kwietnia 18, 2019

Wielki Czwartek - Do końca ich umiłował

Umiłowani Bracia i Siostry - Uczestnicy tego Eucharystycznego Spotkania.
Każdej niedzieli, w każde święto — a wielu z nas każdego dnia — idzie­my do kościoła, aby spotkać Chrystusa. Dzisiaj też, w Wielki Czwartek, przyszliśmy tutaj w tym celu. Przynieśliśmy nas samych, nasz głód, nasze pragnienia, nasze tęsknoty. I stoimy wobec obecnego, choć ukry­tego Pana. I jak zawsze liczymy na to, że z tego spotkania coś wyniknie. Ilu z nas doświadczyło już, że coś wynikło. Że Chrystus wtargnął w nasze życie. I niejeden z tutaj obecnych doświadczył, co znaczy zo­stać pochwyconym przez Jezusa Chrystusa (por. Flp 3, 2).
Bo właśnie spotkanie z Nim polega na tym, że my przychodzimy z naszym, a On przychodzi ze „swoim". To, z czym On przychodzi, na­szkicował nam dzisiaj Jan Ewangelista: Chrystus pochyla się do ludzkich nóg, aby je umyć i wzbraniającemu się Piotrowi mówi, dlaczego to czy­ni: aby miał udział w Jego miłości i w Jego życiu. „Jeśli cię nie umyję, nie będziesz miał udziału ze mną" (J 13, 8), nie będziesz we wspólnocie ze Mną. A więc — będziesz miał to, co masz. Choćbyś nawet miał dużo i wszystko, to nie będziesz miał Mnie. Czyli w sumie niewiele zyskasz, zwłaszcza kiedy ocena tego, co masz, przejdzie poprzez graniczną sytuację śmierci. Wtedy będziesz wiedział, co się liczy i co ma wartość.
Obyśmy taką świadomość mieli za każdym razem, kiedy kroki nasze doprowadzają nas do świątyni i do ołtarza. Wielki
Czwartek dwa ty­siące lat temu odbywał się w Wieczerniku. Tam ustanowił Jezus Chry­stus sakrament kapłaństwa i sakrament Eucharystii, sakrament mszy świętej. I tam, i tutaj
umytych z grzechu doprowadza do wspólnoty z Bogiem. Zdanie proste i wypowiedziane bez patosu, ale tak przera­stające nasze pojmowanie, że musimy pochylać się z czcią wobec tej wielkiej tajemnicy: że to Bóg nas samych, grzesznych, zwykłych, pro­stych ludzi dopuszcza do swojego świata, do swojej sfery niedostępnej inaczej, jak tylko przez śmierć. Śmierć, która powinna być tym samym co miłość. Bo nie każdy, kto umiera, dochodzi do widzenia Boga. Tylko ci, którzy umierają w miłości ku Niemu.

Aby więc każdy człowiek — i ten, który żył dwa tysiące lat przed nami, i my wszyscy — miał dostęp do tego udziału z Bogiem, Chrystus „wyniszczył samego siebie, przyjąwszy postać sługi i stał się posłusz­nym aż do śmierci — i to śmierci krzyżowej" (Flp 2, 7—8). Wielki Czwartek antycypował Wielki Piątek: Chrystus wziął grzech nasz na siebie, aby obdarzyć nas nowym życiem.
Drodzy Bracia I Siostry!
Wielki Czwartek obchodzony dzisiaj w sposób sakramentalny po­wtarza to, co było dwa tysiące lat temu. Może są tutaj wśród zgroma­dzonych tacy, którzy uczestniczyli w porannej liturgii odprawianej pod przewodnictwem naszego biskupa. W kościele katedralnym w Wiel­ki Czwartek rano odprawiana jest jedna msza święta, podczas której biskup święci oleje — symbol władzy królewskiej i kapłańskiej. Oleje te używane są przy święceniach kapłanów, przy chrzcie, bierzmowaniu oraz sakramencie chorych. Dzięki namaszczeniu i słowom biskupa lub kapłana dokonują się w nas te wielkie rzeczy, jakie się dokonały w Wielki Piątek i w Niedzielę Wielkanocną: umieramy razem z Chrystu­sem i z Nim powstajemy z martwych. W to wierzymy i to jest mocą naszej nadziei, to nas zapala nową wielką miłością ku Chrystusowi. Przygotowanych przez te trzy sakramenty — kapłaństwo, które nas przez chrzest gromadzi w Kościół i potem udziela nam Ducha Świętego w bierzmowaniu, które nas może doprowadzić aż na szczyty heroizmu chrześcijańskiego — miłość ta prowadzi nas wreszcie do ołtarza Eucharystii, gdzie Jezus Chrystus oddaje się nam jako nasz Pan, Mistrz i umiłowany Oblubieniec. Wielu z nas żyje tą prawdą na co dzień, wielu z nas doświadczyło mocy tej prawdy i przez wiarę nie­złomną i coraz bardziej dojrzałą, przez nadzieję, która nigdy nie zawo­dzi, i przez gorliwą miłość — doświadcza przyjaźni z Chrystusem. A tym samym doświadcza pełni radości i szczęścia, za jaką tęskni nasze niespokojne serce, które spoczywa tylko wtedy, kiedy dosięga Absolutu i miłości Boga samego.
Dzisiejsza liturgia Wieczerzy Pańskiej kończy się złożeniem Chrystu­sa — jak to mówimy w polskiej tradycji — w ciemnicy. Po odprawie­niu Ostatniej Wieczerzy wyszedł Chrystus do ogrodu na Górę Oliwną i tam trwał na modlitwie z Ojcem. My dzisiaj powtarzamy to samo w sposób sakramentalny, czyli w zespole obrzędów, znaków i słów — wierząc, że obecny z nami Chrystus odbywa tę samą drogę, którą od­był dwa tysiące lat temu.
Podczas tej mszy świętej przypomnimy sobie wielkie prawo mi­łości, które Chrystus nam obwieścił i do którego nas zobowiązał — a które nie jest niczym innym, jak objawieniem przez nas tego udziału, do którego nas dopuścił. Umywa nas z grzechu, byśmy mieli udział w jego miłości. Daje nam swoją miłość, byśmy się nią podzielili z in­nymi ludźmi, byśmy się nią dzielili wciąż.
Ukochani Bracia i Siostry! Kiedy będziemy klęczeć później przed Bogiem ukrytym w Hostii zło­żonej w ciemnicy, w naszym Ogrojcu, podziękujmy Mu za te dwa wiel­kie sakramenty. Za sakrament kapłaństwa i za kapłanów, którzy w na­szym życiu byli narzędziami Chrystusa: którzy nas chrzcili, bierzmo­wali, odpuszczali nam grzechy, podawali nam Ciało Chrystusowe, wiązali nasze ręce dla wierności małżeńskiej i którzy będą namaszczać nasze cierpiące i umierające ciała na ostatnie przejście. Podziękujmy zaś prze­de wszystkim za dar kapłaństwa, które po dziś dzień ma moc i władzę rodzenia Eucharystii — uobecniania dla nas wszystkich miłości Jezusa Chrystusa i przybliżania Jego Osoby, tym samym Jego przyjaźni.
W tej skupionej modlitwie wieczornej podziękujmy - Moi Drodzy -  za to „dzisiaj", przygotowujące nas do wspaniałych jutrzejszych obrzędów. Bo w isto­cie, dzięki Eucharystii crux fidelis — wierny dla nas zawsze krzyż Pa­na — i owoce Jego ofiary są naszą mocą każdego dnia. Zapamiętajmy sobie napis z kaplicy Krzyża św. z Mogiły: Fide cruci! — zawierz krzy­żowi. Amen.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2016 Homilie i rozważania , Blogger