grudnia 27, 2017

Święto Świętego Jana, Apostoła i Ewangelisty






Słowo Boże skierowane dzisiaj do nas pragnie nam przybliżyć wielką postać Jana Apostoła i Ewangelisty, umiłowanego ucznia Jezusa Chrystusa


Oznajmiamy wam, cośmy ujrzeli i słyszeli, abyście i wy mieli łączność z nami. Św. Jan, najmłodszy z dwunastu apostołów Jezusa Chrystusa, syn Zebedeusza i Salome (która nie opuszczała Jezusa i była także świadkiem Jego śmierci jak i zmartwychwstania), brat Jakuba Większego (Starszego), apostoła, według tradycji chrześcijańskiej jest autorem czwartej Ewangelii, trzech listów i Apokalipsy. Apostołowie byli wierni towarzyszami i wiarygodnymi świadkami życia Jezusa z Nazaretu, Jego przyjaciółmi, a ich droga razem z Jezusem z Galilei do Jerozolimy, była swoistym wewnętrznym pielgrzymowaniem, podczas którego uczyli się wiary w Jezusa Chrystusa, chociaż nie bez trudności, gdyż byli ludźmi tak, jak i my. Ale właśnie dlatego, że byli towarzyszami życia Jezusa, są również przewodnikami dla nas – Jego uczniów z XXI wieku, pomagającymi nam poznać Jezusa Chrystusa, pokochać Go i być Mu wiernym aż do końca naszego ziemskiego pielgrzymowania.


Czego chce nas nauczyć św. Jan Apostoł i Ewangelista – patron dnia dzisiejszego?

Myślę, że św. Jan chce nas nauczyć „jak być umiłowanym uczniem Jezusa”. W tym długim, żmudnym i dynamicznym procesie św. Jan Apostoł i Ewangelista chce nas nauczyć tego trudnego „jak”: „być powołanym”, „pójść za Jezusem”, „być świadkiem Jezusa”, „być przemienionym”, „być wiernym aż do końca”.


Być powołanym
Jan – którego imię hebrajskie oznacza „Pan dał łaskę” – pochodził z Betsaidy (Betseda, po hebr. dom rybaka lub dom ryby), miasta położonego na północ od jeziora Genezaret (Galilejskiego) w Galilei, w Palestynie (Izrael). Razem z ojcem Zebedeuszem i bratem Jakubem zajmował się rybołówstwem, tak jak jego dobrzy znajomi i przyjaciele: Szymon Piotr, Andrzej i Filip. Jan był najpierw uczniem „proroka znad Jordanu” – św. Jana Chrzciciela, a po wskazaniu przez niego Jezusa jako „Baranka Bożego” wraz z Andrzejem „poszli za Jezusem” (J 1, 35-40). Wówczas usłyszeli od Nauczyciela z Nazaretu: Czego szukacie? Odpowiedzieli Mu także pytaniem: Nauczycielu gdzie mieszkasz? Jezus odpowiedział im zaproszeniem: Chodźcie, a zobaczycie. To wydarzenie musiało wywrzeć silne i niezatarte wrażenie na Janie, skoro zapamiętał godzinę tego spotkania: Było to około godziny dziesiątej, tzn. o godz. 16; i tego dnia pozostali u Niego (J 1, 39). Po tym pierwszym spotkaniu Jan jeszcze nie został na stałe przy Jezusie. Nie znamy ani powodu, ani okoliczności tego chwilowego rozstania z Mistrzem z Nazaretu. Być może musiał załatwić pilne sprawy rodzinne. O ostatecznym przystaniu Jana do grona uczniów Jezusa piszą inni Ewangeliści: Mateusz, Marek i Łukasz (Mt 4, 18-22; Mk 1, 14-20; Łk 5, 9-11).


Pójść za Jezusem
Na brzegu Jeziora Tyberiadzkiego naprawiał on sieci razem ze swoim ojcem i starszym bratem, gdy Jezus powołał go razem z Jakubem: A oni natychmiast zostawili łódź i ojca i poszli za Nim (por. Mt 4, 21-22; Mk 1, 19-20). Od tej chwili Jan zawsze należy do ścisłej, trójosobowej grupy apostołów, którą Jezus zabiera ze sobą w znaczących sytuacjach Jego działalności. Jest razem z Piotrem i Jakubem, gdy Jezus w Kafarnaum wchodzi do domu Piotra, aby uzdrowić jego teściową (por. Mk 1, 29-31); z dwoma innymi idzie za Mistrzem do domu przełożonego synagogi Jaira, którego córka zostanie przywrócona do życia (por. Mk 5, 37-42); idzie za Jezusem, gdy wstępuje On na górę, gdzie ma być przemieniony (por. Mk 9, 2); jest blisko Jezusa na Górze Oliwnej, gdy w obliczu potęgi świątyni jerozolimskiej wygłasza On mowę o końcu miasta i świata (por. Mk 13, 3); na krótko przed Paschą, właśnie jemu i Piotrowi Jezus powierza zadanie przygotowania sali do wieczerzy (por. Łk 22, 8); i w końcu jest blisko Jezusa w ogrodzie Getsemani, gdy On odchodzi, aby samotnie modlić się do Ojca przed okrutną męką (por. Mk 14, 33).


Być świadkiem Jezusa
Ta szczególna pozycja Jana pośród dwunastu pozwala w jakiejś mierze zrozumieć inicjatywę podjętą przez matkę, która zbliżyła się do Jezusa i prosiła Go, aby jej dwaj synowie, mogli zasiąść jeden po Jego prawicy, a drugi po Jego lewicy w Jego królestwie (por. Mt 20, 20-21). Jak wiemy, Jezus odpowiada pytając, czy oni są gotowi pić kielich, który On ma pić (por. Mt 20, 22). Prorocza intencja Jezusa dotyczy trudnej i dramatycznej sytuacji bycia Jego wiernym uczniem i świadkiem aż do końca, tzn. w ogniu męczeńskiej próby i śmierci. Już teraz, w przededniu swojej męki i śmierci, Jezus pragnie otworzyć oczy swoich uczniów na głębsze poznanie tajemnicy swej osoby i swego dzieła. Chce im powiedzieć otwarcie, że zostali powołani do tego, by byli Jego świadkami, nie tylko słowem, ale i życiem. Zaraz potem Jezus precyzuje, że On – Syn Człowieczy nie przyszedł, aby Mu służono, lecz aby służyć i dać swoje życie na okup za wielu (Mt 20, 28). W dniach następujących po zmartwychwstaniu spotykamy „synów Zebedeusza” zajętych razem z Piotrem i innymi uczniami nocnym bezowocnym połowem, po którym następuje, dzięki interwencji Zmartwychwstałego, cudowny połów ryb. I to Jan, „uczeń, którego Jezus miłował”, rozpozna jako pierwszy „Pana” i wskaże Go Piotrowi (J 21, 1-13).
W szczególności trzeba nam przypomnieć wspaniałe i odważne świadectwo Jana i Piotra przed Sanhedrynem: My nie możemy nie mówić tego, cośmy widzieli i słyszeli (Dz 4, 20). Odwaga i wytrwałość w wyznawaniu własnej wiary pozostaje przykładem i ostrzeżeniem dla wszystkich uczniów Jezusa, by byli zawsze gotowi do dawania świadectwa „pójścia za Chrystusem”, przedkładając wiarę i miłość do Boga ponad wszelką kalkulację, a zwłaszcza ponad czysto ludzkie interesy.


Być przemienionym – nawróconym
Jan zasłużył sobie na szczególną miłość Chrystusa, wierną służbą i całkowitym oddaniem się Jezusowi – swojemu Panu i Mistrzowi. Ale nie zawsze tak było. Jan, jak każdy uczeń Jezusa, musiał przejść długą i żmudną pielgrzymkę wiary oraz osobisty proces nawrócenia. Niegościnnym Samarytanom życzył ognia, gdy odmówili dachu nad głową dla Jego Mistrza i uczniów udających się w pielgrzymce do Jerozolimy (Łk 9, 51-55). Gdy zobaczył, że ktoś obcy, nienależący do grona Jego uczniów, ma odwagę „w imię Jezusa” wyrzucać złe duchy, zabronił mu tego, za co spotkał się z łagodną naganą Mistrza: Kto bowiem nie jest przeciwko nam, ten jest z nami (Mk 9, 38-40).
Jednakże spośród przestraszonych apostołów, Jan odnalazł się pierwszy i on jeden poszedł za umiłowanym Mistrzem aż pod krzyż. Nie mógł Go opuścić, tak jak Jezus nigdy go nie opuścił. Ten ostatni czyn miłości jest wspaniałym świadectwem jego wierności. W swoich listach i Apokalipsie – duchowym testamencie – przestrzegał swoich uczniów przed błędami, zgorszeniem i brakiem jedności. Nawoływał ich do umiłowania prawdy, światła i wzajemnej miłości w Bogu.


Być wiernym aż do końca

Według tradycji, Jan jest „umiłowanym uczniem”, który w czwartej Ewangelii opiera głowę na piersi Mistrza podczas ostatniej wieczerzy (J 13, 21), znajduje się u stóp Krzyża razem z Matką Jezusa (J 19, 25) i wreszcie świadczy o pustym grobie oraz o obecności Zmartwychwstałego (J 20, 2; 21, 7). Jednak najbardziej znamiennym jest fakt, że Jezus, umierając na Krzyżu, całą ziemską przyszłość swojej Matki powierzył właśnie Janowi, oznajmiając mu równocześnie, że Maryja, Matka Boga, jest także jego, Jana, Matką: Niewiasto, oto syn Twój; Oto Matka twoja (J 19, 26-27). Dla Jana było to jakby drugie jego powołanie. Przed kilku laty na wezwanie Jezusa porzucił swojego ojca i matkę, stając się Jego umiłowanym uczniem, teraz otrzymuje Nową Matkę, a w nim, my – wszyscy wierzący w Chrystusa i umiłowane dzieci Boże.

Tradycja wczesnochrześcijańska okazywała żywe zainteresowanie losami św. Jana Apostoła po zmartwychwstaniu i wniebowstąpieniu Pana Jezusa. Św. Papiasz (ok. 80-116) i św. Polikarp (ok. 70-166), uczniowie św. Jana, podają nam pewne cenne szczegóły z jego późniejszych lat. Jan głosił Ewangelię albo w samej Ziemi Świętej, albo w jej pobliżu, ze względu na powierzoną mu opiekę nad Matką Jezusa. Po wybuchu powstania żydowskiego Jan schronił się zapewne w Zajordanii, gdzie przebywał do końca wojny, tj. do roku 70 (zburzenie Jerozolimy). Stamtąd udał się do Azji Mniejszej, gdzie pozostał aż do zesłania go na wyspę Patmos przez cesarza Domicjana (81-96). Po śmierci cesarza apostoł wrócił do Efezu, by tu za panowania Trajana (98-117) zakończyć życie jako prawie stuletni starzec. Ten fakt potwierdzają św. Ireneusz i Polikrates, biskup Efezu (ok. 190 roku).


Kult i tradycja

Kult św. Jana Apostoła w Kościele był zawsze bardzo żywy. Najwspanialszą świątynię wystawiono na jego cześć w Rzymie. Jest nią bazylika na Lateranie pod wezwaniem świętych Jana Chrzciciela i Jana Apostoła. Zwana jest również bazyliką Najświętszego Zbawiciela – matką i nauczycielką wszystkich kościołów chrześcijaństwa, uroczyście konsekrowana przez papieża św. Sylwestra I (+335) i dotąd jest katedrą biskupa Rzymu.

W wielu kościołach dnia 27 grudnia po Mszy Świętej podaje się wiernym poświęcone wino do picia. Co ma wspólnego ten zwyczaj z biografią Jana Ewangelisty? Otóż wedle starochrześcijańskiego podania Jan został uwięziony w Rzymie przez cesarza Domicjana, który postanowił zgładzić apostoła przez podanie mu do wypicia zatrutego wina. Jan nie zawahał się, uczynił nad winem znak krzyża świętego i wypił je. Napój wcale mu nie zaszkodził. Takie to właściwości cudowno-terapeutyczne ma posiadać wino otrzymywane przez wiernych w święto Jana Ewangelisty.


Jeśli ktoś by wątpił w takie właściwości „wina św. Jana”, chciałbym przytoczyć bardzo piękną historię, napisaną przez Bruno Ferrero, zatytułowaną „Najlepsze wino”.
„Pewien mężczyzna i kobieta w dość późnym wieku zawarli związek małżeński. Ku ich zdziwieniu i radości narodził się im syn. Wychowali go z miłością, troszcząc się o wszystko, co możliwe. Pomimo, że byli ubodzy, posłali go do szkoły mądrego mistrza, by mógł wzrastać również duchowo. Gdy chłopiec powrócił do domu, chciał w jakiś sposób spłacić dług zaciągnięty wobec rodziców. «Czy mógłbym coś zrobić dla was, kochani rodzice» – pytał. «Coś, co by wam sprawiło radość?» «Ty jesteś naszą radością, naszym największym skarbem» – odpowiedzieli staruszkowie. «Jeżeli jednak chcesz zrobić nam prezent, to postaraj się o trochę wina. Lubimy wino, a od wielu lat nie piliśmy nawet łyka...» Chłopiec nie miał ani grosza. Pewnego dnia, gdy poszedł do lasu po drzewo, zanurzył ręce w wodzie spadającej z wodospadu, zaczerpnął trochę i wypił. Zdawało mu się, że woda ma smak słodkiego wina. Wypełnił wodą bukłaczek, który miał z sobą i wrócił do domu. «Oto mój podarunek» – rzekł rodzicom. «Oto bukłaczek z winem dla was». Rodzice spróbowali napoju, nie czuli niczego poza smakiem wody, ale uśmiechnęli się do syna i podziękowali mu. «W przyszłym tygodniu przyniosę wam następny bukłaczek» – powiedział syn. I tak czynił przez wiele tygodni. Staruszkowie przystali do tej gry. Z entuzjazmem pili wodę i byli szczęśliwi, widząc radość swego syna. Ale stało się coś nadzwyczajnego: minęły ich wszelkie dolegliwości i zniknęły zmarszczki. Tak, jakby ta woda miała w sobie jakąś cudowną moc”.
Ale jest jeszcze morał: „Istnieje cud wdzięczności. Są osoby, które piorą, prasują, gotują dla innych przez dziesięć, dwadzieścia, trzydzieści lat. Towarzyszą im, troszczą się, kochają dniem i nocą. I nigdy nie usłyszały słowa «dziękuję». Powiedzieć komuś «dziękuję» to nie tylko kwestia dobrego wychowania. Powiedzieć komuś «dziękuję» oznacza powiedzieć mu: «Zauważyłem…, że jesteś…, że istniejesz dla mnie (kochana mamo! kochana żono!)..., że jesteś dobry (kochany tato! kochany mężu!)..., że mnie kochasz!» Z tego powodu świat jest pełen osób niewidzialnych”.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2016 Homilie i rozważania , Blogger