Słowo Boże na dziś
Czwartek,
XXIV tydzień Okresu Zwykłego
Słowa
Ewangelii według św. Łukasza.
Jeden
z faryzeuszów zaprosił Jezusa do siebie na posiłek. Wszedł więc
do domu faryzeusza i zajął miejsce za stołem. A oto kobieta, która
prowadziła w mieście życie grzeszne, dowiedziawszy się, że jest
gościem w domu faryzeusza, przyniosła flakonik alabastrowy olejku i
stanąwszy z tyłu u nóg Jego, płacząc, zaczęła oblewać Jego
nogi łzami i włosami swej głowy je wycierać. Potem całowała
Jego stopy i namaszczała je olejkiem. Widząc to faryzeusz, który
Go zaprosił, mówił sam do siebie: "Gdyby On był prorokiem,
wiedziałby, co za jedna i jaka jest ta kobieta, która się Go
dotyka, że jest grzesznicą". Na to Jezus rzekł do niego:
"Szymonie, muszę ci coś powiedzieć". On rzekł:
"Powiedz, Nauczycielu". "Pewien wierzyciel miał dwóch
dłużników. Jeden winien mu był pięćset denarów, a drugi
pięćdziesiąt. Gdy nie mieli z czego oddać, darował obydwom.
Który więc z nich będzie go bardziej miłował?" Szymon
odpowiedział: "Sądzę, że ten, któremu więcej darował".
On mu rzekł: "Słusznie osądziłeś". Potem zwrócił się
do kobiety i rzekł Szymonowi: "Widzisz tę kobietę? Wszedłem
do twego domu, a nie podałeś Mi wody do nóg; ona zaś łzami
oblała Mi stopy i swymi włosami je otarła. Nie dałeś Mi
pocałunku; a ona, odkąd wszedłem, nie przestaje całować nóg
moich. Głowy nie namaściłeś Mi oliwą; ona zaś olejkiem
namaściła moje nogi. Dlatego powiadam ci: Odpuszczone są jej
liczne grzechy, ponieważ bardzo umiłowała. A ten, komu mało się
odpuszcza, mało miłuje". Do niej zaś rzekł: "Twoje
grzechy są odpuszczone". Na to współbiesiadnicy zaczęli
mówić sami do siebie: "Któż On jest, że nawet grzechy
odpuszcza?" On zaś rzekł do kobiety: "Twoja wiara cię
ocaliła, idź w pokoju".
Oto
słowo Pańskie.
Refleksja nad Słowem Bożym
.
„Gdyby
On był prorokiem, wiedziałby co za jedna, jaka jest ta kobieta,
która się Go dotyka, że jest grzesznicą”. I jeszcze ten
fragment: „Szymonie, mam ci coś do powiedzenia(...). Pewien
wierzyciel miał dwóch dłużników. Jeden winien mu był pięćset
denarów, a drugi pięćdziesiąt. Gdy nie mieli z czego oddać,
darował obydwu. Który z nich będzie go bardziej miłował? A
Szymon, odpowiadając rzekł: «Sądzę, że ten, któremu więcej
darował». A zwróciwszy się ku kobiecie, rzekł: «Odpuszczają ci
się grzechy twoje»”.
Musiało
chyba być jej bardzo trudno wierzyć, a potem zawrócić z tej
drogi. Tak przecież daleka droga. Nie do uwierzenia daleka, jeśli
prowadziło się takie życie. Bo w życiu bywa inaczej, niż w
sentymentalnych powieściach. I trzeba było też wiele odwagi, aby z
tą swoją wielką wiarą wejść między tych uczonych w Piśmie,
tak dalece zajętych teologią, że nie widzieli już ani Boga, ani
człowieka. „Wszedłem do domu twego, nie podałeś mi wody do nóg,
a ona łzami swymi je obmyła i włosami otarła”. W domu Szymona
nie było żadnych tłumaczeń, usprawiedliwień, zaklinań, jęków
i babskiego wielosłowia; były tylko te fakty jakże ryzykowne,
najprostsze i jedynie możliwe.
Gdyby
zmuszono tę kobietę do mówienia, zapewne przez łzy wydusiłaby z
siebie tylko tamte słowa, które kiedyś wypowiedział wielki król
Dawid: „Zgrzeszyłem Panu”. I zapewne – jak on –
pozostawiłaby resztę w milczeniu, bo nic więcej tutaj nie było do
powiedzenia. Powiedział jej: „Idź w pokoju” – więc poszła.
A zaraz w następnym urywku Ewangelii Łukasza widzimy Marię
Magdalenę idącą także za Nim. No bo dzież niby miałaby pójść?
Był
taki czas, kiedy układano złote średniowieczne legendy: o św.
królach i królewnach, potem zaś opowieści o świętych
nędzarzach. Był czas, kiedy pisano o świętych dziewicach i wiele
czytaliśmy także opowieści o omalże świętych paniach
swawolnych. Tylko, że to wszystko było literatura. A dzisiejsza
Ewangelia i ta kobieta, to przecież samo życie, i to niezbyt
budujące. Tylko kobieta z dzisiejszej Ewangelii, stanąwszy przed
obliczem Pana, potrafiła być aż tak wielka, aby zachować się jak
ubogi prostak, który nie ma nic, ale to zupełnie nic na swoje
usprawiedliwienie. Tylko, że biblijna jawnogrzesznica potrafiła być
także aż tak mała, aby – wróciwszy z daleka – niemodnie,
prawdziwymi łzami obmyć stopy swego Króla, nie oglądając się
ani na własne życie, ani też na cudzy sceptycyzm. Kobieta ta nie
ma złudzeń; zna siebie, buduje wszystko na przebaczeniu Jezusa i
miłości, jakiej oczekuje.
Przy
naszym wspólnym stole jest i Ten, którego nie bezczeszczą
pocałunki zbezczeszczonej; który chętnie podnosi do swojego
poziomu, niż zniża; który raczej wyrównuje moralną przepaść,
niż ją pogłębia, a swoim miłosierdziem pobudza i wzywa do
bezpośredniej bliskości ze sobą tych wszystkich, którzy
doświadczyli ciężaru swoich win. AMEN.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz