maja 30, 2019

Uroczystość Wniebowstąpienia Pańskiego (C) - Święto nadziei, optymizmu i przestrogi

Ukochani Bracia i Siostry! Przyszliśmy tu dzisiaj, aby uczcić Wniebowstąpienie Chrystusa i aby z tego wydarzenia wyciągnąć naukę dla siebie — ale przede wszystkim także spotkać Go dzisiaj tutaj. Przed chwilą lektor czytał opis wniebo­wstąpienia Chrystusa. Najczęściej się nam wydaje, że niebo jest zbudo­wane na kształt konstrukcji ziemskiej. Zresztą nawet opis ewangeliczny sugeruje, że On wzniósł się do góry i uczniowie stracili Go z oczu. Ale proszę sobie dzisiaj skorygować to pojęcie. My ziemianie zawsze musimy mówić pojęciami ziemskimi — ale niebo (i to dzieci przedszkol­ne nawet bardzo łatwo pojmują) jest tam, gdzie jest Bóg. Niebo jest rzeczywistością dynamiczną. Niebo jest miejscem, gdzie jest Bóg i gdzie z Bogiem można się spotkać. Więcej: gdzie można spotkać się w Bogu przez Chrystusa ze wszystkimi ludźmi — bez podziału, bez napięć, bez paradoksów jakie tutaj na tej ziemi każdy dzień nam przynosi.
Dzisiaj wspominamy, że Chrystus wstąpił do nieba — ale również że został z nami i że nasze wznoszenie się ku niebu (za Głową całe Ciało) dokonuje się poprzez coraz bardziej ścisły i zażyły związek osobowy z Nim. Kto tutaj na ziemi, wierząc w Jego obecność w Eucharystii, po­trafi nawiązać z Nim kontakt żywy, osobisty i przyjazny — już zaczyna smakować klimat nieba. I im bardziej smakuje ten klimat, tym głębiej może w niebo wchodzić na tej ziemi. Tak jak Matka Jezusa, tak jak święci, którzy w swoim życiu powtórzyli życie Jezusa. A kiedy doj­rzeje człowiek w pełni, kiedy umrze w pełni i zmartwychwstanie w peł­ni, wtedy jest w niebie.
Oto ta wielka wizja chrześcijańska, którą my wszyscy żyjemy i którą tutaj przy ołtarzu realizujemy najściślej! W jej kontekście rozumiemy lepiej, co znaczy Komunia święta, czyli wspólnota z Chrystusem i z braćmi — i jak bardzo trzeba po tej drodze iść, aby dotrzeć do tego, co wyraża misterium dzisiejszego święta. Nie tylko wznosi nam ono oczy i serca w górę, ale wskazuje na ziemię, gdzie się to zaczęło, dokonuje i dojrzewa: spotkanie osobowe z Chrystusem.
Jest maj. Odprawimy nabożeństwo majowe. Jeszcze raz wspólnie w tym roku odśpiewamy litanię. Będziemy mówić: Dornie Złoty, Arko Przymierza, Przybytku Ducha Świętego, Przybytku Chwa­lebny... Wszystkie tytuły, które nam o tej samej tajemnicy mówią: Mat­ka Jezusowa jest modelem człowieka, który w pełni zrealizował kontakt osobisty z Bogiem. Żydzi przez wiele lat budowali świątynię jerozolim­ską, która została zburzona. Ona pozwoliła świątynię zbudować w sobie. Ona była świątynią i jest świątynią. I każdy człowiek za Jej przykładem ma być świątynią we wspólnocie przy ołtarzu i w pojedynkę w życiu, żeby dokoła niego narastała nowa świątynia żywa, której kamieniem wę­gielnym jest Chrystus.
Świątynię jerozolimską zniszczyła historia, ludzkie życie się rozpa­da — ale świątynia żywa w nas trwa. I tu jest moc niezłomna i niezwy­ciężona chrześcijaństwa, które z misterium Wniebowstąpienia czerpie optymizm i nadzieję na to życie pełne biedy, udręczenia, trosk, niepo­koju, kiedy pielgrzymujemy ramię przy ramieniu, wspólnie, ku Ziemi całkowitej wolności. Idziemy ku niej — ale dzisiaj już ją mamy w za­datku.
Dzisiejsze święto jest świętem nadziei i optymizmu, ale i świętem przestrogi dla tych, którzy dom budują na piasku i bez Pana. ,,Jeżeli sam Pan domu nie zbuduje, daremnie nad nim robotnik — czy rzemieśl­nik, czy naukowiec — pracuje" (Ps 126, 1).
W przyszłą niedzielę jest uroczystość Zesłania Ducha Świętego. Niech to obwieszczenie będzie punktem wyjścia do naszego rozważania. Proszę tak przez moment porównać dwie postawy — postawę apostołów i naszą w oczekiwaniu na to wydarzenie.
Oczywiście, apostołowie byli bardzo blisko Chrystusa, chodzili z Nim przez trzy lata. Kilku z nich przeszło drogę krzyżową, byli — poprzez Jana — przy Jego śmierci, rozmawiali z Nim po zmartwychwstaniu, do­tykali Jego uwielbionych ran. A potem byli wszyscy razem w dniu wnie­bowstąpienia i widzieli, jak zniknął sprzed ich oczu. I wtedy zrozumieli to wszystko, co z tym wydarzeniem było związane, kiedy Chrystus mó­wił: potrzeba, abym odszedł, ale wrócę i ześlę wam Ducha Świętego, który zostanie z wami do końca.
Po dwóch tysiącach lat uczniowie Jezusa Chrystusa znów się zbie­rają. Wspominamy te same wydarzenia, które były z takim entuzjaz­mem dyskutowane, rozważane, powtarzane i przepowiadane przez uczniów. Uczestniczyliśmy niedawno w Wielkim Poście w rozważaniu Męki Chrystusa, przypominaliśmy, odświeżaliśmy sobie te wydarzenia. Potem trzy dni — Piątek, Sobota, Niedziela — wydarzenia paschalne, zwłaszcza wielkosobotnie: ogień zapalony na nowo, symbol nowego świa­tła czy nowego życia, które się rodzi z wody i z Ducha Świętego podczas chrztu i prowadzi do Eucharystii, jak wielkosobotnia msza nam przy­pomniała. A potem już — dzień Wniebowstąpienia. Może nawet nie za­uważyliśmy go, jak nie zauważamy innych zniesionych świąt. Jakby to było, gdyby na naszych oczach znikał... może nie sam Chrystus, ale ja­kiś święty, jak ongiś Eliasz — jak byśmy biegli patrzeć, co się dzieje! Ale kto miał wiarę, to przeżywał to samo. Bo symbolika liturgii też nam to przypomina i treść czytań relacjonuje to wydarzenie dość szczegółowo.
A teraz jesteśmy w tym samym okresie, w którym byli apostołowie, kiedy dzień po dniu zbierali się w Wieczerniku — w tym samym Wie­czerniku, gdzie była odprawiona Ostatnia Wieczerza — razem z Matką Jezusową i czekali na zesłanie obiecanego Parakleta, Pocieszyciela. Tego, który miał dać im światło, w którym mieli zrozumieć to wszystko, czego jeszcze nie rozumieli. Bo jeszcze wszystkiego nie rozumieli.
My też jeszcze wszystkiego nie rozumiemy. Wczoraj miałem wykład do młodych ludzi, którzy za dwa czy trzy tygodnie przyjmą sakrament małżeństwa. Taki jest teraz zwyczaj, że przychodzi pięćdziesiąt par mał­żeńskich i mówi się do nich konferencję. Starałem się im powiedzieć — bo taki był temat — na czym polega sakramentalność małżeństwa. Co to znaczy, że małżeństwo jest sakramentem, że nie jest tylko kontrak­tem, że nie jest też tylko — tak jak to było w prawie rzymskim — zawarciem paktu, zawarciem układu małżeńskiego wobec Boga. Ale że jest sakramentem. Co to znaczy, że jest sakramentem? Tak się patrzyłem po tych twarzach i czułem się prawie tak, jak Paweł na Areo­pagu... "Lecz Ja Ciebie poznałem i oni poznali, żeś Ty Mnie posłał. Obja­wiłem im Twoje imię i nadal będę objawiał, aby miłość, którą Ty Mnie umiłowałeś, w nich była" (J 17, 25—26). Aby miłość Ojca, który umiło­wał swojego Syna, była w nas. I ta przychodząca na świat miłość Ojca do Syna w nas jest Duchem Świętym, który nas z powrotem pociąga ku Ojcu. „Na dowód tego, że jesteście synami — pisze św. Paweł — Bóg wysłał do serc naszych Ducha Syna swego, który woła: Abba, Oj­cze!" (Ga 4, 6). A jeśli taka miłość staje się duszą naszej modlitwy, to jakie muszą być owoce takiej miłości w odniesieniu do naszych bliź­nich? Znacie może takie przypadki, kiedy palącą świecę trawi ogień — nie ma ona prawa wymagać, by pozostała w całości, ale to co z niej ubywa, płonie nadal w innych.
Myślę, że to nie było za trudne rozważanie. Teoretycznie nietrudne. Ale praktycznie? Świadomość tego i życie tym chyba nie jest proste. I na tym polega przygotowanie do Zesłania Ducha Świętego: prosić po­kornie, aby nam dał cząstkę tego światła, które potrafi dać nam zrozu­mieć to, o czym tu mówimy, zrozumieć mowę Jezusa do nas. Jest ona wieloraka, a jej cel jeden — stać się ciałem w nas, jak to za chwilę bę­dzie w tej obecnej mszy świętej.
Dziękujmy Bogu przez Chrystusa za ten wielki dar rozumienia mi­sterium Chrystusa, który wstąpił do nieba — i został, bo nie jest związany kategorią ani czasu, ani przestrzeni. On jest — a my do Niego się przybliżamy, jednoczymy się z Nim i przez Niego jesteśmy. Trwamy. Jeżeli trwamy w miłości i jeśli przyjmujemy Jego Ciało.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2016 Homilie i rozważania , Blogger