września 14, 2017

ŚWIĘTO PODWYŻSZENIA KRZYŻA ŚWIĘTEGO

września 14, 2017

ŚWIĘTO PODWYŻSZENIA KRZYŻA ŚWIĘTEGO

Słowo Boże na dziś

J 3, 13-17
 

Słowa Ewangelii według świętego Jana
Jezus powiedział do Nikodema: «Nikt nie wstąpił do nieba, oprócz Tego, który z nieba zstąpił, Syna Człowieczego. A jak Mojżesz wywyższył węża na pustyni, tak potrzeba, by wywyższono Syna Człowieczego, aby każdy, kto w Niego wierzy, miał życie wieczne. Tak bowiem Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne. Albowiem Bóg nie posłał swego Syna na świat po to, aby świat potępił, ale po to, by świat został przez Niego zbawiony».
Oto słowo Pańskie.

Refleksja nad Słowem Bożym


Oddajemy dzisiaj cześć krzyżowi, na którym zawisło Zbawienia świata. Ten krzyż, znak zbawienia, jest obecny niemal od początku historii naszego Narodu. Pod krzyżem wawelskim modliła się św. Królowa Jadwiga, by podjąć odważną, i jakże brzemienną w skutki, decyzję poślubienie Księcia Litwy, a w ten sposób, by ten Naród mógł wejść w orbitę narodów chrześcijańskich. Przed tym samym krzyżem modlił się, podczas trzeciej pielgrzymki do Ojczyzny, możemy powiedzieć – niemal w przeddzień odzyskania niepodległości, Jan Paweł II. Krzyż jest obecny na polach Grunwaldu, na grobach Polskich oficerów zamordowanych w Katyniu, na cmentarzu pod Monte Casino, na oświęcimskim żwirowisku i przy bramie stoczni gdańskiej, czy na tamie we Włocławku.
A dzisiaj możemy zobaczyć krzyż nie tylko w świątyniach, ale w urzędach, szkołach, i innych miejscach – wszędzie tam, gdzie żyją i pracują ludzie. Cieszymy się z odzyskania wolności, ale pamiętamy słowa poety: “wolność krzyżami się mierzy”.
Dzisiejsza Uroczystość Podwyższenia Krzyża, to jednak nie tyle wizja Narodu ukrzyżowanego, umęczonego, ale to zobaczenie, co ten krzyż przynosi. A przynosi ten krzyż wyzwolenia. Słyszeliśmy w dzisiejszej Ewangelii: „Bóg nie posłał swego Syna na świat po to, aby świat potępił, ale po to, by świat został przez Niego zbawiony”. Bóg dopuścił dla swojego Syna trudną drogę krzyża, by wyzwolił człowieka, by wyzwolił go z grzechu i śmierci, by stoczył walkę z siłami zła. I Jezus – wiemy – wyzwala w sposób najgłębszy, bo wewnętrzny. Taką drogę Bóg wybrał również dla Izraela, w jego jakże trudnej historii, i wybiera taką drogę dla nas.
Owocem zbawczej Ofiary Chrystusa jest najgłębsza wolność od grzechu i śmierci. Wiele naszych wysiłków i pragnień załamuje się w obliczu trudności, w obliczu – wydawać by się mogło – beznadziejnych sytuacji. Krzyż pokazuje, że czasami długie dziesiątki lat niewoli, cierpienia, bólu mogą zaowocować zwycięstwem, jeśli przyjmiemy tę rzeczywistość, jako rzeczywistość zbawczą. Chrystus jest dla nas Znakiem. W sytuacji największej niewoli, wydany w ręce nieprzyjaciół, bezsilny, przybity, znieważony, fałszywie oskarżony, pozbawiony czci, wreszcie – zabity, głosi wolność. On właśnie taki i wtedy w najwyższy sposób jest wolny. Na krzyżu woła: „Ojcze, w Twoje ręce powierzam ducha mego”. Pamiętamy słowa Jana Pawła II, który powiedział o św. Maksymilianie Kolbe, że „Maksymilian oddał swoje życie i to jest najwyższy wymiar wolności, kiedy człowiek sam decyduje, oddając siebie”.
Jezus oddaje się dzisiaj nam i pragnie, abyśmy byli ludźmi wolnymi; abyśmy zaczęli oddychać atmosferą wolności; byśmy w sytuacjach przekraczających nasze możliwości i niezrozumiałych, a czasem jawnie niesprawiedliwych, dali świadectwo wiary i nadziei w zwycięską moc krzyża. Gdy znajdzie się wielu ludzi, którzy wejdą na tę drogę, zaczniemy oddychać atmosferą wolności. Nie zmarnujmy zatem tego daru, który przyniósł Jezus Chrystus: daru wyzwolenia. AMEN.



września 12, 2017

Modlitwa Jezusa a nasza modlitwa

września 12, 2017

Modlitwa Jezusa a nasza modlitwa

Słowo Boże na dziś

Wtorek, 23 tygodnia Okresu Zwykłego

  Łk 6,12-19

Z Ewangelii według Świętego Łukasza
Pewnego razu Jezus wyszedł na górę, aby się modlić, i całą noc trwał na modlitwie do Boga. Z nastaniem dnia przywołał swoich uczniów i wybrał spośród nich dwunastu, których też nazwał apostołami: Szymona, któremu nadał imię Piotr, i brata jego, Andrzeja, Jakuba, Jana, Filipa, Bartłomieja, Mateusza, Tomasza, Jakuba, syna Alfeusza, Szymona z przydomkiem Gorliwy, Judę, syna Jakuba, i Judasza Iskariotę, który stał się zdrajcą. Zszedł z nimi na dół i zatrzymał się na równinie; był tam liczny tłum Jego uczniów i wielkie mnóstwo ludu z całej Judei i z Jeruzalem oraz z nadmorskich okolic Tyru i Sydonu; przyszli oni, aby Go słuchać i znaleźć uzdrowienie ze swych chorób. Także i ci, których dręczyły duchy nieczyste, doznawali uzdrowienia. A cały tłum starał się Go dotknąć, ponieważ moc wychodziła od Niego i uzdrawiała wszystkich. (Łk 6, 12-19)

Refleksja nad Słowem Bożym 


CHRYSTUS MODLI SIĘ ZA NAS

Jezus wyszedł na górę, aby się modlić i całą noc spędził na modlitwie do Boga”.
Człowiek do pełnego rozwoju potrzebuje ciszy, refleksji, modlitwy, kontemplacji. Jezus wychodzi na górę, aby się modlić i przez całą noc trwa na rozmowie z Ojcem. Modlitwa, kontemplacja wymagają uciszenia zewnętrznego i wewnętrznego. Jezus czynił tak bardzo często. Każda ważniejsza decyzja, każdy czyn o charakterze zbawczym, poprzedzony był modlitwą do Ojca „na osobności”.
Dzisiejsza Ewangelia ukazuje nam modlitwę Jezusa, która również taki miała charakter – „na osobności” – bowiem poprzedzała wybór Apostołów, którzy Dobrą Nowinę ponieść mieli aż na krańce ziemi.
Jezus jest naszym Mistrzem i Nauczycielem. Czego więc uczy nas Jezus, modląc się na górze przez całą noc? Uczy nas najpierw, że przed każdą ważną decyzją życia nie tylko trzeba się radzić mądrych ludzi, przyjaciół, ale również trzeba się radzić i pytać samego Boga, i to na modlitwie. Jezus uczy nas następnie, że cisza, skupienie, modlitwa, kontemplacja są człowiekowi potrzebne jak chleb powszedni. Zgiełk, krzyk, szalone tempo życia rozbijają człowieka wewnętrznie – wręcz czynią go bezmyślnym automatem.
Za przykładem Jezusa, musimy znaleźć czas na spotkanie w ciszy z samym sobą i z Ojcem, naszym Bogiem. Jak powiedział ktoś, jesteśmy naprawdę sobą wtedy, kiedy się dobrze modlimy. Zaś człowiek, który wcale się nie modli, to ktoś, kto próbuje uciec od samego siebie. Modlitwa napełnia nas przedziwną mocą, która działa na innych, innym pomaga, innych zmienia. Modlitwy więc trzeba się uczyć wciąż na nowo, przyswajając sobie tę sztukę od samego Jezusa Chrystusa. A więc, trzeba nam wciąż wołać: „Panie, naucz nas modlić się”.
Modlił się Jezus na górze, spędzając całą noc na rozmowie z Bogiem. Niestety, nie znamy treści tych słów tych modlitw, czy tej modlitwy. Znamy natomiast inne modlitwy Jezusa wypowiedziane przy różnych okazjach. Zacytuję niektóre fragmenty i chciejmy pomyśleć, co akcentuje ta modlitwa, jaki jest właśnie duch tej modlitwy:
Wysławiam Cię, Ojcze, Panie nieba i ziemi, że zakryłeś te rzeczy przed mądrymi i roztropnymi, a objawiłeś je prostaczkom. Tak Ojcze, gdyż takie było Twoje upodobanie. – Czy nie akcentuje ta modlitwa Jezusa pewnej pokory, prostoty, otwartości, szczerości serca tych właśnie, za których modli się Jezus?
Albo inna modlitwa, nazywana: arcykapłańską – przed śmiercią Chrystus modlił się: Ojcze Święty, zachowaj w Twoim imieniu tych, których Mi dałeś, aby, tak jak My, stanowili jedno. Dopóki z nimi byłem, zachowywałem ich w Twoim Imieniu, które Mi dałeś, i ustrzegłem ich, a nikt z nich nie zginął, z wyjątkiem syna zatracenia, aby się spełniło Pismo.
Inna modlitwa Jezusa o jedność wszystkich chrześcijan: Nie tylko za nimi proszę, ale i za tymi, którzy dzięki ich słowu będą wierzyć we Mnie, aby wszyscy stanowili jedno, jak Ty Ojcze we Mnie, a Ja w Tobie; aby i oni stanowili w nas jedno, aby świat uwierzył, żeś Ty Mnie posłał.
Wspomnijmy także modlitwę Jezusa z Ogrójca: Ojcze Mój, jeśli to możliwe, niech Mnie ominie ten kielich; wszakże nie jak Ja chcę, ale jak Ty. Ojcze Mój, jeśli nie może ominąć Mnie ten kielich i muszę go wypić, niech się stanie wola Twoja.
Na kilka chwil przed samą śmiercią modli się Jezus: Boże Mój, Boże Mój czemuś Mnie opuścił? Ojcze, w Twoje ręce powierzam ducha Mojego.
W niebie Jezus Chrystus siedzący po prawicy Ojca wstawia się za nami, którzy jesteśmy członkami Jego Mistycznego Ciała – Kościoła, wstawia się za wszystkimi, i pozostaje naszym Orędownikiem i naszym Pośrednikiem. W jednym z komentarzy do Listu do Rzymian czytamy, że Jezus zawsze broni naszych spraw przed Ojcem i Jego prośba nie może być odrzucona. Prosi On Ojca, abyśmy mogli stale korzystać z zasług, które zdobył w czasie ziemskiego życia.

CHRYSTUS MODLI SIĘ W NAS

Jaka to wielka radość, iż Chrystus zawsze żyje, aby się wstawiać za nami! (Hbr 7,25), że możemy połączyć swoje modlitwy i swoją pracę z Jego modlitwą, a wówczas zdobędą wartość nieskończoną, wartość zasługującą na niebo.
Czasami naszej modlitwie brakuje niezbędnej pokory, ufności, wytrwałości. Wesprzyjmy więc ją modlitwą Chrystusową. Prośmy Go, aby skłaniał nasze serca do modlitwy w należyty sposób, według zamiarów Bożych, aby modlitwa tryskała z naszego serca i docierała przed oblicze Jego Ojca, byśmy stanowili z Nim jedno tu na ziemi, a kiedyś w wieczności. Co więcej, uczyńmy z całego naszego życia jedną wielką modlitwę. Tak. Nasze życie ma być modlitwą. Uczmy się tej modlitwy od Chrystusa.
Najlepiej uczymy się modlitwy wtedy, gdy się po prostu modlimy: osobiście czy we wspólnocie. W czasie każdej Mszy św. łączymy naszą modlitwę z najdoskonalszą modlitwą Jezusa Chrystusa. We Mszy św. wchodzimy z Jezusem „na górę”, by się modlić do Ojca.
Życzę ci, drogi Czytelniku, życzę i sobie, byśmy chcieli często przebywać na tych wyżynach, na których przebywał Chrystus Pan, nasz Zbawiciel, i modlił się; by była dobra nasza modlitwa; by były dobre nasze decyzje; by było dobre nasze życie.  



września 12, 2017

Najświętsze Imię Maryi

września 12, 2017

Najświętsze Imię Maryi

Słowo Boże na dziś


  Łk 1,39-45

Słowa Ewangelii według świętego Łukasza
W tym czasie Maryja wybrała się i poszła z pośpiechem w góry do pewnego miasta w pokoleniu Judy. Weszła do domu Zachariasza i pozdrowiła Elżbietę. Gdy Elżbieta usłyszała pozdrowienie Maryi, poruszyło się dzieciątko w jej łonie, a Duch Święty napełnił Elżbietę. Wydała ona okrzyk i powiedziała: «Błogosławiona jesteś między niewiastami i błogosławiony jest owoc Twojego łona. A skądże mi to, że Matka mojego Pana przychodzi do mnie? Oto, skoro głos Twego pozdrowienia zabrzmiał w moich uszach, poruszyło się z radości dzieciątko w moim łonie. Błogosławiona jesteś, któraś uwierzyła, że spełnią się słowa powiedziane Ci od Pana». Wtedy Maryja rzekła: «Wielbi dusza moja Pana i raduje się duch mój w Bogu, Zbawcy moim».
Oto słowo Pańskie.

Refleksja nad Słowem Bożym

 
Błogosławiona jesteś, Panno Maryjo,
która uwierzyłaś, że spełnią się słowa
powiedziane Tobie od Pana. (Łk 1,45)

Jak to dobrze, że możemy wzywać Maryję po imieniu. Ludzie zawsze łatwiej nawiązują więzi, gdy znają swoje imiona. Zwracanie się do kogoś po imieniu ułatwia nam kontakt. Gdy ktoś nam się podoba, chcemy się koniecznie dowiedzieć, jak ma na imię. Ci, którzy się kochają, z radością wymawiają swoje imiona.
Dziś wspomnienie Imienia Maryi. Jest to, można powiedzieć, pierwszy klejnot tej świetlanej korony na Jej głowie; dźwięk tej pieśni, która tak często z ziemi płynie przed Tron Bogarodzicy.
Maryja, to imię ze wszystkich po Jezusie najczcigodniejsze; imię, które Trójca Przenajświętsza przeznaczyła dla Tej, która miała być zarazem Córką Ojca, Matką Syna i Oblubienicą Ducha Świętego.
Maryja, to wzniosłe imię, które jest: uweseleniem nieba, nadzieją ziemi i przerażeniem duchów nieczystych piekielnych.
Maryja, to imię najsłodsze: „Ty jesteś balsamem dla ust, które Cię wypowiadają, miodem dla języka, który Cię wymawia, i pieśnią dla serca, które Cię wzywa” – mówi św. Bernard.
Maryja, to imię naszej Matki; imię najukochańsze, które – jak śpiewa Psalmista – „Uwesela młodość naszą”.
Wielkie i głębokie jest znaczenie tego imienia, które niebo ziemi przekazało. Z całą prawdą można o nim powiedzieć, jak mówi Pismo św., że jest oni “dziwne”.
Według Ojców Kościoła, imię Maryja ma potrójne znaczenie. W syryjskim języku oznacza „panią”, „władczynię”, „królową”. W hebrajskim: Miriam, znaczy „gwiazda morza”, i wreszcie oznacza „morze łask” i „morze gorzkości”.
Komuż bardziej, niż Maryi, przysługuje tytuł królowej. Królową jest Ta, która powiła Dziedzica wszystkich narodów, Władcę postawionego nad wszystkimi księstwami i władcami. A jeśli Syn jest Królem nam królami i Panem nad panami, wtedy Matka jest Władczynią władców. „Przez fiat – niech mi się stanie – w tajemnicy Wcielenia, Maryja – mówi św. Augustyn – zespoliła swe serce z wielkością Boga. W tajemnicy zaś Wniebowzięcia, Bóg zespolił Maryję z wiecznością swej chwały i swej potęgi”.
Maryja po hebrajsku znaczy: Miriam, to znaczy Gwiazda morza. Stąd ta pieśń: „Witaj Gwiazdo Morza”. Podobnie jak Bóg przy biegunie ziemskim umieścił Gwiazdę, która dodaje otuchy i ożywa żeglarza rzuconego wśród wód oceanu, kieruje nim wśród skał, prowadzi bezpiecznie ku przystani, tak też postawił niejako przy biegunie łask swoich Maryję – Tę piękną i dobroczynną Gwiazdę, która wzniosła się ponad szerokie świata morze, by uweselała biednych żeglarzy ziemskich, i doprowadziła ich do przystani wiekuistego zbawienia.
A zatem, przebogate w treść jest imię Matki Bożej. Zamiast „Zdrowaś Maryjo”, możemy mówić: „Zdrowaś Najpiękniejsza”, „Zdrowaś Gwiazdo Morska”, „Zdrowaś Łaski Palna”, „Zdrowaś Umiłowana przez Boga”. Maryja słysząc swoje imię, wymawiane przez czcicieli, jeśli tak można po ludzku powiedzieć, przypomina sobie tę niepojętą miłość i łaskawość Boga, której doznawała w swoim życiu, i dzisiaj doznaje pełna chwały w niebie.
Dlatego zawsze ze zrozumieniem, i z wielkim szacunkiem, i miłością wymawiajmy imię Maryja. Św. Alfons Liguori nakazał swoim współbraciom, aby w każdym kazaniu przynajmniej wspomnieli imię Maryja. I stąd Radio Maryja pozdrawia swoich słuchaczy: „Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus i Maryja zawsze Dziewica”. Starożytni historycy odnotowali pewien incydent związany z panowaniem króla Aleksandra Wielkiego. Otóż ten sławny król dowiedział się, iż w jego armii żył żołnierz, który również nosi imię Aleksander, ale nie odznacza się ani odwagą, ani walecznością. Król wezwał owego żołnierza przed swe oblicze i, karcąc go, nakazał mu zmienić obyczaje, albo imię.
Dziś, wspominając imię Maryi, Matki Bożej, jako Jej czciciele zadajmy sobie pytanie: Czy godnie reprezentujemy w swoim otoczeniu Jej imię? Czy, jak Maryja, staramy się być miłymi Bogu, i posłusznymi woli Bożej? Przecież wszyscy od chrztu św. nosimy zaszczytne imię chrześcijanina, czyli wyznawcy Chrystusa. Św. Paweł przypomina nam dziś to wielkie nasze wybranie przez Boga, przeznaczenie do wielkich rzeczy, do przyjaźni z Bogiem i trwania z Bogiem przez całą wieczność. Nośmy zatem to imię chrześcijanina z godnością i odpowiedzialnością, bo i my – jak Maryja – jesteśmy umiłowanymi dziećmi Bożymi. AMEN.

 

września 09, 2017

23. Niedziela Zwykła (A) – Braterskie upomnienie

września 09, 2017

23. Niedziela Zwykła (A) – Braterskie upomnienie
Obarczę ciebie odpowiedzialnością za twego brata!” Masz sprowadzić występnego z jego złej drogi (Ez 33,7–9 ). Upomnij brata w cztery oczy (Mt 18,15).
Przed niektórymi poleceniami Pisma św. chciałoby się uciec. Lepiej tego nie doczytać, pominąć, nie słyszeć. Tak właśnie jest z nakazem skierowa­nym do nas dziś. Przecież każdy ma swój rozum... Ludzie są za swe czyny odpowiedzialni... Czy można się wtrącać w sprawy innych? Tyle jest własnych kłopotów! A jednak: „Obarczę ciebie odpowiedzialnością za twego brata! Upomnij brata w cztery oczy!”
Jeszcze inaczej próbujemy ominąć Boże polecenie. Sam nie cierpię mo­rałów, wygłaszanych pod moim adresem, dlaczego więc mam się stać stró­żem moralności mojego bliźniego? Nie czyń bliźniemu tego, co tobie nie miłe! Czyż nie spotkaliśmy się z tym, że czyjaś uwaga nie wynikała z troski o nas. Jej motywem była czyjaś zarozumiałość, u jej źródła była czyjaś zło­śliwość, a mocą czyjeś zdenerwowanie i rozdrażnienie. Czasem bywa od­wrotnie: Uwaga, płynąca z dobrego serca, jest źle przyjęta. Wywołuje gniew, pozostawia uraz, niszczy więź przyjaźni i znajomości. Tyle niebez­pieczeństw czai się wokół nakazu: „Upomnij brata swego...” Naszym oba­wom sprzyja anonimowość współczesnego życia. Iluż ludzi mieszka w blo­kach, w wielkich osiedlach. Odizolowani od bliźniego drzwiami zaopatrzo­nymi w wiele zamków, nie chcą słuchać, co o nich inni mówią. Nie chcą na­wet wiedzieć, jak oceniane jest ich postępowanie. Każdą opinię o sposobie życia gotowi są uznać za targnięcie się na ich osobistą wolność. Powiedze­nie: „Wolność Tomku w swoim domku...” stało się powszechnie przyjętą zasadą. Chociaż ów domek to często bardzo akustyczne mieszkanie w blo­ku, a sposób życia w tym domku jest dla sąsiadów nie do zniesienia.
Tak bardzo chciałoby się przejść obok słów, które nas obarczają odpowiedzialnością za występki naszego brata. „Jeśli twój brat zgrzeszy przeciwko tobie; idź i upomnij go w cztery oczy...” Nakaz Boży jest jednak tak wyraźny, że nie można się koło niego prześlizgnąć. Trzeba więc choć na chwilę zatrzymać się nad nim. Sprzyja temu okres, który przeżywamy. Po­czątek września to czas, w którym się mówi o szkole. To dni, w których o sprawach wychowania myśli się w sposób szczególny. Dla jednych, to sprawa nowej klasy, szkoły; dla innych, to starsi o przeżyte wakacje uczniowie. Dla jednych to wspomnienia szkolnego mundurka, dla innych wreszcie – stale aktualna rodzicielska troska. Nad tym wszystkim unosi się atmosfera uwag. Tych zwykłych „nie garb się”, „nie dłub w nosie”... i tych zasadni­czych, którym towarzyszą długie rozmowy; wreszcie tych, wpisywanych do dzienniczka, pod którymi powinien się znaleźć podpis opieki domowej.
Towarzyszy temu wszystkiemu zjawisko zwane konfliktem pokoleń. Je­dni w imię rodzicielskiego obowiązku instruują, pouczają, wygłaszają ka­zania, a inni uważają za punkt honoru odporność na tego rodzaju nacisk... W mniejszym lub większym stopniu dzieje się to zawsze u styku pokoleń. Dlatego nie warto w tej chwili drzeć szat i wołać, że w naszych czasach jest gorzej, że młodzież współczesna... itd. Polski wrzesień każe nam w szcze­gólny sposób patrzeć na sprawy dziejące się na styku pokoleń, żyjących na naszej ziemi. Dla nas wrzesień to początek strasznej nocy okupacji. Ci, któ­rzy odebrali nam wolność, wiedzieli dobrze, że nie wystarczy siła przemo­cy, siła militarna. Naród niewolników można mieć dopiero wtedy, gdy się zniszczy jego historę, gdy się zniszczy jego kulturę i uniemożliwi się jej przekazywanie. Gdy pokolenie dojrzałych Polaków nie będzie mogło kształtować ludzkiego oblicza tych, którzy będą po nich mieszkać nad Wi­słą. Dlatego nasze doświadczenie września uczyło, by konflikt pokoleń za­stąpić solidarnością pokoleń. Gdy nam zniszczono zabytki polskiej kultury, to starzy i młodzi z narażeniem siebie gromadzili to, czego ogień nie stra­wił. Gdy brutalnie fałszowano historię, to potajemnie, w atmosferze pie­tyzmu uczono się dziejów narodu. Nie trzeba też nikogo przekonywać, ja­kim nośnikiem chrześcijańskiej kultury narodu było przekazywane po­przez pokolenia doświadczenie, że w wielu momentach „ojczyzna była w Polsce Kościołem, a Kościół ojczyzną”.
A jak jest dziś? Na to pytanie można dać wyczerpującą odpowiedź po la­tach. Teraz chcę tylko powiedzieć o radości, jaką przeżyłem podczas waka­cji. Mogłem przez pewien czas pomagać księżom, prowadzącym pieszą pielgrzymkę do Częstochowy. Uczestnikami tej wielokilometrowej wędró­wki byli przede wszystkim ludzie młodzi. Mimo kolei, samochodów, auto­busów, zdecydowali się na pielgrzymkę pieszą. Szedłem razem z nimi pol­nymi drogami diecezji sandomierskiej i kieleckiej. Drogami naznaczonymi kapliczkami i krzyżami. Drogami, przy których mijaliśmy stare kościoły, cmentarze, mogiły tych, którzy poginęli w lasach, walcząc o wolność ojczyzny. Z szumem łanów zbóż wdychało się to, „co Polskę stanowi”. Działo się to w atmosferze solidarności pokoleń. Przed domami stali ludzie starsi, często ocierali łzy wzruszenia. Przez okna domów widać było twarze cho­rych, którzy nie opuszczają swoich czterech ścian. Myślę, że niektórzy z nich modlą się dziś z nami. Przysłowiowy kubek zimnej wody, podany pielgrzymowi, był znakiem tej więzi, która jest ponad wszelkie konflikty. Był po prostu miłością.
Docieramy do sedna sprawy. Przekazywanie życia jest w sposób istotny związane z miłością. Nie chodzi tu tylko o fizyczne rodzicielstwo. Spotka­nie, prawdziwe spotkanie człowieka z człowiekiem nie jest bolesnym zde­rzeniem samolubstwa z wygodnictwem (choćby przy tej okazji były wygłaszane podniosłe morały). Wszystkie upomnienia i przykazania – jak nas dziś poucza św. Paweł Apostoł – streszczają się w jednym nakazie: „Miłuj bliźniego swego, jak samego siebie” (Mt 22,39). Miłość nie wyrządza zła bliźniemu. Przeto miłość jest doskonałym wypełnieniem prawa (Rz 13,9–10). Spotkanie człowieka z człowiekiem nie jest pouczaniem i wygłasza­niem umoralniających przemówień, jest natomiast przekazywaniem życia. Jest przekazywaniem tego, co sami otrzymaliśmy od innych i pomnożyliś­my w naszym życiu.
Słowo Boże dziś skierowane do nas, każe nam uświadomić sobie, ile otrzymaliśmy od innych. Jakie wartości kultury przekazali nam ludzie. Ileż przejęliśmy od naszych rodziców, wychowawców, nie tylko przyjmując ich uwagi, ale obcując z nimi na co dzień. Bo wszędzie, gdzie spotyka się człowiek z człowiekiem, pozostaje w duszy ludzkiej ślad spotkania. W jakimś sensie jesteśmy sumą tych spotkań.
Słowo Boże dziś do nas skierowane poucza nas o odpowiedzialności za ślad, jaki pozostawiamy w naszych braciach. Mają to być spotkania, które „zła nie wyrządzają”. Jest to bardzo trudne, pomyśli sobie ktoś teraz. Na pewno! Odpowiedzialność za naszych braci jest wielkim ciężarem. Pamię­tajmy jednak o słowach Chrystusa. Obiecał nam, że tam, gdzie w Jego Imię, a więc w imię miłości dwaj lub trzej się spotkają, tam On sam jest obecny. To On nadaje kształt spotkaniom człowieczym, bo On jest Miłoś­cią, bo On jest dawcą życia.


września 06, 2017

Jezus uzdrawia chorych

września 06, 2017

Jezus uzdrawia chorych

Słowo Boże na dziś

Środa, 22 tygodnia Okresu Zwykłego

  Łk 4,38-44

Słowa Ewangelii według Świętego Łukasza 
Po opuszczeniu synagogi w Kafarnaum Jezus przyszedł do domu Szymona. A wysoka gorączka trawiła teściową Szymona. I prosili Go za nią. On stanąwszy nad nią rozkazał gorączce, i opuściła ją. Zaraz też wstała i usługiwała im. 0 zachodzie słońca wszyscy, którzy mieli cierpiących na rozmaite choroby, przynosili ich do Niego. On zaś na każdego z nich kładł ręce i uzdrawiał ich. Także złe duchy wychodziły z wielu, wołając: «Ty jesteś Syn Boży!». Lecz On je gromił i nie pozwa­lał im mówić, ponieważ wiedziały, że On jest Mesjaszem. Z nastaniem dnia wyszedł i udał się na miejsce pustynne. A tłumy szu­kały Go i przyszły aż do Niego; chciały Go zatrzymać, żeby nie odcho­dził od nich. Lecz On rzekł do nich: «Także innym miastom muszę głosić Dobrą Nowinę o królestwie Bożym, bo na to zostałem posłany». I głosił słowo w synagogach Judei.
Oto słowo Pańskie.

Refleksja nad Słowem Bożym

 

Można powiedzieć krótko, że Jezus szedł i głosił Dobrą Nowinę o królestwie Bożym, a Jego nauce towarzyszyły cuda. A jakie cuda czynił? Różne!
Dziś czytamy, że:
Po opuszczeniu synagogi w Kafarnaum Jezus przyszedł do domu Szymona. A wysoka gorączka trawiła teściową Szymona. I prosili Go za nią. On stanąwszy nad nią rozkazał gorączce, i opuściła ją. Zaraz też wstała i usługiwała im.  
Zatem Jezus nie zastanawia się długo, nie robi nic innego, tylko spełnia prośbę swego ucznia. Trochę dziwi sposób uzdrowienia. Jezus rozkazał gorączce, i opuściła ją.
Tak, jakby gorączka była jakąś osobą lub przynajmniej żywą istotą. On rozkazuje, a choroba jest Mu posłuszna. To trochę przypomi­na burzę na jeziorze, gdy Jezus rozkazał wichrom, a one ucichły i nastała głęboka cisza.
Zatem Jezus, Syn Boży, ma władzę nad wszystkim, a nie tylko nad duchami.
Kolejne zdziwienie może budzić fakt, że zaraz też wstała i usługiwała im. Na początku było napisane, że wysoka gorączka trawiła teściową Szymona.
Otóż z doświadczenia ludzi, a może też nawet własnego wiemy, że po wysokiej gorączce człowiek jest osłabiony jeszcze przez pewien czas, a ta uzdrowiona kobieta od razu wstaje i ma tyle sił, aby usługiwać. Usługiwać wtedy, a usługiwać teraz to nie to samo.
Dziś mamy wszelkie możliwe udogodnienia np. w przygotowaniu posiłków, napojów, a wtedy była to dość ciężka praca. W tym miejscu przypomina mi się zdarzenie sprzed ok. dwu­dziestu lat. W zaprzyjaźnionej rodzinie umierała 86-letnia kobie­ta. Lekarz stwierdził agonię. Ona wolno traciła przytomność i oddech. Konała. Wtedy przerażona, nieprzygotowana na jej odej­ście córka, zaczęła się modlić. Poprosiła też kapłana o modlitwę. Przyszedł z posługą sakramentalną. Kiedy kapłan wyszedł, bła­gała Jezusa, żeby uzdrowił jej matkę. Prosiła, aby ją jeszcze przy niej zostawił. Dokładnie mówiła tak: „Jezu, Ty masz tyle ludzi, a ja mam matkę tylko jedną. Proszę, zostaw ją jeszcze ze mną. Ty wszystko możesz. Cuchnącego, umarłego Łazarza wskrzesi­łeś, a moja matka przecież jeszcze żyje”. Płakała..., kiedy podeszła do matki, zauważyła, że ona cicho spała. Jej oddech był spokojny, normalny, a twarz nabrała naturalnych kolorów. Po trzech godzi­nach chora obudziła się i chciała wstać, a że wcześniej lekarz stwierdził agonię z powodu niewydolności serca, to córka nie chciała jej na to pozwolić. Bała się. Chciała, aby mama wypoczęła. Wtedy jej mama powiedziała do niej: Czy ty nie rozumiesz, że jak mnie Jezus uzdrowił, to mogę wstać? I wstała. Potem okazało się, że Jezus ją uzdrowił nie tylko fizycznie, ale i duchowo. Wyleczył ją z lęku pozostawania samej w domu i z resztek egoizmu. Chciała pomagać córce jeszcze więcej, aby ona mogła pomagać ludziom. Modliła się też w intencji osób, do których Bóg posyłał jej córkę. Była jeszcze bardziej spokojna i radosna. Zmarła dziesięć miesięcy później, ale wtedy już mama i córka były na to przygotowane. One wiedziały, że tak będzie lepiej, bo na mamę czeka otwarte niebo.
Zatem Jezus nie skończył działania cudów na swoim ziemskim życiu, ale wciąż wysłuchuje tych, którzy naprawdę proszą całym sercem; umysłem, wolą, w emocjach, z wiarą, że Jezus, jeśli zechce, to może im dać to, o co proszą. Może pozostawić na świecie kogoś, kogo chciał już powołać do wieczności. Tak jak wtedy, tak teraz, człowiek uzdrowiony jest natychmiast sprawny i to właśnie odróż­nia cud Boży od leczenia przez lekarzy środkami powszechnie dostępnymi. Dziś też czytamy:
O zachodzie słońca wszyscy, którzy mieli cierpiących
na rozmaite choroby, przynosili ich do Niego.
On zaś na każdego z nich kładł ręce i uzdrawiał ich
Ilu ich było?
Nie wiemy. Wiemy tylko, że znoszono chorych, a On nie poświę­cał im zbyt wiele czasu, więc mógł każdego dnia uzdrawiać wielu. Warto jeszcze zwrócić uwagę na słowo znoszono, gdyż wskazuje ono na jakość chorób, które leczył Jezus. Nie były to jakieś lekkie dolegliwości, ale ci ludzie byli aż tak chorzy, że nie byli w stanie samodzielnie przyjść do Jezusa.
A iluż chorych jest dziś wśród nas? Wystarczy odwiedzić szpitale, hospicja, a nawet przejść się po domach, gdzie nieraz latami leżą chorzy ludzie, a niektórzy przeżywają swe ostatnie chwile.
Czy wstawiam się do Boga z wiarą, aby On ich uzdrowił fizycznie i duchowo?
Czy wierzę, że Chrystus chce i może dokonać cudu uzdrowienia? Czy pragnę zostać uzdrowiony przez Chrystusa, by lepiej służyć Bogu i ludziom?
Panie, przymnóż mi wiary. Ześlij na mnie swego Ducha, abym został uzdrowiony z mojej niemocy i głosił Ewangelię całym swoim życiem. Amen!

września 05, 2017

Słowo, które ma moc...

września 05, 2017

Słowo, które ma moc...

Słowo Boże na dziś

Wtorek, 22 tygodnia Okresu Zwykłego
  Łk 4,31-37

Słowa Ewangelii według Świętego Łukasza
Jezus udał się do Kafarnaum, miasta w Galilei, i tam nauczał w szabat. Zdumiewali się Jego nauką, gdyż słowo Jego było pełne mocy. A był w synagodze człowiek, który miał w sobie ducha nieczystego. Zaczął on krzyczeć wniebogłosy: «Och, czego chcesz od nas, Jezusie Nazarejczyku? Przyszedłeś nas zgubić? Wiem, kto jesteś: Święty Boga». Lecz Jezus rozkazał mu surowo: «Milcz i wyjdź z niego!» Wtedy zły duch rzucił go na środek i wyszedł z niego, nie wyrządzając mu żadnej szkody. Wprawiło to wszystkich w zdumienie, i mówili między sobą: «Cóż to za słowo? Z władzą i mocą rozkazuje nawet duchom nieczystym, i wychodzą». I wieść o Nim rozchodziła się wszędzie po okolicy.
Oto słowo Pańskie.

Refleksja nad Słowem Bożym

 

Jest takie jedno zdanie w słowie Bożym, które mówi tak wiele o Jezusie Chrystusie: „Cóż to za słowo, że z władzą i mocą rozkazuje nawet duchom nieczystym, i wychodzą”. Słowo Jezusa, które ma moc, sprawia cud uzdrowienia opętanego.
I właśnie owo słowo, które ma moc, pozwala zobaczyć prawdziwe wnętrze człowieka, potrafi przeniknąć głębokości ludzkich myśli, pragnień, uczuć, potrafi dotrzeć do tego, co jest najważniejsze w człowieku. Dzięki tej mocy słowa Jezus chce w nas być darem Boga samego, chce być dla nas darem światła, pragnie prowadzić ku głębszemu poznaniu tajemnicy Jego samego, który pragnie dotykać naszych serc, naszych myśli, naszych pragnień, aby je uzdrawiać, przemieniać, czynić nowymi.
Jezus z tą swoją mocą słowa staje przed biednym, potrzebującym pomocy człowiekiem; staje przed nim nie po to, by go oskarżyć, by go potępić, ale staje przed nim, by udzielając mu tej właśnie mocy, wyzwolić go z niewoli grzechu, z niewoli śmierci, z niewoli spętania w nim ducha.
Jakże wielu dzisiaj, także nas, jest spętanych różnego rodzaju namiętnościami, spętanych jakąś wielką bezsilnością, spętanych oddawaniem swego życia złu, spętanych nieporadnością, spętanych – chciałoby się wprost powiedzieć – także i głupotą, która też jest przecież jakąś niewolą człowieka.
I wobec każdego z nas staje Jezus w mocy Ducha Świętego ze słowem Dobrej Nowiny; słowem, które ma moc. Słowo Jezusa ma moc. Zadziwia nas nieraz ta moc głoszonego słowa podczas liturgii, na katechezie czy też w innych okolicznościach. Wtedy przecież głoszony jest Jezus Chrystus, jako Dobra Nowina dla człowieka. To słowo głoszone dotyka ludzkich serc. Może czasami trudno jest nam w to uwierzyć, i szukamy różnych metod docierania do Jezusa, a zapominamy o tym, co najważniejsze: o tej mocy Bożego słowa. To przepowiadane słowo Boże jest jak takie maleńkie ziarno. W tym słowie, w Dobrej Nowinie o Chrystusie, jest niezwykła moc. Zapada w ludzkie serca i być może z początku nawet trudno zobaczyć jego działanie, ale potem się ono rozrasta, jak to biblijne ziarno gorczycy: rozrasta się w wielki krzak, rośnie w nas, rośnie w nas tajemnicą Bożego królestwa, pozwala nam rozumieć pełniej i głębiej Boga. I to jest działanie Ducha Świętego w nas.
Jezus Chrystus chce także i dzisiaj mówić do nas, do każdego z nas. Jezus chce ci powiedzieć, że On jest dla ciebie Darem miłości, że On jest wspaniałym Darem wolności, że On ma moc wyzwolić ciebie nawet z największych twoich zniewoleń, że On ma moc wyzwolić ciebie nawet z największych twoich upadków, że On ma moc ciebie podnieść, że On ma moc uczynić twoje serce nowym. Nie ma takiego grzechu i nie ma takiej słabości, i nie ma takiego zniewolenia, i nie ma takiego spętania, z którego nie byłby w stanie wyzwolić ciebie Jezus Chrystus. On jest Darem Dobrej Nowiny o Bogu, który kocha, o Bogu, który wyzwala, o Bogu, który ciebie poszukuje. W Nim, Jezusie Chrystusie, Bóg ciebie odnalazł. Jezus Chrystus ma moc ciebie uzdrowić, albowiem działa w mocy Ducha Świętego.


 

września 03, 2017

22. Niedziela Zwykła (A) – Krzyż – codzienną drogą

września 03, 2017

22. Niedziela Zwykła (A) – Krzyż – codzienną drogą
Postać Piotr Apostoła wyłania się z dzisiejszego fragmentu Ewangelii na pierwszy plan. Jakże inna jest postawa Piotra w porównaniu z Ewangelią z poprzedniej niedzieli. Przed tygodniem słyszeliśmy o Piotrze, który mężnie wyznaje wiarę: „Ty jesteś Mesjasz, Syn Boga żywego”. I słyszy odpowiedź Chrystusa: „Ty jesteś Piotr – Skała i na tej skale zbuduję mój Kościół, a bramy piekielne go nie przemogą”.
Dzisiaj widzimy zupełnie innego Piotra. Chrystus mówi o swoim cierpieniu, o tym, że będzie zabity i trzeciego dnia zmartwychwstanie. Reakcja Piotra jest bardzo ludzka i może nas nawet dziwić: „Panie niech Cię Bóg broni! Nie przyjdzie to nigdy na Ciebie”. Odpowiedź Jezusa jest ostra: „Zejdź mi z oczu szatanie! Jesteś mi zawadą, bo nie myślisz o tym, co Boże, ale o tym, co ludzkie”. Ten dialog Mistrza z uczniem stał się początkiem programu, który winien kształtować naszą chrześcijańską codzienność. Najkrócej można powiedzieć, że chodzi o Krzyż.
Prawie wszystkie religie poza chrześcijaństwem – mówi wielki współczesny teolog Hans Urs von Balthasar – jako centralne stawiają pytanie: w jaki sposób człowiek może uniknąć cierpienia? Próbują tego dokonać przez postawę stoicką, przez wyrwanie się z zaklętego kręgu kolejnych inkarnacji, przez pogrążenie się w medytacjach. Chrystus przeciwnie – stał się Człowiekiem, po to, by cierpieć. A ten, kto Mu chce w tym przeszkodzić, jest Mu zawadą.
Cierpienie jest wpisane w naszą codzienność. Tak jak grzech, który leży u podstaw każdego cierpienia. I to dopiero Chrystus poprzez Krzyż, ukazał światu, a najpierw Kościołowi, że cierpienie wcale nie musi być bezsensowne. Adam i Ewa wygnani z Raju, doświadczają cierpienia, wcześniej go nie znając. Hiob widzi, że można cierpieć samemu, pomimo tego, iż to cierpienie nie jest karą za własne grzechy. Później, u proroka Izajasza, widzimy cierpiącego Sługę Jahwe, który cierpi za grzechy innych. Izajaszowe proroctwo spełni się w życiu i misji Jezusa.
Cierpienie zjednoczone z krzyżem Jezusa nie tylko ma sens, ale jest najpewniejszą drogą do zbawienia. „Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje. Bo kto chce zachować swoje życie straci je, a kto straci swoje życie z mego powodu, znajdzie je”. Ale ważne jest tutaj ostrzeżenie jednego z Ojców Kościoła, abyśmy z samego cierpienia nie zrobili bożka: „abyście nie myśleli, że samo cierpienie może człowieka zbawić. Pan wskazuje, że ważna jest również przyczyna, dla której człowiek przyjmuje cierpienia: w oczach Bożych wartość ma tylko to cierpienie, które jest naśladowaniem Chrystusa” (św. Jan Złotousty).
Prorok Jeremiasz, dzisiaj ukazany w pierwszym czytaniu, zostaje poddany próbie. Misja głoszenia Słowa Bożego, która jest powołaniem proroka, wymaga, aby sługa naśladował swego Pana. Dlatego spotyka się z niezrozumieniem, a często z szyderstwem. „Stałem się codziennym pośmiewiskiem, wszyscy mi urągają”.
Autor Listu do Rzymian na inny sposób będzie rozumie tę służbę Bogu. Pisze, że musimy dać siebie i to wszystko, kim jesteśmy, na całkowitą służbę Bogu, poprzez ofiarę. Oraz i to, że mamy stale odnawiać swoje myślenie i patrzenie na ludzi, na świat, na Boga, abyśmy mogli rozpoznać Jego znaki i Jego wolę.
Jako wierzący chcemy być blisko wiary, blisko obietnic złożonych nam przez wiarę i przez Chrystusa, pragniemy ją wyczuwać i być z nią jak najbliżej. Częściej jednak nam się to nie udaje, bowiem pokusy ziemskiego świata, rzeczywistość, w której żyjemy, prowadzą nas bardziej ku złemu niż ku świetlanej przyszłości. Jeśli jeszcze w świątyni lub przechodząc obok niej przeżegnamy się i wymamroczemy coś na kształt modlitwy, to już będąc dalej zapominamy bardzo szybko o wartościach, które powinny nas obowiązywać.
Składamy sobie niejednokrotnie obietnice poprawy i chrześcijańskiego zachowania, jednak w obliczu spraw które nas dotykają, a czasami dopadają, frustracja ogarniająca nasz umysł przekracza dopuszczalne granice, nie jesteśmy w takich momentach zdolni do poświęceń.  W podobnej sytuacji stanął prorok Jeremiasz, który skarży się, „Tak, słowo Pańskie stało się dla mnie codzienną zniewagą i pośmiewiskiem.” (Jr 20,8b), lecz jednocześnie odczuwa niemoc wobec miłości do Boga, „Nie będę Go już wspominał ani mówił w Jego imię! Ale wtedy zaczął trawić moje serce jakby ogień, nurtujący w moim ciele. Czyniłem wysiłki, by go stłumić, lecz nie potrafiłem.”(Jr 20,9b).
W Liście do Rzymian święty Paweł, jakby rozumiejąc nasze rozterki, wyczuwając naszą niemoc, pragnienie bycia z Panem, a jednocześnie widząc wśród sobie współczesnych, z jakim trudem i z jakimi problemami przychodzi się borykać, by żyć według wiary, daje nam radę „Nie bierzcie więc wzoru z tego świata, lecz przemieniajcie się przez odnawianie umysłu, abyście umieli rozpoznać, jaka jest wola Boża: co jest dobre, co Bogu przyjemne i co doskonałe.” (Rz 12,2). Czy potrafimy zrozumieć te słowa i zastosować je do własnej osoby? Czy jesteśmy w stanie pokonać własne uprzedzenia i zastosować się do praw, które nam ze swej miłości nadał Bóg?
Tydzień temu Piotr wyznał, że Jezus jest Mesjaszem, a Pan powierzył mu misję bycia opoką Kościoła. Dzisiaj spotkał się z surową naganą: „Zejdź mi z oczu szatanie!” (Mt 16,23). Na pewno zadajemy sobie pytanie, o co w tym zamieszaniu właściwie chodzi? Słowa Piotra to reakcja na słowa Chrystusa opowiadającego Apostołom to, co niechybnie Go czeka. Być może odpowiedź Piotra nie była do końca przemyślaną, ale jego serce i umysł nie mogły powiedzieć nic innego, gdyż chodziło o życie Jezusa. Dla nas szczególne znaczenie ma w dzisiejszej Ewangelii wypowiedź Chrystusa. Jest ona nadzwyczaj ważna, ale i trudna, bo Jezus podejmował trudne zadanie.
Dla nas podjęcie trudnego zadania z reguły jest połączone z mniejszym lub większym ryzykiem. Jezus nie ryzykował, wiedział w stu procentach, co otrzyma w Jerozolimie, czuł dokładnie każde uderzenie, każdy upadek. Czuł pocałunek Judasza i straszne pragnienie na krzyżu. Czuł, jak bolą gwoździe. Znał też efekt swego poświęcenia – szczęście ludzi zbawionych przez Jego Ofiarę. Kupował to nasze szczęście za taką cenę.
Teraz nadszedł czas na nas, na nasze krzyże i krzyżyki. Zaakceptujmy je, wtedy damy radę, na DOBRE I NA … DOBRE. Jeśli zaś oddamy je Jezusowi, to ciężar krzyża da nam nowe spojrzenie na własne życie i życie innych ludzi.
MARYJO, MATKO CHRYSTUSA, pragniemy w modlitwie jednoczyć się z Tobą współcierpiącą. Spraw, abyśmy w obliczu cierpienia, odrzucenia czy próby, nawet bolesnej, nie wątpili o Jego miłości do nas i abyśmy wytrwali pod krzyżem do końca.

sierpnia 29, 2017

Męczeństwo Świętego Jana Chrzciciela – Człowiek sumienia.

sierpnia 29, 2017

Męczeństwo Świętego Jana Chrzciciela – Człowiek sumienia.

Słowo Boże na dziś

Wtorek, 21 tygodnia Okresu Zwykłego
  Mk 6,17-29

Słowa Ewangelii według świętego Marka
Herod kazał pochwycić Jana i związanego trzymał w więzieniu z powodu Herodiady, żony brata swego Filipa, którą wziął za żonę. Jan bowiem wypominał Herodowi: «Nie wolno ci mieć żony twego brata». A Herodiada zawzięła się na niego i rada byłaby go zgładzić, lecz nie mogła. Herod bowiem czuł lęk przed Janem, znając go jako męża prawego i świętego, i brał go w obronę. Ilekroć go posłyszał, odczuwał duży niepokój, a przecież chętnie go słuchał. Otóż chwila sposobna nadeszła, kiedy Herod w dzień swoich urodzin wyprawił ucztę swym dostojnikom, dowódcom wojskowym i osobom znakomitym w Galilei. Gdy córka Herodiady weszła i tańczyła, spodobała się Herodowi i współbiesiadnikom. Król rzekł do dziewczęcia: «Proś mnie, o co chcesz, a dam ci». Nawet jej przysiągł: «Dam ci, o co tylko poprosisz, nawet połowę mojego królestwa». Ona wyszła i zapytała swą matkę: «O co mam prosić?» Ta odpowiedziała: «O głowę Jana Chrzciciela». Natychmiast weszła z pośpiechem do króla i prosiła: «Chcę, żebyś mi zaraz dał na misie głowę Jana Chrzciciela». A król bardzo się zasmucił, ale przez wzgląd na przysięgę i na biesiadników nie chciał jej odmówić. Zaraz też król posłał kata i polecił przynieść głowę jego. Ten poszedł, ściął go w więzieniu i przyniósł głowę jego na misie; dał ją dziewczęciu, a dziewczę dało swej matce. Uczniowie Jana, dowiedziawszy się o tym, przyszli, zabrali jego ciało i złożyli je w grobie. Oto słowo Pańskie.

Refleksja nad Słowem Bożym


Każdy wiek posiada ludzi, którym wydaje się, iż ze względu na władzę, jaką posiadają lub fortuny, jakimi zarządzają, mają prawo stanowić o tym, kto i jak będzie żył; mają prawo czynić z ludzi niewolników: poniżać ich, wykorzystywać, bo przecież ci są bogaci, a tamci niewiele znaczą; ci mają władzę, a tamten, to zwykły i szary człowiek. Biada takim ludziom, bo dzieci Boże niszczą. Biada takim ludziom, bo wykorzystują dzieci samego Boga – dla swoich interesów, dla swoich korzyści. Nie licząc się niczym i z nikim, z żadnym prawem – ani ludzkim, ani Boskim – stają na czele narodów, społeczności po to, by niszczyć, by wyzyskiwać; by wprowadzać w życie niesprawiedliwość, która jest planem szatana. Biada takim ludziom.
Ale, dla przeciwwagi, Bóg w każdym wieku daje również ludzi, którzy mają odwagę przeciwstawić się złu; którzy mają odwagę pokazać je palcem i powiedzieć: Zobaczcie, to jest niesprawiedliwe, tak nie może być, tak nie godzi się postępować. Są tacy ludzie i żyją pośród nas – dziś, tu i teraz, gdzie my jesteśmy; ludzie, którzy zaufali całkowicie Bogu, dla których On stał się warownią i tarczą, co osłania ich od wszelkiego zła; ludzie pełni cierpienia, bo świat takich nie kocha, świat nie kocha szczerych, nie kocha sprawiedliwych. Oni nie poświęcają się dla idei. Oni to robią po to, by mogli spojrzeć w twarz drugiemu człowiekowi, a kiedyś Bogu. Jakby dwie grupy ludzi. Może zbyt łatwo ten podział przeprowadzony. Ale jeżeli rozejrzysz się dookoła siebie, to czy takiego podziału nie zauważysz? Ci, którzy są dziećmi diabła, i ci, którzy są samego Boga. Ci, którzy umiłowali nieprawość, i ci, co zaufali Bogu i Jego sprawiedliwości. Jakby dwa obozy, które toczą z sobą walkę. Ta gra toczy się o życie wieczne, o wieczną szczęśliwość człowieka.
Dziś, kiedy Jan Chrzciciel staje przed naszymi oczyma, to jakby chciał nam robić wyrzut, jakby chciał powiedzieć: Nie zgadzaj się na niesprawiedliwość. Nie bądź głuchy na wołanie biednych. Nie daj się omotać bogatym i tym, którzy pełnią władzę. Poukładaj swój system wartości i na samym jego szczycie niech będzie Bóg i Jego sprawiedliwość, Jego miłosierdzie i miłość. Ci, co zakochali się w pieniądzu i władzy, pójdą na zatracenie. Ci zaś, w Bogu ufność swoją złożyli, do życia wiecznego.
Co jeszcze Jan Chrzciciel może nam dzisiaj powiedzieć? Widzicie, że krzywdzą niewinnych i nie podnosicie swojego głosu, i nie stajecie w ich obronie. Widzicie, jak wykorzystuje się ludzką naiwność, i nie przerwiecie tego żadnym słowem, ani gestem.
Drodzy bracia i siostry, obchody męczeństwa św. Jana Chrzciciela przypominają również nam, współczesnym chrześcijanom, że nie jest możliwy kompromis z miłością do Chrystusa, do Jego słowa, do Prawdy. Prawda jest Prawdą, nie ma kompromisu. Życie chrześcijańskie wymaga, że tak powiem, «męczeństwa» codziennej wierności Ewangelii, a więc odwagi, potrzebnej, by pozwolić Chrystusowi, by wzrastał w nas i nadawał kierunek naszym myślom i uczynkom. Bowiem jest czas zamieszkania w jednym z obozów: w obozie Boga, albo w obozie tego, którego dzieckiem przecież żaden z nas nie chce być. Za Kim się opowiem? Po której stronie stanę? – nie na końcu mego życia, bo czas by było zmienić coś, bo może wieczność istnieje, ale teraz, tu, gdzie jestem. Pan wybrał nas już pod sercem naszej matki, byśmy szli i głosili Jego miłość, i Jego sprawiedliwość. Trzeba i z tego robić sobie rachunek sumienia: Jak to swoje posłannictwo wypełniam?
Św. Jan Chrzciciel nie bał się oddać życia za tę sprawiedliwość; wiedział, że warto. A może spróbować i dziś odpowiedzieć na pytanie, tak bardzo osobiście, w swoim sercu: Co ja jestem gotów poświęcić dla mojego Boga, dla mojego Ojca, dla Tego, który miłuje mnie ponad wszystko?


 
Copyright © 2016 Homilie i rozważania , Blogger