Czwartek,
I Tydzień Adwentu
Kto
spełnia wolę Bożą, wejdzie
do królestwa niebieskiego
Nie
ten, który mi mówi: Panie, Panie wejdzie do Królestwa Bożego,
lecz ten kto czyni wole Ojca mego, który jest w niebie (Mt
7,21).
Biblia
mówi, że ludzkość rozpoczęła swoją drogę życia w raju (Rdz
r. 2). Potem wypędzona z niego błąkała się po pustyniach i
stepach, prowadząc koczowniczy styl życia (Wj r. 14 nn). Teraz
czeka na ostatni etap swej tułaczki, tj. na zjednoczenie się z
Bogiem w Królestwie niebieskim. Czym jednak jest to Królestwo
niebieskie i jak się do niego dostać?
Dzisiejsze
czytania mszalne mówią nam, że tym Królestwem jest święte
miasto Boże, niebieskie Jeruzalem. Przedstawione jest Ono jako
miasto zbudowane na skale, jako symbol czegoś trwałego i
niezniszczalnego. Warto jest pokusić się o wejście do Niego.
Atrakcyjność
tego Królestwa polega przede wszystkim na tym, że jest Ono i Boże,
i wiecznotrwałe. Pierwsze czytanie z proroka Izajasza rozwija przed
nami wizję tego przyszłego Królestwa, które będzie duchową
wspólnotą wszystkich ludzi. Siła tego Królestwa leży w tym, że
opiera się Ono o Boga, który jest skałą. Temat Bóg-Skała był
znany w Starym Testamencie i symbolizował wierność Boga, który
przez Przymierze związał się na zawsze z człowiekiem. Na ten
temat czytamy w księdze Pwt 32,4: On,
Skala ( = Bóg) dzieło Jego doskonale, bo wszystkie drogi Jego są
słuszne. On Bogiem wiernym a nie zwodniczym, On sprawiedliwy i
prawy. Kiedy
Chrystus będzie myślał o swoim Kościele powie do św. Piotra: Tyś
jest Piotr czyli skała, a na tej skale zbuduję Kościół mój i
bramy piekielne go nie przemogą (Mt
16,18). Wszystko co wiecznotrwałe, niezmienne i niezniszczalne w
biblijnej symbolice wyrażane jest terminem Bóg-Skała.
W
oparciu o tę interpretację rozumiemy teraz lepiej sens dzisiejszej
Ewangelii, która mając na myśli trwałość i nietrwałość
ludzkich poczynań, mówi o budowaniu na skale i na piasku. Chodzi tu
nie tyle o konkretne domy, budowane przez człowieka, ile o nasze
ludzkie działanie, które wtedy tylko będzie sensowne, gdy opierać
się będzie o wiecznego i niezmiennego Boga. Dlaczego tak? Dlatego,
bo Bóg
jest wczoraj, dziś ten sam i na wieki, bo
niebo i ziemia przeminą, ale słowa Jego nie przeminą (Mt 24,35).
W
oparciu o te słowa, Chrystus zakłada na ziemi swoje Królestwo,
które po skończeniu świata nadal trwać będzie w niebie. Wszyscy
z woli Bożej jesteśmy przeznaczeni do tego Królestwa. Głównym
warunkiem dostania się do Niego jest nie gadulstwo, nie piękne
słowa, nie drętwa mowa, ale konkretne, zasługujące na niebo,
nasze ludzkie czyny. Dlatego tak jasno na ten temat mówi dzisiejsza
Ewangelia, kiedy przeciwstawia słowa — czynom. W słowach można
bardzo wiele zadeklarować, wiele obiecać, ale dopiero czyny
ukazują, ile z naszych obietnic znalazło pokrycie w rzeczywistości.
Chrystus stawia w naszym życiu przede wszystkim na czyny.
Jeżeli
zważymy, że dzisiejsza Ewangelia jest zakończeniem i podsumowaniem
treści podanej przez Chrystusa w Jego słynnym kazaniu na Górze (Mt
5-7), to musimy uznać za słuszne, że to zakończenie jest bardzo
ważne. Każdy bowiem kto się szanuje i pragnie przez mowę swoją
coś osiągnąć, na zakończenie swego przemówienia pozostawia
sobie to, co leży mu bardziej na sercu. Chrystus także pozostawił
na koniec najważniejsze sprawy: sprawę ludzkich czynów,
uzależniając od nich naszą wieczność i nasze przyszłe szczęście
w niebie.
Od
Chrystusa dowiadujemy się dzisiaj także, że choć modlitwa jest
naszym zadaniem i obowiązkiem chrześcijańskiego życia, to sama
modlitwa jeszcze nie tworzy chrześcijanina doskonałym. Stanie się
taki dopiero wtedy, gdy w swoim życiu przejdzie od modlitwy słownej,
do zaangażowanej, gdy słowa jego wypowiadane do Ojca Niebieskiego,
będą miały pełne pokrycie w jego życiu. Konkretnie, gdy na
modlitwie będziemy nie tylko mówić: Ojcze
nasz, który jesteś w niebie, przyjdź Królestwo Twoje, ale
to Królestwo będziemy realizować, gdy je dostrzeżemy w naszych
braciach, gdy zaczniemy coś robić, żeby oni wreszcie do Niego w
pełni mogli należeć. Inaczej mówiąc, Chrystus dziś woła do nas
o czyny, bo one jedynie stanowią autentyczną legitymację naszej
przynależności do Niego. One będą tą skałą, na której
opierając się możemy rozpocząć budowę naszego chrześcijańskiego
życia i chrześcijańskiej doskonałości. Staną się fundamentem,
na którym zbudowany gmach niewątpliwie oprze się wichrom i burzom,
nie złamie go ludzka zazdrość, nie wywróci nienawiść, nie
pochłonie fala nieuczciwości i fałszu. On jak miłość
wszystkiemu zaradzi, wszystko zniesie i wszystko, nawet co najgorsze
przetrwa. Tylko, oby stał na dobrych czynach.
Chciejmy
żyć czynami i nimi zapisywać się w historii. Żyć zaś nimi, to
znaczy traktować na serio słowa dzisiejszej Ewangelii: z Chrystusem
budować, walczyć, zwyciężać.
Msza
Św., w której w tej chwili bierzemy udział, niech będzie dla nas
ramieniem i mocą do przezwyciężania wszelkich w tym względzie
trudności. Ona napełnia nas radosnym optymizmem, napełnia
nadzieją, że nigdy nie budujemy sami. Razem z nami jest Chrystus,
który zawsze kładzie u fundamentu pierwszą cegłę i sam pragnie
być dla nas fundamentem. Wiemy o tym dobrze od św. Pawła
mówiącego, że w religii naszej nie ma innego fundamentu, oprócz
tego, którym jest Chrystus.
Kiedy
w Adwencie będziemy oczekiwać na mającego przyjść Chrystusa,
pomyślmy i
o
tym czy On, gdy przyjdzie znajdzie w nas podatny materiał do
budowania swego Królestwa i
czy
będziemy w tym względzie chętnymi Jego pomocnikami. On liczy
przecież na naszą najlepszą wolę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz