maja 30, 2019

7. Niedziela Wielkanocna (C) - Uroczystość Wniebowstąpienia Pańskiego

Był ciepły majowy dzień. Zmartwychwstały Jezus rozmawiał z radującymi się Jego obecnością uczniami. W pewnym momencie uniósł się w górę na ich oczach i wstąpił do nieba. Wpatrującym się w Niego wydawało się, że obłok zabrał Go im sprzed oczu. Od tamtej chwili nie widzieliśmy Go...
Dnia 12 kwietnia 1961 roku Jurij Gagarin jako pierwszy czło­wiek odbył lot w przestrzeń kosmiczną. Kiedy po półtoragodzin­nym locie powrócił na ziemię, miał wyznać, że Bóg nie istnieje, ponieważ nie widział Go tam. Kiedy w przestrzeń kosmiczną udali się następnie Amerykanie, po powrocie pytani o to, czy widzieli Boga - odpowiadali, że też Go nie widzieli, ale zaraz dodawali, że na każdym kroku odczuwali Jego obecność.
Pan Jezus wstąpił do nieba tak, jak przyszedł na ziemię - bez rozgłosu. Zasiadł po prawicy Ojca, skąd bezustannie zlewa na nas swe łaski. To dzięki Niemu korzystamy z darów Ducha Świętego i Eucharystii. To dzięki Niemu możemy stale jednać się z Bogiem. Chrystus jest zasadą naszego życia - poza Nim jest już tylko pust­ka. W przestrzeń kosmiczną udawały się kolejne załogi Sojuza i Apollo. Coraz dłużej pozostawały w górze, badając nieznany wcześniej świat. Po powrocie na ziemię ich odpowiedzi pozosta­wały te same. Zgodnie twierdzili, że nie widzieli tam Boga. Jedni wyciągali z tego wniosek, że nie istnieje, drudzy - że Go tylko nie widzieli. A Chrystus zasiada w niebiosach jako Pan wszechświata. Ojciec „posadził Go po swej prawicy na wyżynach niebieskich, ponad wszelką Zwierzchnością i Władzą, i Mocą, i Panowaniem" (Ef 1, 20-21). Wszystkie potęgi świata zostały poddane pod Jego stopy. Ludzie spierają się o to, czy istnieje, a On niepodzielnie panuje nad całym kosmosem.
Niemożność ujrzenia chwalebnego Chrystusa w przestrzeni kosmicznej nie zaprzecza Jego istnieniu. Bóg jest Bogiem właśnie dlatego, że przekracza ten świat i nasze wyobrażenia o Nim. Staje się zatem oczywiste, że jeżeli nie ogarniamy Wszechświata, to tym bardziej jego Pana. Gdyby Rosjanie i Amerykanie zobaczyli w przestrzeni kosmicznej Chrystusa, jakże małym musiałby być Bogiem. Przecież oni zaledwie wyszli poza ziemską atmosferę. Oddalili się od powierzchni Ziemi o jedyne 300 km. To tyle, co z Warszawy do Krakowa czy Poznania. Cóż to jest 300 km w ko­smosie? Do samego tylko Księżyca jest z Ziemi tysiąc razy dalej. A co tu mówić o 150 min km do Słońca! Oni oddalili się od Ziemi o jedyne 300 km, a Wszechświat, o jakim obecnie wiemy dzięki teleskopowi Hubble'a, nie ma wciąż końca 15 mld lat świetlnych od Ziemi.
Z nieujrzenia w kosmosie chwalebnego Chrystusa nie można wyciągać wniosku, że nie istnieje. To pochopna konkluzja. Jakim bowiem narzędziem jest wzrok czy rozum, aby przy ich pomocy wyrokować o istnieniu Tego, którego nie ogarnia Wszechświat? Ludzie popełniają dziecinny błąd, kiedy życzą sobie, aby Bóg był na miarę ich wyobrażeń o Nim. Czynią wtedy Boga małym jak oni sami.
Antoine de Saint-Exupery w książce Twierdza, będącej zapi­sem życiowych spostrzeżeń, doświadczeń, modli się następująco: „Panie, mówiłem, tam na gałęzi drzewa siedzi kruk. Rozumiem, że Twój majestat nie może się zniżyć do mówiącego. Lecz ja potrze­buję znaku. Gdy skończę moją modlitwę, spraw, aby ten kruk od­leciał. To będzie jakby skinienie w moją stronę na znak, że nie jestem zupełnie sam na świecie... I patrzyłem na ptaka. Ale on siedział nieruchomo na gałęzi". I po chwili modli się dalej: „Panie, masz słuszność. Twój majestat nie może się zniżyć do moich żą­dań. Gdyby kruk odleciał, byłbym jeszcze smutniejszy. Bo taki znak byłby znakiem danym mi przez kogoś równego (...). Oddaw­szy cześć, wróciłem. Lecz wtedy właśnie moja rozpacz ustąpiła miejsca nieoczekiwanej radości...". Rozpacz ustąpiła miejsca rado­ści w momencie, kiedy uznał istnienie kogoś większego od siebie, w kim mógł złożyć ufność i znaleźć ucieczkę. Uznawszy majestat Boga, doświadczył Jego wszechmocy.
Bracie i Siostro! Kiedy będziesz chciał, aby Bóg był na twe usługi, uczynisz Go tak małym, że nie dostrzeżesz Go w Jego wielkości; będziesz Go szukał jak ten, kto przeglądając mapę pół­nocnej Afryki, odczytuje stolice państw i inne drobniejsze nazwy, a przeoczą zapisaną dużymi, lecz rozstrzelonymi literami nazwę „Sahara". Nie zdajemy sobie nieraz sprawy z tego, że sprowadza­nie Boga do naszych wyobrażeń i oczekiwań staje na drodze Jego poznaniu i obraca się przeciwko nam. Najpierw tworzymy sobie obraz Boga na nasze podobieństwo, czynimy Go małym, a później dochodzimy do wniosku, że taki bóg nie może istnieć. Bo i fak­tycznie taki bóg nie istnieje. A zatem go odrzucamy. W ten sposób działamy na własną szkodę - sami doprowadzamy się do zwątpień czy nawet niewiary. Zamiast pomniejszać Boga, musimy sami się uniżyć. Boga nie doświadczymy wtedy, kiedy będziemy usiłowali Go wtłoczyć w nasze schematy, bo On wykracza poza nie, ale kie­dy otworzymy się na Jego wielkość.
Sporo lat temu (nie pamiętam ile) oglądałem w telewizji wy­wiad z generałem Mirosławem Hermaszewskim, pierwszym Pola­kiem w kosmosie. Wyznał, że przed lotem był zachwycony ludz­kimi osiągnięciami technicznymi, był pod niebywałym wrażeniem potęgi ludzkiej myśli, lecz podróż w kosmos odmieniła go. Tam w górze uświadomił sobie małość tego, co zachwycało go na ziemi. Powiedział, że z technika stał się humanistą. Zapytany na koniec wywiadu, czy wierzy w Boga - odparł, że wierzy. Jeżeli dobrze zrozumiałem, lot w kosmos pomógł mu w Jego odkryciu. Chociaż nie widział w przestrzeni kosmicznej zasiadającego w chwale Chrystusa, dostrzegł Go umysłem i sercem. Z wielkości bowiem wszechświata poznaje się jego Pana.
Pewność siebie gubi i sprowadza na manowce, gdyż pycha i zarozumiałość zaciemniają jasny umysł. Mrówka, przykładowo, nic nie wie o kuli ziemskiej i gdyby umiała myśleć, mogłaby dojść do wniosku, że kula ziemska nie istnieje, gdyż jej nie ogarnia. Fakt, że jej nie ogarnia, doprowadziłby ją do konkluzji, która okazałaby się całkowicie fałszywa dla istot znajdujących się na wyższym poziomie ewolucji, jak człowiek. Odrzuciłaby istnienie planety Ziemia, a jej życie jest możliwe tylko dzięki temu, że ona istnieje. Ludzie postępują nieraz podobnie względem Boga: sądzą, że nie istnieje, bo nie są w stanie Go zrozumieć. Człowiek musi zachować dystans względem własnych władz poznawczych. A im bardziej wydaje mu się, że wszystko wie, tym bardziej błądzi, gdyż miarą rozumu „mrówki" wyrokuje o świecie, którego nie ogarnia. Krótkosiężne jest ludzkie myślenie! Rozum może doprowadzić do przekonania o istnieniu Boga, lecz nie może wyrokować o Jego nieistnieniu.
Stanisław Lem w swej powieści science-fiction Obłok Magel­lana opisuje podróż statkiem kosmicznym na najbliższą poza Słoń­cem gwiazdę Alfa Centauri. W trakcie ponad ośmioletniej podróży, w jedną stronę - z połową prędkości światła, pasażerowie zmagają się z różnymi trudnościami. Bohaterem jest lekarz, uczestnik wy­prawy, o którym nie można powiedzieć wiele dobrego. Nowe i trudne doświadczenie pomaga mu dojrzeć emocjonalnie i odkryć wartość miłości i przyjaźni. Odkrywa świat wartości duchowych, wcześniej niedostrzeganych. Ten przykład podpowiada, że od cza­su do czasu należy wybrać się w daleką podróż, wypuścić się w nieznane, aby ujrzawszy nieco inny świat, nie myśleć, że poza własnym już nic innego nie istnieje. Wszystkim nam potrzebny jest łyk świeżego powietrza.
Carlo Carretto w książce Cammino senza fine pisze, że kiedy był młodzieńcem, dostrzegał Boga we wszechświecie, w wieku średnim widział Go już w drugim człowieku, a kiedy się zestarzał, zaczął Go odczuwać w sobie samym. Ileż w tych słowach prawdy! Z każdym dniem Bóg staje się nam coraz bliższy. Młodość ma w sobie rozmach i zachwyca się wielkością, ale przeoczą często drobne, choć ważne rzeczy. Wiek średni przejawia się już dojrzało­ścią i wrażliwością, która docenia drobne sprawy i umie się nimi cieszyć. Nie szuka szczęścia w zaświatach - znajduje je wokół siebie. Ale to dopiero na starość czy w chorobie, kiedy wreszcie uznajemy swą niemoc, dopuszczamy do siebie Boga. Wtedy staje się nam taki bliski, odczuwamy Go w sobie. Nie musi nas zabierać w przestrzeń kosmiczną, bo On jest tam, gdzie my jesteśmy - jest w nas. Wpatrujemy się dziś w niebo. Dostrzegamy jedynie płynące po nim obłoki. Nie widzimy Chrystusa, lecz nie potrzebujemy do­wodów na to, że zasiada w chwale Ojca. Doświadczamy Go i od­czuwamy na każdym kroku. My Go nosimy w sercu, dlatego jest wszędzie tam, gdzie my jesteśmy. Inaczej musielibyśmy Go szukać po całym Wszechświecie - z latarką w dłoni. On zaś nie każe się szukać w nieogarnionym kosmosie. W każdej chwili wychodzi nam naprzeciw w udzielonym darze Ducha Świętego, w Euchary­stii i w tylu innych łaskach, których nieraz nie doceniamy. Oczeku­je zaś od nas, abyśmy się na Niego otworzyli, a wtedy wypełni nasze życie sobą - niezmąconym szczęściem.
Nie umiemy powiedzieć, jak wielki jest Bóg, ale możemy pojąć coś z Jego wielkości. To wielkość, która jednym rzutem ogarnia cały Wszechświat i nie przeoczą żadnego ziarnka piasku. Bo wiel­kość poznaje się po tym, jak małe rzeczy potrafi dostrzec i docenić. Nawet nasze najdrobniejsze sprawy mają wartość w Jego oczach. On nie zadziwia świata swą wielkością i potęgą - przytłoczyłby go sobą. Usuwa się jakby w cień. Czyni to z miłości do nas, a wielu sądzi na tej podstawie, że nie istnieje. Bóg zadziwia świat tym, że w swej wielkości potrafi być uniżony, delikatny, wyrozumiały. Żaden władca nie zyska szacunku okazywaną siłą - wzbudzi tylko lęk u poddanych. Zyska zaś szacunek i miłość tym, że będzie im bliski w swej wielkości. Wtedy poczują, że jego wielkość jest także ich wielkością. Nie będą się jej bali, lecz będą się nią cieszyli ra­zem z nim. Bóg pozwala nam uczestniczyć w swej wielkości, po­zwala się nią cieszyć, co daje nam poczucie bezpieczeństwa, które rozprasza niepokój, lęk czy przygnębienie. Czyni znacznie więcej, niż nasze dziecinne życzenie, aby kruk odleciał. Bracie i Siostro! Nie dostrzeżesz wzrokiem chwalebnego Chrystusa, nie ogarniesz Go rozumem, ale możesz Go doświadczyć w swym życiu. Wiara wspomagana rozumem pozwala tylko w części wniknąć w tajemni­cę Boga, ale sercem możesz Go doświadczyć w pełni. Przy naj­większym wysiłku poznasz Boga tylko w części, a przy odrobinie dobrej woli doświadczysz Go w pełni. Temu zaś, kto doświadcza Chrystusa, wystarcza On sam. Bo czegóż może brakować temu, kto ma Boga? I chociaż wielu chciałoby ujrzeć chwalebnego Pana, to doświadczenie Go w sobie zapewnia większe szczęście. To, że od chwili, kiedy Jezus wstąpił do nieba, nie widzieliśmy Go więcej, niczego nie ujmuje naszej więzi z Nim. Ona opiera się na doświadczaniu Chrystusa w życiu. I całe szczęście, że nie widzimy Jezusa, a tylko doświadczamy Jego obecności. Gdybyśmy Go bowiem ujrzeli na oczy, nie byłby nam tak bliski, jak wtedy, kiedy odczu­wamy Go w sobie.
Spór o to, czy chwalebny Chrystus zasiada po prawicy Ojca toczy się od dwóch tysięcy lat i będzie trwał nadal, aż pewnego pięknego dnia powróci tak samo, jak uczniowie widzieli Go wstę­pującego do nieba. Wtedy ujrzą Go wszyscy, Jego wyznawcy i przeciwnicy, dobrzy i źli, ale doświadczą Go tylko ci, których Jego przyjście ucieszy. Amen.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2016 Homilie i rozważania , Blogger