Ukochani bracia i siostry.
Dzisiejsza Ewangelia, przeczytana przed chwilą, mówi nam o talentach. Talent w starożytności był największą jednostką monetarną. Jeden talent wynosił od 24 do 40 kg złota albo srebra, zależnie od czasu i miejsca. Chrystus posługując się w przypowieści obrazem talentu, chciał nam powiedzieć, że takim talentem jest wszystko, co otrzymujemy od Boga poprzez rodziców i społeczeństwo, a więc ciało, rozum, wola, różne uzdolnienia i lata naszego życia. Przypowieść ta weszła tak głęboko w ludzką kulturę, że dziś nikt już nie traktuje talentu jako jednostki monetarnej, ale jako ludzkie uzdolnienia.
Pan, który jest obrazem Boga, dał, jak mówi przypowieść, jednemu ze sług jeden talent, drugiemu dwa, a trzeciemu pięć. Ta nierówność wypływa z planów Bożych wobec każdego z nas, ze zadań, które są nam powierzone. Każdy otrzymał jednak tyle, że zadania te może wypełnić i za nie jest odpowiedzialny.
Po daniu tych talentów, Pan poleca sługom wykorzystywać je poprzez pracę, a sam wyjeżdża gdzieś daleko. Ten odjazd jest symbolem niewidzialności Boga.
Swoboda w korzystaniu z talentów może łatwo spowodować w nas wrażenie, że jesteśmy ich jedynymi właścicielami i zapomnienie, że kiedyś musimy zdać rachunek z ich używania. Po co ta przypowieść? Co ona nam mówi? Jezus przestrzega nas przed dramatem zakopanego i nieużywanego talentu:
Przyszedł
i ten, który otrzymał jeden talent, i rzekł: „Panie, wiedziałem,
że jesteś człowiekiem twardym: żniesz tam, gdzie nie posiałeś,
i zbierasz tam, gdzie nie rozsypałeś. Bojąc się więc, poszedłem
i ukryłem twój talent w ziemi. Oto masz swoją własność!”
Odrzekł mu pan jego: „Sługo zły i gnuśny! Wiedziałeś, że żnę
tam, gdzie nie posiałem, i zbieram tam, gdzie nie rozsypałem.
Powinieneś więc był oddać moje pieniądze bankierom, a ja po
powrocie byłbym z zyskiem odebrał swoją własność. Dlatego
odbierzcie mu ten talent, a dajcie temu, który ma dziesięć
talentów. Każdemu bowiem, kto ma, będzie dodane, tak że nadmiar
mieć będzie. Temu zaś, kto nie ma, zabiorą nawet to, co ma. A
sługę nieużytecznego wyrzućcie na zewnątrz – w ciemności! Tam
będzie płacz i zgrzytanie zębów”».
Jaka jest reakcja? Reakcja
obecnych na polecenie: „zabierzcie
mu ... dajcie temu, który ma dziesięć”
(Mt 25,28) jest spokojna. Tak u św. Mateusza. Św. Łukasz, który
opowiada prawie identyczną przypowieść (por. Łk 19,22n), notuje
protest: „Panie, ma już dziesięć”. U niego też znajdujemy
jaśniej wyrażoną myśl kończącą: „Uważajcie
więc, jak słuchacie. Bo kto ma, temu będzie dane, a kto nie ma,
temu zabiorą i to, co mu się wydaje, że ma”
(Łk 8,18). Widać ten tok rozumowania nie trafiał do przekonania
słuchaczy. Dziś także mamy jakieś odczucia, że niesłusznie,
że niesprawiedliwie. Bo jak to? Prawda, że ten trzeci nie był
produktywny, ale przecież żaden oszust, przechował talent w
całości, oddał bez uszczerbku. A że nic nie zarobił? No cóż,
może miał swoje racje obiektywne; ludzie wokół nas też nic nie
robią i jakoś żyją. Zawsze im coś tam wypłacą za samą
obecność... za podpisanie listy w miejscu pracy... Mówi się i
pisze, że teraz ma być inaczej. Oby! Tylko, że od
dziesięcioleci już tak do tego stanu społeczeństwo przywykło.
Niełatwo więc przyjąć i to orędzie ewangeliczne, że każdy sam,
na własną odpowiedzialność, własnym wysiłkiem, gorliwie
współpracując z łaską Bożą dorasta do nagrody wiecznej.
W
powieści B. Marshalla „Chwała
córy królewskiej” mamy
taki fragment: „Kiedy ksiądz Bonnyboat podniósł się, by
wygłosić kazanie, biskup przestraszył się, że zacznie on
wykrzykiwać swe ulubione frazesy, zachowane na wielkie okazje:
»Drodzy
bracia w Jezusie Chrystusie, żaden z was nie obudzi się nagle w
niebie dziwiąc się, jakim cudem dostał się tutaj«”.
Ale takie sformułowanie, często i w taki sposób powtarzane,
iż może stać się frazesem, jednak nie przestaje być prawdą.
O niej to warto pomyśleć w atmosferze obrachunku, bo to i
Zaduszki za nami, i rok kościelny zbliża się do końca, i życie
coraz szybciej nam ucieka.
Otóż
z tego, cośmy dzisiaj ze słowa Bożego usłyszeli, nie ulega
wątpliwości, że według nauki Pana Jezusa: 1. Nie ma
odpowiedzialności zbiorowej; 2. Każdy odpowiadać będzie
osobiście za swoje własne postępowanie, każdy zda sprawę z
włodarstwa swego własnego żywota; 3. Odpowiedzialność
będzie zróżnicowana w zależności od wyposażenia, które
zostało nam dane. Trudno jest mieć pretensje, że jeden otrzymał
więcej, drugi mniej, a ktoś inny całkiem mało. Ważny jest wkład
własnego wysiłku, proporcjonalny do darów otrzymanych; 4. Nikt też
nie będzie się mógł tłumaczyć ani obawą ryzyka, ani innymi
trudnościami, że nie warto, że się nie opłaca, że
wystarczy zwrócić: oto masz swoją własność; 5. Liczy się
wysiłek własny, choćby nieudolny, ciągle na nowo podejmowany,
choćby się życie ciągle rozsypywało, choćby człowiek
dobijający do drugiego brzegu stwierdzał z przerażeniem - jak
mi napisano niedawno: „Życie utraciło wszelki sens, treść, bo
zniweczono i zdeptano we mnie to wszystko, bez czego nie sposób żyć.
A jednak żyję, ale to katorga duchowa, bez wyjścia, ślepy tor.
Nie mam 20 lat, a 60, życie zaś kończy się tak marnie, tak
marnie...”. Nawet wtedy, gdyby ktoś czuł się „zdeptany
na proch”,
nie traci szansy na pochwałę: „Dobrze,
sługo dobry i wierny... byłeś wierny w niewielu rzeczach”...
(Mt 25,21). Byleby tylko nie zrezygnować, nie machnąć ręką,
nie powiedzieć: jest mi wszystko jedno. Bo wtedy wchodzi się w
ciemność zwątpienia i łatwo zgubić swój własny maleńki okruch
talentu, zdobyty z takim wysiłkiem... Oto kilka chwil zamyślenia
nad dzisiejszym Słowem.
Ukochani
Bracia i Siostry, czego nas jeszcze uczy dzisiejsza Ewangelia?
W
dzisiejszej Ewangelii Jezus poucza nas wyraźnie, jak powinniśmy
oczekiwać Jego powtórnego przyjścia. Nasze czuwanie nie może
być bezczynnością. Nie możemy bezczynnie wypatrywać końca
świata. Jezus
zachęca nas do aktywnego bycia w świecie.
Opowiada w tym celu przypowieść o talentach. „Podobnie
też [jest] jak z pewnym człowiekiem, który mając się udać w
podróż, przywołał swoje sługi i przekazał im swój
majątek. Jednemu dał pięć talentów, drugiemu dwa, trzeciemu
jeden, każdemu według jego zdolności” (Mt
25,14-15). Owym człowiekiem, który udaje się w podróż, jest
oczywiście Pan Bóg. My zaś jesteśmy Jego sługami. Otrzymujemy od
Boga "talenty", to znaczy różnego rodzaju dary.
Darem Bożym jest nasze życie, zdrowie. Darem Bożym są dobra
materialne, które posiadamy. Nasza mądrość, wiedza, umiejętności.
Jezus przypomina nam, że to wszystko, co od Boga otrzymaliśmy,
powinniśmy właściwie w życiu wykorzystać. Powinniśmy
pomnożyć otrzymane dary. Dlatego Jezus w dzisiejszej Ewangelii
pochwala pierwszych dwóch ludzi, którzy przynoszą swemu panu
więcej talentów, niż otrzymali. Każdemu z nich pan rzecze:
„Dobrze,
sługo dobry i wierny! Byłeś wierny w rzeczach niewielu, nad
wieloma cię postawię: wejdź do radości twego pana” (Mt
25,21). Byśmy mogli usłyszeć od Jezusa podobne słowa, gdy
przyjdzie powtórnie na ziemię - a wiemy, że przyjdzie na pewno -
musimy już teraz czynić dobro w zakresie możliwości, które od
Boga otrzymaliśmy. Żyć znaczy żyć dla innych. Z myślą więc o
innych wykorzystujmy właściwie nasze zdolności, nasze dobra
materialne; to wszystko, co posiadamy i czym jesteśmy.
Sługa,
który czekał bezczynnie na przyjście pana i nie wykorzystał
powierzonego mu talentu, zostaje nazwany przez Jezusa
„sługą złym i gnuśnym” (Mt
25,26). Należy on do tej kategorii osób, które nie ufają Bogu,
które zawsze narzekają. Jakże często spotykamy ludzi, którzy nie
potrafią myśleć pozytywnie i widzą wszystko w czarnych kolorach.
Myślą, że nie warto czynić dobra, że lepiej troszczyć się
tylko o siebie i że czymś absurdalnym jest służba innym. Przed
taką postawą przestrzega nas dzisiaj Jezus bardzo wyraźnie. Myli
się więc ten, kto mówiąc: „nie czynię nic złego, nie zajmuję
się sprawami innych ludzi”, jest przekonany o własnej świętości.
Nie. Nie
wystarczy unikać tylko zła.
Jezus
oczekuje od nas życia aktywnego – czynienia dobra w nas i
wokół nas.
Oczywiście każdy z nas, zależnie od możliwości i miejsca, w
którym żyje, znajduje własną drogę pomnażania talentów. Nie ma
tutaj rozwiązań uniwersalnych. Potrzebna jest jednak zawsze
wrażliwość serca i szczera chęć bycia darem dla innych.
We
właściwym wykorzystaniu otrzymanych darów i zdolności niezmiernie
pomocne są nam - trochę zapomniane dzisiaj - cnoty. Czym są cnoty?
Jak przypomina Katechizm
Kościoła Katolickiego: „cnota
jest trwałą dyspozycją do czynienia dobra” (KKK 1803). Pozwala
osobie nie tylko wypełniać dobre czyny, ale także dawać z siebie
to, co najlepsze. Rozróżniamy cnoty teologalne: wiary, nadziei
i miłości, które odnoszą się bezpośrednio do Boga. Uzdalniają
one chrześcijan do życia w jedności z Trójcą Świętą. Są też
cnoty ludzkie, które regulują nasze czyny, porządkują nasze
uczucia i kierują naszym postępowaniem zgodnie z rozumem i
wiarą. Zapewniają one łatwość, pewność i radość w
prowadzeniu życia moralnie dobrego. Pośród cnót ludzkich
wyróżniamy roztropność, sprawiedliwość, męstwo i umiarkowanie.
Roztropność byłaby na przykład umiejętnością rozeznania w
każdej okoliczności naszego prawdziwego dobra i wyboru właściwych
środków do jego pełnienia. Roztropność jest niezmiernie
ważna, ponieważ czasem pod pozorem dobra może ukrywać się zło.
Musimy być roztropni, by nie wybierać zła. Nie należy mylić
roztropności ani z nieśmiałością czy strachem, ani z
dwulicowością czy udawaniem. Jest ona umiejętnością rozeznania
dobra, które należy czynić i zła, którego należy unikać.
Cnoty
wymagają pracy nad sobą. Kształtujemy je przez całe życie. W
trudzie, bardzo powoli. Jeśli stajemy się roztropni, mężni,
sprawiedliwi, zaczynamy traktować czynienie dobra jako coś
oczywistego. Wówczas nie jesteśmy już „sługami
gnuśnymi i złymi” -
jak mówi dzisiejsza Ewangelia - ale tymi, którzy pomnażają
otrzymane od Boga dary i budują królestwo Boże na ziemi.
Módlmy
się w tej Mszy świętej o to, abyśmy potrafili docenić to
wszystko, co dał nam Bóg. Niech nasze życie nie będzie bezczynnym
oczekiwaniem końca świata. Niech będzie dzieleniem się z innymi
tym, co w nas najpiękniejsze i najcenniejsze. Amen.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz