września 14, 2018

24. Niedziela Zwykła (B) – Zaufać w cierpieniu

Zdarza się, że ludzie myślą, iż wiara w Chrystusa jest najlepszą gwarancją sukcesu. Modlą się, chodzą do kościoła, spowiadają się spełniają więc wszystko to, co potrzeba.
Wierzą, gdyż wiara w Boga daje im osobisty komfort, jest ucieczką przed niepewną przyszłością, stanowi odpowiedź na osobiste zapotrzebowania rozumu i serca.
Niektórzy myślą: "Robię to, co do mnie należy, więc Bóg powinien zrobić swoje...". Sytuacja taka, swego rodzaju stan równowagi i zadowolenia z jednej przynajmniej strony, może trwać nieraz całe lata. Przychodzi jednak moment, kiedy Bóg poddaje próbie naszą wiarę. Burzy nieraz w jednym momencie osiągnięty stan powodzenia, samozadowolenia, spokoju. Przychodzi chwila, kiedy drogi Boże rozchodzą się z tymi naszymi, misternie przemyś­lanymi, wyliczonymi dobrze, co do ostatniego kroku... Przychodzi chwila cierpienia.
Spotkaliśmy zapewne i my ludzi, którzy właśnie w momencie, kiedy cień krzyża położył się na ich życiu, kiedy stanęli wobec śmierci osób sobie bliskich - matki, męża, brata, przyjaciółki, dziecka - odeszli od Boga, czując się oszukani i porzuceni. "To tak?..."; "Przecież się modliłem", "przecież byłam poprawna...", a Bóg o mnie zapomniał?
Dzisiaj usłyszeliśmy bardzo jasne słowa Chrystusa: "Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje" (Mk 8, 34).
Moi Drodzy! Chcąc iść za Chrystusem, trzeba zaakceptować fakt, że na ziemi nie będziemy nigdy w pełni szczęśliwi. Tak, to prawda, że Bóg powierzył nam zadanie przemieniania rzeczywistości. Mamy moralny obowiązek walczyć ze złem, z cierpieniem fizycznym i moralnym. Bóg pragnie, abyśmy czynili nasze życie lepszym, łatwiejszym, bardziej ludzkim. Niemniej jednak złudzeniem byłoby uleganie pokusie stworzenia raju na ziemi. Realistycznie patrząc na naszą rzeczywistość, nie możemy nie dostrzec, że jest w niej miejsce na wszystko: na radość i na smutek; na wielkie sukcesy i upokarzające porażki; na momenty szczęścia i głębokie depresje... Tak, jak istnieje dzień - istnieje także i noc; róże zachwycają nas kolorami swoich kwiatów, ale ranią cierniem...
Pan Bóg nie jest więc "polisą ubezpieczeniową". Nie obiecuje łatwego życia, opłaconego kilkoma gestami pamięci czy popraw­nością działania. Jezus wie, że w naszym życiu jest miejsce na krzyż. Dlatego zachęca nas do dźwigania go. Co więcej, sam dał nam przykład. Uczmy się od Niego cierpliwości w trudnościach, samozaparcia, dalekowzroczności.
Cóż daje nam wiara, jeśli nie chroni nas od cierpienia? Czy wobec tego warto być chrześcijaninem? Myślę, że tak! Wiara oznacza zaufanie - powierzenie się Bogu. Sprawia więc, że w momentach nieuniknionego krzyża nie jesteśmy samotni. Właśnie w takich momentach jest przy nas ktoś, kto trzyma nas za rękę. Z kim możemy śmielej patrzeć w przyszłość. Jezus dźwiga z nami nasz krzyż. Tak wiele osób nie byłoby w stanie przeżyć nawet jednej godziny cierpienia fizycznego, odrzucenia, zapomnienia, odepchnięcia, gdyby nie świadomość, że Jezus, który także powoli umierał, był odrzucony i samotny, jest przy nich!
Wiara daje nam pewność, że chociaż cierpienie jest tajemnicą (to znaczy często nie potrafimy racjonalnie je uzasadnić i jesteśmy w stanie zrozumieć je tylko do pewnego momentu), to jednak ma ono sens! Może być ofiarowane, "dołączone do cierpienia" Chrys­tusa. Może stać się wielką pieczęcią wierności. Nikt nie może kwestionować wiary człowieka w cierpieniu. Może stać się naszym osobistym wkładem w dzieło odkupienia świata!
Wiara mówi nam też, że lepiej cierpieć niż zadawać cierpienie. Kiedy bowiem dźwigamy krzyż - jesteśmy przyjaciółmi Chrystusa. Upodabniamy się do Niego! Oby Bóg Ojciec odnalazł w nas rysy swego ukrzyżowanego Syna! Chrystus zaprasza: "Jeśli kto chce pójść za Mną (...), niech mnie naśladuje!" (Mk 8,35). Nasza modlitwa z pewnością będzie miała większą wartość w oczach Bożych, jeśli zostanie potwierdzona wiernością w trudnościach życiowych. Będziemy mogli wzrastać w łasce Bożej naśladując wielkoduszność Chrystusa, jego zdolność do całkowitego poświę­cenia się dla zbawienia innych. W szczególności starajmy się naśladować Pana w Jego gotowości do przebaczenia uraz i krzywd.
"Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje". Nie znaczy to, że mamy szukać cierpienia w naszym życiu czy sprawiać, że będzie go coraz więcej! Nie! Wiara każe nam z nim walczyć. Mamy przynosić ulgę, jeśli jest to możliwe, braciom i siostrom cierpiącym. Mamy pocieszać, przełamywać samotność, budzić zaufanie, dzielić się dobrym słowem... Może nieraz nie tyle przeraża nas wizja cierpie­nia, ile raczej poczucie bezużyteczności, bycia ciężarem dla innych, czy świadomość głębokiego opuszczenia.
Kiedy jednak staniemy w cieniu krzyża, nie dramatyzujmy. Nie rozdzierajmy szat w bezużytecznym oburzeniu. Nie oskarżajmy Boga o to, że nas zaniedbał! Zaakceptujmy także tę rzeczywistość. Starajmy się zaufać Bogu nawet wbrew nadziei. W każdej sytuacji pozostaje On naszym Ojcem, kochającym nas Ojcem.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2016 Homilie i rozważania , Blogger