Zatrzymujemy się dzisiaj nad niezwykłą tajemnicą miłości Boga do człowieka - tajemnicą miłosierdzia. I słyszymy: „Pokój wam" – to znaczy, nie lękajcie się, bo nie jesteście sami. Nieważne, że mogą przyjść trudności, cierpienie, śmierć. Czuwa nad wami Duch Boży. Inaczej - jesteśmy w potężnych rękach Pana Boga...
Miłość jak miłosierdzie może tworzyć – i niszczyć. Może łączyć i dzielić oraz może otwierać widok na cały szeroki świat. Jest hałaśliwa i krzykliwa, o której głośno w mediach, i jest miłość dyskretna, subtelna, która nie lubi reklamy, owszem, która traci całe swoje piękno, gdy jest rozgłaszana i podziwiana.
Jest miłość siebie, która nawet w drugim człowieku zdolna jest widzieć tylko siebie – i miłość, która pragnie dobra i szczęścia drugiego człowieka, nawet z pominięciem siebie. Jest miłość i Miłość - ale tylko jedna z nich godna jest być tym najpiękniejszym ze wszystkich słów w języku ludzkim. Miłość, która wyszła od Boga i przyszła do człowieka. Miłość, która nas zrodziła, wychowała i w imię tej jednej miłości miłosiernej zabierze nas kiedyś do Boga. Aby jednak uwierzyć w miłość miłosierną, trzeba odkryć Boga. A Boga można odkryć dwojako - poprzez kosmos, czyli przez całą scenerię świata i poprzez Jezusa Chrystusa. Szukając Boga poprzez kosmos, jak mówi autor encykliki o Bożym miłosierdziu Jan Paweł II, poznajemy Boga, ale go nie widzimy. Szukając Boga poprzez Chrystusa, widzimy Boga, bo powiedziano: „Kto mnie widzi, widzi Ojca". W Chrystusie widzimy Boga bogatego w miłosierdzie. Widząc Boga bogatego w miłosierdzie, sami stajemy się miłosierni.
Tylko pytanie: Co ma zrobić człowiek, w którym zachwiała się wiara w Boga z powodu doznanych cierpień? Jest takie wyjście: Odkryć, że cierpienia bliźnich są większe, niż własne bóle, bo nie ma innej wiary w Boga bogatego w miłosierdzie jak bycie samemu miłosiernym. Trzeba pamiętać, że adresatami encykliki o Bożym miłosierdziu są przede wszystkim sami cierpiący, a następnie ci, którym los cierpiących nie jest obcy. Nie są adresatami ci, którzy z takich czy innych powodów stoją u progu Kościoła.
Miłosierdzie nie jest kategorią emocjonalną, ale moralną. Nie chodzi o to, aby być litościwie nastrojonym do ludzi, służąc im drobną jałmużną. Być miłosiernym to przede wszystkim wyrzec się postawy walki i wydobyć na jaw to, co w człowieku dobre dla dobra innych. Błogosławiona Matka Teresa z Kalkuty napisała: „Miłosierdzie w domu się zaczyna... kiedy dzielimy się tym co mamy".
Nasza cywilizacja choruje. Jej tragizm polega na tym, że dziś idea sprawiedliwości jakby się wyczerpała, chociaż mamy w rękach takie środki, którymi niestety nie potrafimy się porozumieć. Wiedzieli o tym już starożytni, że zasada sprawiedliwości daje się łatwo nadużyć. Mówili: „Summum ius summa iniuria - szczyt prawa to szczyt bezprawia". W imię motywów rzekomej sprawiedliwości niejednokrotnie niszczy się drugich, zabija, pozbawia wolności i elementarnych praw. Zasada sprawiedliwości oderwana od zasad etycznych i ich wartości, może wprowadzić prawo odwetu. „Oko za oko, ząb za ząb". Skoro mnie jest źle, to i tobie tego samego życzę. Ja głoduję, głoduj i ty.
Bóg oczekuje od nas, aby ten, kto sam doznał miłosierdzia, też darował swoim dłużnikom... Ponieważ każdy z nas ciągle narusza sprawiedliwość i ciągle oczekuje miłosierdzia. Nie wszystkie sprawy, konflikty, krzywdy da się wyrównać przy pomocy sprawiedliwości. Istnieje bezmiar zła i krzywd, które są nie do wyrównania; bezmiar, który może zostać wyrównany jedynie przez miłosierdzie Boga i miłosierdzie człowieka.
Przestrzegał kiedyś bł. Boży kard. Stefan Wyszyński: „Obyśmy w poszukiwaniu sprawiedliwości nie spodleli". A można spodleć przez dochodzenie swego za wszelką cenę! W naszej pracy codziennej, we współżyciu, w pracy społecznej i apostolskiej ma to olbrzymie zastosowanie, tylko że zazwyczaj występują tu razem sprawiedliwość i miłosierdzie.
Sprawiedliwość nie widzi tego, co widzi miłosierdzie. Miłosierdzie rodzi się z miłości. Bóg jest miłosierny w nieskończoność, ale musi być sprawiedliwy, jeżeli ma uratować swoją doskonałość. Bo gdzież szukać sprawiedliwości, jeśli nie u Boga?
„Przez wieki miłosierdzie Jego" - powtarzamy w psalmie. Boże miłosierdzie „zwycięża sprawiedliwość".
Chrystus staje wobec uczniów zalęknionych w Wieczerniku i mówi: „Pokój wam". Przebity bok. Tomaszu dotknij. Miłosierdzie Jego jest potężniejsze od wszelkiego zła i dźwiga człowieka nawet z największych upadków, grzechów, zwątpień, braku wiary...
Doświadczenie życiowe ukazuje, że człowiek zawsze potrzebuje tego miłosierdzia, nawet wtedy, gdy tego sobie nie uświadamia. W poczuciu swej bezradności i ze świadomością popełnionej winy zwracał się z pokorą do Boga król Dawid wyznając: „Zgrzeszyłem przeciw Tobie, Boże" (2Sm 12, 13). Człowiek pogrążony w nędzy moralnej, jeśli szczerze żałuje i jest świadomy tego, że Boga obraził, to pragnie doznać miłości miłosiernej Boga. Pełnia tej miłości miłosiernej objawiła się w tajemnicy Krzyża. Jezus wziął na siebie nasze winy, grzechy i stał się ofiarą przebłagalną, aby nas pojednać z Bogiem Ojcem.
Jezus Chrystus przez św. Faustynę Kowalską zechciał przypomnieć współczesnej ludzkości prawdę biblijną o miłości miłosiernej Boga, że Bóg kocha nas w naszej biedzie, kocha nas oszukanych i często uwikłanych w zło dzisiejszego świata. Im większa nędza człowieka, tym większe jest pochylenie się Boga nad nim. Oto słowa św. Faustyny zapisane w Dzienniczku: „Obudziła się w mojej duszy wielka ufność w miłosierdzie Boże, że choćbym miała na sumieniu grzechy całego świata... to jednak nie wątpiłabym o Bożej dobroci, ale bez namysłu rzuciłabym się w przepaść miłosierdzia Bożego, które jest dla nas zawsze otwarte...".
Jest otwarte także w sakramencie pokuty. Uznanie grzechu jako swej winy wobec Boga nie tylko nie gasi chrześcijańskiego optymizmu życia, ale przez proces nawrócenia prowadzi do wyzwolenia, przebaczenia i pojednania z Bogiem.
Angielski pisarz Chesterton wyznał, że dlatego przeszedł na katolicyzm, aby się mógł dobrze wyspowiadać Bogu w obecności kapłana - spowiednika, który jest „ikoną Jezusa Chrystusa".
Młody student Rodion Raskolnikow z powieści Fiodora Dostojewskiego Zbrodnia i kara, nękany straszliwymi wyrzutami sumienia z powodu dokonania morderstwa na staruszce lichwiarce i jej córce, chciał się pozbawić życia. Idąc za radą życzliwej mu osoby, nie popełnił jednak samobójstwa, ale stanął na rozstaju ulic, ucałował ziemię, którą splugawił i pokłoniwszy się całemu światu na wszystkie strony głośno zawołał: „To ja zamordowałem". To wyznanie publiczne rozpoczęło w nim proces przemiany i wynagrodzenie za zbrodnie.
Ludzie współcześni zatracają poczucie grzechu, bawią się nim i przechwalają. Prowokatorzy próbują go nawet ubarwiać, aby był bardziej atrakcyjny niż dobro. Zacierają też granice pomiędzy dobrem a złem. Usiłuje się w sposób prymitywny i żartobliwy przekonać innych, że to co daje korzyść, przyjemność i na co mamy ochotę nie może być złem. Próbuje się demagogicznie przekonywać, że już samo mówienie o grzechu stresuje człowieka, powoduje nerwice, frustracje, lęki i depresje. Niestety, ale grzechy i nieprawości zaślepiają człowieka do tego stopnia, że uniemożliwiają mu zdolność widzenia siebie w prawdzie.
W dobie szczególnej niechęci do Kościoła, a zwłaszcza do księży, trzeba spokojnie i ze szczególną cierpliwością wsłuchiwać się w problemy i pretensje ludzi.
Boże miłosierdzie nie może być zachętą do grzeszenia, ale do nawrócenia. Księga Syracha upomina: „Nie mów zgrzeszyłem i cóż mi się stało? Albowiem Pan jest cierpliwy. Nie bądź tak pewny darowania win, byś miał dodawać grzech do grzechu. U Niego jest miłosierdzie, ale i sprawiedliwość..." (Syr 5, 4-7). Mocne słowa, ale to Bóg mówi.
Dlatego dobrze, że jest taka Niedziela Bożego Miłosierdzia, bo nawet nie domyślamy się, ilu ludzi żyjących wokół nas, nawet tych na co dzień pogodnych i uśmiechniętych potrzebuje Bożego miłosierdzia. Jakże często u podłoża wielu depresji, buntów, odejścia od Boga, od Kościoła, leży właśnie jakiś duchowy dramat wynikający z zagubienia Bożej, przebaczającej dobroci.
Jakże jednak przyjemny staje się szept modlitwy: „Dla Jego bolesnej męki - miej miłosierdzie dla nas i całego świata”. Wydaje się, że to taka monotonna modlitwa dla babć. Obyśmy nie ulegli złudzeniu.
Na całym świecie kult Bożego miłosierdzia wskazuje na godzinę piętnastą, jako Godzinę Miłosierdzia. Gdzieś nawet na Filipinach produkuje się zegarki, które dyskretnie przypominają ich właścicielom, że mija właśnie godzina piętnasta i że o tej godzinie przerywany jest na chwilę program telewizyjny. Wyobrażacie sobie, co by się stało w naszym katolickim kraju, gdyby coś takiego zastosowano?
Dlaczego i skąd taka popularność nabożeństwa do miłosierdzia Bożego? Z prostej przyczyny ludzie chcą odczuć Bożą dobroć i chcą, aby w Kościele więcej mówiono o dobroci Boga. Bo łatwo zauważyć, że cała historia zbawienia to przede wszystkim historia miłosierdzia Bożego. Objawiając się Mojżeszowi nazwał siebie „miłosiernym, litościwym, cierpliwym, bogatym w łaskę i wierność, zachowującym swą łaskę na tysiączne pokolenia, przebaczającym niegodziwość, niewierność, grzech" (Wj 34, 6-7). Żaden przymiot Stwórcy nie jest tak mocno podkreślany w Biblii, jak miłosierdzie.
Kończę słowami św. Jana Pawła II, które wypowiedział 7 czerwca 1997 r. w Sanktuarium Miłosierdzia Bożego w krakowskich Łagiewnikach: „Nic tak nie jest potrzebne człowiekowi, jak miłosierdzie Bo- że - owa miłość łaskawa, współczująca, wynosząca człowieka ponad jego słabość ku nieskończonym wyżynom świętości Boga". Amen!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz