sierpnia 11, 2018

Rozważania codzienne - Braterskie upomnienie

sierpnia 11, 2018

Rozważania codzienne - Braterskie upomnienie
Słowa Ewangelii według św. Mateusza.  
Jezus powiedział do swoich uczniów: "Gdy twój brat zgrzeszy przeciw tobie, idź i upomnij go w cztery oczy. Jeśli cię usłucha, pozyskasz swego brata. Jeśli zaś nie usłucha, weź ze sobą jeszcze jednego albo dwóch, żeby na słowie dwóch albo trzech świadków opierała się cała prawda. Jeśli i tych nie usłucha, donieś Kościołowi. A jeśli nawet Kościoła nie usłucha, niech ci będzie jak poganin i celnik. Zaprawdę powiadam wam: Wszystko, co zwiążecie na ziemi, będzie związane w niebie, a co rozwiążecie na ziemi, będzie rozwiązane w niebie.
Dalej zaprawdę powiadam wam: Jeśli dwaj z was na ziemi zgodnie o coś prosić będą, to wszystkiego użyczy im mój Ojciec, który jest w niebie. Bo gdzie są dwaj albo trzej zebrani w imię moje, tam jestem pośród nich".
Oto słowo Pańskie.
 
REFLEKSJA NAD SŁOWEM BOŻYM
 
"Gdy twój brat zgrzeszy przeciw tobie, idź i upomnij go w cztery oczy..."
 
Przed niektórymi poleceniami Pisma św. chciałoby się uciec. Lepiej tego nie doczytać, pominąć, nie słyszeć. Tak właśnie jest z nakazem skierowa­nym do nas dziś. Przecież każdy ma swój rozum... Ludzie są za swe czyny odpowiedzialni... Czy można się wtrącać w sprawy innych? Tyle jest własnych kłopotów! A jednak: „Obarczę ciebie odpowiedzialnością za twego brata! Upomnij brata w cztery oczy!"

Jeszcze inaczej próbujemy ominąć Boże polecenie. Sam nie cierpię mo­rałów, wygłaszanych pod moim adresem, dlaczego więc mam się stać stró­żem moralności mojego bliźniego? Nie czyń bliźniemu tego, co tobie nie miłe! Czyż nie spotkaliśmy się z tym, że czyjaś uwaga nie wynikała z troski o nas. Jej motywem była czyjaś zarozumiałość, u jej źródła była czyjaś zło­śliwość, a mocą czyjeś zdenerwowanie i rozdrażnienie. Czasem bywa od­wrotnie: Uwaga, płynąca z dobrego serca, jest źle przyjęta. Wywołuje gniew., pozostawia uraz, niszczy więź przyjaźni i znajomości. Tyle niebez­pieczeństw czai się wokół nakazu: „Upomnij brata swego..." Naszym oba­wom sprzyja anonimowość współczesnego życia. Iluż ludzi mieszka w blo­kach, w wielkich osiedlach. Odizolowani od bliźniego drzwiami zaopatrzo­nymi w wiele zamków, nie chcą słuchać, co o nich inni mówią. Nie chcą na­wet wiedzieć, jak oceniane jest ich postępowanie. Każdą opinię o sposobie życia gotowi są uznać za targnięcie się na ich osobistą wolność. Powiedze­nie: „Wolność Tomku w swoim domku..." stało się powszechnie przyjętą zasadą. Chociaż ów domek to często bardzo akustyczne mieszkanie w blo­ku, a sposób życia w tym domku jest dla sąsiadów nie do zniesienia.
 
Tak bardzo chciałoby się przejść obok słów, które nas obarczają odpo­wiedzialnością za występki naszego brata. „Jeśli twój brat zgrzeszy przeci­wko tobie; idź i upomnij go w cztery oczy..." Nakaz Boży jest jednak tak wyraźny, że nie można się koło niego prześlizgnąć. Trzeba więc choć na chwilę zatrzymać się nad nim. Sprzyja temu okres, który przeżywamy. Po­czątek września to czas, w którym się mówi o szkole. To dni, w których o sprawach wychowania myśli się w sposób szczególny. Dla jednych, to spra­wa nowej klasy, szkoły; dla innych, to starsi o przeżyte wakacje uczniowie. Dla jednych to wspomnienia szkolnego mundurka, dla innych wreszcie — stale aktualna rodzicielska troska. Nad tym wszystkim unosi się atmosfera uwag. Tych zwykłych „nie garb się", „nie dłub w nosie"... i tych zasadniczych, którym towarzyszą długie rozmowy; wreszcie tych, wpisywanych do dzienniczka, pod którymi powinien się znaleźć podpis opieki domowej.
 
Towarzyszy temu wszystkiemu zjawisko zwane konfliktem pokoleń. Je­dni w imię rodzicielskiego obowiązku instruują, pouczają, wygłaszają ka­zania, a inni uważają za punkt honoru odporność na tego rodzaju nacisk... W mniejszym lub większym stopniu dzieje się to zawsze u styku pokoleń. Dlatego nie warto w tej chwili drzeć szat i wołać, że w naszych czasach jest gorzej, że młodzież współczesna... itd. Polski wrzesień każe nam w szcze­gólny sposób patrzeć na sprawy dziejące się na styku pokoleń, żyjących na naszej ziemi. Dla nas wrzesień to początek strasznej nocy okupacji. Ci, któ­rzy odebrali nam wolność, wiedzieli dobrze, że nie wystarczy siła przemo­cy, siła militarna. Naród niewolników można mieć dopiero wtedy, gdy się zniszczy jego historię, gdy się zniszczy jego kulturę i uniemożliwi się jej przekazywanie. Gdy pokolenie dojrzałych Polaków nie będzie mogło kształtować ludzkiego oblicza tych, którzy będą po nich mieszkać nad Wi­słą. Dlatego nasze doświadczenie września uczyło, by konflikt pokoleń za­stąpić solidarnością pokoleń. Gdy nam zniszczono zabytki polskiej kultury, to starzy i młodzi z narażeniem siebie gromadzili to, czego ogień nie stra­wił. Gdy brutalnie fałszowano historię, to potajemnie, w atmosferze pie­tyzmu uczono się dziejów narodu. Nie trzeba też nikogo przekonywać, ja­kim nośnikiem chrześcijańskiej kultury narodu było przekazywane po­przez pokolenia doświadczenie, że w wielu momentach „ojczyzna była w Polsce Kościołem, a Kościół ojczyzną".
 
A jak jest dziś? Na to pytanie można dać wyczerpującą odpowiedź po la­tach . Teraz chcę tylko powiedzieć o radości, jaką przeżyłem podczas waka­cji. Mogłem przez pewien czas pomagać księżom, prowadzącym pieszą pielgrzymkę do Częstochowy. Uczestnikami tej wielokilometrowej wędró­wki byli przede wszystkim ludzie młodzi. Mimo kolei, samochodów, auto­busów, zdecydowali się na pielgrzymkę pieszą. Szedłem razem z nimi pol­nymi drogami diecezji sandomierskiej i kieleckiej. Drogami naznaczonymi kapliczkami i krzyżami. Drogami, przy których mijaliśmy stare kościoły, cmentarze, mogiły tych, którzy poginęli w lasach, walcząc o wolność ojczy­zny. Z szumem łanów zbóż wdychało się to, „co Polskę stanowi". Działo się to w atmosferze solidarności pokoleń. Przed domami stali ludzie starsi, często ocierali łzy wzruszenia. Przez okna domów widać było twarze cho­rych, którzy nie opuszczają swoich czterech ścian. Myślę, że niektórzy z nich modlą się dziś z nami. Przysłowiowy kubek zimnej wody, podany pielgrzymowi, był znakiem tej więzi, która jest ponad wszelkie konflikty. Był po prostu miłością.
 
Docieramy do sedna sprawy. Przekazywanie życia jest w sposób istotny związane z miłością. Nie chodzi tu tylko o fizyczne rodzicielstwo. Spotka­nie, prawdziwe spotkanie człowieka z człowiekiem nie jest bolesnym zde­rzeniem samolubstwa z wygodnictwem (choćby przy tej okazji były wygłaszane podniosłe morały). Wszystkie upomnienia i przykazania — jak nas dziś poucza św. Paweł Apostoł — streszczają się w jednym nakazie: „Miłuj bliźniego swego, jak samego siebie" (Mt 22,39). Miłość nie wyrządza zła bliźniemu. Przeto miłość jest doskonałym wypełnieniem prawa (Rz 13,9— 10). Spotkanie człowieka z człowiekiem nie jest pouczaniem i wygłasza­niem umoralniających przemówień, jest natomiast przekazywaniem życia. Jest przekazywaniem tego, co sami otrzymaliśmy od innych i pomnożyliś­my w naszym życiu.

Słowo Boże dziś skierowane do nas, każe nam uświadomić sobie, ile otrzymaliśmy od innych. Jakie wartości kultury przekazali nam ludzie. Ileż przejęliśmy od naszych rodziców, wychowawców, nie tylko przyjmując ich uwagi, ale obcując z nimi na co dzień. Bo wszędzie, gdzie spotyka się człowiek z człowiekiem, pozostaje w duszy ludzkiej ślad spotkania. W jakimś sensie jesteśmy sumą tych spotkań.

Słowo Boże dziś do nas skierowane poucza nas o odpowiedzialności za ślad, jaki pozostawiamy w naszych braciach. Mają to być spotkania, które „zła nie wyrządzają". Jest to bardzo trudne, pomyśli sobie ktoś teraz. Na pewno! Odpowiedzialność za naszych braci jest wielkim ciężarem. Pamię­tajmy jednak o słowach Chrystusa. Obiecał nam, że tam, gdzie w Jego Imię, a więc w imię miłości dwaj lub trzej się spotkają, tam On sam jest obecny. To On nadaje kształt spotkaniom człowieczym, bo On jest Miłoś­cią, bo On jest dawcą życia.
 
 

sierpnia 10, 2018

19. Niedziela Zwykła (B) - Sumienie — zagrożenia i rozwój

sierpnia 10, 2018

19. Niedziela Zwykła (B) - Sumienie — zagrożenia i rozwój
Drodzy, siostry i bracia! Od początku swego istnienia człowiek dążył do ubogacenia i rozwijania własnego życia. Aktywność człowieka zawsze zmierzała do ubogacenia i rozwoju własnej egzystencji; przejawia się to także w życiu współczesnego czło­wieka. W swych zamierzeniach pragnie człowiek osiągnąć możli­wie największą pełnię życia. Wysiłki te bardzo często kończą się niepowodzeniem, ponieważ nie jest zachowana proporcja środków i celu, do którego człowiek zmierza. Zdobywanie podstawowych środków do podtrzymywania życia i podniesienia jego poziomu tak absorbują człowieka, że posiada on coraz mniej siły, aby po­myśleć i działać na rzecz „człowieka wewnętrznego”. Życie du­chowe jawi się mu w bardzo słabych zarysach. Stąd stwierdze­nia: nie czuję potrzeby chodzenia na mszę Św., do sakramentu pokuty, modlitwy...
Ten głęboki kryzys, jaki może zaistnieć w życiu człowieka i całych społeczeństw, analizują już prorocy Starego Przymierza. Prorok Ezechiel woła: „Wyrwę z waszego ciała serce kamienne, a dam wam serce cielesne” (Ez 11, 19), to znaczy serce prawdzi­wie ludzkie. Podsumowując współczesne życie mówimy przede wszystkim o kryzysie materialnym, który jednak trzeba widzieć w świetle kryzysu wewnętrznego. Wołanie proroka Ezechiela trze­ba dzisiaj powtórzyć jako bardzo aktualne. Biblijne serce, które w Piśmie św. oznacza sumienie, osobisty wyznacznik rozwoju oso­bowego człowieka, musi być początkiem odnowy, odrodzenia, wyjścia z kryzysu. Nauka chrześcijańska ujmuje tajemnicę ludzkiego życia i ludzkiego przeznaczenia w świetle objawionej Bożej prawdy, która uświadamia człowiekowi drogi, jakimi Bóg prowadzi go do siebie i eksponuje te działania Boże, które nadają życiu ludzkiemu najpełniejszy wymiar. Działania te — to akt stworzenia i akt zbawczy Boga, spełniony dla człowieka i ze względu na niego. W akcie stworzenia i zbawienia zawarł Bógwezwanie skierowane do nas; przyjęcie zaś tego wezwania uza­leżnił całkowicie od naszej postawy i woli. Realizacja tego wezwa­nia, pełna na nie odpowiedź, stanowi moralność chrześcijańską. Bóg zakomunikował człowiekowi swoją wolę i wyposażył go w szczególną zdolność, dzięki której może on poznać i przyjąć Boże wezwanie, a w następstwie tego na nie w pełni odpowiedzieć. Tę zdolność — dyspozycję, nazywamy sumieniem. Wiele tekstów Pi­sma św. Starego i Nowego Testamentu — mówi nam o ścisłym powiązaniu sumienia z Bogiem. Bóg jest jego dawcą. To ono woła w nas, że dobro należy czynić, a zła trzeba unikać. Sumienie jest bezpośrednim sędzią ludzkich czynów, samo podlega osądowi Boga.
Nauka o sumieniu jako zjawisku psychologiczno-moralnym, o jego strukturze, jego funkcjach, deformacjach, wypaczeniach, formowaniu, dojrzewaniu — jest bardzo szeroka i winna stać się dla nas przedmiotem szczególnej troski, abyśmy ją poznali. Ma­jąc na uwadze, że sprawa ta dla naszego chrześcijańskiego życia jest sprawą ogromnej wagi, winniśmy troszczyć się o ukształtowanie w sobie prawego chrześcijańskiego sumienia. W nim za­warta jest realizacja siebie, by coraz pełniej rozwinąć swoją mo­ralną osobowość. Rozwój sumienia zależy ściśle od właściwej je­go formacji, która jest nieodzowna. Sumienie, które się nie rozwi­ja, nie kształtuje prawidłowo, ulega deformacji. Sumienie, które formowane bywa według fałszywych norm, wypacza swoje dzia­łanie. Z sumieniem jest podobnie jak z innymi talentami otrzyma­nymi od Pana Boga, które mogą zostać zmarnowane. Można mieć la lent muzyczny, rzeźbiarski, pisarski i nie rozwinąć go. Można zostać „martwym geniuszem”.
Nie ulega więc wątpliwości, że kryzys sumienia związany jest z brakiem wiedzy, którą Chrystus przyniósł dla nas. Mówił nam, że prawda nas wyzwoli, pswobodzi. Trzeba ją poznać, bo ona kształtuje, wychowuje, rozwija nasze sumienie. Nieznajomość wymagań, jakie stawia przed nami Chrystus w stosunku do prawdy, sprawiedliwości, miłości, w stosunku do drugiego człowieka sprawia, że mówisz: „nie czuję potrzeby modlitwy, chodzenia do kościoła”, że nie widzisz potrzeb drugiego człowieka. Dotknięty zostałeś kalectwem niedorozwoju, stałeś się „martwym geniuszem”. Poważnym błędem w wychowywaniu i kształtowaniu sumienia jest stosowanie fałszywej hierarchii wartości, w której naczelne miejsce zajmują: posiadanie, kariera i sukces, władza, własna przyjemność, zdobywane choćby za cenę cierpienia drugiego człowie­ka. Wypacza nasze sumienie stosowanie zasady łatwizny, kiedy mówimy: „tak postępują wszyscy, taki jest duch czasu”. Ten upiór wiszący nad nami, któremu przypisujemy nadzwyczajną moc, si­łę i władzę, popycha nas w ten bezmyślny tłum, który nie myśli, nie wybiera, nie decyduje. Wystarcza krótkie stwierdzenie: tak wszyscy postępują i aby usprawiedliwić swoją nieuczciwość — mówimy: wszyscy kradną; aby usprawiedliwić swoje zakłamanie mówimy: wszyscy kłamią; aby usprawiedliwić swoją bierność wobec ludzkich potrzeb, nieszczęść mówimy: dzisiaj nie warto się wychylać; gdy zjawiają się trudności w naszej rodzinie, wylicza­my, ile rodzin jest rozbitych i tragicznych. Te postawy zyskują niejednokrotnie poparcie w różnych przejawach tzw. współczes­nej kultury, które tego rodzaju postawy zachwalają jako wyraz wolności sumienia.
Widząc z jaką łatwością można manipulować wartościami, jak łatwo wciskać w duszę ludzką fałszywe sądy, każdy chrześcija­nin winien być krytyczny, aby nie ulec takiemu sterowaniu, lecz w poczuciu odpowiedzialności formować i rozwijać swoje su­mienie. Chodzi przecież o podstawowy sens i cel naszego chrześci­jańskiego życia. Wtedy kiedy mówić będziesz: „ja kieruję się mo­im sumieniem”, nie wolno ci zapominać, że trzeba by tutaj do­dać: „moim prawidłowym sumieniem”. Nasze sumienie trzeba cią­gle weryfikować, aby mogło ono prawidłowo i pewnie funkcjono­wać, być wyznacznikiem naszego osobowego rozwoju. Chrześcija­nin w każdej sprawie odwołuje się do Chrystusa i pyta, co On chce mi powiedzieć. Tak rozwiązuje sprawy cierpienia i ofiar, które trzeba w życiu złożyć, tak myśli o radości, tej prawdziwej, której nikt nam nie odbierze.
Jeżeli w życiu staniesz wobec wielkich trudności, nie szukaj fałszywego rozwiązania, nie odwołuj się do ducha czasu, nie mów: wszyscy tak czynią, ale pytaj, czego oczekuje od ciebie Chrystus, który zawsze przyjdzie z pomocą. „Nie pozwoli Ojciec niebieski kusić was ponadto co możecie” (1 Kor 10, 13). Jeżeli trudno czasami znaleźć odpowiedź we własnym sumieniu, należy pamiętać, że Chrystus powiedział nam „Kto was słucha, mnie słucha” (Łk 10, 16). Jest urząd nauczycielski Kościoła, w którym możemy mieć dodatkowe oparcie.
Te kilka myśli o sumieniu kieruję do was, siostry i bracia, pracujący i wypoczywający, wzywając was, abyście wszy­stko, cokolwiek czynicie, czynili zgodnie ze swoim chrześcijań­skim, prawidłowym sumieniem. Amen.


sierpnia 10, 2018

Homilia na Uroczystość Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny

sierpnia 10, 2018

Homilia na Uroczystość Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny
Błogosławiona między niewiastami

Oto bowiem błogosławić mnie będą odtąd wszystkie pokolenia, gdyż wielkie rzeczy uczynił mi Wszechmocny, święte jest Jego imię. Tak śpiewała Maryja, gdy powitała ją Elżbieta. Obie wybrane przezBoga, obie świadome wyboru i wielkości wyzwań, przed którymi Bóg je postawił. Spotkały się – obie niosąc pod sercem swoich niezwykłych Synów. Elżbieta – Jana, nazwanego później Chrzcicielem i Maryja – Jezusa już w proroctwach nazwanego Mesjaszem. Skąd Maryja mogła wiedzieć, że przyjdzie czas, gdy będą ją błogosławić, czcić, kochać wszystkie pokolenia ziemi? Co Elżbiecie kazało zakrzyknąć: „Błogosławiona jesteś, któraś uwierzyła, że spełnią się słowa powiedziane Ci od Pana” – ? Wszak to ona pierwsza nazwała Maryję błogosławioną.
Słowa Elżbiety, splecione w jedno z pozdrowieniem Anioła i z naszymi prośbami, stały się modlitwą pokoleń. „Zdrowaś Maryjo! Błogosławionaś Ty między niewiastami!” Byłem w Lourdes. Popołudniowa modlitwa różańcowa. W różnych językach wypowiadane pozdrowienie: „Zdrowaś Maryjo!” Echo zwielokrotnia głos megafonów. Wczoraj byłem przy mikrofonie. Dziś jestem na galerii przed bazyliką. Słyszę modlitwę wielotysięcznego tłumu. Drugą część pielgrzymi powtarzają każdy w swoim języku. Z prawej słyszę: „Santa Maria, Madre di Dio...”, z lewej dobiega uszu „Heilige Maria, Mutter Gottes...” Powtarzam z Włoszkami, powtarzam z Niemcami. Patrzą na mnie zdziwieni, wtedy zaczynam „Święta Maryjo, Matko Boża...” Uśmiech z lewa i z prawa. Pewnie nie wiedzieli, co to za egzotyczny język. Ale to nie ważne. Wszystkie pokolenia błogosławią Maryję. Tak jest od stuleci. I tak jest w tylu zakątkach świata. Tyle kościołów pod jej wezwaniem, tyle świąt, tyle obrazów, posągów, wierszy i pieśni. Aby uczcić wniebowziętą Matkę Pana.

Czy nie zasłoniliśmy Boga?
Wśród tego chóru radości, przywiązania, ufności, wdzięczności wobec Maryi, Matki Jezusa, odzywają się czasem głosy trochę niepewne. Głosy tych, którym się wydaje, że tą powszechną czcią Maryi przesłaniamy i Jezusa, i samego Przedwiecznego Boga. Można nawet usłyszeć zarzut, że stawiamy Maryję na równi z Bogiem, a czasem i ponad Nim. Usłyszałem kiedyś takie słowa: „Bo, proszę księdza, krzyża to w domu nie ma, ale obrazek Matki Boskiej to jest. A kto ważniejszy?” To prawda, Bóg jest ponad wszystkim. Ale przecież nie można tak sprawy stawiać. Maryja Bogu się nie sprzeciwia, Ona do Boga nas zbliża. Ona jest pierwsza po Chrystusie, tak trzeba rozumieć słowa apostoła z dzisiejszego drugiego czytania: w Chrystusie wszyscy będą ożywieni, lecz każdy według własnej kolejności. Chrystus jako pierwszy, potem ci, co należą do Chrystusa. Maryja, Matka Jezusa należy do Niego najściślej, jest najbliżej swego Syna. Nie tylko dlatego, że jest Jego Matką – lecz dlatego, że jej życie było bez reszty poświęcone Bogu i spełnieniu odwiecznego planu odkupienia świata. Gdy przyszła kiedyś do Jezusa, On, zagadnięty przez człowieka z tłumu, tak powiedział: „Któż jest moją matką i którzy są moimi braćmi? ...Kto pełni wolę Ojca mojego, który jest w niebie, ten Mi jest bratem, siostrą i matką” (Mt 12, 48nn). Wskazał na otaczających go ludzi, a przecież dał do zrozumienia, że właśnie najbliższa mu jest Matka. To Ona powiedziała do anioła: „Oto ja, służebnica Pańska, niech mi się stanie według twego słowa” (Łk 1,38).
Drogami przez Polskę wędrują w sierpniu tysiące ludzi. Do Częstochowy zmierzają, do Maryi. „Widzi ksiądz, mówił mój rozmówca, nic tylko ta Matka Boska Częstochowska. A Pana Jezusa i ewangelię to oni zgubili”. A widziałeś ty obrazek częstochowski? „Widziałem”. Kogo Maryja trzyma na rękach? „No... Jezusa”. Rzeczywiście. A Jezus co trzyma w swej rączce? „Trzyma?... nie wiem”. Szkoda, że nie wiesz. Trzyma książkę, Ewangelię trzyma. A oni po drodze nie obrazkami się karmią, ale o świcie każdego dnia Mszę zaczynają, Ewangelię czytają i Jezusa w Komunii przyjmują. Bo tak naprawdę to On jest najważniejszy.

„Święte jest Jego imię”
Dziś dzień uroczysty, z maryjnych świąt najuroczystszy. Diabeł chciał ten dzień ogonem zasłonić i nie było uroczystości w to święto przez tyle lat. Znowu jest. I dobrze. Maryja w niebo wzięta... Dotykamy tajemnicy życia, zmartwychwstania, wieczności, ostatecznego spełnienia ludzkiego życia. Bo zostawiając na boku legendy, opowieści, ludowe pieśni i wielką poezję na temat dzisiejszego święta, możemy powiedzieć, że przed nami wszystkimi ku pełni życia doszła Matka Pana. Doszła? Tak, bo nie obyło się bez jej wysiłku. Wszelako najpierw została obdarowana. Nie nagrodą, a zadaniem obdarowana. Wyzwanie podjęła, spełniła je nie tylko zewnętrznie, lecz jako Matka Zbawiciela osiągnęła pełnię ludzkiej doskonałości. Święta? Tak, zwykło się o Niej mówić „Najświętsza Panienka”. Ale to nie z niej świętość. Gdy w obecności Elżbiety wyśpiewała swój hymn uwielbienia Wszechmocnego, nie zapomniała wypowiedzieć czegoś istotnego: Wielkie rzeczy uczynił mi Wszechmocny. Święte jest Jego imię – a swoje miłosierdzie na pokolenia i pokolenia zachowuje dla tych, co się Go boją. On przejawia moc ramienia swego, rozprasza ludzi pyszniących się zamysłami serc swoich. Strąca władców z tronu, a wywyższa pokornych. – Tak, to imię Wszechmocnego jest święte, to z Niego i dzięki Jego mocy nasza świętość. Świętość słabych, pokornych – ale ufających Bogu. Dlatego uroczystość Wniebowzięcia najpierw jest uczczeniem Boga, a dopiero potem pokłonem złożonym Maryi. Nie przesłoniliśmy ani Jezusa, ani Przedwiecznego Boga. Z Maryją, która pokłoniła się Bogu w świątyni nieba, składamy uwielbienie, wdzięczność swoją i wszystkich pokoleń. Także radość i dobro tych ludzi, którzy nie znając Jezusa i Jego Matki, zostawiają w świecie ślady dobra – często znacznego dobra. Ona jest Matką wszystkich.
Dzisiejsze święto nie powinno nas zatrzymywać w drodze. Ku niebu dopiero idziemy, teraz jeszcze wiele do zrobienia na ziemi. Z pomocą Maryi, Matki Zbawiciela, na chwałę Wszechmocnego, którego imię jest święte, idźmy drogą wiodącą do nieba.

sierpnia 10, 2018

Homilia na Uroczystość Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny

sierpnia 10, 2018

Homilia na Uroczystość Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny
Tyle mamy powodów do dziękczynienia w dzisiejsze święto: za dar Ojczyzny – przecież nie wolno nam zapomnieć tamtego cudu z 1920 roku, bez którego historia Polski zapewne potoczyłaby się zupełnie inaczej – i wypada nam się przyłączyć do dziękczynienia naszych braci rolników za tegoroczne zbiory, przyłączyć się, zwłaszcza modlitewnie za ich trudną sytuację ekonomiczną, i za dar kanonizacji Największego z Rodu Słowian, Jana Pawła II, i za dar Światowych Dni Młodzieży, obecność Ojca św. Franciszka na Polskiej ziemi, jego przesłanie do nas wszystkich... – krótko mówiąc: powodów do dziękczynienia jest wiele. Ale my pochylmy się szczególnie nad tajemnicą dzisiejszego święta, największego święta Maryjnego.
Otóż tylko w perspektywie miłości da się sens dzisiejszego święta ogarnąć. Wszystko zaczyna się od tego, że nasza wiara, jeżeli ją traktujemy na serio, jest jednym wielkim dziękczynieniem za ten dar, jaki otrzymaliśmy w osobie Jezusa Chrystusa od Przedwiecznego Ojca: “Tak Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy kto wierzy w Niego nie zginął, ale miał życie wieczne”. Wcielenie Syna Bożego było wydarzeniem absolutnie jedynym w ludzkiej historii. Przyszedł On do nas po to, ażeby szukać i zbawić ludzi wszystkich pokoleń, ras i narodów. Przyszedł szukać i zbawić nawet tych ludzi, którzy historycznie żyli przed Nim. To właśnie tych ludzi szukał, kiedy po swojej zbawczej śmierci wstępował do piekieł, jak to wyznajemy w Składzie Apostolskim. Krótko mówiąc, miłość Boga do nas, ludzi, posunęła się aż tego, że sam Syn Boży, przez którego świat został stworzony, przyjął nasze człowieczeństwo, ażeby stać się Zbawicielem – najdosłowniej – całej ludzkości. To wszystko musimy sobie przypomnieć, ażeby zrozumieć sens dzisiejszego święta.
Pomyślmy, drodzy bracia i siostry, skoro Syn Boży stał się jednym z nas, to Maryja jest absolutnie jedynym człowiekiem ze wszystkich pokoleń ludzkości, której powołaniem życiowym było macierzyństwo wobec Syna Bożego. Wiele ludzkich pokoleń przeszło już przez naszą ziemię. Nie wiemy, ile jeszcze pokoleń będzie na niej żyło – na pewno są to miliardy, miliardy ludzi. Otóż, wśród tych miliardów ludzi, nie było i nie będzie nikogo kto miałby powołanie równie wzniosłe, jak Maryja. Tylko Ona została powołana do tego, żeby być Matką Syna Bożego. I słusznie nazywamy Ją Matką Bożą, bo chociaż urodziła i wychowała Syna Bożego w Jego naturze ludzkiej, to przecież posługa macierzyńska skierowana jest ku Osobie dziecka. Człowiek, Jezus Chrystus, jest Tą samą osobą Syna Bożego, przez którego świat został stworzony. Syn Boży i Syn Maryi jest tą samą Osobą. Tysiące i miliony ludzi znalazło w Jezusie Chrystusie swoje “wszystko”, związało się z Nim najmocniejszą miłością, ale Matką była tylko Ona jedna. Dlatego tak serdecznie Ją kochamy i z takim przekonaniem Ją czcimy.
Przyjmując człowieczeństwo, Syn Boży dobrowolnie przyjął nasz ludzi los, w świecie zdeformowanym przez nasze grzechy. Jednak On sam był Człowiekiem doskonałym i bezgrzesznym. Przyszedł zaś do nas po to, ażeby wszystkich, którzy w Niego uwierzą, i będą się Go mocno trzymać, wyzwolić z grzechu i napełnić świętością. Otóż pierwszą osobą, którą Syn Boży najpełniej i ponadobficie ogarnął swoją świętością, była Maryja. Dlatego zaś ogarnął Ją swoją świętością; dlatego uczynił – najdosłowniej – bezgrzeszną, bo przecież miała Ona zostać Jego Matką. Nie mogła być tego godna sama z siebie, więc On uczynił Ją godną Bożego macierzyństwa. “Łaskiś pełna, Pan z Tobą” – mówił o tym Anioł Gabriel podczas Zwiastowania, gdyż Bóg przygotował Ją sobie na Matkę od momentu poczęcia. Tak, jak słonce udziela światła jutrzence już przed swoim wschodem, tak Bóg napełnił świętością Maryję, zanim jeszcze została Matką Syna Bożego.
Już w Ewangelii zapisany jest zachwyt z powodu tej niepowtarzalnej posługi, jaką Maryja spełniła dla nas wszystkich: “Błogosławione łono, które Cię nosiło i piersi, które ssałeś” – spontanicznie woła do Jezusa jakaś kobieta z tłumu. “Oto bowiem błogosławić mnie będą odtąd wszystkie pokolenia” – zapowiada Duch Święty ustami Maryi Jej przyszłą chwałę w Kościele.
Każde pokolenie chrześcijan kontemplowało Maryję jako Arkę Nowego Przymierza, nieporównywalnie wspanialszą od arki starotestamentalnej, w której przechowywano tablice Bożych przykazań. W Maryi przecież Ojciec Przedwieczny złożył największy skarb, jakim chciał nas obdarzyć, swojego własnego Syna. To z jej ciała zostało wzięte i w jej ciele ukształtowało się ciało Syna Bożego. Toteż nie można nam mieć za złe tego, że tak bardzo Ją kochamy.
Niepowtarzalna była nie tylko Jej posługa w dziele zbawienia nas wszystkich – również miłość, jaką kochała Jezusa, jest nieporównywalna z miłością największych nawet mistyków i świętych. Rzecz jasna, nie miała jej Ona sama z siebie – została nią obdarzona, zwłaszcza ze względu na swoje niepowtarzalne powołanie. Chodzi o to, że spośród ludzi była Ona najświętsza: “Błogosławiona jesteś, któraś uwierzyła” – woła do Niej Elżbieta podczas Nawiedzenia. Natomiast w Kanie Galilejskiej, Maryja potrafiła przekonać również innych do podjęcia swojej postawy całkowitego zwierzenia Jezusowi, mówiąc: “Zróbcie wszystko, cokolwiek wam powie”.
Maryja była więc pierwszą osobą wierzącą w Jezusa, i pierwszą Apostołką, która innych uczyła zawierzenia Jezusowi. Co więcej, jeśli uważnie wsłuchamy się w hymn Magnificat, jaki został nam przypomniany w dzisiejszej Ewangelii, to musimy zauważyć, że nie jest on tylko osobistym dziękczynieniem Maryi. Ona, za dar zbawienia dziękuje w nim Bogu w imieniu nas wszystkich; w imieniu całej odkupionej ludzkości.
Dopiero – jeżeli się o tym wszystkim pamięta – można troszeczkę zrozumieć prawdę Jej Wniebowzięcia. Ona już na tej ziemi kochała Boga dosłownie całą sobą: całą swoją duszą i całym ciałem. Ta miłość, już na tej ziemi, zaniosła Ją w niewyobrażalnie bezpośrednią bliskość Boga.
Już podczas swojego historycznego życia, Maryja była idealnym obrazem Kościoła, poniekąd jego uosobieniem. Powtórzmy jeszcze raz – tego wszystkiego nie miała Ona sama z siebie, ale Bóg Ją obdarzył tak bardzo ze względu na Jej absolutnie niepowtarzalne powołanie do Bożego Macierzyństwa.
Po swojej śmierci, Maryja z duszą i ciałem znalazła się w niebie, bo nie godziło się, żeby to ciało, z którego zostało wzięte ciało samego Syna Bożego, pozostało w grobie i doznało rozkładu. Zarazem, była Ona w pełni dojrzała do tak wielkiego wyniesienia – przez swoje życie przeszła bowiem bez grzechu i przepełniona miłością. W ten sposób jest Ona żywą gwarancją, że również my wszyscy, którzy złożyliśmy nadzieję w krzyżu i zmartwychwstaniu Chrystusa, będziemy zbawieni również w naszych ciałach, jeśli tylko w naszej nadziei wytrwamy do końca.
Łatwo więc zrozumieć, dlaczego pouczenia moralne, jakie Kościół kieruje do swoich wiernych w Uroczystość Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny, tradycyjnie idą w dwóch kierunkach: Najpierw Kościół usiłuje nas w ten sposób pobudzić do zachwytu nad wiarą i miłością Maryi, żebyśmy nabrali ochoty do naśladowania Jej, zwłaszcza żebyśmy starali się naśladować Jej całkowite zawierzenie Bogu oraz całą osobową bezwarunkową miłość. Drugi wielki temat moralny, jaki od wieków podnoszony jest w to największe święto Maryjne, to przypomnienie o szczególnej godności naszego ludzkiego ciała. Maryja, już teraz, ale kiedyś my wszyscy, jeżeli tylko znajdziemy się w gronie zbawionych, będziemy zbawieni cali, również w naszych ciałach. “Ciało nie jest dla rozpusty, lecz dla Pana” – poucza Apostoł, Paweł. “Czyż nie wiecie, że ciała wasze są świątynią Ducha Świętego, który w was jest, a którego macie od Boga, i że już nie należycie do samych siebie?”. W świecie, który jest kształtowany tak, jakby Boga nie było, ludzkie ciało jest poniżane nie tylko przez: pornografię, pijaństwo, narkomanię, prostytucję, czy różnorodną rozpustę. Niestety, a wciąż podnoszą się głosy na rzecz eutanazji, widzimy coraz więcej pogardy dla ludzkiego ciała, kiedy jest ono schorowane, stare, czy niedołężne. Dlatego, niech dzisiejsza Uroczystość przyczyni się do tego, że odnowi się w nas szacunek dla ciała własnego, ale również dla ciał naszych bliźnich. Przecież nasze ciała, a nie tylko dusze, przeznaczone są do życia wiecznego.
Ukochan i bracia i siostry! Niech duchowym owocem przeżycia dzisiejszej Uroczystości Matki Bożej Wniebowziętej będzie wewnętrzne otwarcie się na te dwa przesłania tejże Uroczystości. Odnówmy nasze pragnienie, aby na wzór Matki Najświętszej kochać Boga absolutnie na pierwszym miejscu; kochać Boga tak bardzo, jak tylko za łaską Bożą będziemy do tego zdolni. I bardzo mocno sobie postanówmy, że nie chcemy należeć do cywilizacji śmierci, którą cechuje brak szacunku dla ludzkiego ciała, zarówno dla ciała własnego, jak dla ciała drugiego człowieka. Gorąco módlmy się o to, żeby nasze dzisiejsze świętowanie nie było duchowo puste. Niech się tak stanie.

sierpnia 10, 2018

Homilia na Uroczystość Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny

sierpnia 10, 2018

Homilia na Uroczystość Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny
Homilia na Uroczystość Wniebowięcia Najświętszej Maryi Panny
Stoi Królowa po Twojej prawicy.
A jest to Niewiasta obleczona w słońce i księżyc pod Jej stopami, a na Jej głowie wieniec z gwiazd dwunastu.
A z Jej ust niesie się wołanie: Wielbi dusza moja Pana i raduje się duch mój w Bogu, Zbawicielu moim.
A ziemia ustami Elżbiety dopowiada: Błogosławiona jesteś między niewiastami i błogosławiony jest owoc Twojego łona. Błogosławiona jesteś, któraś uwierzyła, że spełnią się słowa powiedziane Ci od Pana.
A nas wszystkich osłania i prowadzi słowo: Teraz nastało zbawienie, potęga i królowanie Boga naszego i władza Jego Pomazańca.
Bracia i Siostry – Czciciele Najświętszej Maryi Panny, Której Wniebowzięcie dzisiaj uroczyście świętujemy wraz z całym Niebem i z całą Ziemią.
Uroczystość Wniebowzięcia obchodzona jest we wszystkich świątyniach katolickich, zaś w sposób szczególnie uroczysty we wszystkich sanktuariach maryjnych. Wpisała się ta Uroczystość także w nasze polskie świętowanie pod pięknym imieniem Matki Bożej Zielnej. Razem z całym niebem i razem z całym Kościołem pielgrzymującym na ziemi wpatrujemy się z podziwem i miłością w Maryję, Matkę Jezusa Chrystusa. Oto Ona:
 –  Niewiasta zapowiedziana Adamowi i Ewie ale także zapowiedziana szatanowi;
 –  Oto Niepokalanie Poczęta;
 –  Oto pełna łaski, z którą – zgodnie ze słowami anielskiej modlitwy – jest Pan;
 –  Oto wierna Służebnica Pańska, powtarzająca: Niech mi się stanie według Twego słowa;
 –  Oto Matka Syna Bożego a naszego Zbawiciela, której duszę miecz przeniknął, aby na jaw wyszły zamysły serc wielu;
 –  Oto Niewiasta obecna z czujną miłością w Kanie Galilejskiej i wypraszająca u swojego Syna początek znaków, aby uwierzyli w Niego Jego uczniowie;
 –  Oto Niewiasta, przeniknięta bólem ale niezmiennie pełna miłości, wierna także pod Krzyżem, gdzie – w osobie umiłowanego ucznia Pańskiego – przyjęła nas za swoje dzieci, byśmy też wkraczali na drogę miłości Boga i człowieka;
–  Oto Matka, przyjmująca wraz ze Wspólnotą Apostołów i uczniów Pańskich Dar Ducha Świętego – trwale odmieniający oblicze tej ziemi;
–  Oto Wniebowzięta Matka Kościoła i nasza Matka. Królowa Nieba i Ziemi.
Taką Ją czczimy. A jednocześnie potwierdzamy: Oto Matka i Królowa
 –  poprzedzająca nas poprzez dzieje na drogach wiary;
 –  w kolejnych objawieniach przypominająca nam o potrzebie powracania w każdym pokoleniu na drogę wierności Bogu;
 –  zachęcająca, by ratować dusze biednych grzeszników, szczególnie poprzez wytrwałą modlitwę różańcową;
 –  upominająca, by nie obrażać więcej Boga;
 –  ostrzegająca o realności kary za grzechy i realności piekła;
 –  z miłością pokazująca drogę ku niebu.
 
Ta dzisiejsza Uroczystość przygotowana jest w wieloraki duchowy sposób. Tym przygotowaniem stały się Światowe Dni Młodzieży w Krakowie br., a także dni pieszego pielgrzymowania ze wszystkich stron Polski, dni nowenny, tridua, wigilie – to tylko niektóre z form tego przygotowania. Ale też to świętowanie rozwija się i przechodzi w nadchodzące medytacje i modlitwy, do których zachęca nas Kościół Święty, a na których czele jest czas niezwykłej oktawy chwały Maryi: od dzisiaj aż do 22 sierpnia – gdy uczczimy Maryję w tajemnicy Jej Królowania w niebie i na ziemi, mamy przecież osiem dni Jej szczególnej chwały. A przecież tu na Jasnej Górze za chwilę rozpoczyna się przepiękna Nowenna – dziewięciodniowe przygotowanie do Uroczystości Patronalnej Obecności i Dzieł Maryi w tym Sanktuarium w Cudownym Obrazie Jasnogórskim. Obecność ta promieniuje na cały Naród zarówno w tysiącach obrazów częstochowskiej Pani, od Australii aż po Kalifornię, ze szczególną Kopią, jaką jest od dziesięcioleci Święty Wizerunek Nawiedzenia Parafii w naszej Ojczyźnie. Ta dzisiejsza Uroczystość staje pośrodku tych wielkich modlitw uwielbienia Boga przez uczczenie Maryi.
Przynosimy w sercach na to święto także nasze polskie okoliczności.
W tak wielu dłoniach w czasie dzisiejszej Liturgii przedstawiane są Bogu przez Maryję i modlitwą Kościoła błogosławione wiązanki kłosów zbóż, ziół i warzyw. Wielorakie owoce ziemi, zarówno wyrastające samoistnie, jako polne kwiaty – czysty dar Boga, jak też owoce ziemi wypracowane przez człowieka w trudzie i mądrości uprawiania ziemi we współpracy z Bogiem. W tym roku razem z tymi wiązankami przynosimy wielką troskę polskich rolników, często wręcz cierpienie, gdy nie mogą zebrać plonu ziemi. Już dawno nie było takiego roku i tak trudnej pogody. Jak silnie Bóg przypomina w tym roku, że to do Niego należy ziemia i to, co ją napełnia, świat i jego mieszkańcy; że człowiek sam, z całą swoją mądrością i wiedzą, powinien niezmiennie być Jemu poddany, Jego o dary ziemi prosić i Jemu za te dary dziękować. W tym roku te wiązanki kwiatów, kłosów, owoców, warzyw i ziół przewiązane są dotkliwym cierpieniem rolników a także cierpieniem ofiar tegorocznych kataklizmów pogodowych. Bóg jest także Panem pogody. Usłyszałem – w którymś reportażu po blisko dwóch tygodniach prawie nieustającego deszczu – słowo rolnika: chyba wreszcie do Pana Boga się trzeba będzie zacząć modlić o pogodę. Tak. Chyba wreszcie . . . A już niektórzy mieli rok temu pokusę, przy dobrych zbiorach, by zboże – dane na pożywienie dla ludzi i zwierząt – przeznaczać na spalanie. W tym roku dobitnie widzimy różnicę pomiędzy darem na pożywienie – jak jest potrzebny, jak jest cenny – a środkami opału. Nie każde ziarno może być pożywieniem. Dlatego darów Bożych marnować ani trwonić nie można. W latach rodzajnych trzeba gromadzić własne zapasy na lata chude. Tak czyni mądry gospodarz. Tak czyni mądre państwo. Także tę trudną mądrość przynosimy więc dzisiaj, razem z tymi wiązankami i składamy w dłonie Matki Bożej Zielnej, by – orędując za nami – przedstawiła te sprawy swojemu Synowi.
Przynosimy na to Święto także nasze sprawy narodowe i państwowe. Bo dla nas to także Święto Wojska Polskiego. Bo to przecież kolejna już rocznica Cudu nad Wisłą, zwycięstwa polskiego żołnierza nad ateistyczną rewolucyjną nawałą, chcącą podążać na Zachód Europy przez trupa Polski. Powracamy sercem do tamtego zwycięstwa na przedpolach Warszawy, wymodlonego na kolanach w świątyniach Warszawy, i tu na Jasnej Górze, i w wielu innych świątyniach Polski i świata. Zwycięstwa, które do dzisiaj nie daje się uczciwie wytłumaczyć językiem samych nauk wojskowych i politycznych, a jedynie w kategoriach cudu ujęte staje się logiczną wersją Bożych decyzji wobec świata, przez Maryję u stóp Bożych wybłaganych, a przez odważnych i wytrwałych ludzi wypracowanych. To Maryja wyprosiła we właściwym momencie bohaterskiemu Księdzu Ignacemu Skorupce moc ducha, by z krzyżem w swojej kapłańskiej dłoni poderwał z okopów młodych chłopców, a za nimi i pozostałych żołnierzy, do decydującego zrywu w imię Boga i Ojczyzny. Ten zryw, to była ich krucjata, to było ich wyznanie wiary. Jeszcze raz Europa została ochroniona. A polski żołnierz do dzisiaj z dumą pręży się w polskim mundurze, bo to jego święto. Nie odbierze mu tej dumy ani żołnierskiego honoru polityczne oskarżanie o brak wyszkolenia – tak, jakby to była tylko jego własna wina – ani przerzucanie na niego głównej odpowiedzialności za kłopoty i za dramaty państwa, ze Smoleńską katastrofą włącznie. Cud nad Wisłą z 1920 roku pokazuje dobitnie, że jedynie w zjednoczeniu wysiłku i odwagi żołnierza z mądrością i odwagą dowódców, ale także z odważną odpowiedzialnością polityków oraz z modlitwą całego Narodu jest szansa na zwycięstwo w najważniejszych zmaganiach. Ta sama mądrość przyświecała powstańcom Warszawskim. Mieli odwagę, mieli dowódców, mieli wsparcie modlitewne, lecz zabrakło im odpowiedzialności polityków ówczesnego świata. To przede wszystkim ci wielcy politycy ówczesnego świata, a nie sami powstańcy, odpowiadają za spaloną wtedy Warszawę i blisko dwieście tysięcy zamęczonych mieszkańców Miasta Nieujarzmionego. Powstanie Warszawskie to nie była katastrofa narodowa, jak chcieliby niektórzy, to była katastrofa gier politycznych ówczesnego świata. Ale kolejny raz Europa zachodnia została ochroniona przez zatrzymanie na pół roku wschodniego frontu. Za jaką jednak wielką cenę. Żyjący powstańcy powtarzają każdego roku, że warto było. Że tak było trzeba. Także tę trudną mądrość przynosimy więc dzisiaj i razem z tymi wiązankami polskich kwiatów i ziół składamy w dłonie Matki Bożej – Hetmanki Polskiego Żołnierza, by – orędując za nami – przedstawiała te sprawy swojemu Synowi
Przynosimy na to sierpniowe święto wspomnienie mądrości, jaką zaprezentowali ludzie sierpniowej Solidarności, którzy stanęli z modlitwą pośrodku swoich zmagań o gospodarkę i o politykę, o rodzinę i o Naród. To były prawdziwe zmagania o Ojczyznę, o Państwo Polskie. Nie chcieli przelewu krwi, chcieli pokoju dla Ojczyzny, ale pokoju nie za wszelką cenę, lecz wyrastającego ze społecznej sprawiedliwości, z szacunku do pracy i chleba, z troski o każdą rodzinę, z potrzeby gospodarskiego myślenia o polskich zakładach pracy i o polskich rolnikach, z potrzeby normalnego, narodowego myślenia o polityce, w której podstawą jest ewangeliczna etyka Solidarności, oraz normalne, przeniknięte radością i dumą, myślenie i mówienie o polskim Narodzie z jego tysiącletnią chrześcijańską kulturą, i z jego duchowymi, politycznymi i gospodarczymi możliwościami. Dobrze wiemy dzisiaj, co z tych zmagań i z tego wołania pozostało. Aż dziwne, że tak łatwo można dzisiaj w Polsce krytykować wszystko, co polskie, a tak trudno bronić polskiej myśli, polskiej gospodarki i polskiej racji stanu. Łatwiej w Polsce pochwalić osiągnięcia np. Niemców czy Rosjan niż samych Polaków. Cieszymy się z rozwoju duchowego i gospodarczego każdego narodu, ale także my znamy nasze obowiązki wobec naszej Ojczyzny i chcemy cieszyć się jej rozwojem. Dlatego dobrze widzimy cierpienie całego pokolenia, które musiało się rozsypać za chlebem jak ziarno po całym świecie. Widzimy zmagania robotników w kolejnych zakładach pracy na polskiej ziemi, i ze zdumieniem często patrzymy jak po wielekroć w spółkach skarbu państwa sami pracownicy, nie zaś – jak zwyczajnie być powinno – zarządzający zakładem w imieniu państwa, próbują szukać kolejnych pomysłów na ratowanie warsztatu pracy. A jednocześnie patrzymy jak tzw. prywatni przedsiębiorcy i rzemieślnicy wołają o zwykłe poczucie bezpieczeństwa prawnego, o zwykłą gospodarczą wolność, nie ograniczaną niekoniecznymi koncesjami i zezwoleniami. To w nich coraz większa nadzieja na jakąś normalność gospodarczą, o ile im się na to pozwoli, o ile to oni staną się ważni w państwie. Pamiętajcie jednak wszyscy, którzy w swojej firmie zatrudniacie innych, by nie bać się po chrześcijańsku, uczciwie dbać o swoich pracowników. By nie wykorzystywać bezwzględnie czasu kryzysu i bezrobocia do zaniżania płacy – chociaż w całym świecie szuka się tzw. tańszej siły roboczej, to znaczy ludzi, którzy z biedy zgodzą się na tę samą pracą ale za niższą zapłatę. Tu także trzeba współpracy przedsiębiorcy z pracownikami, by np. chcący świętować niedzielę nie był w tym dniu przymuszany do pracy pod rygorem utraty części wynagrodzenia lub nawet utraty pracy. Trzeba otwartości i kultury, by matka nosząca dziecko pod sercem nie musiała ukrywać tego faktu przed swoim pracodawcą, z lęku przed utratą pracy, by rodzina nie bała się przyjąć z radością i poczuciem bezpieczeństwa nowego życia. Każdy przecież ma prawo do rozwoju założonej przez siebie rodziny, ma prawo do pozyskania chleba dla rodziny w dobrze zorganizowanej pracy. Ma prawo też do świętowania z rodziną – poza koniecznymi funkcjami służebnymi. Wiele wskazuje, niestety, że polskie prawo pracy nie jest wystarczającym gwarantem tych praw pracowniczych, chociaż normami etycznymi są one powszechnie gwarantowane. Z drugiej strony pracownik też musi uwzględniać tę prawdę, że przedsiębiorstwo staje się silne efektywną współpracą całego zespołu, a oczekiwane wynagrodzenie winno być efektem uczciwie wykonanej pracy. Także tę trudną mądrość przynosimy więc dzisiaj i razem z modlitwami za Ojczyznę składamy w dłonie Matki Bożej – Królowej Korony Polskiej, by – orędując za nami – przedstawiała te sprawy swojemu Synowi.
Przynosimy dzisiaj tutaj, na Jasną Górę, nadzieję minionych w Krakowie Światowych Dni Młodzieży, z których może popłynąć nowa siła ku duchowemu umocnieniu naszej polskiej młodzieży. Sięgamy z nadzieją także do tego źródła. Przynosimy świadectwo niezłomnego Świętego Ojca Maksymiliana – Wyznawcy i Męczennika, zawierzającego Niepokalanej wszystkie, w trudnych latach podejmowane przez siebie dzieła pastoralne i społeczne, aby cały świat zobaczył swoją nadzieję w Niepokalanej. Pośrodku cierpienia obozu koncentracyjnego, pośrodku wielkiego grzechu deptania godności człowieka to On, z imieniem Niepokalanej na ustach, przywracał Boży porządek spraw, i przywrócił nadzieję. Ujął to w słowa św. Jan Paweł II – lapidarnie acz mocno – przy okazji wizyty w innym obozie koncentracyjnym, na Majdanku, stwierdzając:
Człowiek nie może być dla człowieka katem. Człowiek ma być dla człowieka bratem. Aż dziw bierze, jak te słowa pozostają aktualne, i to w jak wielu obszarach życia.
Tu, na Jasnej Górze, podejmujemy każdego dnia na nowo modlitwę, która stała się swoistym świadkiem naszych dziejów i zmagań Narodu, wiązaną jeszcze ze Świętym Wojciechem –
Bogurodzica Dziewica. Tu przywołujemy niezwykłe doświadczenie Obecności Maryi w Jasnogórskiej Ikonie i początek Pospolitej Rzeczy kilku narodów w środku Europy. Tu przywołujemy troskę Świętej królowej Jadwigi o to królewskie Sanktuarium i jej modlitwę przed obliczem Maryi. Przywołujemy szczególne, przez pokolenia narastające rozmiłowanie Narodu w Najświętszej Panience – aż do historycznej obrony przed Szwedami.
Tu brzmią nam w sercach królewskie Śluby Jana Kazimierza z Archikatedry Lwowskiej, w których nie tylko potwierdził Jej królowanie, ale przywołał dwanaście przynależnych mu tytułów, z racji na które Rzeczpospolitą Jej władzy poddaje. Oto, Maryjo, Twoja korona z gwiazd dwunastu. Jesteś Królową Korony Polskiej. Oto, Narodzie, Twoja Królowa – niewyczerpalne już źródło twojej suwerenności. To dlatego obrona Jasnej Góry w dniach szwedzkiego potopu była tak mocnym wydarzeniem społecznym, bo już wtedy była to obrona źródła narodowej wolności i suwerenności. Tu bowiem zawsze byliśmy wolni, nawet, gdy zabrakło struktur własnego państwa. A może szczególnie wtedy. Tu na nowo mogliśmy uczyć się wolności, gdy jej brakowało.
Tu przywołujemy Milenijne Śluby Narodu Polskiego, spisane przez Wielkiego Prymasa Tysiąclecia, ciągle czekające na pełną realizację, aby Polska stała się rzeczywistym Królestwem Maryi i Jej Syna – Jezusa Chrystusa.
Tu przywołujemy słowa codziennej modlitwy za polski Naród. Już trzecie pokolenie wyrasta na codziennym wołaniu Ojców Paulinów wraz z pielgrzymami –
Maryjo, Królowo Polski, jestem przy Tobie, pamiętam, czuwam. Godzina apelowej modlitwy to coraz bardziej godzina modlitwy narodowej. I błogosławieństwa udzielanego Narodowi. Jak grzmot, poruszający, otwierający i kruszący serca brzmi tu prawie każdego dnia podejmowane – obok innych – także wołanie trzech
Zdrowaś w intencji Ojczyzny.
Prowadzą nas więc w tej modlitwie nie tylko świadectwa dawnych wieków, ale także szczególne świadectwo współczesnych wielkich Pasterzy naszego Narodu – Prymasów Polski sług Bożych Kardynała Augusta Hlonda i Kardynała Stefana Wyszyńskiego. Żyje w nas jasnogórska modlitwa Błogosławionego Jana Pawła II, który wielokrotnie o Ojczyźnie mówił i o Ojczyznę się upominał. Jak wtedy, gdy w kontekście kanonizacji Świętego Maksymiliana, po modlitwie Anioł Pański zwrócił się do wszystkich uczestników Uroczystości ze słowami: “Proszę wszystkich ludzi dobrej woli na całym świecie o modlitwę za Naród polski“. A był to październik roku 1982, pierwszy rok stanu wojennego.
Przywołujemy to wszystko tutaj, w Częstochowie. Bo Jasna Góra jest w sercu szczególnego Miasta – Częstochowy. Częstochowa – to Imię brzmi wzruszającym dźwiękiem w polskich sercach, tak przed wiekami jak i w obecnym pokoleniu. Tu przybywają każdego roku pielgrzymi liczeni w milionach. Setki tysięcy pielgrzymów pieszo, pokutnie, tu przybywa, na czele z Jubileuszową w tym roku, trzechsetny raz przybyłą Pielgrzymką Warszawską, prowadzoną przez Ojców Paulinów. Wiemy, że Miasto Częstochowa także tym wszystkim żyje i z tego się cieszy. Bo dla całego Miasta to szczególna radość i źródło szczególnej siły. Dla niektórych jednak to podobno problem. Słyszymy, chcieliby dodatkowego podatku od każdego pielgrzyma. Jako pielgrzymi mamy prawo zapytać: z jakiego tytułu. Bo nie ma tu żadnych nadzwyczajnych racji. A tzw. zwyczajne koszty powracają do miasta chociażby w zwiększonych obrotach handlowych. A ponadto, dzięki Jasnej Górze i dzięki pielgrzymom Miasto uzyskuje ogromną promocję, i to w skali całego świata. Dziękujemy wam – Ojcowie Miasta Częstochowy i wszyscy mieszkańcy za waszą radość z przybywających tu pielgrzymów. Jesteście wpisani na stałe w nasze modlitwy, w modlitwę Narodu, także poprzez teksty licznych pieśni maryjnych i innych modlitw, w których powraca to szczególne imię:
Pani nasza Częstochowska. Także to wszystko – tę naszą radość z Częstochowy jako Miasta wpisanego w duchowość Polski i świata i naszą wdzięczność temu Miastu – składamy dzisiaj przed Bogiem poprzez dłonie Wniebowziętej Królowej.
W ten sposób dodatkowo doświadczamy w naszym pokoleniu, wręcz w naszych dniach, swoistego związania spraw Nieba ze sprawami ziemi. Tu przeżywając Uroczystość Wniebowzięcia – chcemy rozjaśnić łaską Pana nasze myślenie, nasze rozumowanie, by jak u Maryi było coraz bardziej zgodne z Bożą myślą. Tu chcemy umocnić naszą wolę, by jak wola Maryi była poddana woli Bożej. Tu chcemy rozpalać nasze serca Bożą miłością, by płonęły życiem łaski Bożej, by mogła nastać – jak wołał Jan Paweł II – cywilizacja miłości, cywilizacja serca.
Ta cywilizacja wymaga jednak nowego rozpoznania i przyjęcia zasad, wedle których organizowane jest życie osobiste każdego z nas, a także życie rodzinne, społeczne i narodowe. Czyż bowiem dla dalszych dziejów naszego Narodu obojętne jest, jakimi zasadami się kierujemy dzisiaj, i jakie zasady przekażemy pokoleniom następnym. To nie jest obojętne. O to także trwa w naszym pokoleniu zmaganie. A skoro nie jest obojętne – to kto ma decydować o treści tych zasad, o duchowej konstytucji Narodu Polskiego? Taką kompetencję ma jedynie sam Naród, jako suweren swojego bytu, Naród, jako całość, jako Wspólnota ducha. To nie jest więc jedynie głos parlamentarzystów i osób kierujących instytucjami państwa. Ten głos polskich serc i pragnień, o wiele bardziej niż w czasie dyskusji gabinetowych, jest rozpoznawalny w czasie modlitwy, tej osobistej i małżeńskiej i rodzinnej, a szczególnie w czasie modlitwy we wspólnocie wiary, tak jak my dzisiaj tutaj. Ten głos polskich serc słyszą konfesjonały jasnogórskie. Słyszą to wołanie także polscy duszpasterze. To jest wołanie o nowe uznanie Boga i o uznanie panowania Jego prawa w życiu osobistym, rodzinnym i społecznym. To jest wołanie, by rodzina, powstająca na gruncie małżeństwa jako związku mężczyzny i niewiasty, była niezmiennie podstawą siły Narodu, by przede wszystkim o taką rodzinę suwerenne Państwo odpowiednio umiało i chciało zadbać. To jest wołanie, by każde życie ludzkie, od poczęcia do naturalnej śmierci, było radością i dla prostych ludzi i dla rządzących, dla naukowców i dla ekonomistów, i dlatego by było święte i nietykalne, by było bezpieczne już pod sercem matki, bez żadnych dodatkowych prawniczych klauzul i warunków. Z takiego patrzenia na potrzebę zapewnienia bezpieczeństwa każdemu człowiekowi wyrasta także nie tylko prawna ochrona nienarodzonych, ale także ochrona ubogich, chorych i starszych. Ochrona wszystkich mieszkańców polskiej ziemi.
To jest też wołanie, by podstawą ekonomii była znowu zwykła, uczciwa praca umysłu i rąk, a nie przede wszystkim gry giełdowe. Usłyszałem w tych dniach komentarz jednego z profesorów ekonomii, że te emocje – związane z dużymi zmianami kursu walut i skokami na giełdach świata – za pół roku będą zauważalne także w gospodarce realnej. Czyli dzisiaj na pierwszym miejscu jest jakaś gospodarka wirtualna, gry finansowe na giełdach, a właściwie nawet gry finansowe ponad giełdami. To już nosi znamiona bardziej hazardu niż ekonomii. Hazard także może przynosić zyski, ale tylko czasami i tylko niektórym, a zawsze kosztem a nawet krzywdą wielu innych. Skoro hazard jednak staje się podstawą gospodarki to znaczy, że taka gospodarka nie ma żadnej stabilnej podstawy. Dlatego trzeba powrócić do mówienia o pracy ludzkiej i o jej właściwej organizacji. Trzeba znowu wołać o współpracę pomiędzy pracownikami i zarządzającymi, a także o współpracę między państwem a przedsiębiorcami i rolnikami. Także o współpracę pomiędzy instytucjami państwa a Narodem.
Przykładem słabości, a nawet braku takiej współpracy jest kwestia – istotna w ostatnich tygodniach – braku dyskusji na temat żywności genetycznie modyfikowanej. Są bowiem godziwe poszukiwania nowych odmian upraw i hodowli, możliwe do pozyskania z uszanowaniem naturalnej struktury genetycznej tych roślin, ale są też niegodziwe, oznaczające laboratoryjne wymuszanie zmiany tej genetycznej struktury, wbrew naturze. To oznacza gwałt na naturze rzeczy. Tego nam nie wolno. Takie działania zawsze, wcześniej czy później obracają się na szkodę człowieka. Wprowadza się łatwo, zaś oczyścić potem ziemię z tych nowych struktur jest bardzo trudno. Tych głosów w parlamencie podobno nie chciano słyszeć. Nie chciano dopuścić otwartej dyskusji. A ustawa jeszcze czeka na podpis. Ziemia jest w stanie w naturalny sposób dać chleb powszedni wszystkim swoim mieszkańcom, byleby nie marnować Bożych darów. Byleby uszanować i prawa ziemi i prawa każdego człowieka.
Innym przykładem słabej współpracy instytucji państwowych z Narodem, jest kwestia wyjaśniania Katastrofy smoleńskiej. Czekaliśmy wszyscy, bardziej lub mniej cierpliwie, na Raport Komisji rządowej. Bo pytań było wiele od samego początku, to jest naturalne zjawisko społeczne już przy mniejszych tragediach, jak np. przy nagłej i trudnej do racjonalnego wytłumaczenia śmierci kogoś z życia publicznego. Tym bardziej więc pytania się rodzą przy tak dramatycznych sytuacjach, jak Katastrofa smoleńska. A na swoje pytania Naród ma prawo uzyskać możliwie najbardziej pełną odpowiedź. Raport ogłoszono, na jedne pytania odpowiedzi się pojawiły, na inne pytania ciągle brak odpowiedzi i nie widać bliskich perspektyw ich pozyskania, a pojawiły się jeszcze nowe, dodatkowe pytania. Jedni są już usatysfakcjonowani, przynajmniej tak mówią, i chcą zamykać ten temat, ale inni dalej pytają, bo im brak odpowiedzi. Bo Naród ma prawo pytać, gdyż Naród jest suwerenem we własnym Państwie. Instytucje państwowe nie służą `jakiemuś państwu”, czy `jakiejś formie państwa”, ale służą Państwu według woli Narodu. Naród suwerenny nie może być klientem ani petentem we własnym Państwie. Naród nie jest intruzem w swoim państwie. Jest u siebie. Podobnie też suwerenny Naród nie może być zmuszany do postawy klienta wobec innego państwa lub narodu. Po Katastrofie smoleńskiej słyszeliśmy wielokrotnie, że Państwo polskie zdało egzamin. Ale przed kim? Kto tu był egzaminatorem? Czy jedne instytucje państwowe przed drugimi, czy jedynie same przed sobą? Taki egzamin instytucje Państwa muszą zdać przed swoim Narodem.
Przy braku takiej otwartości instytucji państwowych na głos obywateli cóż pozostaje prostym ludziom? Cierpliwe pukanie do tych instytucji, owszem, ale przede wszystkim wołanie już do Boga o cud otwarcia serc na współpracę.
Prowadzi nas dzisiaj, wpatrzonych w Niewiastę obleczoną w słońce, słowo Pana:
Teraz nastało zbawienie, potęga i królowanie Boga naszego i władza Jego Pomazańca.
A Jezus, Syn Maryi, Pomazaniec Boży, Mesjasz, Król, posłał swoich uczniów, by głosili:
Przybliżyło się do Was królestwo Boże. A oni poszli i głosili Jezusa – umęczonego i wiernego Ojcu Sługę Jahwe, który dla nas jest jednocześnie Zmartwychwstałym Panem panujących i Królem królujących, Panem naszym, Którego trzeba bardziej słuchać niż ludzi. Głosili Chrystusa siedzącego po prawicy Ojca, a w Jego ręku jest władza, a Jego prawo umacnia narody ziemi. Jego Królestwo nie jest z tego świata, ale jest także dla tego świata. Dlatego każdego dnia wołamy:
Przyjdź Królestwo Twoje, bądź wola Twoja jako w niebie tak i na ziemi. Tak i na ziemi!
O tym postanawiał, o polskiej ziemi i o polskim ludzie myśląc, król Jan Kazimierz – Tobie Maryjo zawierzając swoje królestwo. Dzięki Tobie, Maryjo, wiemy jako Naród, co to znaczy uznać panowanie Chrystusa w życiu osobistym i rodzinnym i społecznym. U Twoich stóp, Królowo, my jako Naród już od wieków uczymy się właściwego rozumienia, co znaczy uznanie Bożej władzy nad człowiekiem i nad światem, uczymy się właściwego rozumienia Aktu oraz Dzieła Intronizacji. To pytanie stawało praktycznie, chociaż w różny sposób przed każdym pokoleniem. Teraz także nasze pokolenie musi sobie to pytanie postawić.
O tym mówił też wielki Program wskazany Narodowi, chociaż ciągle w pełni nie realizowany, Program Jasnogórskich Ślubów Narodu Polskiego. To jest Program budowania w naszej Ojczyźnie Królestwa Twojego – Maryjo i Twojego Syna.
To wszystko wymaga przemodlenia. Bez modlitwy puste pozostaną słowa i nietrwałe czyny.
Wielbimy dzisiaj Boga wraz z całym niebem i ze wszystkimi ludźmi naszej wiary na całej ziemi za dar i tajemnicę Wniebowzięcia Maryi, która z duszą i ciałem przyjęta została do chwały nieba. Ten przywilej jest Bożym darem, podobnie jak darem Boga jest Jej Niepokalane Poczęcie. Jest to też wspaniała odpowiedź Boga na dar serca Maryi – wiernej Służebnicy Pańskiej, rozmiłowanej w Panu, rozważającej nieustannie w swoim sercu Jego Słowo, w kolejnych tajemnicach Jej życia. Znamy tajemnice radości, tajemnice światła, tajemnice boleści i tajemnice chwały. Medytujemy najgłębszą z tych tajemnic w niezwykłej modlitwie, którą naszemu pokoleniu na nowo ukazał i do której nas zachęcał Błogosławiony Jan Paweł II – w modlitwie Anioł Pański. O tę modlitwę prosił, by ją odmawiać często, codziennie. Prosił o to szczególnie nas – Polaków, Naród, z którego wyrósł, i którego synem czuł się nieustannie. Przeżywamy i medytujemy wszystkie te tajemnice w modlitwie i medytacji różańcowej, powracając wtedy wielokrotnie do niezwykłych słów anielskiego, niebiańskiego zachwytu:
Zdrowaś Maryjo, pełna łaski, oraz do zachwytu ziemi: Błogosławiona jesteś między niewiastami. Minie za chwilę dziewięć lat, jak przyjęliśmy od Jana Pawła II w jego Liście Apostolskim
Rosarium Virginis Mariae nową zachętę do tej modlitwy, która staje się dla narastającej liczby uczniów Chrystusa drogą codziennej medytacji, szkołą duchowości chrześcijańskiej według duchowości Maryi, codziennym uwielbieniem Boga wraz z Maryją, ale także codziennym przebłaganiem Boga oraz prośbą o oddalenie pokus i zniewoleń szatańskich, a wreszcie błaganiem o moc łaski dla nas samych i dla innych potrzebujących duchowej ochrony i umocnienia.
Z pokorą przed Tobą, Królowo Wniebowzięta, stajemy. I z nadzieją. Tyle razy w minionych pokoleniach przyjmowałaś błagania naszych ojców, usłysz i przedstaw Bogu prośby nasze także w tym pokoleniu. Dziesięciu sprawiedliwych mogło uratować Sodomę i Gomorę. Jeśli modlitwę podejmie przynajmniej jeden z każdych dziesięciu, razem możemy uratować i duchowo umocnić cały Naród i tak wprowadzić w kolejne pokolenie. Wiemy Maryjo, że nie jesteśmy ani pierwsi ani jedyni w tej modlitwie. Że tą drogą usilnej narodowej modlitwy poszli też inni. Chcemy, by trwająca od pokoleń spokojna, ufna modlitwa za naszą Ojczyznę, mogła teraz narastać i potężnieć. Bo wiele wskazuje, że taka modlitwa jest potrzebna. Już nie tylko modlitwa jednostek, chociażby najbardziej wybitnych i najbardziej świętych, ale modlitwa społeczna, narodowa. Tyle jest w Polsce Mszy świętych za Ojczyznę odprawianych. Już trzecie pokolenie wyrasta kształtowane modlitwą Apelu Jasnogórskiego. Żyje w nas niezwykły dar modlitwy Błogosławionego Jana Pawła II za naszą Ojczyznę, z Jego wołaniem:
Niech zstąpi Duch Twój i odnowi oblicze ziemi. Tej ziemi. Przejmująca była Jego modlitwa za Ojczyznę w stanie wojennym, przez przyczynę Jasnogórskiej Pani. A na co dzień – ileż to modlitw koronką do Bożego Miłosierdzia. Ileż różańców odmawianych czy to osobiście, czy w rodzinie, czy we wspólnotach żywego różańca, czy w ramach Jerycha różańcowego, czy we wspólnotach nieustającego różańca, czy w ramach podwórkowych kółek różańcowych, czy w ramach nowenny pompejańskiej lub w innych jeszcze formach tej pięknej modlitwy. A wszystkie te formy jak złotą klamrą spina Jasnogórska Rodzina Różańcowa. Teraz do tego bukietu dochodzi różańcowa intensywna modlitwa za Ojczyznę, jako dobrowolne zobowiązanie gorących serc, jako dodatkowa tajemnica różańcowa, często połączona nawet z ofiarą postu i wyrzeczeń. Modlitwa ta spontanicznie została nazwana przez prostych, zwykłych ludzi ich Krucjatą. Krucjatą Różańcową za Ojczyznę.
Pomóż nam, Maryjo, zjednoczyć się w tej modlitwie narodowej przed Tobą. Z różańcem w dłoni. Tylu wiernych Twoich – prostych ludzi już podąża tą drogą duchowego zmagania o wiarę w naszym Narodzie, o umocnienie ducha narodowego i o poddanie się Polski prawu Twojego Syna. To prawo nie jest bowiem sprzeczne z żadnym godziwym prawem stanowionym przez ludzi. Ono dopełnia i nadaje jeszcze głębszy sens godziwym normom ludzkiego prawa.
Spraw, Matko i Królowo, niech błogosławione i owocne będą te modlitwy. Także Wy, Siostry i Bracia, nie lękajcie się. Kto ma serce dla Polski, kto ufa w Moc wstawiennictwa Maryi – weźcie różańce w dłonie i módlcie się w tych intencjach. Niech różaniec opasuje naszą Ojczyznę. Niech będzie wołaniem przez Maryję o tchnienie Ducha Świętego i odnowę oblicza tej Ziemi. Prośmy o wsparcie naszych Patronów i Orędowników, od Świętego Wojciecha aż do Błogosławionego Jana Pawła II. To dzieło miłości Ojczyzny i owoce jego niech będą błogosławione. Mogę się przyznać, że ja też dołączam do tego błagania moją regularną modlitwę za Polskę i o Polskę.
Za modlitwą pójdzie czyn, to znaczy wytrwałe działanie. Łatwiej będzie wytrwać w miłości małżeńskiej i rodzicielskiej. Wytrwać w służbie ludzkiemu życiu. Łatwiej będzie wytrwać w gorliwości życia kapłańskiego i zakonnego. Łatwiej będzie wytrwać w uczciwym prowadzeniu przedsiębiorstwa i w pracy na własnym gospodarstwie rolnym. Łatwiej będzie wytrwać w uczciwym prowadzeniu polityki, by nie państwo służyło partiom, ale by wszystkie partie zabiegały o dobro wspólne w Ojczyźnie. Łatwiej będzie wytrwać w miłości Ojczyzny i w pracy dla Narodu i Państwa. Pamiętamy słowa Wielkiego Prymasa Tysiąclecia: po Bogu Polska jest moją największą miłością.

Wniebowzięta Pani i Królowo nasza. Matko Boska Zielna, uczczona wiązankami darów polskiej ziemi. Orędowniczko nasza. Opiekunko nasza. Matko nasza. Z Synem Twoim nas pojednaj. Do Syna Twego po polskich drogach nas prowadź.
Amen.

sierpnia 09, 2018

Duchowość św. Teresy Benedykty od Krzyża - Edyty Stein

sierpnia 09, 2018

Duchowość św. Teresy Benedykty od Krzyża - Edyty Stein
Ukazanie charakterystycznych cech duchowości św. Edyty Stein, wymaga bliższego określenia samej duchowości. Oczywiście nam chodzi o duchowość konkretnej Świętej w Kościele katolickim. Nawet w tym zawężeniu, określeń pojęcia duchowość znajdziemy bardzo wiele. Najbardziej właściwe byłoby przyjąć, że każdy człowiek ma swoją własną duchowość. Ta jego duchowość będzie uformowana na chrześcijańskim ukierunkowaniu się na Boga, które akcentuje określone prawdy wiary; zatrzymuje się na niektórych cnotach Chrystusa, które w naśladowaniu Chrystusa stają się specyficznym celem oraz podejmuje środki i praktyki pobożności stanowiące charakterystyczne i wyróżniające się momenty konkretnej duchowości (1).
 
Kształtowanie się duchowości Świętej
Edyta Stein od zawsze poszukiwała prawdy. Jej odejście od religii judaistycznej w tym poszukiwaniu prawdy miało swe korzenie. Po porzuceniu praktyk religii żydowskiej stała się nie-religijną. Czy to oznacza, że utraciła wiarę? Raczej należałoby powiedzieć, że zaprzestała praktykować obrzędy religijne, czyli stała się niepraktykującą Żydówką. Nigdy jednak nie zaprzestała szukania prawdy. Ta postawa skłoniła ją do studiowania filozofii. Czy wierzyła? Czy podejmowała jakieś praktyki wiary, np.: modlitwę? Sama Edyta Stein powiedziała o sobie: „Moja tęsknota za prawdą była mą jedyną modlitwą” (2). Tę jej wypowiedź można odnieść do stwierdzenia Lumen gentium, które poucza, że do Ludu Bożego należą także ci, którzy szczerym sercem szukają Boga (15). Niezależnie od rozstrzygnięcia tej kwestii należy podkreślić, że Edyta Stein była Żydówką i nią pozostała do końca. Co to oznacza? Przede wszystkim mentalność opartą na żydowskiej kulturze religijnej, całą jej psychikę semicką przenikniętą wiara w Boga, kierującego życiem narodu i każdego człowieka. Zerwała w wieku lat czternastu z obrzędami żydowskimi, ale ona w nich została wychowana i one mocno w niej tkwiły wraz z Pismem św. Ks. Przywara, jej spowiednik, podkreśla, że hebraizm przejrzysty: jeden Bóg, jedno prawo, jeden kult jaki był w ujęciu jej matki nieustannie był obecny w jej świadomości (3). Przy tej okazji warto przypomnieć, że Edyta Stein nawraca się z niereligijności na katolicyzm. W tym okresie jakby nie nawiązuje do judaizmu. Raczej czuje się Niemką, jak napisze kard. Wetter: „Czuła się Niemką i kochała niemiecki naród i ojczyznę” (4). Niemniej kochany naród niemiecki nie pozwolił jej zapominać o tym, że jest Żydówką. Dopiero jednak po chrzcie św. – jak pisze – po swoim powrocie do Boga poczuła się na nowo Żydówką (5). Od tej chwili podkreśla, że przynależy do Chrystusa nie tylko duchowo, ale i poprzez więzy krwi (6). Z dużym bólem swoim i swojej matki, a równocześnie świadomie zrywa z religią żydowską. W czasie studiów i pracy naukowej obraca się prawie nieustannie między z protestantami. Aż zdumiewa, że przyjaźń z ewangelikami: Reinachami i z Condrad-Martius, nie zaprowadził jej do kościoła ewangelickiego (7). Stopniowo odnajdywała katolicyzm i przez niego więź z Bogiem. Już w 1918 r. Edyta zaczęła czytać dzieła św. Teresy od Jezusa (8). W tym czasie kupiła dwie książki: katechizm katolicki oraz mszalik (9).
Po przyjęciu chrztu św. spotyka się z duchowością benedyktyńską, poprzez spowiednika oraz s. Aldelgundę Jaegerschmid, benedyktynkę z Fryburga. Opactwo Beuron stało się jej duchową ojczyzną (10). Ta duchowość wprowadza ją w liturgię Kościoła i jej umiłowanie. Przez siostry dominikanki w Spirze, gdzie podejmuje wykłady, i u których zamieszkuje, zapoznaje się z duchowością dominikańską oraz podejmuje studium dzieł św. Tomasza z Akwinu (11). W lecie 1921 r., jako katechumenka odprawia samotnie rekolekcje w oparciu o Ćwiczenia św. Ignacego Loyoli (12). Ks. Przywara, jej spowiednik, jest jezuitą. Edyta zna więc duchowość ignacjańską. Nie jest jej obca duchowość św. Franciszka z Asyżu. Urzeka ją jego doskonałe naśladowanie Chrystusa, czego daje wyraz w odczycie o św. Elżbiecie z Turyngii, wiernej uczennicy Biedaczyny z Asyżu (13). Wgłębiając się w duchowość katolicką, jak przystało na uczoną osobę, sięga także do źródeł tej duchowości, studiując Areopagitę. Owocem tego studium jest bardzo wnikliwe opracowanie pt. Drogi poznania Boga (14). Przez św. Teresę od Jezusa zapoznaje się z duchowością karmelitańską. Przeczytana Autobiografia św. Teresy od Jezusa ostatecznie poprowadziła Edytę Stein do nawrócenia. Tak o tym pisze sama Edyta: „Zaczęłam czytać, zostałam zaraz pochłonięta lekturą i nie przerwałam, dopóki nie doszłam do końca. Gdy zamknęłam książkę, powiedziałam sobie: «To jest prawda»” (15). Dotąd odnajdywała Boga jako Absolut, u św. Teresy doświadczyła Boga miłości. W następnych latach głębiej przemówił do niej św. Jan od Krzyża ze swoim radykalizmem. Odtąd żyje duchowością Karmelu oraz pragnieniem zostania karmelitanką (16), na co przyszło jej czekać dwanaście lat.
Zbierając w jedno te różne rysy jej duchowości, można powiedzieć, za ks. Przywarą, że Edyta Stein w duchowości karmelitańskiej odnalazła podstawę dla swej całkowitości (absolutyzmu). Nadto Karmel przedstawił się jej jako jedyny zakon łączący Stare i Nowe przymierze poprzez proroka Eliasza (17). W duchowości dominikańskiej spotkała się z poszukiwaniem „czystej prawdy”, która doprowadziła ją poprzez fenomenologię do realizowania swego posłannictwa: realizowania i nauczania chrześcijaństwa. W benedyktyńskiej duchowości liturgii spotkała się z uobecnioną w chrześcijaństwie tradycją hebrajską. Duchowość ignacjańska pozwoliła jej jeszcze pełniej przylgnąć do wybranego już wcześniej Jezusa Chrystusa, a zauroczenie św. Franciszkiem umocniło w niej radykalizm ewangeliczny. Takie są ogólne rysy jej duchowości.
 
Szczególne momenty zaakcentowane przez Edytę Stein
Kard. Wetter podkreśla, że Edyta Stein szukała prawdy i znalazła Boga (18). W tym samym duchu wypowiada się papież Jan Paweł II w homilii podczas kanonizacji: Św. Teresa Benedykta została zdobyta przez prawdę. Odkryła przy tym, że ta prawda ma na imię Jezus Chrystus (19). Od chwili nawrócenia, a szczególnie od przyjęcia chrztu, nim obmyta i podniesiona do stanu łaski, ma świadomość, że przez Chrystusa została na nowo stworzona i dla Niego odrodzona (20). Wybranie Chrystusa i z Nim wybranie wartości ewangelicznych sprawiły, że opadły z niej wszystkie bariery uprzedzeń racjonalistycznych, na których wyrosła, i którymi dotąd się kierowała; nagle stanął przed nią świat wiary (21). Związanie to z miłością Chrystusa sprawiło, że stała się naprawdę wolna. Wraz z chrztem weszła świadomie w prawdy wiary. Wśród nich wyróżniała te najbardziej podstawowe: tajemnicę Wcielenia, tajemnicę Eucharystii oraz tajemnicę Odkupienia. Wraz z nimi głęboko omawia tajemnicę Trójcy Przenajświętszej, tajemnicę Kościoła, oraz udział Maryi Dziewicy w tych tajemnicach. Te trzy ostatnie prawdy zaledwie zostaną wspomniane, pozostałe będą omawiane podczas tego tygodnia. Dobrze w tym miejscu jest uświadomić sobie to, co przypomina Edyta Stein, że wszystkie tajemnice chrześcijańskie tworzą jedną nierozłączną całość (22). Ona objęła tę całość.
I jeszcze jeden ważny moment. Od przyjęcia chrztu św. Edyta Stein wchodzi w głębokie więzy z Chrystusem. Wybrała Go zdecydowanie i na zawsze. To jedynie okoliczności nie pozwalają jej wstąpić jeszcze do Karmelu. Można śmiało powiedzieć, że Edyta stopniowo i coraz mocniej przeżywa miłość oblubieńczą do Chrystusa. Niedługo, a szczególnie już w życiu zakonnym, dochodzi do miłości odkupieńczej i oddaje się Bogu za wszystkich. Z miłością oblubieńczą łączy się w jej życiu tajemnica Wcielenia i Odkupienia, Eucharystia, radykalizm ewangeliczny. Jako oblubienica Chrystusa Zbawiciela jednoczy się z Nim miłością odkupieńczą, by wejść w miłość ekspiacyjną.
 
Tajemnica Wcielenia
W rozważaniu Tajemnica Bożego Narodzenia (23), wygłoszonym w 1931 roku rozwija tajemnicę Wcielenia i Człowieczeństwa Chrystusa. Rozważanie jest owocem jej własnego głębokiego przeżycia Bożego Narodzenia w opactwie benedyktynów w Bueron. Nawiązuje do obietnicy przyjścia Zbawiciela. Tajemnicę Wcielenia nazywa nadejściem upragnionej godziny i wypełnieniem błogosławionej obietnicy. Przez wcielenie Syn Boży stał się człowiekiem. Jego przyjście na świat jest konsekwencją odejścia człowieka od Boga, wybrania przez niego ciemności grzechu. W tym znaczeniu tajemnica Wcielenia i zło idą w parze. To z powodu grzechu trzeba było by Syn Boży zszedł z nieba. Chrystus przyszedł na świat dla grzeszników. Święta usiłuje przybliżyć tę tajemnicę, pisząc, że Stwórca bierze ciało ludzkie, Zbawiciel zstępuje na ziemię. Staje się On człowiekiem, by człowiek mógł stać się synem Bożym. Zszedł z nieba by odkupić człowieka. Tajemnica Wcielenia jest wyrazem miłości Boga do człowieka. Miłość ta nie kończy się nigdy, nie ma granic. Edyta jednoznacznie podkreśla Jego Bóstwo i Jego Człowieczeństwo. On, Bóg-Człowiek jest jednym z nas, jednym z nami. On płaci nasze winy. On przyszedł na świat, by zwrócić Ojcu zagubioną ludzkość. W ten sposób, w Chrystusie Zbawicielu zaczyna się żywot wieczny człowieka. On wprowadza w progi królestwa Bożego. Przez te ustawienia św. Teresa Benedykta podprowadza słuchających czy czytających jej opracowania do zajęcia konkretnych postaw. U podstaw tego stawia przed oczy Najśw. Maryję Pannę z jej fiat. Wszystkich zachęca słowami: „Złóżmy nasze ręce w ręce Boskiego Dzieciątka, powiedzmy Mu «tak» jako odpowiedź na Jego «pójdź za mną». Stańmy się odtąd Jego własnością, aby Jego boskie życie mogło swobodnie w nas przepływać” (24). Tajemnica Wcielenia sprawia, że Bóg zamieszkuje w człowieku, a człowiek w Nim. Tak Jego życie, jako rozpalone światło, jest w człowieku. Obecność Chrystusa w człowieku wprowadza go w udział w królestwie Bożym, do czego tajemnica Wcielenia daje mu prawo. Słowo Wcielone daje człowiekowi do wyboru światło albo ciemności, zachęcając: „Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście” (Mt 11, 28). Mówiąc o prawie wyboru, Święta nawiązuje do pierwszych rodziców. Oni przez nieposłuszeństwo utracili dziecięctwo Boże i oddalili się od Boga. Odtąd przed każdym człowiekiem stoi konieczność wybierania pomiędzy światłością a ciemnością, nicością a pełnią Boskiego życia. U podstaw tego wyboru leży poddanie się Boskiemu kierownictwu Chrystusa.
Z wyborem Chrystusa wiąże się przyjęcie Jego światła, przynależenie do Niego, pójście za Nim, bycie z Nim. Na pewno nie wystarczy – jak powie Święta – „raz w roku uklęknąć przy Bożym żłóbku i wzruszyć się czarem świętej nocy. Trzeba być zawsze w wyłączności z Bogiem, słuchać słów, które Bóg objawił i przekazał nam, i według nich postępować” (25). Tak człowiek wchodzi w konieczność naśladowania Chrystusa. Każdy należący do Chrystusa musi bowiem przeżyć całe Jego życie. Święta powie: „Dojrzewać do wieku Chrystusa” przez trzydzieści lat Jego życia ukrytego w Nazarecie, poprzez Ogrójec, drogę krzyżową, po Golgotę. Odnośnie postępowania za Chrystusem i naśladowania Go napisze, że kto by chciał być poślubiony Barankowi, musi dać się z Nim przybić do Krzyża. I z dużą mocą podkreśli, że wszyscy ochrzczeni są do tego powołani. „Iść bowiem za Chrystusem, to coraz wierniej Go naśladować; to wezwanie brzmi przenikliwie w duszy i żąda jednoznacznej odpowiedzi”, szczególnie u osób powołanych do życia zakonnego. Pociąga to za sobą wyzwolenie się od wszystkich powiązań naturalnych: rodziny, ludu, kręgu dotychczasowego działania. Bez tego nie można prawdziwie przylgnąć do Chrystusa, a tym bardziej z Nim się zjednoczyć (26). W tych doświadczeniach On jest bardzo blisko. Chrystus jest Bogiem-Człowiekiem. Jasną jest więc rzeczą, że każdy kto chce być z Nim, musi uczestniczyć w Jego życiu, tak Boskim jaki i ludzkim. Kiedy ją proszono o pomoc w drodze do Boga, odpowiadała, że ma jedynie do przekazania jedną małą, prostą prawdę: należy rozpocząć życie, trzymając się za rękę Pana. „Bóg bowiem daje się znaleźć tym, którzy Go szukają i chce być szukany” i podaje sposób szukania: objawienie naturalne – przez skutki do przyczyny, które jedynie pobudza do szukania; objawienie nadprzyrodzone, dające odpowiedzi jakie nasuwa rozważanie natury; oraz wiara, która już jest znalezieniem. Wiara coś mówi o Bogu, a przez nią Bóg pozwala spotkać samego siebie (27). Tak człowiek dochodzi do uświadomienia sobie, że w Jezusie Chrystusie staje się dzieckiem Bożym. Być dzieckiem Bożym w ujęciu św. Teresy Benedykty oznacza być zarazem małym i wielkim (28), małym w swoim człowieczeństwie, wielkim w swoim synostwie przybrania. Podaje także cechy synostwa Bożego, rozważając słowa Modlitwy Pańskiej: „Bądź wola Twoja”. Są one następujące: Być jedno z Bogiem, czego warunkiem jest staranie się by wszyscy byli jedno z Bogiem, oraz pełnić Jego wolę, co powinno dla chrześcijanina stać się normą życia (29). Już w Karmelu jakby precyzuje co znaczy być dzieckiem Boga. Tu najlepiej odwołać się do niej samej: „Być dzieckiem Boga, to znaczy: iść kierowana ręką Boga, wypełniać wolę Boga a nie własną, całe zatroskanie i nadzieje składać w ręce Boga, nie martwić się o siebie i swoją przyszłość. Na tym polega wolność i wesołość Bożego dziecka” (30).
 
Tajemnica Eucharystii
Rzeczywistość Wcielenia: „Słowo stało się ciałem” w ujęciu Świętej ma jeszcze drugie głębokie znaczenie. Odnosi je ona do Eucharystii. „Urzeczywistnia się – jak to ona powie – pod inną jeszcze postacią: «Kto pożywa moje Ciało i pije moją Krew, ma życie wieczne» (J 6, 54). Jest to chleb codzienny, w którym „wypełnia się tajemnica Bożego Narodzenia, cud Słowa Bożego, które staje się ciałem” (31). Święta mówi o samej Eucharystii w jej ustanowieniu oraz w uczestniczeniu w jej trzech postaciach, którymi są: Msza św., Komunia św. i nieustanna obecność w pod postaciami chleba i wina. Przede wszystkim stwierdzi, że Słowo stało się Ciałem w celu oddania swego życia człowiekowi: dania siebie człowiekowi. Czyni to w Eucharystii. Wieczerza Pańska, każda Msza św. wchodzi na miejsce starotestamentowej paschy jako Pascha Nowego Testamentu. Przybiera tu jednak nową postać i nowy sens. On jest w tym błogosławieniu i rozdzielaniu Chleba i Wina, które przyjęte z wiarą, ożywiają chrzcielne wszczepienie w Chrystusa oraz wprowadzają w jedność życia z Nim wraz z napełnianiem się Jego Boskim życiem (32). W Wychowaniu eucharystycznym przypomina trzy proste prawdy wiary związane z tym sakramentem: „W najświętszym Sakramencie obecny jest Zbawiciel; On to ponawia codziennie na ołtarzu swoją ofiarę krzyżową; w Komunii świętej pragnie On zjednoczyć się ściśle z każdą poszczególną duszą”. Jeśli chodzi o Mszę św. oraz Komunię widzi ją u podstaw każdego dnia. Na ołtarzu bowiem, napisze, czeka na każdego sam Zbawiciel i pragnie nie tylko obdarzać owocami swojej ofiary, ale także wstąpić do każdego serca i karmić własny Ciałem oraz poić swą Krwią. Mówi tu o zjednoczeniu eucharystycznym z Chrystusem, które pogłębia się wraz z częstotliwością przyjmowania Komunii św. Opuszczanie jej bez poważnego powodu wykazuje brak zrozumienia ważności tej tajemnicy Boga oddającego się człowiekowi (33). Święta przypomina także o żywej obecności Chrystusa w tabernakulum. Zachęca do nawiedzania Go tak często, jak tylko stać kogoś na to. Chrystus oczekuje na człowieka w Sakramencie Ołtarza i chce wziąć na siebie wszystkie jego ciężary, umocnić, doradzić i we wszystkim wspomagać. Jest to pokarm na drogę (34). Nie wyobraża sobie wejścia w nowy dzień, jak zwykle z wieloma zajęciami, trudnościami, bez Mszy św. i Komunii. We Mszy św. radzi składać siebie w ofierze z wszelkim swoim działaniem i cierpieniem. Ta ofiara i przyjęta Komunia św. pozwala wchodzić w zajęcia dnia jako wypełnianie swej woli Bożej z wielkim wyciszeniem, odwagą i radością (35).
 
Radykalizm ewangeliczny
Św. Teresa Benedykta w swoim otoczeniu uchodziła za osobę radykalną w życiu i postępowaniu oraz stanowczą w swoich sądach. Jej mistrz Husserl tak ją określił: „U Edyty wszystko jest na wskroś prawdziwe. Radykalizm i upodobanie do męczeństwa leżą w naturze żydowskiej” (36). To jej usposobienie doskonale objawiło się w życiu po przyjęciu chrztu: przyjęła Ewangelię dosłownie i jej gorliwość neofitki nigdy nie osłabła, przeciwnie nieustannie wzrastała. Na obrazku z profesji wieczystej umieściła słowa św. Jana od Krzyża: „Moim jedynym powołaniem będzie odtąd bardziej miłować” (37). W Karmelu znajduje atmosferę dla swego radykalizmu. Zauważa ją nie tylko u św. Teresy od Jezusa w jej rozpaleniu miłością, ale i u św. Teresy od Dzieciątka Jezus w jej małej drodze i w wierności w małym, u której „życie ludzkie aż do końca zostało przekształcone” (38). Wreszcie w Karmelu odnajduje pokrewną sobie duszę: „Jestem tak zagłębiona w św. Janie od Krzyża, że wszystko pozostałe jest mi obojętne” (39). Najbardziej jak widać odpowiada jej radykalizm Świętego, nim też w ostatnich latach najwięcej się zajmuje. Już w jego duchu zapisze, że dla niej najbardziej jest konieczna dogłębna wzgarda siebie i w niej przyjmowanie wszystkich przeciwności jako zasłużonych; ona także jest dla niej pomocą w nie zważaniu na cudze błędy, co jej się zdarzało w jej wiernej gorliwości. Uważała bowiem, że Regułai Konstytucje są dla zakonnicy wypełnianiem woli Bożej. One włączają przez osobiste im podporządkowanie swoich upodobań w ofiarę Chrystusa. Wierność im jest odpowiedzią na wymagania miłości (40). O jej jednoznacznie zdecydowanym ustawieniu świadczy rozważanie Gody Baranka. Wyjaśniając w nim co znaczy być oblubienicą Baranka, porównuje składanie ślubów zakonnych do przybicia do krzyża. „Gwoźdźmi są trzy śluby”. Ślub ubóstwa wiąże ręce, umysł i serce by nie skłaniały się do dobrom tego świata, a były wolne dla Boga. I podkreśli: „Karmelitanki z pierwszych czasów Reformy uważały się za szczęśliwe, gdy im brakowało rzeczy koniecznych”. Ślub posłuszeństwa wiąże osobę zakonną by nie postępowała własnymi drogami, lecz Boga. Zakonnik prawdziwie posłuszny nie ogranicza się do zewnętrznego zachowania reguł i konstytucji, rozporządzeń przełożonych, ani nie czyta ich by znaleźć dla siebie usprawiedliwienie, lecz by w najmniejszej rzeczy mógł zaprzeć samego siebie. Ślub czystości uwalnia człowieka i wznosi go ponad naturalne przywiązania i niczym nieskrępowanego jednoczy z Ukrzyżowanym (41). Jej radykalizm wyraził się także w podjętym postanowieniu, by trwać spokojnie przy swojej pracy z wewnętrzną gotowością natychmiastowego przerwania jej, gdy zażądają od niej czegoś innego (4, 9).
 
Tajemnica Odkupienia
Każdy człowiek jest powołany do naśladowania Chrystusa, do naśladowania całego Jego życia. A całe Jego życie zawarte jest w czasie od żłóbka po krzyż (1, 2) (42). Chrystus domaga się od każdego człowieka, aby on sam siebie kształtował na wzór Jego, niosącego krzyż i ukrzyżowanego (4, 9) Do człowieka należy to zrozumieć oraz przemyśleć jak iść tą drogą (14, 1). Edyta Stein wcześnie odkryła tę tajemnicę; gotowa iść wszędzie za swoim Umiłowanym. W Karmelu jakby przestaje szukać drogi. W miarę czasu, w milczeniu kontemplacji uświadamia sobie „swoje szczególne powołanie, by zostać ukrzyżowaną razem z Chrystusem, by przyjąć krzyż z radością i ufnością, by kochać go, idąc śladem Chrystusa umiłowanego Oblubieńca” (43). Pragnie zatopić się w życiu i cierpieniach Chrystusa (3, 12). Ma świadomość, że ten, kto chce dzielić swoje życie z Ukrzyżowanym musi wydać się na ukrzyżowanie w cierpieniu i śmierci. Tak dojdzie do głębokiego zjednoczenia z Ukrzyżowanym i będzie miał udział w życiu Boga (9, 3). Stąd pragnie przekreślić siebie i zatopić się w życiu i cierpieniach Chrystusa (22, 3). Jest to droga od zadowolenia z siebie, bo „spełniam swoje obowiązki i daje mi to przyjemność”, do życia w bliskości Boga i Bogiem „w prostocie dziecka i pokorze celnika” (14, 7). Odtąd żyje życiem oddania się Ukrzyżowanemu, przechodząc z Nim całą Jego drogę. W ten sposób jednocząc się z Chrystusem miłością odkupieńczą, staje się oblubienicą Zbawiciela, Oblubienicą Baranka. Już w dniu pierwszej profesji, zaślubiona Panu w znaku krzyża, jest przekonana, że zostanie wprowadzona w tajemnicę krzyża (44). Nieco później sprecyzuje to swoje nastawienie w wypowiedzi zatytułowanej Oblubienica Baranka: „Jak Baranek musiał być zabity, by być podwyższony na tronie chwały, tak przez cierpienie i krzyż wiedzie droga do chwały tych wszystkich, którzy są powołani i wybrani” (45).
 
Miłość ekspiacyjna
Miłość odkupieńcza, nieustannie umacniana zjednoczeniem eucharystycznym oraz duchem całkowitości Karmelu, przynaglana zagrożeniem pokoju w świecie, a także prześladowaniem jej narodu, doprowadziły św. Teresę Benedyktę do złożenia siebie Bogu w ofierze ekspiacyjnej. Pewną pomocą była znana jej ofiara przebłagalna w Starym Testamencie, składana w święto Pojednania wraz ze złożeniem grzechów ludu na kozła (46). Rozważając mękę i śmierć Chrystusa jako Baranka Wielkanocnego, uświadamia sobie, że ogień Jego miłości spalił wszystkie grzechy ludzi. Odpowiedzią na to jest podjęcie naśladowania w tym Chrystusa i kroczenie tą drogą. Wtedy dokonuje się „przejście przez ogień ekspiacyjny do zjednoczenia w miłości” (2, 4). Już w Echt, dokąd wysłano ją dla uniknięcia aresztowania, pisze Święta do swojej przeoryszy o pozwolenie złożenia siebie w ofierze: „Proszę, niech Matka pozwoli mi złożyć siebie w ofierze Sercu Jezusowemu w duchu ekspiacji w intencji prawdziwego pokoju, by panowanie Antychrysta, o ile to możliwe, załamało się bez nowej wojny światowej i by mógł nastać nowy porządek. Chciałabym to uczynić jeszcze dziś, bo bije już dwunasta. Wiem, że jestem niczym, ale Jezus tego chce i z pewnością w tych dniach jeszcze wiele dusz do tej sprawy powoła” (47). Nie ulega wątpliwości, że jest to pragnienie ekspiacji za wszystkich ludzi, do której Święta czuje się powołana. Ta myśl już wcześniej tkwiła w niej. W Jednym z jej listów wyraża nadzieja, że Bóg przyjął jej życie za wszystkich. Treść listu wskazuje, że szczególnie oddała się za Żydów. W liście nazywa się „bardzo biedną i bezsilną małą Esterą, która została wzięta ze swego narodu, by stanąć przed królem. Za wielu… Król. który mnie wybrał jest nieskończenie wielki i miłosierny”. I ostatnie jej słowa wypowiedziane podczas aresztowania do swojej siostry Róży: „Chodź, idziemy za nasz naród” (48). W tym duchu prosi swoich przełożonych by nie podejmowali dalszych starań o jej uwolnienie: chce dzielić los braci (49).
 
Podsumowanie
Przedstawione w zarysie podstawowe momenty duchowości św. Teresy Benedykty pozwalają wyłonić charakterystyczne jej rysy.
Duchowość Świętej jest duchowością na wskroś katolicką, która szczególnie w pierwszej połowie wieku XX oparta była na szkole duchowości francuskiej, nazywaną także berulliańską, sulpicjańską, polegającej na przylgnięciu do Jezusa Chrystusa. W latach dwudziestych XX w., latach nawracania się Edyty Stein, zaliczali się do niej niektórzy jezuici, dominikanie i benedyktyni (50). W Karmelu, z którym zetknęła się jeszcze przed chrztem i do którego wstąpiła, odnajdywała ona to samo ukierunkowanie: u św. Teresy od Jezusa – tajemnicę Człowieczeństwa; u św. Jana od Krzyża – zalecenie, by mieć zawsze przed oczyma Jezusa Chrystusa, który jest Oblubieńcem duszy; u św. Teresy od Dzieciątka Jezus – podejmowanie wszystkiego ze względu na Jezusa. Jej duchowość jest ześrodkowana na Jezusie Chrystusie miłością oblubieńczą, miłością odkupieńczą i miłością ekspiacyjną.
Jest to zarazem duchowość trynitarna. Zawarła to św. Teresa Benedykta w słowach zamykających we Mszy św. modlitwę eucharystyczną: „Przez Niego, z Nim, i w Nim Tobie, Boże, Ojcze wszechmogący, w jedności Ducha Świętego, wszelka cześć i chwała”. I dodaje: „Wszelkie uwielbienia Boga dokonują się przez Chrystusa, z Nim i w Nim. Przez Chrystusa, bo jedynie dzięki Niemu ma człowiek dostęp do Ojca, zaś On sam, Bóg – Człowiek i Jego zbawcze dzieło wielbią Ojca w sposób najbardziej doskonały” (51). Z duchowości chrystocentrycznej i chrystoformicznej wypływa rys eklezjalny jej duchowości. Jezus jest twórcą i Głową Mistycznego Ciała, którego ona jest cząstką i za który czuje się odpowiedzialna.
Jest to czysta duchowość karmelitańska, przez nią ubogacona. Na pewno przez całe życie – jest karmelitanką od nawrócenia – żyje duchem św. Teresy od Jezusa. W Karmelu wiernie prowadzi styl życia zaprowadzony przez św. Teresę od Jezusa. Dość szybko wgłębia się w duchowość św. Jana od Krzyża i ona jej najpełniej odpowiada. Te dwie duchowości wzajemnie się dopełniają. Jej większe zafascynowanie św. Janem od Krzyża znajduje swój wyraz w jej pozycji Wiedza Krzyża. Nieco mniej miejsca zajmuje w jej piśmiennictwie św. Teresa od Jezusa. O odnalezieniu swego miejsca w Karmelu pisze: „Zawsze przeczuwałam, że Pan zachował dla mnie w Karmelu coś, co tylko tam mogę znaleźć” (52).
Na szczególną uwagę zasługuje jej duchowość ekspiacyjna. Jest ona czymś specyficznym w jej więzi z Bogiem. Charakter ekspiacji jest mocno obecny w Karmelu. Św. Teresa od Jezusa odnowiony przez siebie Karmel ukierunkowała na Kościół, oddając na usługi Kościoła, a przede wszystkim za kapłanów ostrość klauzury karmelitańskiej, wyrzeczenia, modlitwy i kontemplację. Bardzo ceniona przez św. Teresę Benedyktę św. Teresa od Dzieciątka Jezus oddała się Miłości Miłosiernej, co trzeba odczytywać w kontekście odnalezionego przez nią swego miejsca w Kościele: „W sercu Kościoła będą miłością” (53). U św. Teresy Benedykty oddanie się Bogu ma charakter ekspiacyjny, jednoznacznie wypełniający jej ostatnie lata życia. To nie jest tylko modlitwa za Kościół, za świat, ale wynagradzanie za świat, a szczególnie za swój naród przez świadome złączenie się z wynagradzającą ofiarą Chrystusa na krzyżu: stanie się jedną ofiarą z ofiarą Chrystusa.
* * *
 (1) Określenie jest oparte na: A. Matanic, Spiritualità, (w:) DS. 2, s. 1778, kol. 2.
 (2) Teresa Renata od Ducha Świętego, Edyta Stein filozof i karmelitanka, Paris 1973, s. 61.
 (3) Il volto di Edith Stein, (w:) Edith Stein vita e testimonianca, a cura di Wat­traud Herbstruth, Roma 1987, s. 154.  (4) F. Wetter, Edyta Stein powołana do prawdy…, Wrocław 1991, s. 18.
 (5) Zob. Jan Paweł II, Homilia na beatyfikację, (w:) Autoportret Edyty Stein w jej twórczości, Poznań 1999, s. 260.
 (6) Tamże.
 (7) Por. Teresa Renata od Ducha Świętego, Edyta Stein…, dz. cyt., s. 54-55.
 (8) Por. J.I. Adamska, Błogosławiona Edyta Stein, Kraków 1998, s. 48.
 (9) F. Wetter, Edyta Stein…, dz. cyt., s. 23-24.
 (10) Por. Teresa Renata od Ducha Świętego, Edyta Stein…, dz. cyt., s. 76 ns.
 (11) Por. tamże, s. 64 ns.
 (12) Por. Il volto di…, dz. cyt., s. 158.
 (13) E. Stein, Kształtowanie życia w duchu świętej Elżbiety z Turyngii, (w:) Autoportret, dz. cyt., s. 182-195.
 (14) (W:) Z własnej głębi, Kraków 1978, t. 2.
 (15) Cytat za: Teresa Renata od Ducha Świętego, Edyta Stein, dz. cyt., s. 61.
 (16) F. Wetter, Edyta Stein…, dz. cyt., s. 38. Przytacza tam słowa Edyty: „Od prawie dwunastu lat Karmel był moim celem”.
 (17) Por. J.I. Adamska, Błogosławiona Edyta…, dz. cyt., s. 31.
 (18) Por. F. Wetter, Edyta Stein…, dz. cyt., s. 23.
 (19) Por. Jan Paweł II, Homilia…, dz. cyt., s. 266.
 (20) Por. E. Stein, Zadanie kobiety – wkorzeniać młodzież w Kościół, (w:) Kobieta i jej zadanie według natury i łaski, Tczew-Pelplin 1999, s. 232.
 (21) Jan Paweł II, Homilia…, dz. cyt., s. 259.
 (22) Por. E. Stein, Tajemnica Bożego Narodzenia, (w:) Autoportret, dz. cyt., s. 53.
 (23) (W:) Autoportret, dz. cyt., s. 43-45.
 (24) E. Stein, Mistyczne Ciało Chrystusa, (w:) Autoportret, dz. cyt., s. 46.
 (25) Tamże, s. 50.
 (26) Por. E. Stein, Gody Baranka, (w:) Autoportret, dz. cyt., s. 206.
 (27) Por. Myśli Edyty Stein na każdy dzień, Verbinum 1995, 17, 1.
 (28) Por. E. Stein, Mistyczne Ciało Chrystusa, dz. cyt., s. 52.
 (29) Por. tamże, s. 48-51.
 (30) F. Wetter, Edyta Stein…, dz. cyt., s. 45.
 (31) E. Stein, Mistyczne Ciało Chrystusa, dz. cyt., s. 51.
 (32) Por. Myśli Edyty Stein, dz. cyt., 5, 4; 24, 4; 17, 6.
 (33) Por. E. Stein, Wychowanie eucharystyczne, (w:) Autoportret, dz. cyt., s. 55.
 (34) Por. tamże, s, 56.
 (35) Sposoby osiągnięcia wewnętrznego wyciszenia: E. Stein, Z własnej głębi, t. 2, s. 16-17.
 (36) J.I. Adamska, Błogosławiona Edyta…, dz. cyt., s. 119.
 (37) Jan Paweł II, Homilia…, dz. cyt., s. 261.
 (38) J.I. Adamska, Błogosławiona Edyta…dz. cyt., s. 121.
 (39) F. Wetter, Edyta Stein…, dz. cyt., s. 53.
 (40) Por. J.I. Adamska, Błogosławiona Edyta…, dz. cyt., s. 133.
 (41) Por. E. Stein, Gody Baranka, (w:) Z własnej głębi, t. 2, s. 158-160.
 (42) Najbliższe treści będą oparte na: Myśli Edyty Stein na każdy dzień, Ver­binum 1995. Odnośniki będą w tekście. Podają one za ich autorem: dzień i miesiąc.
 (43) Jan Paweł II, Homilia na kanonizację, (w:) Autoportret…, dz. cyt., s. 269.
 (44) Jan Paweł II, Homilia na beatyfikację, dz. cyt., s. 258.
 (45) E. Stein, Oblubienica Baranka, (w:) Autoportret, dz. cyt., s.199.
 (46) Por. E. Stein, Gody Baranka, dz. cyt., s. 155-156.
 (47) Teresa Renata od Ducha Świętego, Edyta Stein…, dz. cyt., s. 199: List ma datę: Niedziela Męki Pańskiej, 26. III. 1939.
 (48) Jan Paweł II, Homilia na beatyfikację, dz. cyt., s. 257.
 (49) Por. Jan Paweł II, Homilia na kanonizację, dz. cyt., s. 266.
 (50) Zob. J. Misiurek, Francuska duchowość, (w:) Leksykon duchowości katolickiej, Lublin 2002, s. 292.
 (51) E. Stein, Modlitwa Kościoła, (w:) Autoportret, dz. cyt., s. 26.
 (52) Cytat za: Teresa Renata od Ducha Świętego, Edyta Stein…, dz. cyt., s. 121.
 (53) Św. Teresa od Dzieciątka Jezus, Pisma, t. 1, Kraków 1971, s. 255.
Światłość w ciemności,
Karmelitański Instytut Duchowości,
Wydawnictwo Karmelitów Bosych,
Kraków 2003
Dominik Wider OCD
 
 
Copyright © 2016 Homilie i rozważania , Blogger