maja 28, 2021

Uroczystość Najświętszej Trójcy - Jakim jest Bóg?

maja 28, 2021

Uroczystość  Najświętszej Trójcy - Jakim jest Bóg?
    Przed kilku laty, jeden z ośrodków badań socjologii religii, przeprowadził wśród uczniów szkół średnich ankietę, na temat: "Co najbardziej interesuje cię na katechezie?" Opracowane wyniki pokazały, że około 60% młodzieży najbardziej interesują sprawy ludzkie np. problem aborcji, etyki seksualnej, wzajemnych relacji dzieci i rodziców. Około 30% młodych ludzi odpowiedziało, że najbardziej interesują ich sprawy bosko-ludzkie: modlitwa, powołanie, a tylko kilka procent respondentów napisało, że interesuje ich Bóg. Jeden z młodych ludzi zapytał w swojej wypowiedzi wprost: "Jak to jest, że kiedy w kościele mówi się o sprawach doczesnych, to jest to w miarę ciekawe, ale kiedy zaczyna się mówić o Bogu to staje się to nudne?" 
Czy Bóg jest naprawdę nudny? Dla wielu tych, którzy nie mają czasu na lekturę Pisma Świętego, na kontemplację, na przeżycie Eucharystii, może tak. Może dla nich Bóg w swojej niezmiennej doskonałości, transcendentnym oddaleniu, nieustannym wypowiadaniu do człowieka jednego i tego samego orędzia miłości, może taki Bóg jest dla nich nieciekawy. Wielu ludzi nosi w swoim sercu taką karykaturę Boga, u którego nic się nie dzieje. Samotny Bóg w niebie, który jedynie dopomina się od nas spełniania przykazań. 
Czy Bóg może być ciekawy, fascynujący? Czy można w Nim coś nieustannie odkrywać? Przecież określamy Go często słowami wzniosłymi ale i przerastającymi nasz rozum i serce. Bóg wszechmocny, potężny, doskonały, odwieczny. Wielkie słowa i wciąż te same słowa. 
Czy Bóg może być ciekawy? 
Przed kilku laty jechałem pociągiem. W przedziale kolejowym podróżowało ze mną młode małżeństwo wraz ze swoim kilkuletnim synem. W czasie podróży żona położyła swemu mężowi głowę na ramieniu i tak jechali przytuleni do siebie. Mały chłopiec przez chwilę przyglądał się swoim rodzicom i powiedział: "Ja też tak chcę". Wtedy ojciec wziął go na kolana i siedzieli tak razem przytuleni do siebie, rozmawiając po cichutku i śmiejąc się serdecznie. Przyglądałem się im i widziałem, że ta młoda żona i matka wpatruje się z radością w to, jak jej mąż kocha jej syna. Widziałem w oczach tego młodego mężczyzny zachwyt nad miłością jego żony do jego dziecka. Widziałem radosną twarz małego chłopczyka, patrzącego się na zakochanych rodziców. 
I wtedy przyszło mi na myśl, że to jest właśnie wspaniały obraz Trójcy Przenajświętszej. Ojciec kochający Syna miłością Ducha. Syn miłujący oddanie Ojca w Duchu. Duch, ten płynący w obie strony potok miłości między Ojcem i Synem. Jak Oni się miłują! Cała Ewangelia to wielka opowieść miłości Syna Bożego do swojego Ojca. Kto tego nie widzi, nie rozumie Nowego Testamentu. Także Msza św. to ogromny spektakl miłości Ojca i Syna w Duchu Świętym. 
Katecheci i katechetki nieustannie poszukują najodpowiedniejszego porównania, aby na lekcjach religii jak najlepiej zobrazować tę niewyobrażalną tajemnicę troistej jedności. Mówią o drzewie, które choć ma korzeń, pień i koronę to jednak pozostaje czymś jednym, pokazują dzieciom rysunek, na którym płomienie trzech świec łączą się w jeden płomień. Być może te porównania jakoś przemawiają do dziecięcej wyobraźni, ale chyba jeszcze lepszy obraz Trójcy Przenajświętszej zobaczyć można choćby w parkach. Siedzą tam na ławkach zakochani ludzie o siwych włosach. Trzymają się za pomarszczone już ręce. Prawdziwa miłość, choć na pewno nie bez konieczności nieustannego wysiłku. Ale tu już nie chodzi o młodzieńcze zakochanie, o jedynie fizyczne pragnienie, o bycie ze sobą spowodowane jedynie ludzką kalkulacją. Ktoś powie, że dwoje ludzi kochających się nawet tak czystą miłością, to nie jest najlepszy obraz Trójcy Świętej, która jest jednym Bogiem ale w trzech osobach. Nie, ci starsi ludzie spacerujący pod rękę w parkach nigdy nie są we dwoje. Są zawsze zapatrzeni w radości i kłopoty swoich dzieci i wnuków. I już do końca życia będą przeżywać egzaminy maturalne, choroby, śluby i zagraniczne wyjazdy tych, którym poświęcili swoje życie. Rok Rodziny, który przeżywamy, to także rok troski o ten najwspanialszy na ziemi obraz Boga. Z tej miłości, która łączy Ojca i Syna i Ducha wyszliśmy, w tej miłości zostaliśmy zrodzeni, za tą miłością, wiemy o tym czy nie, nieustannie tęsknimy. 
Przybiegł do mnie kiedyś młody student i z wyraźnym podekscytowaniem zapytał czy oglądałem poprzedniego dnia w telewizji ekranizację powieści "Nad Niemnem". Kiedy powiedziałem, że widziałem kiedyś ten film w kinie, zapytał czy pamiętam wstrząsającą scenę z tego filmu. Na próżno wysilałem swoją pamięć, i kiedy nic takiego nie mogłem sobie przypomnieć, on powiedział: "Bo na tym filmie jest taka scena, że dorosły już chłopak Witold Korczyński, po odbyciu bardzo szczerej i pojednawczej rozmowy ze swoim ojcem całuje go w rękę. Wie ksiądz co, nie wiem dlaczego, ale to zrobiło na mnie wielkie wrażenie". Tak sobie przypominam niekiedy tego studenta i tę scenę, która mi także utkwiła w pamięci i zastanawiam się czy jest taka poruszająca dlatego, że dziś już prawie wcale synowie nie całują swoich ojców w rękę, a może też dlatego, że każdy z nas ma gdzieś w głębi serca zapisane to, że wszyscy zostaliśmy zrodzeni z takiego właśnie pocałunku odwiecznej miłości Ojca i Syna w Duchu Świętym. My o tym może nie pamiętamy ale pamięta o tym nasze serce. Pamięta i tęskni. "Bo niespokojne jest moje serce dopóki nie spocznie w Tobie", Boże Miłości, Boże, którego imię Jedność Trzech. I tęsknią często za miłością ci, którzy pomylili to piękne słowo z pożądliwością. Tęsknią za miłosną akceptacją ci, którzy robią kariery, dorabiają się majątków, aby tylko u innych wzbudzić podziw i zachwyt, aby mieć przyjaciół, nie tyle swoich, co swoich pieniędzy. Tęsknią za bezpieczeństwem miłości ci, którzy rozpaczliwie budują wysokie mury w obawie przed wrogiem, którzy oszukują kalendarz, by uciec przed słowem "koniec". Wszyscy oni tęsknią za domem Trzech, Ojca, Syna i Ducha. Tęsknią, ale zwiedzeni przez złego pogrążają się w jeszcze większej samotności, poczuciu zagrożenia i wewnętrznym rozdarciu. Czy Tajemnica Trójcy Przenajświętszej została nam dana jedynie jako wzór dla wszelkiej ludzkiej wspólnoty? Czy ma ona dla nas być jedynie wzniosłą ideą, ukojeniem tęsknot? Jedna z najsłynniejszych ikon świata, Trójca Święta Andrieja Rublowa, przedstawia Boga jako trzech aniołów siedzących przy jednym stole. Obraz nasycony jest głęboką symboliką, ale jeden znak przemawia szczególnie mocno. Oto aniołowie siedzą przy stole, który ma cztery krawędzie. Jedna z nich, ta od strony patrzącego na ikonę, pozostaje pusta. Czyżby to jakieś niedopatrzenie ze strony malarza? Nie. Ta czwarta krawędź czeka na ciebie. Bóg, Trójca Święta czeka na ciebie przy stole gdzie pokój, harmonia i jedność. Ale gdzie znaleźć można drogę prowadzącą do tego stołu? Przed kilku laty byłem na autokarowej pielgrzymce z grupą niewidomych dzieci. W czasie postoju, kiedy rozmawiałem z jedną z opiekunek, podeszła do nas niewidoma dziewczynka i powiedziała "Czy mogę sobie księdza obejrzeć". Stanąłem w wielkim zakłopotaniu. Cóż odpowiedzieć niewidomemu dziecku, które zwraca się z taką prośbą? Wychowawczyni, widząc moją rozterkę szepnęła mi cicho: Niech się ksiądz trochę pochyli. Kiedy tak uczyniłem, dziewczynka, swoją małą rączką zaczęła mnie pilnie oglądać. Już po chwili wiedziała ile mam guzików w sutannie, ile wstążek jest w moim brewiarzu. 
Kiedy to dziecko tak mnie sobie "oglądało" wtedy uświadomiłem sobie, że Bóg też uklęknął przed nami. Dwa tysiące lat temu w Betlejem. Pochylił się nad nami jak ojciec pochyla się nad dzieckiem, by go przytulić ramieniem i dźwignąć do góry. 
Jezus Chrystus jest Drogą, który wiedzie do Domu miłości Trzech. To on wprowadza do tajemnicy Boga wszystkich, którzy pozwolą Mu się wziąć na ręce. Dzieje się to szczególnie na każdej Mszy św. Jest ona czymś więcej niż tylko spektaklem Bożej miłości. Eucharystię można porównać do sytuacji kiedy głodne, wystraszone dzieci, przyglądają się nieśmiało z daleka wytwornej uczcie bogatych ludzi. Ktoś wstaje od stołu, podchodzi do nich, przytula ramieniem i zaprasza do stołu. 
My także przychodzimy do kościoła z sercem pełnym żalu, goryczy. "Co to się na tym świecie porobiło, jakie to czasy nastały" - mówimy. Przychodzą do kościoła żony, które usłyszały od mężów słowo - żegnaj, przychodzą dzieci, którym rodzicielska miłość objawia się tylko w banknotach. 
Eucharystia sprawowana jest w domach opieki społecznej, gdzie starzy ludzie na daremno wyglądają przez okna w niedzielne popołudnia. Im wszystkim Chrystus mówi: "Chodź, ja Cię przygarnę do stołu miłości, tej prawdziwej, bezwarunkowej". 
Trudno mówić homilię o największej z Tajemnic. Niech więc dokończeniem tych słów będzie to, co dokona się tu na białym ołtarzu w tym kościele. Msza Św., to obok rodziny najwspanialszy obraz Przenajświętszej Trójcy. To nawet coś więcej niż tylko obraz. To próg do świata, o którym tak pisał poeta: 
"Przy stole gdzieś tak blisko trwa 
Rozmowa w której słowo Ty 
Piękniejsze jest niż słowo Ja 
Tak brzmi. 
Tak cudownie brzmi miłości Bożej świat. 
Tam Ojcu jest posłuszny Syn 
Synowi tam wtóruje Duch 
Ojciec znajduje szczęście w tym 
Że tak miłowany jest w rozmowie tej bez słów. 
Przy stole jedno miejsce jest 
To Oni, 
On zaprasza cię 
Byś siadł i ogrzał dłonie swe 
Bo tam, tylko tam wypełnia miłość pustkę serc". Amen. 

 

maja 28, 2021

Niedziela Zesłania Ducha Świętego (B) - "Ja Was posyłam"

maja 28, 2021

Niedziela Zesłania Ducha Świętego (B) - "Ja Was posyłam"
. "Pokój Wam; jak Ojciec mnie postał, tak i Ja Was posyłam" Drodzy w Chrystusie Panu Siostry i Bracia! Słowa Chrystusa Pana kierowane do nas w liturgii Uroczystości Zesłania Ducha Świętego są nie tylko pięknym pozdrowieniem; są nie tylko owocem i radością Zmartwychwstania. Słowa te to przede wszystkim dziedzictwo posłannictwa. Zobowiązanie - a może drogowskaz w/g którego powinniśmy kierować nasze kroki ludzkiego i chrześcijańskiego życia. Posyłam Was tam, gdzie inni iść nie mogą; posyłam Was tam, gdzie inni iść nie chcą; posyłam Was do ubogich, odrzuconych, chorych i grzesznych. Posyłam Was tak, jak Ojciec mnie posłał. Moi Drodzy! Istnieją w życiu ludzkim sytuacje i problemy, które ujawniają się nie tylko w jakimś określonym czasie, albo dla określonej osoby. Istnieją problemy i sytuacje z którymi stykają się ludzie zawsze. Istnieją ludzie, którzy w takich sytuacjach potrafią jednoznacznie znaleźć miejsce przez swoje czyny i słowa, swoje działanie i postępowanie, przez swoje życie. Ludzie którzy nie ujawnili tych problemów, ale którzy nadali kierunek, wskazali jak w sytuacjach czasami bez wyjścia postępować. Wiele nazwisk nasuwa się na ustach: św. Franciszek z Asyżu, Edyta Stein, Maksymilian Kolbe, Matka Teresa z Kalkuty, Martin Luter King i może Ojciec Damian Devester, którego Ojciec Święty Jan Paweł II ogłosił światu błogosławionym. Przez 16 lat żył i pracował O. Damian wśród odrzuconych, wśród ludzi, których dotknęła straszliwa choroba - trądu. I choć mimo, że od śmierci Jego minęło już ponad 100 lat, ciągle znajdują się ludzie, których inspirowało Jego życie; życie w walce z niesprawiedliwością społeczną; w walce z każdą formą dyskryminacji; w walce z życiem bez miłości. Niektórym jest może znana postać O. Damiana Devestera ze Zgromadzenia Najświętszych Serc Jezusa i Maryi z książki Wilhelma Zimmermana Ojciec Damian. Ten belgijski misjonarz, kierowany pragnieniem służenia Bogu w miłości bliźnich nie chciał bezczynnie przyglądać się sytuacji, w której ludzie wyrwani brutalnie z ognisk rodzinnych zostają wyrzucani poza margines praw - i nie chciał zaakceptować, że ludzie chorzy stojący pod bramą śmierci muszą pozbyć się człowieczeństwa. Dla, O. Damiana było to nie do zniesienia, bo On wierzył w Boga; w Boga, który ma serce -który pała miłością do każdego człowieka. On wierzył w bóstwo i człowieczeństwo Jezusa z Nazaretu, który po to przyszedł na świat, aby ten świat wyzwolić z nędzy, ubóstwa i grzechu. On wierzył w Boga, który złamał wszelkie normy nieludzkiego prawa; który siadał za jednym stołem z grzesznikami i celnikami; który nie mówił o karze Bożej ale uzdrawiał chorych i przebaczał grzechy; dla którego nie było przypadków beznadziejnych; dla którego każdy mary grzeszny człowiek przedstawiał ogromną wartość i jeżeli wiara w tego Boga miałaby być urzeczywistniona, to o Bożej miłości, o Jego wielkim Miłosierdziu nie można było tylko mówić, ale trzeba było ciągle i musi się tą miłością i miłosierdziem żyć i nim się dzielić. 16 lat na Wyspie Molokai - 16 lat młodego życia bez miłości, na wyspie bez perpektyw, na wyspie odrzucenia, gdzie ludzkie ciało gnijąc nie doznało szacunku i miłości, a dusza wyzuta z wszelkich ideałów - skazana była na potępienie i obojętność. I w ciągu tych lat swojego misjonowania; w ciągu tych lat oderwania; w ciągu tych lat życia z trędowatymi - nauczył ich Ojciec Damian szacunku dla własnego życia, szacunku dla własnej choroby i szacunku dla drugiego człowieka. Z wyspy beznadziejności, z piekła na ziemi pragnął uczynić miejsce spotkania z Bogiem - miejsce, w którym wszyscy mają to samo prawo, tą samą godność - miejsce, w którym można się cieszyć tym kim się jest, tym co się osiągnęło i posiada - miejsce - które może być przecież rajem na ziemi. Drogi Bracie i Siostro! Czy wyobrażasz sobie siebie pośród ludzi odrzuconych, chorych trędowatych; pośród ludzi którzy myślą i wierzą inaczej? Czy wyobrażasz sobie siebie z dala od ludzi, od rodziny, przyjaciół - ze świadomością, że już ich nigdy nie zobaczysz? Posyłam Was, tak jak i mnie Ojciec posłał. To wezwanie - ta propozycja - a może nakaz Chrystusa dał O. Damianowi siłę, moc do przezwyciężania bólu, samotności, niezrozumienia, zawiści. I kiedy znamię trądu dotknęło także O. Damiana, mógł z dumą powiedzieć: "Ja trędowaty, odrzucony, chory - ja, który doznałem Boskiej miłości i Boskiego miłosierdzia, ja trędowaty pośród trędowatych -wypełniłem posłannictwo". 16 lat żył i pracował O. Damian Devester wśród trędowatych na wyspie śmierci. Z nimi dzielił stół i życie; z nimi podzielił się w końcu tajemnicą śmierci. Jeżeli On nikogo z trędowatych nie uzdrowił i jeżeli nikogo nie zachował przed śmiercią (uchronił przed śmiercią) – pozwolił im żyć i to żyć w godności. Jeżeli w tym roku świętować będziemy uroczystość wyniesienia O. Damiana - Sercanina z Tremelau na ołtarze -nie chcemy czcić Go - jak tylko bohatera postawionego na cokole historii; chcemy Go czcić jak człowieka, który zaimponował światu. W czasach, kiedy ludzie chorzy, upośledzeni, niechciani, starzy - przez ludzką obojętność albo litość - zostają usuwani lub zamykani w murach opieki i w domach starców (bo nie są już nikomu potrzebni), kiedy dyskutuje się i ogranicza prawa ludzi niechcianych, inaczej myślących, szukających azylu, chorych na Aids - w czasach tych dobrze jest poznać albo przypomnieć sobie człowieka, dla którego najważniejsze było miłość i przebaczenie; dla którego było możliwe przełamanie murów bezsilności, obojętności, potępienia; który uczynił ludzkim życie ludzi - nie mających już nadziei, który szedł drogowskazem: "Posyłam Was tak - jak Ojciec mnie posłał" (J 20,21). Amen! .

stycznia 30, 2021

4. Niedziela Zwykła (B) - Jezus naucza jak ten, który ma władzę

stycznia 30, 2021

4. Niedziela Zwykła (B) - Jezus naucza jak ten, który ma władzę

Na wstępie zatrzymajmy się przy słowach, które słyszeliśmy podczas śpiewu przed Ewangelią: „Lud, który siedział w ciemno­ści, ujrzał światło wielkie, i mieszkańcom cienistej krainy śmier­ci – wzeszło światło” (Mt 4, 16). Te słowa, wzięte z proroctwa Izajasza, stawia Ewangelista na początku swojej relacji o Jezusie Chrystusie. Tymi słowami otwiera opis publicznej działalności Tego, który mając władzę nad światem, zbawił świat służąc wszy­stkim jak sługa. Te słowa – o wielkim świetle rozpraszającym mroki ludzkiego życia – i nam mają otworzyć szeroko to orędzie, jakie dziś w liturgii słowa, tej wielkiej mowie Kościoła, głosi z mocą Pan.

Trzy dzisiejsze czytania – to jakby wspaniały tryptyk, ukazu­jący Mesjasza, który ma władzę nad człowiekiem i światem. Litur­gia czytań ukazuje Go na przestrzeni olbrzymiej połaci czasu – od Mojżesza, który zapowiada przyjście proroka o nadzwyczaj­nym znaczeniu – widzimy w nim właśnie Chrystusa, poprzez Ewangelię – do św. Pawła, który udzielając wskazówek uczniom Chrystusa, chce ich przysposobić do „godnego trwania przy Pa­nu” (1 Kor 7, 35). Patrząc na ten ponadczasowy obraz Chrystusa, nakreślony przez czytania, nie znajdziemy bardziej trafnego tytu­łu, wyrażającego Jego władzę, majestat i chwałę nad ten, który za św. Pawłem powtarzali z upodobaniem pierwsi chrześcijanie – „Jezus jest Panem” (Rz 10, 9). Jest to najważniejszy element dzi­siejszego orędzia, jakie głosi nam liturgia Kościoła – „Jezus jest Panem”.

Spójrzmy raz jeszcze w tekst Ewangelii św. Marka: w mieście Kafarnaum Jezus w szabat wszedł do synagogi i nauczał. Zdumiewali się Jego nauką; „uczył ich bowiem jak ten, który ma wła­dzę, a nie jak uczeni w Piśmie” (Mk 1, 21). Głoszone przez Jezusa słowo ma przedziwną moc. Otwiera przed słuchaczami nie spoty­kane dotąd głębiny prawdy i staje się, w jedynie Jemu znany sposób, źródłem światła, nowego życia, nowych wartości. To słowo Jezusa – Pana, budzi w ludziach przez swoją moc dwojaki od­ruch; u jednych wywołuje bezgraniczny podziw; u drugich staje się źródłem trwogi i niepokoju. Popatrzmy na jednych i na dru­gich. Pierwszych znamy po imieniu. Piotr, Andrzej, Jan ... i tylu innych, których imiona pozostaną na zawsze zapisane na kartach Ewangelii. Zapatrzeni w Jezusa jak w głębokie źródło. Zafascynowani i ­porwani nie tylko Jego słowem, ale nade wszystko mocą emanującą z Niego. Bo to On, ich Mistrz, mocą swej nadzwyczajnej władzy sprawia, że człowiek, jak owych dwunastu, zostawia wszystko i idzie za Nim, by choć w części mieć udział w wielkim procesie przemiany świata, by choć trochę światła zanieść ludziom, miesz­kańcom cienistej krainy śmierci. Drugich też widzimy w Ewangelii od początku. U nich także słowo Chrystusa dociera do najgłębszych pokładów duszy. Porusza nimi równie gwałtownie, bo jakże może być inaczej, ale powoduje zdecydowany bunt. Patrzmy na nich przez opis wydarzenia z dzisiejszej Ewangelii. Słyszymy złowrogie i pełne bólu: „Czego chcesz od nas Jezusie Nazarejczy­ku? Przyszedłeś nas zgubić. Wiem, kto jesteś ...” (Mk 1, 24). Uwa­żaj, bo taki gotów opluć wszystko i pokrętnie pod szyld nienawi­ści podciągnąć nawet przejawy najwyższej, heroicznej miłości. Tak było od początku, od narodzin Tego, który jest samą Miłością. Uklękli przed Nim pasterze, rybacy, celnicy, grzesznicy i nierządnice; kłaniali Mu się Mędrcy, pokonując szmat drogi, a doznali panicznej trwogi ludzie pokroju Heroda, pracowników jego kan­celarii i funkcjonariuszy jego aparatu. Ale również im głoszona jest Ewangelia, bo Jezus jest Panem wszystkich i z nikogo nie rezygnuje. Takim widzimy Jezusa w dzisiejszej Ewangelii. Uzdra­wia i oczyszcza, bo ma władzę nad człowiekiem. Nawet łotr i zbrodniarz mocą tej władzy mają możliwość powrotu w ramiona Ojca. To najbardziej mocna mowa Jezusa, którą próbujemy wciąż czytać i przekładać na język życia poszczególnych ludzi. To naj­bardziej przekonujące orędzie – Jezus jest Panem człowieka.

Uzupełnieniem tej wspaniałej prawdy ewangelicznej jest treść pierwszego czytania, zaczerpniętego z Księgi Powtórzonego Pra­wa. Dobiegający kresu swych dni Mojżesz zapowiada ludowi na­dejście niezwykłego proroka. A potem – pamiętamy z dalszych wydarzeń – jak ten doświadczony naród – wśród niepowodzeń, niewoli, i Bóg wie jeszcze jakiego utrapienia, potrafił odczytać myśl Bożą i czekać ... Czekać, by mówił Ten, który jest Panem historii, czasów i narodów; czekać wśród wydarzeń, które mają również moc prorockiej mowy. Dlatego na dzisiejsze czasy po­wtórzmy sobie za narodem wybranym: „Obyśmy dzisiaj usłyszeli głos Jego, niech nie twardnieją nasze serca” (Ps 95, 7). Ta mięk­kość i podatność serca, wyczulony słuch i wzrok, i czujność w czytaniu wydarzeń sprawią, że lud, który siedzi w ciemności, ujrzy światło wielkie (Mt 4, 16). Takiej wrażliwości chrześcijańskiej bardzo nam dzisiaj potrzeba. Trzeba, byśmy – jak mówi dziś św. Paweł – „godnie i z upodobaniem trwali przy Panu” (1 Kor 7, 35).

Za kilka dni będziemy trzymać mocno światło w swoich dłoniach – będzie to w dniu Matki Gromnicznej. I stańmy wówczas razem, bliżej Światłości – wtedy wilk ucieka i Herod przestaje być straszny. Ten, który ma władzę – Chrystus, niech będzie nam Panem. Prośmy o to wraz z dziewiętnastowiecznym poetą:

„Niechaj życie pod śmiercią nie miota się dłużej,

Niech pęknie nad twym ludem dusząca go warstwa

Ze skorup samolubstwa, z mózgów niedowiarstwa,

Z umysłów najeżonych żądzą górowania [...]

Wybaw ducha polskiego, ziemię polską od niej,

Strzaskaj tę warstwę, przeorz choćby Twoim gromem,

Rozmiękcz Twoją miłością, Twym słowem zapłodnij

I sam już odtąd władaj Twoim polskim domem”.

Amen.

stycznia 14, 2021

Słowo Boże na Dziś - Uzdrowienie trędowatego

stycznia 14, 2021

Słowo Boże na Dziś - Uzdrowienie trędowatego


EWANGELIA
(Mk 1,40-45)

Pewnego dnia przyszedł do Jezusa trędowaty i upadłszy na kolana, prosił Go: «Jeśli zechcesz, możesz mnie oczyścić». A Jezus, zdjęty litością, wyciągnął rękę, dotknął go i rzekł do niego: «Chcę, bądź oczyszczony». Zaraz trąd go opuścił, i został oczyszczony. Jezus surowo mu przykazał i zaraz go odprawił, mówiąc mu: «Bacz, abyś nikomu nic nie mówił, ale idź, pokaż się kapłanowi i złóż za swe oczyszczenie ofiarę, którą przepisał Mojżesz, na świadectwo dla nich». Lecz on po wyjściu zaczął wiele opowiadać i rozgłaszać to, co zaszło, tak że Jezus nie mógł już jawnie wejść do miasta, lecz przebywał w miejscach pustynnych. A ludzie zewsząd schodzili się do Niego.
 

Refleksja nad Słowem Bożym

 

Jezus nie uzdrawia dla zadymy. Nie przywraca trędowatemu zdrowia po to, żeby wyciągnąć go z jego środowiska, jego rodziny, nawet z jego religii. Każe mu wrócić, pokazać się kapłanowi i złożyć ofiarę za oczyszczenie, zgodnie z przepisami Prawa. Każde uzdrowienie jest dla normalnego życia.
Trędowaty nie wytrzymał presji. Mówił wszystkim naokoło o tym, co się wydarzyło. Z jednej strony trudno mu się dziwić. Stało się przecież w jego życiu coś niezwykłego. Ale z drugiej strony zrobił coś dokładnie przeciwnego niż było trzeba. Bo każda łaska, jakiej doświadczamy jest po to, żeby pogłębić naszą więź z Bogiem przeżywaną na co dzień. Chrześcijaństwo jest religią dowartościowanej codzienności. Dojrzewanie w chrześcijańskiej wierze nie polega na tym, żeby znaleźć sobie inną życiową przestrzeń, żeby uciec natychmiast od tego, w czym żyjemy. Raczej polega na tym, żeby w tym, w czym żyjemy odnaleźć obecność Boga. Żeby usłyszeć Jego głos w wydarzeniach, które nas spotykają. Żeby zobaczyć Jego twarz w ludziach, którzy stają na naszej drodze. Myślenie o tym, żeby uciec z naszej codzienności jest największym i najpewniejszym źródłem frustracji. Idealizujemy rzeczywistość, o której marzymy, jesteśmy przekonani, że gdybyśmy żyli w takich warunkach, jakie przychodzą nam na myśl, nasze życie byłoby o wiele prostsze i szczęśliwsze. I jesteśmy głęboko nieszczęśliwi, kiedy znów, kolejnego dnia budzimy się pośród tych samych spraw, ludzi i rzeczy. Gotowi bylibyśmy przekopać cały świat na głębokość jednego metra, byle tylko nie kopać już w tym miejscu, nie rozumiejąc, że właśnie w tym miejscu, gdzie stoimy, trzeba kopać jeszcze głębiej, aż dokopiemy się do źródła.
Sceny Ewangeliczne kończą się tak, jak dobry film. Musimy sobie dopowiedzieć, co było dalej, co dalej mogło się zdarzyć. Spotkanie z Jezusem dało trędowatemu nową szansę. Jak ją wykorzystał? Czy w końcu zamilkł i zaczął żyć normalnym, zwyczajnym, swoim życiem, ale już patrząc i rozumiejąc głębiej? Trudno powiedzieć. Ale to nie ma aż tak wielkiego znaczenie. Ważne jak ten film zakończy się dla nas.
 
 

stycznia 12, 2021

Słowo Boże na Dziś - Jezus naucza jak ten, kto ma władzę

stycznia 12, 2021

Słowo Boże na Dziś - Jezus naucza jak ten, kto ma władzę


EWANGELIA
(Mk 1,21-28)

W mieście Kafarnaum Jezus w szabat wszedł do synagogi i nauczał. Zdumiewali się Jego nauką: uczył ich bowiem jak ten, który ma władzę, a nie jak uczeni w Piśmie. Był właśnie w synagodze człowiek opętany przez ducha nieczystego. Zaczął on wołać: Czego chcesz od nas, Jezusie Nazarejczyku? Przyszedłeś nas zgubić. Wiem, kto jesteś: Święty Boży. Lecz Jezus rozkazał mu surowo: Milcz i wyjdź z niego. Wtedy duch nieczysty zaczął go targać i z głośnym krzykiem wyszedł z niego. A wszyscy się zdumieli, tak że jeden drugiego pytał: Co to jest? Nowa jakaś nauka z mocą. Nawet duchom nieczystym rozkazuje i są Mu posłuszne. I wnet rozeszła się wieść o Nim wszędzie po całej okolicznej krainie galilejskiej.
 

Refleksja nad Słowem Bożym

 
 
Bez wchodzenia w jakąkolwiek dyskusję - jednym zdaniem Jezus nakazuje duchowi nieczystemu, aby opuścił człowieka i przestał go dręczyć. Gdybyśmy mieli w sobie tyle zdecydowania wobec zła, dużo łatwiej byłoby nam się nieraz uporać z duchami, które nas próbują niszczyć. Słowo Jezusa, Słowo, w którym czuć rzeczywistą Bożą władzę, a nie tylko ludzką mądrość, to prawdziwa siła.
Zły duch próbuje wciągnąć Jezusa w dialog, aby przynajmniej odwlec koniec swojej władzy nad tym biednym człowiekiem. Próbuje brać Jezusa na litość. Potem jeszcze, nazywając Go "Świętym Bożym" chce sprowokować Jezusa do udowadniania, że jest kimś więcej niż tylko prorokiem. Chce, żeby Jezus podjął z nim polemikę na temat swojego statusu, swojej tożsamości. Jezus ignoruje te zaczepki i uwalnia człowieka. Daje nam w ten sposób poznać nie tylko swoją prawdziwą tożsamość i moc, ale zwraca nam także uwagę na to jak działa demon i jak należy się w tej sytuacji zachować. Każde wejście w dyskusję z demonem właściwie skazuje nas na porażkę. Przecież grzech pierwszych rodziców właśnie od zupełnie niewinnej dyskusji się zaczął. Szatan stopniowo podważał ich zaufanie do Boga, stawiał pod znakiem zapytania Jego prawdomówność i dobre intencje, aż wreszcie udało mu się skłonić ich do grzechu.Demony to nie są podwórkowe głupki, które nie mają pojęcia o tym, jaki jest człowiek. To istoty duchowe, które mają o wiele lepsze niż my sami rozeznanie w tym, jak funkcjonują nasze myśli, jakie prawa nimi rządzą. Dlatego tak łatwo im wciągać nas w różne gierki, dlatego tak łatwo sobie radzą w wyprowadzaniu nas na duchowe manowce. A nasza odpowiedź, biorąc globalnie, jest dokładnie odwrotna niż potrzeba. Współczesna kultura to jedna wielka dyskusja nad najbardziej podstawowymi sprawami, nad którymi nie ma co dyskutować. Potrafimy znajdować argumenty za najbardziej niedorzecznymi tezami, bronić najbardziej godnych potępienia postaw. Bywamy przy tym przekonani, że to najwspanialsze przejawy naszego oświeconego rozumu. Nie postąpimy ani o krok przez takie dyskusje. Jedynym, co może nas uratować jest głębokie nawrócenie - przyjęcie w postawie wielkiej pokory Słowa, które wypowie nad nami Bóg.
Więcej konkretnego działania, a mniej bezpłodnych dysput. Bardziej konsekwentne przylgnięcie do Jezusa, a mniej szukania dziury w całym. Ten bardzo prosty program tak trudno zastosować. I dlatego tak często łapiemy się za głowę, jak to możliwe, że znowu daliśmy się oszukać. Ale Słowo jest. Nie takie, jak mają uczeni w Piśmie, lecz takie, jakie tylko Bóg może mieć. I to Słowo uwalnia.
 
 

stycznia 12, 2021

Słowo Boże na Dziś - Jezus uzdrawia chorych

stycznia 12, 2021

Słowo Boże na Dziś - Jezus uzdrawia chorych



EWANGELIA
(Mk 1,29-39)

Po wyjściu z synagogi Jezus przyszedł z Jakubem i Janem do domu Szymona i Andrzeja. Teściowa zaś Szymona leżała w gorączce. Zaraz powiedzieli Mu o niej. On podszedł do niej i podniósł ją ująwszy za rękę, tak iż gorączka ją opuściła. A ona im usługiwała. Z nastaniem wieczora, gdy słońce zaszło, przynosili do Niego wszystkich chorych i opętanych; i całe miasto było zebrane u drzwi. Uzdrowił wielu dotkniętych rozmaitymi chorobami i wiele złych duchów wyrzucił, lecz nie pozwalał złym duchom mówić, ponieważ wiedziały, kim On jest. Nad ranem, gdy jeszcze było ciemno, wstał, wyszedł i udał się na miejsce pustynne, i tam się modlił. Pośpieszył za Nim Szymon z towarzyszami, a gdy Go znaleźli, powiedzieli Mu: Wszyscy Cię szukają. Lecz On rzekł do nich: Pójdźmy gdzie indziej, do sąsiednich miejscowości, abym i tam mógł nauczać, bo na to wyszedłem. I chodził po całej Galilei, nauczając w ich synagogach i wyrzucając złe duchy.
 

Refleksja nad Słowem Bożym

 

Na pewno byłoby Mu dobrze wśród tych, których uzdrawiał. Zawdzięczali Mu wiele, więc byliby dla Niego dobrzy i serdeczni. Mógłby się wśród nich osiedlić i korzystać ze sławy i wdzięczności. Wszyscy Go szukali, bo chcieli mieć między sobą tego, który miał tak niezwykłą moc. Chcieli Go mieć na wyciągnięcie ręki.
Ale Jezus chce iść dalej. Świadom jest bowiem, że ani teściowa Szymona, ani chorzy i opętani, których uzdrowił przebywając w jej domu, to jeszcze nie koniec Jego misji. Wiedział Kim jest i po co przyszedł. Nie chciał się dać usidlić ludzkiej wdzięczności i dobrej opinii, jaką o Nim mieli. Są różne formy zniewolenia. Czasem dokonuje się ono wówczas, gdy ulegamy złu. Bywa, że stajemy się bezradni wobec naszych własnych błędów, nie potrafimy sobie poradzić ze złem, które wydarzyło się za naszym przyzwoleniem, z naszym udziałem, z naszej winy. Ale zniewalać może także dobro. Dzieje się tak wówczas, gdy człowiek wykorzysta je do budowania swojej pozycji. Jeśli nie potrafi oddać tego dobra bezinteresownie, jeśli oczekuje na wdzięczność, chcąc za nie gratyfikacji, dobro stanie się dla niego pułapką, która może jeszcze subtelniej niż zło przywiązać go do siebie samego. W innym miejscu Ewangelii Jezus mówił: "Niech nie wie lewa twoja ręka, co czyni prawa". Wejście w układ wymiany: dobro za wdzięczność, pozwolenie na to, by natychmiast odpłacono nam za najmniejszy przejaw naszej wolności, sprowadza dobro do roli zwykłego towaru na wielkim targu życia. Może być tak, że nasze bycie dobrymi wobec ludzi, każdy akt współczucia i pomocy, wykorzystamy instrumentalnie. Możemy tez instrumentalnie wykorzystać ludzi, których będziemy szukać tylko dlatego, żeby, jako ich dobroczyńcy, lepiej się poczuć. Wobec zła człowiek musi być wolny. Ale musi być wolny także wobec dobra. Inaczej złym, czy dobrym - i tak będzie niewolnikiem.
Uczniom by to pewnie wystarczyło. Zwłaszcza Szymonowi, który miałby teraz w domu bardzo dobrze, bo teściowa okazywałaby mu wdzięczność, że przyprowadził do niej takiego uzdrowiciela. Ale Jezus nie przyszedł po to, żeby mieć dobrze. Przyszedł po to, żeby dobro mogło się rozlewać wszędzie tam, gdzie się pojawił. Nie wchodził na targ, wystawiając kramik z dobrocią, za którą inni zostawiali należność w rozmaitej walucie. Nie po to przyszedł.
 
 
 

stycznia 05, 2021

Uroczystość Objawienia Pańskiego (B) - Syn Człowieczy, Syn Boży

stycznia 05, 2021

Uroczystość Objawienia Pańskiego (B) - Syn Człowieczy, Syn Boży


Pasterzom powiedziano: „Znajdziecie Dziecię, owinięte w pieluszki, położone w żłobie” (Łk 2, 12). Poszli aż do Betlejem, po­tem wracali z radością, że znaleźli wszystko tak, jak im to było zapowiedziane.

Jakże wymowna prostota wydarzeń, które miały miejsce w Mieście Dawidowym, w dniach pamiętnego spisu ludności, zarzą­dzonego przez cezara Oktawiana Augusta! Małe, bezbronne Niemo­wlę! Nawet ściany domu nie chronią Matki i Jej Dziecka przed tymi, którzy przybiegli, aby złożyć pokłony Grota betlejemska otwarta na cały świat! Gdy wraz z pasterzami patrzymy na małe­go Jezusa, wiara wydaje się nam tak prosta. Wystarczy przyjąć to Niemowlę, złożyć Mu pokłon tak, jak to uczynili pasterze. Wszyscy jesteśmy ogarnięci tajemnicą Jego Narodzenia. Nie ma żadnych ścian ani barier, które od Niego dzielą. To Narodzenie dotyczy każdego człowieka. Chrystus narodził się dla każdego z ludzi. Słyszeliśmy to już tyle razy! Może właśnie dlatego nie umiemy tej prawdy odnieść do siebie. Chrystus narodził się dla każdego z ludzi, a więc narodził się dla mnie! Narodził się dla ciebie! Stajnia betlejemska jest otwarta, abyś mógł zobaczyć Sło­wo, które stało się Ciałem.

Gdy Jan Paweł II po raz pierwszy stanął na polskiej ziemi, to w sercu Warszawy powiedział te pamiętne słowa: „Chrystus w jakiś sposób zjednoczył się z każdym człowiekiem”. Trzeba więc teraz za Papieżem powtórzyć: Chrystus zjednoczył się ze mną. Bronisz się przed przyjęciem tej prawdy. Mówisz: „Przecież ja jestem tylko słabym człowiekiem”. Popatrz, jak słabym i bez­bronnym jest On. Mówisz: „Moje życie jest pasmem cierpień, jest przepełnione bólem”. Popatrz, jakim bólem jest naznaczone życie Tego, dla którego nie było miejsca w gospodzie. Mówisz: „Moje życie jest tak bardzo szare, nie ma w nim nic godnego czyjejkol­wiek uwagi”. Popatrz, o latach, które przeżył w Nazarecie, nie napisano prawie nic, tak były szare i zwyczajne. Mówisz: „W mo­im życiu jest tyle grzechów, noszę przytłaczający mnie ciężar wła­snych czynów”. Zobacz, że Jego miłość jest większa niż zło przez nas popełnione.

U progu naszej wiary odnajdujemy prawdę, która mówi, że Betlejem jest w nas. Trzeba odbyć z Mędrcami długą wędrówkę, trzeba czasem wiele ksiąg przestudiować, trzeba wielu o drogę py­tać, aby pewnego dnia zobaczyć, że gwiazda tu się zatrzymała, że Chrystus narodził się w nas; że rozwalone są mury wątpliwości, niewierności, że od Jezusa nic nas nie dzieli, że Syn Człowieczy jest pośród nas. Wpatrujemy się więc wraz z pasterzami w grotę betlejemską, aby na co dzień żyć obecnością Jezusa. Teraz, dziś, gdy razem z Mędrcami stajemy przed Maryją i Dzieciątkiem, aby złożyć Mu pokłon, uczymy się, co to znaczy, że nasza wiara speł­nia się w codzienności.

Próbujemy sobie wyobrazić kim był On dla swojej Najświęt­szej Matki w ciągu tych trzydziestu lat przeżytych wspólnie w za­ciszu Nazaretu. Jak ważną osobą, i to ważną w każdej chwili, stał się Ten, którego musiała złożyć w żłobie. Może matki pochy­lone nad kołyską dziecka mogą to zrozumieć. Dziś, w uroczystość Objawienia Pańskiego, trzeba siebie zapytać, kim jest Chrystus dla mnie na co dzień? Czy liczę się z Jego obecnością? Czy jest w mojej codzienności ważną Osobą? Chrystus jest obecny w życiu każdego człowieka. Wiara jest odkryciem tej obecności! Syn Czło­wieczy jest w każdym, kto podejmie trud tworzenia swego czło­wieczeństwa. Nie mówmy już o odmawianiu modlitw, umiejmy każdego dnia w domu naszego serca składać Mu pokłon. Nie mówmy już o ciężarze przykazań, umiejmy każdego dnia w do­mu naszego serca składać mu skarby naszej wierności. Gdy uwie­rzymy, że w stajni naszego życia jest Syn Człowieczy,/ob jawi się On nam jako Syn Boży. Powtórzmy: Sam Bóg objawia się w życiu człowieka! Bóg objawia swą moc w moim życiu! U progu naszej wiary odnajdujemy prawdę, która mówi, że Betlejem jest w nas, a w tym Betlejem narodził się z Maryi Ten, którego my ludzie przyjęliśmy, bo jest Synem Człowieczym, Ten, który się nam ob­jawił jako Syn Boży.

Wokół nas jest tyle niepokoju, ale Ten, który jest źródłem po­koju, pokoju, jakiego świat dać nie może, jest w nas. Wokół nas jest tyle fałszu, ale Ten, który jest Prawdą, zamieszkał wśród nas. Wokół nas jest tyle nienawiści i obojętności, ale w Nim ob­jawiła się Miłość. Wokół nas i w nas również jest tyle zła, ale On jest przebaczeniem -naszych grzechów. Boleśnie nas dotyka śmierć, ale w nas zamieszkał Ten, który jest życiem i zmartwych­wstaniem.

Przyjmujemy Syna Człowieczego, a On nam się objawił jako Syn Boży. Wróćmy jeszcze na chwilę do słów Ojca świętego, wy­powiedzianych na placu Zwycięstwa. „Chrystus - mówił Jan Paweł II - jest kluczem do zrozumienia tej wielkiej i pod­stawowej rzeczywistości, jaką jest człowiek. Człowieka bowiem nie można do końca zrozumieć bez Chrystusa. A raczej: człowiek nie może sam siebie do końca zrozumieć bez Chrystusa. Nie może zrozumieć, ani kim jest ani jaka jest jego właściwa godność, ani jakie jest jego powołanie i ostateczne przeznaczenie. Nie może tego wszystkiego zrozumieć bez Chrystusa” (Warszawa, 2 VI 1979). Człowiek przyjmując Syna Człowieczego nie jest już skazany na życie w niepokoju, na dźwiganie ciężaru win, bez nadziei prze­baczenia, na niewolę fałszu i nienawiści, bo przyjął Syna Bożego, który jest Drogą, Prawdą, Życiem.

Dziś, w święto Objawienia Pańskiego, stajemy z pokorą przed tajemnicą Syna Człowieczego i Syna Bożego w jednej Osobie, na­szego Zbawiciela Jezusa Chrystusa. Byli w historii Kościoła tacy, którzy w Chrystusie widzieli tylko Boga, który ukazał się nam w ludzkiej postaci. Jakże ubogie stało się ich życie, zabrakło w nim tej istotnej dla chrześcijaństwa prawdy, że w ludzkiej co­dzienności, że w człowieczej codzienności jest rzeczywiście obecny Ten, który naprawdę dla nas stał się człowiekiem. Byli też w historii Kościoła i tacy, którzy w Chrystusie widzieli jedynie pro­roka potężnego w mowie i czynie. Widzieli szlachetnego czło­wieka, twórcę nowej moralności. I chociaż Chrystus stawał się dla nich wzorem człowieka, to tracili z pola widzenia moc Boga, a w Nim zamieszkała. Cóż mogły dla nich znaczyć słowa Zbawiciela: „Ja jestem drogą, prawdą, życiem” (J 14, 6). Dziś w dniu Objawienia Pańskiego z pokorą wyznajemy, że wśród nas jest ten, którego ciągle na nowo poznajemy - Jezus Chrystus, syn Maryi, w którego Osobie są dwie natury: ludzka i boska - Bóg i Człowiek. Dlatego nie bójmy się odnieść do siebie słów proroka: „Oto ciemność okrywa ziemię i gęsty mrok spowija narody, a ponad tobą jaśnieje Pan i Jego chwała jawi się nad to­bą” (Iz 60, 2).

Podziwiamy dziś wiarę Mędrców. Szukali Króla, szukali Zbaw­cy świata, szukali Tego, który był wyczekiwany przez narody. Upadli w pokłonie na progu zwykłego domu, upadli na twarz przed Dzieciątkiem i Jego Matką. Z prostotą złożyli swe dary Sy­nowi Człowieczemu. Bo właśnie tak, w ten sposób odwieczne Słowo Ciałem się stało. Dziś imiona Mędrców, przekazane nam przez tradycję, wypisujemy na drzwiach naszych domów, aby sobie przypomnieć, że to w nas przebywa Bóg, że to tak, w ten .sposób, odwieczne Słowo Ciałem się staje w naszym życiu!

Śmiertelny, grzeszny człowiek, uwikłany w codzienność, czło­wiek podlegający cierpieniu, każdego dnia konający - staje się silny Bogiem, do którego należy zwycięstwo. Człowieka silnego Bogiem można zabić, ale nie można zwyciężyć. Dlatego z wdzięcz­nością wołamy za św. Pawłem: jesteśmy współdziedzicami, współ­uczestnikami Bożych obietnic, w Chrystusie Jezusie (Ef 3, 6). Amen.

 

 


grudnia 23, 2020

Homilia na Uroczystość Narodzenia Pańskiego - Pasterka

grudnia 23, 2020

Homilia na Uroczystość Narodzenia Pańskiego - Pasterka


Umiłowani Siostry i Bracia, uczestnicy podniosłej Wigilijnej Uroczystości,

W cichą i Świętą Noc Bożego Narodzenia, wraz z pasterzami trzymającymi nocną straż na polach betlejemskich wpatrujemy siew "Blask chwały Pańskiej, która zewsząd ich oświeciła" (Łk 2,9) i wsłuchujemy się w radosne orędzie aniołów uroczyście głoszone światu: "Dziś w mieście Dawida narodził się wam Zbawiciel, którym jest Jezus, Mesjasz, Pan". (Łk 2,8-11).

Chwała Pańska to nie nadzwyczajne zjawisko astronomiczne, ani naturalne światło, ale blask Bożego objawienia, blask Bożej prawdy, która w Jezusie narodzonym w Betlejem oświeca każdego człowieka na ten świat przychodzącego" (J 1,9).

Jezus, Bóg – Człowiek stanowi "klucz" do zrozumienia tajemnicy każdego człowieka nie według jakiś doraźnych, częściowych, powierzchownych kryteriów i miar, "a w świetle pełnego blasku prawdy objawionej w Jezusie Chrystusie właśnie w blasku chwały Betlejemskiej nocy" (Veritatis splendor nr 8).

Tajemnica człowieka - uczy II Sobór Watykański - wyjaśnia się naprawdę dopiero w tajemnicy Słowa Wcielonego, Odwiecznego Słowa Boga, które stało się Ciałem, Boga, który stał się człowiekiem, jednym z nas, zstąpił na ziemię, by odtąd pozostać z nami aż do końca czasów. Od momentu swojego narodzenia w Betlejem jest On obecny na wszystkich drogach człowieczych tak dalece, że dzieje każdego człowieka stają się dziejami Boga, a dzieje Boga dziejami człowieka.

Powie CK. Norwid:

"Przyszła nareszcie chwila

ciszy uroczystej

stało się, że między ludzi wszedł MISTRZ - WIEKUISTY

I do historii, która wielkich zdarzeń czeka

dołączył biografię każdego człowieka,

Do epoki - dzień każdy, każdą dnia godzinę,

A do słów umiejętnych - wewnętrzną słów przyczynę

To jest: intencją serca".

W historii każdego narodu, w biografii każdego pojedynczego człowieka jest więc obecny Bóg - człowiek, ukryty przed światem, jak ongiś w Betlejem, ale rzeczywiście obecny; bezsilny i całkowicie zdany na ludzi jak w Betlejem, ale potężny potęgą miłości, która objawia się nawet w niemocy; odtrącony, nierzadko nawet zapomniany "przez swoich", do których przyszedł, ale kochający miłością niewymowną wszystkich, a najbardziej tych którzy najpełniej się zagubili.

Boże Narodzenie to więc "dzień, w którym Bóg zaczął nas kochać po ludzku, ludzkim sercem i zaczął razem z nami iść drogą życia". "Naród kroczący w ciemnościach ujrzał światłość wielką, nad mieszkańcami kraju mroków zabłysło światło" (Iz 9,1) - obwieszcza dzisiaj Kościół światu. W chwili, gdy w dzieje ludów i narodów wkroczył Ten, który jest "światłością świata" (J 8,12), zabłysło nowe światło i pojawiło się nowe życie. Odtąd: "Kto idzie za Nim, nie chodzi w ciemności, lecz ma światło życia" (J 8,12). To właśnie życie w Nim objawione, jest światłością ludzi" (J 1,4). Bez Niego życie nadal jest ciemnością, ślepym zaułkiem, a człowiek bolesnym znakiem zapytania.

W przyjęciu albo odrzuceniu Nowonarodzonego w Betlejem Zbawiciela dokonuje się sąd nad światem: "A sąd na tym polega, że Światło przyszło na świat, lecz ludzie bardziej umiłowali ciemność niż światło: bo złe były ich uczynki" (J 3,13).

Jedynie prawdziwym kryterium, które decyduje o naszym stosunku do Chrystusa jest więc nie sama wiara, a nasze uczynki, czy są one dobre czy złe. W nich i przez nie dokonuje się sąd nad światem, nad każdym z nas.

Boże Narodzenie przeżywane w swoich najgłębszych pokładach, nie jako folklor, nie jako świętowanie, ale jako wejście Boga Emmanuela w życie narodu i moje osobiste, podsuwa nieuchronnie niepokojące pytania:

Na ile Chrystus Zbawiciel i Jego Ewangelia są obecne w życiu naszego, w olbrzymiej większości przecież katolickiego narodu?

Na ile obecność Chrystusa, którego przecież wyznaję moim Zbawicielem i Panem znajduje swoje odbicie i przedłużenie w moim osobistym życiu?

Czy po stylu mojego życia można rozpoznać, że wierzę w Boga, który stał się człowiekiem i który pragnie, aby także człowieczeństwo Jego wyznawców było ukształtowane na Jego obraz, wzór i podobieństwo?

Nowa rzeczywistość, w której żyjemy, od kilku lat obnażyła w sposób bolesny pęknięcie, rozziew, a nierzadko nawet przeciwieństwo pomiędzy wyznawaną wiarą a życiem, głoszoną prawdą a postępowaniem.

Wielu traktuje prawdy wiary w sposób wybiórczy: przyjmuje jedne, te łatwiejsze, a odrzuca inne, trudniejsze i wymagające większej konsekwencji życiowej i pełniejszego zaangażowania.

Nie brak i takich, którzy w ogóle stawiają pod znakiem zapytania istnienie obiektywnych i trwałych norm moralnych. Wolność oznacza dla nich porzucenie wszelkich norm moralnych. W tej perspektywie Dekalog jawi się jako relikt przeszłości. Kwestionuje też obecność moralności społecznej: przekonanie religijne to moja sprawa prywatna, ograniczona do czterech ścian mojego domu. Życie zawodowe, działalność społeczna czy polityczna jakby zwalniała od wszelkiej odpowiedzialności.

Wreszcie nie brak i takich, którzy jawnie głoszą antyewangelię twierdząc, że człowiek sam dla siebie jest najwyższą i ostateczną normą i prawem. Skutki takiej postawy nie pozwalają na siebie długo czekać. Zaciera się dla wielu coraz wyraźniej granica pomiędzy: dobrem a złem, prawdą a fałszem, a nawet pomiędzy życiem i śmiercią. Szerzy się zbiorowy egoizm, cwaniactwo, apatia i nihilizm.

Potrzeba, aby na nowo zajaśniał nam "blask Chrystusowej prawdy", abyśmy pośród mroków codziennego życia stali się od nowa "światłością w Panu i dziećmi światłości" (Ef 5,8).

Dziś bardziej niż kiedykolwiek potrzeba aby "Chwała Pańska" głoszona na polach betlejemskich także i nas ogarnęła: aby zajaśniał nam "blask Chrystusowej prawdy" w całej swej potędze tak, by każdy człowiek stał się "odblaskiem chwały Boga" (Hbr 1,3). Jak uczy bowiem II Sobór Watykański: "Tajemnica człowieka wyjaśnia się naprawdę dopiero w tajemnicy Słowa Wcielonego".

Trzeba nam, idąc za wezwaniem Jana Pawła II, przybliżyć się z naszym "niepokojem, niepewnością, a także słabością i grzesznością, ze swoim życiem i śmiercią, do Chrystusa, niejako wejść w Niego z sobą samym i "przyswoić sobie", zasymilować całą rzeczywistość Wcielenia i Odkupienia, aby się na nowo odnaleźć" (Veritatis splendor, nr 8,9). Wymaga to od całego Kościoła i każdego z nas nowego wysiłku, jakby nowego zrywu.

W okresie wielkiego zachwiania zasad moralnych i zobojętnienia religijnego wielu, Ojciec Święty prowadzi nas właśnie do Chrystusa Boga -Człowieka. Chrystus nie tylko jasno wskazuje na kryteria dobra i zła zapisane w wielkim sanktuarium Boga jakim jest sumienie ludzkie, ale sam daje przykład-jak dobro poznane należy urzeczywistnić we własnym życiu. Stąd właśnie "naśladowanie Chrystusa jest pierwotnym i najgłębszym fundamentem chrześcijańskiej moralności" (V.S.9).

Chrześcijaństwo bowiem to nie sama wiara, nie doktryna, a tym bardziej nie ideologia, a wspólnota życia i miłości z Chrystusem. "Istnieje zatem pilna potrzeba, by chrześcijanie ponownie odkryli nowość wiary oraz, nowe osądzanie kultury dominującej w ich środowisku, aby ci, którzy niegdyś byli ciemnością, stali się światłością w Panu i postępowali jako dzieci światłości" (Ef 5,8-11). Pełnym zaś owocem światłości, jest "wszelka prawość, sprawiedliwość i prawda" (V. S. 88); "prawda Bożych przykazań, prawda kazania na Górze, prawda którą trzeba żyć, którą trzeba wyznać nie słowem a życiem. Na równi z prawdą również prawdziwy wymiar wolności objawia się i urzeczywistnia w Chrystusie przez miłość i dar z samego siebie" (por. Veritatis Splendor, nr nr 87, 88).

Ku tej właśnie wolności Wyzwolił nas Chrystus (Ga 5,1). Miarą i kryterium tej wolności jest nie samo wyzwolenie, a wierność Bożym przykazaniom. W Betlejem, razem ze Zbawicielem narodził się nowy, zbawiony człowiek, człowiek nowego przymierza, który jest powołany do tego by przez świadectwo własnego życia stać się, "Światłością świata" (Mt 5,14).

Aby chrześcijanin mógł wypełnić to zadanie musi w nim ustawicznie obumierać stary grzeszny człowiek: "Możemy się bowiem odrodzić tylko za cenę życia. Jeśli nic w nas nie umrze, nic się w nas nie narodzi (Ks. J.S. Pasierb).

Dla tych wszystkich, którzy w nowości życia świętują Boże Narodzenie jest ono świętem pokoju, radości i nadziei. Światłość Chrystusa jest bowiem mocniejsza niż ciemność, zło i moc grzechu: "Światłość bowiem świeci (nawet) w ciemności i ciemność jej nie ogarnęła" (J 1,5).

Całe zaś przesłanie i orędzie Bożonarodzeniowe streszcza się w słowach: "Narodziłem się nagi, mówi Bóg,

abyś ty potrafił wyrzekać się

siebie samego.

Narodziłem się ubogi,

abyś ty mógł uznać Mnie za jedyne bogactwo.

Narodziłem się w stajni,

abyś ty nauczył się uświęcać każde miejsce.

Narodziłem się bezsilny,

abyś ty nigdy się Mnie nie lękał.

Narodziłem się z miłości.

Narodziłem się w nocy,

abyś ty uwierzył, iż mogę rozjaśnić

każdą rzeczywistość spowitą ciemnością.

Narodziłem się w ludzkiej postaci, mówi Bóg,

abyś ty nigdy nie wstydził się być sobą.

Narodziłem się jako człowiek,

abyś ty mógł stać się "Synem Bożym".

Narodziłem się prześladowany od początku,

abyś ty nauczył się przyjmować

wszelkie trudności.

Narodziłem się w prostocie,

abyś ty nie był wewnętrznie zagmatwany.

Narodziłem się w twoim ludzkim życiu, mówi Bóg,

aby wszystkich ludzi zaprowadzić do domu Ojca". Amen.

 

 

Copyright © 2016 Homilie i rozważania , Blogger