Słowa Ewangelii według św. Mateusza. Gdy
Jezus wychodził z Kafarnaum, ujrzał człowieka siedzącego w komorze
celnej, imieniem Mateusz, i rzekł do niego: "Pójdź za Mną". On wstał i
poszedł za Nim. Gdy Jezus siedział w domu za stołem, przyszło wielu
celników i grzeszników i siedzieli wraz z Jezusem i Jego uczniami.
Widząc to, faryzeusze mówili do Jego uczniów: "Dlaczego wasz Nauczyciel
jada wspólnie z celnikami i grzesznikami?" On, usłyszawszy to, rzekł:
"Nie potrzebują lekarza zdrowi, lecz ci, którzy się źle mają. Idźcie i
starajcie się zrozumieć, co znaczy: «Chcę raczej miłosierdzia niż
ofiary». Bo nie przyszedłem powołać sprawiedliwych, ale grzeszników". Oto słowo Pańskie.
Refleksja nad Słowem Bożym
„Jeden jest Bóg i Ojciec wszystkich, który jest i działa ponad wszystkim, przez wszystkich, i we wszystkich”.
Temu,
Wszechmocnemu Bogu, spodobało się wybrać na swojego ucznia człowieka
pogardzanego przez wszystkich. Bo być celnikiem w Izraelu, to być
odsuniętym od swojego Narodu, to zaprzedać się na usługi rzymianom, to
być pogardzanym, to stać w świątyni jerozolimskiej z samego tyłu – dziś
powiedzielibyśmy – pod chórem. Stać i czekać na zmiłowanie Boże. Być
celnikiem, to nie usłyszeć od swoich ziomków żadnego dobrego słowa, nie
poczuć żadnego gestu miłości. W pewnym momencie nawet wielkie pieniądze,
które celnik posiadał, nie mogły przesłonić rozgoryczenia, żalu.
Wykonywał swoją pracę. Ktoś musiał ją robić. A może Mateusz był bardziej
litościwym dla innych, niż każdy inny celnik? A może w jego sercu
zadrgała jakaś nuta żalu, kiedy przychodziła uboga kobieta, składając
pieniądze na podatek, i mówiła: nie mam więcej, nie potrafię więcej dać?
Co czuł, siedząc na komorze celnej? Na pewno czuł nienawiść, która
emanowała w jego kierunku od jego rodaków przychodzących. Słyszał
złośliwe szepty i uwagi. Ale może było też miejsce w jego życiu, był
taki czas, kiedy cichutko, kiedy najmniej było ludzi, szedł do świątyni,
stawał tak, by nikt go nie zobaczył, by nikt z niego się nie śmiał, i
rozmawiał ze swoim Bogiem, i prosił Go o łaskę.
I
w tym wszystkim nie mógł nawet przewidzieć, nawet wyobrazić sobie, że
pewnego dnia Bóg stanie przed nim, i powie mu: “Pójdź za Mną”, że Ten
Bóg, którego wszyscy czczą, który jest Stwórcą nieba i ziemi, przyjdzie i
powie: naśladuj Mnie, zostaw to wszystko, co budzi w tobie niepokój, co
jest przyczyną twego gniewu, twej zgryzoty, twego żali, i pójdź za Mną,
a ja wskaże ci drogę doskonalszą, drogę, z której nie będziesz już
chciał zawrócić. Ty, poniżany przez wszystkich, staniesz się Moim
świadkiem.
Co
musieli czuć prawowierni Żydzi, gdy dowiedzieli się, że jednym z
uczniów Jezusa Chrystusa stał się celnik, grzesznik przez nich potępiany
i wyśmiewany? Pewnie zawód, rozgoryczenie, a później złość i nienawiść,
już nie tylko do Mateusza, ale również do Jezusa. Tylu sprawiedliwych
chodziło, a On powołał grzesznika. Tylu modlących się w świątyni, a On
przyszedł do tego i powołał tego, który do tej świątyni może ukradkiem
wchodził, i wybrał go do wielkiego dzieła. Wielu chciało, by Mistrz z
Nazaretu stanął przed nimi i powiedział: “Pójdź za Mną”, tak bardzo
fizycznie, bardzo cieleśnie chodź za Mną, patrz na Moje cuda, słuchaj
Mojej nauki. Wielu sprawiedliwych nie usłyszało tego, ale ten, w którego
sercu było miejsca na Boga, który – mimo wszystko – nie stracił
człowieczeństwa, nie sprzedał go za pieniądze rzymian.
Mateusz
przez chwilę pewnie się zawahał. Dwie wizje świata: bogactwo, dobra
pozycja, a z drugiej strony niepewność, ubóstwo Jezusa, o którym
słyszał, brak stałego miejsca zamieszkania, niepewność jutra. Co wybrać?
Za czym się opowiedzieć? Ale kiedy spojrzał w oczy Mistrza, zrozumiał,
że jeżeli nie pójdzie za Nim, popełni największy błąd w swoim życiu;
jeżeli nie zawierzy Mu zupełnie, to nigdy sobie tego nie daruje, że
żadne pieniądze świata nie są godne ani zdolne zastąpić tego spojrzenia,
tej dobroci, która emanowała od tego Człowieka. Słyszał o Nim wiele.
Teraz On pochyla się nad nim i mówi: “Pójdź za Mną”; mówi bez wyrzutów, z
łagodnością. A stojący dokoła dyszą nienawiścią, bo wybrał celnika. Jak
mogłeś tak uczynić? Dlaczego tak otaczasz się celnikami i grzesznikami?
Ja do nich przyszedłem, dla nich. Wy, sprawiedliwi, zawsze jesteście
przy Mnie. Czyż nie przypomina nam to przypowieści o synu marnotrawnym i
wyrzutów sprawiedliwego syna: Ojcze, całe życie ci służę, nigdy nic mi
nie dałeś, żebym urządził sobie chociaż ucztę z moimi przyjaciółmi, a
kiedy przyszedł ten grzesznik, to przyjąłeś go. Ten twój syn, to już nie
jest mój brat. Twój syn przyszedł, a ty go przyjąłeś, chociaż on
wszystko stracił.
Miłość
Boga jest niezmierzona. I w tej miłości przychodzi do najuboższych, do
nas, których serca są niejednokrotnie zranione, poszarpane, i mówi:
“Pójdź za Mną”, a Jego miłość zaczyna leczyć nasze wnętrze. Nie dziwmy
się temu, że ktoś po wielu latach nawraca się, że wraca do Boga, nawet
jeżeli wiódł życia godne potępienia. Dziwić się należy, jeżeli
chrześcijanin nie chce i nie umie zrozumieć, jak wielką miłością Bóg
obdarzył grzeszników, że dla grzeszników przyszedł. Sprawiedliwi nie
potrzebowali Go aż tak bardzo, ale ci odsunięci na margines.
Bóg,
z leczącą miłością, staje dzisiaj przede mną i mówi: “Pójdź za Mną”,
już nie tak fizycznie, ale naśladuj Mnie: nie pokładaj całej nadziei w
bogactwie, w dorobku swego życia, bo i tak na drugą stronę życia
niczego, oprócz miłości, ze sobą nie zabierzesz. Jaką odpowiedź dam
Bogu, gdy dzisiaj pochyli się nade mną i wypowie swoje pełne łagodności i
miłości “Pójdź za Mną”? Czy zawaham się?
“Jeden
jest Bóg i Ojciec, który jest i działa ponad wszystkimi, przez
wszystkich i we wszystkich”. Ojcze, zadziałaj dzisiaj w moim sercu!
AMEN.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz