kwietnia 20, 2017

2. Niedziela Wielkanocna (A) – Miłosierdzie dla nas

kwietnia 20, 2017

2. Niedziela Wielkanocna (A) – Miłosierdzie dla nas
2. Niedziela Wielkanocna (A) – Miłosierdzie dla nas
Umiłowani w Chrystusie Miłosiernym, zgromadzeni w tej świątyni. Jesteśmy cząsteczką tego wielkiego ludu Bożego, który w tej chwili gromadzi się na wspólnej ofierze mszy Św. Jesteśmy maleńką cząsteczką tego wielkiego ludu, który w świątyni gromadzi się na łamanie chleba i na modlitwę.
Wychodzę na skrzyżowanie dróg, tysięcy dróg i widzę: w samym środku mojego serca stoi samotny człowieczek z pustym sidłem na ptaki i nie wie, co z sobą począć, – wychodzę na spotkanie tego człowieka, który był ojczyzną Boga i skazał Go na wygnanie. Bóg bogaty w miłosierdzie, przez wielką swą miłość, jaką nas umiłował, i to nas umarłych na skutek występków, na powrót wychodzi w Jezusie Chrystusie. Chrystus, stając się wcieleniem odwiecznej miłości, która ze szczególną siłą wyraża się wobec cierpiących, pokrzywdzonych i grzesznych, staje dzisiaj przed wszystkimi i mówi o Ojcu bogatym w miłosierdzie: głosi, że jest Zbawicielem, wyzwalającym nas z niewoli grzechu. Stając pośrodku wszystkich ludzi dobrej woli, mówi: pokój wam! Radujmy się, jak uczniowie słysząc Pana; słuchajmy jak uczniowie Jego głosu: Jak Ojciec mnie posłał, tak i ja was posyłam; głoście światu nieskończone miłosierdzie Boże, czyńcie miłosierdzie drugim; wołajcie o miłosierdzie Boga samego dla współczesnego pokolenia. „I jeśli ktokolwiek ze współczesnych nie podziela tej wiary i nadziei, która każe mi – mówi św. Jan Paweł II – jako słudze Chrystusa i szafarzowi tajemnic Bożych, wołać w tej godzinie dziejów o miłosierdzie Boga samego dla ludzkości, to niech zrozumie bodaj motyw owej troski, podyktowanej miłością człowieka i wszystkiego, co ludzkie, a co w odczuciu tak bardzo wielu współczesnych jest zagrożone wielkim niebezpieczeństwem” („Dives in Misericordia” 15).
Zgodzimy się chyba z tym, że współczesna umysłowość, może bardziej niż człowiek przeszłości, zdaje się sprzeciwiać Bogu miłosierdzia, a człowiek dąży do tego, ażeby samą ideę miłosierdzia odsunąć na margines życia i odciąć od serca ludzkiego. Jednak, szukając oparcia dla nadziei na lepszą przyszłość człowieka na ziemi, nie znajdujemy trwalszego fundamentu nad miłosierdzie Boże. I dlatego też wielu ludzi i wiele środowisk, kierując się żywym zmysłem wiary, zwraca się niejako spontanicznie dzisiaj do miłosierdzia Bożego, w dzisiejszej sytuacji Kościoła i świata. Przynagla ich myślę, że i nas do tego sam Chrystus, działając przez swego Ducha w ukryciu serc ludzkich.
Takim sercem, które, jak płonąca żagiew, stało się znakiem miłosierdzia, jest życie i posłannictwo św. siostry Faustyny Kowalskiej ze Zgromadzenia Sióstr Matki Bożej Miłosierdzia. W zakonie przeżyła zaledwie 13 lat. Zmarła w dniu 5 października 1938 r., mając 33 lata życia. Dziś jest znaną niemal na całym świecie. Przez nią, jako apostołkę miłosierdzia, Bóg przekazuje światu posłannictwo swego miłosierdzia. Szczególnie w dzisiejszą niedzielę, jak słyszeliśmy, w niedzielę miłosierdzia, dziękując Panu, bo jest miłosierny, chcemy spełnić życzenie Chrystusa przekazane słudze Bożej, siostrze Faustynie. W „Dzienniczku”, w którym spisywała dzieje posłannictwa, czytamy: „Pragnę, powiedział Pan Jezus, aby Święto Miłosierdzia było ucieczką i schronieniem dla wszystkich dusz, a szczególnie dla biednych grzeszników. W dniu tym, otwarte są wnętrzności Miłosierdzia Mego. Wylewam całe morze łask na dusze, które się zbliżają do źródła Miłosierdzia Mego. Dusza, która w tym dniu przystąpi do spowiedzi i Komunii św. dostąpi zupełnego odpuszczenia win i kar. W tym dniu otwarte są wszystkie upusty Boże, przez które płyną łaski. Pragnę, aby Święto Miłosierdzia uroczyście obchodzone było w pierwszą niedzielę po Wielkanocy”. I dodaje Chrystus: „Nie zazna ludzkość spokoju, dopóki nie zwróci się do źródła Miłosierdzia Mojego”.
Z ufnością zwracamy się ku miłosierdziu Bożemu świadomi, że za wzrost ziarna Ewangeli i rzuconego na glebę Kościoła na polskiej ziemi, jesteśmy w sposób szczególny odpowiedzialni. Myślę, że słowa Jezusa, skierowane do św. siostry Faustyny: „Pragnę, aby to Miłosierdzie rozlało się na cały świat przez serce twoje”, każdy z nas powinien w jakiejś mierze wziąć do siebie. „Ktokolwiek się zbliży do ciebie, niech nie odejdzie bez tej ufności w miłosierdzie Moje, której tak bardzo pragnę dla dusz”. Miłosierdzie jest bowiem nieodzownym wymiarem miłości. Jest jakby drugim jej imieniem, a zarazem właściwym sposobem jej objawiania się i realizacji wobec rzeczywistości zła, które jest w świecie; które dotyka i osacza człowieka; które wdziera się również do jego serca. Miłosierdzie to nachylenie się nad słabością innych w czystości serca, tzn. z miłością do ludzi. Jaka jest nasza odpowiedź na to wezwanie?
Myślę, że najpierw winniśmy przyjmować i rozważać stale Boże miłosierdzie, podane nam w słowie Bożym. Nade wszystko świadomie i dojrzale uczestniczyć we mszy Św.; korzystać z Sakramentu Pokuty. Nieskończona bowiem jest gotowość i moc przebaczenia Chrystusowego. Szczególnie odczuwamy potrzebę miłosierdzia wówczas, kiedy cierpimy. I dlatego najbardziej z cierpieniem, z umniejszaniem zła, bólu, łączmy tajemnicę Bożego miłosierdzia. Do nas wszystkich chorych – nie zawsze fizycznie, a tak często duchowo – nieraz przez zamknięte drzwi naszej samowystarczalności, wchodzi Chrystus z orędziem pokoju i – kładąc dłoń na naszej głowie – mówi: to ty jesteś dowodem Mojego miłosierdzia, gdyż jesteś moją otwartą raną, miejscem cierni, gwoździ i włóczni; podnieś rękę i włóż ją do Mego boku i nie bądź niedowiarkiem lecz wierzącym (J 20,27).
Nie oszukasz swego serca, które jest i będzie niespokojne tak długo, dopóki nie spocznie w Panu. Nie oszukasz swego serca. Tajemnica ludzi, którzy zaufali Chrystusowi, to niesienie drugiego człowieka, nie dla jego zalet ale dlatego, że zostaliśmy powołani, aby żyć, pomagać sobie nawzajem. Aby to się mogło stać, musi umniejszać się w nas egoizm. Trzeba, aby zapanowało w nas miłosierne serce. Nieraz po prostu trzeba kochać i ufać, decydując się na cierpienie jak Jezus, który mówi: w twojej biedzie kocham cię aż po krzyż, do końca.
Zobaczmy w tej chwili, ile terenów czynienia miłosierdzia odnajdujemy w te dni, miesiące trudnej nadziei; kiedy spotykamy tylu ludzi zmęczonych codziennym życiem, oszukanych, smutnych, załamanych... A były czasy, kiedy nawet jako państwo prosimy o miłosierdzie naszych zagranicznych wierzycieli. I wtedy chleb, który tak często łamaliśmy dla innych, był pieczemy z obcego ziarna. Wiemy dobrze, że nie sprawiła tego dłoń rolnika, który błogosławiącym gestem siał ziarno.
Czynić miłosierdzie, tzn. rozumieć, że jak zdrowi są potrzebni chorym, tak cierpiący są potrzebni zdrowym, aby oni mogli dojrzewać w swoim człowieczeństwie. Cokolwiek uczyniliście jednemu z tych najmniejszych – od chwili poczęcia – mnieście uczynili (Mt 25, 40). I wreszcie, patrząc z głębokim niepokojem na napięcia, które jawią się i w świecie i w ojczyźnie naszej, które jak ciemne chmury zalegają tereny międzyludzkie – świadomi naszych słabości – z tym większą gorliwością winniśmy wołać w modlitwie, w koronce podyktowanej przez Chrystusa św. siostrze Faustynie: „dla Jego bolesnej męki miej miłosierdzie dla nas i świata całego!”
Tajemnica miłosierdzia, tak bardzo zrośnięta z dziejami krzyża na polskiej ziemi, jest dobrze znana, szczególnie głęboko przeżywana przez nas. Należy ona do najgłębszych doświadczeń naszego narodu. Tak często Polacy w swojej trudnej historii, na pytanie pokrzywdzonych: gdzie jest Chrystus, odpowiadali: w tobie mój synu i we wszystkich cierpiących, jeśli potrafią w swej wielkiej boleści wybaczyć zbrodnię swym nieprzyjaciołom. Z jakąż więc ufnością i wdzięcznością przyjmujemy zapewnienie Chrystusa, przekazane przez siostrę Faustynę: „Kiedy modliłam się za Polskę, usłyszałam te słowa: Polskę szczególnie umiłowałem, a jeśli posłuszna będzie Mojej woli, wywyższę ją w potędze i świętości; z niej wyjdzie iskra, która przygotuje świat na ostateczne przyjście Moje”.
Przyszłość Polski zależy od tego, ilu ludzi wychowanych na Ewangelii Miłosierdzia, będzie dojrzałych na tyle, aby to duchowe dziedzictwo wypełnić. Mamy więc być czujni, abyśmy – wędrując polskimi drogami – nie podcinali sami tych korzeni, z których wyrastamy; abyśmy mieli ufność, nawet wbrew swojej słabości; abyśmy szukając zawsze duchowej mocy u Tego, u którego tyle pokoleń ojców naszych i matek ją znajdowało, nigdy nie utracili tej wolności ducha, do której Miłosierny Chrystus wyzwala człowieka. Dlatego, przez pośrednictwo Matki Miłosierdzia, wołajmy: Jezu ufam Tobie! Jezu ufam Tobie! Jezu ufam Tobie!

kwietnia 20, 2017

2. Niedziela Wielkanocna (A) – Spotkać Miłosiernego

kwietnia 20, 2017

2. Niedziela Wielkanocna (A) – Spotkać Miłosiernego
2. Niedziela Wielkanocna (A) – Spotkać Miłosiernego
Jednym z podstawowych doświadczeń ludzkich jest spotkanie drugiego człowieka. W takim wydarzeniu człowiek określa się wobec innych i wobec samego siebie. Spotkania bardzo często wyznaczają etapy rozwoju czy też degradacji osoby. Przebiegając myślą nasze życie, z pewnością znajdziemy spotkania, które zawa­żyły na naszej przyszłości. Ważne rozmowy, doświadczenie miłości, rany niewdzięczności, radość wspólnoty, decydujące wybory – to owoce spotkań. Ale te wszystkie ludzkie spotkania noszą w sobie niedoskonałość przemijania i możliwość zła, są zatem za­ledwie zapowiedzią i przygotowaniem do tego najważniejszego spotkania, które jako jedyne jest w stanie zaspokoić nasze naj­głębsze pragnienia. Jest to spotkanie z Bogiem. Jednakże dopóki realizuje się ono w czasie, narażone jest zawsze na jakąś niewier­ność ze strony człowieka, na grzech, na przemijanie. Stąd też każde spotkanie z Bogiem na ziemi wyzwala chęć spotkania się znowu. Ostatecznie nosi w sobie znamię oczekiwania na spotkanie miłości, które nie będzie miało końca.
Dla apostołów spotkania z Chrystusem wyznaczały chwile wyborów wielkich i decydujących. Nad Jeziorem Galilejskim, przy bramie, gdzie pobierano podatki, spotkania z Nauczycielem zaw­sze fascynowały, niepokoiły, kazały zostawić dotychczasowe życie i iść za Mistrzem z Nazaretu. Potem apostołowie byli świadkami wielu cudownych, wspaniałych spotkań Jezusa z chorymi, z jawnogrzesznicą, z Samarytanką przy studni, ze wskrzeszonym Łazarzem, z dziećmi. Spotkania te zawsze przemieniały, przekonywały o Bożej miłości, dawały nową siłę i nową nadzieję, stanowiły jakąś propozycję na przyszłość.
Czas po Zmartwychwstaniu wypełniony jest w sposób szcze­gólny spotkaniami Chrystusa ze swoimi uczniami. Apostołowie mogli bać się tych chwil, zostawili przecież Mistrza samego, Piotr się Go zaparł, i Jezus mógłby przypomnieć im tchórzostwo, a jed­nak miłość i pragnienie zobaczenia Go raz jeszcze biorą górę nad strachem. Miłość zwycięża lęk. W pamięci apostołów są przecież jeszcze spotkania Chrystusa z grzesznikami, spotkania, w których nigdy nie okazał się potępiającym sędzią, lecz miłosiernym Nauczycielem.
Święty Jan tak opowiada o jednym ze spotkań Zmartwych­wstałego Chrystusa: „Wieczorem, owego pierwszego dnia tygodnia, tam gdzie przebywali uczniowie, gdy drzwi były zamknięte z obawy przed Żydami, przyszedł Jezus, stanął pośrodku i rzekł do nich: «Pokój wam!». A to powiedziawszy, pokazał im ręce i bok. Uradowali się zatem uczniowie ujrzawszy Pana” (J 20,19-20).
Oto jaka jest odpowiedź Boga na dramat człowieka niespo­kojnego, poszukującego radości poza Bogiem a w rezultacie czło­wieka nieszczęśliwego, wystraszonego, obawiającego się świata. „Drzwi były zamknięte z obawy przed Żydami”, a jednak Jezus wszedł. Bóg nie przestaje szukać człowieka i chce się z nim spot­kać, nawet gdy człowiek zamyka się w swoim lęku. Bóg sam znaj­duje sposób, by spotkać człowieka, by przekonać go o swojej miło­ści i zaproponować przebaczenie i przyjaźń.
Darem Zmartwychwstałego jest pokój. „Pokój wam” jeśli was boli grzeszna, dramatyczna przeszłość; „Pokój wam” – jeśli nie możecie dać sobie rady z grzechem, z tym, co złe; „Pokój wam” – jeśli lękacie się swojej słabości, zła, świata; spójrzcie na Mnie; moje ręce i bok to znak zwycięstwa nad śmiercią i grzechem, który zawsze rodzi niepokój. Taką odpowiedź daje nam wszystkim dzi­siaj Miłosierny Chrystus.
Ustępuje lęk i niepewność. Chrystus niesie pokój. W tym Jego cudownym spotkaniu z uczniami nie ma miejsca na wypominanie błędów, bo przecież dramat dotknął wszystkich, trzeba zamknąć przeszłość. Zmartwychwstanie czyni wszystko nowym, otwiera nowe perspektywy, daje nadzieję na lepsze jutro. Chrystus staje pośród swoich i pokazuje im swoje przebite ręce i bok jako znak wielkiej miłości i przebaczenia. Za świętym Piotrem powtarzamy więc dziś: „Niech będzie błogosławiony Bóg i Ojciec Pana naszego Jezusa Chrystusa. On w swoim wielkim miłosierdziu, przez pow­stanie z martwych Jezusa Chrystusa na nowo zrodził nas do żywej nadziei” (1 P 1,3).
W Chrystusie Bóg pochyla się nad tobą, pokazuje swoje cier­pienie, swoje rany, by powiedzieć: „Znam, znam twoje bóle, przyjdź do Mnie, który jesteś utrudzony i obciążony a Ja cię po­krzepię. Choćby rany twoje były nie wiem jak wielkie, Ja je uzdro­wię dotykiem mej miłości, choćby grzechy twoje były nad szkarłat czerwieńsze, nad śnieg wybieleją”.
Kiedy czasem w naszym życiu wydaje się, że ciemność ogar­nia wszystko, nie traćmy nadziei. Jezus Chrystus zwycięża śmierć, grzech i szatana, jest światłością, która każe zniknąć wszelkim ciemnościom. Nie lękajmy się, pozwólmy, aby nas spot­kał Mistrz z Nazaretu! Jak święty Tomasz dotknijmy Jego zwy­cięskich ran i powtórzmy za nim: „Pan mój i Bóg mój!” (J 20,28).
Ostateczną prawdą ludzkiej biedy nie jest smutek i despe­racja, bo Chrystus poprzez Swoją mękę i zmartwychwstanie poka­zuje nam perspektywę zwycięstwa w Nim i przez Niego. „Dlatego radujcie się, choć teraz musicie doznać trochę smutku z powodu różnorodnych doświadczeń” (1 P 1,6).
Dziękujcie Panu, bo jest miłosierny” (Ps 118,1a).
W spotkaniu z ludzką biedą, grzechem, niewiarą, Chrystus pokazuje swoje blizny, aby człowiek, poraniony złem, odnalazł siłę w przebaczeniu Boga i mógł przebaczyć samemu sobie, czując się kochanym. By mieć siłę do rozpoczęcia nowego życia, trzeba się spotkać z Miłosiernym Chrystusem, nie po to, aby usłyszeć od Niego słowa potępienia, ale by doświadczyć wielkiej miłości Bożej i odkryć zbudowaną na tej miłości swoją ludzką godność. Prośmy więc dzisiaj całą mocą naszego serca: spotkaj się z nami, Chryste Miłosierny, pozwól się dotknąć, usuń lęk i daj nam swój pokój!

kwietnia 19, 2017

Rozważania Wielkanocne – Dar nowych oczu

kwietnia 19, 2017

Rozważania Wielkanocne – Dar nowych oczu
Środa w Oktawie Wielkanocy

Słowa Ewangelii według Świętego Łukasza
W pierwszy dzień tygodnia dwaj uczniowie Jezusa byli w drodze do wsi, zwanej Emaus, oddalonej o sześćdziesiąt stadiów od Jeruzalem. Rozmawiali oni z sobą o tym wszystkim, co się wydarzyło. Gdy tak rozmawiali i rozprawiali z sobą, sam Jezus przybliżył się i szedł z nimi. Lecz oczy ich były jakby przesłonięte, tak że Go nie poznali. On zaś ich zapytał: «Cóż to za rozmowy prowadzicie z sobą w drodze?» Zatrzymali się smutni. A jeden z nich, imieniem Kleofas, odpowiedział Mu: «Ty jesteś chyba jedynym z przebywających w Jerozolimie, który nie wie, co się tam w tych dniach stało». Zapytał ich: «Cóż takiego?» Odpowiedzieli Mu: «To, co się stało z Jezusem Nazarejczykiem, który był prorokiem potężnym w czynie i słowie wobec Boga i całego ludu; jak arcykapłani i nasi przywódcy wydali Go na śmierć i ukrzyżowali. A my spodziewaliśmy się, że On właśnie miał wyzwolić Izraela. Ale po tym wszystkim dziś już trzeci dzień, jak się to stało. Nadto, jeszcze niektóre z naszych kobiet przeraziły nas: były rano u grobu, a nie znalazłszy Jego ciała, wróciły i opowiedziały, że miały widzenie aniołów, którzy zapewniają, iż On żyje. Poszli niektórzy z naszych do grobu i zastali wszystko tak, jak kobiety opowiadały, ale Jego nie widzieli». Na to On rzekł do nich: «O, nierozumni, jak nieskore są wasze serca do wierzenia we wszystko, co powiedzieli prorocy! Czyż Mesjasz nie miał tego cierpieć, aby wejść do swej chwały?» I zaczynając od Mojżesza, poprzez wszystkich proroków, wykładał im, co we wszystkich Pismach odnosiło się do Niego. Tak przybliżyli się do wsi, do której zdążali, a On okazywał, jakoby miał iść dalej. Lecz przymusili Go, mówiąc: «Zostań z nami, gdyż ma się ku wieczorowi i dzień się już nachylił». Wszedł więc, aby zostać wraz z nimi. Gdy zajął z nimi miejsce u stołu, wziął chleb, odmówił błogosławieństwo, połamał go i dawał im. Wtedy otworzyły się im oczy i poznali Go, lecz On zniknął im z oczu. I mówili między sobą: «Czy serce nie pałało w nas, kiedy rozmawiał z nami w drodze i Pisma nam wyjaśniał?» W tej samej godzinie zabrali się i wrócili do Jeruzalem. Tam zastali zebranych Jedenastu, a z nimi innych, którzy im oznajmili: «Pan rzeczywiście zmartwychwstał i ukazał się Szymonowi». Oni również opowiadali, co ich spotkało w drodze i jak Go poznali przy łamaniu chleba. Oto słowo Pańskie.

Refleksja nad Słowem Bożym

W spotkaniach uczniów z Chrystusem Zmartwychwstałym cha­rakterystyczne jest to, że uczniowie nie od razu rozpoznają Pana. Tak było z Marią Magdaleną, która myślała, że Zmartwychwstały jest ogrodnikiem. Nawet Piotr i inni apostołowie nie poznali Go, gdy znowu kazał im zarzucić sieci po prawej stronie łodzi. Tylko uczeń, który Go miłował, poznał Go i zawołał: „To jest Pan!” (por. J 21,4-8). W dzisiejszej Ewangelii nie poznają Zmartwychwstałego Chrystusa uczniowie wędrujący do Emaus. Święty Łukasz jest nie tylko lekarzem, lecz również doskonałym psychologiem i próbuje dociec, co było przyczyną, że Chrystus po swoim zmartwychwstaniu nie był rozpoznawalny od razu. Wnioski ze swoich dociekań zawarł w zdaniu: „Oczy ich były niejako na uwięzi” (Łk 24,15).
Pole ludzkiego widzenia jest stosunkowo szerokie, mimo że oczy mamy usytuowane tylko po jednej stronie głowy, a nie - jak na przykład koń - po obu stronach. Na siatkówce oka odbija się nie tylko obraz tego, co mamy dokładnie przed sobą, lecz również roz­ległe pobocza. Co innego jednak jest widzieć, a co innego dostrze­gać. Mimo że widzimy obraz panoramiczny, to jednak dostrzegamy w nim tylko ten szczegół, który zwraca naszą uwagę. Inne szczegóły stanowią zaledwie tło. Tę właściwość ludzkiego dostrzegania wyko­rzystują magicy, którzy zręcznie kierują naszą uwagę na działania pozorne, by poza zasięgiem naszej uwagi robić rzeczy istotne. Choć to na naszych oczach rozwiązywane są związane przed chwilą węzły, my tego nie dostrzegamy, bo w tym czasie magik wykonuje jakieś interesujące ewolucje ze swoim cylindrem i to właśnie pochłania całą naszą uwagę.
Jezus, idący z uczniami do Emaus, nie posługuje się żadną magią. Niczego nie ukrywa. Wprost przeciwnie, bardzo cierpliwie próbuje oderwać uwagę uczniów od strasznych rzeczy i wydarzeń napełniając ich nieutulonym żalem i bezbrzeżnym smutkiem. Pró­buje skierować ich spojrzenie i myśl na sens i wymowę tych wy­darzeń. Ukazuje im, jak wszystkie momenty minionych dni układają się w logiczną całość i prowadzą tylko do jednego wniosku. Te zabiegi sprawiają, że przy wyjaśnianiu Pism serca ich zaczynają się rozgrzewać i pałać. W końcu jednak musi wykonać gest, który uwal­nia ich oczy z uwięzi. Dzięki łamaniu chleba w Towarzyszu podróży rozpoznają Pana.
Obserwacje świętego Łukasza pomagają nam zrozumieć, że mię­dzy tym, co doczesne i widzialne, a tym co wieczne i niewidzialne, nie ma jakiejś istotnej granicy. Odległości od świata Boga, świata ducha, od królestwa niebieskiego nie mierzy się w latach świetlnych i nie trzeba tam lecieć rakietą o napędzie atomowym. Wystarczy tyl­ko zmienić kąt widzenia, sposób patrzenia i dostrzegania. Trzeba uwolnić oczy i widzieć nie tylko zjawiska, lecz także ich istotę. Wtedy nawet w pochmurny poranek zobaczymy, że oprócz łóżka, pościeli, mydła, ręcznika, porannej kawy, ubrań i butów, które trze­ba założyć, tuż obok, lub jeszcze bliżej: jest Jezus, który żyje; jest Ojciec, który Go wskrzesił z martwych; jest Duch Święty, który sprawia, że człowiek jest nie tylko wieżą Babel zbudowaną z bilio­nów atomów, że nie jest tylko „trzciną myślącą”, lecz że jest on partnerem Boga, z którym On pragnie się spotykać, że jest wybrań­cem Zmartwychwstałego, któremu On chce się pokazać i przeko­nać, że żyje.
Kto uwolni swoje oczy z uwięzi nie będzie wpatrywał się z upo­rem w realia ziemi, lecz dostrzeże tak bliską rzeczywistość pełną Boga, ten ma szansę spotkać Zmartwychwstałego, jak uczniowie idą­cy do Emaus, jak Piotr i Jan, jak Maria Magdalena i wszyscy świadkowie zmartwychwstania.
Nie tylko oczy człowieka mogą być na uwięzi. Z Dziejów Apos­tolskich dowiadujemy się dzisiaj, że mogą być również uwięzione nogi. Wiemy natomiast z własnego doświadczenia, że najczęściej przebywa w areszcie, pozbawione wolności, ludzkie serce. Na otwar­cie tych wszystkich więzień i zerwanie więzów ma skuteczny sposób. Ten, który przyniósł więźniom wolność, a jeńcom ocalenie, który przyszedł ogłosić rok łaski od Pana (por. Łk 4,18-19). Jego mocą można mówić uwięzionym oczom, uwięzionemu sercu i uwięzionym nogom: „W imię Jezusa Chrystusa Nazarejczyka, chodź!”, „Otwórz się!”, „Przejrzyj!”.
Otwieramy się na Dobrą Nowinę o zmartwychwstaniu Chrystusa. Jest to rzeczywiście Dobra Nowina dla każdego z nas dlatego, że to nowe jakie ma Jezus Zmartwychwstały jest życiem również dla nas; Jezus chce się tym nowym życiem podzielić z każdym z nas, nie tylko w życiu przyszłym, kiedy to będziemy cieszyli się pełnią życia Jezusa Zmartwychwstałego, ale już teraz Jezus chce się dzielić tym życiem z nami tu na ziemi, kiedy możemy doświadczać pierwocin nowego życia Jezusa Zmartwychwstałego już tu na ziemi. Dlatego możemy doświadczać radości zmartwychwstania, pokoju, możemy doświadczać mocy Chrystusa Zmartwychwstałego, jako pierwociny, jako zaczątek tego nowego życia już tu na ziemi.
Jednym z pierwszych symptomów tego życia, jakie możemy doświadczać, to są „nowe oczy”, że możemy nagle wszystko zobaczyć inaczej, niż ludzie na świecie widzą. Dar nowych oczu. W dzisiejszej Ewangelii widzimy jak to nowe życie do dwóch, którzy idą do Emaus, się przełamuje. I widzimy jak wygląda człowiek ze „starymi oczami”. Idą ci dwaj uczniowie do Emaus i Ewangelia mówi, że „mają oczy jakby na uwięzi”. Idzie z nimi Chrystus, rozmawia z nimi, ale oni nie są w stanie Go zobaczyć, nie są świadomi, że Jezus jest z nimi – „mają oczy jakby na uwięzi”, „są smutni“ – mówi Ewangelia. Chrystus już zmartwychwstał, ale oni “mają oczy jakby na uwięzi”; co więcej, są rozczarowani Jezusem Chrystusem: „A myśmy się spodziewali”, myśmy zainwestowali w Jezusa, myśmy za Nim chodzili, myśmy Mu zaufali, spodziewaliśmy się wiele – są rozczarowani, bo „mają oczy jakby na uwięzi”. Ci uczniowie nie widzą o co Jezusowi chodziło, nie widzą że ich życie, to jest historia zbawienia – nie mają tych „nowych oczu”, nowego spojrzenia i rozumienia spraw Bożych. Usłyszeli nowinę o zmartwychwstaniu Jezusa od kobiet i się przerazili. Człowiek, który nie ma tych „nowych oczu”, przeraża się pewnymi wiadomościami. Człowiek, który właśnie jeszcze czeka na te „nowe oczy”, jest nierozumny, jest „nieskory do wierzenia” w to wszystko, co napisali Prorocy, w co mówi słowo Boże, że “Mesjasz miał cierpieć i tak wejść do swojej chwały”.
My, jeżeli nie mamy tych „nowych oczu”, też jesteśmy nierozumni i nieskorzy do wierzenia, że uczeń Chrystusa ma cierpieć, by tak wejść do uczestnictwa w chwale Jezusa Chrystusa Zmartwychwstałego, do nowego życia.
Dzisiejsza Ewangelia pokazuje nam jeszcze, jak Jezus daje te „nowe oczy”. Jezus wyjaśnia Pisma, czyli przez wiarę, budzi wiarę. Wiara jest ze słuchania. Jezus wyjaśnia, że całe Pismo jest o tym, że „Mesjasz będzie cierpiał i tak wejdzie do chwały”. I wtedy nie ich mocą, nie ich wysiłkiem, tylko Jezus powoduje, że „otworzyły się ich oczy i poznali Go”. W tym momencie wszystko w ich życiu się zmienia.
Kiedy otworzą się człowiekowi oczy, wszystko zaczyna wyglądać inaczej. Nie historia się zmieniła, nie fakty, ale otworzył im oczy i zobaczyli Dobrą Nowinę w tej samej sytuacji, w jakiej byli przed chwilą. Nowe życie wchodzi właśnie przez wiarę – człowiek nagle widzi wszystko tak, jak Pan Bóg widzi, nie tak jak ludzie tego świata. I wtedy człowiek zaczyna odczuwać radość, pomimo cierpienia; pokój, pomimo udręk i odpocznienie, chociaż musi ciężko pracować. Taki jest początek nowego życia i człowiek zaczyna rozumieć, bo doświadcza Dobrej Nowiny, pociechy Ducha Świętego.
Teraz przeżywamy czas tych pięćdziesięciu dni, Okresu Zmartwychwstania, żebyśmy się otwierali, żebyśmy przyzywali Ducha Świętego, tego Daru Życia, Chrystusa Zmartwychwstałego. Módlmy się żebyśmy, jako chrześcijanie, odkrywali to cudowne życie Chrystusa Zmartwychwstałego, które już możemy smakować, cieszyć się nim i przekazywać innym.

kwietnia 18, 2017

Rozważania Wielkanocne - Rozpoznać Zmartwychwstałego

kwietnia 18, 2017

Rozważania Wielkanocne - Rozpoznać Zmartwychwstałego
Wtorek w Oktawie Wielkanocy
Z Ewangelii według Świętego Jana
Maria Magdalena stała przed grobem, płacząc. A kiedy tak płakała, nachyliła się do grobu i ujrzała dwóch aniołów w bieli, siedzących tam, gdzie leżało ciało Jezusa – jednego w miejscu głowy, drugiego w miejscu nóg. I rzekli do niej: «Niewiasto, czemu płaczesz?» Odpowiedziała im: «Zabrano Pana mego i nie wiem, gdzie Go położono». Gdy to powiedziała, odwróciła się i ujrzała stojącego Jezusa, ale nie wiedziała, że to Jezus. Rzekł do niej Jezus: «Niewiasto, czemu płaczesz? Kogo szukasz?» Ona zaś, sądząc, że to jest ogrodnik, powiedziała do Niego: «Panie, jeśli ty Go przeniosłeś, powiedz mi, gdzie Go położyłeś, a ja Go zabiorę». Jezus rzekł do niej: «Mario!» A ona, obróciwszy się, powiedziała do Niego po hebrajsku: «Rabbuni», to znaczy: Mój Nauczycielu! Rzekł do niej Jezus: «Nie zatrzymuj Mnie, jeszcze bowiem nie wstąpiłem do Ojca. Natomiast udaj się do moich braci i powiedz im: „Wstępuję do Ojca mego i Ojca waszego oraz do Boga mego i Boga waszego”». Poszła Maria Magdalena i oznajmiła uczniom: «Widziałam Pana», i co jej powiedział. (J 20,11-18)

Refleksja nad Słowem Bożym

Spotkania ze Zmartwychwstałym Jezusem, które opisuje św. Jan, są wspaniałe, pełne dynamiki, interesujące i pouczające, ponieważ Boże Słowo niesie życie. To jest widoczne i w tym spotkaniu, które ukazuje nam dzisiejszy fragment Ewangelii, tak często przedstawianym przez malarzy na płótnie.
Poranek zmartwychwstania. Jeszcze jest zmrok i dzień jeszcze nie wstał, a jedna Maria Magdalena już idzie na miejsce, gdzie położyli Nauczyciela, który zmienił jej życie. W jej głowie snuje się tysiąc pytań. Gdzie On jest, co się stało, jak odnajdę grób?
Zmartwiona dochodzi na miejsce, zatroskane oczy pełne łez, nie widzą dobrze. Nagle słyszy pytanie: Niewiasto, czemu płaczesz? Kogo szukasz? Maria w swym życiu już dużo szukała: siebie, innych, szczęścia... Szukała, a została odnaleziona przez Tego, który przyszedł z powodu człowieka i jego zbawienia. W chwili, kiedy ją odnalazł Jezus z Nazaretu, Maria zapomniała o wszystkich swoich poprzednich poszukiwaniach i wędrówkach. Została odnaleziona przez Życie i Miłość. Wtedy to ona zaczęła żyć, kochać i służyć, zmieniać się i pokorną miłością odpowiadać na Wielką Miłość.
Trzeciego dnia rano też szuka. Szuka z nadzieją, miłością i wiarą. Anioły odpowiadają na jej poszukiwanie. Ona jednak nie zadowala się tą odpowiedzią.
Zniknął. Gdzie mógł zniknąć? Kto Go mógł zabrać?
Najbardziej intrygująca jest owa scena z ogrodnikiem. Maria nie rozpoznaje, że to jest On, jej Nauczyciel, który na nią tutaj czeka, zna jej myślii marzenia, widzi łzy w jej oku i sercu. Chwilę potem woła ją po imieniu, głosem, który ma tylko On, jej Rabbuni i Wyzwoliciel. On jest teraz żywy. Zmartwychwstał, a ona zaraz Mu się pokłoni. Wszystko się zmieniło w jednej chwili. Nie ma już szukania i łez.
Dzięki temu wydarzeniu wróciło życie, szczęście, odnowiła się miłość. Chrystus jest wspaniały, bo kocha człowieka i przeobraża go w nowego, pełnego radości.
Nasze przeżycia paschalne mają swój pierwowzór w przejściu Izraela przez Morze Czerwone. Wtedy przez morze przeszedł cały lud Izraela, dzisiaj natomiast Lud Nowego Przymierza wchodzi w paschalną rzeczywistość w różnym stopniu. Jedni korzystają za­ledwie z paru kropel spływających z kropidła, inni natomiast zanu­rzają się w atmosferze paschalnej całkowicie i bez reszty. A wszyst­ko to zależy od relacji, które odnoszą się do Jezusa Zmartwych­wstałego. Są więc chrześcijanie, którzy spotykają Zmartwychwstałego Pana codziennie: kiedy się modlą, uczestniczą we Mszy świętej i w każdej godzinie dnia, gdy wypełniają Jego wolę. Dla nich jest oczywiste, że Jezus żyje, bo oni żyją razem z Nim. Zmartwychwstały Pan jest bardzo blisko ich serca. Nie można być chrześcijaninem i nie głosić tego, że ten Jezus, którzy został ukrzyżowany, jednak żyje. Świadectwo może jednak mieć różną moc. Zmartwychwstanie Chrystusa można głosić słowami, ale przede wszystkim życiem, jako niezbitą prawdę. Ale można też tak mówić i tak żyć, jakby zmar­twychwstanie Pana było tylko piękną przypowieścią o życiu i śmier­ci, jakby to była tylko poetycka przenośnia. Takiemu świadectwu również towarzyszy mgliste przekonanie, że Jezus żyje, ale gdzieś bardzo daleko, może w niebie, może jeszcze dalej... Czy możliwa jest zmiana tej postawy? Czy brodzący przy brzegu Morza Czerwo­nego mogą się w nim zanurzyć w całości: całym sercem i aż po czu­bek głowy?
Bardzo pouczające i pocieszające jest pod tym względem to, co dzisiaj w Liturgii przeżywa Maria Magdalena. Do grobu Chrystusa prowadzi ją miłość. Nie zmniejsza tej miłości nawet Jego haniebna śmierć na krzyżu. Mimo upokorzeń, których zaznał w godzinę śmierci, Jezus jest dla niej wspaniały. Jej płacz przy grobie świadczy o tej miłości, tak jak nasze łzy wylewane przy mogiłach bliskich lu­dzi świadczą o naszej, zranionej przez śmierć, miłości. Magdalena jednak nie brała chyba pod uwagę możliwości, że Jezus żyje, nawet wtedy, gdy spotkała Go nieopodal grobu. Myślała, że to ogrodnik. Nie rozpoznała Jego głosu, gdy Ją zapytał: „Niewiasto, czemu pła­czesz? Kogo szukasz?” (J 20,15) Dopiero, gdy zwrócił się do niej po imieniu i powiedział „Mario”, nagle rozpoznała, że to Pan stoi przy niej i krzyknęła „Rabbuni”. To słowo jest nieprzetłumaczalne, bo w języku polskim nie ma zdrobnienia od słowa „nauczyciel”. W języku hebrajskim słowo Rabbuni jest właśnie takim zdrobnieniem i świadczy o jakiejś nie­zwykłej intymności, jaka może wytworzyć się między uczniem a na­uczycielem.
Z tego, co przeżyła Maria Magdalena, możemy wnioskować, że w rozpoznaniu Zmartwychwstałego Pana pomogła jej uprzednia, za­żyła znajomość z Jezusem i miłość do niego, którą wiernie piasto­wała w swoim sercu.
Nauczmy się poszukiwać, jak Maria Magdalena, ale i odnaleźć z miłością Jezusa, który zna nasze myśli, marzenia, tęsknoty i pragnienia i chce nasze życie uczynić nowym.
Spotkanie i rozmowa z Nauczycielem daje radość i spełnienie. Niech ta rozmowa zagości na dobre w naszym codziennym życiu.

kwietnia 17, 2017

Zmartwychwstanie źródłem nadziei

kwietnia 17, 2017

Zmartwychwstanie źródłem nadziei
Poniedziałek w Oktawie Wielkanocy

Wspominanie dni minionych jest przywilejem starości. „Już słyszeliście to? - posłuchajcie jeszcze raz”. Niejeden dziadek tak rozpoczynał swe opowieści... Z przeszłości pozostawało w pamięci to, co dobre, dlatego wspomnienia dawnych dni bywają opromie­nione słońcem. Czasem przeszłość wraca goryczą wyrzutów su­mienia. Budzi się świadomość zmarnowanych okazji, źle przeży­tych dni. „Gdyby można było rozpocząć raz jeszcze... teraz czło­wiek byłby mądrzejszy...” Bogactwo życia, czy też ciężar narasta­jących lat? Jak dobrze rozumieją to ludzie chorzy, którzy mają więcej czasu na snucie nici wspomnień! Człowiek ma prawo do swojej przeszłości, bo sam nadał jej kształt. Świadomym działa­niem przyczynił się do tego, że tak a nie inaczej zapisały się karty jego życia. Chociaż tak często doświadczamy, że nie sami kierujemy swymi losami. Wspomnienia sięgają w przeszłość. Ona ma już swoje kształty, ma swoją wartość. Przeszłości nie można zmienić. Można ją tylko oddać w ręce Boga miłosiernego i spra­wiedliwego. Przeszłość już zastygła w formie.
Mówią, że cechą młodości jest nastawienie ku przyszłości. Pla­nowanie, ambitne wytyczanie dróg zmierzających do wymarzo­nych celów. Przekonanie, że da się uniknąć błędów popełnionych przez starszych - to przywilej ludzi młodych. Ileż napisano poe­matów o idealizmie młodzieńczym! Ileż bolesnych konfliktów prze­żywa się w rodzinie, gdy doświadczenie i poczucie realizmu ro­dziców zderza się z marzeniami dorastających dzieci! Przyszłość jest dla nas kartą nieznaną. Darmo szukamy jasnowidzów, którzy powiedzieliby nam, jak potoczą się nasze losy. Nie tylko przesz­łość, ale i przyszłość jest w rękach Boga.
Co pozostaje nam, skoro wymyka się nam przeszłość, skoro przyszłość jest przed nami zakryta? Nasze jest teraz... ta bardzo wąska granica między przyszłością a przeszłością; ta bardzo szyb­ko przesuwająca się przestrzeń, w której dano nam możliwość działania. Przez moje teraz nadaję kształt i wartość przyszłości. Łatwo jest planować odległą przysizłość, jeszcze łatwiej jest wspo­minać dni minione. Najtrudniej jest jednak świadomie, po ludzku przeżywać teraźniejszość: w tym momencie wybierać dobro, od­rzucać zło.
A oto Jezus stanął przed nimi i rzekł: „Witajcie!” (Mt 28, 9). Nasze spotkania z Chrystusem spełniają się teraz, gdy przyjmuję z rąk Stwórcy, biegnące jak kropla po kropli chwile, by je prze­żyć tak, jak Pan tego pragnie. W świadomym przeżywaniu teraź­niejszości dokonuje się wielka tajemnica spotkania człowieka z Bo­giem. Jeżeli wierzysz, że Chrystus zjednoczył się z każdym czło­wiekiem, to właśnie teraz jest On przy tobie, gdy tę chwilę prze­żywasz świadomie, prawdziwie po ludzku, to znaczy dobrze! I nie jest ważne ile masz lat, ile dni jest jeszcze przed tobą, ile za tobą. Ważna jest ta chwila, bo ona jest spotkaniem. „Witaj Panie!”.
A jednak trudno jest nam podjąć ciężar mijających chwil. Trudno w każdej chwili podobać się Panu. Trzeba mieć w sobie głęboko zakorzenione przekonanie, że warto żyć po ludzku, że fał­szywe decyzje, choćby pozornie wydawały się korzystne, przynoszą szkodę, zawsze są przegraną. Łatwo zwątpić. Idący do Emaus uczniowie, świadomi klęski Chrystusa, mówią z goryczą: „A myś­my się spodziewali”... (Łk 24, 21). Stracili nadzieję, tę najważniejszą dla przeżywania codzienności cnotę. Beznadziejność jest obumieraniem, nie warto podejmować aktywnie naszego teraz, bieg wypadków nieuchronnie znosi nas ku śmierci. Na bramach piekła Dante umieścił napis mówiący o porzuceniu nadziei. Śmierć wieczna!
My zaś żyjemy radością zmartwychwstania. Śmierć została pokonana! Chrystus zwyciężył zło! Gdy tę radość przeniesiemy do naszej codzienności, to wyrośnie z niej niewzruszona nadzieja dodająca sił, aby nie ustać w drodze. Nadzieja dająca nam teraz udział w zwycięstwie Pana Jezusa. Wieść o zmartwychwstaniu głosi nam dziś pierwszy papież, św. Piotr. Zerwał więzy śmier­ci, bo niemożliwe, by ona nad Nim panowała (Dz 2, 24). Ta wieść nie może być zamknięta w dwóch świątecznych dniach. Trzeba ją przenieść do naszej codzienności, aby nadzieja na zwycięstwo dobra pomagała nam w podjęciu trudnego teraz. Bramy piekła zawsze chcą zburzyć nadzieję. Używają metod wypróbowanych, aby wieść o pokonaniu śmierci, piekła i szatana nie dotarła do człowieka: Po naradzie dali im sporo pieniędzy, aby co innego rozpowiadali... Porozmawiamy z namiestnikiem... Przekupstwo, szantaż, fałsz... I tak trwa, aż do dnia dzisiejszego - dodaje św. Mateusz (28, 13-15).
Bóg stał się człowiekiem. Stał się czło­wiekiem dla nas, a może trzeba jeszcze wyraźniej powiedzieć: Stał się człowiekiem dla mnie. Moim życiowym powołaniem jest dorastanie do człowieczeństwa. Człowieczeństwo jest nam dane jako zadanie; To człowieczeństwo spełnia się teraz. Dlatego w na­szym teraz spotykamy się z Bogiem. On jest w życiu człowieka obecny. Obecny w młodości, w wieku dojrzałym, w zdrowiu i cho­robie, w radości i smutku, od chwili poczęcia aż do śmierci. Obecny po to, aby zwyciężać naszą śmierć i darzyć nas życiem, które nie zna końca. Chrystus zespolił się z tobą tak, że nawet śmierć tego zjednoczenia nie zniszczy. Jest to nasza nadzieja na dziś, na nasze teraz. Dlatego razem z Psalmistą śpiewamy: „Błogosławię Pana, który dał mi rozsądek, bo serce me napomina mnie nawet nocą. Zawsze stawiam sobie Pana przed oczy, On jest po mojej prawicy, nic mną nie zachwieje” (Ps 16, 7, 8). „My wszyscy - jak mówi św. Piotr - jesteśmy świadkami” (Dz 2, 32).
Ukochani Bracia i Siostry!
Ewangelia mówi: „Oddaliły się więc od grobu z bojaźnią, lecz równocześnie z wielką radością, i pobiegły, aby zanieść tę nowinę Jego uczniom. Wtedy Jezus zastąpił im drogę i rzekł: «Witajcie!» A one zbliżyły się i objąwszy nogi Jego złożyły Mu hołd...”
Niech nasza radość będzie dzisiaj większa niż bojaźń. Niech odwaga głoszenia Jego obecności z nami, będzie większa niż nieśmiałość. Niech uczniowie Jezusowi, nawet ci najbardziej ukryci, usłyszą dobrą nowinę o Jego życiu, obecności, zwycię­stwie, nawet nad śmiercią. Niech na naszych drogach życia sta­nie On sam, w znakach, w jasności łaski tak wyraźnej, żeby na­sze myśli nie miały wątpliwości, żeby nadzieja zmieniła się w doświadczenie.
Żeby wam, którzy kochacie Go, modlicie się, uczestniczycie w życiu Jego Kościoła, powiedział, jak tamtym kobietom, przy­jacielskie: „witajcie”! Żeby zadrżało radośnie serce ludzi cier­piących, zagubionych, odtrąconych, grzesznych... On staje na drodze, aby być blisko, objąć życzliwie, przekreślić samotność i bezsilność... On jest!!
Opowiadają, że wspaniała pielęgniarka z obozu zagłady, Stanisława Leszczyńska, która jest kandydatką na ołtarze za heroizm ratowania matek rodzących dzieci i niemowląt przy­chodzących na świat w nieludzkiej sytuacji, miała takie pokorne powiedzenie: „W każdym z nich widać wyraźnie Jezusa Chrystusa”. Trzeba mieć wspaniałe oczy miłości, aby tak widzieć i ogromną duszę, aby tyle ryzykować z miłości do człowieka.
Dla takich, Ten, który w dzisiejszej Ewangelii zastąpi im drogę, staje się najpewniejszym przywołaniem do szczęścia.
Na kartkach niedokończonej sztuki dla teatrzyku amator­skiego, autor, ks. Aleksander Szyszko wymyślił scenę, jak dla dzieci: Oto idą, aby coś spsocić, z całą lekkomyślnością wieku, i wtedy spotykają Jezusa, który ich zatrzymuje i mówi: „Witaj­cie”, a one, jak w opowieści dla dzieci cieszą się spotkaniem i zapominają o swoich zamiarach...
Gdybym był pewny, że Jego, Jezusa, Boga, spotkam, to drżałbym całe życie” - twierdzi Alex Bell...
Na jakimś zakręcie drogi usłyszymy: „Witajcie”...


kwietnia 13, 2017

Dałem wam przykład...

kwietnia 13, 2017

Dałem wam przykład...
Wielki Czwartek Wieczerzy Pańskiej

Z Ewangelii według Świętego Jana
Było to przed Świętem Paschy. Jezus, wiedząc, że nadeszła godzina Jego, by przeszedł z tego świata do Ojca, umiłowawszy swoich na świecie, do końca ich umiłował. W czasie wieczerzy, gdy diabeł już nakłonił serce Judasza Iskarioty, syna Szymona, aby Go wydał, Jezus, wiedząc, że Ojciec oddał Mu wszystko w ręce oraz że od Boga wyszedł i do Boga idzie, wstał od wieczerzy i złożył szaty. A wziąwszy prześcieradło, nim się przepasał. Potem nalał wody do misy. I zaczął obmywać uczniom nogi i ocierać prześcieradłem, którym był przepasany. Podszedł więc do Szymona Piotra, a on rzekł do Niego: «Panie, Ty chcesz mi umyć nogi?» Jezus mu odpowiedział: «Tego, co Ja czynię, ty teraz nie rozumiesz, ale poznasz to później». Rzekł do Niego Piotr: «Nie, nigdy mi nie będziesz nóg umywał». Odpowiedział mu Jezus: «Jeśli cię nie umyję, nie będziesz miał udziału ze Mną». Rzekł do Niego Szymon Piotr: «Panie, nie tylko nogi moje, ale i ręce, i głowę!» Powiedział do niego Jezus: «Wykąpany potrzebuje tylko nogi sobie umyć, bo cały jest czysty. I wy jesteście czyści, ale nie wszyscy». Wiedział bowiem, kto Go wyda, dlatego powiedział: «Nie wszyscy jesteście czyści». A kiedy im umył nogi, przywdział szaty i znów zajął miejsce przy stole, rzekł do nich: «Czy rozumiecie, co wam uczyniłem? Wy Mnie nazywacie „Nauczycielem” i „Panem”, i dobrze mówicie, bo nim jestem. Jeżeli więc Ja, Pan i Nauczyciel, umyłem wam nogi, to i wy powinniście sobie nawzajem umywać nogi. Dałem wam bowiem przykład, abyście i wy tak czynili, jak Ja wam uczyniłem». (J 13,1-15)

KOMENTARZ DO EWANGELII

Jesteśmy zaskoczeni dzisiejszą Ewangelią. W tak uroczystej chwili, kiedy Kościół przypomina ustanowienie Eucharystii i Ka­płaństwa, odczytywana jest nam Ewangelia o zabiegach higienicz­nych, myciu nóg, jest to jednak fragment najbardziej stosowny na tę okazję. Tak, jak Eucharystia ściśle łączy się z Kapłaństwem, tak oba te Sakramenty mocno są związane z posługą obmywania nóg i z jej symboliką.
Najpierw Eucharystia. Jezus ustanawia ten sakrament jako po­siłek. Jeszcze dzisiaj widać wyraźnie, podczas bardziej uroczystych posiłków, wielką różnicę między tymi, którzy jedzą i tymi, którzy usługują. Sam Pan Jezus jest Autorem przypowieści, w której Pan nakazuje słudze wracającemu z pola obsłużyć najpierw swego gos­podarza. Potem dopiero może usiąść i zaspokoić swój głód. Uczta eucharystyczna jest zupełnie inna. Oto Pan panów i Król królów spełnia przy tej uczcie nie tylko najniższe posługi - umywanie nóg - ale sam staje się pokarmem pod postacią chleba i wina.
Następnie Kapłaństwo. Eucharystia może być sprawowana tylko dzięki posłudze kapłanów. Kiedy rozważamy istotę sakramental­nego kapłaństwa, kiedy zaczynamy rozumieć, co znaczy teologiczne określenie "in persona Christi", ogarnia nas zdumienie, że człowiek może posiadać tak wielką godność, tak wielką moc i tak wielką władzę. To wszystko uzyskuje się przez udział w kapłaństwie Jedynego i Najwyższego Kapłana. Jezus jest obecny w Kościele nie tylko w tej najświętszej Rzeczy, jaką jest Eucharystia. Obecny jest również w słowach, działaniu - w osobie każdego kapłana. Jest to oczywiście obecność inna. W Najświętszej Rzeczy Pan Jezus jest obecny bez żadnych ograniczeń, bo rzeczy całkowicie podlegają władzy Boga. Obecność w osobie człowieka, możliwość posłużenia się człowiekiem, ograniczone są wolnością osoby. Choć Bóg działa przez kapłana ex operę operato, to przecież skuteczność oddziaływania słów i sakramentów zależy również od tego, w jakim stopniu kapłan oddaje się do dyspozycji Boga. Aby w słowach, działaniu i duszy kapłana było coraz więcej Chrystusa, kapłan ma się coraz bardziej uniżać, aby Chrystus mógł wzrastać. Coraz mniej ambicji, zaufania we własne siły, talenty i zdolności, a coraz większe zawierzenie i zdanie się na Boga.
Skuteczność pełnienia funkcji kapłańskich nie zależy od wykształcenia, energii i pomysłów duszpasterskich. O wiele bardziej zależy to od pokory kapłana. Dlatego właśnie w Wielki Czwartek kapłan, za wzorem swojego Mistrza, ma umywać nogi, a przez całe życie ma służyć Braciom i Siostrom.
Kojarzenie Eucharystii i Kapłaństwa z czymś tak codziennym i powszednim, jak zabiegi higieniczne, ma nam jeszcze uświadomić, że Eucharystia nie jest wydarzeniem wyłącznie świątecznym. Ma ona być naszym codziennym pokarmem. Również kapłan nie może być postacią, która pojawia się w naszym życiu tylko w wyjątkowych okazjach. Kapłan powinien być na co dzień dobrym znajomym i wy­próbowanym przyjacielem.

...i wyście powinni sobie nawzajem umywać nogi!
Jezus jest świadomy swojego odejścia, ale najpierw musi wiele wycierpieć, nie tylko na duszy, ale i na ciele.
Nie myśli i nie koncentruje się jednak wyłącznie na sobie, ale otacza wszystkich bezgraniczną miłością.
Każdy gest, każde Jego słowo jest tego wyrazem.
To tu, podczas ostatniej pożegnalnej wieczerzy, dokonują się wielkie rzeczy: ustanowienie Sakramentu Kapłaństwa i Eucharystii, która staje się ogromnym i niesamowitym darem Jego Ofiarnej i Pokornej Miłości, Jego nieustannej składanej za nas ofiary.
To, co czyni Jezus, szokuje nie tylko Jego uczniów, ale myślę, że i każdego z nas. Jezus, który jest Bogiem, staje się sługą człowieka, bierze prześcieradło, przepasuje się, bierze misę z wodą i umywa po kolei nogi swoim uczniom.
To sam Bóg uniża i pochyla się przed człowiekiem, aby go obmyć i oczyścić z jego grzechów i wszelkiej niewierności.
Jezus zaprasza nas, abyśmy i my otaczali się taką pokorną i służebną miłością. Jak trudno nam się nieraz do takiej miłości zmobilizować, przełamać, aby naśladować swojego Mistrza i Pana, Jezusa Chrystusa.
Jezus jest świadom tego, że ten, który został umiłowany przez Niego do końca, zdradzi Go, wyda, sprzeda za trzydzieści srebrników jak jakiegoś przeciętnego niewolnika – pomimo tego otacza i darzy nadal wszystkich, nawet zdrajcę, swoją bezgraniczną miłością.

Czy potrafię naśladować Jezusa w tym, co On czyni?
Jezus pozostawia nam życiową lekcję miłości, pokory i wzajemnej służby.
Bądź świadomy tego, że każdy gest Twojej dobroci i miłości wobec innych może stać się tym Jezusowym umywaniem nóg, do którego On sam Cię zaprosił.


kwietnia 12, 2017

Zdrada Judasza

kwietnia 12, 2017

Zdrada Judasza
Wielka Środa

Z Ewangelii według Świętego Mateusza
Jeden z Dwunastu, imieniem Judasz Iskariota, udał się do arcykapłanów i rzekł: «Co chcecie mi dać, a ja wam Go wydam?» A oni wyznaczyli mu trzydzieści srebrników. Odtąd szukał sposobności, żeby Go wydać. W pierwszy dzień Przaśników przystąpili do Jezusa uczniowie i zapytali Go: «Gdzie chcesz, żebyśmy Ci przygotowali spożywanie Paschy?» On odrzekł: «Idźcie do miasta, do znanego nam człowieka i powiedzcie mu: „Nauczyciel mówi: Czas mój jest bliski; u ciebie urządzam Paschę z moimi uczniami”». Uczniowie uczynili tak, jak im polecił Jezus, i przygotowali Paschę. Z nastaniem wieczoru zajął miejsce u stołu razem z dwunastu uczniami. A gdy jedli, rzekł: «Zaprawdę, powiadam wam: jeden z was Mnie wyda». Bardzo tym zasmuceni, zaczęli pytać jeden przez drugiego: «Chyba nie ja, Panie?» On zaś odpowiedział: «Ten, który ze Mną rękę zanurzył w misie, ten Mnie wyda. Wprawdzie Syn Człowieczy odchodzi, jak o Nim jest napisane, lecz biada temu człowiekowi, przez którego Syn Człowieczy będzie wydany. Byłoby lepiej dla tego człowieka, gdyby się nie narodził». Wtedy Judasz, który miał Go wydać, rzekł: «Czyżbym ja, Rabbi?» Odpowiedział mu: «Tak, ty». (Mt 26,14-25)

REFLEKSJA

Od trzech dni towarzyszy nam w Liturgii postać tajemnicza i złowroga - nieszczęsny uczeń Jezusa - Judasz. W Wielki Ponie­działek gorszy się marnotrawstwem drogocennego olejku nardowego, wylewanego przez Marię na nogi Jezusa. W Wielki Wtorek zapowiedź jego zdrady jest zestawiona z zapowiedzią zaparcia się Piotra. Dzisiaj występuje jako centralna postać podczas przy­gotowań do ostatniej w życiu Jezusa Paschy.
Judasz zawsze intrygował ludzi. Jego uczynek podlegał bardzo surowej ocenie, ale jednocześnie jest w tej postaci coś, co bardzo przyciąga ciekawość ludzi. Odważę się powiedzieć, że wielu odnaj­duje w nim cząstkę siebie. Zainteresowanie Judaszem objawia się rozmaicie. Jest on obecny w ludowym obyczaju (palenie kukły Ju­dasza), jest on również bohaterem różnych utworów literackich. W ludowych misteriach pasyjnych jest to postać chyba najbardziej dramatyczna i barwna. Przyznam się, że sam również popełniłem dwie wersje „Męki Pańskiej” - dramatyczną i muzyczną. Okazało się, że i w jednym i drugim wypadku Judasz otrzymał do realizacji najlepsze teksty i melodie. W rodzimej literaturze mamy również niechlubny wypadek powieści pod tytułem „Według Judasza”. Autor (Panas) tego współczesnego apokryfu zupełnie świadomie stawia Judasza przed Jezusem i stara się usprawiedliwić jego zdradę.
Ta bliska znajomość z Judaszem, a nawet pewne pokrewień­stwo duchowe, znajduje wytłumaczenie w dzisiejszej Ewangelii. Na zapowiedź Pana Jezusa: „Zaprawdę powiadam wam: jeden z was mnie zdradzi”, Apostołowie zaczęli pytać jeden przez drugiego: „Chyba nie ja, Panie”. Judasz jest jednym z nas, a my wcale nie jesteśmy tacy pewni siebie i razem z nim pytamy: „Czy to nie ja, Nauczycielu?”
Obyśmy nigdy nie musieli usłyszeć takiej odpowiedzi Chrystusa, jaką usłyszał Judasz: „Tak, to ty”.
Najbardziej jednak intryguje nas dramat tego człowieka. Jest on jak postać z greckiej tragedii, nad którą ciąży ananke - prze­znaczenie, którego w żaden sposób nie można uniknąć. Mamy róż­ne swoje powody, żeby przypuszczać, że i my jesteśmy oddani we władanie ananke, że nad nami również ciąży jakieś fatum, że za­graża nam - i to od naszego wnętrza - jakieś zło, którego nie możemy uniknąć.
Myśl o przeznaczeniu zawarta jest przecież w słowach Jezusa. Syn Człowieczy odchodzi, jak o Nim jest napisane. Wszystko dzieje się według pewnego planu, a Judasz jest jego elementem. Czyż więc ten nieszczęsny człowiek mógł przeciwstawić się roli, która mu została wyznaczona w scenariuszu, który został napisany przez samego Boga? Trzeba odpowiedzieć, że Judasz i każdy z nas ma taką możliwość. Pan Jezus mówi bowiem o odpowiedzialności: „Biada temu człowiekowi”. Skoro odpowiedzialność Judasza była tak wielka: „Byłoby lepiej, dla tego człowieka, gdyby się nie narodził”, to możliwość wyboru i wolność podejmowanej decyzji była równie wielka.
Ponadto, Judasz nie był człowiekiem, któremu nie dano żadnej szansy. Kiedy przystąpił do realizowania swoich podłych zamiarów, gdy z całą zgrają przybył do Ogrójca, Jezus potraktował go bardzo przyjacielsko. Jak koło ratunkowe, skierował do niego pytanie: „Przyjacielu, po coś przyszedł?”
Między tym pytaniem, a wyrokiem: „Judaszu, pocałunkiem zdradzasz Syna Człowieczego”, było dość czasu na szczerą spowiedź i skruchę, Judasz z tej szansy nie skorzystał, bo na pytanie Jezusa -zamilkł.
Każdemu z nas dana jest szansa. Każdego pyta Jezus głosem sumienia. Nie wolno nam tej szansy zmarnować. Nie wolno nam milczeć.
W dniu dzisiejszym nie chodzi o to, abym z politowaniem lub złością oceniał Judasza, ale przyjrzał się sobie i odpowiedział na pytanie: Jakie są moje zdrady? Nie upieraj się, że Ciebie to nie dotyczy, tylko w klimacie modlitwy poproś Pana, aby wskazał Ci Twoje niewierności. Dalej, przynieś je pod krzyż i zostaw tam. Następnie proś o doświadczenie Bożej miłości, która przebacza.


kwietnia 11, 2017

Zapowiedź zdrady Judasza i zaparcia się Piotra

kwietnia 11, 2017

Zapowiedź zdrady Judasza i zaparcia się Piotra
Wielki Wtorek

Z Ewangelii według Świętego Jana
W czasie wieczerzy z uczniami Jezus wzruszył się do głębi i tak oświadczył: «Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Jeden z was Mnie wyda». Spoglądali uczniowie jeden na drugiego, niepewni, o kim mówi. Jeden z Jego uczniów – ten, którego Jezus miłował – spoczywał na Jego piersi. Jemu to dał znak Szymon Piotr i rzekł do niego: «Kto to jest? O kim mówi?» Ten, oparłszy się zaraz na piersi Jezusa, rzekł do Niego: «Panie, któż to jest?» Jezus odparł: «To ten, dla którego umoczę kawałek chleba i podam mu». Umoczywszy więc kawałek chleba, wziął i podał Judaszowi, synowi Szymona Iskarioty. A po spożyciu kawałka chleba wstąpił w niego Szatan. Jezus zaś rzekł do niego: «Co masz uczynić, czyń prędzej!» Nikt jednak z biesiadników nie rozumiał, dlaczego mu to powiedział. Ponieważ Judasz miał pieczę nad trzosem, niektórzy sądzili, że Jezus powiedział do niego: «Zakup, czego nam potrzeba na święto», albo żeby dał coś ubogim. On więc po spożyciu kawałka chleba zaraz wyszedł. A była noc. Po jego wyjściu rzekł Jezus: «Syn Człowieczy został teraz otoczony chwałą, a w Nim Bóg został chwałą otoczony. Jeżeli Bóg został w Nim otoczony chwałą, to i Bóg Go otoczy chwałą w sobie samym, i to zaraz Go chwałą otoczy. Dzieci, jeszcze krótko jestem z wami. Będziecie Mnie szukać, ale – jak to Żydom powiedziałem, tak i teraz wam mówię – dokąd Ja idę, wy pójść nie możecie». Rzekł do Niego Szymon Piotr: «Panie, dokąd idziesz?» Odpowiedział Mu Jezus: «Dokąd Ja idę, ty teraz za Mną pójść nie możesz, ale później pójdziesz». Powiedział Mu Piotr: «Panie, dlaczego teraz nie mogę pójść za Tobą? Życie moje oddam za Ciebie». Odpowiedział Jezus: «Życie swoje oddasz za Mnie? Zaprawdę, zaprawdę, powiadam ci: Kogut nie zapieje, aż ty trzy razy się Mnie wyprzesz». (J 13,21-33. 36-38)

REFLEKSJA

Szymon, rybak z Galilei, którego Jezus nazwał Piotrem - Skałą, zupełnie nie odpowiadał swoim charakterem temu imieniu. Jemu samemu wydawało się wprawdzie, że jest silny, odważny i wierny. Zapewniał Pana Jezusa: „Życie moje oddam za Ciebie”. Jezus jed­nak znał lepiej swojego ucznia i odpowiedział mu na to: „Życie swe oddasz za Mnie? Zaprawdę, zaprawdę powiadam ci: Kogut nie za­pieje, aż ty trzy razy się Mnie wyprzesz”. Wiadomo, że Piotr odpowiedział na to: „Choćby mi przyszło umrzeć z Tobą, nie zaprę się Ciebie”. To, co stało się potem, przy akompaniamencie piania kogutów, świadczy dobitnie o tym, że Piotr wcale nie był skałą, lecz raczej lotnym piaskiem i przemieszczającą się kurzawką. Czy na takim gruncie można budować cokolwiek? Czy na takim fundamen­cie można budować Kościół, który miał przetrwać wieki i oprzeć się bramom piekielnym?.
Nasza Bazylika i okoliczne domy też są zbudowane na kurzawce. Jakie są skutki takiego budowania widać przy remoncie okolicznych domów. Pękające ściany trzeba spinać wielkimi szta­bami, te zaś ściągać śrubami. Czy to pomoże na długo? Bazylika jednak stoi już tyle lat i widać tylko niewielkie pęknięcia, nie większe niż rysy powstające w budowlach zbudowanych na stałym gruncie. Wiadomo jednak, że w pierwszej fazie budowy dokonano bardzo kosztownej petryfikacji gruntu. W ruchomej kurzawce zostały zainstalowane wielkie betonowe słupy i dopiero na nich położono fundamenty. Dzisiaj są różne metody utwardzania gruntu. Przez lotny piasek przepuszcza się wodę, a jednocześnie dokonuje się elektrolizy, umieszczając całe kubiki podłoża między elektro­dami. To powoduje, że piasek staje się piaskowcem.
Podobnej petryfikacji poddał się również Szymon, rybak z Ga­lilei, i wtedy stał się prawdziwym Piotrem, wtedy stał się skałą. W jaki sposób to się dokonało? Święty Mateusz opowiada w swej Ewangelii, że kiedy Piotr usłyszał pianie koguta, „wyszedł na zewnątrz i gorzko zapłakał” (Mt 26,75). Tak więc do lotnego piasku została doprowadzona woda. Z kolei, z Ewangelii św. Jana dowia­dujemy się, jaka to energia przepłynęła przez skruszone serce Piotra, powodując, że stał się on opoką Kościoła. Na trzykrotne pytanie Jezusa: „Miłujesz Mnie?” Piotr trzykrotnie odpowiada: „Ty wiesz, że Cię miłuję” (por J 21).
Skrucha i miłość. To wystarczyło, aby lotny piasek stał się skałą.
Nam wszystkim, słabym i chwiejnym ludziom, potrzebny jest taki zabieg petryfikacji. Wielki Tydzień jest czasem bardzo sto­sownym do stosowania takich zabiegów. W tym czasie trzeba zdo­być się na łzy współczucia dla cierpiącego Jezusa, ale jeszcze bardziej trzeba zapłakać nad sobą i nad swoimi grzechami. Jeśli w przeżywaniu Męki Pańskiej do łez żalu i skruchy dodamy wielką miłość dla cierpiącego Zbawiciela, Jego Męka stanie się dla nas pokrzepieniem i umocnieniem. Kto przejdzie przez „przepaść tej Męki”, wyjdzie umocniony. Wtedy i w nim, i na nim będzie można budować Kościół Chrystusowy.


Copyright © 2016 Homilie i rozważania , Blogger