lipca 20, 2018

16. Niedziela Zwykła (B) – Odpocznijcie nieco

lipca 20, 2018

16. Niedziela Zwykła (B) – Odpocznijcie nieco
Kochani moi! Odpocznijcie trochę. Cudowny jest nasz Pan, że mówi to do nas właśnie dziś, i że mówi to do dzieci, do ludzi młodych, do dorosłych, do starszych, do chorych, do spracowanych: odpocznijcie nieco!
Bo każdy z nas: uczeń z podstawowej – chce trochę odpocząć, licealista i student – chcą trochę odpocząć, rodzice utrudzeni dniem każdym – chcą trochę odpocząć, i ci, którzy napracowali się przez całe życie – też chcą trochę odpocząć.
Odpoczynek nie jest lenistwem. Potrafić odpoczywać – to wielka umiejętność życia. Odpoczynek jest sposobnością ku temu, aby człowiek stał się mądrzejszy, lepszy, mocniejszy. Odpocząć nieco to znaczy: nauczyć się lepiej patrzeć, lepiej słyszeć, lepiej mówić.
Więc naucz nas, Panie, odpocząć nieco. „Odejdźcie na miejsce ustronne” (Mk 6, 31) – mówi Pan. Tam gdzie jest mniej ludzi, gdzie lepiej słychać, gdzie lepiej widać, tam, gdzie jeszcze czysty świat. Naucz się dobrze patrzeć. Tak mało widać w mieście: tłum, mury, betony, światła, pojazdy, przejścia.
Więc wyjdź kiedyś na miejsce ustronne i spójrz tam daleko, gdzie ziemia łączy się z niebem. Podnieś oczy i zobacz, że jest jeszcze słońce, że nocą są gwiazdy, że jest niebo. Zobacz, że na ziemi jest jeszcze czysta woda, jest jeszcze czyste powietrze, że jeszcze są drzewa, które żyją stojąc i kwiaty, które kwitną na łąkach jak dawniej.
I w tym wszystkim mówi do ciebie Pan: „Popatrzcie na ptaki niebieskie” (Mt 6, 26) – nie zazdrościsz im? Popatrzcie na lilie polne, nawet Salomon w całej swej chwale nie był tak przyodziany jako jedna z nich ... Jeżeli więc Bóg o nie tak się troszczy, to jakże daleko więcej o was (Mt 6, 28–30). Tylko my jesteśmy małej wiary i nie umiemy dobrze patrzeć. Zobacz kiedyś na Mazurach zachód słońca – długo nie zaśniesz tej nocy. Zobacz kiedyś wschód słońca z Trzech Koron – nie wytrzymasz, zaczniesz w sercu śpiewać – „Kiedy ranne wstają zorze”.
Naucz się dobrze słuchać. Zauważ, jak człowiek w mieście mało słyszy. Nawet zgiełku nie słyszy; nawet tego, co przez głośniki mówią – nie słyszy. A czy słyszałeś kiedy ciszę? To wielka przygoda. Ludzie się jej boją. Biorą nawet w góry tranzystor do ucha, bo to strach usłyszeć ciszę; bo wtedy możesz usłyszeć siebie, możesz usłyszeć tajemnice, możesz usłyszeć Boga.
Ta jedna licha drzewina
nie trzeba dębów tysięcy
z szeptem się ku mnie nagina
jest Bóg i czegóż ci więcej” – to J. Kasprowicz.
I gdy tak się napatrzysz na orłów latanie i przejrzysz się w Morskim Oku, pójdziesz w Dolinę Kościeliską, aby zrobić rachunek sumienia.
Naucz się dobrze mówić. A gdy się tak napatrzysz, nadziwisz, nasłuchasz, to nie wytrzymasz. Zaczniesz jak szalony mówić sam do siebie. Próbowałeś kiedy mówić kazanie do ptaków? A mówiłeś kazanie do ryb – jak Franciszek? Śpiewałeś kiedy hymn do słońca? Wiesz, gdy ludzie mówią do kwiatów, wtedy one szybciej rosną? Wiesz, że gdy człowiek mówi dobrze do wilka to ten stanie ze zdziwienia? Lubię bardzo turystów, którzy się pozdrawiają. Cudowni są ludzie, którzy potrafią dobrze popatrzeć, dobrze słyszeć, dobrze mówić. Więc wspominam was wszystkich, coście ze mną po górach chodzili i uczyliście mnie patrzeć, słuchać. Podziwiam was wszystkich, nauczyciele, wychowawcy, siostry i księża, co włóczycie się po górach, nad morzem i w lasach i „umiecie – cieszyć się życiem – łapać w ręce halnego włosy”. I znów, po takich wieczorach nie zaśniesz spokojnie. Będziesz pod kocem przez łzy radości mówił Bogu jedno słowo – kocham Cię!
A cóż mam powiedzieć do was, kochani chorzy, starsi i spracowani? Was tylko podziwiam i wam zazdroszczę. Patrzę na wasze ręce – ile wyście się napracowali – odpocznijcie trochę. Wy to naprawdę umiecie odpoczywać. Zamykacie często oczy, aby już nie widzieć grzechu tego świata. Nie chcecie już słuchać bełkotu człowieczych słów – a tak jesteście zasłuchani. Słuchacie ciszy. To dopiero zachód słońca, które jest zmęczone, jeszcze się trzeba obmyć, pousypiać Boże grajki i być wolnym.
Cóż mam powiedzieć wam, kochani żniwiarze, rolnicy, co w tych dniach zaczęliście kosić. Szczęść Boże wam! Panie Boże dopomóż! Gdy my się opalamy i czekamy na słońce – wam słońce dokucza. Wy dziś, z chłopską roztropnością, powiecie Panu Jezusowi: O nie, Panie Jezu, my dziś odpocząć nie możemy. Zobacz, Panie, pola już bieleją, żniwa będą wielkie, a nas na wsi mało pozostało. Znam was i kocham was za to. Wy, na kolanach ziemię całujecie, „że was zbożami swoich pól, jak mlekiem wykarmiła”. Wy, w skwarze południa i zmęczeni wieczorem, mówicie na polu – „Anioł Pański”. Więc pozwólcie mi jeszcze przejść miedzą, pośród łanów i dotknąć kłosów. Boże, który chleb rozmnażasz i dajesz pokarm we właściwym czasie. A tu jeden wielki cud, jeden wielki chleb, pachnący, zdrowy jak od matki, jedno wielkie Boże ciało.
Wy to umiecie mówić prośbę: „chleba naszego powszedniego, daj...” wy ziarnka nie zmarnujecie a chlebem podzielicie się z tymi, którzy są domowi – świniom zaś chleba nigdy nie rzucajcie, żeby go nie podeptały. Kocham was za to. Lubię przebywać na wsi. Bo gdzież lepiej odpocząć? Mówią, że ptaki na koniec życia wracają do pierwszych gniazd. Człowiek chyba też. Wróć ze mną do domu. Nowi już tam ludzie. Ale znajdziesz duży kamień i klon przy wjeździe i gniazdo bocianie to samo i malwy przy oknie i miejsce pierwszej modlitwy. Nie przynoś tylko tutaj grzechów z miasta, bo ta ziemia jest święta, a ludzie w niej godni szacunku, bo to oni „żywią i bronią”.
A cóż mam powiedzieć wam, którzy mimo utrudzenia i wakacji nie możecie jeszcze odpocząć? Trzeba nam trochę zatęsknić, aby z wdzięcznością przyjąć zaproszenie Chrystusa: odpocznijcie trochę? Przyjdą kiedyś takie długo oczekiwane wakacje. I trzeba pojechać wtedy na urlop w góry, nad morze, na Mazury, aż do nieba. I powie Pan Bóg – odpocznijcie nieco, upracowaliście się... Weźmiemy ze sobą najurodziwsze kłosy, najdorodniejsze owoce i wszystkie polskie kwiaty i w drzwiach staniemy jak dumne Lechity i powiemy Panu Bogu: nie, Panie nam wystarczy tu, w drzwiach, te kłosy i owoce weź od nas – bo to na Boże Ciało, a kwiaty to dla Twojej Matki a naszej Matki Boskiej Zielnej. Amen.


lipca 13, 2018

15. Niedziela Zwykła (B) - Wybrał nas

lipca 13, 2018

15. Niedziela Zwykła (B) - Wybrał nas
Lato, wakacje, urlopy, wyjazdy w nowe okolice, do nowych miejscowości, spotkania z nowymi ludźmi, znajomymi i nieznajomymi; rozmowy i odpoczynek, pobyt w górach, nad morzem, czy we własnym mieszkaniu – ale bez lęku, że jutro czeka nas ciężka praca; więcej czasu wolnego – to wszystko pozwala nam dziś spokojnie pomyśleć o sobie, o bliskich, o naszych sprawach ukrytych w sercu, zaniedbanych podczas miesięcy ciężkiej pracy czy nauki, odsuniętych na dalszy plan zajęć.
A myśląc o sobie, myśląc o innych, może staniemy również wobec tych fundamentalnych pytań: Dokąd zmierzam? Czy idę właściwą drogą? Co trzeba zmienić na tej mojej drodze? Czy realizuję swoje powołanie życiowe?
Tym pytaniom, tym naszym doświadczeniom dzisiejszym wychodzi naprzeciw Bóg i Ojciec Pana naszego Jezusa Chrystusa i przypomina nam, że przecież wybrał nas jeszcze przed założeniem świata, abyśmy byli święci i nieskalani przed Jego obliczem (Ef 1, 4). Przypomina nam też, że z miłości przeznaczył nas dla siebie jako przybranych synów, przybrane córki. W Nim też mamy odkupienie i darowanie grzechów. W Nim także usłyszeliśmy słowo prawdy, Dobrą Nowinę o zbawieniu (Ef 1, 7).
Takie jest powołanie człowieka, powołanie twoje i moje, powołanie, które przeczuwamy w sobie i które Kościół ustami św. Pawła dziś mi przypomina.
Ale czy zawsze zdajemy sobie sprawę z tego wielkiego wybrania, powołania, wyniesienia do godności dziecka Bożego. Nierzadko przecież przeciwstawiamy się swemu powołaniu, zapominamy o naszym wybraniu.
Oto jedno ze świadectw, tak bliskie naszej rzeczywistości, choć tak odległe w czasie: W połowie VIII w. przed narodzeniem Chrystusa, Bóg posyła proroka Amosa, aby przypomniał narodowi wybranemu o jego powołaniu i wybraniu. Mówił Bóg do Amosa: „Idź, prorokuj do narodu mego” (Am 7, 15). Nie chcieli go słuchać i polecili mu opuścić granice państwa: Wołali: „Widzący”, człowieku znający prawdę, obdarowany przez Boga własną oceną rzeczywistości – idź, uciekaj sobie, u nas więcej nie prorokuj (Am 7, 12).
Amos jest świadomy tego, że nie jest prorokiem zawodowym, doradcą królewskim, nie jest też uczniem proroka. On jest zwykłym pasterzem i hodowcą sykomory, ale jest także świadomy tego, że właśnie jego Bóg wybrał i posłał głosić prawdę, o Bogu i ludzkich sprawach.
Mijały lata, nastała wreszcie pełnia czasów, Bóg posyła już nie proroka, ale Syna swego Jezusa Chrystusa. Przychodzi Chrystus, aby wszystko odnowić i odnowionego człowieka doprowadzić do Ojca. Pracy misyjnej nie podejmuje sam. Wybiera 12 apostołów. Tych wybranych i pouczonych wysyła po dwóch, a oni poszli posłuszni rozkazom swego Mistrza.
Do czego Jezus zobowiązał dwunastu apostołów? Przede wszystkim do tego, żeby więcej zaufali Bogu aniżeli sobie. By raczej liczyli na Bożą pomoc niż na własne siły. Stąd też otrzymali rozkaz: Niczego z sobą na drogę nie zabierajcie (Łk 9, 3). Bądźcie wolni od wszelkiego zewnętrznego obciążenia. Tylko wtedy możecie, w sensie ścisłym, być misjonarzami. Apostoł musi głosić nie siebie, ale Jezusa Chrystusa i to ukrzyżowanego. Jeżeli będzie Chrystusa przepowiadał, będzie zawsze mówił skutecznie i ciekawie. Takimi byli pierwsi apostołowie. Takimi powinni być dziś ci wszyscy, którzy podejmują się na co dzień apostolskiej pracy.
Chrystus zobowiązał apostołów, żeby wyszli i wzywali ludzi do nawrócenia, oraz żeby ludziom czynili dobrze, a w szczególności, żeby pamiętali o chorych. Tak jak Chrystusa poznawali ludzie po tym szerokim geście miłości i miłosierdzia, po tym, że czynił wszystkim dobrze, jak również po nauce prostej i chwytającej wszystkich za serca, tak życie i nauczanie apostołów ma być jednoznaczne i proste, ma być świadectwem.
Kto bowiem nie ma miłości do bliźniego, nigdy nie powinien się podejmować głoszenia słowa Bożego (św. Grzegorz Wielki).
Chrystus rozsyła apostołów i zdaje sobie sprawę z tego, że nie wszyscy ich przyjmą, że nie wszyscy będą ich słuchać, nie zraża się tym, lecz mówi: „Idźcie i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu” (Mk 16, 15).
Chrystus swoje wołanie: „Idźcie i głoście ...” kieruje dziś do nas, bo przecież nas także wybrał i z miłości przeznaczył nas dla siebie. Jesteśmy więc posłani, musimy się tym do głębi przejąć – przejąć wielką Bożą sprawą ewangelizacji świata, naszego kraju, naszego otoczenia, naszej rodziny. Chrześcijanin nie może i nie powinien milczeć, ponieważ otrzymał nakaz: „Idźcie i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu” (Mk 16, 15). Czy zrozumiałeś? Wszelkiemu! A ponieważ nie wszyscy chodzą do kościoła, trzeba głosić naukę także i poza nim. Chrystus nie powiedział: Głoście moją Ewangelię wszystkim, którzy do was przyjdą, ale powiedział: Idźcie i głoście wszelkiemu stworzeniu, aż po krańce ziemi. Nie można więc głoszenia nauki Bożej zamknąć granicami kościoła, mieszkania, rodziny, narodu, państwa. Bożemu słowu nie można wyznaczać granic.
Masz rację, kiedy mówisz: najlepszym kazaniem jest przykład życia chrześcijańskiego. Ale nie masz racji, kiedy mówisz, że wystarczy tylko przykład. Bo jeśli ograniczysz się tylko do przykładu, nie przedstawisz swojego Boga i nie pomożesz go poznać i nie pocieszysz niewiedzących. Trzeba więc czynić jedno i drugie.
Masz rację, kiedy twierdzisz, że wiara to wolna decyzja, ale nie masz racji, kiedy mówisz, że ukazywanie wiary słowem i rzucanie na nią światła jest naruszeniem wolności. Masz rację, kiedy mówisz, że Kościół katolicki nie jest ugrupowaniem ani sektą, ale nie masz racji, kiedy stoisz bezczynnie i nie przykładasz się do dzieła ewangelizacji twego otoczenia.
Posłuchaj na koniec kilku słów zmarłego Kardynała Prymasa o naszym posłaniu z Ewangelią do ludzi: „Sługa Ewangelii jest świadom, że dzieła oświecenia dokonał Chrystus przez krzyż. Samo słowo nie jest wszechmocne. Nawet Słowo Przedwieczne dokonało zbawienia przez krzyż i przez śmierć krwawą. To jest najmocniejszy argument Zbawiciela świata. Szczęśliwy, komu dane jest przypieczętować swoje posłannictwo cierpieniem. Śmierć z wysiłku apostolskiego tak bardzo upodabnia nas do Chrystusa umierającego na krzyżu. Apostolstwo to prosta droga do nieba, bo Chrystus nas zapewnił: »Do każdego więc, kto się przyzna do mnie przed ludźmi, przyznam się i ja przed moim Ojcem, który jest w niebie«” (Mt 10, 32).
Niech więc Ojciec Pana naszego Jezusa Chrystusa przeniknie nasze serca swoim światłem, abyśmy wiedzieli, czym jest nadzieja naszego powołania. Amen.



czerwca 24, 2018

Homilia na Uroczystość Narodzenia Św. Jana Chrzciciela - Dlaczego czcimy jego narodziny?

czerwca 24, 2018

Homilia na Uroczystość Narodzenia Św. Jana Chrzciciela - Dlaczego czcimy jego narodziny?
Dziwny jest Bóg w świętych swoich – tak rzekł król prorok Dawid, rozważając dobra i łaski, jakich użycza Bóg tym, którzy Go miłują. Wszystko, co Bóg czyni, dziwnym jest; wszystko nam głosi Boga, który nieskończony jest w mądrości, potędze, miłosierdziu i miłości. Powiedzieć można, że w swoich świętych jakby zajaśniał tymi cnotami, które przyniósł na ziemię Chrystus i według nich żył.
Dziś przed nami staje Jan Chrzciciel. Ten wielki święty był jakby gwiazdą poranną, która zwiastuje wschód słońca ogrzewającego ziemię i ożywiającego naturę. Niebo uczciło świętego Jana, bo jego przyjście oznajmił Anioł. Jan począł się z matki świętej, a jego narodzenie było więcej chyba działaniem łaski niż natury, gdyż rodzice byli w podeszłym już wieku. Święty Augustyn pyta: „Dlaczego czcimy narodzenie św. Jana, gdy u innych obchodzimy dzień śmierci? Bo inni przez życie stali się doskonałymi; on nim światło dzienne zobaczył był wybranym prorokiem. Jego narodzenie podobne do zorzy porannej, która przynosi światu radość i wesele”. Rzeczywiście, gdy na świat przyszedł, wszyscy pytali: „Kim będzie to dziecię?”.
Był wielkim, wielkim przez imię. Imię u Żydów odpowiadało ściśle charakterowi tego, który je nosił, a oznacza: łaskę, błogosławieństwo i nadzwyczajne przywileje.
Jan jest wielkim przez łaskę. Święty Ambroży mówi, że „Bóg umiłował go zanim otrzymał życie, że go już w niebie umieścił, choć jego nogi nie dotknęły jeszcze ziemi; dał mu ducha Bożego przed używaniem rozumu, i obdarzył łaską, zanim natura jego ciało udoskonaliła”. Maryja z Jezusem idzie przez góry judzkie i szuka Jana. Maryja brała to dziecię na ręce. Ileż musiała mu udzielić i wyprosić łaski?
Jest wielkim przez posłannictwo: zwiastuje przyjście Zbawiciela, jest głosem mówiącym, że „przybliżyło się królestwo Boże”, że Zbawiciel zstąpił na ziemię. Jana podnosi do nieskończoności chrzest Bożego Syna – to korona jego zaszczytnego posłannictwa. „Mój Boże – woła św. Augustyn – czyż może być większy zaszczyt dla sługi nad to, że chrzci swego Zbawiciela i Mistrza? Jakiż zaszczyt dla stworzenia, że widzi Stwórcę u stóp swoich?”.
Jest wielkim przez swe wzniosłe cnoty: pokutę, niezmordowaną gorliwość, męstwo, zaparcie się – przecież domem stała mu się pustynia – mówił z ogniem i zapałem, wprawiał w zdumienie, zwalcza występek, gromi grzeszników, grozi gniewem Bożym: „Czyńcie pokutę... siekiera przyłożona..., drzewo będzie wycięte..”. W zapale gorliwości idzie na dwór króla, jakby słyszymy echo adwentu.
Jest wielkim przez wyrzeczenie się dóbr ziemskich, i pogardę życia; przez pokorę. Przecież chwali go sam Chrystus. Chrystus wiele wydał pochwał, ale o Janie szczególnie: „Coście przyszli widzieć?” – pytał.
Jest także wielkim przed ludźmi. Izajasz przedstawił go jako „głos wołający na pustyni”, a Jeremiasz porównuje go do muru spiżowego i strzały gorejącej. Lud przecież szedł za nim, i go słuchał. Św. Augustyn nazywa go „szkołą cnoty, wzorem świętości, miarą sprawiedliwości, męczennikiem dziewictwa, przykładem czystości, kaznodzieją pokuty, głosem Apostoła, światłem świata i świadkiem Boga samego”.
I wreszcie, jest wielkim przy śmierci. Chrystus wskazał drogę do nieba, a Janowi kazał iść przed sobą. Przed Nim szedł, jako niepokojący głos nawrócenia.
„Kim będzie to dziecię?”. Tym, co raz na zawsze zdecydował za co dać głowę. Miał jednaką i tą samą dla wszystkich; dla wszystkich taką samą prawdę. Pozostał wiernym swoim przekonaniom i swemu powołaniu. Nie ugiął się i nie zadrżał przed Herodem; wygarnął gorzką prawdę człowiekowi, który miał przecież władzę i mógł odebrać mu życie. Nie strapiło go też nienawistne spojrzenie Herodiady, która zaprzysięgła zemstę.
Tak więc módl się święty Janie za nas, gdy nie mamy zasad za które gotowiśmy oddać życie, i także wtedy, gdy brak odwagi stanąć w obronie prawdy, bo jakiś „Herod” może nam nie odciąć głowę, a premię; bo jakaś „Herodiada” może nas obnieść na języku; bo komuś się to nie podoba; bo możemy stracić zwolenników; bo wreszcie wątpimy: na cóż może się przydać pojedynczy głos człowieka Bogu, który jest wszechmocny, i sam potrafi sobie ze wszystkim poradzić. Ratuj święty Janie, gdy człowiek zapomina: która z jego twarzy jest prawdziwym obliczem; bo wobec groźnego Heroda stroi się w skórę potulnego zająca, wobec Herodiady jest układnym liskiem, a wobec silniejszego – łagodnym barankiem. Prosimy także, Janie, abyśmy my, głosząc prawdy Boże, nie ulegli pokusie: przyprawić je do smaku, złagodzić ich czasem drastyczną otwartość, upiększyć i osłodzić, zapominając, że mamy być solą. Módl się za ludzi „w miękkie szaty odzianych”, abyśmy zrozumieli, że Bóg nasz jest Bogiem wymagającym, że wiara wymaga konsekwencji, a konsekwencja nawrócenia, zaś nawrócenie – pokory i miłości. Spraw, Panie, abyśmy chcieli dołączyć swój pojedynczy głos do „głosu wołającego na pustyni”, wierząc gorąco, że w ten sposób przygotujemy drogę do przychodzącego Boga; wierząc, że przez naszą wierność prawdzie możemy sprawić, że drogi kręte staną się prostymi, a „wszyscy ludzie ujrzą zbawienie Boga”. AMEN.


czerwca 19, 2018

Homilia na zakończenie roku szkolnego i katechetycznego

czerwca 19, 2018

Homilia na zakończenie roku szkolnego i katechetycznego
Drogie dzieci, droga młodzieży!
Zgromadziliśmy się dziś w kościele, aby podziękować Bogu za miniony rok szkolny i katechetyczny i prosić o błogosławieństwo na czas wakacji. Najpierw trzeba nam podziękować. To słowo dziękuję tak rzadko pojawia się na naszych ustach, a jest to piękne słowo. Trzeba, aby człowiek umiał dziękować; dziękować Bogu i dziękować ludziom. Trzeba, aby dzieci dziś dziękowały za miniony rok szkolny Bogu i ludziom. I po to się to dziś zgromadziliśmy w tej świątyni.
Trzeba nam sobie uświadomić, że Pan Bóg kieruje wszystkim i wszystko jest w jego rękach. Dlatego podziękuj Bogu za to wszystko, czego się w tym roku nauczyłeś, czego doświadczyłeś, za wszelkie dobro, jakie od Boga otrzymałeś, za wiadomości które zyskałeś, za to że stałeś się lepszym, że poznałeś wiele nowych informacji, że spotkałeś wiele nowych innych ludzi. Podziękuj za to wszystko w modlitwie: Boże dziękuję ci za cały ten rok szkolny, który się kończy: za wszystkie lekcje, za pomoc w nauce, za nauczycieli katechetów, którzy pracowali nad moim wychowaniem, za kolegów i koleżanki z którymi byłem w klasie, i przepraszam Cię, Boże, że nie zawsze uważałem na lekcjach, że nie odrabiałam starannie zadań, przepraszam. że byłem nieraz niegrzeczny wobec nauczycieli i wychowawców. że wobec kolegów i koleżanek nie zawsze byłem dobry, przepraszam za wszystko co było złe w ciągu tego roku.
Drogie dzieci, droga młodzieży - przychodzą wakacje, czas waszego odpoczynku. Nie będziesz chodził do szkoły, nie będziesz pisał zadań, możesz dłużej pospać, możesz spotykać się z kolegami koleżankami, grać w piłkę, bawić się, chodzić na wycieczki, zwiedzać okolicę... To ma być twój odpoczynek! Ale niech to będzie odpoczynek z Bogiem. Starajcie się poznawać i wielbić Boga w przyrodzie, umieć Go dostrzec w pięknie wschodu i zachodu słońca, majestacie gór, szumie morskich fal, wśród lasów i pól. Jan Kasprowicz pisze w swym wierszu tak:
„Ta jedna licha drzewina,
nie trzeba dębów tysięcy,
szeptem się ku mnie przegina.
Jest Bóg i czegóż ci więcej”.
Tak, jest Bóg i tego Boga można spotkać niejako „z bliska”; spotkać można Boga, który jest obecny w pięknie przyrody, w pięknie otaczającego nas świata... I trzeba zobaczyć Go przez zieleń traw, przez błękit nieba,w kwiatach i górach, we wschodach i zachodach słońca. A gdy będziecie patrzeć na ten wspaniały świat, dostrzegając w nim wspaniałość Boga, niech z waszych serc popłynie modlitwa: Boże jaki Ty jesteś potężny w dziełach Twoich; jakie ogromne jest morze – Tyś jest obecny w ogromie morza; jakie olbrzymie są góry – Tyś jest obecny w ogromie gór; jak bezkresne jest niebo, ile gwiazd – Tyś jest obecny w bezkresie nieba; jak piękne są kwiaty i drzewa – Tyś jest obecny w pięknie świata.
Kochanie dzieci, droga młodzieży, wakacje to jest czas waszego odpoczynku, odpoczynku z Bogiem. Ale to także czas z dawania świadectwa o twojej wierze i miłości do Boga. W czasie wakacji niech towarzyszy wam modlitwa, a więc ten pacierz poranny i wieczorny - tej podstawowej modlitwy nauczyli was wasi rodzice, lub inne najdroższe osoby. Modlitwę trzeba odmawiać również wtedy, gdy inni nas patrzą, gdy patrzy nawet cała grupa. Swych przekonań religijnych nigdy nie należy się wstydzić. Pan Jezus mówi: „Kto mnie wyzna przed ludźmi i ja wyznam go przed Ojcem, a kto się mnie zaprze przed ludźmi, tego i ja zaprę się przed Ojcem”.
Kochane dzieci, najważniejszą modlitwą jest Msza święta, bo jest to modlitwa samego Chrystusa. My do niej dołączamy naszą modlitwę, nasz trud, naszą codzienność - siebie. Msza święta jest uobecnieniem Ostatniej Wieczerzy i uobecnieniem ofiary Pana Jezusa na krzyżu. Czas wakacji, to nie jest czas wolny od modlitwy, to nie jest czas wolny od Mszy świętej. Nie ma wakacji od modlitwy i Mszy świętej.
A zatem proszę was, aby Msza święta, ta najdoskonalsza modlitwa, z której nie wolno nam nigdy rezygnować, z którą nigdy nie wolno nam się rozstawać, towarzyszyła wam również podczas tych wakacji. Niech więc wasze wakacje będą „wakacjami z Bogiem”. Szukajcie i spotykajcie się z Nim w przyrodzie, w bliźnim, w odpoczynku, w modlitwie, we Mszy świętej. Niech przez ten czas wakacji świeci nad wami słońce i towarzyszy wam Boże błogosławieństwo. Amen.

czerwca 19, 2018

"Miłujcie nieprzyjaciół waszych"

czerwca 19, 2018

"Miłujcie nieprzyjaciół waszych"

Słowo Boże na dziś

Wtorek, 11 tygodnia Okresu Zwykłego
Mt 5, 43-48 
 
Jezus powiedział do swoich uczniów: «Słyszeliście, że powiedziano: „Będziesz miłował swego bliźniego”, a nieprzyjaciela swego będziesz nienawidził. A Ja wam powiadam: Miłujcie waszych nieprzyjaciół i módlcie się za tych, którzy was prześladują, abyście się stali synami Ojca waszego, który jest w niebie; ponieważ On sprawia, że słońce Jego wschodzi nad złymi i nad dobrymi, i On zsyła deszcz na sprawiedliwych i niesprawiedliwych. Jeśli bowiem miłujecie tych, którzy was miłują, cóż za nagrodę mieć będziecie? Czyż i celnicy tego nie czynią? I jeśli pozdrawiacie tylko swych braci, cóż szczególnego czynicie? Czyż i poganie tego nie czynią? Bądźcie więc wy doskonali, jak doskonały jest Ojciec wasz niebieski».

Refleksja nad Słowem Bożym


„Miłujcie waszych nieprzyjaciół i módlcie się za tych, którzy was prześladują (...). Jeśli bowiem miłujecie tych, którzy was miłują, cóż za nagrodę mieć będziecie?”.
Jezusowe słowa zaskakują i prowokują. Co tu dużo mówić: jakże trudno jest miłować nieprzyjaciół, skoro nawet miłowanie przyjaciół przychodzi nam czasem z taką trudnością.
Jezusowe słowa zaskakują. Bo przecież tak to jakoś jest, że nieprzyjaciel, to ten, przed którym raczej się ucieka; nieprzyjaciel, to ten, który niesie ze sobą jakiś rodzaj szkody, jakiś moment zagrożenia; nieprzyjaciel, to ten, którego jakoś w naturalny sposób staram się unikać. A tymczasem Jezus mówi: Nie uciekaj! Przeciwnie, zrób w kierunku nieprzyjaciela krok do przodu.
Jezusowe słowa prowokują. Rzeczywiście tak jest, bo jeśli kogoś stać na taką chwilę szczerości, i jeżeli są tacy, którzy potrafią, a może lepiej powiedzieć: chcą wystawić głowę trochę wyżej, ponad panujący w świecie zaduch, również i ten religijny zaduch, to jeśli kogoś na taką odrobinę szczerości stać, to chyba przyzna, że gdzie jak gdzie, ale właśnie na tym terenie miłości do nieprzyjaciół mamy dzisiaj bardzo rażące braki.
Przyjaciel. Kim on jest? Przyjaciel, to ktoś, kto jest mi bliski. Głosi stare powiedzenie, że kto przyjaciela znalazł, ten skarb znalazł. Przyjaciel, to ten człowiek, z którym chcę przebywać, przed kim mogę otworzyć świat moich radości i smutków, moich sukcesów i moich porażek. Przed przyjacielem nie lękam się otworzyć moje serce. Nawet jeśli gdzieś na dnie tego serca pojawia się moment słabości, czy nawet grzechu, to przed przyjacielem serce mogę otworzyć.
Kim jest nieprzyjaciel? Jest kimś, kto odpycha; jest właśnie tym „kimś”, kto niesie ze sobą zagrożenie; jest kimś, kto sprawia ból; jest kim, kto potrafi zdeptać, sponiewierać. Kiedy nadciąga nieprzyjaciel, to natychmiast pojawia się w sercu taki moment niepokoju, taki moment okrutnego lęku. Przed nieprzyjacielem nie otwiera się serca; przeciwnie, przed nieprzyjacielem stawia się barykady; przed nim zamyka się drzwi swego serca bardzo precyzyjnie.
Biblijny nieprzyjaciel. On jest dopiero zagrożeniem. Biblijny nieprzyjaciel to ten, który mówi Bogu: „Nie będę służył”. Nieprzyjaciel to ten, który stawia Bogu-Jahwe buńczuczną odpowiedź: „nie”. Kiedy Naród Wybrany grzeszy, wówczas – jak mówi Pismo: „wydany zostanie w ręce nieprzyjaciół”. A kiedy nadchodzi Bóg, pełen zbawienia – jak mówi Pismo: „wyrywa swój lud z ręki nieprzyjaciela”.
I tu nagle – ni stąd, ni zowąd – jak grom z jasnego nieba, jak błyskawica, która rozświetla i niepokoi, rozbrzmiewają Jezusowe słowa: „Miłujcie nieprzyjaciół waszych”. Przedziwne Jezusowe słowa.
Czemu mam miłować mojego nieprzyjaciela? Czemu nie wystarczy taka postawa obojętności? Czemu nie mogę przyjąć takiej życiowej postawy, w której tylko nie będę odpowiadał złem na zło? Czemu nie wolno mi przejść obok nieprzyjaciela szerokim łukiem, czy – co gorsza – postawić przed nim wysoką barykadę?
Miłuj nieprzyjaciela! Nie wolno ci spocząć tak długo, jak długo wiesz, że żyją na świecie ludzie chodzący po manowcach. Miłuj nieprzyjaciela, bo nie zbawiasz się sam; bo nie idziesz do nieba w samotności; bo nie tylko swoją duszę masz uratować, ale również duszę swego nieprzyjaciela. Miłuj nieprzyjaciela, bo może gdzieś kiedyś, nawet o tym nie będziesz wiedział, w sercu nieprzyjaciela wydarzy się cud nawrócenia. Kto tak nie miłuje; kto nie chce miłować nieprzyjaciół swoich; kto potrafi wywoływać na swoich ustach tylko słowa pełne cynizmu, i pełne obojętności wobec nieprzyjaciół, pełne pogardy wobec nieprzyjaciół; kto tak nie miłuje, że wydaje swoje życie na rzecz drugich, ten spłonie w ogniu nieugaszonym.
I kiedy się tak człowiek trochę głębiej zaduma nad tymi naszymi dziwnymi czasami, i kiedy tak człowiek uczyni głęboką refleksję nad naszym miłowaniem nieprzyjaciół, to przychodzi nam na myśl błogosławiony Michał Kozal, biskup i męczennik, patron dnia dzisiejszego, który ostatnie lata swojego życia spędził na bardzo trudnej drodze, bo z obozu do obozu. II wojna światowa zastała go we Włocławku, gdy jeszcze w 1939 r. trafił do więzienia razem z klerykami i kapłanami. Potem Niemcy uwięzili go w Lądzie nad Wartą, a potem więziony był w Inowrocławiu, Poznaniu, Berlinie, Norymberdze – i wszędzie ze względu na swoją świętość, miłość doznawał szczególnych upokorzeń i prześladowań. Zakończył życie w Dachau. Taka była jego droga do świętości: droga ewangelicznej miłości; miłości trudnej, ale możliwej.
"Niech będzie on jeszcze jednym patronem naszych trudnych czasów, pełnych napięcia, nieprzyjaźni i konfliktów. Niech będzie wobec współczesnych i przyszłych pokoleń świadkiem tego, jak wielka jest moc łaski Pana naszego Jezusa Chrystusa – Tego, który do końca umiłował" – mówił Ojciec Święty Jan Paweł II ogłaszając w roku 1987 biskupa Michała Kozala błogosławionym.
Panie, Jezu, daj nam mocniej przylgnąć do Ciebie i pomóż nam kochać nie tych, których sami sobie wybraliśmy, ale tych, których Ty sam dajesz nam do kochania i naucz nas iść zawsze Twoją, nie naszą drogą. Niech się tak stanie!

czerwca 04, 2018

Przypowieść o dzierżawcach winnicy

czerwca 04, 2018

Przypowieść o dzierżawcach winnicy

Poniedziałek 9 tydzień Okresu Zwykłego

Słowo Boże na dziś

 

Słowa Ewangelii według Świętego Marka
Jezus zaczął mówić w przypowieściach do arcykapłanów, uczonych w Piśmie i starszych: «Pewien człowiek założył winnicę. Otoczył ją murem, wykopał tłocznię i zbudował wieżę. W końcu oddał ją w dzierżawę rolnikom i wyjechał.
Gdy nadszedł czas, posłał do rolników sługę, by odebrał od nich należną część plonów winnicy. Ci chwycili go, obili i odprawili z niczym. Wtedy posłał do nich drugiego sługę; lecz i tego zranili w głowę i znieważyli. Posłał jeszcze jednego, i tego zabili. I posłał wielu innych, z których jednych obili, drugich pozabijali. Miał jeszcze jednego – umiłowanego syna. Posłał go do nich jako ostatniego, bo mówił sobie: „Uszanują mojego syna”. Lecz owi rolnicy mówili między sobą: „To jest dziedzic. Chodźcie, zabijmy go, a dziedzictwo będzie nasze”. I chwyciwszy, zabili go i wyrzucili z winnicy. Cóż uczyni właściciel winnicy? Przyjdzie i wytraci rolników, a winnicę odda innym. Nie czytaliście tych słów w Piśmie: „Ten właśnie kamień, który odrzucili budujący, stał się głowicą węgła. Pan to sprawił i jest cudem w naszych oczach”». I starali się Go ująć, lecz bali się tłumu. Zrozumieli bowiem, że przeciw nim opowiedział tę przypowieść. Pozostawili Go więc i odeszli.
Oto słowo Pańskie.

Refleksja nad Słowem Bożym



Chrystus Pan, wyjaśniając tajemnicę Kościoła, przywołuje liczne obrazy i przypowieści, np. o owczarni, o roli uprawnej, o budowli Bożej, o ziarnie gorczycy. Wśród tych porównań i obrazów szczególną głębią wyróżnia się porównanie Kościoła do winnego krzewu i latorośli: “Ja jestem krzewem winnym, wy latoroślami. Kto trwa we Mnie, a Ja w nim, ten przynosi owoc obfity, ponieważ beze Mnie niż nie możecie uczynić. Ten, kto we Mnie nie trwa, zostanie wyrzucony i uschnie”.

Symbol winnego krzewu w pierwszej kolejności dotyczy Narodu Starego Przymierza. Naród Wybrany został wyróżniony przez Boga i otoczony troskliwą miłością. Jednak Izrael, źle kierowany przez swoich religijnych przywódców, nie wykorzystuje należycie otrzymanych przywilejów. Dobry Bóg posyła swoich wysłańców – proroków – ale Izrael ich nie słucha, co więcej, prześladuje ich, a nawet uśmierca. W ostatnim i najwyższym porywie miłości, Bóg posyła własnego Syna, aby nauczył rolników, jak dobrze uprawiać winnice Boga, czyli jak dobrze żyć. Kiedy i ta największa miłość Boga zostanie zlekceważona, kiedy Syn Boży zostanie odrzucony i na śmierć skazany, Bóg postanowił powierzyć winnicę komuś innemu. “Królestwo Boże będzie wam zabrane, a dane Narodowi, który wyda owoc”. Groźba wypełniła się i chrześcijanie zajęli miejsce Żydów.

Bóg jednak nie odwołał swego Przymierza z tym Narodem, ale dalej wzywa go do wiary w Jezusa Chrystusa, obiecanego Mesjasza i Jedynego Zbawiciela świata. A zatem, spadkobiercą i zarazem kontynuatorem obietnic Starego Przymierza jest Lud Nowego Przymierza zwany Kościołem Powszechnym. I w dalszym ciągu Bóg jest troskliwym właścicielem winnicy. Posłany Syn Boży, Jezus Chrystus, przez swoje Wcielenie, życie, mękę, śmierć i zmartwychwstanie oraz Zesłanie Ducha Świętego, wchodzi w bardzo ścisła związki z tym Nowym Ludem Bożym, czyli z tymi, którzy uwierzą w Jezusa Chrystusa, i którzy z wiarą i miłością przyjmą dar zbawienia.

Owe więzy są niezbędne do tego, aby człowiek mógł wydać dobre i zbawienne owoce. “Beze Mnie – mówi Jezus – nic nie możecie uczynić” i nie możecie przeżyć nic głębszego, sensowniejszego, prawdziwszego; nie możecie przeżyć tej więzi z Bogiem Ojcem, ani więzi między sobą. Bez Jezusa, bez łaski Bożej, bez tych ożywczych soków życia Bożego – jesteśmy tylko uschłą latoroślą.
I tu powraca ostrzeżenie: Jeżeli współcześni dzierżawcy winnicy Bożej zrywają więzy wiary i miłości z Jezusem Chrystusem, to również stają się uschłymi gałęziami. Św. Paweł w Liście do Hebrajczyków ostrzega tych, którzy zasmakowali w słowie Bożym i doświadczyli cudownych przejawów mocy Bożej, a później odpadli od wiary, to jakby drugi raz krzyżowali Jezusa i wystawiali na pośmiewisko Syna Bożego.

Słynny malarz, Harry Andersen, wykonał obraz pt. Chrystus pukający do ONZ. Obraz przedstawia Pana Jezusa, jako Dobrego Pasterza, z laską pasterską w lewej dłoni, a prawą puka do ogromnego gmachu ONZ. W dole widać przejeżdżające samochody i przechodzących pospiesznie ludzi. To wymowny obraz współczesnego świata, w którym nie ma miejsca dla Chrystusa, dla Jego Ewangelii, dla Kościoła, a jest miejsce dla organizacji przestępczych, dla pornografii, pijaństwa, korupcji, cwaniactwa, awantur politycznych, zabijania dzieci nienarodzonych i prześladowań religijnych. Tam, gdzie człowiek odcina się od Jezusa, od Tego Winnego Krzewu, nie może przynieść dobrych owoców.

Rozważanie słowa Bożego, podawanego na przez Kościół na różne sposoby, niech będzie zachętą do nawrócenia, do odnowienia tej więzi z Jezusem przez modlitwę, przez post i jałmużnę, przez pojednanie w sakramencie Pokuty, przez udział w Eucharystii. Oby i dzisiejsza Eucharystia jeszcze ściślej zespoliła nas z Jezusem Chrystusem; obyśmy dzięki Niemu stawali się żywymi latoroślami, wydającymi zbawienne owoce. AMEN.

 

kwietnia 03, 2018

2. Niedziela Wielkanocna (B) – „Słabość" Boga — miłosierdzie

kwietnia 03, 2018

2. Niedziela Wielkanocna (B) – „Słabość" Boga — miłosierdzie
Umiłowani bracia i siostry! Dziś w ostatni dzień oktawy Zmartwychwstania Pańskiego jesteśmy zaproszeni jakby do podsumowania naszej refleksji nad tajemnicą zmartwychwstałego Chrystusa, szczególnie do wniknięcia w tę Bożą tajemnicę. Oglądamy Jezusa w Wieczerniku, jak wychodzi naprzeciw słabej, za­łamanej, a czasem nawet już nie istniejącej wierze swoich uczniów. Jezus liczy się z trudnościami, jakie ze swoją wiarą ma człowiek przyjmujący tylko to, co dotykalne, sprawdzalne, doświadczalne. Dlatego choć wypowiada błogosławieństwo o tych, którzy nie widzieli, a uwierzyli, to jednak nie rezygnuje z pokazania siebie uczniom. Nawet więcej, do najbardziej wątpiącego kieruje słowa zachęty, aby dotknął Jego boku i w ten sposób stał się człowiekiem wierzącym.
Scena z dzisiejszej Ewangelii pokazuje, jak bardzo Chrystuso­wi zmartwychwstałemu zależy na tym, aby spotkać się z każ­dym człowiekiem, a zwłaszcza z tymi, którzy wątpią, mają za­strzeżenia, załamują się. Chce rozwiać ich wątpliwości i zastrze­żenia, odbudować ich wiarę. Najbardziej wątpiącym chce pokazać swój bok, aby mogli wejść w tajemnicę Jego przebitego serca z którego na krzyżu wypłynęła krew i woda. Jest to bowiem tajemnica wielkiej Jego miłości, wielkiego Bożego miłosierdzia. Tego miłosierdzia, które jawi się w całej historii zbawienia. Te­go miłosierdzia, które głosi zarówno Stary jak i Nowy Testament. „Stary Testament — zauważa Ojciec św. Jan Paweł II w swojej Encyklice Dives in Misericordia — który ludziom pogrążonym w niedoli, a nade wszystko obciążonym grzechem… każe odwoływać się do tego Miłosierdzia” (21).
Miłosierdzie Boże to jeden z głównych tematów nauczania Jezusa i znak Jego mesjańskiego posłannictwa (Dives in Miseri­cordia 13). Jezus głosi, że Ojciec w niebie jest pełen miłosier­dzia, a sam o sobie powiada, że przychodzi szukać i zbawić przede wszystkim to, co było zginęło (Łk 9, 19), że nie przy­chodzi do sprawiedliwych, ale do tych, którzy się źle mają. Kulminacyjnym jednak momentem objawienia się miłosierdzia Bożego światu jest zmartwychwstanie Chrystusa. Zdaniem Ojca Św., zmartwychwstanie wieńczy „całokształt objawienia się Miłości Miłosiernej w świecie poddanym złu” (Dives in Misericordia 13). Bez zrozumienia tej tajemnicy właściwie nie znamy Boga, Bo­ga, który pochyla się nad człowiekiem, Boga, który karmi głod­nych, który uzdrawia chorych, który odpuszcza grzechy.
Według Ojców i teologów Kościoła, miłosierdzie to główna pobudka działania. „Wszystko, co Bóg czyni — powiada św. Jan Chryzostom — pochodzi z Jego Miłosierdzia” (Mignę, PI 55, 468). Miłosierdzie Boże, według św. Tomasza z Akwinu, to motyw wszelkiego Bożego działania (I q 21 a 3 c). Szczególnie widoczne jest ono w odpuszczeniu grzechów. Bóg sam zapewnia: „Choćby grzechy wasze były jak szkarłat, jak śnieg wybieleją” (Iz 1, 18). Dlatego to Jezus ku zgorszeniu faryzeuszów, staje się przy­jacielem grzeszników i celników (Mt 11, 19). Jako Dobry Pasterz zostawia dziewięćdziesiąt dziewięć owiec, aby szukać jednej, któ­ra zginęła. Cieszy się z całym niebem, gdy człowiek się na­wraca. Im większa jest nędza człowieka, tym większe jest po­chylenie się Boga nad człowiekiem, tym większe Boże miłosier­dzie. Jeżeli jestem bardzo biedny, przybity do łoża boleści, poz­bawiony należnej opieki, opuszczony, bliski załamania, to Bóg wychodzi przede wszystkim do mnie, abym doświadczył Jego miłości i zmiłowania. Jakże często potrzebuję tej Bożej obec­ności! Jakże często potrzebuję tego znaku! Jakże często nie wy­starcza mi tylko słowo. Zwłaszcza gdy chwieje się moja wiara, potrzebuję, aby Jezus prawdziwie stanął przede mną, jak niegdyś stanął przed Tomaszem. Gdy doświadczam obecności Boga wy­rywa się z serca wołanie: „Pan mój i Bóg mój” (J 20, 28). Rodzi się pragnienie, aby za miłość i miłosierdzie odpłacać miłością. Skoro On mnie tak umiłował, skoro zlitował się nade mną, to co ja powinienem uczynić dla Niego?
To prawda, że powinienem dziękować, że powinienem Go wielbić, że powinienem zaufać niezachwianie Jego dobroci! Ale moja wdzięczność byłaby niepełna, gdybym za miłosierdzie nie odwdzięczył się miłosierdziem. Nie dlatego, że Bóg potrzebuje mojego miłosierdzia, ale dlatego, że człowiek potrzebuje miło­sierdzia Bożego, że Bóg utożsamił się z najbardziej potrzebują­cymi i że każdą przysługę którą wyświadczam potrzebującym traktuje jako przysługę, którą wyświadczam Jemu samemu. Bóg chce, aby Jego miłosierdzie objawiło się światu poprzez Jego uczniów, a także przeze mnie. „Żebyście wiedzieli — zwierza się swoim uczniom — co znaczą słowa: miłosierdzia chcę” (Mt 9, 13). Właściwie mówiąc nie ma dla mnie ważniejszej sprawy. Nie mogę bowiem lepiej uczcić Boga. Nie mogę lepiej ukochać bliź­niego. Bóg pragnie ujrzeć we mnie obraz swojego miłosierdzia. Miłosierdzie decyduje o wartości mojego życia. Od jego pełnie­nia zależy moje zbawienie. Tych, którzy nie pełnili miłosierdzia, nic nie usprawiedliwi. Bo nie można kochać człowieka, nie okazując mu miłosierdzia. Bo nie ma sprawiedliwości poza mi­łosierdziem. Życie bez miłosierdzia praktycznie jest nie do uspra­wiedliwienia, ani przed Bogiem, ani przed ludźmi i praktycznie takie życie nie ma sensu. Bez miłosierdzia nie ma opieki nad chorymi, starszymi, ich istnienie uważa się za ciężar społeczny. Istniały i istnieją po dziś dzień ideologie, które traktują miło­sierdzie jako słabość ludzką. Wszystkie systemy siły i przemocy uważają miłosierdzie za wyraz słabości. Tak, rzeczywiście, miło­sierdzie to wielka „słabość” Boga do człowieka. Wskutek tej „słabości” istniejemy i ciągle doświadczamy Bożej dobroci, mimo naszych słabości i grzechów, tak jak niejednokrotnie małe i sła­be dziecko jest dla swoich rodziców bardzo wymagające. Wsku­tek tej „słabości” Bóg, mimo wciąż powtarzających się grzechów człowieka, lituje się, odpuszcza i troszczy się o człowieka, okazuje mu swoje miłosierdzie.
Bóg chce, abym postępował podobnie. Na Sądzie Ostatecznym zapyta mnie tylko o to jedno. Nic innego nie będzie Go inte­resowało. Być miłosiernym to dawać człowiekowi to, co mu jest najbardziej potrzebne. Niekoniecznie to, o co on prosi. Człowie­kowi proszącemu o jałmużnę odpowiada Piotr: „Nie mam złota ani srebra, ale co mam to ci daję: w Imię Jezusa Chrystusa Nazarejczyka, chodź” (Dz 3, 6). Czy jestem człowiekiem miło­sierdzia? Człowiekiem, który wychodzi naprzeciw ludziom naj­bardziej potrzebującym, człowiekiem, który wzorem Ojca Nie­bieskiego obejmuje swoją miłością nie tylko sprawiedliwych, ale i niesprawiedliwych? A może moja miłość, moje miłosierdzie odnosi się tylko do ludzi miłych, sprawiedliwych, pobożnych — tych, którzy mało lub wcale mnie nie potrzebują? „Być miłosiernym to czuć potrzeby drugiego człowieka jak swoje własne, to chcieć dobra dla innych, tak jak chcemy go dla siebie” (św. Tomasz z Akwinu, De molo q 10 a 2 c). W tym duchu pisze nasz poeta Jan Kasprowicz: „Pali mnie surdut niezdarty na ciele, gdy widzę łachman na ciele nędzarza, widok głodnego gasi me wesele, jeśli się kiedy w mym oku zajarzy”.
Czy czuję drugiego człowieka tak, jak czuję siebie, czy go rozumiem? Czy mam z nim wspólny język? Czy jestem wyrozumiały, cierpliwy, współczujący? Czy w razie konfliktów jestem gotowy do pojednania? Czy mam miłosierdzie w sercu; czy okazuję je w słowach i czynach? To są pytania, które stawia przede mną dzisiejsza liturgia, stawia Chrystus, który dziś mówi. do nas: „Jak mnie posłał Ojciec, tak i ja was posyłam” (J 20, 21). A świat, który jak podkreśla św. Paweł Apostoł: „…oczekuje z tęsknotą objawienia synów Bożych” (Rz 8, 19), czeka niecierpli­wie na tych Bożych wysłańców, czeka na ludzi miłosierdzia. Od tego, czy tacy ludzie się znajdą zależy, czy świat dziś ujrzy Boże zbawienie, czy ujrzy Boże miłosierdzie, czy ujrzy Zmartwych­wstałego. Amen.


kwietnia 03, 2018

Rozważania wielkanocne - Ukazanie się Zmartwychwstałego Marii Magdalenie

kwietnia 03, 2018

Rozważania wielkanocne - Ukazanie się Zmartwychwstałego Marii Magdalenie

Słowo Boże na dziś

Wtorek w Oktawie Wielkanocy
J 20, 11-18

Maria Magdalena stała przed grobem, płacząc. A kiedy tak płakała, nachyliła się do grobu i ujrzała dwóch aniołów w bieli, siedzących tam, gdzie leżało ciało Jezusa – jednego w miejscu głowy, drugiego w miejscu nóg. I rzekli do niej: «Niewiasto, czemu płaczesz?» Odpowiedziała im: «Zabrano Pana mego i nie wiem, gdzie Go położono». Gdy to powiedziała, odwróciła się i ujrzała stojącego Jezusa, ale nie wiedziała, że to Jezus. Rzekł do niej Jezus: «Niewiasto, czemu płaczesz? Kogo szukasz?» Ona zaś, sądząc, że to jest ogrodnik, powiedziała do Niego: «Panie, jeśli ty Go przeniosłeś, powiedz mi, gdzie Go położyłeś, a ja Go zabiorę». Jezus rzekł do niej: «Mario!» A ona, obróciwszy się, powiedziała do Niego po hebrajsku: «Rabbuni», to znaczy: Mój Nauczycielu! Rzekł do niej Jezus: «Nie zatrzymuj Mnie, jeszcze bowiem nie wstąpiłem do Ojca. Natomiast udaj się do moich braci i powiedz im: „Wstępuję do Ojca mego i Ojca waszego oraz do Boga mego i Boga waszego”». Poszła Maria Magdalena i oznajmiła uczniom: «Widziałam Pana», i co jej powiedział.
 

Refleksja nad Słowem Bożym


Kiedy uczestnicy zgromadzenia wysłuchali publicznego wystąpienia Piotra, przejęli się do głębi serca i pytali jego i innych Apostołów: „Co mamy czynić bracia?”.
Jaką treść zawierało przemówienie Piotra, tak mocno poruszające serca słuchaczy? Otóż Piotr, w sposób jasny i zdecydowany oznajmił, że „Tego Jezusa, którego przywódcy żydowscy wyparli się, i rękami bezbożników ukrzyżowali, Bóg wskrzesił z martwych i uczynił Go Panem i Mesjaszem”. Na pytanie słuchaczy: „Co mamy czynić bracia?”, odpowiedź jest oczywista: „Nawróćcie się i przyjmijcie chrzest, i uznajcie Jezusa za swojego Pana i Zbawiciela”. Słuchacze uwierzyli słowom Piotra, przyjęli jego naukę i przyjęli chrzest w liczbie około trzech tysięcy dusz; dostąpili opuszczenia grzechów; otrzymali dary Ducha Świętego, które pozwoliły im lepiej zrozumieć tajemnicę królestwa Bożego.
Sukces apostolski św. Piotra zdumiewa po dzisiejsze czasy – poruszyć serca słuchaczy tak, aby byli gotowi uznać Jezusa za swego Pana, to zamierzenie i marzenia każdego misjonarza. Nawrócenie, czyli zmiana dotychczasowego sposobu myślenia i ludzkiego systemu ocen, jest niezwykle trudnym procesem wewnętrznym. Dlatego owo wejście na poziom logiki Bożej, a nie ludzkiej, może dokonać się tylko dzięki szczególnemu działaniu Ducha Świętego. Dla współczesnych Piotrowi Żydów, nawrócenie polegało na tym, aby uznać, że Bóg Abrahama, Jakuba i Izaaka, w którego przecież wierzyli, jest także Bogiem wszystkich ludzi, i że każdy człowiek jest obmyty krwią Jezusa Chrystusa, Syna Bożego, i wezwany do przyjaźni z Bogiem.
Podobny proces nawrócenia dokonał się w sercu i umyśle Marii Magdaleny. Wprawdzie ona już wierzyła Jezusowi, uznała Go za Mesjasza, jednak w niej pozostało jeszcze wiele ludzkich, ziemskich skojarzeń i związków myślowych. Jej ludzki sposób myślenia przejawił się chociażby w tym, że dalej uparcie poszukuje ciała Jezusa, aby je uczcić i jeszcze opłakać. Kiedy ukazuje się jej zmartwychwstały Pan, to początkowo ma duże trudności w Jego rozpoznaniu. Dopiero usłyszane zawołanie po imieniu, upewnia Marię w przekonaniu, że to rzeczywiście Jezus zmartwychwstały.
W tym wydarzeniu można odczytać podwójną prawdę. Po pierwsze: w wierze niezbędny jest impuls Bożej łaski, a po drugie: do wiary dochodzi się najszybciej przez serce, czyli przez miłość.
Tak, jak za czasów apostolskich zmartwychwstały Jezus zjawiał się oczom ludzkim i wzywał do siebie po imieniu, tak i dziś woła ludzi i objawia im miłość Ojca. Tak samo, jak Apostołom, przynosi prawdziwy pokój serca i obdarza łaską wiary. A na potwierdzenie tej prawdy, przytoczę świadectwo jednego z artystów rockowych, Tomasza Budzyńskiego, który mówi: „To jest tak, że Jezus mnie woła, a na Jego głos nie sposób nie odpowiedzieć. To tak, jakby wołała cię najukochańsza i najpiękniejsza osoba. Człowiek wymięka totalnie. Miałem taki głos w sercu, że gdy śpiewałem Podróż na Wschód, to tym Wschodem jest Jezus. Takie miałem poznanie. Albo śpiewając Światłość świeć, Światło prowadź mnie, jakiś głos mi mówił, że tym Światłem jest Jezus Chrystus. – I dalej zwierza się: Tak Bóg dobrał się najpierw do moich emocji, dopiero później przyszedł czas na rozum i serce. Pomyślałem sobie, że skoro śpiewam piosenki o Jezusie, to odważę się i zmienię tekst; będę śpiewał Niech cię strzeże, niech cię wspiera Jezus Chrystus, a nie światło – jak śpiewałem dotychczas – i zmieniłem tekst. Na jednym z koncertów w Łodzi zaśpiewałem: Jezus Chrystus. I tu nagle okazało się, że publiczności, która przyszła na ten koncert, to się nie spodobało. Ktoś krzyczał, że Jezus to jest cham, a mnie nagle coś tknęło i po raz pierwszy powiedziałem na głos: Człowieku, Jezus Chrystus jest Panem. Powiedziałem to po raz pierwszy w życiu. Myślałem wtedy, że no teraz to mnie chyba tylko zabiją. Dograliśmy jakoś ten koncert do końca, ale ja zostałem zmiażdżony. Byłem wtedy wielką gwiazdą rocka, ale Jezus jest Panem. Nagle powiedziane zostało coś takiego – to był przełom w moim życiu. Dokładnie wtedy, gdy publicznie powiedziałem, i to w sytuacji gdy zostałem zbity i zdeptany”.
Również i w dzisiejszych czasach takie przełomy zdarzają się nieraz i łaska Boża Jezusa zmartwychwstałego działa ustawicznie, przemieniając ludzkie serca, obdarzając miłością, łaską przebaczenia, pokojem serca. I my rozpoznajmy Jezusa w tych wydarzeniach, doświadczeniach; ogłaszajmy Go Panem swojego życia. AMEN.


Copyright © 2016 Homilie i rozważania , Blogger