maja 18, 2019

5. Niedziela Wielkanocna (Rok C) – Będziesz miłował...

Drodzy Siostry i Bracia! Słyszeliśmy przed chwilą, jak Jezus przekazywał swoim uczniom w ostatniej swojej z nimi rozmowie nowe przykazanie.
Wyraźnie to podkreślił: Daję wam nowe przykazanie. Z doświad­czenia wiemy jak bardzo łatwo z przykazania można uczynić bez­duszny przepis. W konsekwencji powstaje karykaturalny obraz człowieka religijnego, dla którego istotne będzie zachowanie ze­wnętrznych przepisów prawa. Takie postawy piętnował Jezus u faryzeuszy. Znali przecież doskonale i powtarzali kilka razy dziennie podstawowe przykazanie: „Będziesz miłował Pana Boga z całego serca, ze wszystkich sił...". W praktyce życia to przykaza­nie pozostawało dla nich martwą literą. W tych dniach rozmawiam z dziećmi, które przygotowują się do I Komunii Świętej. Na pyta­nie, czym są przykazania, odpowiadają, iż są to drogowskazy pro­wadzące do nieba. Dziecko dobrze rozumie, że drogowskaz jest niezbędny, aby się nie zagubić w drodze i bezpiecznie dotrzeć do celu. I dziękuje spontanicznie za to, że ktoś mądry i dobry ustawił takie drogowskazy. Tak może myśleć i odpowiadać dziecko.
Kiedy człowiek dorasta, wchodzi w wir codziennego życia, staje w obliczu podejmowania decyzji, zaczyna myśleć i postępo­wać inaczej. Mówi, że przykazania go ograniczają, krępują jego wolność. Próbuje na różne sposoby tłumaczyć, że wymagania jakie one stawiają nie pasują do dzisiejszego świata. Wybiera więc przy­kazania, które mu odpowiadają a odrzuca te, które utrudniają mu ułożenie sobie życia według własnych reguł. Często powołuje się na istnienie nowych „przykazań", które ustanawia dzisiejszy świat. Uważa, że są one bardziej życiowe, dopasowane do aktualnych potrzeb i oczekiwań dzisiejszego człowieka.
Postawmy sobie pytanie: czym są dla mnie Boże przykazania? Czy dostrzegam w nich dar Bożego serca. Jezus powiedział: „Jeżeli Mnie kto miłuje będzie zachowywał moją naukę, a Ojciec mój umiłuje go i przyjdziemy do niego, będziemy u niego przebywać" (J 14, 23). Zachować Bożą naukę, żyć zgodnie z przykazaniami, to znaczy wejść w życiodajną, głęboką więź z Bogiem. Tylko w świe­tle takiej bliskości z miłującym Bogiem można dostrzec i przyjąć przykazania jak dar boskiego serca.
W tym świetle popatrzmy na nowość przykazania Jezusa? Wcześniej Jezus mówił: „Miłujcie bliźniego swego jak siebie sa­mego", a tutaj powiedział: „Miłujcie się wzajemnie tak, jak Ja was umiłowałem". To jest wymaganie znacznie wyższe.
Uczniowie zapamiętują zwiększone wymagania Mistrza w sto­sunku do siebie. Przyjmują z wdzięcznością ciężar wymagań wo­bec siebie, to oznacza coś nowego. To jest ta nowa jakość, której nikt nie jest w stanie sam wymyślić. Już nie: miłujcie innych jak siebie samych, ale jak Ja was umiłowałem. Miłość przestaje być mierzona miarą ludzką, ale ma być mierzona miarą boską. Uczniowie będą zwyczajnie tym wszystkim zaskoczeni, ale przez swoją Mękę i Zmartwychwstanie Jezus pozwoli im dotknąć tajem­nicy swojej miłości. Gdyby to wszystko było im wcześniej znane nic by ich nie zaskoczyło. Wszystko to jednak, co przeżyli było zupełnie nowe i nieznane im dotychczas.
Od razu pojawia się pytanie jak kochał Jezus? W czym Jego miłość jest różna od naszej? Owszem bywał często wobec uczniów serdeczny. Pozwalał im łamać przepisy zwyczaju, jeśli była tego potrzeba. Jak choćby wtedy, gdy pozwalał im zrywać kłosy w dzień święty. Ich podstawowe potrzeby były dla Jezusa ważniej­sze niż surowe przestrzeganie prawa. Ta zwykła ludzka serdecz­ność była przepleciona z cudownością zdarzeń, których byli świadkami. Przy Przemienieniu mówili wręcz „dobrze nam tu". Dobrze im było z Jezusem. Naprawdę musieli mieć zaspokojone swoje pragnienia i dobrze im musiało być skoro tak bardzo zapa­miętali ten dobry czas.
Zresztą, jak wiemy, byli gotowi przynajmniej nawet walczyć o Jezusa. Piotr nie wahał się uderzyć z mieczem na wielokrotnie liczniejszego przeciwnika. Możemy więc powiedzieć, że ta więź pomiędzy Jezusem i uczniami była już bardzo ugruntowana. Byli sobie naprawdę bliscy.
Ta bliskość była obecna z obu stron. Potwierdził to Jezus, gdy powiedział przed ich ostatnim spotkaniem: „Tak bardzo pragnąłem tę wieczerzę spożyć z wami". Wczujmy się w całą delikatność tego westchnienia. Jak bardzo nam nieraz brakuje ostatniej rozmowy z naszymi bliskim, jak bardzo doskwiera brak ostatniego spotkania. Jezus w swojej miłości ze wszystkim zdążył. Uczniowie mogli nacieszyć się Mistrzem i do tej Ostatniej Wieczerzy nieustannie wracali. My dzisiaj przeżywamy takie same chwile podczas każdej Mszy św. Nasycamy się tą samą radością. Doświadczamy tej samej mocy, dzięki której apostołowie poszli w świat i głosili to wszystko czego dotykały ich ręce, co widzieli i co usłyszeli na własne uszy. A gdy przyszła taka chwila własnym życiem potwierdzili prawdę głoszonego Słowa.
Uczniowie dojrzewali do tej chwili przez całe życie. Starali się zrozumieć, o co chodziło ich Mistrzowi, o jakiej miłości mówił. Co to znaczy kochać tak jak On? Czy byli w stanie kochać tak jak On? Potrafili zapisać Jego słowa i nam je przekazać. To już jest bardzo dużo - ocalili od zapomnienia własne dobre doświadczenie. Ale przyszło im szukać tej miłości. „Będziecie mnie szukać" - tak przecież powiedział i szukali Go. Całe życie apostołów było inten­sywnym szukaniem i oczekiwaniem na ponowne przyjście Jezusa. Ludzie poznawali w nich Jego uczniów. Ówczesnych ludzi bardzo pociągała nowość nauki.
Dla apostoła Pawła słowa Jezusa: „Abyście się miłowali jak Ja was umiłowałem" stały się nie tylko światłem, ale płomieniem, który rozpalał jego serce. Kierując się wewnętrznym nakazem ser­ca: miłość Boża przynagla mnie poszedł św. Paweł w cały ówcze­sny świat i głosił Słowa życia ludziom spragnionym prawdy. Żadne groźby, prześladowania nie były w stanie powstrzymać go przed tym wewnętrznym pragnieniem serca, aby Dobra Nowina dotarła do wszystkich ludzi. Co więcej wszystkie przeciwności uzna za znak potwierdzający jego misję: Przez wiele ucisków trzeba wejść do Królestwa Bożego.
Kiedy mamy kłopot z dostrzeżeniem nowości tego przykazania w naszym życiu, to znaczy być może, że mamy kłopot z miłością. Świat wydaje się nam stary i bez zmian, kiedy nie zauważamy w nim Boga. W trakcie ostatnich tragicznych wydarzeń podobno wiele osób pytało „Gdzie był Bóg?" Ktoś przytomnie odpowie­dział: „Dlaczego pytacie o Boga? Przecież katastrofę spowodo­wali ludzie. Wszystko jedno kto, ale ludzie". Czyżbyśmy żądali, żeby Bóg odebrał nam wolną wolę i przeszkadzał nam w naszym błądzeniu?
Przebieg następnych dni po katastrofie pokazał nam jednak, że Bóg jest z nami. Zaczęliśmy do siebie mówić innym językiem, zaczęliśmy przekraczać bariery, które wydawało się, że są nie do przekroczenia. Miłość wzajemna dała znać o sobie. Pokazała, że żyje. Na co dzień zagłuszona i przydeptana w obliczu tragedii pod­niosła głowę. Pytanie o Boga, było tak naprawdę wyrazem szuka­nia Jego obecności w tym wszystkim, co nas zaskoczyło, przerosło, z czym nie mogliśmy się pogodzić.
Każdy z nas pyta. My wierzący też pytamy, zwłaszcza, gdy ciężar cierpienia wydaje się ponad siły, gdy nie widzimy jego sen­su: „Gdzie jesteś Boże?" On odpowiada: „Jestem tu. Między wami. Kiedy żyjecie tak, jak was o to proszę. Kiedy próbujecie być mo­imi uczniami".
Zauważmy jeszcze, że Jezus nie powiedział na przykład „mi­łujcie się wzajemnie, tak jak potraficie najlepiej". Nie, Jezus wy­raźnie daje uczniom swoją miłość za przykład. Bo ich miłość była bardzo niedoskonała. Cóż powiedzieć o Judaszu, który z jakichś powodów, nie do końca zresztą ważnych sprzedał Jezusa. Cóż powiedzieć o Piotrze, który trzy razy zapewnił, że Go nie zna i to tylko ze strachu o własną skórę. A reszta? Stali w tłumie z daleka i patrzyli. Oni wszyscy w jakiś sposób zaparli się tej więzi, która między nimi była jeszcze w wieczerniku. Ta miłość nie była, więc do końca wzajemna. Tylko Jezus wyszedł wszystkiemu naprze­ciw. Tylko On nie uciekał. Tylko On nie odrzucił ich wszystkich w tej sytuacji. Tylko On jest źródłem miłości, którą możemy naśladować.
Wyrok śmierci wydany i wykonany przez ludzi, których kochał nie zepchnęły Jezusa z drogi, którą podjął. Doszedł nią do końca. I dlatego, stojąc na końcu tej drogi ma prawo to powiedzieć. Jego słowa mają moc przekonującą: „Miłujcie tak jak Ja was umiłowa­łem". Moc tych słów w naszym życiu objawia się wtedy, gdy nasza miłość jest odrzucana i podeptana przez innych. Gdy zdradza nas współmałżonek, gdy dziecko gardzi rodzicami, gdy jesteśmy przez kogoś bliskiego oszukani w miłości. Jeśli nasza miłość nie gaśnie. Gdy cierpimy ponad wszelką miarę. W tak trudnych chwilach, gdy staramy się iść śladami Jezusa możemy mieć pewność, że takie życie jest prawdziwym naśladowaniem boskiej miłości.
Każdy z nas, kto potrafi tak kochać innych nie ma żadnej wąt­pliwości, że jest to miłość zupełnie nowa. Zawsze pozwalająca na nowo odnajdować Boga w drugim człowieku. Takich chwil w ży­ciu, takiej miłości, życzmy sobie nawzajem. Wtedy poznają inni, że jesteśmy uczniami Jezusa. Jeśli takiej miłości zabraknie wśród nas skąd inni będą mogli dowiedzieć się o Jezusie i o Jego miłości?
Kochajmy ze względu na Niego. Nie dlatego, że tak chcemy, ale ze względu na Niego, ze względu na Jego prośbę. Zaufajmy Temu, który w miłości do każdego z nas nie cofnął się i nas nie zdradził ani się nas nie zaparł. On nas o taką miłość prosi. Taką miłością nas karmi w każdej Eucharystii. Byśmy sami mogli nią karmić wszystkich, którzy są jej spragnieni. AMEN.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2016 Homilie i rozważania , Blogger