grudnia 15, 2017

Homilia na 3 Niedzielę Adwentu, rok B – Radujcie się!

Już trzecia niedziela Adwentu. Boże Narodzenie blisko. Woła więc Apostoł: „Gaudete!” Radujcie się! Bóg jest wierny obietnicom więc przyjdzie wkrótce, aby nas ocalić. Więc „zawsze się radujcie, nieustannie się módlcie” (1 Tes 5,16).
Jakie będą te święta? - myślimy. Jakie będą te święta przeży­wane pod koniec 2017 roku? Czy dla wszystkich będzie to okazja do radości i pomnożenia pokoju?
Pan organista, zgodnie z uświęconą od lat tradycją, przyniósł nam już opłatek. Mamy przyjęły go ze czcią i schowały przed dziećmi, bo ten dobry, poświęcony, biały, czysty chleb przełamiemy dopiero w wigilijny wieczór, życząc sobie zdrowia i radości. Wiemy już do kogo pójdziemy, albo kto przyjdzie do nas na święta. Może ktoś po latach oczekiwania sprawi nam miłą niespodziankę. Ktoś zagniewany wyciągnie rękę do zgody, a ktoś nieżyczliwy w końcu się uśmiechnie. Nadzieja, oczekiwanie i radość. Wszak „obwieszczony rok łaski u Pana”. (Iz 61,2). Zbawiciel, obiecany Mesjasz jest coraz bliżej! Więc już dziś wołam z Izajaszem: „Ogromnie się weselę w Panu, dusza moja raduje się w Bogu moim, bo mnie przyodział w szaty zbawienia, okrył mnie płaszczem sprawiedliwości...” (Iz 61,10)
Nie mamy powodów do radości, do wesela - powie ktoś - zejdźmy na ziemię bo;
jak się radować, kiedy tak męczy codzienne życie? Kiedy ze skromnej renty czy emerytury wypracowanej wieloletnim trudem wystarcza prawie tylko na miesięczne opłaty!
jak się radować, kiedy w pracy ciągłe napięcia i atmosfera wzajemnej podejrzliwości, myślenia tylko o swoim - prawie nie do zniesienia? Ktoś zatrzymał komuś wypłatę, a ktoś inny zarobił mniej niż w ostatnim miesiącu, choć pracował tak samo.
jak się radować, kiedy rodzice zabiegają wciąż, by jak najlepiej wychować swoje dzieci, a wychowawczyni na wywiadówce ma tyle do powiedzenia na ich temat; katecheta zaś stwierdza, że niektórzy z jego uczniów w ogóle już nie praktykują szukając innej wolności i braku ograniczeń.
jak się radować, kiedy w małżeństwie, w rodzinie ciągle coś się psuje i trudno już to wszystko udźwignąć. Życie ciągle dostarcza nowych trudnych zdarzeń.
Wspomina o sobie i swoim życiu pewna kobieta. „Miałam już troje odchowanych dzieci. Mąż był zainteresowany inną kobietą, pił. Zdecydowaliśmy się na rozwód. Upłynęło kilka dni i stanęłam przed faktem, że jestem w ciąży. Zupełnie nie wiedziałam co zrobić: sprawa rozwodowa w toku, koleżanki w pracy i rodzina znając moją sytuację szczerze mi współczuli i podtrzymywali mnie w przekonaniu o konieczności zerwania z mężem. Tymczasem jestem w ciąży. Czułam się ogromnie osamotniona, opuszczona, słaba i zagubiona. Bałam się z kimkolwiek o tym mówić. Nie chciałam, aby mnie namawiano do przerwania tej ciąży. Ostatecznie zwróciłam się do Boga prosząc Go, by mnie nie opuszczał. Prosiłam o siły, o to żeby nie dopuścił do najgorszego. Udałam się do spowiedzi. Powiedziałam księdzu o swoim niepokoju i wewnętrznym rozdarciu. Usiłował dodać mi otuchy. Jedyną osobą, której zdecydowałam się powiedzieć o dziecku, była piastunka moich starszych dzieci - pani Józefina. Dała się poznać jako osoba dużego formatu. Została niemal członkiem rodziny; dzieci mówiły do niej „babciu”, a sąsiedzi myśleli, że to moja matka. Minęły cztery miesiące - postanowiłam powiedzieć o swoim stanie otoczeniu. Jak przypuszczałam rozpętała się burza. Mój mąż dostał furii: Jak ty to sobie wyobrażasz? Co ludzie powiedzą? Będą mnie mieli za idiotę; rozwód, a tu ciąża! To dziecko nie może się urodzić. Mijał czas. Sprawę rozwodową trzeba było zawiesić, żeby nie ośmieszać się przed sądem. Otoczenie jakoś ucichło, ja czekałam z niecierpliwością na rozwiązanie.
Któregoś dnia mąż kupił zielony kaftanik dla dziecka - oniemiałam. Potem zaczął kompletować ubranka, kupił też łóżeczko i wózek. Dla mnie nadal był opryskliwy. Kiedy urodził się Marek - ojciec oszalał. To było jego „jedyne” ukochane dziecko. Biegły lata Marek rósł. Zycie naszej rodziny układało się różnie, ale przeważnie niewesoło. Mąż nadal pił, urządzał awantury, nie był mi wierny. Do kościoła nie chodził, a nawet wyśmiewał nasze praktyki religijne. Ale Marek mógł z nim zrobić wszystko. Tak naprawdę to tylko z nim się liczył. Z nim też zaczął chodzić na niedzielne Msze święte. Marek mądrzał. Stał się dzieckiem wrażliwym i głęboko wierzącym. Był ministrantem, dużo się modlił. W czasie pijackich awantur ojca - odmawiał pod kołdrą różaniec. Pod koniec szkoły podstawowej przyłączył się do ruchu oazowego. Niewierzący ojciec był jego wielką troską, ale rozmowy i dyskusje na tematy religijne były bardzo burzliwe i kończyły się źle. A jednak trzy lata temu, po głęboko przeżytych rekolekcjach, mąż się nawrócił; przystąpił do spowiedzi, u której nie był 30 lat. Dzisiaj jest człowiekiem praktykującym. Przestał pić. Kocha nas!”
Po latach trudnego adwentu – oczekiwania, kobieta ta doczekała się spełnienia modlitw i pragnień. Grzeszny człowiek otworzył swoje serce na działanie łaski, na przyjście Pana – Zbawcy, który uwalnia od złego! Jest powód do radości! „Pan Bóg sprawił, że rozpleniła się sprawiedliwość i Jego chwała.” (Iz 61,11).
Jakie będą te święta? – pytamy samych siebie.
Bo wielu – musi to przyznać – nie było jeszcze ani razu na roratach, a czasu Adwentu nie uczyniło czasem autentycznego nawrócenia i prostowania dla Pana ścieżek swojego życia. Może nie przygotowaliśmy się też za dobrze do świętowania Narodzenia Pana?
Cóż mamy czynić?” – pytamy dziś – jak pytali kiedyś ludzie Jana Chrzciciela, człowieka posłanego przez Boga, który przyszedł na świadectwo, aby zaświadczyć o Światłości. (J 1,6-7).
Prostujcie drogę Pańską... Kto ma dwie suknie, niech jedną da temu, który nie ma; a kto ma żywność, niech tak samo czyni... nad nikim się nie znęcajcie i nikogo nie uciskajcie, lecz poprzestańcie na swoim.... Idzie mocniejszy.... On chrzcić będzie Duchem Świętym i ogniem.
Jakie będą te święta? To zależy od tego jak się do nich przygotu­jemy. Pan bowiem przychodzi - obyśmy tylko chcieli Go przyjąć, z Nim wejść w trudne, codzienne życie.
Cóż mamy czynić?
Odpowiedzi Jana Chrzciciela są takie konkretne, skierowane do wszystkich – do nas także. Włączmy jego podpowiedzi w nasz adwentowy rachunek sumienia: o tych dwóch sukniach, o dzieleniu się pożywieniem, o nie pobieraniu więcej niż się należy, o nie znęcaniu się, nie uciskaniu, i inne napomnienia, które dawał ludowi głosząc bliskie już przyjście Pana. W ten sposób, dobrze przygoto­wani, nie czekając na długie kolejki ostatnich dni przedświątecznych przystąpmy do kratek konfesjonału, przystąpmy z ufnością do tronu łaski, by wyprostować kręte często drogi naszego życia i auten­tycznie radować się spotkaniem z przychodzącym Panem. Życzmy sobie tego i za siebie nawzajem módlmy się: „Sam Bóg pokoju niech was całkowicie uświęca, aby nienaruszony duch wasz, dusza i ciało bez zarzutu zachowały się na przyjście Pana naszego Jezusa Chrystusa. Wierny jest Ten, który was wzywa: On tez tego dokona” (Tes 5,23-24). Amen.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2016 Homilie i rozważania , Blogger