Dnia
12 kwietnia 1961 roku Jurij Gagarin jako pierwszy człowiek odbył lot w
przestrzeń kosmiczną. Kiedy po półtoragodzinnym locie powrócił na
ziemię, miał wyznać, że Bóg nie istnieje, ponieważ nie widział Go tam.
Kiedy w przestrzeń kosmiczną udali się następnie Amerykanie, po powrocie
pytani o to, czy widzieli Boga - odpowiadali, że też Go nie widzieli,
ale zaraz dodawali, że na każdym kroku odczuwali Jego obecność.
Pan
Jezus wstąpił do nieba tak, jak przyszedł na ziemię - bez rozgłosu.
Zasiadł po prawicy Ojca, skąd bezustannie zlewa na nas swe łaski. To
dzięki Niemu korzystamy z darów Ducha Świętego i Eucharystii. To dzięki
Niemu możemy stale jednać się z Bogiem. Chrystus jest zasadą naszego
życia - poza Nim jest już tylko pustka. W przestrzeń kosmiczną udawały
się kolejne załogi Sojuza i Apollo. Coraz dłużej pozostawały w górze,
badając nieznany wcześniej świat. Po powrocie na ziemię ich odpowiedzi
pozostawały te same. Zgodnie twierdzili, że nie widzieli tam Boga.
Jedni wyciągali z tego wniosek, że nie istnieje, drudzy - że Go tylko
nie widzieli. A Chrystus zasiada w niebiosach jako Pan wszechświata.
Ojciec „posadził Go po swej prawicy na wyżynach niebieskich, ponad
wszelką Zwierzchnością i Władzą, i Mocą, i Panowaniem" (Ef 1, 20-21).
Wszystkie potęgi świata zostały poddane pod Jego stopy. Ludzie spierają
się o to, czy istnieje, a On niepodzielnie panuje nad całym kosmosem.
Niemożność
ujrzenia chwalebnego Chrystusa w przestrzeni kosmicznej nie zaprzecza
Jego istnieniu. Bóg jest Bogiem właśnie dlatego, że przekracza ten świat
i nasze wyobrażenia o Nim. Staje się zatem oczywiste, że jeżeli nie
ogarniamy Wszechświata, to tym bardziej jego Pana. Gdyby Rosjanie i
Amerykanie zobaczyli w przestrzeni kosmicznej Chrystusa, jakże małym
musiałby być Bogiem. Przecież oni zaledwie wyszli poza ziemską
atmosferę. Oddalili się od powierzchni Ziemi o jedyne 300 km. To tyle,
co z Warszawy do Krakowa czy Poznania. Cóż to jest 300 km w kosmosie?
Do samego tylko Księżyca jest z Ziemi tysiąc razy dalej. A co tu mówić o
150 min km do Słońca! Oni oddalili się od Ziemi o jedyne 300 km, a
Wszechświat, o jakim obecnie wiemy dzięki teleskopowi Hubble'a, nie ma
wciąż końca 15 mld lat świetlnych od Ziemi.
Z
nieujrzenia w kosmosie chwalebnego Chrystusa nie można wyciągać
wniosku, że nie istnieje. To pochopna konkluzja. Jakim bowiem narzędziem
jest wzrok czy rozum, aby przy ich pomocy wyrokować o istnieniu Tego,
którego nie ogarnia Wszechświat? Ludzie popełniają dziecinny błąd, kiedy
życzą sobie, aby Bóg był na miarę ich wyobrażeń o Nim. Czynią wtedy
Boga małym jak oni sami.
Antoine de Saint-Exupery w książce Twierdza, będącej
zapisem życiowych spostrzeżeń, doświadczeń, modli się następująco:
„Panie, mówiłem, tam na gałęzi drzewa siedzi kruk. Rozumiem, że Twój
majestat nie może się zniżyć do mówiącego. Lecz ja potrzebuję znaku.
Gdy skończę moją modlitwę, spraw, aby ten kruk odleciał. To będzie
jakby skinienie w moją stronę na znak, że nie jestem zupełnie sam na
świecie... I patrzyłem na ptaka. Ale on siedział nieruchomo na gałęzi". I
po chwili modli się dalej: „Panie, masz słuszność. Twój majestat nie
może się zniżyć do moich żądań. Gdyby kruk odleciał, byłbym jeszcze
smutniejszy. Bo taki znak byłby znakiem danym mi przez kogoś równego
(...). Oddawszy cześć, wróciłem. Lecz wtedy właśnie moja rozpacz
ustąpiła miejsca nieoczekiwanej radości...". Rozpacz ustąpiła miejsca
radości w momencie, kiedy uznał istnienie kogoś większego od siebie, w
kim mógł złożyć ufność i znaleźć ucieczkę. Uznawszy majestat Boga,
doświadczył Jego wszechmocy.
Bracie
i Siostro! Kiedy będziesz chciał, aby Bóg był na twe usługi, uczynisz
Go tak małym, że nie dostrzeżesz Go w Jego wielkości; będziesz Go szukał
jak ten, kto przeglądając mapę północnej Afryki, odczytuje stolice
państw i inne drobniejsze nazwy, a przeoczą zapisaną dużymi, lecz
rozstrzelonymi literami nazwę „Sahara". Nie zdajemy sobie nieraz sprawy z
tego, że sprowadzanie Boga do naszych wyobrażeń i oczekiwań staje na
drodze Jego poznaniu i obraca się przeciwko nam. Najpierw tworzymy sobie
obraz Boga na nasze podobieństwo, czynimy Go małym, a później
dochodzimy do wniosku, że taki bóg nie może istnieć. Bo i faktycznie
taki bóg nie istnieje. A zatem go odrzucamy. W ten sposób działamy na
własną szkodę - sami doprowadzamy się do zwątpień czy nawet niewiary.
Zamiast pomniejszać Boga, musimy sami się uniżyć. Boga nie doświadczymy
wtedy, kiedy będziemy usiłowali Go wtłoczyć w nasze schematy, bo On
wykracza poza nie, ale kiedy otworzymy się na Jego wielkość.
Sporo
lat temu (nie pamiętam ile) oglądałem w telewizji wywiad z generałem
Mirosławem Hermaszewskim, pierwszym Polakiem w kosmosie. Wyznał, że
przed lotem był zachwycony ludzkimi osiągnięciami technicznymi, był pod
niebywałym wrażeniem potęgi ludzkiej myśli, lecz podróż w kosmos
odmieniła go. Tam w górze uświadomił sobie małość tego, co zachwycało go
na ziemi. Powiedział, że z technika stał się humanistą. Zapytany na
koniec wywiadu, czy wierzy w Boga - odparł, że wierzy. Jeżeli dobrze
zrozumiałem, lot w kosmos pomógł mu w Jego odkryciu. Chociaż nie widział
w przestrzeni kosmicznej zasiadającego w chwale Chrystusa, dostrzegł Go
umysłem i sercem. Z wielkości bowiem wszechświata poznaje się jego
Pana.
Pewność
siebie gubi i sprowadza na manowce, gdyż pycha i zarozumiałość
zaciemniają jasny umysł. Mrówka, przykładowo, nic nie wie o kuli
ziemskiej i gdyby umiała myśleć, mogłaby dojść do wniosku, że kula
ziemska nie istnieje, gdyż jej nie ogarnia. Fakt, że jej nie ogarnia,
doprowadziłby ją do konkluzji, która okazałaby się całkowicie fałszywa
dla istot znajdujących się na wyższym poziomie ewolucji, jak człowiek.
Odrzuciłaby istnienie planety Ziemia, a jej życie jest możliwe tylko
dzięki temu, że ona istnieje. Ludzie postępują nieraz podobnie względem
Boga: sądzą, że nie istnieje, bo nie są w stanie Go zrozumieć. Człowiek
musi zachować dystans względem własnych władz poznawczych. A im bardziej
wydaje mu się, że wszystko wie, tym bardziej błądzi, gdyż miarą rozumu
„mrówki" wyrokuje o świecie, którego nie ogarnia. Krótkosiężne jest
ludzkie myślenie! Rozum może doprowadzić do przekonania o istnieniu
Boga, lecz nie może wyrokować o Jego nieistnieniu.
Stanisław Lem w swej powieści science-fiction Obłok Magellana opisuje
podróż statkiem kosmicznym na najbliższą poza Słońcem gwiazdę Alfa
Centauri. W trakcie ponad ośmioletniej podróży, w jedną stronę - z
połową prędkości światła, pasażerowie zmagają się z różnymi
trudnościami. Bohaterem jest lekarz, uczestnik wyprawy, o którym nie
można powiedzieć wiele dobrego. Nowe i trudne doświadczenie pomaga mu
dojrzeć emocjonalnie i odkryć wartość miłości i przyjaźni. Odkrywa świat
wartości duchowych, wcześniej niedostrzeganych. Ten przykład
podpowiada, że od czasu do czasu należy wybrać się w daleką podróż,
wypuścić się w nieznane, aby ujrzawszy nieco inny świat, nie myśleć, że
poza własnym już nic innego nie istnieje. Wszystkim nam potrzebny jest
łyk świeżego powietrza.
Carlo Carretto w książce Cammino senza fine pisze,
że kiedy był młodzieńcem, dostrzegał Boga we wszechświecie, w wieku
średnim widział Go już w drugim człowieku, a kiedy się zestarzał, zaczął
Go odczuwać w sobie samym. Ileż w tych słowach prawdy! Z każdym dniem
Bóg staje się nam coraz bliższy. Młodość ma w sobie rozmach i zachwyca
się wielkością, ale przeoczą często drobne, choć ważne rzeczy. Wiek
średni przejawia się już dojrzałością i wrażliwością, która docenia
drobne sprawy i umie się nimi cieszyć. Nie szuka szczęścia w zaświatach -
znajduje je wokół siebie. Ale to dopiero na starość czy w chorobie,
kiedy wreszcie uznajemy swą niemoc, dopuszczamy do siebie Boga. Wtedy
staje się nam taki bliski, odczuwamy Go w sobie. Nie musi nas zabierać w
przestrzeń kosmiczną, bo On jest tam, gdzie my jesteśmy - jest w nas.
Wpatrujemy się dziś w niebo. Dostrzegamy jedynie płynące po nim obłoki.
Nie widzimy Chrystusa, lecz nie potrzebujemy dowodów na to, że zasiada w
chwale Ojca. Doświadczamy Go i odczuwamy na każdym kroku. My Go nosimy
w sercu, dlatego jest wszędzie tam, gdzie my jesteśmy. Inaczej
musielibyśmy Go szukać po całym Wszechświecie - z latarką w dłoni. On
zaś nie każe się szukać w nieogarnionym kosmosie. W każdej chwili
wychodzi nam naprzeciw w udzielonym darze Ducha Świętego, w Eucharystii
i w tylu innych łaskach, których nieraz nie doceniamy. Oczekuje zaś od
nas, abyśmy się na Niego otworzyli, a wtedy wypełni nasze życie sobą -
niezmąconym szczęściem.
Nie
umiemy powiedzieć, jak wielki jest Bóg, ale możemy pojąć coś z Jego
wielkości. To wielkość, która jednym rzutem ogarnia cały Wszechświat i
nie przeoczą żadnego ziarnka piasku. Bo wielkość poznaje się po tym,
jak małe rzeczy potrafi dostrzec i docenić. Nawet nasze najdrobniejsze
sprawy mają wartość w Jego oczach. On nie zadziwia świata swą wielkością
i potęgą - przytłoczyłby go sobą. Usuwa się jakby w cień. Czyni to z
miłości do nas, a wielu sądzi na tej podstawie, że nie istnieje. Bóg
zadziwia świat tym, że w swej wielkości potrafi być uniżony, delikatny,
wyrozumiały. Żaden władca nie zyska szacunku okazywaną siłą - wzbudzi
tylko lęk u poddanych. Zyska zaś szacunek i miłość tym, że będzie im
bliski w swej wielkości. Wtedy poczują, że jego wielkość jest także ich
wielkością. Nie będą się jej bali, lecz będą się nią cieszyli razem z
nim. Bóg pozwala nam uczestniczyć w swej wielkości, pozwala się nią
cieszyć, co daje nam poczucie bezpieczeństwa, które rozprasza niepokój,
lęk czy przygnębienie. Czyni znacznie więcej, niż nasze dziecinne
życzenie, aby kruk odleciał. Bracie i Siostro! Nie dostrzeżesz wzrokiem
chwalebnego Chrystusa, nie ogarniesz Go rozumem, ale możesz Go
doświadczyć w swym życiu. Wiara wspomagana rozumem pozwala tylko w
części wniknąć w tajemnicę Boga, ale sercem możesz Go doświadczyć w
pełni. Przy największym wysiłku poznasz Boga tylko w części, a przy
odrobinie dobrej woli doświadczysz Go w pełni. Temu zaś, kto doświadcza
Chrystusa, wystarcza On sam. Bo czegóż może brakować temu, kto ma Boga? I
chociaż wielu chciałoby ujrzeć chwalebnego Pana, to doświadczenie Go w
sobie zapewnia większe szczęście. To, że od chwili, kiedy Jezus wstąpił
do nieba, nie widzieliśmy Go więcej, niczego nie ujmuje naszej więzi z
Nim. Ona opiera się na doświadczaniu Chrystusa w życiu. I całe
szczęście, że nie widzimy Jezusa, a tylko doświadczamy Jego obecności.
Gdybyśmy Go bowiem ujrzeli na oczy, nie byłby nam tak bliski, jak wtedy,
kiedy odczuwamy Go w sobie.
Spór
o to, czy chwalebny Chrystus zasiada po prawicy Ojca toczy się od dwóch
tysięcy lat i będzie trwał nadal, aż pewnego pięknego dnia powróci tak
samo, jak uczniowie widzieli Go wstępującego do nieba. Wtedy ujrzą Go
wszyscy, Jego wyznawcy i przeciwnicy, dobrzy i źli, ale doświadczą Go
tylko ci, których Jego przyjście ucieszy. Amen.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz