sierpnia 09, 2018

Duchowość św. Teresy Benedykty od Krzyża - Edyty Stein

sierpnia 09, 2018

Duchowość św. Teresy Benedykty od Krzyża - Edyty Stein
Ukazanie charakterystycznych cech duchowości św. Edyty Stein, wymaga bliższego określenia samej duchowości. Oczywiście nam chodzi o duchowość konkretnej Świętej w Kościele katolickim. Nawet w tym zawężeniu, określeń pojęcia duchowość znajdziemy bardzo wiele. Najbardziej właściwe byłoby przyjąć, że każdy człowiek ma swoją własną duchowość. Ta jego duchowość będzie uformowana na chrześcijańskim ukierunkowaniu się na Boga, które akcentuje określone prawdy wiary; zatrzymuje się na niektórych cnotach Chrystusa, które w naśladowaniu Chrystusa stają się specyficznym celem oraz podejmuje środki i praktyki pobożności stanowiące charakterystyczne i wyróżniające się momenty konkretnej duchowości (1).
 
Kształtowanie się duchowości Świętej
Edyta Stein od zawsze poszukiwała prawdy. Jej odejście od religii judaistycznej w tym poszukiwaniu prawdy miało swe korzenie. Po porzuceniu praktyk religii żydowskiej stała się nie-religijną. Czy to oznacza, że utraciła wiarę? Raczej należałoby powiedzieć, że zaprzestała praktykować obrzędy religijne, czyli stała się niepraktykującą Żydówką. Nigdy jednak nie zaprzestała szukania prawdy. Ta postawa skłoniła ją do studiowania filozofii. Czy wierzyła? Czy podejmowała jakieś praktyki wiary, np.: modlitwę? Sama Edyta Stein powiedziała o sobie: „Moja tęsknota za prawdą była mą jedyną modlitwą” (2). Tę jej wypowiedź można odnieść do stwierdzenia Lumen gentium, które poucza, że do Ludu Bożego należą także ci, którzy szczerym sercem szukają Boga (15). Niezależnie od rozstrzygnięcia tej kwestii należy podkreślić, że Edyta Stein była Żydówką i nią pozostała do końca. Co to oznacza? Przede wszystkim mentalność opartą na żydowskiej kulturze religijnej, całą jej psychikę semicką przenikniętą wiara w Boga, kierującego życiem narodu i każdego człowieka. Zerwała w wieku lat czternastu z obrzędami żydowskimi, ale ona w nich została wychowana i one mocno w niej tkwiły wraz z Pismem św. Ks. Przywara, jej spowiednik, podkreśla, że hebraizm przejrzysty: jeden Bóg, jedno prawo, jeden kult jaki był w ujęciu jej matki nieustannie był obecny w jej świadomości (3). Przy tej okazji warto przypomnieć, że Edyta Stein nawraca się z niereligijności na katolicyzm. W tym okresie jakby nie nawiązuje do judaizmu. Raczej czuje się Niemką, jak napisze kard. Wetter: „Czuła się Niemką i kochała niemiecki naród i ojczyznę” (4). Niemniej kochany naród niemiecki nie pozwolił jej zapominać o tym, że jest Żydówką. Dopiero jednak po chrzcie św. – jak pisze – po swoim powrocie do Boga poczuła się na nowo Żydówką (5). Od tej chwili podkreśla, że przynależy do Chrystusa nie tylko duchowo, ale i poprzez więzy krwi (6). Z dużym bólem swoim i swojej matki, a równocześnie świadomie zrywa z religią żydowską. W czasie studiów i pracy naukowej obraca się prawie nieustannie między z protestantami. Aż zdumiewa, że przyjaźń z ewangelikami: Reinachami i z Condrad-Martius, nie zaprowadził jej do kościoła ewangelickiego (7). Stopniowo odnajdywała katolicyzm i przez niego więź z Bogiem. Już w 1918 r. Edyta zaczęła czytać dzieła św. Teresy od Jezusa (8). W tym czasie kupiła dwie książki: katechizm katolicki oraz mszalik (9).
Po przyjęciu chrztu św. spotyka się z duchowością benedyktyńską, poprzez spowiednika oraz s. Aldelgundę Jaegerschmid, benedyktynkę z Fryburga. Opactwo Beuron stało się jej duchową ojczyzną (10). Ta duchowość wprowadza ją w liturgię Kościoła i jej umiłowanie. Przez siostry dominikanki w Spirze, gdzie podejmuje wykłady, i u których zamieszkuje, zapoznaje się z duchowością dominikańską oraz podejmuje studium dzieł św. Tomasza z Akwinu (11). W lecie 1921 r., jako katechumenka odprawia samotnie rekolekcje w oparciu o Ćwiczenia św. Ignacego Loyoli (12). Ks. Przywara, jej spowiednik, jest jezuitą. Edyta zna więc duchowość ignacjańską. Nie jest jej obca duchowość św. Franciszka z Asyżu. Urzeka ją jego doskonałe naśladowanie Chrystusa, czego daje wyraz w odczycie o św. Elżbiecie z Turyngii, wiernej uczennicy Biedaczyny z Asyżu (13). Wgłębiając się w duchowość katolicką, jak przystało na uczoną osobę, sięga także do źródeł tej duchowości, studiując Areopagitę. Owocem tego studium jest bardzo wnikliwe opracowanie pt. Drogi poznania Boga (14). Przez św. Teresę od Jezusa zapoznaje się z duchowością karmelitańską. Przeczytana Autobiografia św. Teresy od Jezusa ostatecznie poprowadziła Edytę Stein do nawrócenia. Tak o tym pisze sama Edyta: „Zaczęłam czytać, zostałam zaraz pochłonięta lekturą i nie przerwałam, dopóki nie doszłam do końca. Gdy zamknęłam książkę, powiedziałam sobie: «To jest prawda»” (15). Dotąd odnajdywała Boga jako Absolut, u św. Teresy doświadczyła Boga miłości. W następnych latach głębiej przemówił do niej św. Jan od Krzyża ze swoim radykalizmem. Odtąd żyje duchowością Karmelu oraz pragnieniem zostania karmelitanką (16), na co przyszło jej czekać dwanaście lat.
Zbierając w jedno te różne rysy jej duchowości, można powiedzieć, za ks. Przywarą, że Edyta Stein w duchowości karmelitańskiej odnalazła podstawę dla swej całkowitości (absolutyzmu). Nadto Karmel przedstawił się jej jako jedyny zakon łączący Stare i Nowe przymierze poprzez proroka Eliasza (17). W duchowości dominikańskiej spotkała się z poszukiwaniem „czystej prawdy”, która doprowadziła ją poprzez fenomenologię do realizowania swego posłannictwa: realizowania i nauczania chrześcijaństwa. W benedyktyńskiej duchowości liturgii spotkała się z uobecnioną w chrześcijaństwie tradycją hebrajską. Duchowość ignacjańska pozwoliła jej jeszcze pełniej przylgnąć do wybranego już wcześniej Jezusa Chrystusa, a zauroczenie św. Franciszkiem umocniło w niej radykalizm ewangeliczny. Takie są ogólne rysy jej duchowości.
 
Szczególne momenty zaakcentowane przez Edytę Stein
Kard. Wetter podkreśla, że Edyta Stein szukała prawdy i znalazła Boga (18). W tym samym duchu wypowiada się papież Jan Paweł II w homilii podczas kanonizacji: Św. Teresa Benedykta została zdobyta przez prawdę. Odkryła przy tym, że ta prawda ma na imię Jezus Chrystus (19). Od chwili nawrócenia, a szczególnie od przyjęcia chrztu, nim obmyta i podniesiona do stanu łaski, ma świadomość, że przez Chrystusa została na nowo stworzona i dla Niego odrodzona (20). Wybranie Chrystusa i z Nim wybranie wartości ewangelicznych sprawiły, że opadły z niej wszystkie bariery uprzedzeń racjonalistycznych, na których wyrosła, i którymi dotąd się kierowała; nagle stanął przed nią świat wiary (21). Związanie to z miłością Chrystusa sprawiło, że stała się naprawdę wolna. Wraz z chrztem weszła świadomie w prawdy wiary. Wśród nich wyróżniała te najbardziej podstawowe: tajemnicę Wcielenia, tajemnicę Eucharystii oraz tajemnicę Odkupienia. Wraz z nimi głęboko omawia tajemnicę Trójcy Przenajświętszej, tajemnicę Kościoła, oraz udział Maryi Dziewicy w tych tajemnicach. Te trzy ostatnie prawdy zaledwie zostaną wspomniane, pozostałe będą omawiane podczas tego tygodnia. Dobrze w tym miejscu jest uświadomić sobie to, co przypomina Edyta Stein, że wszystkie tajemnice chrześcijańskie tworzą jedną nierozłączną całość (22). Ona objęła tę całość.
I jeszcze jeden ważny moment. Od przyjęcia chrztu św. Edyta Stein wchodzi w głębokie więzy z Chrystusem. Wybrała Go zdecydowanie i na zawsze. To jedynie okoliczności nie pozwalają jej wstąpić jeszcze do Karmelu. Można śmiało powiedzieć, że Edyta stopniowo i coraz mocniej przeżywa miłość oblubieńczą do Chrystusa. Niedługo, a szczególnie już w życiu zakonnym, dochodzi do miłości odkupieńczej i oddaje się Bogu za wszystkich. Z miłością oblubieńczą łączy się w jej życiu tajemnica Wcielenia i Odkupienia, Eucharystia, radykalizm ewangeliczny. Jako oblubienica Chrystusa Zbawiciela jednoczy się z Nim miłością odkupieńczą, by wejść w miłość ekspiacyjną.
 
Tajemnica Wcielenia
W rozważaniu Tajemnica Bożego Narodzenia (23), wygłoszonym w 1931 roku rozwija tajemnicę Wcielenia i Człowieczeństwa Chrystusa. Rozważanie jest owocem jej własnego głębokiego przeżycia Bożego Narodzenia w opactwie benedyktynów w Bueron. Nawiązuje do obietnicy przyjścia Zbawiciela. Tajemnicę Wcielenia nazywa nadejściem upragnionej godziny i wypełnieniem błogosławionej obietnicy. Przez wcielenie Syn Boży stał się człowiekiem. Jego przyjście na świat jest konsekwencją odejścia człowieka od Boga, wybrania przez niego ciemności grzechu. W tym znaczeniu tajemnica Wcielenia i zło idą w parze. To z powodu grzechu trzeba było by Syn Boży zszedł z nieba. Chrystus przyszedł na świat dla grzeszników. Święta usiłuje przybliżyć tę tajemnicę, pisząc, że Stwórca bierze ciało ludzkie, Zbawiciel zstępuje na ziemię. Staje się On człowiekiem, by człowiek mógł stać się synem Bożym. Zszedł z nieba by odkupić człowieka. Tajemnica Wcielenia jest wyrazem miłości Boga do człowieka. Miłość ta nie kończy się nigdy, nie ma granic. Edyta jednoznacznie podkreśla Jego Bóstwo i Jego Człowieczeństwo. On, Bóg-Człowiek jest jednym z nas, jednym z nami. On płaci nasze winy. On przyszedł na świat, by zwrócić Ojcu zagubioną ludzkość. W ten sposób, w Chrystusie Zbawicielu zaczyna się żywot wieczny człowieka. On wprowadza w progi królestwa Bożego. Przez te ustawienia św. Teresa Benedykta podprowadza słuchających czy czytających jej opracowania do zajęcia konkretnych postaw. U podstaw tego stawia przed oczy Najśw. Maryję Pannę z jej fiat. Wszystkich zachęca słowami: „Złóżmy nasze ręce w ręce Boskiego Dzieciątka, powiedzmy Mu «tak» jako odpowiedź na Jego «pójdź za mną». Stańmy się odtąd Jego własnością, aby Jego boskie życie mogło swobodnie w nas przepływać” (24). Tajemnica Wcielenia sprawia, że Bóg zamieszkuje w człowieku, a człowiek w Nim. Tak Jego życie, jako rozpalone światło, jest w człowieku. Obecność Chrystusa w człowieku wprowadza go w udział w królestwie Bożym, do czego tajemnica Wcielenia daje mu prawo. Słowo Wcielone daje człowiekowi do wyboru światło albo ciemności, zachęcając: „Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście” (Mt 11, 28). Mówiąc o prawie wyboru, Święta nawiązuje do pierwszych rodziców. Oni przez nieposłuszeństwo utracili dziecięctwo Boże i oddalili się od Boga. Odtąd przed każdym człowiekiem stoi konieczność wybierania pomiędzy światłością a ciemnością, nicością a pełnią Boskiego życia. U podstaw tego wyboru leży poddanie się Boskiemu kierownictwu Chrystusa.
Z wyborem Chrystusa wiąże się przyjęcie Jego światła, przynależenie do Niego, pójście za Nim, bycie z Nim. Na pewno nie wystarczy – jak powie Święta – „raz w roku uklęknąć przy Bożym żłóbku i wzruszyć się czarem świętej nocy. Trzeba być zawsze w wyłączności z Bogiem, słuchać słów, które Bóg objawił i przekazał nam, i według nich postępować” (25). Tak człowiek wchodzi w konieczność naśladowania Chrystusa. Każdy należący do Chrystusa musi bowiem przeżyć całe Jego życie. Święta powie: „Dojrzewać do wieku Chrystusa” przez trzydzieści lat Jego życia ukrytego w Nazarecie, poprzez Ogrójec, drogę krzyżową, po Golgotę. Odnośnie postępowania za Chrystusem i naśladowania Go napisze, że kto by chciał być poślubiony Barankowi, musi dać się z Nim przybić do Krzyża. I z dużą mocą podkreśli, że wszyscy ochrzczeni są do tego powołani. „Iść bowiem za Chrystusem, to coraz wierniej Go naśladować; to wezwanie brzmi przenikliwie w duszy i żąda jednoznacznej odpowiedzi”, szczególnie u osób powołanych do życia zakonnego. Pociąga to za sobą wyzwolenie się od wszystkich powiązań naturalnych: rodziny, ludu, kręgu dotychczasowego działania. Bez tego nie można prawdziwie przylgnąć do Chrystusa, a tym bardziej z Nim się zjednoczyć (26). W tych doświadczeniach On jest bardzo blisko. Chrystus jest Bogiem-Człowiekiem. Jasną jest więc rzeczą, że każdy kto chce być z Nim, musi uczestniczyć w Jego życiu, tak Boskim jaki i ludzkim. Kiedy ją proszono o pomoc w drodze do Boga, odpowiadała, że ma jedynie do przekazania jedną małą, prostą prawdę: należy rozpocząć życie, trzymając się za rękę Pana. „Bóg bowiem daje się znaleźć tym, którzy Go szukają i chce być szukany” i podaje sposób szukania: objawienie naturalne – przez skutki do przyczyny, które jedynie pobudza do szukania; objawienie nadprzyrodzone, dające odpowiedzi jakie nasuwa rozważanie natury; oraz wiara, która już jest znalezieniem. Wiara coś mówi o Bogu, a przez nią Bóg pozwala spotkać samego siebie (27). Tak człowiek dochodzi do uświadomienia sobie, że w Jezusie Chrystusie staje się dzieckiem Bożym. Być dzieckiem Bożym w ujęciu św. Teresy Benedykty oznacza być zarazem małym i wielkim (28), małym w swoim człowieczeństwie, wielkim w swoim synostwie przybrania. Podaje także cechy synostwa Bożego, rozważając słowa Modlitwy Pańskiej: „Bądź wola Twoja”. Są one następujące: Być jedno z Bogiem, czego warunkiem jest staranie się by wszyscy byli jedno z Bogiem, oraz pełnić Jego wolę, co powinno dla chrześcijanina stać się normą życia (29). Już w Karmelu jakby precyzuje co znaczy być dzieckiem Boga. Tu najlepiej odwołać się do niej samej: „Być dzieckiem Boga, to znaczy: iść kierowana ręką Boga, wypełniać wolę Boga a nie własną, całe zatroskanie i nadzieje składać w ręce Boga, nie martwić się o siebie i swoją przyszłość. Na tym polega wolność i wesołość Bożego dziecka” (30).
 
Tajemnica Eucharystii
Rzeczywistość Wcielenia: „Słowo stało się ciałem” w ujęciu Świętej ma jeszcze drugie głębokie znaczenie. Odnosi je ona do Eucharystii. „Urzeczywistnia się – jak to ona powie – pod inną jeszcze postacią: «Kto pożywa moje Ciało i pije moją Krew, ma życie wieczne» (J 6, 54). Jest to chleb codzienny, w którym „wypełnia się tajemnica Bożego Narodzenia, cud Słowa Bożego, które staje się ciałem” (31). Święta mówi o samej Eucharystii w jej ustanowieniu oraz w uczestniczeniu w jej trzech postaciach, którymi są: Msza św., Komunia św. i nieustanna obecność w pod postaciami chleba i wina. Przede wszystkim stwierdzi, że Słowo stało się Ciałem w celu oddania swego życia człowiekowi: dania siebie człowiekowi. Czyni to w Eucharystii. Wieczerza Pańska, każda Msza św. wchodzi na miejsce starotestamentowej paschy jako Pascha Nowego Testamentu. Przybiera tu jednak nową postać i nowy sens. On jest w tym błogosławieniu i rozdzielaniu Chleba i Wina, które przyjęte z wiarą, ożywiają chrzcielne wszczepienie w Chrystusa oraz wprowadzają w jedność życia z Nim wraz z napełnianiem się Jego Boskim życiem (32). W Wychowaniu eucharystycznym przypomina trzy proste prawdy wiary związane z tym sakramentem: „W najświętszym Sakramencie obecny jest Zbawiciel; On to ponawia codziennie na ołtarzu swoją ofiarę krzyżową; w Komunii świętej pragnie On zjednoczyć się ściśle z każdą poszczególną duszą”. Jeśli chodzi o Mszę św. oraz Komunię widzi ją u podstaw każdego dnia. Na ołtarzu bowiem, napisze, czeka na każdego sam Zbawiciel i pragnie nie tylko obdarzać owocami swojej ofiary, ale także wstąpić do każdego serca i karmić własny Ciałem oraz poić swą Krwią. Mówi tu o zjednoczeniu eucharystycznym z Chrystusem, które pogłębia się wraz z częstotliwością przyjmowania Komunii św. Opuszczanie jej bez poważnego powodu wykazuje brak zrozumienia ważności tej tajemnicy Boga oddającego się człowiekowi (33). Święta przypomina także o żywej obecności Chrystusa w tabernakulum. Zachęca do nawiedzania Go tak często, jak tylko stać kogoś na to. Chrystus oczekuje na człowieka w Sakramencie Ołtarza i chce wziąć na siebie wszystkie jego ciężary, umocnić, doradzić i we wszystkim wspomagać. Jest to pokarm na drogę (34). Nie wyobraża sobie wejścia w nowy dzień, jak zwykle z wieloma zajęciami, trudnościami, bez Mszy św. i Komunii. We Mszy św. radzi składać siebie w ofierze z wszelkim swoim działaniem i cierpieniem. Ta ofiara i przyjęta Komunia św. pozwala wchodzić w zajęcia dnia jako wypełnianie swej woli Bożej z wielkim wyciszeniem, odwagą i radością (35).
 
Radykalizm ewangeliczny
Św. Teresa Benedykta w swoim otoczeniu uchodziła za osobę radykalną w życiu i postępowaniu oraz stanowczą w swoich sądach. Jej mistrz Husserl tak ją określił: „U Edyty wszystko jest na wskroś prawdziwe. Radykalizm i upodobanie do męczeństwa leżą w naturze żydowskiej” (36). To jej usposobienie doskonale objawiło się w życiu po przyjęciu chrztu: przyjęła Ewangelię dosłownie i jej gorliwość neofitki nigdy nie osłabła, przeciwnie nieustannie wzrastała. Na obrazku z profesji wieczystej umieściła słowa św. Jana od Krzyża: „Moim jedynym powołaniem będzie odtąd bardziej miłować” (37). W Karmelu znajduje atmosferę dla swego radykalizmu. Zauważa ją nie tylko u św. Teresy od Jezusa w jej rozpaleniu miłością, ale i u św. Teresy od Dzieciątka Jezus w jej małej drodze i w wierności w małym, u której „życie ludzkie aż do końca zostało przekształcone” (38). Wreszcie w Karmelu odnajduje pokrewną sobie duszę: „Jestem tak zagłębiona w św. Janie od Krzyża, że wszystko pozostałe jest mi obojętne” (39). Najbardziej jak widać odpowiada jej radykalizm Świętego, nim też w ostatnich latach najwięcej się zajmuje. Już w jego duchu zapisze, że dla niej najbardziej jest konieczna dogłębna wzgarda siebie i w niej przyjmowanie wszystkich przeciwności jako zasłużonych; ona także jest dla niej pomocą w nie zważaniu na cudze błędy, co jej się zdarzało w jej wiernej gorliwości. Uważała bowiem, że Regułai Konstytucje są dla zakonnicy wypełnianiem woli Bożej. One włączają przez osobiste im podporządkowanie swoich upodobań w ofiarę Chrystusa. Wierność im jest odpowiedzią na wymagania miłości (40). O jej jednoznacznie zdecydowanym ustawieniu świadczy rozważanie Gody Baranka. Wyjaśniając w nim co znaczy być oblubienicą Baranka, porównuje składanie ślubów zakonnych do przybicia do krzyża. „Gwoźdźmi są trzy śluby”. Ślub ubóstwa wiąże ręce, umysł i serce by nie skłaniały się do dobrom tego świata, a były wolne dla Boga. I podkreśli: „Karmelitanki z pierwszych czasów Reformy uważały się za szczęśliwe, gdy im brakowało rzeczy koniecznych”. Ślub posłuszeństwa wiąże osobę zakonną by nie postępowała własnymi drogami, lecz Boga. Zakonnik prawdziwie posłuszny nie ogranicza się do zewnętrznego zachowania reguł i konstytucji, rozporządzeń przełożonych, ani nie czyta ich by znaleźć dla siebie usprawiedliwienie, lecz by w najmniejszej rzeczy mógł zaprzeć samego siebie. Ślub czystości uwalnia człowieka i wznosi go ponad naturalne przywiązania i niczym nieskrępowanego jednoczy z Ukrzyżowanym (41). Jej radykalizm wyraził się także w podjętym postanowieniu, by trwać spokojnie przy swojej pracy z wewnętrzną gotowością natychmiastowego przerwania jej, gdy zażądają od niej czegoś innego (4, 9).
 
Tajemnica Odkupienia
Każdy człowiek jest powołany do naśladowania Chrystusa, do naśladowania całego Jego życia. A całe Jego życie zawarte jest w czasie od żłóbka po krzyż (1, 2) (42). Chrystus domaga się od każdego człowieka, aby on sam siebie kształtował na wzór Jego, niosącego krzyż i ukrzyżowanego (4, 9) Do człowieka należy to zrozumieć oraz przemyśleć jak iść tą drogą (14, 1). Edyta Stein wcześnie odkryła tę tajemnicę; gotowa iść wszędzie za swoim Umiłowanym. W Karmelu jakby przestaje szukać drogi. W miarę czasu, w milczeniu kontemplacji uświadamia sobie „swoje szczególne powołanie, by zostać ukrzyżowaną razem z Chrystusem, by przyjąć krzyż z radością i ufnością, by kochać go, idąc śladem Chrystusa umiłowanego Oblubieńca” (43). Pragnie zatopić się w życiu i cierpieniach Chrystusa (3, 12). Ma świadomość, że ten, kto chce dzielić swoje życie z Ukrzyżowanym musi wydać się na ukrzyżowanie w cierpieniu i śmierci. Tak dojdzie do głębokiego zjednoczenia z Ukrzyżowanym i będzie miał udział w życiu Boga (9, 3). Stąd pragnie przekreślić siebie i zatopić się w życiu i cierpieniach Chrystusa (22, 3). Jest to droga od zadowolenia z siebie, bo „spełniam swoje obowiązki i daje mi to przyjemność”, do życia w bliskości Boga i Bogiem „w prostocie dziecka i pokorze celnika” (14, 7). Odtąd żyje życiem oddania się Ukrzyżowanemu, przechodząc z Nim całą Jego drogę. W ten sposób jednocząc się z Chrystusem miłością odkupieńczą, staje się oblubienicą Zbawiciela, Oblubienicą Baranka. Już w dniu pierwszej profesji, zaślubiona Panu w znaku krzyża, jest przekonana, że zostanie wprowadzona w tajemnicę krzyża (44). Nieco później sprecyzuje to swoje nastawienie w wypowiedzi zatytułowanej Oblubienica Baranka: „Jak Baranek musiał być zabity, by być podwyższony na tronie chwały, tak przez cierpienie i krzyż wiedzie droga do chwały tych wszystkich, którzy są powołani i wybrani” (45).
 
Miłość ekspiacyjna
Miłość odkupieńcza, nieustannie umacniana zjednoczeniem eucharystycznym oraz duchem całkowitości Karmelu, przynaglana zagrożeniem pokoju w świecie, a także prześladowaniem jej narodu, doprowadziły św. Teresę Benedyktę do złożenia siebie Bogu w ofierze ekspiacyjnej. Pewną pomocą była znana jej ofiara przebłagalna w Starym Testamencie, składana w święto Pojednania wraz ze złożeniem grzechów ludu na kozła (46). Rozważając mękę i śmierć Chrystusa jako Baranka Wielkanocnego, uświadamia sobie, że ogień Jego miłości spalił wszystkie grzechy ludzi. Odpowiedzią na to jest podjęcie naśladowania w tym Chrystusa i kroczenie tą drogą. Wtedy dokonuje się „przejście przez ogień ekspiacyjny do zjednoczenia w miłości” (2, 4). Już w Echt, dokąd wysłano ją dla uniknięcia aresztowania, pisze Święta do swojej przeoryszy o pozwolenie złożenia siebie w ofierze: „Proszę, niech Matka pozwoli mi złożyć siebie w ofierze Sercu Jezusowemu w duchu ekspiacji w intencji prawdziwego pokoju, by panowanie Antychrysta, o ile to możliwe, załamało się bez nowej wojny światowej i by mógł nastać nowy porządek. Chciałabym to uczynić jeszcze dziś, bo bije już dwunasta. Wiem, że jestem niczym, ale Jezus tego chce i z pewnością w tych dniach jeszcze wiele dusz do tej sprawy powoła” (47). Nie ulega wątpliwości, że jest to pragnienie ekspiacji za wszystkich ludzi, do której Święta czuje się powołana. Ta myśl już wcześniej tkwiła w niej. W Jednym z jej listów wyraża nadzieja, że Bóg przyjął jej życie za wszystkich. Treść listu wskazuje, że szczególnie oddała się za Żydów. W liście nazywa się „bardzo biedną i bezsilną małą Esterą, która została wzięta ze swego narodu, by stanąć przed królem. Za wielu… Król. który mnie wybrał jest nieskończenie wielki i miłosierny”. I ostatnie jej słowa wypowiedziane podczas aresztowania do swojej siostry Róży: „Chodź, idziemy za nasz naród” (48). W tym duchu prosi swoich przełożonych by nie podejmowali dalszych starań o jej uwolnienie: chce dzielić los braci (49).
 
Podsumowanie
Przedstawione w zarysie podstawowe momenty duchowości św. Teresy Benedykty pozwalają wyłonić charakterystyczne jej rysy.
Duchowość Świętej jest duchowością na wskroś katolicką, która szczególnie w pierwszej połowie wieku XX oparta była na szkole duchowości francuskiej, nazywaną także berulliańską, sulpicjańską, polegającej na przylgnięciu do Jezusa Chrystusa. W latach dwudziestych XX w., latach nawracania się Edyty Stein, zaliczali się do niej niektórzy jezuici, dominikanie i benedyktyni (50). W Karmelu, z którym zetknęła się jeszcze przed chrztem i do którego wstąpiła, odnajdywała ona to samo ukierunkowanie: u św. Teresy od Jezusa – tajemnicę Człowieczeństwa; u św. Jana od Krzyża – zalecenie, by mieć zawsze przed oczyma Jezusa Chrystusa, który jest Oblubieńcem duszy; u św. Teresy od Dzieciątka Jezus – podejmowanie wszystkiego ze względu na Jezusa. Jej duchowość jest ześrodkowana na Jezusie Chrystusie miłością oblubieńczą, miłością odkupieńczą i miłością ekspiacyjną.
Jest to zarazem duchowość trynitarna. Zawarła to św. Teresa Benedykta w słowach zamykających we Mszy św. modlitwę eucharystyczną: „Przez Niego, z Nim, i w Nim Tobie, Boże, Ojcze wszechmogący, w jedności Ducha Świętego, wszelka cześć i chwała”. I dodaje: „Wszelkie uwielbienia Boga dokonują się przez Chrystusa, z Nim i w Nim. Przez Chrystusa, bo jedynie dzięki Niemu ma człowiek dostęp do Ojca, zaś On sam, Bóg – Człowiek i Jego zbawcze dzieło wielbią Ojca w sposób najbardziej doskonały” (51). Z duchowości chrystocentrycznej i chrystoformicznej wypływa rys eklezjalny jej duchowości. Jezus jest twórcą i Głową Mistycznego Ciała, którego ona jest cząstką i za który czuje się odpowiedzialna.
Jest to czysta duchowość karmelitańska, przez nią ubogacona. Na pewno przez całe życie – jest karmelitanką od nawrócenia – żyje duchem św. Teresy od Jezusa. W Karmelu wiernie prowadzi styl życia zaprowadzony przez św. Teresę od Jezusa. Dość szybko wgłębia się w duchowość św. Jana od Krzyża i ona jej najpełniej odpowiada. Te dwie duchowości wzajemnie się dopełniają. Jej większe zafascynowanie św. Janem od Krzyża znajduje swój wyraz w jej pozycji Wiedza Krzyża. Nieco mniej miejsca zajmuje w jej piśmiennictwie św. Teresa od Jezusa. O odnalezieniu swego miejsca w Karmelu pisze: „Zawsze przeczuwałam, że Pan zachował dla mnie w Karmelu coś, co tylko tam mogę znaleźć” (52).
Na szczególną uwagę zasługuje jej duchowość ekspiacyjna. Jest ona czymś specyficznym w jej więzi z Bogiem. Charakter ekspiacji jest mocno obecny w Karmelu. Św. Teresa od Jezusa odnowiony przez siebie Karmel ukierunkowała na Kościół, oddając na usługi Kościoła, a przede wszystkim za kapłanów ostrość klauzury karmelitańskiej, wyrzeczenia, modlitwy i kontemplację. Bardzo ceniona przez św. Teresę Benedyktę św. Teresa od Dzieciątka Jezus oddała się Miłości Miłosiernej, co trzeba odczytywać w kontekście odnalezionego przez nią swego miejsca w Kościele: „W sercu Kościoła będą miłością” (53). U św. Teresy Benedykty oddanie się Bogu ma charakter ekspiacyjny, jednoznacznie wypełniający jej ostatnie lata życia. To nie jest tylko modlitwa za Kościół, za świat, ale wynagradzanie za świat, a szczególnie za swój naród przez świadome złączenie się z wynagradzającą ofiarą Chrystusa na krzyżu: stanie się jedną ofiarą z ofiarą Chrystusa.
* * *
 (1) Określenie jest oparte na: A. Matanic, Spiritualità, (w:) DS. 2, s. 1778, kol. 2.
 (2) Teresa Renata od Ducha Świętego, Edyta Stein filozof i karmelitanka, Paris 1973, s. 61.
 (3) Il volto di Edith Stein, (w:) Edith Stein vita e testimonianca, a cura di Wat­traud Herbstruth, Roma 1987, s. 154.  (4) F. Wetter, Edyta Stein powołana do prawdy…, Wrocław 1991, s. 18.
 (5) Zob. Jan Paweł II, Homilia na beatyfikację, (w:) Autoportret Edyty Stein w jej twórczości, Poznań 1999, s. 260.
 (6) Tamże.
 (7) Por. Teresa Renata od Ducha Świętego, Edyta Stein…, dz. cyt., s. 54-55.
 (8) Por. J.I. Adamska, Błogosławiona Edyta Stein, Kraków 1998, s. 48.
 (9) F. Wetter, Edyta Stein…, dz. cyt., s. 23-24.
 (10) Por. Teresa Renata od Ducha Świętego, Edyta Stein…, dz. cyt., s. 76 ns.
 (11) Por. tamże, s. 64 ns.
 (12) Por. Il volto di…, dz. cyt., s. 158.
 (13) E. Stein, Kształtowanie życia w duchu świętej Elżbiety z Turyngii, (w:) Autoportret, dz. cyt., s. 182-195.
 (14) (W:) Z własnej głębi, Kraków 1978, t. 2.
 (15) Cytat za: Teresa Renata od Ducha Świętego, Edyta Stein, dz. cyt., s. 61.
 (16) F. Wetter, Edyta Stein…, dz. cyt., s. 38. Przytacza tam słowa Edyty: „Od prawie dwunastu lat Karmel był moim celem”.
 (17) Por. J.I. Adamska, Błogosławiona Edyta…, dz. cyt., s. 31.
 (18) Por. F. Wetter, Edyta Stein…, dz. cyt., s. 23.
 (19) Por. Jan Paweł II, Homilia…, dz. cyt., s. 266.
 (20) Por. E. Stein, Zadanie kobiety – wkorzeniać młodzież w Kościół, (w:) Kobieta i jej zadanie według natury i łaski, Tczew-Pelplin 1999, s. 232.
 (21) Jan Paweł II, Homilia…, dz. cyt., s. 259.
 (22) Por. E. Stein, Tajemnica Bożego Narodzenia, (w:) Autoportret, dz. cyt., s. 53.
 (23) (W:) Autoportret, dz. cyt., s. 43-45.
 (24) E. Stein, Mistyczne Ciało Chrystusa, (w:) Autoportret, dz. cyt., s. 46.
 (25) Tamże, s. 50.
 (26) Por. E. Stein, Gody Baranka, (w:) Autoportret, dz. cyt., s. 206.
 (27) Por. Myśli Edyty Stein na każdy dzień, Verbinum 1995, 17, 1.
 (28) Por. E. Stein, Mistyczne Ciało Chrystusa, dz. cyt., s. 52.
 (29) Por. tamże, s. 48-51.
 (30) F. Wetter, Edyta Stein…, dz. cyt., s. 45.
 (31) E. Stein, Mistyczne Ciało Chrystusa, dz. cyt., s. 51.
 (32) Por. Myśli Edyty Stein, dz. cyt., 5, 4; 24, 4; 17, 6.
 (33) Por. E. Stein, Wychowanie eucharystyczne, (w:) Autoportret, dz. cyt., s. 55.
 (34) Por. tamże, s, 56.
 (35) Sposoby osiągnięcia wewnętrznego wyciszenia: E. Stein, Z własnej głębi, t. 2, s. 16-17.
 (36) J.I. Adamska, Błogosławiona Edyta…, dz. cyt., s. 119.
 (37) Jan Paweł II, Homilia…, dz. cyt., s. 261.
 (38) J.I. Adamska, Błogosławiona Edyta…dz. cyt., s. 121.
 (39) F. Wetter, Edyta Stein…, dz. cyt., s. 53.
 (40) Por. J.I. Adamska, Błogosławiona Edyta…, dz. cyt., s. 133.
 (41) Por. E. Stein, Gody Baranka, (w:) Z własnej głębi, t. 2, s. 158-160.
 (42) Najbliższe treści będą oparte na: Myśli Edyty Stein na każdy dzień, Ver­binum 1995. Odnośniki będą w tekście. Podają one za ich autorem: dzień i miesiąc.
 (43) Jan Paweł II, Homilia na kanonizację, (w:) Autoportret…, dz. cyt., s. 269.
 (44) Jan Paweł II, Homilia na beatyfikację, dz. cyt., s. 258.
 (45) E. Stein, Oblubienica Baranka, (w:) Autoportret, dz. cyt., s.199.
 (46) Por. E. Stein, Gody Baranka, dz. cyt., s. 155-156.
 (47) Teresa Renata od Ducha Świętego, Edyta Stein…, dz. cyt., s. 199: List ma datę: Niedziela Męki Pańskiej, 26. III. 1939.
 (48) Jan Paweł II, Homilia na beatyfikację, dz. cyt., s. 257.
 (49) Por. Jan Paweł II, Homilia na kanonizację, dz. cyt., s. 266.
 (50) Zob. J. Misiurek, Francuska duchowość, (w:) Leksykon duchowości katolickiej, Lublin 2002, s. 292.
 (51) E. Stein, Modlitwa Kościoła, (w:) Autoportret, dz. cyt., s. 26.
 (52) Cytat za: Teresa Renata od Ducha Świętego, Edyta Stein…, dz. cyt., s. 121.
 (53) Św. Teresa od Dzieciątka Jezus, Pisma, t. 1, Kraków 1971, s. 255.
Światłość w ciemności,
Karmelitański Instytut Duchowości,
Wydawnictwo Karmelitów Bosych,
Kraków 2003
Dominik Wider OCD
 
 

sierpnia 07, 2018

Rozważania codzienne - Byś poznał, że Pan jest twoim Bogiem

sierpnia 07, 2018

Rozważania codzienne - Byś poznał, że Pan jest twoim Bogiem
 
18 Tygodnia zwykłego, rok I,
Czytania: Pwt 4,32–40; Mt 16,24–28
 
 
CZYTANIE Z KSIĘGI POWTÓRZONEGO PRAWA:
 
Mojżesz powiedział do ludu: „Zapytaj dawnych czasów, które były przed tobą od dnia, gdy Bóg stworzył na ziemi człowieka, czy zaszedł taki wypadek, od jednego krańca niebios do drugiego, jak ten, lub czy słyszano o czymś podobnym? Czy słyszał jakiś naród głos Boży z ognia, jak ty słyszałeś, i pozostał żywym? Czy usiłował Bóg przyjść i wybrać sobie jeden naród spośród innych narodów przez doświadczenia, znaki, cuda i wojny, ręką mocną i wyciągniętym ramieniem, dziełami przerażającymi, jak to wszystko, co tobie uczynił Pan, twój Bóg, w Egipcie na twoich oczach? Widziałeś to wszystko, byś poznał, że Pan jest Bogiem, a poza Nim nie ma innego.
Z niebios pozwolił ci słyszeć swój głos, aby cię pouczyć. Na ziemi dał ci zobaczyć swój ogień ogromny i słyszeć swoje słowa spośród ognia. Ponieważ umiłował twych przodków, wybrał po nich ich potomstwo i wyprowadził cię z Egiptu sam ogromną swoją potęgą. Na twoich oczach wydziedziczył ze względu na ciebie obce narody, większe i silniejsze od ciebie, by cię wprowadzić w posiadanie ich ziem, jak to jest dzisiaj.
Poznaj dzisiaj i rozważ w swym sercu, że Pan jest Bogiem, a na niebie wysoko i na ziemi nisko nie ma innego. Strzeż Jego praw i nakazów, które ja dziś polecam tobie pełnić, by dobrze ci się wiodło i twym synom po tobie; byś przedłużył swe dni na ziemi, którą na zawsze daje ci Pan, twój Bóg”.
 
 
SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO MATEUSZA:
 
Jezus powiedział do swoich uczniów: „Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje. Bo kto chce zachować swoje życie, straci je; a kto straci swe życie z mego powodu, znajdzie je. Cóż bowiem za korzyść odniesie człowiek, choćby cały świat zyskał, a na swej duszy szkodę poniósł? Albo co da człowiek w zamian za swoją duszę?
Albowiem Syn Człowieczy przyjdzie w chwale Ojca swego razem z aniołami swoimi, i wtedy odda każdemu według jego postępowania. Zaprawdę powiadam wam: Niektórzy z tych, co tu stoją, nie zaznają śmierci, aż ujrzą Syna Człowieczego, przychodzącego w królestwie swoim”.
 
 
REFLEKSJA NAD SŁOWEM BOŻYM
 
 
Czy któryś naród otrzymał tak wiele, jak naród wybrany od swego Boga? Czy słyszał któryś naród głos Boga, mówiącego do niego? Czy dokonał Bóg tak wielkich rzeczy w historii jakiegoś innego ludu?
Takie pytania postawił dziś Mojżesz swemu ludowi, a wszystkie je można właściwie streścić w jednym: czy ludzie zdają sobie sprawę z tego, jak wiele czyni dla nich Bóg? Czy ludzie widzą i doceniają rolę – i w ogóle obecność Boga w swojej historii?
Żeby pomóc swoim rodakom w znalezieniu właściwej odpowiedzi na wszystkie te kwestie, Mojżesz przypomina wydarzenia z historii narodu wybranego, które najwyraźniej potwierdzają wyjątkową troskę Boga o dobro swego ludu. Uświadomienie sobie tego wszystkiego ma doprowadzić izraelitów do przyjęcia i wprowadzenia w życie tych oto słów Mojżesza, stanowiących też konkluzję jego dzisiejszej wypowiedzi: Poznaj dzisiaj i rozważ w swym sercu, że Pan jest Bogiem, a na niebie wysoko i na ziemi nisko nie ma innego. Strzeż Jego praw i nakazów, które ja dziś polecam tobie pełnić, by dobrze ci się wiodło i twym synom po tobie; byś przedłużył swe dni na ziemi, którą na zawsze daje ci Pan, twój Bóg.
Dobrze wiemy, jak bardzo różnie bywało z tą świadomością u izraelitów – jak bardzo często w ogóle nie brali sobie do serca owych wielkich dobrodziejstw, których im Pan udzielał, a tylko buntowali się i żądali następnych!
Dlatego potrzebne były takie właśnie chwile swoistego zatrzymania, głębokiej refleksji, aby raz jeszcze przypomnieć zbuntowanym ludziom o tym, o czym właściwie od zawsze wiedzieli, ale co ciągle im jakoś „umykało” i o czym ciągle jakoś dziwnie nie pamiętali – o tym, że mają nad sobą Boga, który ich kocha i troszczy się o nich, ale którego oni powinni przynajmniej poważnie traktować! Nie mówiąc już o tym, że dobrze byłoby, aby docenili to, co dla nich robi i okazali za to wdzięczność.
Chwile takiego zatrzymania w biegu i takiej refleksji potrzebne są i nam, moi Drodzy, abyśmy i my też sobie uświadomili, jak wiele Bóg nam daje i jak bardzo się nami opiekuje. Dobrze jest sobie tak od czasu do czasu spokojnie pomyśleć i przypomnieć, czy były takie wydarzenia, które świadczyłyby o Bożej interwencji w naszym życiu, w naszej codzienności? Czy były takie wydarzenia, które wyraźnie potwierdziłyby, że Bóg się nami opiekuje? Jakie to były wydarzenia? A jeżeli były – to czy zawsze pamiętaliśmy o tym, aby Bogu za nie podziękować, czy może pominęliśmy je zwykłym milczeniem i wysuwamy kolejne żądania?
Jak słyszymy w dzisiejszej Ewangelii, Jezus buduje ze swymi uczniami bardzo szczególną relację, wyrażającą się w tych oto Jego słowach: Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje. Bo kto chce zachować swoje życie, straci je; a kto straci swe życie z mego powodu, znajdzie je. Cóż bowiem za korzyść odniesie człowiek, choćby cały świat zyskał, a na swej duszy szkodę poniósł? Albo co da człowiek w zamian za swoją duszę?Albowiem Syn Człowieczy przyjdzie w chwale Ojca swego razem z aniołami swoimi, i wtedy odda każdemu według jego postępowania.
Tak, Bóg jest bardzo obecny w życiu człowieka. Prowadzi go po drogach ziemskiej egzystencji do wiecznego zbawienia. Czasami prowadzi go także drogą trudnych doświadczeń. Ale we wszystkich tych wydarzeniach tak bardzo ważnym jest, aby w pierwszej kolejności dostrzegać Bożą obecność, doceniać ją, widzieć znaki Bożej opieki i Bożego prowadzenia, a następnie poddać się temu prowadzeniu.
A to z kolei w praktyce oznacza postawienie Bożej woli i Bożej nauki ponad własnymi upodobaniami i osobistymi teoriami na życie. To jest właśnie owo zapieranie się siebie, o którym mówi dzisiaj Jezus. Jak słyszymy w Ewangelii – chociaż będzie ono oznaczało jakąś rezygnację z siebie i swoich upodobań, ostatecznie jednak na takiej właśnie postawie człowiek najwięcej zyska. Bo człowiek zawsze najwięcej zyskuje i najlepiej „wychodzi na tym”, że dostrzega obecność Boga w swoim życiu i podejmuje z Nim współpracę…
W tym kontekście pomyślmy:
– Jakich konkretnych moich próśb w ostatnim czasie Bóg wysłuchał i dał mi to, o co prosiłem?
– Czy zawsze dziękuję Bogu za Jego dary?
– Czy mogę z pełnym przekonaniem powiedzieć, że Bóg naprawdę w moim życiu zajmuje pierwsze i najważniejsze miejsce?

Widziałeś to wszystko, byś poznał, że Pan jest Bogiem, a poza Nim nie ma innego.

 

sierpnia 04, 2018

Homilia na Uroczystość Przemienienia Pańskiego - Panie, dobrze że tu jesteśmy

sierpnia 04, 2018

Homilia na Uroczystość Przemienienia Pańskiego - Panie, dobrze że tu jesteśmy
Jest w dzisiejszej Ewangelii słowo, które nas podnosi na duchu, słowo, do którego każdy wzdycha i słowo, które w ostatnich latach chciało zrobić zawrotną karierę - słowo: przemiana, przemienienie.
Przemiana ustrojów społecznych i ustrojów politycznych, przemiany w oświacie, w kulturze i obyczajowości, przemiany w systemie pracy i płacy, przemiany w państwie i przemiany w Kościele...
Ludzie oczekują przemian. Ludzie się cieszą, że jeżeli się dokona przemia­na, to im będzie lepiej. A jeśli nie jest lepiej to narzekają, iż przemiana była niepotrzebna albo niewłaściwa.
Czasem nam się wmawia, że jest już lepiej, że już coś tam gdzieś drgnęło..., że już coś mamy... Ludzie siedzą w domach i liczą, stoją w kolejkach - i liczą, jadą tramwajem i robią to samo... Liczą ci, co sprzedają, wytwarzają, i świadczą usługi... A na pociechę mamy to i tamto... coraz obficiej. Owszem - mamy przede wszystkim seks w mass-mediach. Bez żadnej wątpliwości, coraz obficiej. Stosowne obrazki nawet w „popołudniówkach". Filmy „z pogranicza" w kinach premierowych. Dalsze zapowiedzi i obietnice w tym względzie, żebyśmy mieli z czego się cieszyć. Mamy triumfalne wybory „Miss Polonia", rozbite na stuetapową celebrę eliminacji wojewódzkich... Obraz sytuacji społecznej łatwiej dziś kreślić w ciemnych niż w jasnych barwach...
Nawet, gdy po przemianie jest gorzej, nie należy żałować, bo warto się było przekonać... Przecież dopiero dzisiaj wielu ludziom otworzyły się oczy... W każdym razie należy pamiętać, że bez przemiany nie ma postępu. Człowiek wciąż powinien szukać i walczyć - i wypracowywać coraz to nowe formy życia.
Niestety trudność w tym, że ludzie wierzą tutaj w jakiś automatyzm, że coś się zmieni nam na lepsze - ale bez nas, poza nami czy ponad nami; a tymczasem nie dokona się żadna przemiana, odnowa, odrodzenie, jeśli nie przemieni, nie odnowi się, nie odrodzi sam człowiek. I nic nam nie pomoże, że zmieni się ustrój czy system, jeśli na miejsce jednych leniów i wałkoni przyjdą inni.
Na miejsce jednych złodziei - inni złodzieje, na miejsce starych kanciarzy nowi. Żadna przemiana ustrojów, żadna przemiana administracyjna czy organizacyjna nie uszczęśliwi człowieka, jeżeli człowiek nie dokona przemia­ny wewnątrz siebie.
Jezus Chrystus chciał przemienić świat, chciał go poprawić nie tylko duchowo - ale i materialnie. Powiedział najwyraźniej: „Szukajcie najpierw Królestwa Bożego i sprawiedliwości Jego" - a te wszystkie inne rzeczy będą wam przydane. To był program przemiany, który Chrystus przyniósł na ziemię. Chrystus chciał, abyśmy mieli dane te wszystkie dobra materialne potrzebne do życia: chleb, ubranie - w dostatecznej ilości. A Królestwo Boże - powiedział - „w Was jest".
A więc to obiecane Królestwo musi najpierw zapanować w nas. Z nas musi wyjść cierpliwość, ustępliwość, uczynność, wyrozumiałość, miłosierdzie i sprawiedliwość. Czy wówczas istniałyby wojny, morderstwa, oszustwa, kradzieże?...
Zachowajmy Ewangelię - a ona nas zachowa, ona nas przemieni. Ewangelia jest nauką pokoju i Ewangelia poucza, jak zachować pokój z Bogiem i pokój z bliźnimi. I Ewangelia naprawdę wszystko za nas uczyni - ale pod warunkiem, że my ją wiernie zachowamy.
Zachowajmy Ewangelię, a ona nas zachowa. Jeżeli miliony chrześcijan zaczną praktykować cierpliwość, uczynność, wyrozumiałość, przebaczenie, to chyba coś na świecie się zmieni. Pozwólmy, że oblicze Chrystusa zajaśnieje w nas jak słońce poprzez czyny - a świat się naprawdę przemieni.
Z jakąż ulgą słuchamy Ewangelii o przemianie Chrystusa na Górze Tabor i zachwycie jego uczniów: „Panie, dobrze nam tu być..."
Po raz pierwszy Naród nasz doznał łaski przemienienia 1050 lat temu, w wiosenny dzień Wielkanocny. Od tej pory idzie ku doskonałości z Bogiem.
Ilekroć sprzeniewierzył się Bogu - doznawał klęsk i upadków... Podniósł się jednak. Był obrońcą wiary i cywilizacji, moralności i kultury. Doznawał i doznaje nasz Naród wielu łask i cudów.
„Dobrze, że tu jesteśmy"... To miejsce Bóg sobie upodobał. Jest ono znakiem - Bożym znakiem. Bóg jest na każdym miejscu i w każdym człowieku, szczególnie towarzyszy tym, którzy serdecznie się trudzą w Win­nicy i na Niwie Pańskiej. To dzięki trudowi kapłanów dokonała się Boża przemiana olbrzymiej gromady ludzi, którzy Boga nie znali, od niego odeszli lub byli mu przeciwni.
Dziś szczególnie modlimy się o pomyślność i dobro w naszej Ojczyźnie. Aby w niej nastąpiła przemiana... Jan Paweł II w encyklice "Społeczna troska Kościoła" (Sollicitudo rei socialis) mówi: "Narody potrzebują reformy niektórych niesprawiedliwych struktur, a zwłaszcza własnych instytucji politycznych, aby zastąpić rządy zdeprawowane czy dyktatorskie - rządami demokratycznymi..."
Może jeszcze do skuteczności ofiarnego kielicha Narodu, do jego przemia­ny potrzeba więcej naszego osobistego zaangażowania. Może jeszcze za mało naszych dobrowolnych wyrzeczeń, za mało czystej ludzkiej solidarności. Za mało odwagi do demaskowania zła, za mało troski o cierpiących i chorych. Może za dużo ciągle w nas egoizmu, zalęknienia, za dużo pijaństwa, za dużo ludzi sprzedajnych, bez własnego zdania, chcących wygrywać własne interesy kosztem innych.
W Polsce żyje jeszcze wielu takich, którzy nie chcą, aby się coś zmieniło... Jest im z tym dobrze: wygodny fotelik, wysoka pensja i "ciepłe kapcie" - tak wrosłem w małą stabilizację, jest mi z tym dobrze. Tylko, czy ja stawiam sobie pytanie: - a innym jest dobrze ze mną, skoro od lat nie zmieniam się i moja twarz jest ciągle taka sama? Nieprzejrzysta i niejasna. A twarz - jak mówili już starożytni - ma być zwierciadłem ludzkich wartości. Stąd i to, co w ludzkiej twarzy - to i w Polsce, w ludziach...
Widzimy wielką potrzebę przemienienia w domu ojczystym. Zagraża nam tyle plag: pijaństwo, narkomania, rozwiązłość, nieposzanowanie poczętego życia, zatrucie środowiska biologicznego...
Na każdym kroku wypada nam znosić ludzi niemądrych, ordynarnych, nieszczerych: tych, co żyją pośród nas i nam żyć nie dają. Zatruwają nam życie we wspólnych mieszkaniach, kolejkach, biurach, nawet we własnych domach: mój mąż pijak, moja córka - złośnica, moja teściowa - sekutnica.
Co nam pomoże Ewangelia w tych warunkach?... Może ktoś powie: "Niech ksiądz ich przemienia teraz Ewangelią, którą głosi." Albo niech przyjdzie choroba, kalectwo, pożar, powódź - i cóż tutaj da się przemienić... Doktor nie pomoże ani ksiądz nie przemieni.
Nie w tym rzecz, abyśmy przemieniali wszystko to, co dla nas niewygodne, a czego przemienić się nie da. Chodzi o to, abyśmy sami siebie przemieniali. To są te słodkie chwile Góry Tabor. Ważne, aby Chrystus był z nami także po zejściu z tej Góry, w naszych dniach powszednich. Aby był z nami poprzez swoje prawa i zasady. Bo tylko to jest gwarancją dobrej przemiany.
„PANIE DOBRZE. ŻE TU JESTEŚMY" – tu, w tym świętym miejscu Bóg daje nam znaki nadziei i pokrzepienia. Czyż nie jest pokrzepiającym znakiem to, że nasze trwanie i modlitwy są mile Bogu i Jego Matce, do której tak licznie zdążają dziś pielgrzymi na Jasną Górę... Na jaki jeszcze znak, na jakie jeszcze przemienienie czekamy?
"Tak mi się czasem wydaje o Chryste
Że nie tam kędyś daleko, za morzem.
Aleś tu, u nas, miał drogi cierniste
I żeś tu skonał i zszedł do otchłani.
Gdzie wszystko chwili wybawienia czeka.
I zdaje mi się, że tu leżysz w grobie.
Który jest ciężkim zawalon kamieniem,
I że straż pilna czyni się przy Tobie...
Ale ja czekam z tęsknotą i drżeniem.
Bo wiem, bo czuję, że tu też, o Panie
W dniu trzecim - będzie Twoje Zmartwychwstanie". Amen. ("Wielki Piątek" - Maria Konopnicka)
 

sierpnia 04, 2018

Rozważania codzienne - Śmierć Jana Chrzciciela

sierpnia 04, 2018

Rozważania codzienne - Śmierć Jana Chrzciciela

Słowo Boże na dziś

Sobota, 17 tygodnia Okresu Zwykłego
Mt 14, 1-12
W owym czasie doszła do uszu tetrarchy Heroda wieść o Jezusie. I rzekł do swych dworzan: «To Jan Chrzciciel. On powstał z martwych i dlatego moce cudotwórcze w nim działają». Herod bowiem kazał pochwycić Jana i związanego wtrącić do więzienia, z powodu Herodiady, żony brata jego, Filipa. Jan bowiem upominał go: «Nie wolno ci jej trzymać». Chętnie też byłby go zgładził, bał się jednak ludu, ponieważ miano go za proroka. Otóż, kiedy obchodzono urodziny Heroda, tańczyła wobec gości córka Herodiady i spodobała się Herodowi. Zatem pod przysięgą obiecał jej dać wszystko, o cokolwiek poprosi. A ona przedtem już podmówiona przez swą matkę powiedziała: «Daj mi tu na misie głowę Jana Chrzciciela!» Zasmucił się król. Lecz przez wzgląd na przysięgę i na współbiesiadników kazał jej dać. Posławszy więc kata, kazał ściąć Jana w więzieniu. Przyniesiono głowę jego na misie i dano dziewczynie, a ona zaniosła ją swojej matce. Uczniowie zaś Jana przyszli, zabrali jego ciało i pogrzebali je; potem poszli i donieśli o tym Jezusowi.

Refleksja nad Słowem Bożym


Rozważmy opis tej dzisiejszej Ewangelii, którą z uwagą wysłuchaliśmy. Oto wystawna uczta królewska, niewinnie wyglądająca intryga dworska, w wyniku której śmierć męczeńską ponosi Jan Chrzciciel.
Herod, którego dobrze znamy, jako król w swoich rządach był tyranem. Nie bał się nikogo, nie lękał się niczego. Wręcz otwarcie stawał i korzystał z życia, ile tylko mógł. Wykorzystywał swoją władzę dla spełnienia swoich osobistych pragnień. Nie bał się nawet wziąć żony swego brata, Herodiady, do siebie.
Druga postać: Jan Chrzciciel, Boży wysłannik. Został posłany na świat po to, aby przygotował Naród Wybrany na przyjęcie Zbawiciela, Jezusa Chrystusa. I ten Jan Chrzciciel woła do każdego człowieka. Nie boi się wołać nawet do króla Heroda – „Nawróćcie się”, zmieńcie swoje życie, bo oto przychodzi Boże królestwo, przychodzi Mesjasz, który chce zbawić każdego człowieka. Jan wielokrotnie wzywał Heroda, aby zmienił postawę swego życia. Ale wiemy, ostatecznie, że pod wpływem przybranej żony, Herodiady, król Herod kazał ściąć mieczem więzionego Jana Chrzciciela, tego Jana Chrzciciela, którego czasami lękał się, bo jego słowa wzbudzały w nim niepokój. Widzimy więc, że król Herod, jako człowiek, z jednej strony jest bardzo twardy, zdecydowany, wykorzystuje swą władzę jak tylko potrafi, nikogo się nie boi, ale z drugiej strony jest człowiekiem bardzo słabym, uległym – ulega podszeptowi jakiejś drugiej osoby, Herodiady, i dopuszcza się czynu, który został dzisiaj opisany w Ewangelii.
Historia postępowania króla Heroda względem Jana Chrzciciela powinna nam przypominać o licznych pokusach, jakie pojawiają się w naszym życiu, o licznych naciskach, na jakie jesteśmy narażeni w tym naszym codziennym życiu. Bo czasami spotykamy się ze stwierdzeniem, że każdy z nas jest panem, jest władcą, jest kowalem swojego losu, jest panem swojego życia, i może tak sobie życie ułożyć, jak on sam osobiście chce. Ale z drugiej strony, jako ludzie, uświadamiamy sobie, że my też jesteśmy słabi, ulegamy pokusom, i jesteśmy jak ten Herod: z jednej strony takimi tyranami, a z drugiej strony bardzo słabymi, ulegającymi pokusom złego ducha – wolimy nie słuchać tego głosu, który dochodzi do nas z głębi naszego serca, tego głosu, przez który mówi do nas Bóg, a Bóg nam mówi, że trzeba żyć w prawdzie, w prawdzie przed Nim samym, w prawdzie przed samym sobą, i w prawdzie przed drugim człowiekiem.
Każda Msza św., szczególnie Liturgia Słowa, ukazuje nam prawdę o nas samych. Czasami ta prawda o nas jest bardzo trudna dla nas, bardzo wymagająca, czasami może nam się wydawać, że wyrządza nam przykrość. Ale trzeba nam o tej prawdzie tak zaświadczyć, jak to uczynił Jan Chrzciciel: wytykał prawdę Herodowi, wzywał Naród Wybrany do nawrócenia. My też mamy zdać sobie sprawę: Jak ja w swoim życiu codziennym postępuję? Czy ja idę za głosem tej prawdy, o której mi mówi Bóg, Jezus Chrystus w moim sumieniu? Czy ja wolę posłuchać jakiegoś podszeptu złego ducha, szatana? Jak my tę prawdę o nas samych przyjmujemy? Czy tak, jak Jan Chrzciciel – odważnie potrafię iść i świadczyć o tej prawdzie, czy czasami jak ten król Herod – zaprzeczyć prawdzie?
Ilekroć gromadzimy się na Eucharystii, gromadzimy się, aby spotkać się z tym Jezusem Chrystusem, którego przepowiedział Jan Chrzciciel. Przyjmijmy do swego serca tę prawdę o nas samych, bo tylko w ten sposób możemy zbliżyć się do Jezusa Chrystusa. Niech ten cały dzień dzisiejszy, który rozpoczynamy tą modlitwą eucharystyczną, tą Mszą św., będzie naszym zbliżeniem się do Jezusa Chrystusa, ale zbliżeniem się w ten sposób, że my staniemy się Jego świadkami. AMEN.

sierpnia 03, 2018

Homilia na Święto Przemienienia Pańskiego - Chcę uczestniczyć w Jego Przemienieniu

sierpnia 03, 2018

Homilia na Święto Przemienienia Pańskiego - Chcę uczestniczyć w Jego Przemienieniu
Święto Przemienienia Pańskiego, które dziś obchodzimy, skłania nas do refleksji nad postawą Piotra, Jana i Jakuba – tych Apostołów, których Jezus sam sobie wybrał, aby doświadczyli Jego Boskości, Jego świętości; aby uczestniczyli w Jego Przemienieniu. Bo każdy z nas wierzy, że Jezus jest Bogiem, i staramy się Mu ufać, ale każdy z nas ma również chwile zwątpienia i załamania, kiedy wydaje nam się, że Pan Bóg o nas zapomniał, kiedy nie rozumiemy trudnych wydarzeń, które dzieją się wokół nas, kiedy trudno nam odnaleźć Boże działanie i Bożą opiekę w naszym nierzadko pogmatwanym życiu. Wtedy właśnie potrzebujemy tego wzmocnienia, tego zastrzyku wiary, tego przemienienia – objawienia świętości i mocy Pana Boga i tego olśnienia, że Jezus jest większy od naszych niepowodzeń, cierpień, zmartwień, że On już te nasze bóle zna. I dlatego w tych naszych troskach sam może dać nam pociechę, siłę i nadzieję. Bo i nas Jezus traktuje jako wybranych, a wybrał nas gdy dał nam dar modlitwy. Ale często zachowujemy się jak Apostołowie: jak Piotr - tak trochę przyzwyczajamy się do obecności Jezusa w naszym życiu, i składamy Mu wiele deklaracji, zapewnień, przyrzeczeń miłości i zaufania Mu do końca. A kiedy przychodzi na nas jakieś trudne, niezrozumiałe do końca, doświadczenie, coś, co przerasta nasz rozum, to wtedy nie umiemy się zachować, nie wiemy jak się modlić, często tchórzymy, nie wiemy co powiedzieć.
Kiedy zajrzymy do Ewangelii, to się przekonamy, że niedługo przed przemienieniem św. Piotr zapewniał Pana Jezusa: "Ty jesteś Mesjasz, Syn Boga Żywego", a w chwilę potem, kiedy w czasie przemienienia Jezus objawił mu się jako Bóg, Piotr najpierw śpi; a potem jest tak zszokowany, że – według relacji św. Łukasza – nie wie co mówi.
Ewangelia pokazuje nam dzisiaj, że Apostołowie, którzy przecież wierzyli w Bóstwo Jezusa, bo widzieli mnóstwo znaków i cudów, i ufali Mu, bo chodzili za Nim, że ci najbliżsi Jezusowi Apostołowie nie umieli się odnaleźć w niezrozumiałej dla nich sytuacji, w chwili Jego przemienienia. Św. Łukasz mówi, że najpierw "byli snem zmorzeni", potem, że się zlękli, a potem "zachowywali milczenie".
My tak pięknie umiemy mówić o cierpliwości, miłości, ale gdy się znajdziemy w trudnej sytuacji to nie wiemy jak się zachować. To jest paradoks, taki paradoks przemienienia, że Jezus objawia się nam często przez trudne, niezrozumiałe sytuacje, że często w naszym bólu, lęku, może samotności i braku naszej nadziei możemy doświadczyć tego olśnienia, Jego bliskości, Jego umocnienia i Jego nadziei, i że te najtrudniejsze życiowe doświadczenia uczą nas dojrzałości w wierze i miłości naszej. O św. Klemensie Hofbauerze wielu mówiło, że jest człowiekiem przegranym, bo głosił Chrystusa pod zaborami, ciągle trafiał na opór władz, i wiele jego pięknych dzieł upadało, lub było niszczonych przez zaborców. I wszyscy dziwili się, że św. Klemens to wszystko wytrzymuje, że nie traci nadziei, że nie rezygnuje. A on po prostu doświadczał na co dzień tego przemienienia, tego dotknięcia Jezusa, właśnie w rozterkach, ale i w Eucharystii, we Mszy św.
My też możemy to dotknięcie świętości przeżywać na modlitwie i w czasie tej Mszy św. i w naszej codzienności. Dlatego też tego sobie życzmy; życzmy sobie tego przemienienia przez spotkanie z Chrystusem w Eucharystii, tego szczególnego dotknięcia Jezusa. Prośmy Jezusa, by wraz z Jego przemienieniem, przemianie ulegały i nasze serca; byśmy dojrzewali do ufności, by trudne i niezrozumiałe dla nas sytuacje uczyły nas wierności i umacniały nasze zawierzenie. Prosimy Cię, Panie Jezu, by Twoje przemienienie wiodło nas zawsze ku nadziei i pokojowi. AMEN.

 

sierpnia 03, 2018

Homilia na Święto Przemienia Pańskiego - Człowiek potrzebuje przemiany serca

sierpnia 03, 2018

Homilia na Święto Przemienia Pańskiego - Człowiek potrzebuje przemiany serca
Homilia na Święto Przemienienia Pańskiego
Bracia i Siostry!
1. W świat pełen recept na przemianę człowieka i warunków jego ziemskiej egzystencji wchodzi Jezus Chrystus ze słowami Dobrej Nowiny. Obchodzimy uroczyście pamiątkę Wcielenia Syna Bożego, świętujemy Wielki Jubileusz, dziękując Bogu Ojcu przez Syna Bożego w Duchu Świętym za objawienie i perspektywę zbawienia. Dziękujemy za obecność Chrystusa w Kościele i przez Kościół w historii świata: to Jego głosu trzeba słuchać, aby rozpoznawać znaki nowych czasów i oczekiwać „aż przyjdzie”.
Doświadczaliśmy prawdy o obecności Chrystusowego Ducha w pamiętne dni sierpnia 1980 roku, kiedy – jakby w odpowiedzi na dramatyczne wołanie Papieża Jana Pawła II – dokonywała się prawdziwa przemiana serc Polaków, kiedy odnawiało się mocą Ducha oblicze tej ziemi, rosła nasza ludzka i chrześcijańska solidarność. I dziś po latach od tamtych wydarzeń, kiedy niektórzy przypisują sobie zasługi, inni przypinają ordery a jeszcze inni myślą o satysfakcji materialnej, trzeba przypomnieć i pamiętać o rzeszach zwykłych obywateli tego kraju. Otwarci na Ducha wykazali ufność w sensowność zmian, których brzemię mieli nosić i noszą po dzień dzisiejszy.
I dziś po latach od tamtych wydarzeń stajemy jak co roku w sierpniu, w tutejszym sanktuarium Chrystusa Przemienionego, aby wpatrywać się Jego Oblicze i prosić o przemianę serc, o przemianę człowieka, bo tylko taki człowiek może przemieniać rzeczywistość świata; budować świat bardziej ludzki i Boży zarazem.
Tak głębokiej przemiany może dokonać tylko Bóg, dlatego z wiarą wpatrujemy się w Chrystusa i Jego Kościół – sakrament „wewnętrznego zjednoczenia z Bogiem i jedności całego rodzaju ludzkiego”.
2. Jezus Chrystus wyprowadził trzech swoich uczniów na górę Tabor. Relacja o tym rozpoczyna się w Ewangelii św. Marka od bliższego określenia czasu tego wydarzenia.
„Po sześciu dniach Jezus wziął z sobą Piotra, Jakuba i Jana…” (Mk 9,2). Nasuwa się pytanie o to wydarzenie sprzed sześciu dni, które jakby sprowokowało wyjście na górę Tabor i Przemienienie. Wydarzeniem sprzed sześciu dni był dialog Jezusa z uczniami w okolicach Cezarei Filipowej, gdzie pytał swoich uczniów: „Za kogo uważają mnie ludzie… Za kogo wy mnie uważacie”. W imieniu uczniów, Piotr odpowiedział na to pytanie: „Ty jesteś Mesjasz”.
Sześć dni po tym dialogu miało miejsce wydarzenie na górze Tabor, a więc Przemienienie wydarzyło się w dniu siódmym. Ten fakt kojarzy się z biblijnym rytmem stwarzania: po sześciu dniach stwarzania świata Bóg odpoczął. Na górze Tabor, w tym siódmym dniu, chciał Jezus ukazać swoje bóstwo; wszak trudno było w Nim „zobaczyć” Boga, bo widziane było tylko „człowieczeństwo”. Objawił także drogę przebóstwienia, przemienienia naszego człowieczeństwa. Ukazał nowe stworzenie; świat przemieniony; rzeczywistość nowych perspektyw.
Celem tego wydarzenia na górze Tabor, tej Epifanii Syna Bożego było ukazanie perspektyw.
Człowiek z natury swej potrzebuje perspektyw, wizji sensu i celu. Człowiek jest zdolny do najwyższych ofiar, jeśli wie, że to ma sens – czy wydarzenia współczesnej historii nas o tym nie przekonują?!
I prawda ta dotyczy nie tylko płaszczyzny doczesnej, także duchowej.
Dziś często słyszymy skargi, szczególnie młodego pokolenia na brak perspektyw w nowych realiach społeczno-gospodarczych. A przecież człowiek powinien mieć perspektywy – w wymiarach doczesnych. Niech stwarza je rodzina, społeczeństwo, państwo. Perspektywy powinien stwarzać sobie także sam zainteresowany ich posiadaniem. Nie wystarczy nastawienie i postawa konsumpcyjna. Nastawienie na otrzymywanie, konsumowanie różnych dóbr bez gotowości dawania. Perspektywy stwarza sobie człowiek przez rozwój swoich talentów, przez gotowość podjęcia wysiłku pracy i kształcenia.
Podobnie w życiu duchowym człowiek potrzebuje perspektyw. Ukazują je czyny i słowa Jezusa; mówią one kim jest człowiek i jakie Bóg otwiera przed nim perspektywy.
Na górze Tabor otwarły się przed uczniami Jezusa Chrystusa nowe perspektywy. Stali się świadkami przemienienia, które było niczym innym jak ukazaniem wiecznych perspektyw człowieka, jakby dopowiedzeniem dzieła stworzenia. To przed człowiekiem otwiera Chrystus nową rzeczywistość: zmienia się Jego ciało – znak ten oznacza przemianę wszystkich ograniczoności człowieka związanych z ciałem, a więc chorobą; śmiercią; przemijalnością. To wszystko w znaku Przemienia zostaje przemienione; otwierają się dla człowieka nowe, nieskończone perspektywy.
Są one jednak nierozłącznie związane ze słuchaniem Syna Bożego. Każdy z nas jest uczestnikiem tej perspektywy. Jeśli chcemy skorzystać z tego zaproszenia, osiągnąć blask i promieniować światłem Chrystusa, trzeba się podporządkować temu wezwaniu Jego słuchajcie!
Za mało jest tego Jego słuchajcie w naszym życiu osobistym, społecznym, politycznym, gospodarczym. Należymy do słuchaczy Jezusa. Często jednak nasze słuchanie ma charakter wybiórczy; słyszymy tylko to, co chcemy słyszeć; to znane zjawisko – staje się zjawiskiem coraz powszechniejszym. Nawet prawdy wiary przyjmowane są na zasadzie „ale” – „jestem katolikiem, ale” – następuje relatywizacja prawdy; prawdą staje się coś nie dlatego, że jest Prawdą; tylko dlatego, że tak sądzę, tak mi się wydaje. Kroi więc człowiek z materiału prawdy ubranka i wszelki przyodziewek na swoją miarę, na miarę swoich potrzeb.
3. Dochodząc do prawdy Przemienienia uczniowie muszą się najbardziej uczyć zrozumienie tego, że integralną częścią misji Mesjasza jest cierpienie i śmierć. Łukasz wspomina, że Jezus rozmawiał z nimi wtedy o swojej śmierci. Jako Przemieniony mówi Jezus o swoim cierpieniu. Po Zmartwychwstaniu powie Jezus do swoich uczniów w drodze do Emaus – „Czy Mesjasz nie miał tego cierpieć, aby wejść do swej chwały… ” ( Łk 24,26). Cierpienie i chwała łączą się nierozdzielnie w życiu Jezusa – stanowią jedną całość. To jest także perspektywa, którą Jezus Chrystus nam ukazuje. Również dla nas każde cierpienie, także śmierć jest drogą do chwały. Jezus ukazał uczniom swoją chwałę, ale równocześnie zabronił im o tym mówić do czasu zmartwychwstania.
Przemienienie czyni Jezusa świetlanym, promieniującym. Światło jest zawsze znakiem boskości. „Bóg jest światłością” – powie św. Jan w swoim liście (por. 1 J 1,5). W Przemienieniu Jezus ukazał jakim Bóg jest w rzeczywistości. Chwała Boża przenika przez człowieczeństwo Jezusa, a człowieczeństwo Jezusa zostaje podniesione do Bożej chwały.
Dziś dla nas Prawda posiada oblicze Chrystusa Przemienionego. On mówi człowiekowi prawdę o nim samym i o Bogu; On otwiera człowiekowi perspektywę nieskończoną. Także nam tu zgromadzonym na uroczystościach odpustowych – przemieniony Chrystus – otwiera nowe perspektywy. Każdemu z nas są one bardzo potrzebne. Zarówno na płaszczyźnie natury jak i łaski. Na płaszczyźnie natury otwiera przed nami Chrystus perspektywę pięknego człowieczeństwa, zaś na płaszczyźnie eschatologii perspektywę wieczności. Niewiele wiemy o tej rzeczywistości; ale trzeba przy niej trwać ufając Chrystusowi.
Św. Piotr zachęcał nas w II czytaniu: „dobrze zrobicie, jeżeli będziecie przy niej trwali jak przy lampie, która świeci w ciemnym miejscu, aż dzień zaświta a gwiazda poranna wzejdzie w waszych sercach” (2 P 1,19).
Światło tajemnicy Przemienienia wskazuje na zmartwychwstanie Jezusa i nasze. Dzieje się tak szczególnie w liturgii Kościoła. Kiedy więc sprawujemy liturgię – przede wszystkim Mszę świętą – łączymy się z liturgią nieba. Liturgia ta zakłada przemianę człowieka i świata. To, co stało się na górze Tabor z Chrystusem – to znak przyszłości całego świata – przemiana i przemienienie.
Liturgia Eucharystii to nasza góra Tabor – tu przed nami przemienia się Chrystus i sprawia nasze przemienienie – nas przemienia. Dokonuje się coś z tego, co dokonało się na górze Tabor; spotykamy się ze Zmartwychwstałym – On obdarza nas swoim pokojem i sprawia duchową przeminę naszych serc.
Niech otworzą się nasze oczy – tu przy łamaniu chleba – i wołajmy do Niego „Zostań z nami, gdyż ma się ku wieczorowi i dzień się już nachylił”. Na to wołanie człowieka odpowiada: Jestem z wami aż do skończenia świata. Jestem z wami jako Przemieniony i Przemieniający. Niech łaska spotkania z Przemienionym przemieni każdego z nas. Wszak tylko człowiek przemieniony przez Chrystusa przemienia świat. Wielu z was doświadczyło łaski przemienienia w sakramencie Pokuty i Pojednania. Jako przemienieni, przemieniajcie rzeczywistość rodziny i społeczeństwa.
Chrześcijanin jako człowiek przemieniony przez Chrystusa
- w świat korupcji wprowadza uczciwość
- w świat braku szacunku dla człowieka uszanowanie każdego,
- w świat kłamstwa prawdę
- w świat pijaństwa trzeźwość
- w świat egoizmu miłość bliźniego.
Tak działając, zmieniamy świat i wypełniamy pustkę wygasłych ideałów. I to ma sens, bo jest wpisane w wielkie dzieło przemiany świata, Chrystusowej przemiany świata. Kierujmy zatem spojrzenie w przyszłość. Niech Przemieniony Chrystus czyni wszystko nowe. Amen.

sierpnia 03, 2018

Rozważania codzienne - Jezus lekceważony w Nazarecie

sierpnia 03, 2018

Rozważania codzienne - Jezus lekceważony w Nazarecie

Słowo Boże na dziś


Marek 6,1-6 por.
Mt 13, 54-58

Jezus przyszedł do swego rodzinnego miasta. A towarzyszyli Mu Jego uczniowie. Gdy nadszedł szabat, zaczął nauczać w synagodze. A wielu, przysłuchując się, pytało ze zdziwieniem: „Skąd On to ma? I co za mądrość, która Mu jest dana? I takie cuda dzieją się przez Jego ręce. Czy nie jest to cieśla, syn Maryi, a brat Jakuba, Józefa, Judy i Szymona? Czyż nie żyją tu u nas także Jego siostry?” I powątpiewali o Nim. A Jezus mówił im: „Tylko w swojej ojczyźnie, wśród swoich krewnych i w swoim domu, może być prorok tak lekceważony”. I nie mógł tam zdziałać żadnego cudu, jedynie na kilku chorych położył ręce i uzdrowił ich. Dziwił się też ich niedowiarstwu. Potem obchodził okoliczne wsie i nauczał.

Refleksja nad Słowem Bożym

 

Słowa Jezusa, Jego mądrość i czyny wywołują zdumienie w słuchających. Postawy tych ludzi są jednak różne. Pojawiają się również pytania ironiczne: „Skąd On to ma?” Mieszkańcy Nazaretu posuwają się do słów obrażających Nauczyciela: „Czy nie jest to cieśla, Syn Maryi?”. Nazwanie Jezusa „synem Maryi” mogło być obraźliwe, ponieważ Żydzi mieli zwyczaj nazywania ludzi od imienia ojca, „syn Józefa”. W swoim rodzinnym mieście Jezus doświadczył gorszenia się Nim, a także obojętności i niechęci. Ich emocje wskazują na odrzucenie Pana, pozwalają zobaczyć ich niewiarę.
Mieszkańcy Nazaretu nie takiego znali Jezusa. Nie posiadali nowego obrazu tego człowieka, jaki stanął przed nimi, po rozpoczęciu publicznej działalności. Nie chcieli nowego obrazu kogoś, z którym żyli razem przez trzydzieści lat. Z tym obrazem wcześniejszym czuli się bezpieczni. Teraz pojawił się ktoś, kogo znają i nie znają zarazem. Dlaczego? Czy mówił wcześniej inaczej, niż mówi teraz, kiedy głosi naukę otrzymaną od Ojca? Czy posiadał przez trzydzieści lat inny system wartości, według którego żył? Tak się przyzwyczaili do Jezusa-człowieka, że nie odkryli w Nim Jezusa-Boga. Kiedy jest bliski, nie jest rozpoznany. Kiedy jest nierozumiany, staje się daleki i odrzucany.
Mieszkańcom miasteczka obce były słowa Jezusa, obce było to, iż zaczął mówić jako posłany przez Boga, jako Mesjasz. Bali się Jego, jako „nowego”. Znamienne jest to, że nie stawiają pytań pod właściwym adresem. Nie pytają Pana: „Skąd to masz? Skąd dana jest Ci ta mądrość? Co oznaczają cuda, które czynisz? Kiedy się tego nauczyłeś, od kogo?”. Nazarejczycy sobie wzajemnie stawiają pytania, które powinni postawić Panu. Nie pytali również Jego Matkę, aby im wyjaśniła zachowanie Syna. Brak odwagi w stawianiu pytań może wskazywać na to, że się Go bali.
Tego, którego nie rozumieli, odrzucili. Nie miało żadnego znaczenia to, że Jezus znał ich, rozmawiał z nimi, poruszał się wśród nich, chodził do ich domów, być może wykonywał zlecenia na sprzęt, który zamawiali u Niego. Rozpoczynając publiczną działalność, głosząc Ewangelię, stał im się obcy, wręcz zaczęli odczuwać wobec Niego uczucia wrogości.


Copyright © 2016 Homilie i rozważania , Blogger