września 14, 2018

Słowo Boże na dziś - Krzyż narzędziem zbawienia

września 14, 2018

Słowo Boże na dziś - Krzyż narzędziem zbawienia
Słowa Ewangelii według św. Jana. Jezus powiedział do Nikodema: "Nikt nie wstąpił do nieba, oprócz Tego, który z nieba zstąpił, Syna Człowieczego. A jak Mojżesz wywyższył węża na pustyni, tak potrzeba, by wywyższono Syna Człowieczego, aby każdy, kto w Niego wierzy, miał życie wieczne. Tak bowiem Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne. Albowiem Bóg nie posłał swego Syna na świat po to, aby świat potępił, ale po to, by świat został przez Niego zbawiony". Oto słowo Pańskie.
 

REFLEKSJA NAD SŁOWEM BOŻYM

 
„Tak bowiem Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne”.
To wołanie dziś szczególnie zwrócone jest do tych, co słuchając tego słowa, obarczeni są swoimi krzyżami, których może często już nie potrafią ich dźwigać, przed którymi może często się wzbraniają. To wołanie Boga ku człowiekowi, Boga, który jest Miłością, dziś szczególnie jest zwrócone do tych, co cierpią: czy to duchowo, czy fizycznie. Tak Bóg umiłował świat, że nie zawahał się swego Syna dać za ciebie i za mnie, byśmy mieli w Nim życie wieczne. To narodzenie do nowego, wiecznego życia dla nas dokonało się w tajemnicy krzyża.
Trzeba dzisiaj mówić o krzyżu; dzisiaj, kiedy świat współczesny przed krzyżem, który jest synonimem cierpienia, bólu, opuszczenia, ucieka; dziś, kiedy świat nie rozumie krzyża i naigrawa się z niego. Mówienie o krzyżu jest niezbędne, byśmy nie zapomnieli, jaki jest klucz do nieba; byśmy w naszych cierpieniach, w naszych zmaganiach z trudnościami codzienności nie utracili nadziei, nie poddali się zwątpieniu, nie popadli w rozpacz.
Dwa kawałki drzewa, połączone ze sobą, jakby drabina, po której nasza ludzka egzystencja, nasze ludzkie życie wznosi się ku niebu. Kiedy wyeliminujemy krzyż z naszego życia, odrzemy siebie z tego, co Boskie w nas i pozostanie wtedy tylko ludzkie cierpienie, ludzka niedola; kiedy uciekniemy przed krzyżem, to popadniemy w rozpacz. Bo nikt z nas do końca nie ucieknie przed cierpieniem, nie ucieknie przed samotnością, i choćby nie wiem jak się starał, i jaka zabiegał, w końcu krzyż i tak go dosięgnie – mały czy wielki – i nie zrozumie go, jeśli nie spojrzy na krzyż Chrystusa; nie zrozumie go, jeśli nie zacznie kochać.
Krzyż, od momentu, kiedy zawisł na nim Jezus Chrystus, stał się narzędziem Bożej miłości, stał się wielkim wołaniem Boga o miłość, wołaniem skierowanym do człowieka; stał się również wielką manifestacją Bożej miłości ku człowiekowi. I ilekroć patrzymy na krzyż, powinniśmy sobie z tego zdawać sprawę, że na nim zawisł nasz Zbawiciel, który jest Bogiem, który dla nas stał się Człowiekiem, i przyjął cierpienia dla nas, byśmy my, w naszych cierpieniach, nie zostali samotni. Chrystus utożsamił się z nami tak bardzo, że przyjął nasze cierpienie i naszą śmierć, by nam pokazać, że nas rozumie, że wie, czym jest ból, czym niemoc fizyczna lub duchowa, czym jest samotność, czym w końcu jest strach i trwoga przed śmiercią.
Człowiek, który ucieka przed krzyżem i wyrzeka się go, skazuje siebie na samotność w obliczu cierpienia, skazuje siebie na niezrozumienie własnej egzystencji; męczy się ze sobą i tylko chciałby by ta męka już się skończyła; szuka wszelkich dróg ucieczki przed cierpieniem, ale ono i tak go dosięga. I wówczas, kiedy nie spojrzy na krzyż, umiera – najpierw umiera wewnętrznie, duchowo: nie ma już w nim nadziei, nie ma miłości, brak jest wiary w cokolwiek, a później następuje ta śmierć fizyczna i strach, i niepewność, bo nie wiadomo co jest “poza”. I dla człowieka, który uciekł przed krzyżem, który wyrzekł się krzyża w swoim życiu, który o tym krzyżu zapomniał, moment śmierci fizycznej jest końcem wszystkiego.
Ale dla tych, co spoglądają z wiarą i ufnością na krzyż Chrystusa, dla tych, którzy w swoim życiu przyjmują bez szemrania krzyże, jakie im Bóg daje, krzyże, jakimi często obdarzają ich najbliżsi, znajomi, krewni – te małe i wielkie krzyże codzienności – dla tych na krzyżu rozpoczyna się nowe życie; dla tych ich cierpienie, osamotnienie nie jest bezsensownym, bo wiedzą, że tak, jak Chrystus, mogą to cierpienie ofiarować: za siebie samych, za swą rodzinę, za swoich bliskich, przyjaciół, a nawet nieprzyjaciół. I to cierpienie nie jest już cierpieniem bezsensownym, ale jest zakorzenione w cierpieniu i ofierze Jezusa Chrystusa, daje życie innym ludziom, albo mnie samemu, uszlachetnia mnie.
Krzyż zawsze jest uszlachetnieniem. Krzyż uczy uciekania przed egoizmem, walki z nim. Przyjęcie krzyża daje moc i siłę do tego, by normalnie w świecie funkcjonować; by nie być tylko maszynką do robienia pieniędzy, robotnikiem, który nic poza pracą nie widzi, ale by być człowiekiem, który czuje, który współczuje z innymi: z cierpiącymi, z osamotnionymi; który ma czas i siłę dla innych; który nie narzeka, ale z wewnętrzną pogodą ducha idzie przez życie, choćby to życie go doświadczało. Widziałem w swoim życiu kapłańskim ludzi naznaczonych krzyżem o twarzach uśmiechniętych, twarzach spokojnych. Widziałem też takich, co od krzyża i przed krzyżem za wszelką cenę uciekali, o twarzach ciągle zatroskanych, przerażonych, o obliczach napiętych troską, by nie wpaść w cierpienie, by jemu się nie poddać, by – nie daj Boże – cierpienie nie dosięgło w życiu.
Dziś wpatrujemy się w te dwie belki skrzyżowane, i w Tego, który na nich zawisł, nasz Zbawiciel. I tak, jak dzisiaj w Księdze Liczb dzisiaj usłyszeliśmy, ci, co spoglądali na krzyż z ufnością, ci, co spoglądali na węża zawieszonego na drzewie, który jest obrazem Chrystusa, ci odzyskiwali życie, a ci, którzy odwracali się, umierali w cierpieniu – o dziwo, ci, co przed krzyżem uciekają, w jeszcze większe cierpienia popadają, i to jedno ich różni od tych, co krzyż umiłowali, że cierpią w samotności. Prośmy dzisiaj Pana, byśmy te nasze krzyże codzienności umieli dźwigać, byśmy nie uciekali przed cierpieniem.
“Tak bowiem Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał” każdemu z nas, każdemu, kto w niego uwierzy, aby ten, co w Niego będzie wierzył, będzie miał życie wieczne. Na drodze naszej wiary staje dzisiaj krzyż. Jaką odpowiedź dam Chrystusowi, gdy zaproponuje mi jego dźwiganie? Czy będę się wzbraniał, jak Cyrenejczyk na drodze krzyżowej? A może podejmę swe cierpienie bez szemrania, swoją słabość bez urągania całemu światu? Ten, kto swe życie zawierzy Chrystusowi, kto przyjmie krzyż na swe ramiona, ma życie wieczne. Niech to wybrzmi szczególnie dla tych, którym krzyż wydaje się zbyt ciężki, którzy może przed nim przez długi czas uciekali. “W krzyżu zbawienie...” – tak śpiewamy w pieśni – w krzyżu zbawienie dla każdego z nas, którzy dźwigamy swoje krzyże codzienności. Pomóż nam Matko Bolesna, któraś stała pod krzyżem swego Syna, ukochać krzyż w naszym życiu po wszystkie dni. AMEN.
 
 

września 06, 2018

Słowo Boże na dziś - Nowość nauki Jezusa

września 06, 2018

Słowo Boże na dziś - Nowość nauki Jezusa
Słowa Ewangelii według św. Łukasza. Faryzeusze i uczeni w Piśmie rzekli do Jezusa: "Uczniowie Jana dużo poszczą i modły odprawiają, tak samo uczniowie faryzeuszów; Twoi zaś jedzą i piją". Jezus rzekł do nich: "Czy możecie gości weselnych nakłonić do postu, dopóki pan młody jest z nimi? Lecz przyjdzie czas, kiedy zabiorą im pana młodego, i wtedy, w owe dni, będą pościli". Opowiedział im też przypowieść: "Nikt nie przyszywa do starego ubrania łaty z tego, co oderwie od nowego; w przeciwnym razie i nowe podrze, i łata z nowego nie nada się do starego. Nikt też młodego wina nie wlewa do starych bukłaków; w przeciwnym razie młode wino rozerwie bukłaki i samo wycieknie, i bukłaki się zepsują. Lecz młode wino należy lać do nowych bukłaków. Kto się napił starego wina, nie chce potem młodego, mówi bowiem: «Stare jest lepsze»". Oto słowo Pańskie. 
REFLEKSJA NAD SŁOWEM BOŻYM
Tak to już z nami jest, że przyzwyczajamy się do pewnych swoich myśli, do pewnych swoich doświadczeń; mamy te doświadczenia, mamy pewne przemyślenia – i bardzo dobrze. Ale problem w tym, że często zaczynamy właśnie z tych swoich przemyśleń, z tych swoich doświadczeń czynić taki świat bardzo hermetyczny, zamknięty, taki świat, w którym nawet chcielibyśmy ustawiać samego Pana Boga, i chcielibyśmy, by Pan Bóg działał tak, jak my sobie myślimy, że powinien działać – jak to wynika z naszych przemyśleń, z naszych doświadczeń.
Podobnie miało miejsce dwa tysiące lat temu. Zarzucano Jezusowi, że Jego postępowanie i postępowanie Jego uczniów jest takim wykraczającym poza normy wszelkiego postępowania, do jakiego zostali przyzwyczajeni słuchacze św. Jana Chrzciciela, i ci, którzy patrzyli na postawę Jego uczniów.
Czasami wchodzimy w takie schematy myślowe i wydaje nam się, że w taki, a nie inny sposób powinna realizować się nasza pobożność, nasza wierność Chrystusowi – w jakichś takich schematach naszego myślenia. Stajemy się poniekąd, jak mówi Jezus, takimi starymi bukłakami. I jeżeli przychodzi ktoś z nowością, ktoś, kto pragnie pokazać nam jakiś inny wymiar Pana Boga w swoim życiu, w swoich przemyśleniach, w swojej otwartości na działanie Ducha Świętego, to wtedy bardzo często zamykamy się i mówimy: nie, bo ja wiem swoje.
Istotą naszego bycia z Bogiem, naszego chrześcijaństwa, jest przede wszystkim to nasze bycie z panem młodym – słowo Boże powołuje się często na ten obraz Oblubieńca i oblubienicy. Bóg jest Oblubieńcem, a my jesteśmy Jego oblubienicą. Prawa miłości wyznaczają sposób zachowania i sposób życia. Jeżeli jestem człowiekiem, który kocha; jeżeli jestem człowiekiem, który w miłości jest wsłuchany w Tego, kogo kocham; jeżeli pozwalam być darem miłości dla Tego, kogo kocham i kto mnie kocha, to to prawo miłości wyznaczy konkretny sposób mojego życia. Taka jest kolej rzeczy. Kiedy natomiast zaczynamy od wyznaczania jakiegoś sposobu na życie, to może się okazać, że tak naprawdę zapomnimy o tej bardzo głębokiej, intymnej relacji naszej z Panem Bogiem. Chrześcijaństwo, to relacja Boga i człowieka, to odpowiedź miłości człowieka na miłość Boga. Tutaj, w tych wymiarach możemy mówić o doświadczeniu bycia oblubieńcem i oblubienicą, o doświadczeniu miłości, o doświadczeniu jakiejś bardzo głębokiej zażyłości, intymności.
Czasami nam trudno to zrozumieć i tak zaczynamy reformować nasze życie chrześcijańskie od końca; zaczynamy porównywać nasze postawy: ten pości, a ten nie pości; ten się modli, a tego nie widziałem, żeby się modlił – zaczynamy dokonywać wiele ocen. A św. Paweł mówi: Nie oceniajmy, bo Pan Bóg wie, jakie są nasze serca. Zresztą, ten sam Apostoł powie: Jeden pości dlatego, że czyni to dla Pana, a drugi nie pości, bo cieszy się w Panu i raduje, i właśnie ucztuje teraz dla Pana. A nam tak trudno to zrozumieć dlatego, że jakby zaczynamy patrzeć ‘od końca’ na to wszystko – brakuje nam tego patrzenia z miłością, tego bycia takim nowym naczyniem, nieustannie nowym. Św. Augustyn ponad półtora tysiąca lat temu mówił: Nie mów mi nigdy, że dawniej było lepiej, bo dawniej lepiej nie było. I rzeczywiście tak jest, stąd trzeba nam pozwalać się nieustannie napełniać nowością Ducha Świętego, na tę bardzo osobistą relację z Jezusem Chrystusem, z której wynika konkretny sposób na życie. Każdy z nas będzie ową relację przeżywał na inny sposób, i nie trzeba tego porównywać, trzeba się tym umieć ucieszyć. Trzeba ucieszyć się swoim sposobem przeżywania chrześcijaństwa.
W Kościele mamy tak wiele różnych duchowości, tak wiele różnych postaw – wystarczy przypatrzyć się Świętym – każdy może w nich takiego swojego osobistego patrona. Ale, żeby tak się stało, trzeba nam być tymi nowymi bukłakami; trzeba nam pozwolić napełniać się tą nowością Ducha Świętego, a nade wszystko: trzeba nam doświadczać tej oblubieńczej relacji z Jezusem Chrystusem. Raz jeszcze powiem, że właśnie ta oblubieńcza relacja, ta moja zażyłość z Chrystusem, to moje otwarcie na Jego słowo, to moje trwanie przy Nim wyznacza sposób mojego życia, wyznacza charakter mojego chrześcijaństwa.
Niech przykład świętych pobudza nas do tej otwartości na działanie Ducha Świętego, abyśmy byli jak owe nowe bukłaki: otwarci na to, co daje na osobista relacja z Chrystusem-Oblubieńcem. Tego nam trzeba sobie z całego serca życzyć. AMEN.

września 06, 2018

Słowo Boże na dziś - Cudowny połów ryb i powołanie Apostołów

września 06, 2018

Słowo Boże na dziś - Cudowny połów ryb i powołanie Apostołów
Słowa Ewangelii według św. Łukasza. Gdy tłum cisnął się do Niego aby słuchać słowa Bożego, a On stał nad jeziorem Genezaret – zobaczył dwie łodzie, stojące przy brzegu; rybacy zaś wyszli z nich i płukali sieci. Wszedłszy do jednej łodzi, która należała do Szymona, poprosił go, żeby nieco odbił od brzegu. Potem usiadł i z łodzi nauczał tłumy. Gdy przestał mówić, rzekł do Szymona: Wypłyń na głębię i zarzućcie sieci na połów!. A Szymon odpowiedział: Mistrzu, całą noc pracowaliśmy i niceśmy nie ułowili. Lecz na Twoje słowo zarzucę sieci. Skoro to uczynili, zagarnęli tak wielkie mnóstwo ryb, że sieci ich zaczynały się rwać. Skinęli więc na wspólników w drugiej łodzi, żeby im przyszli z pomoc. Ci podpłynęli; i napełnili obie łodzie, tak, że się prawie zanurzały. Widząc to Szymon Piotr przypadł Jezusowi do kolan i rzekł: Odejdź ode mnie, Panie, bo jestem człowiek grzeszny. I jego bowiem, i wszystkich jego towarzyszy w zdumienie wprawił połów ryb, jakiego dokonali; jak również Jakuba i Jana, synów Zebedeusza, którzy byli wspólnikami Szymona. Lecz Jezus rzekł do Szymona: Nie bój się, odtąd ludzi będziesz łowił. I przyciągnąwszy łodzie do brzegu, zostawili wszystko i poszli za Nim.Oto słowo Pańskie

Refleksja nad Słowem Bożym

Myślę, że chyba każdy z nas kiedyś pracował, lub miał różne obowiązki – był zatrudniany przez inną osobę – podobnie jak Piotr; myślę, że każdy z nas doświadczył trudu pracy. Pracę daje nam jakiś człowiek i człowiek również za tę pracę wynagradza.
Ale dziś należy nam sobie uświadomić, że każdy z nas ma również swoje powołanie, oprócz swojej pracy, także każdy z nas jest powołany – powołany jak Piotr, a powołaniem tym obdarza Bóg, i Bóg za nie wynagradza. To sam Chrystus powołuje każdego z nas, ciebie i mnie, i Chrystus powołuje w ten sam sposób, jak powołał, św. Piotra.
To Chrystus, każdemu z nas mówi te same słowa, które wypowiedział na jeziorem Genezaret: “Wypłyń na głębię i zarzuć sieci”. W tym wezwaniu, w tym skierowaniu powołania do każdego człowieka, są niejako dwa oddzielne zadania.
Pierwszym z tych zadań jest to, by po prostu odbić swoją łodzią życiową od brzegu, wyjść z płytkiego chrześcijaństwa, być może z mielizny, na głębię, do solidnego, głębszego życia chrześcijańskiego.
Drugim zadanie jest: “…i zarzuć sieci”, to znaczy: byś wykorzystał wszystkie swoje środki: swój czas, swoje zdolności, byś Chrystusowi przyniósł jak najlepsze i jak największe owoce swojej pracy, swojego codziennego życia chrześcijańskiego.
Zapewne wielu z nas słyszało już w swoim sercu to wezwanie: “Wypłyń na głębię i zarzuć sieci”. I myślę, że może w twoim sercu rodzi się niejako – w pewnym sensie – bunt: słyszałem, ale jak do tej pory bez żadnego oddźwięku. I może w swoim sercu również bronisz się, jak Piotr; wymawiasz się, wskazując na dotychczasowy rezultat: Boże, całą noc łowiliśmy i nic tego, ani jednej ryby, cały nasz trud, cały wysiłek bezowocny. I może ty masz podobne odczucia, jak Piotr. I może w twoim sercu rozlega się głos Piotrowy: Tyle sił, tyle trudu włożone w swoje życie; może tyle troski i opieki w drugiego człowieka, w mojego najbliższego bliźniego – i nic. I – być może – mówisz: szkoda czasu, szkoda sił – to wszystko zbyteczne, bo – mimo starań – nie udało mi się być ani lepszym, mimo starań – nie udało mi się nikogo pozyskać dla Pana Jezusa; po prostu niczego nie ułowiłem.
Jednakże i Piotr, w podobny sposób, się wymawiał. A wtedy Jezus milczał. Ale nie było to milczenie zgody, by Piotr nie wypłynął. Piotr doskonale zrozumiał wezwanie Jezusa Chrystusa i wyraźnie Mu odpowiedział: “Na Twoje słowo, Panie, jeszcze raz wypłynę i zarzucę sieci”. Widzimy, że gdy Piotr posłuchał Pana, wyciągnął całe mnóstwo ryb. I widzimy, że owoce były bardzo liczne, bo zaufał słowu Pana.
Jakie jest chrześcijańskie powołanie? Z jednej strony bardzo proste, wydawałoby się banalne, a z drugiej strony bardzo wymagające i trudne. Nasze chrześcijańskie powołanie, to po prostu być dobrym człowiekiem i starać się o to, by innych dookoła siebie czynić dobrymi, by innych czynić lepszymi, właśnie swoim trudem, może swoją modlitwą – wtedy, gdy już nie pomaga ani dobre słowo, ani inny ludzki gest, wtedy tylko pozostaje modlitwa. Aby nadszedł upragniony skutek, trzeba spełnić warunek, który spełnił Piotr. Już nie należy nam wierzyć w swoją bezużyteczność, już nie wierz w swój brak sukcesów, w złe doświadczenia z poprzednich lat; już nie wierz samemu sobie, ale zaufaj Jezusowi i na Jego słowa po raz kolejny “wypłyń na głębię”, na Jego słowo, po raz kolejny, “zarzuć sieci”, bo wtedy, kiedy tak naprawdę człowiek jest bezsilny, może wtedy, kiedy opada z sił, i już mu się po prostu nic nie chce, ale gdy usłyszy słowa Pana: “Wypłyń na głębię…”, gdy temu słowom zawierzy, wtedy w życiu człowieka dokonują się prawdziwe cuda. To wtedy, kiedy swoje życie ofiarujemy Jezusowi, i tak naprawdę Jemu zaufamy, Jego siłom, Jego łasce i opiece, wtedy dokona się cud – wtedy nasz połów będzie owocny, wtedy zagarniesz całe mnóstwo ryb, jak św. Piotr.
Dlatego życzę ci, byś w sowim sercu usłyszał te słowa Jezusa: “Wypłyń na głębię i zarzuć sieci na połów”; życzę ci, byś był zdolny tym słowom zaufać i wypłynąć na głębię swojego życia chrześcijańskiego, na głębię swojej dobroci, byś sam był dobry, i byś innych dookoła czynił lepszymi. Niech się tak stanie. AMEN. 
 
 

września 06, 2018

23. Niedziela Zwykła (B) – Uzdrowienie głuchoniemego

września 06, 2018

23. Niedziela Zwykła (B) – Uzdrowienie głuchoniemego
Ukochani Bracia i Siostry! To jest bardzo ciekawe, że nie zawsze prosili Pana Jezusa o uzdrowienie sami zainteresowani. Często prosi Jezusa o uzdrowienie ktoś inny: ojciec lub matka, jacyś bliscy lub znajomi. Również głuchoniemego przyprowadzają do Jezusa jacyś znajomi i proszą, żeby położył na niego rękę.
Pod tym względem z przyjściem Jezusa jest trochę podobnie jak z przychodzeniem do zwyczajnego lekarza. Jedni przychodzą do lekarza, bo sami widzą, że są chorzy i szukają u lekarza pomocy i ratunku. Innych trzeba dopiero namawiać, żeby wybrali się do lekarza i zdecydowali się na podjęcie kuracji. Jeszcze inni są tak słabi, że trzeba ich do lekarza zawieść albo nawet dzwonić na pogotowie, żeby lekarz przyjechał do nich.
Zatem ten szczegół z Ewangelii, że tak często inni ludzie doprowadzają do tego, że człowiek potrzebujący spotyka się ze Zbawicielem, niech nam przypomina o naszej religijnej odpowiedzialności za naszych bliskich i znajomych. Może ktoś z naszych bliskich już dawno pojednałby się z Bogiem i cieszyłby się łaską żywej wiary, gdyby nam więcej na tym zależało - gdybyśmy się więcej za niego modlili i gdybyśmy umieli w odpowiednim momencie i w odpowiedni sposób przypomnieć mu o tym Lekarzu, któremu na imię Jezus Chrystus.
Bo zauważmy jeszcze, że samemu łatwiej się wybrać do zwyczajnego lekarza niż do tego lekarza, który uwalnia od grzechów. Zwyczajną chorobę wcześniej czy później człowiek sam w sobie zauważy, nieraz choroba po prostu uniemożliwia normalne funkcjonowanie i człowiek musi się udać do lekarza.
Z chorobą duchową jest inaczej. Ktoś jest nieraz obciążony bardzo wielkimi grzechami, znajduje się w stanie śmierci duchowej, a nie przeszkadza mu to uważać się za porządnego człowieka i powtarzać, że sumienie mu nic złego nie wyrzuca. Ten fałszywy spokój sumienia można porównać z sytuacją człowieka, który jest chory na raka, a jeszcze o tym nie wie, albo udaje, że o tym nie wie.
Istnieje coś takiego jak fałszywy spokój sumienia. Nazywano go różnie: zatwardziałością w grzechu, hipokryzją, zaślepieniem duchowym, stanem duchowej nieprzytomności. I od dawna wiedzą ludzie o tym, że czymś dobrym dla człowieka jest załamanie się tego fałszywego spokoju sumienia. Bo kiedy człowiek zauważy wreszcie swoje grzechy i zacznie się nim przejmować, jest szansa, że coś w jego życiu zacznie się zmieniać na lepsze.
Spróbujmy zatem przy okazji dzisiejszej Ewangelii zastanowić się nad naszą głuchotą, której może w sobie nie zauważamy, a z której Pan Jezus chce nas uzdrowić.
Czasem nawet wśród naszych najbliższych potrafimy zachowywać się jak ludzie głusi. Rodzice potrafią nie słyszeć, jak dziecko prosi ich o to, aby trochę z nim pobyć albo ucieszyć się jego sukcesem; mąż nie słyszy, kiedy żona mówi mu o swoim zmęczeniu; żona nie słyszy nadawanych przez męża sygnałów, że w ich małżeństwie może coś się psuje; dorosłe dzieci nie słyszą zaproszeń swoich starych rodziców, żeby ich trochę częściej odwiedzali; ludzie starzy nie zawsze potrafią zrozumieć, że ich dzieci są przeciążone obowiązkami.
Zachowujemy się odwrotnie niż mówił Pan Jezus: "Kto ma uszy do słuchania, niechaj słucha". My odwrotnie: mamy uszy i serca, a bywamy często siebie wzajemnie głusi i nieczuli.
Chyba największe nieszczęście głuchoty polega na tym, że izoluje człowieka od innych ludzi. Kiedy ktoś traci słuch cielesny, jest to izolacja tylko fizyczna i człowiek może ją przezwyciężyć zdwojeniem swojej życzliwości wobec bliźnich. Zapewne każdy zna takich ludzi głuchych, którzy potrafili swoje nieszczęście wykorzystać ku dobremu i na przekór swojemu kalectwu są pełni radości życia i życzliwości dla wszystkich wokół.
Ale co ma robić człowiek głuchy duchowo, którego uszy cielesne są zdrowe, a jego głuchota bierze się z chorej duszy, z egoizmu, jaki się w jego duszy zagnieździł? Przecież taki człowiek najczęściej nawet nie zdaje sobie sprawy ze swojego kalectwa.
Bracia i Siostry!
Po to między innymi Pan Jezus wezwał nas dzisiaj na tę świętą Eucharystię, ażeby każdy z nas postawił sobie pytanie, jak to jest z moim duchowym słuchem, z tym słuchem, który jest narzędziem miłości Boga i bliźniego.
Mówiłem o głuchocie, która wynika z braku miłości w rodzinie. Inny przykład takiej duchowej głuchoty podał nam przed chwilą Apostoł Jakub. Dlaczego zupełnie inaczej - pytam - traktujecie bogacza i ubogiego? Czy nie rozumiecie tego, że wartości człowieka nie mierzy się tym, co on posiada, ani tym, jakie zajmuje stanowiska.
Człowiecze, musisz zrozumieć, że wartość każdego człowieka polega przede wszystkim na tym, że jest on człowiekiem i że Bóg chce go ukształtować na swój własny obraz. Jeśli tego nie rozumiesz, to nie zrozumiesz również swojej własnej godności i będziesz szukał potwierdzenia sensu twojego życia w różnych rzeczach, tylko nie tam, gdzie nasze życie uzyskuje naprawdę swój sens, i to sens aż na życie wieczne.
Głuchy duchowo był bogacz, który nawet resztkami ze swojego stołu nie umiał się podzielić z głodnym Łazarzem. Głuchy duchowo jest nauczyciel, który nie lubi dzieci mało zdolnych, tak jakby dziecko mniej zdolne nie było tak samo bezcenne jak każde inne dziecko. Głuchy duchowo jest każdy, kto nie umie uszanować człowieka upośledzonego umysłowo albo chorego psychicznie. I w ogóle gdziekolwiek jest jakaś ludzka krzywda, jakaś nędza, jakieś sponiewieranie ludzkiej godności, zawsze stoi za tym czyjaś głuchota. Nieraz wręcz głuchota społeczna.
Drogi Bracie, droga Siostro!
Nawet jeśli wydaje ci się, że twoje uszy duchowe działają prawidłowo, zrób dzisiaj przynajmniej to jedno: masz uszy do słuchania, zatem sprawdź, czy naprawdę słyszysz! Czy słyszysz przykazanie, żeby nie tworzyć sobie żadnych bogów ponad Boga prawdziwego? Czy naprawdę słyszysz przykazanie: Nie zabijaj, Nie cudzołóż, Nie kradnij, Czcij ojca i matkę, Nie pożądaj żony bliźniego swego? Czy nie próbujesz po swojemu interpretować słów Pana Jezusa, że co Bóg złączył, człowiek niech nie rozłącza?
Jeśli ktoś tych Bożych słów nie słyszy, ale po swojemu je przeinacza, znaczy to, że jest duchowo głuchy. A taka jest natura tego kalectwa, że izoluje ono człowieka zarówno od Boga jak od bliźnich. A przecież każdy z nas, Bracia i Siostry, może przybliżyć się do Jezusa i usłyszeć: Effatha! Otwórz się! Zacznij wreszcie rozumieć to słowo, które przynosi ci zbawienie!
Zacznij wreszcie rozumieć, że "nie zabijaj" znaczy naprawdę nie zabijaj, to znaczy również nie przykładaj ręki do zabijania poczętych dzieci. Zacznij rozumieć, że "nie cudzołóż" to znaczy naprawdę nie cudzołóż, uszanuj świętość swojego i cudzego małżeństwa.
W ślad za uzdrowieniem duchowego słuchu człowiek coraz więcej doświadcza cudownej przyjaźni z Bogiem.
Słucha człowiek i nadziwić sienie może, że przedtem tego nie słyszał. Bo Bóg wprost do jego serca mówi czule o swojej miłości i o tym, że wymarzył sobie ukształtować mnie do końca na swój obraz i podobieństwo. I właśnie dlatego tak bardzo ważne jest to, żebyśmy nie byli duchowo głusi: tylko wsłuchując się w głos Boży, możemy stawać się coraz więcej dziećmi i przyjaciółmi Bożymi. Amen.


września 03, 2018

Słowo Boże na dziś – Jezus nieprzyjęty w Nazarecie

września 03, 2018

Słowo Boże na dziś – Jezus nieprzyjęty w Nazarecie
Słowa Ewangelii według św. Łukasza. Jezus przyszedł do Nazaretu, gdzie się wychował. W dzień szabatu udał się swoim zwyczajem do synagogi i powstał, aby czytać. Podano Mu Księgę proroka Izajasza. Rozwinąwszy księgę, natrafił na miejsce, gdzie było napisane: "Duch Pański spoczywa na Mnie, ponieważ Mnie namaścił i posłał Mnie, abym ubogim niósł dobrą nowinę, więźniom głosił wolność, a niewidomym przejrzenie; abym uciśnionych odsyłał wolnych, abym obwoływał rok łaski od Pana". Zwinąwszy księgę oddał słudze i usiadł; a oczy wszystkich w synagodze były w Nim utkwione. Począł więc mówić do nich: "Dziś spełniły się te słowa Pisma, któreście słyszeli". A wszyscy przyświadczali Mu i dziwili się pełnym wdzięku słowom, które płynęły z ust Jego. I mówili: "Czy nie jest to syn Józefa?" Wtedy rzekł do nich: "Z pewnością powiecie Mi to przysłowie: «Lekarzu, ulecz samego siebie»; dokonajże i tu, w swojej ojczyźnie tego, co się wydarzyło, jak słyszeliśmy, w Kafarnaum".
I dodał: "Zaprawdę powiadam wam: Żaden prorok nie jest mile widziany w swojej ojczyźnie. Naprawdę mówię wam: Wiele wdów było w Izraelu za czasów Eliasza, kiedy niebo pozostawało zamknięte przez trzy lata i sześć miesięcy, tak że wielki głód panował w całym kraju; a Eliasz do żadnej z nich nie został posłany, tylko do owej wdowy w Sarepcie Sydońskiej. I wielu trędowatych było w Izraelu za proroka Elizeusza, a żaden z nich nie został oczyszczony, tylko Syryjczyk Naaman". Na te słowa wszyscy w synagodze unieśli się gniewem. Porwali Go z miejsca, wyrzucili Go z miasta i wyprowadzili aż na stok góry, na której ich miasto było zbudowane, aby Go strącić. On jednak przeszedłszy pośród nich oddalił się. Oto słowo Pańskie.
REFLEKSJA NAD SŁOWEM BOŻYM
"Począł więc mówić do nich: Dziś spełniły się te słowa Pisma, któreście słyszeli."(Łk 4,21)
Spełniła się dana ludziom w raju obietnica przyjścia Mesjasza, spełniły się obietnice proroków - na świat przyszedł Jezus Chrystus. Tylko że "Przyszło do swojej własności, a swoi Go nie przyjęli."(J 1,11)
Porwali Go z miejsca, wyrzucili Go z miasta i wyprowadzili aż na stok góry, na której ich miasto było zbudowane, aby Go strącić."(Łk 4,29)
A zrobili to, bo inaczej sobie wyobrażali Mesjasza i nie przemawiały do nich dokonywane przez Niego cuda.
Dziś też jestem świadkiem dokonywanych przez Jezusa cudów - widzę Jego działanie w moim życiu; ludzie opowiadają mi o licznych znakach, których dokonuje Pan w ich życiu. Ale czy naprawdę wierzę w to, że Jezus Chrystus jest Synem Bożym i obiecanym Mesjaszem? A może mi trudno w to uwierzyć, bo często nie działa On według moich wyobrażeń – proszę więc Pana o łaskę i wyobrażam sobie, że zaraz natychmiast doznam cudu, a On działa nie w wyznaczonym przeze mnie czasie, lecz według swojej woli, nie według moich wyobrażeń, ale na swój Boski sposób.
"Dziś spełniły się te słowa Pisma, któreście słyszeli" - Zbawiciel jest wśród nas.
Proszę dziś Pana, abym w to mógł głęboko uwierzyć, abym za tę łaskę Jego cudownej obecności umiał codziennie, nieustannie Mu  dziękować.
"Duch Pański spoczywa na Mnie, ponieważ Mnie namaścił i posłał Mnie".
I ja pragnę, by na mnie spoczywał Twój Duch, Panie. Byś mnie namaścił i posłał głosić Dobrą Nowinę. Abym mówił każdego dnia, słowem i przykładem swego życia, że uwięzieni w grzechu mogą stać się wolnymi w Twoim miłosierdziu, a niewidzący Ciebie na nowo ujrzą Twoją chwałę. Obym uciśnionym cierpieniem i bólem przynosił Twoją łaskę i pomoc.
Trudno było mieszkańcom Nazaretu przyjąć głoszoną przez Jezusa prawdę, bo przecież doskonale Go znali i wiedzieli, że pochodzi z ubogiej rodziny z ich miasta. Gdyby pochodził z jakiejś zacnej rodziny królewskiej, czy kapłańskiej, nie byłoby pewnie takich problemów. Trudno więc było mieszkańcom Nazaretu uwierzyć, że Jezus jest obiecanym Mesjaszem, bo przecież Pismo mówiło, że nikt nie będzie wiedział skąd Mesjasz przyjdzie, a oni dobrze znali Jego ziemskich rodziców i krewnych.
„I powątpiewali o Nim”.
Myślę o tym, jak wielki wpływ na przyjmowanie głoszonej prawdy ma moja wiedza na temat osoby, która tę prawdę głosi. No bo przecież inaczej potraktuję naukę papieża, a inny będzie mój stosunek do tej samej nauki głoszonej np. przez jakiegoś bezdomnego włóczęgę, a jeszcze inny przez mego kolegę ze szkolnych lat. Tylko czy takie różnicowanie w odbiorze jest dobre? Św. Paweł przecież zachęca, aby wszystkie nowinki dobrze badać, aby być wobec nich ostrożnym (zob. 1Tes 5,21). Ale czy znowu przez zbytnią ostrożność nie zamykam uszu na to, co mówi Pan?
Wydaje mi się, że w tym względzie potrzebna jest jakaś mądrość z nieba, aby nie zbłądzić, ale i aby nie odrzucić Słowa Bożego. Wydaje mi się, że tej mądrości mi ciągle brakuje i o nią dzisiaj chcę prosić Pana.
„Niewiele zdziałał tam cudów z powodu ich niedowiarstwa.”
Jak wiele prawdy w Twoich słowach, Panie, o mnie samego. Ile w moim sercu niedowierzania Tobie, Jezu. Patrzę dziś na postaci św. Józefa z Arymatei oraz św. Nikodema z Loyoli, którzy tak cudownie się zapisali w Twoim ziemskim życiu, i wiem, że chcę żyć tak jak oni. Miłość do Ciebie i drugiego człowieka pragnę oprzeć na zaufaniu Tobie, Panie, i wiernie kroczyć Twoimi śladami po ścieżkach życia.
Chcę, by moje serce zachwyciło się Tobą, a wtedy nie będzie już miejsca na niedowiarstwo czy niepewność. Niech serce moje napełni się miłością do Ciebie, Panie.

września 02, 2018

Homilia na rozpoczęcie roku szkolnego i katechetycznego

września 02, 2018

Homilia na rozpoczęcie roku szkolnego i katechetycznego
Drogie dzieci, ukochana młodzieży, szanowni nauczyciele i wychowawcy,
oto znów widzę wasze twarze i cieszę się, że znowu jesteśmy razem, i że razem rozpoczynamy nowy rok szkolny i katechetyczny.
Wróciliście wszyscy z wakacji bogatsi o nowe przeżycia i doświadczenia, wypoczęci, napełnieni nowymi wrażeniami. Ale najważniejsze jest to, że znowu jesteśmy wszyscy razem w kościele, przed ołtarzem i, z pomocą Jezusa, chcemy zrobić kolejny krok do przodu w naszym życiu.
Moi kochani. W starożytności, na przełomie IV i V wieku przed Chrystusem, żył w Grecji bardzo mądry człowiek, filozof, Platon, który wygłosił takie ciekawe zdanie: „Każdy rozumny człowiek rozpoczyna sprawy swoje od wezwania Boga na pomoc”. Przybyliście dzisiaj tak licznie do kościoła, do tej parafialnej świątyni, chociaż to ani nie niedziela, ani jakieś święto, ale ropoczynacie bardzo ważną sprawę w waszym życiu – nowy rok szkolny i katechetyczny. Chcecie ten nowy rok rozpocząć od wezwania Boga na pomoc.
Kiedy Pan Jezus chodził po palestyńskiej ziemi, to bardzo często się modlił, rozmawiał ze swoim Ojcem. Modlił się Pan Jezus przed każdą ważniejszą czynnością w swoim życiu. Gdy miał rozpocząć swoją publiczną działalność, to spędził na pustyni 40 dni na modlitwie. A kiedy już przechodził przez palestyńskie miasta i wioski, gdy nauczał już tłumy ludzi i gdy miał dokonać jakiegoś cudu, to najpierw modlił się do Ojca Niebieskiego. Modlitwą uwielbiał Jezus Boga zanim rozpoczął zbawczą mękę – trzy godziny spędził na modlitwie. Modlił się Jezus w Wieczerniku i na Krzyżu. Można powiedzieć, że modlitwa była dla Jezusa czymś najważniejszym.
Kochani moi. Jak to dobrze, że dziś zgromadziliście się u stóp Boskiego Mistrza, Jezusa ukrytego w Tabernakulum, na Eucharystii. Widocznie coś od Niego potrzebujecie, skoro przychodzicie do tej świątyni. I dobrze, że tu jesteście iczegoś od Jezusa potrzebujecie. Gdybym tak potrafił, miał taki dar wsłuchania się w wasze ciche, z głębi serc płynące modlitwy, to zapewne usłyszałbym błagania: Panie Jezu, udziel mi daru pamięci, zdolności, bym podobnie jak w zeszłym roku odniósł korzyść z nauki szkolnej. Udziel mi, Jezu, zapału do nauki, bo tak ciężko i niechętnie wypełniam swoje obowiązki – niech w tym roku będzie inaczej, lepiej. Spraw, Panie, bym cały rok w zdrowiu zdobywał wiedzę. Błogosław, Jezu, naszym nauczycielom, katechetom i wychowawcom, by nas uczyli, by wychowywali nas na mądrych i dobrych ludzi. Te i inne prośby wydobywają się, rodzą się dziś z pewnością w waszych młodych sercach. I dobrze!
Dobrze zrobiliście, że tu jesteście i w modlitwie szukacie pomocy u Pana Jezusa, bo ta praca, którą dzisiaj rozpoczynacie jest trudna, wymaga dużo wysiłku i poświęcenia, i tylko z Bożą pomocą może przynieść piękne owoce. Wierzę w to, że takie piękne owoce ten nowy rok waszej pracy przyniesie.
Moi kochani. Człowiek tym się – między innymi – różni od zwierząt, że musi długo i prawie wszystkiego się uczyć: musi uczyć się języka polskiego, aby mógł pięknie pisać i mówić, aby poznawać piękne dzieła naszych pisarzy i poetów narodowych; musi uczyć się matematyki, informatyki i innych przedmiotów, aby poznawać ten świat, a w przyszłości być pożytecznym człowiekiem. Ale – ośmielę się powiedzieć, że niemniej ważna, jeśli nie najważniejsza w waszym życiu jest nauka o Bogu, o Chrystusie i o tym jak być człowiekiem, jak żyć. Będziecie więc w ciągu tego roku uczyć się jaki jest Bóg, o tym, że Bóg jest Miłością. Będziecie uczyć się o Nim po to, by być człowiekiem dobrym, szlachetnym, dokonującym właściwych wyborów, kierującym się w swoich wyborach zasadami wiary, tymi wartościami, które są najważniejsze, bo wpisane są w naszą ludzką naturę, a które wskazuje nam Bóg przez naukę Jezusa. To właśnie na katechezie czeka na was Chrystus ze swoją nauką. On chce abyście do Niego przychodzili, abyście Jego nauli słuchali, abyście Jego pokochali – nie tak powierzchownie, z obowiązki, ale całym sercem, całym swoim życiem. Bo to jest w waszym życiu najważniejsza sprawa: być z Chrystusem, poznawać Chrystusa, pokochać Chrystusa po to, by piękniejszym stawało się wasze życie. Jeżeli Jezusa będziecie znać, jeżeli będziecie wiedzieć ile dobrego On dla was uczynił, i nadal każdego dnia czyni, wasze życie będzie pięknieć i nabierać sensu.
Kochani, pomyślcie dzisiaj o tym wszystkim i podczas tej Mszy św. i powiedzcie Jezusowi, że chcecie w ciągu najbliższego roku stawać bardziej mądrymi i szlachetnymi ludźmi. Życzę wam w tym dziele wytrwałości, a jest to piękne i ważne dzieło: pogłębiania wiary i zdobywania wiedzy. Szczęść wam Boże na ten nowy rok.


września 02, 2018

22. Niedziela Zwykła (B) – Jaka jest moja religijność?

września 02, 2018

22. Niedziela Zwykła (B) – Jaka jest moja religijność?
"Dlaczego Twoi uczniowie nie przestrzegają przepisów?" - słowa Jezusa z dzisiejszej Ewangelii.
Ile oburzenia tai się w tym pytaniu! Ileż zgorszenia! Oto uczniowie Chrystusa postępują tak, jak to zwykli czynili bezbożnicy. Nie przestrzegają pobożnych przepisów! I oto ci, których uważamy dziś za naszych świętych patronów zostali ocenieni jako bezbożnicy.
Ale to pewno nie pierwszy raz, a na pewno nie po raz ostatni ci, którzy uważają się za porządnych oceniają swych bliźnich na podstawie zewnętrznych pozorów. Przestrzeganie zewnętrznych przepisów staje się podstawą do oceny wewnętrznej więzi z Bogiem. Ileż to razy powiedziano "ty bezbożniku" człowiekowi, który był bardzo blisko Stwórcy, a za wzór pobożności stawiano kogoś, który bardzo starannie zachowywał zewnętrzne pozory życia religijnego.
Posłuchajmy jeszcze raz Pan Jezusa: "Ten lud czci mnie wargami, - mówi Chrystus Pan - lecz sercem daleko jest ode mnie". Właśnie to określenie "serce" wyjaśnia nam wszystko. O prawdziwej religijności człowieka decyduje jego serce. Promieniuje z niego dobro lub zło. Dziś otrzymujemy od naszego Mistrza szczegółowy wykaz czynów złych, które płyną z ludzkiego wnętrza i plamią go. Są nimi: złe myśli, nierząd, kradzieże, zabójstwa, cudzołóstwa, chciwość, przewrotność, podstęp, wyuzdanie, zazdrość, obłuda, pycha, głupota. Taki jest katalog złych czynów, które plamią człowieka.
A teraz powiedzmy sobie szczerze, że każdy z nas w tym katalogu odnajduje siebie. Mało tego! Każdy z nas wie jak trudno wydźwignąć się z brudu zła. Dlatego uciekamy w taką "niby religię", która polega na przestrzeganiu zewnętrznych pozorów. O ile łatwiej zawiesić w domu obrazy święte niż walczyć z własna głupotą. O ileż prostsze mnożyć nabożeństwa, niż poskromić swą pychę. Religia zewnętrznych pozorów jest względnie łatwa, ale właściwie nie jest religią. "Ten lud czci mnie wargami, ale sercem jest daleko ode mnie..."
Mówicie, że w kazaniu muszą być przykłady. Dobrze! Posłuchajcie uważnie: "Z ludzkiego serca pochodzą złe myśli, przewrotność, zabójstwa". Jak aktualne są słowa Chrystusa w czasach, w których prowadzona jest debata nad dopuszczalnością zabijania dzieci nienarodzonych; w czasach, w których prowadzona jest debata nad zasadnością obecności nauki religii w naszych szkołach; w czasach, w których zalegalizowano ustawę o „in vitro”, a były prezydent z bez skrupułów ją podpisał... i wiele innych... "To zło pochodzi z wnętrza człowieka i czyni go nieczystym". I żadne zewnętrzne gesty przysłowiowego umywania rąk nie mają znaczenia. Nie trzeba chyba bardziej dobitnych przykładów. Tylko proszę was, uczestników tej Mszy św. nie mówcie, że kazanie dzisiejsze było znowu o aborcji, o in vitro, o związkach tej samej płci, itp. Chodzi tylko o to, abyśmy zobaczyli, że nie da się pogodzić szlachetności serca ze złymi myślami, rozwiązłością, zabójstwem! Chodziło o to, aby zobaczyć, że dziś również aktualne są słowa Chrystusa, który obnaża obłudę zewnętrznych pozorów, a wzywa do zachowania w życiu Bożych praw, które są prawdziwą mądrością społeczeństwa.
Warto też przypomnieć słowa św. Jakuba Apostoła, który nas dziś poucza, na czym polega prawdziwa religijność. Przejawia się ona - uczy Apostoł, w życzliwym podejściu do człowieka i w zachowaniu siebie wolnym od przewrotności świata.
Na pewno każdy z was ma w swoich wspomnieniach spotkanie z jakimś człowiekiem, który pokazał wam Boga. Ten obraz Boga w człowieku, to nie zewnętrzne gesty i deklaracje ale szlachetność wnętrza ludzkiego. Bo "wszelkie dobro, i wszelki dar doskonały zstępuje z góry, od Ojca świateł. Przecież tak często się zdarza, że dzięki temu dobru i dzięki prawdziwej szlachetności serca człowiek jest bardzo blisko Boga, chociaż bywa daleki od wszelkich zewnętrznych deklaracji. Dlatego tylko sam Bóg może osądzić, kto jest blisko Niego, a kto daleki. My tylko możemy nieśmiało powiedzieć komuś, że nam Boga pokazał swą bezinteresowną miłością. Teraz chyba rozumiemy, dlaczego najlepszą nauczycielką prawdziwej religijności najczęściej bywa matka.
Jeszcze jedno trzeba wyjaśnić. Nie możesz odejść z tej Mszy św. z przekonaniem, że nie jest ważne twoje uczestniczenie w niej. Pomyśl dlaczego jesteś teraz w kościele? Czy to ma być religijność zewnętrznych form? Czy to jest spełnienie narzuconych tobie od młodości przepisów? Warto teraz zastanowić się nad tym. Wyznałeś przed chwilą swą grzeszność. Uświadomiłeś sobie jak często z twego serca pochodzi zło, które ciebie plami. To bardzo ważne, że spojrzałeś prawdzie w oczy. Bez pokornego wyznania win nie ma możliwości poprawy. A teraz tu przy stole Wieczernika Chrystus Pan karmi cię Słowem, abyś poznał prawdę, umacnia cię swoim Ciałem, abyś mógł z nim kroczyć. Zobacz więc, że udział we Mszy św. nie ma w sobie nic z bezdusznego zaliczania zewnętrznych praktyk. Udział we Mszy św. to istotny etap w trudzie przemiany serca, w tym, co św. Jakub nazywa "wprowadzaniem słowa w czyn".
Trzeba jeszcze o jednym pamiętać. Prawdziwa religijność obywateli ma wymiar społeczny. Wpływa na poziom życia narodu. Jeszcze raz niech zabrzmią słowa wyjęte z Księgi Powtórzonego Prawa. Naród wielki i rozumny to naród zachowujący Boże prawo. Bo w nim zawarta jest sprawiedliwość. A Bóg jest blisko takiego narodu. (por Pwt 4,8) Oby taka była pobożność nasza. Oby tak można było mówić o prawach obowiązujących w Polsce. Obyśmy mogli mieć tę ufność, że Pan jest bliski naszej Ojczyźnie i jej sprawom. Amen.


września 02, 2018

22. Niedziela Zwykła (B) - Uchyliliście przykazanie Boże

września 02, 2018

22. Niedziela Zwykła (B) - Uchyliliście przykazanie Boże
Ukochani Bracia i Siostry! Słuchając Chrystusa, słów Jego Ewangelii, jesteśmy świadomi, że są to słowa naszego jedynego Nauczyciela, jedynego Mi­strza życia. „Rabbi" — nauczyciel — to pierwszy tytuł, jaki Mu nadano. Ten tytuł towarzyszył Mu od spotkania z pierwszymi ucz­niami aż do zmartwychwstania. „Rabbi — nauczycielu — gdzie mieszkasz?" (J 1, 38), pytali Andrzej i Jan, późniejsi Apostoło­wie. „Rabbuni" — nauczycielu — zawołała Maria Magdalena, gdy przy pustym grobie rozpoznała Zmartwychwstałego Pana. Chry­stus przyjmował ten tytuł. Na Ostatniej Wieczerzy powiedział do swoich: „Wy mnie nazywacie Nauczycielem i Panem i dobrze mó­wicie, bo nim jestem" (J 13, 13). Więcej: to właśnie sam Jezus powiedział: „Jeden jest wasz Nauczyciel... jeden tylko wasz Mistrz — Chrystus" (Mt 23, 8. 10).
Z ust tego jedynego Nauczyciela i Mistrza życia wyszły sło­wa, które dziś usłyszeliśmy: „Uchyliliście przykazanie Boże, a trzymacie się ludzkiej tradycji" (Mk 7, 8). Skierował je Chrystus Pan do ludzi, którzy uważali siebie i byli uznawani za nauczy­cieli w narodzie, do faryzeuszów i uczonych w Piśmie. Sam Jezus zresztą przyznawał im to miejsce, choć stawiał im poważne zarzu­ty: „Na katedrze Mojżesza zasiedli uczeni w Piśmie i faryzeusze. Czyńcie więc i zachowujcie wszystko, co wam polecą, lecz uczyn­ków ich nie naśladujcie" (Mt 23, 2).
Uczeni i faryzeusze odegrali w swoim czasie ważną i pozy­tywną rolę w dziejach Izraela: swoją wiernością prawu mojżeszo­wemu i czystością obyczajów uchronili naród wybrany przed wpływami pogaństwa, przed atrakcyjną filozofią i stylem życia, które propagowali i narzucali Izraelitom władcy obcego pocho­dzenia w III i II wieku przed Chrystusem. Jednakże broniąc pra­wa Bożego otoczyli je takim gąszczem przepisów ludzkich — na­kazów i zakazów — że się w nich zagubili. Do tego stopnia, że zaczęli stawiać swoje, ludzkie przepisy nad prawo Boże. Ulegli pokusie, która ciągle zagraża ludzkości, od początku: zastąpić Bo­że prawo życia zasadami, które człowiek chce sam sobie ustano­wić jako niezależny sędzia tego, co dobre a co złe. „Będziecie jak Bóg znali dobro i zło" (Rdz 3, 5) — taka była pokusa, która doprowadziła do upadku pierwszego człowieka, a z nim całą ludz­kość.
Zarzut, jaki postawił Jezus Chrystus uczonym w Piśmie: „Uchy­liliście przykazanie Boże, a trzymacie się ludzkiej tradycji" (Mk 7, 8), był najcięższym zarzutem, jaki można było postawić wy­chowawcom i nauczycielom narodu wybranego. Uchylić, odsunąć przykazanie Boże oznacza bowiem: przekreślić zbawienie człowie­ka, jedność jego życia z Bogiem. Gdy pewien człowiek zapytał Jezusa: „Nauczycielu, co dobrego mam czynić, aby otrzymać życie wieczne?" Chrystus odpowiedział: „Jeśli chcesz osiągnąć życie, zachowaj przykazania". A gdy człowiek pytał dalej: „Które?", Chrystus Pan wymienił te, które dziś nazywamy Dziesięcioma Przykazaniami Bożymi (Mt 19, 16—19). „Zachowaj przykazania", a więc: przyjmij jako zasadę swego postępowania, swego życia, to, czego Bóg chce; chciej tego, czego chce On, Najświętszy; nie chciej tego, czego On nie chce. i Zachowywać więc przykaza­nia — to być w jedności życia z Bogiem, w jedności myśli, woli, erca. Uchylać te przykazania — to stawiać siebie obok Boga, a nawet ponad Bogiem. Straszliwy to zarzut: „Uchyliliście przyka­zanie Boże, a trzymacie się ludzkiej tradycji" (Mk 7, 8).
Jeśli więc taki zarzut postawił Chrystus Pan ludziom, którzy przecież uznawali przykazania i nauczali ich zachowania, a tylko przesłonili je swoimi ludzkimi przepisami, to jakim drżeniem po­winny napełnić te słowa Zbawiciela tych, którzy zapomnieli o przykazaniach, tak że nie potrafią ich nawet powtórzyć. Są lu­dzie, z których świadomości znikły przykazania Boże. Nie kształtu­ją ich myśli i pragnień, nie strzegą ich woli i czynów.
Gdyby ktoś usunął ze swej modlitwy powtarzanie za Bogiem podstawowych praw życia człowieka na ziemi, stanie w obliczu wielkiego niebezpieczeństwa, że wola Boża przestanie kształtować jego życie. Trzeba więc codziennie powtarzać za Bogiem Jego świę­te słowa: „Jam jest Pan Bóg twój, którym cię wywiódł z ziemi egipskiej, z domu niewoli. Nie będziesz miał bogów cudzych przede Mną. Nie będziesz brał imienia Pana Boga twego nadaremno. Pa­miętaj, abyś dzień święty święcił. Czcij ojca swego i matkę swo­ją. Nie zabijaj. Nie cudzołóż. Nie kradnij. Nie mów fałszywego świadectwa przeciw bliźniemu swemu. Nie pożądaj żony bliźniego swego. Ani żadnej rzeczy, która jego jest” (Pwt 5, 6—20).
Gdybyśmy te słowa świadomie powtarzali za Bogiem; gdybyś­my pozwolili Bogu, by Jego światło i siła płynące z tych słów, przenikały nasze serca u progu każdego dnia, czy świat nie był­by lepszy tam, gdzie się w tym dniu znajdziemy? A gdyby tak wszyscy ludzie czynili, a przynajmniej wszyscy ochrzczeni w imię tego Boga, który swoją świętość i swoją miłość do nas wypowie­dział w tych przykazaniach.
Gdyby wszyscy ludzie tak czynili...


Copyright © 2016 Homilie i rozważania , Blogger