Zdarza
się, że ludzie myślą, iż wiara w Chrystusa jest najlepszą gwarancją
sukcesu. Modlą się, chodzą do kościoła, spowiadają się spełniają więc
wszystko to, co potrzeba.
Wierzą,
gdyż wiara w Boga daje im osobisty komfort, jest ucieczką przed
niepewną przyszłością, stanowi odpowiedź na osobiste zapotrzebowania
rozumu i serca.
Niektórzy
myślą: "Robię to, co do mnie należy, więc Bóg powinien zrobić
swoje...". Sytuacja taka, swego rodzaju stan równowagi i zadowolenia z
jednej przynajmniej strony, może trwać nieraz całe lata. Przychodzi
jednak moment, kiedy Bóg poddaje próbie naszą wiarę. Burzy nieraz w
jednym momencie osiągnięty stan powodzenia, samozadowolenia, spokoju.
Przychodzi chwila, kiedy drogi Boże rozchodzą się z tymi naszymi,
misternie przemyślanymi, wyliczonymi dobrze, co do ostatniego kroku...
Przychodzi chwila cierpienia.
Spotkaliśmy
zapewne i my ludzi, którzy właśnie w momencie, kiedy cień krzyża
położył się na ich życiu, kiedy stanęli wobec śmierci osób sobie
bliskich - matki, męża, brata, przyjaciółki, dziecka - odeszli od Boga,
czując się oszukani i porzuceni. "To tak?..."; "Przecież się modliłem",
"przecież byłam poprawna...", a Bóg o mnie zapomniał?
Dzisiaj usłyszeliśmy bardzo jasne słowa Chrystusa: "Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje" (Mk 8, 34).
Moi Drodzy! Chcąc
iść za Chrystusem, trzeba zaakceptować fakt, że na ziemi nie będziemy
nigdy w pełni szczęśliwi. Tak, to prawda, że Bóg powierzył nam zadanie
przemieniania rzeczywistości. Mamy moralny obowiązek walczyć ze złem, z
cierpieniem fizycznym i moralnym. Bóg pragnie, abyśmy czynili nasze życie
lepszym, łatwiejszym, bardziej ludzkim. Niemniej jednak złudzeniem
byłoby uleganie pokusie stworzenia raju na ziemi. Realistycznie patrząc
na naszą rzeczywistość, nie możemy nie dostrzec, że jest w niej miejsce
na wszystko: na radość i na smutek; na wielkie sukcesy i upokarzające
porażki; na momenty szczęścia i głębokie depresje... Tak, jak istnieje
dzień - istnieje także i noc; róże zachwycają nas kolorami swoich
kwiatów, ale ranią cierniem...
Pan
Bóg nie jest więc "polisą ubezpieczeniową". Nie obiecuje łatwego życia,
opłaconego kilkoma gestami pamięci czy poprawnością działania. Jezus
wie, że w naszym życiu jest miejsce na krzyż. Dlatego zachęca nas do
dźwigania go. Co więcej, sam dał nam przykład. Uczmy się od Niego
cierpliwości w trudnościach, samozaparcia, dalekowzroczności.
Cóż
daje nam wiara, jeśli nie chroni nas od cierpienia? Czy wobec tego
warto być chrześcijaninem? Myślę, że tak! Wiara oznacza zaufanie -
powierzenie się Bogu. Sprawia więc, że w momentach nieuniknionego krzyża
nie jesteśmy samotni. Właśnie w takich momentach jest przy nas ktoś,
kto trzyma nas za rękę. Z kim możemy śmielej patrzeć w przyszłość. Jezus
dźwiga z nami nasz krzyż. Tak wiele osób nie byłoby w stanie przeżyć
nawet jednej godziny cierpienia fizycznego, odrzucenia, zapomnienia,
odepchnięcia, gdyby nie świadomość, że Jezus, który także powoli
umierał, był odrzucony i samotny, jest przy nich!
Wiara
daje nam pewność, że chociaż cierpienie jest tajemnicą (to znaczy
często nie potrafimy racjonalnie je uzasadnić i jesteśmy w stanie
zrozumieć je tylko do pewnego momentu), to jednak ma ono sens! Może być
ofiarowane, "dołączone do cierpienia" Chrystusa. Może stać się wielką
pieczęcią wierności. Nikt nie może kwestionować wiary człowieka w
cierpieniu. Może stać się naszym osobistym wkładem w dzieło odkupienia
świata!
Wiara
mówi nam też, że lepiej cierpieć niż zadawać cierpienie. Kiedy bowiem
dźwigamy krzyż - jesteśmy przyjaciółmi Chrystusa. Upodabniamy się do
Niego! Oby Bóg Ojciec odnalazł w nas rysy swego ukrzyżowanego Syna!
Chrystus zaprasza: "Jeśli kto chce pójść za Mną (...), niech mnie naśladuje!" (Mk
8,35). Nasza modlitwa z pewnością będzie miała większą wartość w oczach
Bożych, jeśli zostanie potwierdzona wiernością w trudnościach
życiowych. Będziemy mogli wzrastać w łasce Bożej naśladując
wielkoduszność Chrystusa, jego zdolność do całkowitego poświęcenia się
dla zbawienia innych. W szczególności starajmy się naśladować Pana w
Jego gotowości do przebaczenia uraz i krzywd.
"Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje". Nie
znaczy to, że mamy szukać cierpienia w naszym życiu czy sprawiać, że
będzie go coraz więcej! Nie! Wiara każe nam z nim walczyć. Mamy
przynosić ulgę, jeśli jest to możliwe, braciom i siostrom cierpiącym.
Mamy pocieszać, przełamywać samotność, budzić zaufanie, dzielić się
dobrym słowem... Może nieraz nie tyle przeraża nas wizja cierpienia,
ile raczej poczucie bezużyteczności, bycia ciężarem dla innych, czy
świadomość głębokiego opuszczenia.
Kiedy
jednak staniemy w cieniu krzyża, nie dramatyzujmy. Nie rozdzierajmy
szat w bezużytecznym oburzeniu. Nie oskarżajmy Boga o to, że nas
zaniedbał! Zaakceptujmy także tę rzeczywistość. Starajmy się zaufać Bogu
nawet wbrew nadziei. W każdej sytuacji pozostaje On naszym Ojcem,
kochającym nas Ojcem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz