Już
trzecia niedziela Adwentu. Boże Narodzenie blisko. Woła więc
Apostoł: „Gaudete!” Radujcie się! Bóg jest wierny obietnicom
więc przyjdzie wkrótce, aby nas ocalić. Więc „zawsze się
radujcie, nieustannie się módlcie” (1 Tes 5,16).
Jakie
będą te święta? - myślimy. Jakie będą te święta przeżywane
pod koniec 2017 roku? Czy dla wszystkich będzie to okazja do radości
i pomnożenia pokoju?
Pan
organista, zgodnie z uświęconą od lat tradycją, przyniósł nam
już opłatek. Mamy przyjęły go ze czcią i schowały przed
dziećmi, bo ten dobry, poświęcony, biały, czysty chleb
przełamiemy dopiero w wigilijny wieczór, życząc sobie zdrowia i
radości. Wiemy już do kogo pójdziemy, albo kto przyjdzie do nas na
święta. Może ktoś po latach oczekiwania sprawi nam miłą
niespodziankę. Ktoś zagniewany wyciągnie rękę do zgody, a ktoś
nieżyczliwy w końcu się uśmiechnie. Nadzieja, oczekiwanie i
radość. Wszak „obwieszczony rok łaski u Pana”. (Iz 61,2).
Zbawiciel, obiecany Mesjasz jest coraz bliżej! Więc już dziś
wołam z Izajaszem: „Ogromnie się weselę w Panu, dusza moja
raduje się w Bogu moim, bo mnie przyodział w szaty zbawienia, okrył
mnie płaszczem sprawiedliwości...” (Iz 61,10)
Nie
mamy powodów do radości, do wesela - powie ktoś - zejdźmy na
ziemię bo;
— jak
się radować, kiedy tak męczy codzienne życie? Kiedy ze skromnej
renty czy emerytury wypracowanej wieloletnim trudem wystarcza prawie
tylko na miesięczne opłaty!
— jak
się radować, kiedy w pracy ciągłe napięcia i atmosfera wzajemnej
podejrzliwości, myślenia tylko o swoim - prawie nie do zniesienia?
Ktoś zatrzymał komuś wypłatę, a ktoś inny zarobił mniej niż w
ostatnim miesiącu, choć pracował tak samo.
— jak
się radować, kiedy rodzice zabiegają wciąż, by jak najlepiej
wychować swoje dzieci, a wychowawczyni na wywiadówce ma tyle do
powiedzenia na ich temat; katecheta zaś stwierdza, że niektórzy z
jego uczniów w ogóle już nie praktykują szukając innej wolności
i braku ograniczeń.
— jak
się radować, kiedy w małżeństwie, w rodzinie ciągle coś się
psuje i trudno już to wszystko udźwignąć. Życie ciągle
dostarcza nowych trudnych zdarzeń.
Wspomina
o sobie i swoim życiu pewna kobieta. „Miałam już troje
odchowanych dzieci. Mąż był zainteresowany inną kobietą, pił.
Zdecydowaliśmy się na rozwód. Upłynęło kilka dni i stanęłam
przed faktem, że jestem w ciąży. Zupełnie nie wiedziałam co
zrobić: sprawa rozwodowa w toku, koleżanki w pracy i rodzina znając
moją sytuację szczerze mi współczuli i podtrzymywali mnie w
przekonaniu o konieczności zerwania z mężem. Tymczasem jestem w
ciąży. Czułam się ogromnie osamotniona, opuszczona, słaba i
zagubiona. Bałam się z kimkolwiek o tym mówić. Nie chciałam, aby
mnie namawiano do przerwania tej ciąży. Ostatecznie zwróciłam się
do Boga prosząc Go, by mnie nie opuszczał. Prosiłam o siły, o to
żeby nie dopuścił do najgorszego. Udałam się do spowiedzi.
Powiedziałam księdzu o swoim niepokoju i wewnętrznym rozdarciu.
Usiłował dodać mi otuchy. Jedyną osobą, której zdecydowałam
się powiedzieć o dziecku, była piastunka moich starszych dzieci -
pani Józefina. Dała się poznać jako osoba dużego formatu.
Została niemal członkiem rodziny; dzieci mówiły do niej „babciu”,
a sąsiedzi myśleli, że to moja matka. Minęły cztery miesiące -
postanowiłam powiedzieć o swoim stanie otoczeniu. Jak
przypuszczałam rozpętała się burza. Mój mąż dostał furii: Jak
ty to sobie wyobrażasz? Co ludzie powiedzą? Będą mnie mieli za
idiotę; rozwód, a tu ciąża! To dziecko nie może się urodzić.
Mijał czas. Sprawę rozwodową trzeba było zawiesić, żeby nie
ośmieszać się przed sądem. Otoczenie jakoś ucichło, ja czekałam
z niecierpliwością na rozwiązanie.
Któregoś
dnia mąż kupił zielony kaftanik dla dziecka - oniemiałam. Potem
zaczął kompletować ubranka, kupił też łóżeczko i wózek. Dla
mnie nadal był opryskliwy. Kiedy urodził się Marek - ojciec
oszalał. To było jego „jedyne” ukochane dziecko. Biegły lata
Marek rósł. Zycie naszej rodziny układało się różnie, ale
przeważnie niewesoło. Mąż nadal pił, urządzał awantury, nie
był mi wierny. Do kościoła nie chodził, a nawet wyśmiewał nasze
praktyki religijne. Ale Marek mógł z nim zrobić wszystko. Tak
naprawdę to tylko z nim się liczył. Z nim też zaczął chodzić
na niedzielne Msze święte. Marek mądrzał. Stał się dzieckiem
wrażliwym i głęboko wierzącym. Był ministrantem, dużo się
modlił. W czasie pijackich awantur ojca - odmawiał pod kołdrą
różaniec. Pod koniec szkoły podstawowej przyłączył się do
ruchu oazowego. Niewierzący ojciec był jego wielką troską, ale
rozmowy i dyskusje na tematy religijne były bardzo burzliwe i
kończyły się źle. A jednak trzy lata temu, po głęboko
przeżytych rekolekcjach, mąż się nawrócił; przystąpił do
spowiedzi, u której nie był 30 lat. Dzisiaj jest człowiekiem
praktykującym. Przestał pić. Kocha nas!”
Po
latach trudnego adwentu – oczekiwania, kobieta ta doczekała się
spełnienia modlitw i pragnień. Grzeszny człowiek otworzył swoje
serce na działanie łaski, na przyjście Pana – Zbawcy, który
uwalnia od złego! Jest powód do radości! „Pan Bóg sprawił, że
rozpleniła się sprawiedliwość i Jego chwała.” (Iz 61,11).
Jakie
będą te święta? – pytamy samych siebie.
Bo
wielu – musi to przyznać – nie było jeszcze ani razu na
roratach, a czasu Adwentu nie uczyniło czasem autentycznego
nawrócenia i prostowania dla Pana ścieżek swojego życia. Może
nie przygotowaliśmy się też za dobrze do świętowania Narodzenia
Pana?
„Cóż
mamy czynić?” – pytamy dziś – jak pytali kiedyś ludzie Jana
Chrzciciela, człowieka posłanego przez Boga, który przyszedł na
świadectwo, aby zaświadczyć o Światłości. (J 1,6-7).
Prostujcie
drogę Pańską... Kto ma dwie suknie, niech jedną da temu, który
nie ma; a kto ma żywność, niech tak samo czyni... nad nikim się
nie znęcajcie i nikogo nie uciskajcie, lecz poprzestańcie na
swoim.... Idzie mocniejszy.... On chrzcić będzie Duchem Świętym i
ogniem.
Jakie
będą te święta? To zależy od tego jak się do nich
przygotujemy. Pan bowiem przychodzi - obyśmy tylko chcieli Go
przyjąć, z Nim wejść w trudne, codzienne życie.
Cóż
mamy czynić?
Odpowiedzi
Jana Chrzciciela są takie konkretne, skierowane do wszystkich – do
nas także. Włączmy jego podpowiedzi w nasz adwentowy rachunek
sumienia: o tych dwóch sukniach, o dzieleniu się pożywieniem, o
nie pobieraniu więcej niż się należy, o nie znęcaniu się, nie
uciskaniu, i inne napomnienia, które dawał ludowi głosząc bliskie
już przyjście Pana. W ten sposób, dobrze przygotowani, nie
czekając na długie kolejki ostatnich dni przedświątecznych
przystąpmy do kratek konfesjonału, przystąpmy z ufnością do
tronu łaski, by wyprostować kręte często drogi naszego życia i
autentycznie radować się spotkaniem z przychodzącym Panem.
Życzmy sobie tego i za siebie nawzajem módlmy się: „Sam Bóg
pokoju niech was całkowicie uświęca, aby nienaruszony duch wasz,
dusza i ciało bez zarzutu zachowały się na przyjście Pana naszego
Jezusa Chrystusa. Wierny jest Ten, który was wzywa: On tez tego
dokona” (Tes 5,23-24). Amen.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz