Panie, będzie pochodzić od Ciebie, i nic z niego nie będzie po­chodzić ode mnie; to Ty będziesz święcił przeze mnie na innych. Pozwól mi zatem chwalić Ciebie w sposób, jaki jest Ci najmilszy -świecąc na otaczających mnie ludzi. Pozwól mi głosić Ciebie bez wygłaszania kazań, nie słowami, lecz własnym przykładem, siłą przy­ciągania, pobudzającym do naśladownictwa wpływem moich czynów, widoczną pełnią mojej miłości, jaką żywię w sercu do Ciebie. Amen".

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2016 Homilie i rozważania , Blogger