września 25, 2018

26. Niedziela Zwykła (B) - Grzech zgorszenia

zwyciężać zło
Drodzy bracia i siostry. Chrystus w dzisiejszej Ewangelii wypowiada surowe słowa ostrzeżenia pod adresem gorszycieli: Kto by się stał powodem grzechu dla jednego z tych małych, którzy wierzą we Mnie, temu byłoby lepiej kamień młyński zawiesić u szyi i utopić go w głębi morza (Mt 18,6). Przez złe życie człowiek może zniszczyć łaskę uświęcającą w sobie, ale też jego antyświadectwo nierzadko przyczynia się do utraty skarbu łaski u innych. Unikanie zgorszenia powinno więc być wewnętrznym nakazem katolika, wynikającym z miłości bliźniego. Na czym polega grzech zgorszenia? W jakich sytuacjach najczęściej gorszymy innych?
Jezus mówi wyraźnie: Kto by się stał powodem grzechu dla jednego z tych małych, którzy wierzą, temu byłoby lepiej uwiązać kamień młyński u szyi i wrzucić go w morze. (Mk 9,45) W innym miejscu Ewangelii, niż przytoczony powyżej fragment, czytamy takie słowa Jezusa: Niepodobna, żeby nie przyszły zgorszenia; lecz biada temu, przez którego przychodzą (Łk 17,1). Dlaczego Zbawiciel zapowiadał zgorszenia? Bo człowiek jest wolny i został obdarzony możliwością dokonywania wyboru. Może więc wybrać nawet zło, a po grzechu pierworodnym nie stwarza nam to jakoś specjalnej trudności…
Karygodne jest, gdy ktoś świadomie prowadzi innych do grzechu, zwłaszcza do utraty łaski wiary w Boga. Jezus ostrzega przed człowiekiem, który może okazać się gorszycielem. Właśnie przed kimś takim roztacza tę dość przykrą perspektywę zawieszenia na jego szyi kamienia młyńskiego i utopienia.
W Ewangelii znajdujemy słowa zachęty do radykalnego odrzucenia od siebie wszystkiego, co jest powodem grzechu. W obrazowy sposób podkreślają to słowa mówiące o konieczności odcięcia swej ręki czy wyłupania oka: lepiej bowiem jest dla ciebie, gdy zginie jeden z twoich członków, niż żeby całe twoje ciało miało być wrzucone do piekła (Mt 5,29). To ostrzeżenie Jezusa powinniśmy odnosić przede wszystkim do siebie samych, żeby nie stać się współautorami zła i tym samym przyczyną czyjegoś grzechu ciężkiego.
Katechizm Kościoła Katolickiego zwraca uwagę na to, że szczególną odpowiedzialność za swe słowa i czyny ponoszą ci, którzy z racji pełnionych funkcji powinni odznaczać się autorytetem, bowiem siła ich oddziaływania na innych jest wyjątkowo duża. Co innego jest, gdy mamy do czynienia ze złem dokonanym przez jakiegoś drobnego rzezimieszka, a co innego, gdy chodzi o kogoś na wysokim stanowisku państwowym czy kościelnym. Zgorszenie spowodowane przez taką osobę bulwersuje bardziej, bo od kogoś takiego oczekuje się, że najpierw sam pokaże dobry przykład, a dopiero potem będzie stawiał wymagania innym.
Grzech zgorszenia dotyczy także ludzi, o których Pan Jezus powiedział, że przychodzą do was w owczej skórze, a wewnątrz są drapieżnymi wilkami (Mt 7, 15). To może być choćby wychowawca, który zamiast dawać innym dobry przykład, pod osłoną pełnionego stanowiska czyni szkodę.
W czasach komunizmu mieliśmy do czynienia z sytuacją, kiedy zło mogło rodzić się z powodu źle skonstruowanego i niesprawiedliwego prawa, niezgodnego z Bożymi przykazaniami. Nasuwało się bowiem przypuszczenie, że jeśli prawo na coś zezwalało, to tak właśnie można było postępować. Dziś to zjawisko też występuje, choć już w innym wymiarze i w innej skali.
Zgorszenia mogą powodować także reprezentanci różnych instytucji. Katechizm wymienia np. dyrektorów zachęcających do oszustwa, nauczycieli pobudzających do gniewu swoich uczniów, ludzi manipulujących opinią publiczną. Wielkie zło dzieje się również za sprawą nierządu, pornografii, prostytucji i gwałtu.
Jak należy postępować, aby nie być przyczyną zgorszenia dla innych? Ważne jest, aby wziąć odpowiedzialność za swoje decyzje, odważnie przeciwstawiać się panującym tendencjom i rozpowszechnionym poglądom, umieć powiedzieć prawdę tym, którzy nie są jej świadomi.
Czasami ludzie mają taki bałagan w głowie, iż nie rozróżniają już, co jest dobre, a co złe, bo wyrośli w środowisku, w którym zachwiana była hierarchia wartości. Pamiętam opublikowany przed laty w „Rycerzu Niepokalanej” wywiad z czterdziestoparoletnim mężczyzną, który w USA został skazany na karę śmierci za zamordowanie na tle seksualnym ponad stu kobiet. Okazało się, że był katolikiem, pochodził z pełnej rodziny i właściwie niczego mu w życiu nie brakowało. Było jednak pewne „ale”, związane z tym, że na ulicy, na której mieszkał, znajdował się sklep z pornografią. Kiedy ów człowiek go mijał, za każdym razem szczególnie mocno poruszały jego wyobraźnię zdjęcia, ukazujące przemoc seksualną, prowokując w nieodparty sposób do dokonywania podpowiadanych tak sugestywnie czynów. Podczas wywiadu przeprowadzonego tuż przed wykonaniem wyroku zapytano mordercę, czy społeczeństwo ma prawo eliminować takich, jak on. Skazaniec odpowiedział twierdząco, żałując dokonanych zbrodni. Pozostawił jednak niepokojące zdanie: Ja jutro idę na krzesło elektryczne, a ten sklep z pornografią nadal funkcjonuje na mojej ulicy. Ważne jest zatem, aby nie tylko usuwać skutki zgorszeń, ale przede wszystkim ich przyczyny.
Dwa miesiące temu, podczas ostatnich wakacji, byłem na Ukrainie. Tam, wraz z moimi kolegami, pomagaliśmy księdzu jednej z katolickich parafii na Wołyniu. Gromadziliśmy dokumentację dla Stolicy Apostolskiej o stanie kościołów, kaplic, cmentarzy i innych “pozostałości” katolicyzmu w reerygowanej diecezji łuckiej. Do dziś przetrwały tylko te kościoły, które były wykorzystane w ostatnim 50-leciu na magazyny, filharmonie, muzea, biura, zakłady produkcyjne. Wszystkie te obiekty utrwalaliśmy na zdjęciach, które trafią do Rzymu. Jednak jeden obraz na długo pozostanie w mojej pamięci. W jednej miejscowości nieopodal Kowla, kościół katolicki został zamieniony na młyn gospodarczy. Tylko fasada budynku świadczy, że kiedyś był to kościół. W środku grupa robotników zamieniała ziarno na mąkę, z której będzie chleb. Na zewnątrz, pod oknami świątyni leży oparty wielki, stary  k a m i e ń   m ł y ń s k i, którego nie mogą zakryć liche pokrzywy porastające okoliczny teren. Taki to kamień młyński, wykorzystał Chrystus, aby przybliżyć nam wielkość winy, jaka obciąża tych, którzy sieją zgorszenie. Obraz człowieka, który topi się w morzu z kamieniem młyńskim u szyi, był dla Żydów szczególnie drastyczny, ponieważ uznawali oni śmierć przez utonięcie za najbardziej poniżającą. Ponieważ Chrystus wiedział, że nie da się usunąć zgorszenia z życia człowieka, wkomponował je w Ewangelię. Świadczy o tym czyn Judasza, a także św. Piotra. Czy chcemy czy też nie, stanowi ono część tajemnicy człowieka. Dobitne słowa Pan Jezus wypowiedział o gorszycielu: Byłoby lepiej uwiązać kamień młyński u szyi i wrzucić go w morze. Z pewnością wielu z nas nie odnosi tych słów do siebie, bo niby jakie my możemy dawać zgorszenie innym? A może w ogóle nie wiemy co to takiego jest zgorszenie? Gorszyć, to znaczy sprawiać, by drugi człowiek stawał się gorszym. To znaczy być powodem grzechu drugiego człowieka. Wówczas jesteśmy odpowiedzialni za grzech drugiego człowieka. Chociaż niebezpieczeństwo zgorszenia trwa nieprzerwanie od wielu setek lat, to wydaje się, że wielu z nas zapomniało o tym, iż my również ponosimy konsekwencje grzechów naszych bliźnich. I chociaż już dzisiaj na katechezie rzadko mówi się o tak zwanych grzechach cudzych, to tym bardziej trzeba nam przypomnieć je teraz. To właśnie grzechy cudze sprawiają, że i my ponosimy za nie odpowiedzialność. Grzeszymy, gdy doradzamy komuś grzech lub go nakazujemy, gdy przyzwalamy na grzech lub do niego namawiamy. Grzeszymy, gdy chwalimy cudzy grzech lub w nim współdziałamy, gdy milczymy wobec cudzego grzechu i w nim dopomagamy, a nawet, gdy bronimy cudzego grzechu. Jakże często te cudze grzechy są i naszymi grzechami. Wszyscy bowiem jesteśmy odpowiedzialni za szczęście i nieszczęście drugiego człowieka, za jego potępienie i za zbawienie. Jesteśmy winni wielu grzechów popełnionych przez innych. Szkoda, że tak mało zdajemy sobie z tego sprawę. Psalmista pyta dziś nas: Kto jednak widzi swoje błędy? I dlatego musimy sobie dzisiaj uświadomić, że często dzieci są odpowiedzialne za grzechy rodziców, a jeszcze częściej rodzice są odpowiedzialni za grzechy dzieci. Młodzi są odpowiedzialni za grzechy starszych, a starsi za grzechy młodych. Młodzi uczą się wielu rzeczy od starszych. Wiele dzieci, które nie potrafią jeszcze poprawnie mówić z wielką wprawą przeklinają. Skąd one to wzięły? Często jeden zły przykład lub kilka nieostrożnych słów mogą zburzyć wiarę, szczęście i wieczność młodego człowieka. Kiedyś ojciec znanego niemieckiego poety Grillparzera zaprosił przy jakiejś okazji w gościnę swoich przyjaciół. Kiedy towarzystwo było już wesołe, przeniosło się do studenckiego pokoju młodego poety. Właśnie pilnie się uczył. Nawet go nie zauważono. Jego ojciec wzniósł toast: Radujmy się, dopóki jesteśmy razem! Kto wie, czy będziemy tak weseli na tamtym świecie? Wtrącił się jeden z przyjaciół: Kto wie czy jest w ogóle tamten świat? Wtedy właśnie zauważyli młodzieńca i zmienili temat rozmowy, ale było już za późno. Dzień ten był początkiem smutnych dni życia poety, jak sam później wyznał. Głupie słowa ojca i przyjaciela zburzyły jego wiarę i szczęście. I my, Drodzy Bracia i Siostry musimy zrobić rachunek sumienia, czy nasz zły przykład, słowa i zachowanie nie spowodowały u kogoś utraty wiary i szczęścia? W jakim stopniu jesteśmy współodpowiedzialni za grzechy bliźnich? O wiele większym grzechem jest doprowadzenie do grzechu jednego człowieka, niż zamiana kościoła na młyn gospodarczy. Chrystus bowiem nie umarł na krzyżu za kamienne kościoły, ale za żywe świątynie, którymi sami jesteśmy. I chociaż trudno znaleźć przy kościele kamień młyński, a spod Tatr jest daleka droga do morza, to niech obraz kamienia młyńskiego pozostanie na zawsze w naszej pamięci, co więcej, w naszych sercach. AMEN

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2016 Homilie i rozważania , Blogger