„Oto stoję u drzwi i kołaczę, jeśli ktoś usłyszy mój głos i otworzy mi drzwi, wejdę do niego i będę z nim wieczerzał".
„Pójdźmy na miejsca ustronne i odpocznijmy nieco" - słowa Chrystusa zachęcające do głębokiej refleksji rekolekcyjnej.
Ukochani
Bracia i Siostry. Gdy, wychodząc z domu, włożymy rękę do kieszeni,
spostrzeżemy, że kieszeń jest brudna, starannie ją wytrzepujemy, by
chusteczka świeżo wyprana, włożona do niej, nie stała się brudna. Kiedy
wkładasz na niedzielę białą koszulę, to niebawem zauważysz, że nie jest
już tak czysta. Gdyby nie były czyszczone okna twego domu, zwłaszcza
domu położonego przy drodze, wkrótce w twoim pokoju byłoby ciemno. A cóż by to był za gospodarz, który by swojego podwórka nie zamiatał i nie
grabił, nie wywoził śmieci i innych niepotrzebnych rzeczy, nie dbał o
wygląd budynków gospodarczych czy inwentarza?
Podobnie
i w naszej duszy. Po miesiącu, po roku narasta brud grzechu, przybywa
złych nawyków i trzeba zrobić takie generalne przedświąteczne
sprzątanie. Tym bardziej trzeba taki porządek uczynić przed największymi
świętami - Wielkanocą. I po to są te rekolekcje. Nie dowiemy się tu
niczego nowego. Tylko przez kilka dni mamy się tak dogłębnie zastanowić
nad sobą. Uświadomić sobie po co żyję, zrzucić z siebie ciężar, który
nas gniecie i powstać do nowego, lepszego życia. Pozwólmy poprowadzić
się Chrystusowi, który zaprasza nas na swoją Ucztę, a On będzie
przemieniał łaską swoją nasze życie. Pozwólmy Mu działać.
Wszędzie
widzimy zmiany, np. gdy zajrzymy do sklepów, zobaczymy wspaniałe
towary ułatwiające ludziom życie, tylko człowiek pozostał w tyle
duchowo. Człowiek goni za szczęściem, a zapomina, że szczęście jedyne i
całkowite jest w Bogu. Jesteśmy na ziemi jak turyści w górach, którzy
tylko wtedy są bezpieczni i mogą zdobyć szczyt, kiedy trzymają się
wyznaczonego szlaku. Podobni jesteśmy do dziecka, które poszło do
miasta, ogląda wystawy, a zapomniało, po co do niego się wybrało.
Człowiek zagoniony nieraz zapomina, jaki jest cel jego życia.
A
to życie wcale nas nie rozpieszcza. Patrząc na dzisiejszy świat, rodzi
się pytanie - do czego można by go porównać? Przychodzą na myśl rozmaite
pomysły. Może do domu dla psychicznie chorych, gdzie obłąkanie ogarnia
wielu, może do więzienia, gdzie skazańcy pokutują za swoje czyny, może
do szpitala, gdzie ciężko chorzy narzekają na swój los, wylewając żale
na całe swoje otoczenie. Powie ktoś - przesada, nadmierny pesymizm. To
jest złośliwość, a złośliwością nikogo się nie nawróci. To prawda, że
tak naszkicowany obraz świata jest przykry i ponury, ale wcale nie
trzeba być pesymistą, by stwierdzić, że współczesny człowiek choruje i
to ciężko. Choruje na brak wiary, jakiejś określonej idei, brak serca,
brak zrozumienia, co więcej, cała ludzkość choruje, bo w pogoni za
szczęściem obrała zły kierunek. Pomimo szalonego tempa techniki we
wszelkich dziedzinach życia, czego wszyscy jesteśmy świadkami, człowiek
jest jakiś zagubiony, biedny duchowo i nieszczęśliwy, czuje się jak
robak przygnieciony stopą przechodzącego przechodnia. Ludzkość jako
całość nie znalazła dotąd ani dobrobytu, który jej wszyscy obiecywali,
ani pokoju, stale w różnych częściach świata zagrożonego przez
terroryzm, wojny i kataklizmy, a jej przyszłość zasnuta jest czarnymi
chmurami jak nigdy w dziejach.
Do mnie nieraz mówicie: boję się, co nam przyniesie przyszłość? A przyszłość maluje
się niepewna. To tak wygląda, jakby łóżko chorego otaczały setki
lekarzy, ale żaden z nich nie może postawić trafnej diagnozy i
przepisać skutecznego na obecne czasy lekarstwa. I oto kiedy w aptece
ludzkiej nie znajdujemy lekarstwa, bo nie pomagają ani wielcy politycy,
zjazdy i konferencje na mniejszym lub większym szczycie, taki czy inny
ustrój społeczny, ani wyroki sądowe czy środki uspokajające, kiedy
wyczerpaliśmy wszelkie sposoby leczenia, z rezygnacją patrzymy na
powolne konanie człowieka i nas samych. Gdy patrzymy z przerażeniem,
jak trzeszczy w swych posadach małżeństwo, jak małżeństwem nazywa się
coś, co nigdy małżeństwem nie było i nie jest, jak rodziny nie chcą mieć
dzieci, jak wzrasta pijaństwo i rozpusta, jak wielu młodocianych
przestępców zapełnia więzienia i domy poprawcze, to musi nas ogarnąć
smutek, przygnębienie i rezygnacja. A dlaczego
tak jest? Bo coraz mniej pamiętamy o Bogu i Bożych zasadach. Brak nam
żywej wiary. To, co powiedział pewien Francuz zaniepokojony obrotem
wojny z Prusakami: wiem dlaczego Prusacy nas biją, bo oni w coś wierzą, a
my w nic. Tak, bo niespokojne jest serce człowieka, dopóki nie spocznie
w Bogu. I do naszych znękanych umysłów i serc, zaniepokojonych obecnym
stanem, obecną rzeczywistością dociera ciche, delikatne pukanie łaski
Bożej : „Oto stoję u drzwi twoich i kołaczę, jeśli usłyszysz mój głos i
otworzysz drzwi, przyjdę do ciebie i będę z tobą wieczerzał". Tego
Bożego głosu nie wolno nam zlekceważyć. Może jest to ostatnie wołanie do
ciebie i do mnie.
„Stań
i pomyśl" - mówią napisy na drogach angielskich. Stańmy i pomyślmy.
Jaka jest nasza codzienna modlitwa? Powiedz mi jak się modlisz, a
powiem ci, jaką masz wiarę. Jakie jest moje uczestniczenie we Mszy Św.?
Nieobecni na Mszy św. się nie liczą, są jak uschłe gałęzie na drzewie
Kościoła. Czy praktykuję miłość do bliźnich? Czy szanuję ich ludzką
godność? Czy dobrze biegnę? Może o moim biegu życia można powiedzieć:
pięknie biegniesz, tylko że złą drogą i w niewłaściwym kierunku. Trzeba
wrócić na dobrą drogę, obrać właściwy kierunek. Czy przyświeca mi
naprawdę cel, którym jest Bóg i spełnienie Jego woli? Czy wiemy, że
tylko przez dźwiganie jarzma osiągniemy szczęście? A tymczasem człowiek
chciał być wolny i wpadł w niewolę. Bo usłuchał podszeptów świata,
podszeptów szatana, który często posługuje się ludźmi. Nie przejmuj się
Bogiem, wtedy będziesz wolnym. Przykazania Boże - to dla starych,
różaniec, modlitwa - to dwa dni przed śmiercią, żonę, męża - to miej jak
chusteczkę do nosa, jak ci nie odpowiada to zmień. Dziecko to luksus,
najwyżej jedno, a kto by sobie na więcej pozwalał. Kto ci przeszkadza w
życiu, usuń go, jak nie pistoletem, kijem baseballowym to przynajmniej
po dawnemu sztachetą. I tak wygląda ten raj człowieka "wolnego". Jako
chłopiec czytałem w jednej z gazet, że zlikwidowano pałki milicjantom,
bo wkrótce nawet milicjant nie będzie potrzebny. Ale tego nie zrobiono. A
dzisiaj za mało jest stróżów porządku, a nieraz na skrzyżowaniach dróg
należałoby ustawić armaty, tak jak to było w stanie wojennym, a co
drugi dom zamienić na więzienie. Jak kiedyś powiedziałem, że na naszym
cmentarzu należałoby ustawić dwa kałasznikowy, dzieci pytały mnie, kiedy
tak będzie. Ale to nie jest wcale śmieszne. Bo i u nas w Polsce
niedoceniany jest Bóg, niedoceniana jest wiara. Polak modli się, a robi
swoje. Idzie do kościoła, a po Mszy św. na zakupy do supermarketu. Idzie
do Komunii, a nie głosuje w wyborach lub głosuje na ateistów, płacze,
gdy Papież jest w naszej Ojczyźnie, a nie zachowuje podstawowych nakazów
wiary i wyznaje własną moralność.
W jednej z książek opisany jest pociąg pospieszny, który pędzi z szybkością 100 km
na godzinę. Maszynista pijany, konduktor pijany, pasażerowie pijani.
Pociąg z hukiem mija przystanki i stacje, wiadukty i mosty. I pyta się
autor: „Ludzie! dokąd wy jedziecie? Kto wam zatrzyma pociąg?". Do czego
to ludzie dochodzą! Biada wędrowcowi w ciemnym lesie, gdy brak mu
światła. Biada dzisiejszemu człowiekowi bez Boga, bo On jest światłem.
Przykłady:
Obraz namalowany przez malarza włoskiego Caravaggia przedstawia
powołanie Mateusza na Apostoła. Stół, obok niego mężczyźni liczą
pieniądze, a z boku stoi człowiek, na którego twarzy widać ogromną
walkę. Coś z nim się dzieje. Ma jakieś trudności. Coś mu dolega. To
Levi, późniejszy Apostoł Mateusz, słyszy głos: „Pójdź za mną". „Panie -
mówi - to nieporozumienie, czy ja jestem lepszy od innych, to może nie
do mnie mówisz../'. „To ty Lewi, nie kto inny../'. „Ale to nieprawda, to
pomyłka...". „Nie to ty pójdź za mną". Tak i ciebie i mnie wzywa Pan
Bóg, by spojrzeć na swą duszę, na swoje słabości, aby w końcu
bezwzględnie opowiedzieć się i pójść za Chrystusem.
Słyszeliście
może już nieraz ten przykład o płonącym domu. Wyszła matka z domu i
pozostawiła zamknięte dziecko na drugim piętrze. Nie upłynęło wiele
czasu, jak syreny oznajmiają pożar. Wszyscy spieszą, pali się parter
domu i na piętro nie ma dojścia. Zbiegli się ludzie, nie wiedząc, że na
drugim piętrze, do którego zaczęły dochodzić płomienie, znajduje się
maleńkie dziecko. A ono jakby zwabione okrzykami ludzi, patrzy przez
otwarte okno, wychodzi na parapet ognia i bawi się tymi płomieniami,
które do niego docierają, niczego nie przewidując. Ludziom aż dech z
przerażenia zaparło. Matka usłyszała dźwięk syren i przybiegła,
podbiegła pod dom i zaczęła wołać: dziecino, skocz tu, w moje ramiona,
to ja jestem twoja mamusia, skocz, nie bój się. I dziecko skoczyło.
Zostało uratowane dzięki matce i przy pomocy innych ludzi. Tak woła do
nas Pan Jezus: skocz w moje ramiona, a uratujesz się w tym potopie zła. A
my odpowiemy na to wołanie Chrystusa, naszego Mistrza i Nauczyciela: Ty
Panie jesteś moim szczęściem i ratunkiem, chcę w sobie odbić Twój
wizerunek. Będziemy przepraszać Boga za nasze przewinienia, za to, że w
pogoni za ułudami tego świata, zapominaliśmy o Nim, a On będzie leczył
nasze dusze promieniami łaski.
„Wybacz
Ireno, że bardziej niż ciebie i dziecko umiłowałem ojczyznę i naród" -
czytamy na pomniku cmentarza na Powązkach. On oficer poszedł na wojnę i
wrócił, ona i dziecko zginęli w płonącej Warszawie. My też mówmy: Wybacz
Boże, że tak bardzo przylgnęliśmy do tych ziemskich rzeczy, wartości
ziemskich przemijających, a zapomnieliśmy *o Tobie, o tych wartościach
nieprzemijających, niezniszczalnych i zawsze aktualnych, zapomnieliśmy o
swej godności dziecka Bożego i o swoim przeznaczeniu do szczęścia
wiecznego.
Panie
do kogóż pójdziemy. Skoro Ty Jezu masz słowa życia wiecznego, pójdziemy
za Tobą... Oto, ukochani, Bóg sam wychodzi naprzeciw nas, bo „On nas
umiłował i wydał samego siebie za nas. Nikt nie ma większej miłości
(...)". Odpowiedzmy Mu: idę Panie, nie oglądam się, Ciebie wybieram, bo
bez Ciebie nie wiem, kim jestem. Widzę swoje słabości, dlatego Ty Synu
Dawida ulituj się nade mną.
Kończę
już, ukochani bracia i siostry. Mam takie wrażenie, że macie wiarę.
Kiedy patrzę na wasze zasłuchane twarze, odbieram to jako dowód, że
Boga kochacie i wiary swojej gotowi jesteście bronić w waszych rodzinach
i w naszej ojczyźnie. Potrzeba jeszcze życia wiarą na co dzień. Módlmy
się gorąco: niech Jezus i Jego Niepokalana Matka opiekują się naszymi
rekolekcjami. I jak Maryja zaniosła kiedyś Jezusa do krewnej swojej
Elżbiety, niech i nam Go przyniesie, byśmy przez to spotkanie z Nim
poznali na nowo swą godność dzieci Bożych i wytrwali w wierze do końca.
Amen.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz