kwietnia 13, 2024

3. Niedziela Wielkanocna (B) - „Pokój wam".


Bracia i Siostry!
Chrystus Prawdziwie zmartwychwstał Alleluja!

Tę radosną nowinę uobecniamy w znakach sakramentalnych. Czynimy to bardzo uroczyście w tym paschalnym okresie.

Postawmy sobie pytanie: na ile prawda o zmartwychwstaniu Chrystusa, którą wyśpiewujemy w pieśniach wielkanocnych, wyrecytujemy za chwilę w naszym Credo - przenika nasze codzienne życie?

Zmartwychwstały Pan staje dzisiaj pośród nas, jak stanął przed swoimi uczniami. Pokazuje nam swoje przemienione rany. Zachęca nas, abyśmy patrzyli i dotykali. Pragnie pomóc naszej wierze.

Przyglądamy się Jego uczniom. Prowadzili ożywioną rozmowę o tym, co się przydarzyło dwom z nich i jak Go rozpoznali przy łamaniu chleba. Jezus stanął pośród nich. Mimo drzwi zamkniętych. Ofiarował im słowo – dar: „Pokój wam". W tym pozdrowieniu zawarte jest wszystko, czego człowiekowi potrzeba. Przychodzi do nich ten sam, ich Mistrz, ale przez nich ciągle nierozpoznany.

Za dużo w nich lęku. Boją się o swój dalszy los. Co z nimi będzie. Ból i smutek są tak wielkie w ich sercu, że przesłaniają ich oczy i myśli. Jezus przychodzi do nich z całą delikatnością. Oni się zamknęli, zaryglowali od wewnątrz. Wydawało im się, że w ten sposób zapewnią sobie bezpieczeństwo. Gorączkowo pytają co dalej? Ci dwaj, którzy wrócili do Jerozolimy, twierdzą, że Go spotkali, że On żyje.

Ale lęk, ból, rozpacz tak mocno wbiły się w ich serca i umysły, że nie sposób przyjąć tę radosną nowinę.

Lęk jest niedobrym doradcą. Karol de Foucauld powie, że „... ulubionym narzędziem działania szatana jest strach". Terroryzuje nas ten sam strach, który ogarnął uczniów Jezusa. Strach przed opinią innych ludzi, przed ośmieszeniem, chorobą, przyszłością. Jest to strach zewnętrzny, można powiedzieć na powierzchni.
Ale jest też lęk o wiele głębszy. Lęk, którego źródłem jest pogrzebana nadzieja. Gdy doświadcza się pewnego dnia, że nagle zawalił się świat wartości, na którym budowało się swoje życie.

Apostołowie zapytani przez Jezusa: „Za kogo Mnie uważacie?" dali odpowiedź: „Ty jesteś Mesjasz Syn Boga żywego". I oto Ten, z którym związali swoje życie, w którym położyli wszelkie nadzieje, został zabity. Ten, którego uznali za Mesjasza, Bożego Syna - skonał w tak okrutny sposób. Tego widoku nie da się zapomnieć. Został uśmiercony Mesjasz.

Ten lęk kryjący się głęboko we wnętrzu człowieka jest bardziej niebezpieczny. Jak sobie z nim poradzić? To pytanie wraca w każdym pokoleniu i odzywa się bardziej lub mniej natarczywie w każdym człowieku.

Pozostał człowiekowi wypróbowany już w raju sposób – uciekać, chować się. Lęk podpowiada złudne rozwiązania: widzisz jak wiele jest kryjówek, możesz się bezpiecznie ukryć. Nie musisz brać na siebie całej odpowiedzialności za to co się stało. Cóż ty na to poradzisz.

I tak ucieka człowiek z jednej do innej kryjówki. Zaplątuje się coraz bardziej i bardziej. Chciałbym zapomnieć o tych potwornych ranach, którymi naznaczono Ciało Jezusa.

Apostołów zgromadzonych w wieczerniku przejmował lęk, ten podwójny lęk: „drzwi były zamknięte z obawy..." Umarł Syn Boży. 

Św. Jan Paweł II na początku swego pontyfikatu postawił pytanie: „Czy ten lęk, który nurtuje współczesnych ludzi, nie jest zrodzony ze <<śmierci Boga»? Nie tej krzyżowej, która zakończyła się zmartwychwstaniem. Ale śmierci jaką zadaje człowiek Bogu w samym sobie, w swoim sumieniu, działaniu i myśleniu. Człowiek zabija Boga w sobie i w drugim. Temu służą systemy polityczne i filozoficzne". (Homilia na placu przed katedrą w Turynie, 13 kwietnia 1980).

Współczesnemu człowiekowi wydaje się, że osiągnął niesłychane możliwości, że pokonał wszelki lęk. Jest panem, władcą i zwycięzcą. Pozbył się przecież najgroźniejszego „przeciwnika" posiadania, zdobywania i używania. Powinien czuć się wolny i bezpieczny. Tymczasem jednak strach go nie opuszcza.

Dlaczego jednak boi się ten dzisiejszy człowiek? Zgromadził takie zapasy broni. Postęp zapewnia mu coraz lepsze warunki życia. Czego mu jeszcze brakuje? Być może dlatego, że czuje się dzisiaj, jak nigdy dotąd, przeraźliwie sam. Z niepokojem spostrzega, że usuwając Boga z życia pozbył się jednocześnie ostatecznego hamulca, by nie zabijać człowieka. Bo ostateczna racja, aby człowiek żył, by jego życie było szanowane i ochraniane - jest w Bogu.

Jeżeli została wymazana prawda o człowieku stworzonym na obraz i podobieństwo Boga, to jaką wartość przedstawia człowiek? Można się nim zabawić niewielkim kosztem. W imię rzekomego postępu dozwolony staje się każdy eksperyment na ludzkim życiu. I ten, który się prowadzi w laboratoriach naukowych i ten kiedy się niewinnemu człowiekowi rozbija głowę pałką na ulicy.

Jeżeli się odrzuciło prawdę o Bogu żywym, zamieszkującym serce człowieka, wtedy pojawia się inna alternatywa - szatan. Człowiek nie jest w stanie udźwignąć pustki. Musi ją czymś zapełnić. Podejmuje więc niebezpieczną grę z przeciwnikiem. Końcem tej gry staje się pętla, samobójcza śmierć. Nie ma się do kogo odwołać. Ostatecznym punktem odniesienia staje się człowiek, sekta i jej prawa.

Takie obrazy do nas docierają. Słyszymy te zatrważające wiadomości. I oto wcale nie gdzieś daleko z „dzikich" nierozwiniętych krajów. To dzieje się w naszych miasteczkach i miastach, na naszych polskich ulicach.

Taki jest obraz naszej chorej cywilizacji, którą nazwano cywilizacją śmierci. Dlatego mimo pozornych zabezpieczeń człowiek dzisiejszy jest tak potwornie zalękniony. Pod zewnętrzną maską pewności siebie, niekiedy cynizmu i brutalności kryje się serce bezradnego dziecka, które szuka pomocy i ratunku.

I oto w tę pustkę wypełnioną strachem wkracza, tak jak przed wiekami do jerozolimskiego wieczernika, Zmartwychwstały Jezus. Przekazuje nam słowa pokoju. Jego pokój jest w stanie zaspokoić najgłębsze nasze pragnienia, usunąć wszelki lęk.

Pokazuje nam jak ongiś Apostołom swoje przebite ręce i nogi. Staje żywy, w swoim ciele. Zwycięzca śmierci, piekła i szatana. Zaprasza nas, swoich uczniów, byśmy patrzyli, dotykali Jego przemienionych ran.

Spoglądamy na nasze ludzkie rany - samotności, lęku, zapomnienia - i odkrywamy, że na dnie naszej bezradności, słabości czeka nas Bóg. Radosna nowina - On Zmartwychwstały przychodzi, by nam powiedzieć jak bardzo nas ukochał. To miłość do człowieka zwyciężyła na Kalwarii śmierć. On zaś przychodzi by z nami budować cywilizację miłości.

Jezus Chrystus żyje! „Jezus Chrystus wczoraj i dzisiaj, ten sam także na wieki" (Hbr 13,8).

Ten sam, o którym św. Jan daje świadectwo w Apokalipsie: „Kiedym Go ujrzał, do stóp Jego upadłem jak martwy, a On położył na mnie prawą rękę mówiąc: <<Przestań się lękać!» Jam jest Pierwszy i Ostatni, i Żyjący. Byłem umarły a oto jestem żyjący na wieki wieków i mam klucze śmierci i Otchłani" (Ap 1,17-18).
Jedyny klucz do śmierci człowieka w ręku Jezusa, Syna Boga Żywego! I każdy po ten klucz może sięgnąć. Jednakże pod jednym warunkiem. Uznania prawdy o sobie samym, o własnej grzeszności.

Popatrzmy na Piotra. Określa się tylko jako świadek zdarzeń. Za Jezusem powtarza słowa o spełnieniu się Bożej obietnicy i radosną nowinę o możliwości odpuszczenia grzechów. Nie ma też do nikogo pretensji, że ktoś grzeszy. Odwrotnie - przypomina, że dzięki Jezusowi nastąpił koniec ery grzechu. Postawa Piotra może być jakąś wskazówką na dzisiejszy czas, gdy odnosi się wrażenie, że podstawy chrześcijańskiego imperium się walą. I faktycznie wiele jest znaków, które wskazują, że tak jest naprawdę. Czy my, wierzący mamy wiarę Piotra, żeby nie oskarżać innych o brak wiary? Bóg mógł przecież cofnąć ludziom oświecenie umysłów i nie starajmy się tego zrozumieć, bo to jest Jego Wola. Jeżeli mamy wiarę Piotra, to będziemy powtarzać radosną nowinę o końcu ery grzechu. Będziemy świadkami zdarzeń.

Bo to my jesteśmy świadkami zdarzeń. Bóg pozwolił się nam dotykać.

W różny sposób przeżyliśmy w swoim życiu to Boże dotknięcie. Niejednokrotnie jest bolesne i trudne. Każdy z nas patrząc w historię swego życia mógłby wiele na ten temat powiedzieć.
Ilu z Was, Drodzy Bracia i Siostry, chorzy i osamotnieni przeżyło takie chwile. Pomyśl Bracie i Siostro, czy nie dostrzegasz - być może z perspektywy czasu coraz wyraźniej – że przez te chwile najtrudniejsze Bóg Cię przeprowadził, udzielił sił i światła. 

Pomyślmy o tych chwilach i zdarzeniach otwarcie. Tajemnica naszego życia polega na tym, żeby nie zdusić tego w sobie, nie zachować tego dla siebie, ale stać się Jego świadkiem.

Bóg dał mi się dotknąć i oświecił mój umysł, abym Go zrozumiał i co dalej? Odpowiedź daje Jan pisząc: po pierwsze nie grzeszcie.
Jest to największy dramat, nas – świadków Boga, że grzeszymy tak samo jak inni ludzie. Nie zachowując przykazań Bożych, nie zachowujemy Jego nauki, miłość Boża nie jest w nas doskonała i ostatecznie zamiast odsłaniać, zasłaniamy Boga. Nie ma w nas wiary Piotra. Ksiądz Bozowski podsumował to kiedyś w ten sposób, że garstka uczniów była w stanie przekazać Dobrą Nowinę prawie całemu ówcześnie znanemu światu, a obecnie tyle tysięcy księży nie potrafi jej obecności choćby podtrzymać.
Św. Jan precyzuje: Dopiero nie grzesząc możemy powiedzieć te słowa: „Znam Go". Najwyższy Rzecznik Praw Człowieka, który za człowieka oddał życie, Jezus, wybrał nas na swoich świadków.
Są spośród nas Ci, którzy czują dotknięcie Boga, i Ci, których On oświecił.

Niech tacy nie grzeszą. Nie narzekają na zepsuty świat, bo to pewnie my, stojący najbliżej Niego, zasłaniamy Go światu.
Jan nie jest idealistą, pisze również do nas, nie żebyśmy w ogóle nie grzeszyli, ale żebyśmy jak najmniej grzeszyli.
 

To jest właśnie tyle, ile możemy ogarnąć z Tajemnicy Cierpienia, Śmierci i Zmartwychwstania Chrystusa. Świadomie unikając grzechu, możemy pojąć więcej, jeszcze bardziej zbliżyć się do naszego Pana.

„Jezus Chrystus wczoraj, dziś, ten sam także na wieki" (Hbr 13,8) staje teraz pośród nas, tak jak w jerozolimskim wieczerniku i zaprasza na ucztę.

„Dotknijcie się Mnie i przekonajcie",
„bierzcie i jedzcie, to jest Ciało moje..."; „bierzcie i pijcie, to jest Krew moja..."

To samo ciało Jezusa zmartwychwstałego staje się obecne wśród nas na każdej Eucharystii. On daje się nam poznać w chwili, gdy Go przyjmujemy. Sam nas zaprasza: dotknijcie moich rąk, nóg, zobaczcie, że to Ja jestem. Od dzisiaj On gładzi nasze grzechy. Przemienia nasze słabe, biedne ciało w ciało chwalebne, w sakrament swojej miłości. Oby ta radość potężniejsza od każdego lęku człowieka stała się udziałem nas wszystkich. Czego i Wam kochani, i sobie samemu, z całego serca życzę! Amen.

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2016 Homilie i rozważania , Blogger