marca 08, 2017

Rozważania wielkopostne – Plemię przewrotne żąda znaku

marca 08, 2017

Rozważania wielkopostne – Plemię przewrotne żąda znaku
Środa I Tygodnia Wielkiego Postu


Przeżywamy Wielki Post. Jest on jednym wielkim znakiem miłosierdzia Pana Boga i Jego miłości, Jego troski o każdego i każdą z nas; jest wezwaniem do nawrócenia. Niemal każdy dzień przynosi słowo Boże, które zaprasza nas do przyjęcia Pana Boga, do spojrzenia na nasze życie w nowy sposób.
Dzisiaj Bóg chce nas oświecić, chce oświecić naszą rzeczywistość w historii proroka Jonasza. Kim był Jonasz? Był człowiekiem posłanym przez Boga do Niniwy, miasta Asyryjczyków, miasta pogańskiego; był posłany do ludzi obcej kultury, ludzi, którzy prawdziwego Boga nie poznali. Ale Jonasz wybiera się w drogę w kierunku przeciwnym, niż ten, który zaplanował Bóg. Dlaczego? Wyjaśnienie jego postawy znajdujemy w czwartym rozdziale Księgi Jonasza: „Wiem, żeś Ty jest Bóg łagodny i miłosierny, cierpliwy i pełen łaskawości, litujący się nad niedolą”.
Jonasz ma swój obraz Pana Boga. Dzisiaj moglibyśmy powiedzieć, że Jonasz jest takim nacjonalistą, bardzo kochającym swój Naród, który nienawidzi jego wrogów. I gdy Bóg go posyła do Niniwy, do odwiecznych wrogów Izraela, Asyryjczyków, Jonasz mówi: nie, ja tam nie pójdę. Jonasz jest człowiekiem, który również domaga się wyrównania sprawiedliwości. Jego obraz Boga, to obraz Boga jako surowego sędziego, który nie ma prawa ulitować się nad zatwardziałymi grzesznikami. I dlatego ucieka przed Bogiem, ucieka przed swoją misją.
Pan Bóg, który jest cudownym pedagogiem, będzie powoli prowadził Jonasza do odkrycia swojej pychy, do odkrycia swojej zarozumiałości, do odkrycia swojego fałszywego obrazu Boga.
Jest pewna cecha Jonasza, która zadecydowała o jego nawróceniu. Tą cechą jest jego całkowita szczerość. Jest to człowiek, który zawsze mówi za dużo. Wsiada na okręt i rozpętała się burza, mówi marynarzom: “Ja uciekam przed Bogiem”. Jest człowiekiem szczerym wobec Boga, jest także szczerym wobec siebie. On wie, że ucieka przed Bogiem, on się nie ukrywa, on się nie zakłamuje i dlatego Bóg daje mu znaki: właśnie ci marynarze, poganie, najpierw budzą go, aby się zaczął modlić.
Bardzo często katecheci w naszych szkołach, którzy doświadczają trudności, którzy doświadczają niemocy, są właśnie przez tych ludzi młodych, przez dzieci budzeni do modlitwy. Jeśli się nie będziesz modlił, to twoja wiara nie będzie dojrzała, jesteś bez szans, przegrasz, bo pójdziesz w jakieś konfrontacje, albo stwierdzisz, że ta misja jest beznadziejna – nie przynosi żadnych owoców.
W tym kontekście widzimy, że najpierw pokazują Jonaszowi ci poganie, że trzeba się modlić. Następnie Jonasz, również przed tymi ludźmi, przyznaje się do swojej niewierności, do swojego lenistwa duchowego i prosi, aby go wyrzucili za burtę. Zobaczmy, jak pokora tego człowieka wobec pogan: uznał, że jest sprawcą tego nieszczęścia i prosi o odrzucenie. Jonasz nawet nie myśli, aby się razem z marynarzami ratować. Pan Bóg jest cudownym pedagogiem i przez tych pogan pokazuje, jakim małym człowiekiem jest Jonasz.
I wreszcie, Bóg zamyka jego życie w ciemnościach, we wnętrznościach wielkiej ryby, gdzie przebywa przez trzy dni, a dzisiaj słyszeliśmy drugie powołanie Jonasza, który idzie do Niniwy i głosi nawrócenie. Owoce są cudowne. I choć jeszcze się będzie wadził z Bogiem, i choć jeszcze będzie swój obraz Boga chciał potwierdzać, to już zwyciężył, to już został przez miłość Pana Boga pokonany.
Jezus Chrystus dzisiaj w Ewangelii powie: “Plemię przewrotne żąda znaku, ale żaden znak nie będzie mu dany, prócz znaku Jonasza”. Żądamy jakichś namacalnych znaków, że Bóg jest wszechmocny, że Bóg panuje nad tym światem, że dobro zwycięża, że ludzie źli i przewrotni będą ukarani, a Jezus mówi: “nie ma innego znaku, tylko znak proroka Jonasza”.
Jezus również trzy dni przebywa w ciemnościach, zmartwychwstaje i daje nowe życie swoim uczniom, daje nowe życie nam. Nikt z nas nie będzie dobrym świadkiem Jezusa Chrystusa, jeśli nie obumrze dla samego siebie, dla swojego obrazu Boga, dla swoich pragnień, oczekiwań.
Pewien autor chrześcijański każe nam sobie postawić takie cztery pytania, byśmy się dowiedzieli w tym świetle historii Jonasza, czy idziemy za Jezusem Chrystusem. Pierwsze pytanie: Czy w mojej misji wzrastam? Czy nie zatrzymałem się czasem na sprawdzonych działaniach, metodach i mówię, że tak robię, bo tak robiłem przez wiele lat, bo to działa? Czy ja wzrastam? Bardzo często odbieramy drugiego człowieka tak, jakby nie miał prawa wzrastać, jakby nie miał prawa dojrzewać, jakby nie miał prawa stawać się innym człowiekiem; gdzieś tam spotkaliśmy go w młodości, spotykamy go po latach i tak się zachowujemy, jakby ona nie miała prawa się zmieniać. Czy ja wzrastam? Czy ja dojrzewam? Czy tylko stosuję sprawdzone chwyty, bo to działa?
Drugie pytanie: Czy ryzykuję, czy wybieram bezpieczeństwo? A więc czy są jakieś nowe drogi, którymi mnie Bóg prowadzi, czy tylko się ograniczam do tego, co bezpieczne, do tego, co nie wymaga ryzyka? Czy jestem człowiekiem, który odkrywa nowe sposoby ewangelizowania.
Trzecie pytanie: Czy moja misja scala mnie wewnętrznie, czy oddaję jej wszystkie moje siły? Bo może być tak, że jakąś cząstką służę Bogu, ale potem mam swoje idole, którym się oddaję.
I wreszcie czwarte pytanie: Czy biorę, czy daję? Jonasz brał, bo nie chciał dać Bogu siebie, bo miał swój obraz Boga; był zatroskany o samego siebie. Ale przyszedł czas, kiedy Jonasz zrozumiał, że jego misją jest obumierać dla samego siebie, i tylko wtedy będzie reprezentantem Boga, będzie o nim świadczył.
Mówiąc o „Znaku Jonasza” Chrystus skłania nas, abyśmy wsłuchali się w Jego częste nawoływanie do pokuty. Oczekiwanie na cud jest próbą pójścia na skróty, w uznaniu prawdziwości nauki Jezusowej. Poznanie Prawdy, która wyzwala, czyli zbawia, dokonuje się na drodze pokuty i nawrócenia. „Znak Jonasza”, to nic innego, jak świadectwo o Chrystusowym zmartwychwstaniu. Pokuta i wewnętrzna przemiana człowieka otwiera jego serce na przyjęcie światła rozjaśniającego to, co mówi Jezus. Rozumiemy słowa Pana nie tylko umysłem, lecz i przemienionym sercem.
 

marca 07, 2017

Rozważania wielkopostne - Jezus uczy, jak się modlić

marca 07, 2017

Rozważania wielkopostne - Jezus uczy, jak się modlić
Wtorek I Tygodnia Wielkiego Postu


1. Jezus uczy nas najpiękniejszej modlitwy
Uczniowie widzieli, jak Jezus często usuwał się od tłumu i długo trwał na modlitwie. Dlatego pewnego dnia – jak czytamy w dzisiejszej Ewangelii– gdy Nauczyciel zakończył swoją modlitwę, zwrócili się do niego z całą prostotą: Panie, naucz nas się modlić.
Wówczas Jezus nauczył ich modlitwy Ojcze nasz,którą tysiące ust we wszystkich językach tyle razy powtarzają w ciągu wieków. Ta modlitwa łączy różne prośby, które Pan zapewne przypominał również przy innych okazjach – może dlatego różnią się teksty św. Łukasza i św. Mateusza. Jest to zupełnie nowy sposób zwracania się do Boga. W tych prośbach jest taka prostota, że nawet dziecko może się ich nauczyć, a równocześnie tak wielka głębia, że można spędzić całe życie na rozważania sensu każdej z nich.
Pierwszym słowem, które wymawiamy za wyraźnym wskazaniem Jezusa, jest Abba – Ojcze, Tatusiu.Pierwsi chrześcijanie chcieli zachować bez przekładu to samo słowo aramejskie, którego użył Jezus: Abba; bardzo prawdopodobne, że w tej formie znalazło się ono w najstarszej liturgii Kościoła. To słowo nadaje ton całej modlitwie. Natychmiast odczuwamy klimat ufności i dziecięctwa, w którym zawsze powinniśmy zwracać się do Boga. Pan pominął inne słowa które mogłyby u nas wywoływać lęk, a stosuje to, które wzbudza miłość i ufność u tych, którzy modlą się i o coś proszą; gdyż jakie słowo może być milsze niż „ojciec”, które oznacza czułość i miłość. Jezus posługuje się słowem Abba, którym dzieci hebrajskie zwracają się poufale i czule do swoich ziemskich ojców. Wybrał je jako najodpowiedniejsze do wzywania Stwórcy Wszechświata: Abba! Ojcze!
Kiedy wielokrotnie w ciągu dnia odmawiasz Ojcze nasz, rozkoszuj się tym słowem pełnym tajemnicy i słodyczy: Abba, Ojcze, Tatusiu…Niech ta modlitwa w sposób zdecydowany wpływa na twoje codzienne zachowanie, bo kiedy wołasz do Boga Ojcze nasz, powinieneś pamiętać o tym, że masz postępować jak dziecko Boże.

2. Na modlitwie mów do Boga: „Ojcze…”
Podczas gdy wielu ludzi szuka Boga jakby we mgle, po omacku, ty jako chrześcijanin wiesz, że On jest twoim Ojcem i czuwa nad tobą. Ilekroć zwracasz się do Boga, On mówi ci: Moje dziecko, ty zawsze jesteś przy mnie i wszystko moje do ciebie należy (Łk 15,31). Nie jest obojętny na żadną twoją potrzebę, na żaden twój smutek. Jeśli się potykasz, upadasz, On podtrzymuje cię lub podnosi. Wszystko, co otrzymujesz od Boga, niezależnie od tego, czy oceniasz to jako korzystne lub nie, zsyła ci to Ojciec pełen czułości, najmądrzejszy z lekarzy, dla twojego dobra.
Świadomość tego, że jesteś dzieckiem Boga nadaje twemu życiu nowy sens; nie jest już ono niejasną zagadką do odgadnięcia, lecz zadaniem do wypełnienia w domu Ojca, którym jest cały świat przez Niego stworzony: Dziecko – mówi Bóg tobie – idź dzisiaj i pracuj w winnicy (Mt 21,28). Czy może być coś piękniejszego w twoim życiu? Bóg mówi do ciebie: dziecko!Jeżeli nieustannie będziesz świadom tego, to stanie­sz się człowiekiem modlitwy i twoje życie będzie służyć chwale i wielbieniu Boga, gdyż stosunek dziecka do ojca jest pełen szacunku, czci, ale równocześnie radosnej wdzięczno­ści i miłości.
Przypatrz się Jezusowi! On w ciągu całego swego ziemskiego życia uczy nas trak­towania Boga jako Ojca. Jezus realizuje najpełniej synowską postawę i uczucie wobec Ojca. Ewangelia ukazuje nam, jak przy różnych okazjach usuwa się od tłumu, by zjednoczyć się na modlitwie z Ojcem. Od Niego uczy się poświęcać chwile podczas codziennych zajęć wyłącznie Bogu. Jezus modlił się za siebie samego; była to modlitwa synowskiego oddania się woli swego Ojca Boga. Kiedy indziej ufnie modlił się za innych, zwłaszcza za Apostołów i swoich przyszłych uczniów – za mnie, za ciebie. Pan uczy nas w różny sposób, że taki synowski i ufny stosunek wobec Boga potrzebny jest, by oprzeć się pokusie, aby otrzymać potrzebne łaski i aby wytrwać do końca.
Ufna, dziecięca rozmowa z Bogiem powinna być osobista,w ukryciu swojej izdebki, dyskretna; pokorna jak modlitwa celnika; wytrwała – bez zniechęcania się – jak prośba owego natrętnego przyjaciela lub wdowy odtrącanej przez sędziego. Powinna ją przenikać ufność w dobroć Bożą, gdyż jako Ojciec zna potrzeby swoich dzieci – i udziela im nie tylko dóbr duchowych – lecz także tego, co jest potrzebne dla życia materialnego.
Ojcze mój – zwracaj się do Niego tak właśnie, z ufnością! – Ojcze mój, który jesteś w niebie, wejrzyj na mnie z litościwą miłością i spraw, bym ją odwzajemnił. Roztop i rozpal moje twarde serce, spal i oczyść me nieposkromione ciało, napełnij mój rozum nadprzyrodzonym światłem, spraw, by mój język głosił miłość i chwałę Chrystusa. Ojcze mój…, naucz mnie zwracać się do Ciebie z dziecięcą ufnością.

3. „Ojcze nasz…” – wszyscy jesteśmy braćmi i siostrami
Twoja modlitwa jest aktem osobistym, lecz uczestniczą w niej twoi bracia i siostry. Skupienie i odosobnienie wewnętrzne nie stanowią przeszkody, by inni ludzie w jakiś sposób byli obecni w twojej modlitwie. Jak to się dzieje? Po pierwsze: Pan nauczył nas mówić Ojcze nasz, ponieważ dzielimy godność dzieci z wszystkimi naszymi braćmi i siostrami.
Po drugie: Miłość Boża nie zna granic. Twoja mo­dlitwa również powinna być taka sama (…) trzeba modlić się ze wszystkimi i za wszystkich ludzi.
Pamiętaj, że masz prawo do nazywania Boga Ojcem, jeżeli traktujesz innych jako braci, zwłaszcza tych, z którymi łączą cię ściślejsze więzi, z którymi częściej się spotykasz, z najbardziej potrzebującymi, ze wszystkimi. Gdyż kto nie miłuje brata swego, którego widzi, nie może miłować Boga, którego nie widzi (1 J 4,20 ). Nie możesz nazywać „Ojcem naszym” Boga wszelkiej dobroci jeżeli zachowujesz serce twarde i nieludzkie, gdyż w takim razie nie masz w sobie znaku dobroci Ojca niebieskiego.
Kiedy więc mówisz Bogu: Ojcze nasz, nie przedstawiasz Mu jedynie twojej nędznej modlitwy, ale także uwielbienie całej ziemi. Dzięki świętych obcowaniuwznosi się do Boga ciągła modlitwa w imieniu ludzkości. Módl się za wszystkich ludzi, za tych, którzy nigdy nie nauczyli się modlić albo już nie potrafią, albo nie chcą tego czynić. Użycz swojego głosu tym, którzy nie wiedzą lub zapomnieli, iż mają wszechmogącego Ojca w niebie. Dziękuj za tych, którzy zapominają dziękować. Módl się za potrzebujących, którzy nie wiedzą, że mają tak blisko źródło łask. Pamiętaj, że w swojej modlitwie dźwigasz największe potrzeby całego świata. Kiedy zwracasz się do Boga w wewnętrznym skupieniu, poczujesz się jak delegat tych wszystkich, którzy czegoś potrzebują, a zwłaszcza tych ludzi, których Bóg postawił u twego boku lub powierzył twej trosce.
Pomyśl! Czyż to nie piękne, że twoja modlitwa nigdy nie jest odosobniona. Mówisz Ojcze nasz, a natychmiast to wezwanie rozciąga się na całe Obcowanie Świętych. Twoja modlitwa stapia się z modlitwą wszystkich ludzi: z modlitwą matki za chore dziecko, z modlitwą ucznia, który prosi o pomoc w egzaminie, z modlitwą dziewczyny, która chce pomóc swojej przyjaciółce w odbyciu dobrej spowiedzi, z modlitwą osoby, która ofiaruje Bogu swoją pracę albo swoje poszukiwanie pracy.
Podczas Mszy św. kapłan wraz z wiernymi modli się słowami Ojcze nasz.
Przy różnicach czasowych między różnymi krajami ustawicznie odprawiana jest Msza św. i Kościół nieustannie odmawia tę modlitwę za swoje dzieci i za wszystkich ludzi. Tak oto ziemia jawi się jako wielki ołtarz ciągłego uwielbienia naszego Ojca Boga przez Jego Syna Jezusa Chrystusa w Duchu Świętym.

marca 04, 2017

Rozważania wielkopostne - Lekarza potrzebują chorzy

marca 04, 2017

Rozważania wielkopostne - Lekarza potrzebują chorzy
Sobota po Popielcu

Z Ewangelii według świętego Łukasza
Jezus zobaczył celnika, imieniem Lewi, siedzącego w komorze celnej. Rzekł do niego: «Pójdź za Mną». On zostawił wszystko, wstał i poszedł za Nim. Potem Lewi sprawił dla Niego wielkie przyjęcie u siebie w domu; a była spora liczba celników oraz innych, którzy zasiadali z nimi do stołu. Na to szemrali faryzeusze i uczeni ich w Piśmie i mówili do Jego uczniów: «Dlaczego jecie i pijecie z celnikami i grzesznikami?» Lecz Jezus im odpowiedział: «Nie potrzebują lekarza zdrowi, ale ci, którzy się źle mają. Nie przyszedłem wezwać do nawrócenia sprawiedliwych, lecz grzeszników». (Łk 5,27-32)

KOMENTARZ DO EWANGELII

Św. Łukasz opowiada o powołaniu celnika, Lewiego. Kim był ów Lewi, siedzący w komorze celnej? Odpowiedź daje św. Mateusz w swojej Ewangelii, mówiąc, że tym celnikiem jest on sam.
Lewi słyszy słowa Pana Jezusa: „Pójdź za Mną” – słowa wzywające go do przyłączenia się do Jego uczniów. Pociągnięty słowami o osobą Jezusa, opuszcza natychmiast wszystko i spieszy przyjąć Jezusa w gronie swojej rodziny i przyjaciół. Za łaską Bożą nastąpiła wielka przemiana u Lwiego; w jednej chwili porzucił swoje dawne życie i oddał się całkowicie Jezusowi.
Powołanie celnika, Mateusza, zaskoczyło obecnych. Taki wybór wywołał burzę komentarzy ze strony faryzeuszów; gorszyli się, że Chrystus, Nauczyciel występujący w imieniu Boga, siada z grzesznikami do stołu. Nie spodobał się ten zaskakujący gest Jezusa, który zasiada do uczty z grzesznikami i celnikami, oraz bierze ich w obronę i tłumaczy, że to grzesznicy najbardziej potrzebują lekarza i oczyszczenia z grzechów, że to w tej chwili zaczął się dla ludzi czas wielkiej amnestii, czas Bożego miłosierdzia.
Współczesne społeczeństwo “demokratyczne” cechuje tego właśnie typu postawa faryzejska, że aby zaspokoić przede wszystkim swoje wszystkie zachcianki. Chrześcijanin, człowiek wszczepiony w Chrystusa, musi nieustannie czuwać i dawać dobre świadectwo przynależności do Chrystusa swoją wiarą i swoim życiem.
Brat Andreas zapytał ojca przeora: Czy chcesz, ojcze, abym przekazał innym braciom twoje polecenia? – Nie. – Odpowiedział starzec – Najpierw wypełnij to, co do ciebie należy. Jeśli chcą dobrze żyć, będą na ciebie patrzeć. – Ale oni sami chcą, abym im rozkazywał. – Nie. – Powtórzył przeor. – Bądź dla nich przykładem, a nie rozkazodawcą.
Przyszedłem wezwać – mówi Jezus – teraz, natychmiast już na początku Wielkiego Postu tak, jak Lewiego: “Nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię”. Ludzkie serca pozyskuje się miłością, bo człowiek chce być kochany. Bóg stworzył go z miłości i dla miłości. Ta miłość domaga się wzajemności, konkretnych przykładów. Jeżeli chcemy dobrze żyć, musimy wpatrywać się w przykład życia Jezusa – jak zachęca nas do tego św. Jan Paweł II – do kontemplacji oblicza Jezusa, które promieniuje pięknem, miłością i miłosierdziem.
Ze słów Jezusa: “Przyszedłem wezwać grzeszników”, nie można wnioskować, że istnieje jakikolwiek cień pobłażliwości dla grzechu, a tym bardziej aprobata grzechu. Jezus nie bagatelizuje grzechu, nie usypia sumień, które u wielu ludzi doprowadzają do lekceważenia grzechu, bo zła jest hierarchia ich wartości i dopuszczają się grzechów przeciw miłości Boga i przeciwko miłości bliźniego. A w konsekwencji, taka negatywna postawa, doprowadza do obojętności i do unikania sakramentu pojednania. Człowiek taki dochodzi do fałszywego przekonania, że on nie ma się z czego spowiadać. Chrystus wzywa nas do prawdziwego nawrócenia i pragnie, aby to nawrócenie, choćby miało wiele nas kosztować, nastąpiło; chodzi tu o nawrócenie, spowodowane głębokim przeżyciem, przez zanurzenie się w miłosierdziu Bożym, obmywającym z każdego grzechu. To spotkanie z Ojcem, który z miłością wychodzi na spotkanie ze swoim dzieckiem. Zrozumienie tego, jest szczególnie ważnym zadaniem właśnie w Wielkim Poście.
Najlepszym ratunkiem dla nas jest sakrament pojednania, w którym Pan Jezus zostawił nam swoje przebaczenie i te przekonywujące słowa: “Przyszedłem wzywać grzeszników”. Niech te Jezusowe słowa będą zachętą do dobrej wielkanocnej spowiedzi i Komunii św., i abyśmy umieli odrzucić zło, a czynić dobro. To On nauczył nas inaczej żyć, żyć tak, abyśmy byli synami Bożymi; to On nauczył nas przyjmować spowiedź, jako dar najlepszego Lekarza, który stoi przy nas i po naszej stronie, abyśmy z Jego pomocą mogli całkowicie oddać się miłości Boga. Jakżeż wciąż aktualne są te słowa Jezusa, zapisane przez św. Łukasza: “Syn Człowieczy przyszedł szukać i zbawiać to, co zginęło”.
Wszyscy jesteśmy dłużnikami tych, którzy głosili Ewangelię miłosierdzia, którzy przed nami nią żyli: Ewangelistom, Apostołom, Świętym, Błogosławionym. Przypominamy wciąż żywe i aktualne słowa Pana Jezusa, skierowane do S. Faustyny: “Mów światu o Moim wielkim i niezgłębionym miłosierdziu; o Mojej miłości. Palą Mnie płomienie miłosierdzia i pragnę je wylewać na dusze ludzkie. Nie zazna ludzkość spokoju, dokąd nie zwróci się do źródła miłosierdzia Mojego. Powiedz zbolałej ludzkości: niech się przytuli do miłosiernego Serca Mojego, a Ja ich napełnię pokojem”. To zaproszenie jest skierowane do każdego z nas. Zatem, i naszym posłannictwem i obowiązkiem jest przekazywać naukę o zbawieniu i Bożym miłosierdziu następnym pokoleniom. To jest obowiązek każdego chrześcijanina i cecha wyróżniająca każdego ucznia Chrystusa, aby głosić i nieść miłosierdzie każdemu człowiekowi, bo wszyscy też jesteśmy źle mającymi się grzesznikami, których szuka Jezus.


marca 03, 2017

1. Kazanie pasyjne – Kielich od Ojca

marca 03, 2017

1. Kazanie pasyjne – Kielich od Ojca
Drodzy bracia i siostry. Dzień męki i śmierci nie był dla Chrystusa zaskoczeniem. Właściwie to ta myśl o tym dniu towarzyszy Mu podczas całej jego działalności publicznej. Ten dzień będzie nazywał „swoją godziną”: jeszcze nie nadeszła godzina moja, a cierpienia tego dnia nazwie „kielichem”, który musi wypić. I właśnie dziś nadeszła ta godzina, i swoim zwyczajem Jezus – jak przed podjęciem każdej ważnej decyzji – idzie na rozmowę z Ojcem, idzie do ogrodu Oliwnego, aby się modlić. Trzy lata temu, kiedy rozpoczynał swoją działalność publiczną, też poszedł na rozmowę z Ojcem, poszedł na pustynię. Wtedy to w tą rozmowę wtrącił się ktoś trzeci: szatan, który Go kusił i został przepędzony przez Jezusa - jak mówi Ewangelia: „odszedł do czasu”, aby powrócić. I właśnie dziś ten czas nadszedł; dziś – on, szatan znów wraca, aby zamącić rozmowę Jezusa z Ojcem. Właściwie to Szatan nie musi się specjalnie wysilać – wystarczy, że przedstawi w wyobraźni Chrystusa zawartość kielicha, który trzeba wypić, a zawartość tego kielicha jest porażająca, bo oto już za kilka godzin w tym ogrodzie, gdzie teraz się modli, będzie aresztowany, na powrozie będzie prowadzony, jak zbrodniarz przed sądy, będzie bity biczami, które rozgrywać będą Jego ciało, będzie wyszydzony, ukoronowany koroną cierniową, a ciernie wbijać się będą w Jego skroń, a wreszcie przybity zostanie gwoździami do krzyża, na którym trzy godziny będzie konać. „Ojcze mój jeżeli to możliwe mnie ominie ten Kielich” - woła Jezus. A uczniowie śpią: „Jednej godziny nie mogliście czuwać?” Nie mogli, to nie ich godzina: to Twoja godzina Mesjaszu, to Twój krzyż, zobacz zresztą sam czy warto go pić, Twoi najbliżsi śpią, nie śpi tylko ten, który Cię zdradza. Jutro przyjdą ci, których karmiłeś cudownie rozmnożonym chlebem, którym opowiadałeś o Bogu, a oni wołali hosanna, natomiast jutro wołać będą „ukrzyżuj go”. Jutro wybiorą zbrodniarza, a odrzucą Ciebie, bo im zawsze będzie bliżej do zbrodni, niż do ciebie. I tak będzie w ciągu wieków, tak będzie zawsze... Powiedziałeś, Panie, że jesteś Drogą, a oni będą chodzić swoimi drogami... Powiedziałeś, Panie, że jesteś Prawdą, a oni rozkochają się w kłamstwie... Powiedziałeś, Panie, że jesteś Życiem, a oni będą wybierać śmierć, wieczną śmierć... Czy więc warto za nich umierać? „Ojcze, jeżeli to możliwe niech mnie ominie ten Kielich”. Właściwie to nigdy Chrystus nie okazał się tak bardzo człowiekiem, jak podczas tej modlitwy! Chrystus prosi ojca, aby zwolnił go z tego zadania, z wypełnienia tego zadania, dla którego przecież przyszedł na ten świat. Na tego człowieka z ogrodu Oliwnego zwaliło się wszystko: i zdrada, i opuszczenie, i poczucie bezsensu tego co ma dokonać, i zapowiedź strasznej męki, i śmierci na krzyżu, i milczące niebo. Jutro z wysokości krzyża będzie wołał: „Boże mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił?” Ale już dziś czuje się opuszczony... Ileż trzeba było wysiłku, aby wyrazić zgodę, aby powiedzieć Ojcu: niech będzie tak, jak Ty chcesz, a nie tak jak ja.
Kiedyś, na początku dziejów, w ogrodzie rajskim, człowiek powiedział Bogu NIE, nie wierze Ci. Dzisiaj, w ogrodzie Oliwnym, Bóg-Człowiek mówi Bogu: ufam Ci, niech będzie tak, jak ty chcesz. I Ojciec przysyła anioła, daje znać, że jest, że słyszy... I Ojciec podaje swojemu Synowi „Kielich”. Właśnie ta ręka Ojca nadaje sens piciu tego kielicha. Za chwilę powie Jezus do Piotra: „schowaj twój miecz, czyż nie mam pić kielicha, który podał mi ojciec?” To co Ojciec daje, to nie zdrada Judasza, to nie wyrok śmierci Piłata, to Ojciec mój, kochający Ojciec, ale, który też jest Ojcem Piłata, Ojcem Judasza, Ojcem narodu, który mnie odrzucił, Ojcem wszystkich narodów i wszystkich ludów, podaje mi ten „Kielich”, abym wypił go do dna, i odkupił i zbawił wszystkich ludzi, bo wszyscy oni są dziećmi Bożymi: tak Bóg umiłował świat, tak Bóg umiłował zdradzieckich Judaszów, i Piłatów i te ogłupione, otumanione, bezmyślne tłumy, które krzyczą: „ukrzyżuj Go”, że posłał swojego Syna, aby Ten znowu wszystkich przyprowadził do domu, do domu Ojca.
I, moi drodzy, każdy z nas będzie miał kiedyś swój ogród oliwny, swój Ogrojec. I trzeba będzie wtedy spoglądnąć wstecz i do przodu, trzeba będzie zobaczyć swoje życie w świetle - no właśnie: w jakim świetle? Bo jeżeli to ma być tylko światło słońca, jeżeli będziemy patrzeć na mroki naszego życia tylko w świetle słońca, to zobaczymy tylko bezsens i pustkę. Aby popatrzeć na te ciemne strony naszego życia, które są za nami i te, które są przede nami, jak chociażby mroki konania i śmierci, to trzeba patrzeć na nie w innym świetle. Po to Chrystus przyszedł na świat, po to przeszedł przez wszystkie mroki ludzkiego życia, i przez mrok zwątpienia, i opuszczenia, zdrady i samotności, a przede wszystkim przez mrok cierpienia i śmierci, aby wszystko to rozjaśnić światłem zmartwychwstania. To właśnie w tym świetle, w świetle Zmartwychwstania Chrystusa, w świetle zmartwychwstania naszego, w świetle życia, którym teraz żyje Chrystus, nie tylko jako Bóg, ale też jako człowiek, Bóg-Człowiek - tylko w tym świetle to wszystko, co za nami i przed nami, może mieć jakiś sens, możemy dojrzeć sens tego wszystkiego, bo to właśnie z tego kielicha, który Ojciec podał Jezusowi, aby go wypił, z tego kielicha, bije to światło, światło Zmartwychwstania, światło, w którym można zobaczyć sens naszego życia, bo w tym „kielichu”, który Ojciec podał swojemu Synowi jest zawarta miłość, miłość Boga do człowieka, miłość Boga do każdego człowieka. A skąd w tym kielichu znalazło się też cierpienie - to już tajemnica, którą zna tylko Ojciec i Syn. Amen.!


marca 03, 2017

Rozważania Wielkopostne – Czas pokuty

marca 03, 2017

Rozważania Wielkopostne – Czas  pokuty
Piątek po Popielcu

Z Ewangelii według Świętego Mateusza
Po powrocie Jezusa z krainy Gadareńczyków podeszli do Niego uczniowie Jana i zapytali: «Dlaczego my i faryzeusze dużo pościmy, Twoi zaś uczniowie nie poszczą?» Jezus im rzekł: «Czy goście weselni mogą się smucić, dopóki pan młody jest z nimi? Lecz przyjdzie czas, kiedy zabiorą im pana młodego, a wtedy będą pościć». (Mt 9, 14-15)

KOMENTARZ DO EWANGELII

Ewangelia dzisiejszej Mszy świętej (Mt 9, 14-15) opowiada o tym, jak uczniowie Jana Chrzciciela zapytali Jezusa: „Dlaczego my i faryzeusze dużo pościmy, Twoi zaś uczniowie nie poszczą?”.
Post był wówczas, i będzie zawsze, kolejnym wyrazem ducha pokuty, którego Bóg domaga się od człowieka. Gdy towarzyszy mu modlitwa, służy ona okazaniu pokory wobec Boga. Człowiek, który pości, zwraca się ku Bogu w postawie uznania swej zależności i całkowitego oddania. W Piśmie Świętym czytamy, jak przed rozpoczęciem trudnych zadań podejmowano się postu i innych uczynków pokutnych. Podejmowano post, aby uzyskać przebaczenie winy, wyjednać odsunięcie klęski, otrzymać łaskę niezbędną do spełnienia misji lub przygotować się na spotkanie z Bogiem.
Jan Chrzciciel, który znał owoce postu, pouczał swoich uczniów o znaczeniu i konieczności tej praktyki pokutnej. Był pod tym względem zgodny z pobożnymi i miłującymi Prawo faryzeuszami. Faryzeuszy zdumiewało postępowanie Apostołów, którzy postu nie zachowywali. Pan występuje w obronie swoich uczniów: „Czy goście weselni mogą się smucić, dopóki pan młody jest z nimi?” (Mt 9, 15). Według Proroków panem młodym jest sam Bóg, który ukazuje swą miłość ludziom (por. Iz 54, 5).
Chrystus tutaj raz jeszcze okazuje swoją boskość i nazywa swoich uczniów przyjaciółmi pana młodego, swoimi przyjaciółmi. Przebywają z Nim i nie potrzebują pościć. Niewątpliwie przyjdzie czas, kiedy zabiorą im pana młodego, a wtedy będą pościć. Gdy Jezus nie jest obecny w sposób widzialny, potrzebne jest umartwienie, żeby widzieć Go oczyma duszy.
Całe pokutne znaczenie Starego Testamentu jest tylko cieniem tego, co miało nadejść. Pokuta – wymóg życia wewnętrznego potwierdzony doświadczeniem religijnym ludzkości i szczególny przedmiot objawienia Bożego – w Chrystusie i w Kościele uzyskuje nowe wymiary, nieskończenie szersze i głębsze.
Post jednak jest tylko jedną z form pokuty. Istnieją jeszcze inne formy umartwienia cielesnego, które powinniśmy praktykować, ponieważ ułatwiają nam rozmowę i zjednoczenie z Bogiem.
Powinniśmy się zastanowić, w jaki sposób dzisiaj żyjemy duchem pokutnym, którego domaga się od nas nasza Matka Kościół, a zwłaszcza podczas okresu Wielkiego Postu, który obecnie przeżywamy.

Czyńcie pokutę – powiada Jezus na początku swego życia publicznego. To samo głosił już Jan Chrzciciel, a potem, u początków Kościoła, Apostołowie. Potrzebujemy pokuty dla swego życia chrześcijańskiego, żeby zadośćuczynić za tyle grzechów naszych i cudzych. Bez prawdziwego ducha pokuty i nawrócenia nie byłaby możliwa nasza zażyłość z Jezusem Chrystusem. Nadal bylibyśmy opanowani przez grzech. Nie powinniśmy pokuty unikać z powodu lęku, sceptycyzmu co do jej skuteczności, czy też z powodu braku spojrzenia nadprzyrodzonego. Czy lękasz się pokuty?... Tej pokuty, która pomoże ci zdobyć Życie? A przecież, czy nie widzisz, jak ludzie, aby zachować nędzne życie doczesne, poddają się tysiącom tortur – krwawych zabiegów chirurgicznych? Unikanie pokuty oznaczałoby także ucieczkę od świętości, a więc – od samego zbawienia.
Pragnienie zjednoczenia się z Chrystusem skłania nas do przyjęcia Jego zaproszenia do współcierpienia z Nim. Wielki Post przygotowuje nas także do przypatrywania się i rozważania wydarzeń Męki i Śmierci Jezusa. W piątki Wielkiego Postu, kiedy szczególnie wspominamy Wielki Piątek Chrystusowego Odkupienia, możemy rozważać wydarzenia tego dnia, zebrane razem w tradycyjnym nabożeństwie Drogi Krzyżowej.
Dzięki tej pobożnej praktyce możemy przypatrywać się Przenajświętszemu Człowieczeństwu Chrystusa, który jawi się nam jako człowiek cierpiący w ciele, ale równocześnie nie tracący majestatu Boga. Towarzysząc Jezusowi w Drodze Krzyżowej, możemy na nowo przeżyć najważniejsze momenty Odkupienia świata. Już w drugiej stacji widzimy Jezusa skazanego na śmierć, przyjmującego na Siebie Krzyż i rozpoczynającego bolesną drogę, którą i my powinniśmy kroczyć. Przy każdym upadku Jezusa pod ciężarem Krzyża powinniśmy się przerazić, gdyż to nasze grzechy – grzechy wszystkich ludzi – przygniatają Boga. Wtedy nasze serce powinno ogarnąć pragnienie nawrócenia.
Przypatrywanie się cierpieniom Jezusa i dobrowolne umartwienia, czynione podczas tego Wielkiego Postu w pragnieniu zjednoczenia się ze zbawczym żarem Chrystusa, wzmogą również naszego ducha apostolskiego. On oddał swoje życie, żeby zbliżyć ludzi do Boga.

Okazją do umartwień, których Pan od nas oczekuje, prawie zawsze są nasze codzienne obowiązki. Najczęściej chodzi o umartwienia związane z nastaniem dnia, takie jak powstanie ze snu o przewidzianej godzinie, przezwyciężenie w owej chwili lenistwa, punktualność, praca dobrze doprowadzona do końca w najdrobniejszych szczegółach, dokuczliwość spiekoty lub chłodu, uśmiech, chociaż byśmy byli zmęczeni lub przygaszeni, wstrzemięźliwość w jedzeniu i piciu, porządek i dbanie o posiadane i używane rzeczy, rezygnacja z własnego zdania. Jednak by to osiągnąć, należy posłuchać następującej rady: Jeżeli prawdziwie chcesz być duszą pokutną – pokutującą i radosną – winieneś nade wszystko strzec swojego czasu poświęconego modlitwie – modlitwy wewnętrznej, szczodrej, długiej – i winieneś się starać modlić się nie w chwilach dobrego nastroju, lecz o stałej godzinie, jeżeli to jest możliwe. Nie zaniedbuj tych szczegółów. Bądź niewolnikiem tego codziennego kultu Bożego, a zapewniam cię, że będziesz się czuł ustawicznie radosnym.
Poza umartwieniami tzw. biernymi, które przychodzą same, są umartwienia czynne, o które sami się staramy i które sobie zadajemy. Szczególne znaczenie dla rozwoju życia duchowego i zdobycia czystości serca mają umartwienia naszych zmysłów wewnętrznych. Przede wszystkim – umartwienie wyobraźni – unikanie owego wewnętrznego monologu, w którym ponosi nas fantazja, i staranie się, by zamienić go w dialog z Bogiem obecnym w naszej duszy znajdującej się w stanie łaski. Również wtedy, gdy w naszym wnętrzu staramy się hamować skłonność do nadmiernego przeżywania jakiegoś przykrego wydarzenia, drobnej obrazy, zapewne nieumyślnej. Jeżeli nie ukrócimy wyobraźni na czas, miłość własna i pycha pogłębią się i pozbawią nas spokoju oraz obecności Bożej. Ważne jest umartwienie pamięci – unikanie bezużytecznych wspomnień, przez które tylko tracimy czas i które mogą nas prowadzić do poważniejszych pokus. Natomiast umartwienie rozumu to skoncentrowanie się na naszych obowiązkach w danej chwili. Ale także rezygnowanie z własnego zdania, aby pełniej żyć pokorą i miłością do innych. Ostatecznie chodzi o pozbycie się owych wewnętrznych nawyków, których nie chcielibyśmy widzieć w mężu Bożym lub niewieście Bożej. Postanówmy towarzyszyć blisko Panu w tych dniach, przypatrując się Jego Przenajświętszemu  Człowieczeństwu w scenach Drogi Krzyżowej, patrząc, jak dobrowolnie kroczy dla nas drogą boleści.

 

marca 03, 2017

1. Niedziela Wielkiego Postu (A) – Czas próby

marca 03, 2017

1. Niedziela Wielkiego Postu (A) – Czas próby
Grupa pielgrzymów, wędrując po Ziemi świętej, dotarła do Jerycha. To tutaj znalazł Pan Jezus Zacheusza, ukrytego na drzewie sykomory; tutaj Bartymeusz zostawił swój płaszcz, prze­stał żebrać i poszedł za Tym, który spełnił jego największą proś­bę. Szedł za Jezusem, podziwiając świat widziany po raz pierw­szy.
My też rozglądamy się po zielonym Jerycho, słuchając ewan­gelicznego opowiadania o wydarzeniach, które się tutaj dokona­ły. Potem idziemy na teren wykopalisk archeologicznych, gdzie uczeni odnajdują resztki budowli sprzed wielu wieków. Stojąc na brzegu głębokiego wykopu, przewodnik wyciąga rękę w kierunku południowo-zachodnim: „Proszę spojrzeć – stąd widać bar­dzo dobrze górę kuszenia, to tam, według tradycji, Pan Jezus przeżywał swą wielką próbę. Był głodny po długim poście i sły­szał propozycję, by kamienie zamienił w chleb”.
Słońce prażyło bez litości, choć to był już październik. Cała grupa odeszła szukać cienia i podziwiać bogaictwo owoców na stra­ganach. Zostałem sam i patrzyłem tam, gdzie Pan Jezus spotkał się z kusicielem. Skalista góra, dominująca nad pustynią judzką. Kamienie i piasek, żadnej roślinki – pustka.
W chwilach wielkich decyzji człowiek zawsze jest sam. On też; sam musiał podjąć decyzję, jaką drogą pójść, by spełnić swe posłannictwo. Odrzucił łatwiznę sytości, nadzwyczajnej interwen­cji Bożej, panowania ziemskiego. Pozostał sobą; został bowiem po­słany, aby służyć, a nie panować; tworzyć królestwo Boże na tej ziemi, ale nie z tego świata. I ta decyzja świadoma została po­twierdzona tutaj. Żadnego śladu upamiętnienia tego wydarzenia, miejsce to zionie pustką – jak wtedy...
Wielu pisarzy kościelnych, i starszych i współczesnych, roz­ważało to zdarzenie. Spotkać się można w literaturze religijnej z niepokojem dlaczego tak się stało, że Jezus był kuszony, że pozwolił szatanowi na takie sugestie. Sami, być może, też tak myślimy. Jest w tym świadome lub podświadome przekonanie, że już sama pokusa jest czymś złym. I z własnego doświadczenia wiemy, że przeżywając jakieś fantasmagorie, wizje, grzeszne pro­pozycje, czujemy niepokój, choć do grzechu nie doszło; prawda została uratowana, uczciwość nienaruszona. Dlaczego więc uczucie lęku, że stało się coś niedobrego? Przecież jesteśmy silniejsi mocą dokonanego wyboru, jeszcze raz zwycięsko wychodząc z próby. I może to przede wszystkim trzeba dostrzec w pokusie, że jest ona sprawdzeniem, próbą jak jest naprawdę. A to ciągle jest przed nami, czasem nawet sami tego pragniemy... Świadomie wystawia­my się na sytuacje trudne. Gdy się pytamy, po coś to zrobił, prze­cież to było niepotrzebne, narażałeś swoje życie? Słyszymy wte­dy: chciałem się sprawdzić, czy mnie na to stać. Czy potrafię na przykład wejść na szczyt tą ścianą, która jest bardzo trudna do pokonania. Czy mogę podjąć się zadania, które dla innych było niemożliwe.
Nie trzeba się więc dziwić, że w przeżyciu religijnym będzie też czas próby, czas kuszenia. Może ono pochodzić od nas samych, z własnej wyobraźni, fantazji, pomysłów. Mogą też inni ludzie stwarzać okoliczności, które stawiają nas wobec konieczności wy­boru. Mogą wreszcie pochodzić te sugestie od złego ducha, który będąc istotą inteligentną, doskonale potrafi swoje propozycje przed­stawić w korzystnym świetle.
Ze sobą samym potrafię się dogadać, z drugim człowiekiem trudniej; spróbuję znaleźć argumenty, wykluczona jest natomiast dyskusja z tym, który zdecydowanie zajął postawę: „Nie będę służył”... Pomyślmy: ani jedna propozycja podsunięta Chrystusom wi przez złego ducha nie była pozornie zła. Cóż w tym złego, żeby kamienie zamienić w chleb. Albo zaufać Bogu tak mocno, by skoczyć w przepaść; albo oddać pokłon. Tylko jeden raz... Trudno uzasadniać po ludzku, że to nie ma sensu. Ależ tak, to bardzo sensowne. A Pan Jezus, odpowiadając nie ludzkich uży­wa środków myślenia. Posługuje się argumentacją nie swoją, ale cytuje Pismo Św., korzysta z pomocy słowa Bożego – modli się. Za każdym razem tak samo: Napisane jest: „Nie samym chle­bem żyje człowiek” (Mt 4, 4). Napisane jest także: „Nie będziesz wystawiał na próbę Pana, Boga swego” (Mt 4, 7). Jest bowiem napisane: „Panu, Bogu swemu, będziesz oddawał pokłon” (Mt 4, 10). Te słowa były pisane w Księdze Powtórzonego Prawa, w Księdze Psalmów. I Jezus użył ich jako jedynego argumentu. Ja­kież to pouczenie dla nas, jaka lekcja przestrogi.
Jeśli sam Zbawiciel, którego ludzie podziwiali za jego mądrość, którego nie mogli uwikłać w dyskusjach podstępnych wytrawni faryzeusze i saduceusze, w chwili próby nie wypowiada się swo­imi słowami, lecz sięga po cytat biblijny – to nie miejmy wąt­pliwości. Z szatanem dyskusji nie ma. Chwila wahania – jest już przegraną. Tak obrazowo, ale z głębią psychologicznej prawdy, pokazuje to Księga Rodzaju, „odtwarzając” rozmowę węża – kusiciela z niewiastą: „Czy to prawda, że Bóg powiedział: nie jedzcie owoców ze wszystkich drzew?” (Rdz 3, 1). Oczywiście, nieprawda. Trzeba wyjaśnić, rozmówka się rozwija. Do kłamstwa dodaje się nowe kłamstwo – zawsze coś z tego zostaje. I do­piero wtedy niewiasta spostrzegła, że drzewo to ma owoce dobre do jedzenia, że jest ono rozkoszą dla oczu, że owoce tego drzewa nadają się do zdobycia wiedzy. Zerwała zatem z niego owoc. A przebiegły wąż nawet nie powiedział: zerwij! Nie potrzebował mó­wić, poddał myśl, która, przyjęta, rozwinęła się zasugerowanym to­rem. Nie darmo mądrość ludowa ostrzega: „Podaj diabłu pa­lec – chwyci cię za rękę”...
Bracia i siostry! Takie myśli rozważamy w pierwszą niedzielę Wielkiego Postu, który prowadzić nas będzie do pełnego przeżycia tajemnicy paschalnej, to jest zbawczej męki, śmierci i zmartwych­wstania Chrystusa. Każdy z nas ma więc szansę przeżyć osobiście prawdę, że za niego Pan Jezus cierpiał i umierał. A ponieważ odniósł zwycięstwo i nad pokusą i nad cierpieniem i śmiercią – zmartwychwstał, by więcej nie umierać; mógł więc zostawić w swym Kościele moce uzdrawiające dla grzeszników, którzy bardzo pragną zerwać z grzechem. Dlatego tak dużo ludzi było w Po­pielec, by przyjmując szczyptę popiołu okazać, że pragną poku­tować. Takie gromady przeżywać będą tajemnice zbawienia podczas Drogi Krzyżowej, na Gorzkich Żalach.
Ilu ludzi postanawia sobie: w tym roku pójdę do spowiedzi, choć tyle lat nie byłem. Ilu ludzi positamowiło sobie: przez cały Wielki Post ani kropli alkoholu, choć będzie ich to drogo ko­sztowało. I wielu dochowa tej przysięgi tajemnej, chociaż nikt od nich tego nie żądał; sami postanowili. Bo nie są obojętni na miłość Jezusa, bo wiedzą, że nie srebrem ani złotem, ale Krwią Chrystusową zostali odkupieni. Nie mogą więc w Wielkim Po­ście zachować obojętności – jeszcze nie spoganieli. I są na tyle wierzący, że wiedzą, iż trzeba nam umocnienia, którego ani my sami, ani świat dać nie może. Wiedzą, że czas pokusy, tj. czas próby ciągle jest przed nami. A zwycięstwo jest tylko w Tym, na którego Imię „zgina się każde kolano istot niebieskich i ziem­nych i podziemnych” (Flp 2, 10). Amen.


marca 02, 2017

Rozważania Wielkopostne - Życie stracić, by je zachować

marca 02, 2017

Rozważania Wielkopostne - Życie stracić, by je zachować
Czwartek po Popielcu

Z Ewangelii według Świętego Łukasza
Jezus powiedział do swoich uczniów: «Syn Człowieczy musi wiele wycierpieć: będzie odrzucony przez starszyznę, arcykapłanów i uczonych w Piśmie; zostanie zabity, a trzeciego dnia zmartwychwstanie». Potem mówił do wszystkich: «Jeśli ktoś chce iść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech co dnia bierze krzyż swój i niech Mnie naśladuje. Bo kto chce zachować swoje życie, straci je, a kto straci swe życie z mego powodu, ten je zachowa. Bo cóż za korzyść dla człowieka, jeśli cały świat zyska, a siebie zatraci lub szkodę poniesie?» (Łk 9,22-25)

KOMENTARZ DO EWANGELII

Jezus przewiduje swoją przyszłość. Jezus wie, co Go czeka. Jezus wie, po co idzie do Jerozolimy. I nie cofa się przed tą drogą. Jezus wie, że będzie musiał wiele wycierpieć, że będzie odrzucony, bo taka wizja Boga jest nie do zaakceptowania, żeby miał cierpieć, żeby miał objawić chwałę Boga na krzyżu, bo On jest chwałą Boga, a krzyż, od tej chwili, dla wierzących nie będzie ani głupstwem, ani zgorszeniem, ale – jak powie św. Paweł – „mocą i mądrością Bożą”. Jezus dobrze wie, dokąd idzie, i co Go tam czeka.
Kim jest chrześcijanin? Chrześcijanin, to uczeń Jezusa Chrystusa. Co to znaczy być uczniem Jezusa Chrystusa? To znaczy: iść za Nim; to znaczy wypełniać to Słowo, które On nam podaje, i które On sam, pierwszy wypełnił.
To Słowo najpierw mówi: „Zaprzeć się samego siebie” – zaprzeć się tego wszystkiego, co jest obce duchowi Jezusa Chrystusa; zaprzeć się pełnienia swojej woli, a zacząć szukać i żyć po to, by pełnić wolę Boga. Zaprzeć się samego siebie, to znaczy wziąć swój krzyż na każdy dzień.
Być chrześcijaninem, to znaczy: „Wziąć swój krzyż”. Chrześcijanin kocha Chrystusowy i swój krzyż, i krzyża nie przeklina, nie odrzuca, ale go akceptuje. Co jest krzyżem? Tym prawdziwym krzyżem jest twoja i moja historia życia. Tym prawdziwym krzyżem jest moje życie, i to wszystko, co mnie w życiu spotyka: może w tej chwili starość, może samotność, może to, że nikt mnie nie kocha, a może to, że się nikt ze mną nie liczy, i że jestem na ostatnim miejscu.
Niech weźmie krzyż swój i niech mnie naśladuje”, bo był pokorny, jak baranek. I mówimy: „Oto Baranek Boży, który gładzi grzechy świata”. Bo baranek nie opiera się, kiedy jest przeznaczony na złożenie ofiary. Może tylko płacze i delikatnie beczy, ale nie opiera się, nie ucieka przed krzyżem.
Całe nasze życie niekiedy polega na dwóch rzeczach: na projektowaniu swojego życia za wszelką cenę, aby tego życia mieć więcej – z jednej strony, a z drugiej strony, na uciekaniu od krzyża, na uciekaniu od cierpienia, bo jest cierpienie nie do zaakceptowania. A przecież Bóg jakoś cierpienie zaakceptował. Boży sposób na zło, to nie opieranie się złu. Boży sposób na zło, to krzyż, przyjęcie zła na siebie. Ten, który był bez grzechu, przyjął wszystkie grzechy na siebie. Ten, który był niewinny, przyjął wszystkie winy na siebie.
Misja Kościoła w świecie, misja chrześcijanina w świecie, to właśnie taka misja – nie uciekania od zła, nie uciekania od krzyża, nie oddawanie złem za zło, ale może wcześniej – przyznanie się również do zła w moim życiu. Ojciec św. Jan Paweł II teraz, w tych ostatnich dniach, ukazuje ten wielki dokument Pokuta i pojednanie – właśnie w Kościele, żeby Kościół stanął w prawdzie, również w swej historii, żeby przyznał się do błędów. Może właśnie wtedy te błędy się rodziły, kiedy tak bardzo się opierał na tych ludzkich atrybutach: może na władzy, na pieniądzu, na sukcesie, i właśnie wtedy przegrywa.
My, jeżeli opieramy życie – jak mówi pierwsze czytanie – „na bożkach”: na bożkach sukcesu, pieniądza, na bożkach prestiżu, tego, żeby nas podziwiali i bili brawo – również nam, ludziom Kościoła – to wtedy przychodzi śmierć, to tam życia nie ma. „Kładę przed wami życie i śmierć” – popatrzmy, jak Pan Bóg jest delikatny, jaki jest wrażliwy. On nie traktuje człowieka, jak marionetkę, jak przedmiot, daje człowiekowi wolność, bo u podstaw wolności leży wybór, wybór życia, albo śmierci.
Rozgrywa się dramat zbawienia o Twoje i moje życie. Jaką pójdziesz drogą? Drogą życia, czy drogą śmierci? Życia, to jest właśnie zaprzeć się siebie samego, wziąć krzyż, by zyskać życie, bo nie są to słowa, które mówią o jakimś cierpiętnictwie, o jakimś użalaniu się nad sobą, ale właśnie to są słowa życia. Chrześcijanin, to ten człowiek, który nie tylko ma wiedzę, nie tylko ma doktrynę, bo chrześcijaństwo, to nie tylko indoktrynacja, ale chrześcijanin to ten, który ma żywe doświadczenie Boga, Tego, który wyprowadza ze śmierci życie. Chrześcijanin, to człowiek, który ma doświadczenie tego, że w tym zapieraniu się siebie, w tym braniu krzyża codziennej historii życia, jest właśnie życie.
Ale, jeżeli patrzymy na życie oczami nie Pana Boga, a swoimi, jeszcze nieprzemienionymi, to wtedy krzyż staje się zgorszeniem, a zapieranie się siebie, staje się jakimś masochizmem, i nic z tego nie rozumiemy, i robimy z chrześcijaństwa cierpiętnictwo, co niema nic wspólnego z chrześcijaństwem.
Dojrzała wiara, żywa wiara, wiara, która umie ufać Panu Bogu. Kto umie ufać? Ten, kto się nie boi, ten, który się nie lęka. Bo nie można, z jednej strony być przepełnionym strachem, lękiem o swoje życie, a z drugiej strony ufać. Wierzyć, to znaczy być wolnym, to znaczy puścić lęk i strach, a oddać się Panu Bogu.
Może jesteśmy na początku tej drogi do dojrzałej wiary, ale módlmy się, abyśmy mogli doświadczać Boga, który nie ucieka od historii, ale w tę historię wchodzi, i tę historię chce przemieniać; chce przemienić twoją historię i moją historię, bo jest Bogiem życia. Jezus Chrystus – Dobra Nowina – bo chrześcijaństwo jest Dobrą Nowiną. Ona nie ucieka od życia, od problemów, ale wchodzi w sam środek życia.
Dziękujmy Panu Bogu za to, że pozwolił nam dożyć tego dnia, bo to dzięki Niemu i Jego miłosierdziu, możemy modlić się znowu dzisiaj, i nawracać się od samego początku, od pierwszych godzin tego dnia. Ten czas mamy ofiarowany po to, by się nawracać, to znaczy, by pełniej żyć, by być bardziej szczęśliwym, by w naszym życiu było mniej strachu i mniej lęku, a więcej zaufania do Pana Boga. „Jeśli kto chce iść za Mną, niech się zaprze samego siebie, i niech co dnia weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje”. 


marca 01, 2017

1. Niedziela Wielkie­go Postu (A) – Oto teraz czas zbawienia

marca 01, 2017

1. Niedziela Wielkie­go Postu (A) – Oto teraz czas zbawienia
Ukochani Bracia i Siostry. W obszarze ludzkiego czasu pojawił się Wielki Post. Wszedł w życie chrześcijan i zadomawia się na sześć tygodni. Ten, komu nie jest to obojętne, chce ten czas przeżyć dobrze, chce go wykorzystać. Wkraczając w Wielki Post, znaleźliśmy się w kręgu najświętszych tajemnic. Prawdy o duszy nieśmiertelnej, o odkupieniu duszy przez krzyż, o zmartwych­wstaniu w okresie Wielkiego Postu podane nam są do przeżycia. W tym okresie mam sobie uświadomić, że moja dusza jest ważniejsza niż ciało, skoro Syn Boży przelał za nią swoją krew na krzyżu.
Być może, że powtarzam to, o czym każdy wie. Tylko, że nie każdy chce wiedzieć i o tym pamiętać.
Dlatego rodzi się pytanie - jak ma przeżyć wielki Post wierzący Polak zmęczony wyborami i referendami. Czy nie cisną się na usta słowa Hen­ryka Sienkiewicza:
Zmęczeni jesteście Polacy, zmęczona jesteś Polsko, odarta ze czci i sławy
i z dawnych Twoich cnót, ale żyć musisz przecież ostała nam jeszcze wiara,
a na niej wszystko inne odbudowane być może”.
Tacy jesteśmy rozgadani, pyszni i drapieżni. Nam teraz nie wystarczy spokój. Nam teraz trzeba wejść na pustynię, oddalić się od przewrotnych ludzi i przeżyć prawdę o samym sobie, o swojej duszy, o pojednaniu z Bogiem, trzeba nam jak Chrystus oddalić się na pustynię i odsunąć się nieco od tych spraw, które nas rozpraszają. Trzeba wreszcie przeżyć i odprawić rekolekcje nad sobą. Rekolekcje - to jest właśnie uświa­domienie sobie tych prawd o swojej duszy - czy ja jestem w porządku z Bogiem.
Może dopiero po takim głębokim przemyśleniu zauważysz jako katolik, że trzeba zerwać ten „czerep rubaszny”, aby nie więził narodu! (J. Słowacki).
Nasz naród jak lawa, z wierzchu zimna i twarda, sucha i plugawa, lecz wewnętrznego żaru w sto lat nie wyziębi” i zstąpmy do głębi (A. Mic­kiewicz).
Otóż serce człowieka jest tym akumulatorem, który musi się napełnić energią od Boga wziętą, światłem i mocą z wysokości. Dlatego trzeba zstąpić do głębi swojego własnego serca. I chociaż nie jest to ucieczka od problemów, które należy rozwiązać, ucieczka w komfort bujanego fotela, czy atrakcyjnej podróży -to jednak jest to czas na spokojną i wyważoną refleksję.
Przede wszystkim trzeba sobie uświadomić, jak wielką miłością obdarzył nas Ojciec i dziękować Mu za dzieło zbawienia dokonane przez Syna.
Jako chrześcijanie jesteśmy zanurzeni w czasie Boga. Nasz czas jest zawsze za krótki i zawsze mamy go „za mało”. Dlatego trzeba się spieszyć, aby kochać Boga i trwać w Jego miłości.
Za późno Cię pokochałem” - powiedział św. Augustyn po swoim nawróceniu. Ale on jeszcze zdążył. Bóg daje nam czas miłości jako czas swojej szczególnej łaski między nami i między ludźmi. Ale właśnie dzisiaj zauważamy bardzo wyraźnie jak dla wielu ludzi Bóg staje się niewygodny, niebezpieczny, bo wydaje się wielu ludziom, że ten Bóg odbiera czło­wiekowi wolność... Dlatego człowiek chce się uwolnić od Boga. Skutek tego uwolnienia jest widoczny. Tak jak widoczny był u pierwszych ludzi w Raju - „obnażenie” człowieka, jego nagość, ubóstwo duchowe, pustka, nicość. Eliminując Boga z życia, człowiek staje się zimny, świecki mało duchowy. O takich ludziach pisał Piotr Skarga: że to „ludzie zniewoleni i zbuntowani i wy bez serc i ducha i drętwe chochoły obudźcie się! Tu się dzieją wielkie rzeczy. Każdy z was broni własnych tłumoczków, a ku ratowaniu okrętu nie bieży”.
Trzeba nam w czasie Wielkiego Postu odbudować człowieka! Trzeba nam nauczyć się myśleć - nie po swojemu - po Bożemu - po polsku! Trzeba nam uczynić wielki rachunek sumienia i wielką spowiedź przed Bogiem i przed narodem. Teraz trzeba „uprzątnąć” dom ojczysty tak z naszych zgliszcz i ruin świętych, jak z grzechów naszych win przeklętych, niech będzie biedny, ale czysty...
W tym wszystkim co się dzisiaj dzieje, w tym codziennym kuszeniu, możemy być nie rozpoznani przez innych, albo sami możemy nie roz­poznać Chrystusa...
Można nie wykorzystać danego nam czasu. Pustynny krajobraz naszych dni sprawia, że też chcielibyśmy jak - Izraelici na pustyni - zbudować sobie złote cielce. A to dzieje się najczęściej wtedy, gdy człowiek oddali się od Boga.
Sytuacja kuszenia człowieka, który oddalił się od Boga jest prosta. Idąc drogą wskazaną przez Boga, wydaje się, że życie jego staje się w jakimś stopniu uboższe, że sam potrafi dodać swemu życiu wartości, blasku, splendoru. Potrafi uczynić swoje życie zabawniejszym, bardziej wartościowym przynajmniej dla samego siebie, bardziej ciekawym, że przeżyje więcej, że przeżyje lepiej, inaczej. Jednym słowem propozycja Boża, wydaje mu się nudna. Postanawia zatem iść swoją drogą.
Każdy z nas poddawany jest lub będzie takiej sytuacji kuszenia. W sytuacji, w której coś woła, coś nęci, coś każe zbaczać z dotychczas obranej drogi życia. Sytuacji kuszenia jesteśmy wszyscy poddawani. Mądrość pozwala nam uniknąć błędów, ale któż z nas jest dostatecznie mądry i roztropny, by błędów uniknąć.
Sytuacja kuszenia dotyczy na ogół trzech spraw: Po pierwsze człowiek chce mieć znaczenie, nie chce być zapomniany. Chce zdobywać sławę - choćby taką małą - na skalę klasy, grupy, miasta, regionu, nawet na skalę określonego kraju, co uczyniłoby go szczęśliwym.
Drugim rodzajem tego wołania, jest wołanie pieniędzy, bogactwa. Kto chciałby być biednym programowo? Jedynie tylko święci, którzy już zrozumieli, że niczym są bogactwa świata, że największym skarbem jest Bóg. A zwykłym ludziom do tej mądrości jest bardzo daleko. Przez ile jeszcze doświadczeń musi przejść człowiek, by to zrozumieć? Z drugiej strony jak gorzką jest prawda, że ktoś ma dużo pieniędzy, ale chce jeszcze więcej, że pogoń za nimi prawie nigdy się nie kończy. I to są właśnie kuszenia, manowce i wspomniane bezdroża. Za pieniądze, za posiadanie nielegalnego majątku - zabija się człowieka i napada się na jego mienie, czasem ciężko zdobyte.
Trzecią pokusą, która woła, jest chęć użycia. Ciało człowieka stworzone przez Boga jest piękne i pociąga. Rozbudzona zaś żądza oczekuje zaspokojenia i posiadania ciała drugiego człowieka - bezpoś­redniej z nim bliskości. Od młodych lat odzywają się w człowieku te głosy, te pożądania, które wołają za drugim człowiekiem. Jest to prawo dane od Boga. Teologia ciała ludzkiego - to jest wielkie wyróżnienie dla człowieka dane od Boga. Naturalna skłonność człowieka staje się manowcami naszego życia, gdy zostajemy jej niewolnikami. Kiedy pożądanie zaćmi naszą wolność, nasz rozum i kiedy rządzi naszym życiem, wtedy prowadzi do upadku i kompromitacji. Żądanie drugiego ciała nigdy niezaspokojone, stale domagające się odmiany jest pragnieniem nieugaszonym i bywa przyczyną ludzkiej degeneracji.
W ten sposób sytuacje pokusy, naturalne skłonności człowieka dane przez Boga ku lepszemu życiu jako „motory” rozwoju i samorealizacji, niekontrolowane mogą stać się przyczyną ludzkiej degeneracji. Jest też prawem, że degeneracja człowieka następuje częściowo, tzn. nie mogę być szlachetny i wspaniałomyślny w jednej dziedzinie, a podły i faryzejski w innej. Zły czyn rzuca cień na dobre strony mego życia i człowie­czeństwa. Mówiąc prościej: człowiek może być niedobry, bezlitosny, okrutny dla obcych, a równocześnie dobry jako ojciec czy matka. Człowiek łączący w sobie te dwie sprzeczności: okrutny dla innych - przyjazny i ser­deczny dla swoich nie jest w pełni człowiekiem. To co dobre zostaje pomniejszone i ośmieszone przez to co złe i pozostaje zamiast pełni raczej karykatura człowieczeństwa.
To są właśnie słowa księdza Piotra Skargi: „niech będzie biedny, ale czysty... O Boże wielki, Boże. Daj rządy mądrych, dobrych ludzi, mocnych w mądrości i dobroci...”.
A Bóg. Dobry Bóg - to jest dziwne - jest coraz bliżej nas i zawsze gotów otworzyć przymykające się w sytuacji pokusy i w zniechęceniu nasze oczy.
Chrystus na pustyni - 40 dni i 40 nocy.
Pustynia oznacza pewne wyrzeczenie. Na pustyni nie ma wody, nie ma cienia, nie ma wielu przyjemnych rzeczy. Otóż w duchu Wielkiego Postu jest właśnie wyrzekać się pewnych przyjemnych rzeczy. Znam wielu ludzi, którzy na okres Wielkiego Postu powstrzymują się od palenia, od picia... Jest w tym coś wzruszającego. Nikt ich do tego nie zmusza - ani Kościół, ani ksiądz na spowiedzi. Nikt z tego nieraz nie skorzysta: ani rodzina, ani państwo. Nikt za to nie pochwali - może nawet ktoś uzna za dziwactwo. Ale to jest coś wyłącznie dla Boga. Gdyby mnie ktoś zapytał, jaki jest sens tych wyrzeczeń, to i ja go zapytam - jaki był sens umierać na krzyżu za miliony ludzi, których ta śmierć dzisiaj nie obchodzi. I to właśnie jeszcze chwyta za serce, że w czasach zimnej kalkulacji, w czasach interesownego wyrachowania - ktoś wypala o jednego papierosa mniej i wypija o jeden kieliszek wódki mniej i zjada o jednego cukierka mniej - dlatego, aby uczcić pamięć Tego, który dwa tysiące lat temu umarł za mnie na Krzyżu.
A może na tej pustyni wielkopostnej spotkamy Chrystusa na rekolekcjach, może w konfesjonale. Konfesjonał, ten co zawsze niepokoi i podgryza sumienie, a potem daje ciszę, spokój, otwiera nasze oczy na piękno, które jest wokół. W Wielkim Poście, częściej spoglądam na krzyż, bo w Wielki Piątek Chrystus na nim umarł. Żaden piątek, co tak ciemny jak tamten o godzinie trzeciej nie miałby sensu, gdyby nie przyszedł ten jasny, niedzielny poranek.
W ten sposób w czasie wielkopostnym niech rośnie w nas Bóg. I do­brze jest nam wzrastać nawet w ukryciu, z naszą uczciwością, dobrocią, życzliwością. I trzeba nam wielkiej odwagi, by iść przez handlujący
oszukujący się nawzajem motłoch. Odwagi, by zawalczyć o poszanowanie wartości moralnych dla rządzących, odwagi trzeba, aby zachować ludzką twarz i honor, gdy widzimy przymilanie się, zmianę poglądów na zawo­łanie, plecy zgarbione w ukłonach i płaszczenie się za miskę soczewicy.
Stąd i nasza modlitwa i prośba do Chrystusa, który na pustyni kuszony przez diabła uczy nas odwagi - jak walczyć. Aby każdy z nas, młody czy straszy, piękny czy trochę mniej, zdrowy czy schorowany, oglądając własną twarz w lustrze nie czuł do siebie obrzydzenia. Amen!


Copyright © 2016 Homilie i rozważania , Blogger