Drodzy
Siostry i Bracia! Słyszeliśmy przed chwilą, jak Jezus przekazywał swoim
uczniom w ostatniej swojej z nimi rozmowie nowe przykazanie.
Wyraźnie
to podkreślił: Daję wam nowe przykazanie. Z doświadczenia wiemy jak
bardzo łatwo z przykazania można uczynić bezduszny przepis. W
konsekwencji powstaje karykaturalny obraz człowieka religijnego, dla
którego istotne będzie zachowanie zewnętrznych przepisów prawa. Takie
postawy piętnował Jezus u faryzeuszy. Znali przecież doskonale i
powtarzali kilka razy dziennie podstawowe przykazanie: „Będziesz miłował
Pana Boga z całego serca, ze wszystkich sił...". W praktyce życia to
przykazanie pozostawało dla nich martwą literą. W tych dniach rozmawiam
z dziećmi, które przygotowują się do I Komunii Świętej. Na pytanie,
czym są przykazania, odpowiadają, iż są to drogowskazy prowadzące do
nieba. Dziecko dobrze rozumie, że drogowskaz jest niezbędny, aby się nie
zagubić w drodze i bezpiecznie dotrzeć do celu. I dziękuje
spontanicznie za to, że ktoś mądry i dobry ustawił takie drogowskazy.
Tak może myśleć i odpowiadać dziecko.
Kiedy
człowiek dorasta, wchodzi w wir codziennego życia, staje w obliczu
podejmowania decyzji, zaczyna myśleć i postępować inaczej. Mówi, że
przykazania go ograniczają, krępują jego wolność. Próbuje na różne
sposoby tłumaczyć, że wymagania jakie one stawiają nie pasują do
dzisiejszego świata. Wybiera więc przykazania, które mu odpowiadają a
odrzuca te, które utrudniają mu ułożenie sobie życia według własnych
reguł. Często powołuje się na istnienie nowych „przykazań", które
ustanawia dzisiejszy świat. Uważa, że są one bardziej życiowe,
dopasowane do aktualnych potrzeb i oczekiwań dzisiejszego człowieka.
Postawmy
sobie pytanie: czym są dla mnie Boże przykazania? Czy dostrzegam w nich
dar Bożego serca. Jezus powiedział: „Jeżeli Mnie kto miłuje będzie
zachowywał moją naukę, a Ojciec mój umiłuje go i przyjdziemy do niego,
będziemy u niego przebywać" (J 14, 23). Zachować Bożą naukę, żyć zgodnie
z przykazaniami, to znaczy wejść w życiodajną, głęboką więź z Bogiem.
Tylko w świetle takiej bliskości z miłującym Bogiem można dostrzec i
przyjąć przykazania jak dar boskiego serca.
W
tym świetle popatrzmy na nowość przykazania Jezusa? Wcześniej Jezus
mówił: „Miłujcie bliźniego swego jak siebie samego", a tutaj
powiedział: „Miłujcie się wzajemnie tak, jak Ja was umiłowałem". To jest
wymaganie znacznie wyższe.
Uczniowie
zapamiętują zwiększone wymagania Mistrza w stosunku do siebie.
Przyjmują z wdzięcznością ciężar wymagań wobec siebie, to oznacza coś
nowego. To jest ta nowa jakość, której nikt nie jest w stanie sam
wymyślić. Już nie: miłujcie innych jak siebie samych, ale jak Ja was
umiłowałem. Miłość przestaje być mierzona miarą ludzką, ale ma być
mierzona miarą boską. Uczniowie będą zwyczajnie tym wszystkim
zaskoczeni, ale przez swoją Mękę i Zmartwychwstanie Jezus pozwoli im
dotknąć tajemnicy swojej miłości. Gdyby to wszystko było im wcześniej
znane nic by ich nie zaskoczyło. Wszystko to jednak, co przeżyli było
zupełnie nowe i nieznane im dotychczas.
Od
razu pojawia się pytanie jak kochał Jezus? W czym Jego miłość jest
różna od naszej? Owszem bywał często wobec uczniów serdeczny. Pozwalał
im łamać przepisy zwyczaju, jeśli była tego potrzeba. Jak choćby wtedy,
gdy pozwalał im zrywać kłosy w dzień święty. Ich podstawowe potrzeby
były dla Jezusa ważniejsze niż surowe przestrzeganie prawa. Ta zwykła
ludzka serdeczność była przepleciona z cudownością zdarzeń, których
byli świadkami. Przy Przemienieniu mówili wręcz „dobrze nam tu". Dobrze
im było z Jezusem. Naprawdę musieli mieć zaspokojone swoje pragnienia i
dobrze im musiało być skoro tak bardzo zapamiętali ten dobry czas.
Zresztą,
jak wiemy, byli gotowi przynajmniej nawet walczyć o Jezusa. Piotr nie
wahał się uderzyć z mieczem na wielokrotnie liczniejszego przeciwnika.
Możemy więc powiedzieć, że ta więź pomiędzy Jezusem i uczniami była już
bardzo ugruntowana. Byli sobie naprawdę bliscy.
Ta
bliskość była obecna z obu stron. Potwierdził to Jezus, gdy powiedział
przed ich ostatnim spotkaniem: „Tak bardzo pragnąłem tę wieczerzę spożyć
z wami". Wczujmy się w całą delikatność tego westchnienia. Jak bardzo
nam nieraz brakuje ostatniej rozmowy z naszymi bliskim, jak bardzo
doskwiera brak ostatniego spotkania. Jezus w swojej miłości ze wszystkim
zdążył. Uczniowie mogli nacieszyć się Mistrzem i do tej Ostatniej
Wieczerzy nieustannie wracali. My dzisiaj przeżywamy takie same chwile
podczas każdej Mszy św. Nasycamy się tą samą radością. Doświadczamy tej
samej mocy, dzięki której apostołowie poszli w świat i głosili to
wszystko czego dotykały ich ręce, co widzieli i co usłyszeli na własne
uszy. A gdy przyszła taka chwila własnym życiem potwierdzili prawdę
głoszonego Słowa.
Uczniowie
dojrzewali do tej chwili przez całe życie. Starali się zrozumieć, o co
chodziło ich Mistrzowi, o jakiej miłości mówił. Co to znaczy kochać tak
jak On? Czy byli w stanie kochać tak jak On? Potrafili zapisać Jego
słowa i nam je przekazać. To już jest bardzo dużo - ocalili od
zapomnienia własne dobre doświadczenie. Ale przyszło im szukać tej
miłości. „Będziecie mnie szukać" - tak przecież powiedział i szukali Go.
Całe życie apostołów było intensywnym szukaniem i oczekiwaniem na
ponowne przyjście Jezusa. Ludzie poznawali w nich Jego uczniów.
Ówczesnych ludzi bardzo pociągała nowość nauki.
Dla
apostoła Pawła słowa Jezusa: „Abyście się miłowali jak Ja was
umiłowałem" stały się nie tylko światłem, ale płomieniem, który rozpalał
jego serce. Kierując się wewnętrznym nakazem serca: miłość Boża
przynagla mnie poszedł św. Paweł w cały ówczesny świat i głosił Słowa
życia ludziom spragnionym prawdy. Żadne groźby, prześladowania nie były w
stanie powstrzymać go przed tym wewnętrznym pragnieniem serca, aby
Dobra Nowina dotarła do wszystkich ludzi. Co więcej wszystkie
przeciwności uzna za znak potwierdzający jego misję: Przez wiele ucisków
trzeba wejść do Królestwa Bożego.
Kiedy
mamy kłopot z dostrzeżeniem nowości tego przykazania w naszym życiu, to
znaczy być może, że mamy kłopot z miłością. Świat wydaje się nam stary i
bez zmian, kiedy nie zauważamy w nim Boga. W trakcie ostatnich
tragicznych wydarzeń podobno wiele osób pytało „Gdzie był Bóg?" Ktoś
przytomnie odpowiedział: „Dlaczego pytacie o Boga? Przecież katastrofę
spowodowali ludzie. Wszystko jedno kto, ale ludzie". Czyżbyśmy żądali,
żeby Bóg odebrał nam wolną wolę i przeszkadzał nam w naszym błądzeniu?
Przebieg
następnych dni po katastrofie pokazał nam jednak, że Bóg jest z nami.
Zaczęliśmy do siebie mówić innym językiem, zaczęliśmy przekraczać
bariery, które wydawało się, że są nie do przekroczenia. Miłość wzajemna
dała znać o sobie. Pokazała, że żyje. Na co dzień zagłuszona i
przydeptana w obliczu tragedii podniosła głowę. Pytanie o Boga, było
tak naprawdę wyrazem szukania Jego obecności w tym wszystkim, co nas
zaskoczyło, przerosło, z czym nie mogliśmy się pogodzić.
Każdy
z nas pyta. My wierzący też pytamy, zwłaszcza, gdy ciężar cierpienia
wydaje się ponad siły, gdy nie widzimy jego sensu: „Gdzie jesteś Boże?"
On odpowiada: „Jestem tu. Między wami. Kiedy żyjecie tak, jak was o to
proszę. Kiedy próbujecie być moimi uczniami".
Zauważmy
jeszcze, że Jezus nie powiedział na przykład „miłujcie się wzajemnie,
tak jak potraficie najlepiej". Nie, Jezus wyraźnie daje uczniom swoją
miłość za przykład. Bo ich miłość była bardzo niedoskonała. Cóż
powiedzieć o Judaszu, który z jakichś powodów, nie do końca zresztą
ważnych sprzedał Jezusa. Cóż powiedzieć o Piotrze, który trzy razy
zapewnił, że Go nie zna i to tylko ze strachu o własną skórę. A reszta?
Stali w tłumie z daleka i patrzyli. Oni wszyscy w jakiś sposób zaparli
się tej więzi, która między nimi była jeszcze w wieczerniku. Ta miłość
nie była, więc do końca wzajemna. Tylko Jezus wyszedł wszystkiemu
naprzeciw. Tylko On nie uciekał. Tylko On nie odrzucił ich wszystkich w
tej sytuacji. Tylko On jest źródłem miłości, którą możemy naśladować.
Wyrok
śmierci wydany i wykonany przez ludzi, których kochał nie zepchnęły
Jezusa z drogi, którą podjął. Doszedł nią do końca. I dlatego, stojąc na
końcu tej drogi ma prawo to powiedzieć. Jego słowa mają moc
przekonującą: „Miłujcie tak jak Ja was umiłowałem". Moc tych słów w
naszym życiu objawia się wtedy, gdy nasza miłość jest odrzucana i
podeptana przez innych. Gdy zdradza nas współmałżonek, gdy dziecko
gardzi rodzicami, gdy jesteśmy przez kogoś bliskiego oszukani w miłości.
Jeśli nasza miłość nie gaśnie. Gdy cierpimy ponad wszelką miarę. W tak
trudnych chwilach, gdy staramy się iść śladami Jezusa możemy mieć
pewność, że takie życie jest prawdziwym naśladowaniem boskiej miłości.
Każdy
z nas, kto potrafi tak kochać innych nie ma żadnej wątpliwości, że
jest to miłość zupełnie nowa. Zawsze pozwalająca na nowo odnajdować Boga
w drugim człowieku. Takich chwil w życiu, takiej miłości, życzmy sobie
nawzajem. Wtedy poznają inni, że jesteśmy uczniami Jezusa. Jeśli takiej
miłości zabraknie wśród nas skąd inni będą mogli dowiedzieć się o
Jezusie i o Jego miłości?
Kochajmy
ze względu na Niego. Nie dlatego, że tak chcemy, ale ze względu na
Niego, ze względu na Jego prośbę. Zaufajmy Temu, który w miłości do
każdego z nas nie cofnął się i nas nie zdradził ani się nas nie zaparł.
On nas o taką miłość prosi. Taką miłością nas karmi w każdej
Eucharystii. Byśmy sami mogli nią karmić wszystkich, którzy są jej
spragnieni. AMEN.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz