Słowo Boże na dziś
Sobota, 29 tygodnia Okresu Zwykłego
Łk 6,12-19
Słowa
Ewangelii według świętego Łukasza
W
tym czasie Jezus wyszedł na górę, aby się modlić, i całą noc
spędził na modlitwie do Boga. Z nastaniem dnia przywołał swoich
uczniów i wybrał spośród nich dwunastu, których też nazwał
apostołami: Szymona, którego nazwał Piotrem; i brata jego,
Andrzeja; Jakuba i Jana; Filipa i Bartłomieja; Mateusza i Tomasza;
Jakuba, syna Alfeusza, i Szymona z przydomkiem Gorliwy; Judę, syna
Jakuba, i Judasza Iskariotę, który stał się zdrajcą.Zszedł
z nimi na dół i zatrzymał się na równinie. Był tam duży poczet
Jego uczniów i wielkie mnóstwo ludu z całej Judei i z Jerozolimy
oraz z wybrzeża Tyru i Sydonu; przyszli oni, aby Go słuchać i
znaleźć uzdrowienie ze swych chorób. Także i ci, których
dręczyły duchy nieczyste, doznawali uzdrowienia.A
cały tłum starał się Go dotknąć, ponieważ moc wychodziła od
Niego i uzdrawiała wszystkich.
Oto
słowo Pańskie.
Refleksja nad Słowem Bożym
„W
Nim i wy także wznosicie się we wspólnym budowaniu, by stanowić
mieszkanie Boga przez Ducha”. „...a cały tłum starał się Go
dotknąć, ponieważ moc wychodziła z niego i uzdrawiała
wszystkich”.
Kończymy
tydzień misyjny w Kościele katolickim. Rozpoczynaliśmy go w
ostatnią niedzielę. Włączały się w ten tydzień wielkie
autorytety kościelne, począwszy od Papieża, poprzez poszczególnych
biskupów, kapłanów; w szczególny zaś sposób modlili się i
ożywiali swoją apostolską gorliwość misjonarze liczeni w
tysiące, pracujący na wszystkich kontynentach świata. Wspólnota
Kościoła miała okazję raz jeszcze ożywić swojego ducha
apostolskiego, przemyśleć raz jeszcze: jak włączyć się w
wielkie dzieło misyjne Kościoła katolickiego, bowiem, to jego
natura i obowiązek zarazem, czynić misję w duchu Jezusa Chrystusa
w duchu świętej Ewangelii.
Źródłem
tej misyjności jest właśnie to, że w nas mieszka Bóg przez Ducha
Bożego, że stanowimy świątynię Pana i po całej ziemi głos nasz
się rozchodzi. I dobrze, jeżeli dzięki pomocy tego głosu gromadzą
się ludzie przy Chrystusie, by Go słuchać, dotykać, doznawać
różnorakich cudów.
W
praktyce naszego życia cóż pomaga naszej duchowości misyjnej i
postawom misyjnym?
Pierwsza
sprawa, to żywa i praktykowana wiara. Bez wiary w Boga
prawdziwego, osobowego, mojej wiary osobistej, nie byłoby mowy o
włączeniu się w misje Kościoła Chrystusowego. Zatem, gdy chcemy
mieć pełne uczestnictwo, w miarę naszych możliwości, w misji
Kościoła, trzeba nam bardzo starać się właśnie o wiarę żywą
i praktykowaną w Boga prawdziwego, w Chrystusa, my rodzina
chrześcijańska, za którym idziemy, którego życiem naśladujemy.
Wiara, która kieruje moim osobistym życiem, nie jest to “coś”,
co może być zostawione w kącie, obok mojego jestestwa, ale jest to
czynnik dynamizujący całą moją postawę życiową.
Drugi
moment, to modlitwa. Słyszeliśmy dziś: „Chrystus wyszedł
na górę wysoką. Tam modlił się do Ojca” – osoba bowiem może
być Ojcem – „Potem zszedł i powołał Apostołów”. W ten
sposób modlitwa staje się zaczynem dobrego apostolstwa; modlitwa w
imieniu własnym, podczas której otwieramy się na pełnię Bożego
królestwa; modlitwa w imieniu innych, którzy jeszcze nie
zasmakowali w Bożym królestwie, może nie wiedzą nawet, że takie
już zostało otwarte dla każdego człowieka. Stąd też deklaruję,
w imieniu drugiego człowieka – mojej siostry, mojego brata – że
chcę Bożego królestwa, i to w całej jego pełni. Modlimy się za
wszystkich – i dobrych, niby tych złych – bo przecież wszyscy
są do naszej jakoś dyspozycji, aby w ich imieniu powiedzieć Bogu:
„tak”. A oni, jeśli
zechcą, skorzystają z tej pomocy i z tego daru modlitewnego.
Trzeci
moment, który jest bardzo ważny, wręcz konieczny w naszym
włączaniu się w misje Kościoła Chrystusowego, w naszych
postawach misyjnych, to cierpienie, umartwienie, ofiara. Może
być to cierpienie, które od nas nie zależy, może wprost od
szatana, może od drugiego człowieka złego, może od takich czy
innych okoliczności, trzeba je i można przyjąć właśnie w
intencjach misyjnych. Cierpienie, umartwienie, ofiarę, które my
sami podejmujemy, i żeby dobro zajaśniało i rozrosło się w nas,
a przez nas w naszym środowisku, trzeba czasem je podejmować,
umartwić okoliczności sprzyjające złu, aby znowu dobro mogło
wyjść na jaw; dobro, rozsiewane nieustannie przez Boga Dobrego na
terenie naszego jestestwa. I w ten sposób, włączając się w misję
Kościoła dziś, chcemy wejść w solidarność z Chrystusem
cierpiącym, wejść w solidarność z wszystkimi cierpiącymi ze
względu na Chrystusa i Jego królestwo, i jakąś ofiarę Bogu
złożyć. I wreszcie, przyjąć w darze cierpienie innych, i je
dobrze potraktować. Zdarza się niekiedy tak, że więcej cierpi
ten, który cierpiącym się zajmuje, niż ów cierpiący, bo to
trzeba trochę trudu i poświęcenia, trzeba rezygnacji ze swoich
“widzi mi się”, by być posłusznym cierpiącemu. Chcemy jakoś
w rodzinach naszych, w sąsiedztwach, kręgach przyjaciół,
cierpienie przyjąć i Bogu ofiarować – także w imieniu tego,
który nie umie jeszcze tak czynić.
I
wreszcie na koniec – to równie ważne jak wiara żywa, modlitwa i
cierpienie – zwyczajny, dobry chrześcijański czyn. Co to
znaczy chrześcijański? To znaczy, z całą świadomością
wykonywany ze względu na Jezusa Chrystusa, że względu na Jego
Imię. Chcę być dobry dla każdego człowieka, jak sam Bóg, który
posyła słońce, by każdemu świeciło, który zsyła deszcz, by
nawadniał ziemię i dobrych i złych – chcę być dobrym i służyć
drugiemu człowiekowi bezinteresownie. To nie takie proste.
Przyzwyczailiśmy się bowiem do logiki zapłaty: jeżeli ty mi dasz,
i ja ci także dam; jeśli zrobię, to zapłać. I przecież pogoń
największa na świecie, i dziś także, jest za zapłatą. A nam
kazano być dobrymi ze względu na to, że „Ojciec, który jest w
niebie, widzi nasze dobre uczynki”. To sposób włączenia się w
misje Kościoła Chrystusowego, w misję chrześcijańską. I to może
przekonuje. Chcemy być dobrzy jak Chrystus, który „idąc przez
ziemię, wszystkim dobrze czynił”. Zatem miłość powszechna
dobrego czynu, którego domaga się Bóg ze względu na Jezusa
Chrystusa i mocą Chrystusa. „W Nim także i wy, wznosicie się we
wspólnym budowaniu, by stanowić mieszkanie Boga przez Ducha”. „A
cały tłum starał się Go dotknąć, ponieważ moc wychodziła od
Niego i uzdrawiała wszystkich”.
Chcemy,
by nasz głos, jak apostolski, po całej ziemi się rozchodził, a
będzie, gdy wciąż bardziej stawać się będziemy ludźmi: wiary
praktykowanej, modlitwy wielkiej, cierpiącymi choć trochę dla
królestwa Bożego i wreszcie kochającymi – jak Jezus Chrystus –
aż do końca. AMEN.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz