Drodzy
bracia i siostry. Chrystus w dzisiejszej Ewangelii wypowiada surowe
słowa ostrzeżenia pod adresem gorszycieli: Kto by się stał
powodem grzechu dla jednego z tych małych, którzy wierzą we Mnie,
temu byłoby lepiej kamień młyński zawiesić u szyi i utopić go w
głębi morza (Mt 18,6). Przez złe życie człowiek może zniszczyć
łaskę uświęcającą w sobie, ale też jego antyświadectwo
nierzadko przyczynia się do utraty skarbu łaski u innych. Unikanie
zgorszenia powinno więc być wewnętrznym nakazem katolika,
wynikającym z miłości bliźniego. Na
czym polega grzech zgorszenia? W jakich sytuacjach najczęściej
gorszymy innych?
Jezus
mówi wyraźnie: Kto
by się stał powodem grzechu dla jednego z tych małych, którzy
wierzą, temu byłoby lepiej uwiązać kamień młyński u szyi i
wrzucić go w morze.
(Mk 9,45) W innym miejscu Ewangelii, niż przytoczony powyżej
fragment, czytamy takie słowa Jezusa: Niepodobna,
żeby nie przyszły zgorszenia; lecz biada temu, przez którego
przychodzą
(Łk 17,1). Dlaczego Zbawiciel zapowiadał zgorszenia? Bo człowiek
jest wolny i został obdarzony możliwością dokonywania wyboru.
Może więc wybrać nawet zło, a po grzechu pierworodnym nie stwarza
nam to jakoś specjalnej trudności…
Karygodne
jest, gdy ktoś świadomie prowadzi innych do grzechu, zwłaszcza do
utraty łaski wiary w Boga. Jezus ostrzega przed człowiekiem, który
może okazać się gorszycielem. Właśnie przed kimś takim roztacza
tę dość przykrą perspektywę zawieszenia na jego szyi kamienia
młyńskiego i utopienia.
W
Ewangelii znajdujemy słowa zachęty do radykalnego odrzucenia od
siebie wszystkiego, co jest powodem grzechu. W obrazowy sposób
podkreślają to słowa mówiące o konieczności odcięcia swej ręki
czy wyłupania oka: lepiej
bowiem jest dla ciebie, gdy zginie jeden z twoich członków, niż
żeby całe twoje ciało miało być wrzucone do piekła
(Mt 5,29). To ostrzeżenie Jezusa powinniśmy odnosić przede
wszystkim do siebie samych, żeby nie stać się współautorami zła
i tym samym przyczyną czyjegoś grzechu ciężkiego.
Katechizm
Kościoła Katolickiego zwraca uwagę na to, że szczególną
odpowiedzialność za swe słowa i czyny ponoszą ci, którzy z racji
pełnionych funkcji powinni odznaczać się autorytetem, bowiem siła
ich oddziaływania na innych jest wyjątkowo duża. Co innego jest,
gdy mamy do czynienia ze złem dokonanym przez jakiegoś drobnego
rzezimieszka, a co innego, gdy chodzi o kogoś na wysokim stanowisku
państwowym czy kościelnym. Zgorszenie spowodowane przez taką osobę
bulwersuje bardziej, bo od kogoś takiego oczekuje się, że najpierw
sam pokaże dobry przykład, a dopiero potem będzie stawiał
wymagania innym.
Grzech
zgorszenia dotyczy także ludzi, o których Pan Jezus powiedział, że
przychodzą
do was w owczej skórze, a wewnątrz są drapieżnymi wilkami
(Mt 7, 15). To może być choćby wychowawca, który zamiast dawać
innym dobry przykład, pod osłoną pełnionego stanowiska czyni
szkodę.
W
czasach komunizmu mieliśmy do czynienia z sytuacją, kiedy zło
mogło rodzić się z powodu źle skonstruowanego i niesprawiedliwego
prawa, niezgodnego z Bożymi przykazaniami. Nasuwało się bowiem
przypuszczenie, że jeśli prawo na coś zezwalało, to tak właśnie
można było postępować. Dziś to zjawisko też występuje, choć
już w innym wymiarze i w innej skali.
Zgorszenia
mogą powodować także reprezentanci różnych instytucji. Katechizm
wymienia np. dyrektorów zachęcających do oszustwa, nauczycieli
pobudzających do gniewu swoich uczniów, ludzi manipulujących
opinią publiczną. Wielkie zło dzieje się również za sprawą
nierządu, pornografii, prostytucji i gwałtu.
Jak
należy postępować, aby nie być przyczyną zgorszenia dla innych?
Ważne jest, aby wziąć odpowiedzialność za swoje decyzje,
odważnie przeciwstawiać się panującym tendencjom i
rozpowszechnionym poglądom, umieć powiedzieć prawdę tym, którzy
nie są jej świadomi.
Czasami
ludzie mają taki bałagan w głowie, iż nie rozróżniają już, co
jest dobre, a co złe, bo wyrośli w środowisku, w którym zachwiana
była hierarchia wartości. Pamiętam opublikowany przed laty w
„Rycerzu Niepokalanej” wywiad z czterdziestoparoletnim mężczyzną,
który w USA został skazany na karę śmierci za zamordowanie na tle
seksualnym ponad stu kobiet. Okazało się, że był katolikiem,
pochodził z pełnej rodziny i właściwie niczego mu w życiu nie
brakowało. Było jednak pewne „ale”, związane z tym, że na
ulicy, na której mieszkał, znajdował się sklep z pornografią.
Kiedy ów człowiek go mijał, za każdym razem szczególnie mocno
poruszały jego wyobraźnię zdjęcia, ukazujące przemoc seksualną,
prowokując w nieodparty sposób do dokonywania podpowiadanych tak
sugestywnie czynów. Podczas wywiadu przeprowadzonego tuż przed
wykonaniem wyroku zapytano mordercę, czy społeczeństwo ma prawo
eliminować takich, jak on. Skazaniec odpowiedział twierdząco,
żałując dokonanych zbrodni. Pozostawił jednak niepokojące
zdanie: Ja
jutro idę na krzesło elektryczne, a ten sklep z pornografią nadal
funkcjonuje na mojej ulicy.
Ważne jest zatem, aby nie tylko usuwać skutki zgorszeń, ale przede
wszystkim ich przyczyny.
Dwa
miesiące temu, podczas ostatnich wakacji, byłem na Ukrainie. Tam,
wraz z moimi kolegami, pomagaliśmy księdzu jednej z katolickich
parafii na Wołyniu. Gromadziliśmy dokumentację dla Stolicy
Apostolskiej o stanie kościołów, kaplic, cmentarzy i innych
“pozostałości” katolicyzmu w reerygowanej diecezji łuckiej. Do
dziś przetrwały tylko te kościoły, które były wykorzystane w
ostatnim 50-leciu na magazyny, filharmonie, muzea, biura, zakłady
produkcyjne. Wszystkie te obiekty utrwalaliśmy na zdjęciach, które
trafią do Rzymu. Jednak jeden obraz na długo pozostanie w mojej
pamięci. W jednej miejscowości nieopodal Kowla, kościół
katolicki został zamieniony na młyn gospodarczy. Tylko fasada
budynku świadczy, że kiedyś był to kościół. W środku grupa
robotników zamieniała ziarno na mąkę, z której będzie chleb. Na
zewnątrz, pod oknami świątyni leży oparty wielki, stary k
a m i e ń m ł y ń s k i, którego nie mogą zakryć liche
pokrzywy porastające okoliczny teren. Taki to kamień młyński,
wykorzystał Chrystus, aby przybliżyć nam wielkość winy, jaka
obciąża tych, którzy sieją zgorszenie. Obraz człowieka, który
topi się w morzu z kamieniem młyńskim u szyi, był dla Żydów
szczególnie drastyczny, ponieważ uznawali oni śmierć przez
utonięcie za najbardziej poniżającą. Ponieważ Chrystus wiedział,
że nie da się usunąć zgorszenia z życia człowieka, wkomponował
je w Ewangelię. Świadczy o tym czyn Judasza, a także św. Piotra.
Czy chcemy czy też nie, stanowi ono część tajemnicy człowieka.
Dobitne słowa Pan Jezus wypowiedział o gorszycielu: Byłoby lepiej
uwiązać kamień młyński u szyi i wrzucić go w morze. Z pewnością
wielu z nas nie odnosi tych słów do siebie, bo niby jakie my możemy
dawać zgorszenie innym? A może w ogóle nie wiemy co to takiego
jest zgorszenie? Gorszyć, to znaczy sprawiać, by drugi człowiek
stawał się gorszym. To znaczy być powodem grzechu drugiego
człowieka. Wówczas jesteśmy odpowiedzialni za grzech drugiego
człowieka. Chociaż niebezpieczeństwo zgorszenia trwa nieprzerwanie
od wielu setek lat, to wydaje się, że wielu z nas zapomniało o
tym, iż my również ponosimy konsekwencje grzechów naszych
bliźnich. I chociaż już dzisiaj na katechezie rzadko mówi się o
tak zwanych grzechach cudzych, to tym bardziej trzeba nam przypomnieć
je teraz. To właśnie grzechy cudze sprawiają, że i my ponosimy za
nie odpowiedzialność. Grzeszymy, gdy doradzamy komuś grzech lub go
nakazujemy, gdy przyzwalamy na grzech lub do niego namawiamy.
Grzeszymy, gdy chwalimy cudzy grzech lub w nim współdziałamy, gdy
milczymy wobec cudzego grzechu i w nim dopomagamy, a nawet, gdy
bronimy cudzego grzechu. Jakże często te cudze grzechy są i
naszymi grzechami. Wszyscy bowiem jesteśmy odpowiedzialni za
szczęście i nieszczęście drugiego człowieka, za jego potępienie
i za zbawienie. Jesteśmy winni wielu grzechów popełnionych przez
innych. Szkoda, że tak mało zdajemy sobie z tego sprawę. Psalmista
pyta dziś nas: Kto jednak widzi swoje błędy? I dlatego musimy
sobie dzisiaj uświadomić, że często dzieci są odpowiedzialne za
grzechy rodziców, a jeszcze częściej rodzice są odpowiedzialni za
grzechy dzieci. Młodzi są odpowiedzialni za grzechy starszych, a
starsi za grzechy młodych. Młodzi uczą się wielu rzeczy od
starszych. Wiele dzieci, które nie potrafią jeszcze poprawnie mówić
z wielką wprawą przeklinają. Skąd one to wzięły? Często jeden
zły przykład lub kilka nieostrożnych słów mogą zburzyć wiarę,
szczęście i wieczność młodego człowieka. Kiedyś ojciec znanego
niemieckiego poety Grillparzera zaprosił przy jakiejś okazji w
gościnę swoich przyjaciół. Kiedy towarzystwo było już wesołe,
przeniosło się do studenckiego pokoju młodego poety. Właśnie
pilnie się uczył. Nawet go nie zauważono. Jego ojciec wzniósł
toast: Radujmy się, dopóki jesteśmy razem! Kto wie, czy będziemy
tak weseli na tamtym świecie? Wtrącił się jeden z przyjaciół:
Kto wie czy jest w ogóle tamten świat? Wtedy właśnie zauważyli
młodzieńca i zmienili temat rozmowy, ale było już za późno.
Dzień ten był początkiem smutnych dni życia poety, jak sam
później wyznał. Głupie słowa ojca i przyjaciela zburzyły jego
wiarę i szczęście. I my, Drodzy Bracia i Siostry musimy zrobić
rachunek sumienia, czy nasz zły przykład, słowa i zachowanie nie
spowodowały u kogoś utraty wiary i szczęścia? W jakim stopniu
jesteśmy współodpowiedzialni za grzechy bliźnich? O wiele
większym grzechem jest doprowadzenie do grzechu jednego człowieka,
niż zamiana kościoła na młyn gospodarczy. Chrystus bowiem nie
umarł na krzyżu za kamienne kościoły, ale za żywe świątynie,
którymi sami jesteśmy. I chociaż trudno znaleźć przy kościele
kamień młyński, a spod Tatr jest daleka droga do morza, to niech
obraz kamienia młyńskiego pozostanie na zawsze w naszej pamięci,
co więcej, w naszych sercach. AMEN
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz