grudnia 24, 2017

4. Niedziela Adwentu (B) - Prawdziwy sens Bożego Narodzenia



Moi Drodzy! Gdyby dzisiaj ksiądz, który głosi słowo Boże miał aparat do odczytywania myśli słuchaczy, co mógłby odkryć? Na pewno dowiedziałby się, jak wielu z nich myśli już o wieczorze wigilijnym. Boże Narodzenie już przecież tuż, tuż! A tu jeszcze karpia trzeba dopiec, i choinka jakby jeszcze bez blasku. Ciekawe, czy wszyscy dotrą na czas do domu, bo tata z bratem obiecali, że przyjadą na wigilię z zagranicy. A może prezenty za skromne? Czy córka będzie zadowolona z nowych klocków, a syna ucieszy kolejna gra komputerowa?

Ksiądz wcale się nie zdziwi, jeśli wczytując się w myśli wiernych, raz po raz natrafi na obawy, czy aby kaznodzieja nie będzie dzisiaj mówił za długo? Tyle przecież jeszcze spraw nas czeka…


W tym całym przedświątecznym zamęcie, jaki mamy w głowie, słowo Boże przenosi nas do Nazaretu. Otrzymujemy nagle trochę czasu i możemy odetchnąć ze spokojem, bo to nie już zaraz Boże Narodzenie, ale dopiero za dziewięć miesięcy. To dzisiaj anioł ogłosił Maryi, do czego powołuje Ją Bóg, a Ona poczęła z Ducha Świętego. Jeszcze tyle się wydarzy od tej chwili, bo i Maryja uda się do Elżbiety, i Józef usłyszy we śnie głos anioła, i Jan się narodzi, a jego ojciec Zachariasz będzie błogosławił Boga za Jego wierność w spełnianiu obietnic, które kiedyś przekazał ludziom przez proroków.

A teraz dzieje się coś wyjątkowego, bo oto właśnie spełnia się proroctwo Izajasza: Oto Panna pocznie i porodzi syna. Dotyczy ono przyjścia na świat Syna Bożego w ludzkim ciele. Dziewica Maryja poddaje się działaniu Ducha Świętego. Człowiek, którego życie w Jej łonie się rozpoczyna, przyjmuje ciało z Maryi Dziewicy, choć jest wiecznym Synem Boga Ojca, drugą Osobą Trójcy Świętej. Dziecię, które poczęło się w łonie Maryi Dziewicy, jest prawdziwym człowiekiem, choć przychodzi z wysoka, z samego nieba.

Czy jest coś ważniejszego, niż to, co wydarzyło się Nazarecie? Na co czekalibyśmy dzisiaj, gdyby Bóg nie posłał anioła do Dziewicy Maryi i nie zostało wypowiedziane przez Nią niech mi się stanie jako odpowiedź na powołanie do bycia Matką Syna Bożego? To wtedy – w chwili zwiastowania – rozpoczyna się historia Bożego Narodzenia. Gdyby Maryja nie poczęła z Ducha Świętego, nie byłoby porodu w stajni betlejemskiej, przedziwnej łuny na niebie i głosów anielskich, zwiastujących pasterzom radość wielką. Ale nie byłoby też choinki, wigilijnego stołu, świątecznych potraw, łamania się opłatkiem i wzruszających życzeń.


Słowo Boże oczyszcza nasze myśli z tego, co może i po ludzku jest ważne, ale w odniesieniu do tajemnicy Wcielenia Syna Bożego pozostaje drugorzędne. Kieruje naszą uwagę nie na to, co już zrobiliśmy i być może mamy jeszcze zrobić, lecz na to, co czyni dla nas Bóg, gdy objawia się nam w swoim Synu.

Słowo Boże ukazuje nam prawdziwy sens naszego świętowania. Odsłania przed nami niewypowiedzianą tajemnicę, którą Maryja przez dziewięć miesięcy zachowywała w swoim sercu. Jest to tajemnica Boga, który staje się człowiekiem, aby zbawić każdego z nas, czyli wziąć na siebie wszelkie zło, które nas gnębi i zniewala.

Słowo Boże, które dziś słyszymy, uczy nas właściwego przeżywania tajemnicy Bożego Narodzenia. Ukazuje nam bowiem Maryję i Jej wiarę. Maryja bez reszty powierza się Bogu, dlatego otwiera swe serce na działanie Ducha Świętego. Każdy, kto jak Ona ufa bez granic Bożej miłości, przyjmuje Jezusa i żyje Jego Boskim życiem. Wtedy też Duch Święty nadaje kształt jego myślom, słowom i czynom, i czyni go podobnym do Jezusa.

Czy nie po to Jezus przychodzi na świat, aby uczynić nas dziećmi Boga? Czy nie jest to najważniejsze w tych dniach? A jak łatwo to przeoczyć, zwłaszcza że w naszych czasach święta to dla wielu biznes, handel, konsumpcja i rozrywka.


Swego czasu redaktor Krzysztof Ziemiec składał telewidzom życzenia świąteczne. Dla wielu z nich były one zbyt religijne, a sam dziennikarz – jak twierdzili niektórzy – zachował się tak, jakby Polska była państwem wyznaniowym. Na te zarzuty Krzysztof Ziemiec odpowiedział w taki sposób:
Wiem, że takie opinie były i trochę z ich powodu zrobiło mi się nawet przykro. Część przyjaciół przekonywała mnie, żeby się tym nie przejmować, bo tacy już są internauci, że w Internecie nie ma uczciwej krytyki, tylko na każdego wylewa się wiadro pomyj. Ale problem jest chyba poważniejszy i dotyczy niezrozumienia, czym naprawdę są święta Bożego Narodzenia. Trudno, żeby nie miały one religijnego wydźwięku, skoro sama ich istota sprowadza się do radości z narodzin Chrystusa. Przecież to są tego typu święta. Czego zatem miałem życzyć telewidzom? Miłego oglądania telewizji? Wielu prezentów? Jeśli ktoś czuje się urażony moimi życzeniami, to widocznie zagubił gdzieś istotę tych świąt i tak naprawdę nawet nie wie, co każdego roku świętuje.


Wieczór wigilijny przed nami, a potem świąteczne dni. Dobrze, że pomyśleliśmy o tym, jak naszym bliskim sprawić radość. Dobrze, że zależy nam, by naszym świątecznym spotkaniom przy stole towarzyszyła wzajemna życzliwość i radość. Nie zapomnijmy jednak o tym, co najważniejsze – Syn Boży przychodzi na świat, aby wywyższyć człowieka. Gdy zapuka do naszych serc, otwórzmy je z wiarą, jak uczyniła to Maryja na głos anioła. Niech przez działanie Ducha Świętego Jezus znajdzie w nich miejsce i zawsze żyje w nas!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2016 Homilie i rozważania , Blogger