stycznia 12, 2021

Słowo Boże na Dziś - Jezus naucza jak ten, kto ma władzę

stycznia 12, 2021

Słowo Boże na Dziś - Jezus naucza jak ten, kto ma władzę


EWANGELIA
(Mk 1,21-28)

W mieście Kafarnaum Jezus w szabat wszedł do synagogi i nauczał. Zdumiewali się Jego nauką: uczył ich bowiem jak ten, który ma władzę, a nie jak uczeni w Piśmie. Był właśnie w synagodze człowiek opętany przez ducha nieczystego. Zaczął on wołać: Czego chcesz od nas, Jezusie Nazarejczyku? Przyszedłeś nas zgubić. Wiem, kto jesteś: Święty Boży. Lecz Jezus rozkazał mu surowo: Milcz i wyjdź z niego. Wtedy duch nieczysty zaczął go targać i z głośnym krzykiem wyszedł z niego. A wszyscy się zdumieli, tak że jeden drugiego pytał: Co to jest? Nowa jakaś nauka z mocą. Nawet duchom nieczystym rozkazuje i są Mu posłuszne. I wnet rozeszła się wieść o Nim wszędzie po całej okolicznej krainie galilejskiej.
 

Refleksja nad Słowem Bożym

 
 
Bez wchodzenia w jakąkolwiek dyskusję - jednym zdaniem Jezus nakazuje duchowi nieczystemu, aby opuścił człowieka i przestał go dręczyć. Gdybyśmy mieli w sobie tyle zdecydowania wobec zła, dużo łatwiej byłoby nam się nieraz uporać z duchami, które nas próbują niszczyć. Słowo Jezusa, Słowo, w którym czuć rzeczywistą Bożą władzę, a nie tylko ludzką mądrość, to prawdziwa siła.
Zły duch próbuje wciągnąć Jezusa w dialog, aby przynajmniej odwlec koniec swojej władzy nad tym biednym człowiekiem. Próbuje brać Jezusa na litość. Potem jeszcze, nazywając Go "Świętym Bożym" chce sprowokować Jezusa do udowadniania, że jest kimś więcej niż tylko prorokiem. Chce, żeby Jezus podjął z nim polemikę na temat swojego statusu, swojej tożsamości. Jezus ignoruje te zaczepki i uwalnia człowieka. Daje nam w ten sposób poznać nie tylko swoją prawdziwą tożsamość i moc, ale zwraca nam także uwagę na to jak działa demon i jak należy się w tej sytuacji zachować. Każde wejście w dyskusję z demonem właściwie skazuje nas na porażkę. Przecież grzech pierwszych rodziców właśnie od zupełnie niewinnej dyskusji się zaczął. Szatan stopniowo podważał ich zaufanie do Boga, stawiał pod znakiem zapytania Jego prawdomówność i dobre intencje, aż wreszcie udało mu się skłonić ich do grzechu.Demony to nie są podwórkowe głupki, które nie mają pojęcia o tym, jaki jest człowiek. To istoty duchowe, które mają o wiele lepsze niż my sami rozeznanie w tym, jak funkcjonują nasze myśli, jakie prawa nimi rządzą. Dlatego tak łatwo im wciągać nas w różne gierki, dlatego tak łatwo sobie radzą w wyprowadzaniu nas na duchowe manowce. A nasza odpowiedź, biorąc globalnie, jest dokładnie odwrotna niż potrzeba. Współczesna kultura to jedna wielka dyskusja nad najbardziej podstawowymi sprawami, nad którymi nie ma co dyskutować. Potrafimy znajdować argumenty za najbardziej niedorzecznymi tezami, bronić najbardziej godnych potępienia postaw. Bywamy przy tym przekonani, że to najwspanialsze przejawy naszego oświeconego rozumu. Nie postąpimy ani o krok przez takie dyskusje. Jedynym, co może nas uratować jest głębokie nawrócenie - przyjęcie w postawie wielkiej pokory Słowa, które wypowie nad nami Bóg.
Więcej konkretnego działania, a mniej bezpłodnych dysput. Bardziej konsekwentne przylgnięcie do Jezusa, a mniej szukania dziury w całym. Ten bardzo prosty program tak trudno zastosować. I dlatego tak często łapiemy się za głowę, jak to możliwe, że znowu daliśmy się oszukać. Ale Słowo jest. Nie takie, jak mają uczeni w Piśmie, lecz takie, jakie tylko Bóg może mieć. I to Słowo uwalnia.
 
 

stycznia 12, 2021

Słowo Boże na Dziś - Jezus uzdrawia chorych

stycznia 12, 2021

Słowo Boże na Dziś - Jezus uzdrawia chorych



EWANGELIA
(Mk 1,29-39)

Po wyjściu z synagogi Jezus przyszedł z Jakubem i Janem do domu Szymona i Andrzeja. Teściowa zaś Szymona leżała w gorączce. Zaraz powiedzieli Mu o niej. On podszedł do niej i podniósł ją ująwszy za rękę, tak iż gorączka ją opuściła. A ona im usługiwała. Z nastaniem wieczora, gdy słońce zaszło, przynosili do Niego wszystkich chorych i opętanych; i całe miasto było zebrane u drzwi. Uzdrowił wielu dotkniętych rozmaitymi chorobami i wiele złych duchów wyrzucił, lecz nie pozwalał złym duchom mówić, ponieważ wiedziały, kim On jest. Nad ranem, gdy jeszcze było ciemno, wstał, wyszedł i udał się na miejsce pustynne, i tam się modlił. Pośpieszył za Nim Szymon z towarzyszami, a gdy Go znaleźli, powiedzieli Mu: Wszyscy Cię szukają. Lecz On rzekł do nich: Pójdźmy gdzie indziej, do sąsiednich miejscowości, abym i tam mógł nauczać, bo na to wyszedłem. I chodził po całej Galilei, nauczając w ich synagogach i wyrzucając złe duchy.
 

Refleksja nad Słowem Bożym

 

Na pewno byłoby Mu dobrze wśród tych, których uzdrawiał. Zawdzięczali Mu wiele, więc byliby dla Niego dobrzy i serdeczni. Mógłby się wśród nich osiedlić i korzystać ze sławy i wdzięczności. Wszyscy Go szukali, bo chcieli mieć między sobą tego, który miał tak niezwykłą moc. Chcieli Go mieć na wyciągnięcie ręki.
Ale Jezus chce iść dalej. Świadom jest bowiem, że ani teściowa Szymona, ani chorzy i opętani, których uzdrowił przebywając w jej domu, to jeszcze nie koniec Jego misji. Wiedział Kim jest i po co przyszedł. Nie chciał się dać usidlić ludzkiej wdzięczności i dobrej opinii, jaką o Nim mieli. Są różne formy zniewolenia. Czasem dokonuje się ono wówczas, gdy ulegamy złu. Bywa, że stajemy się bezradni wobec naszych własnych błędów, nie potrafimy sobie poradzić ze złem, które wydarzyło się za naszym przyzwoleniem, z naszym udziałem, z naszej winy. Ale zniewalać może także dobro. Dzieje się tak wówczas, gdy człowiek wykorzysta je do budowania swojej pozycji. Jeśli nie potrafi oddać tego dobra bezinteresownie, jeśli oczekuje na wdzięczność, chcąc za nie gratyfikacji, dobro stanie się dla niego pułapką, która może jeszcze subtelniej niż zło przywiązać go do siebie samego. W innym miejscu Ewangelii Jezus mówił: "Niech nie wie lewa twoja ręka, co czyni prawa". Wejście w układ wymiany: dobro za wdzięczność, pozwolenie na to, by natychmiast odpłacono nam za najmniejszy przejaw naszej wolności, sprowadza dobro do roli zwykłego towaru na wielkim targu życia. Może być tak, że nasze bycie dobrymi wobec ludzi, każdy akt współczucia i pomocy, wykorzystamy instrumentalnie. Możemy tez instrumentalnie wykorzystać ludzi, których będziemy szukać tylko dlatego, żeby, jako ich dobroczyńcy, lepiej się poczuć. Wobec zła człowiek musi być wolny. Ale musi być wolny także wobec dobra. Inaczej złym, czy dobrym - i tak będzie niewolnikiem.
Uczniom by to pewnie wystarczyło. Zwłaszcza Szymonowi, który miałby teraz w domu bardzo dobrze, bo teściowa okazywałaby mu wdzięczność, że przyprowadził do niej takiego uzdrowiciela. Ale Jezus nie przyszedł po to, żeby mieć dobrze. Przyszedł po to, żeby dobro mogło się rozlewać wszędzie tam, gdzie się pojawił. Nie wchodził na targ, wystawiając kramik z dobrocią, za którą inni zostawiali należność w rozmaitej walucie. Nie po to przyszedł.
 
 
 

stycznia 05, 2021

Uroczystość Objawienia Pańskiego (B) - Syn Człowieczy, Syn Boży

stycznia 05, 2021

Uroczystość Objawienia Pańskiego (B) - Syn Człowieczy, Syn Boży


Pasterzom powiedziano: „Znajdziecie Dziecię, owinięte w pieluszki, położone w żłobie” (Łk 2, 12). Poszli aż do Betlejem, po­tem wracali z radością, że znaleźli wszystko tak, jak im to było zapowiedziane.

Jakże wymowna prostota wydarzeń, które miały miejsce w Mieście Dawidowym, w dniach pamiętnego spisu ludności, zarzą­dzonego przez cezara Oktawiana Augusta! Małe, bezbronne Niemo­wlę! Nawet ściany domu nie chronią Matki i Jej Dziecka przed tymi, którzy przybiegli, aby złożyć pokłony Grota betlejemska otwarta na cały świat! Gdy wraz z pasterzami patrzymy na małe­go Jezusa, wiara wydaje się nam tak prosta. Wystarczy przyjąć to Niemowlę, złożyć Mu pokłon tak, jak to uczynili pasterze. Wszyscy jesteśmy ogarnięci tajemnicą Jego Narodzenia. Nie ma żadnych ścian ani barier, które od Niego dzielą. To Narodzenie dotyczy każdego człowieka. Chrystus narodził się dla każdego z ludzi. Słyszeliśmy to już tyle razy! Może właśnie dlatego nie umiemy tej prawdy odnieść do siebie. Chrystus narodził się dla każdego z ludzi, a więc narodził się dla mnie! Narodził się dla ciebie! Stajnia betlejemska jest otwarta, abyś mógł zobaczyć Sło­wo, które stało się Ciałem.

Gdy Jan Paweł II po raz pierwszy stanął na polskiej ziemi, to w sercu Warszawy powiedział te pamiętne słowa: „Chrystus w jakiś sposób zjednoczył się z każdym człowiekiem”. Trzeba więc teraz za Papieżem powtórzyć: Chrystus zjednoczył się ze mną. Bronisz się przed przyjęciem tej prawdy. Mówisz: „Przecież ja jestem tylko słabym człowiekiem”. Popatrz, jak słabym i bez­bronnym jest On. Mówisz: „Moje życie jest pasmem cierpień, jest przepełnione bólem”. Popatrz, jakim bólem jest naznaczone życie Tego, dla którego nie było miejsca w gospodzie. Mówisz: „Moje życie jest tak bardzo szare, nie ma w nim nic godnego czyjejkol­wiek uwagi”. Popatrz, o latach, które przeżył w Nazarecie, nie napisano prawie nic, tak były szare i zwyczajne. Mówisz: „W mo­im życiu jest tyle grzechów, noszę przytłaczający mnie ciężar wła­snych czynów”. Zobacz, że Jego miłość jest większa niż zło przez nas popełnione.

U progu naszej wiary odnajdujemy prawdę, która mówi, że Betlejem jest w nas. Trzeba odbyć z Mędrcami długą wędrówkę, trzeba czasem wiele ksiąg przestudiować, trzeba wielu o drogę py­tać, aby pewnego dnia zobaczyć, że gwiazda tu się zatrzymała, że Chrystus narodził się w nas; że rozwalone są mury wątpliwości, niewierności, że od Jezusa nic nas nie dzieli, że Syn Człowieczy jest pośród nas. Wpatrujemy się więc wraz z pasterzami w grotę betlejemską, aby na co dzień żyć obecnością Jezusa. Teraz, dziś, gdy razem z Mędrcami stajemy przed Maryją i Dzieciątkiem, aby złożyć Mu pokłon, uczymy się, co to znaczy, że nasza wiara speł­nia się w codzienności.

Próbujemy sobie wyobrazić kim był On dla swojej Najświęt­szej Matki w ciągu tych trzydziestu lat przeżytych wspólnie w za­ciszu Nazaretu. Jak ważną osobą, i to ważną w każdej chwili, stał się Ten, którego musiała złożyć w żłobie. Może matki pochy­lone nad kołyską dziecka mogą to zrozumieć. Dziś, w uroczystość Objawienia Pańskiego, trzeba siebie zapytać, kim jest Chrystus dla mnie na co dzień? Czy liczę się z Jego obecnością? Czy jest w mojej codzienności ważną Osobą? Chrystus jest obecny w życiu każdego człowieka. Wiara jest odkryciem tej obecności! Syn Czło­wieczy jest w każdym, kto podejmie trud tworzenia swego czło­wieczeństwa. Nie mówmy już o odmawianiu modlitw, umiejmy każdego dnia w domu naszego serca składać Mu pokłon. Nie mówmy już o ciężarze przykazań, umiejmy każdego dnia w do­mu naszego serca składać mu skarby naszej wierności. Gdy uwie­rzymy, że w stajni naszego życia jest Syn Człowieczy,/ob jawi się On nam jako Syn Boży. Powtórzmy: Sam Bóg objawia się w życiu człowieka! Bóg objawia swą moc w moim życiu! U progu naszej wiary odnajdujemy prawdę, która mówi, że Betlejem jest w nas, a w tym Betlejem narodził się z Maryi Ten, którego my ludzie przyjęliśmy, bo jest Synem Człowieczym, Ten, który się nam ob­jawił jako Syn Boży.

Wokół nas jest tyle niepokoju, ale Ten, który jest źródłem po­koju, pokoju, jakiego świat dać nie może, jest w nas. Wokół nas jest tyle fałszu, ale Ten, który jest Prawdą, zamieszkał wśród nas. Wokół nas jest tyle nienawiści i obojętności, ale w Nim ob­jawiła się Miłość. Wokół nas i w nas również jest tyle zła, ale On jest przebaczeniem -naszych grzechów. Boleśnie nas dotyka śmierć, ale w nas zamieszkał Ten, który jest życiem i zmartwych­wstaniem.

Przyjmujemy Syna Człowieczego, a On nam się objawił jako Syn Boży. Wróćmy jeszcze na chwilę do słów Ojca świętego, wy­powiedzianych na placu Zwycięstwa. „Chrystus - mówił Jan Paweł II - jest kluczem do zrozumienia tej wielkiej i pod­stawowej rzeczywistości, jaką jest człowiek. Człowieka bowiem nie można do końca zrozumieć bez Chrystusa. A raczej: człowiek nie może sam siebie do końca zrozumieć bez Chrystusa. Nie może zrozumieć, ani kim jest ani jaka jest jego właściwa godność, ani jakie jest jego powołanie i ostateczne przeznaczenie. Nie może tego wszystkiego zrozumieć bez Chrystusa” (Warszawa, 2 VI 1979). Człowiek przyjmując Syna Człowieczego nie jest już skazany na życie w niepokoju, na dźwiganie ciężaru win, bez nadziei prze­baczenia, na niewolę fałszu i nienawiści, bo przyjął Syna Bożego, który jest Drogą, Prawdą, Życiem.

Dziś, w święto Objawienia Pańskiego, stajemy z pokorą przed tajemnicą Syna Człowieczego i Syna Bożego w jednej Osobie, na­szego Zbawiciela Jezusa Chrystusa. Byli w historii Kościoła tacy, którzy w Chrystusie widzieli tylko Boga, który ukazał się nam w ludzkiej postaci. Jakże ubogie stało się ich życie, zabrakło w nim tej istotnej dla chrześcijaństwa prawdy, że w ludzkiej co­dzienności, że w człowieczej codzienności jest rzeczywiście obecny Ten, który naprawdę dla nas stał się człowiekiem. Byli też w historii Kościoła i tacy, którzy w Chrystusie widzieli jedynie pro­roka potężnego w mowie i czynie. Widzieli szlachetnego czło­wieka, twórcę nowej moralności. I chociaż Chrystus stawał się dla nich wzorem człowieka, to tracili z pola widzenia moc Boga, a w Nim zamieszkała. Cóż mogły dla nich znaczyć słowa Zbawiciela: „Ja jestem drogą, prawdą, życiem” (J 14, 6). Dziś w dniu Objawienia Pańskiego z pokorą wyznajemy, że wśród nas jest ten, którego ciągle na nowo poznajemy - Jezus Chrystus, syn Maryi, w którego Osobie są dwie natury: ludzka i boska - Bóg i Człowiek. Dlatego nie bójmy się odnieść do siebie słów proroka: „Oto ciemność okrywa ziemię i gęsty mrok spowija narody, a ponad tobą jaśnieje Pan i Jego chwała jawi się nad to­bą” (Iz 60, 2).

Podziwiamy dziś wiarę Mędrców. Szukali Króla, szukali Zbaw­cy świata, szukali Tego, który był wyczekiwany przez narody. Upadli w pokłonie na progu zwykłego domu, upadli na twarz przed Dzieciątkiem i Jego Matką. Z prostotą złożyli swe dary Sy­nowi Człowieczemu. Bo właśnie tak, w ten sposób odwieczne Słowo Ciałem się stało. Dziś imiona Mędrców, przekazane nam przez tradycję, wypisujemy na drzwiach naszych domów, aby sobie przypomnieć, że to w nas przebywa Bóg, że to tak, w ten .sposób, odwieczne Słowo Ciałem się staje w naszym życiu!

Śmiertelny, grzeszny człowiek, uwikłany w codzienność, czło­wiek podlegający cierpieniu, każdego dnia konający - staje się silny Bogiem, do którego należy zwycięstwo. Człowieka silnego Bogiem można zabić, ale nie można zwyciężyć. Dlatego z wdzięcz­nością wołamy za św. Pawłem: jesteśmy współdziedzicami, współ­uczestnikami Bożych obietnic, w Chrystusie Jezusie (Ef 3, 6). Amen.

 

 


grudnia 23, 2020

Homilia na Uroczystość Narodzenia Pańskiego - Pasterka

grudnia 23, 2020

Homilia na Uroczystość Narodzenia Pańskiego - Pasterka


Umiłowani Siostry i Bracia, uczestnicy podniosłej Wigilijnej Uroczystości,

W cichą i Świętą Noc Bożego Narodzenia, wraz z pasterzami trzymającymi nocną straż na polach betlejemskich wpatrujemy siew "Blask chwały Pańskiej, która zewsząd ich oświeciła" (Łk 2,9) i wsłuchujemy się w radosne orędzie aniołów uroczyście głoszone światu: "Dziś w mieście Dawida narodził się wam Zbawiciel, którym jest Jezus, Mesjasz, Pan". (Łk 2,8-11).

Chwała Pańska to nie nadzwyczajne zjawisko astronomiczne, ani naturalne światło, ale blask Bożego objawienia, blask Bożej prawdy, która w Jezusie narodzonym w Betlejem oświeca każdego człowieka na ten świat przychodzącego" (J 1,9).

Jezus, Bóg – Człowiek stanowi "klucz" do zrozumienia tajemnicy każdego człowieka nie według jakiś doraźnych, częściowych, powierzchownych kryteriów i miar, "a w świetle pełnego blasku prawdy objawionej w Jezusie Chrystusie właśnie w blasku chwały Betlejemskiej nocy" (Veritatis splendor nr 8).

Tajemnica człowieka - uczy II Sobór Watykański - wyjaśnia się naprawdę dopiero w tajemnicy Słowa Wcielonego, Odwiecznego Słowa Boga, które stało się Ciałem, Boga, który stał się człowiekiem, jednym z nas, zstąpił na ziemię, by odtąd pozostać z nami aż do końca czasów. Od momentu swojego narodzenia w Betlejem jest On obecny na wszystkich drogach człowieczych tak dalece, że dzieje każdego człowieka stają się dziejami Boga, a dzieje Boga dziejami człowieka.

Powie CK. Norwid:

"Przyszła nareszcie chwila

ciszy uroczystej

stało się, że między ludzi wszedł MISTRZ - WIEKUISTY

I do historii, która wielkich zdarzeń czeka

dołączył biografię każdego człowieka,

Do epoki - dzień każdy, każdą dnia godzinę,

A do słów umiejętnych - wewnętrzną słów przyczynę

To jest: intencją serca".

W historii każdego narodu, w biografii każdego pojedynczego człowieka jest więc obecny Bóg - człowiek, ukryty przed światem, jak ongiś w Betlejem, ale rzeczywiście obecny; bezsilny i całkowicie zdany na ludzi jak w Betlejem, ale potężny potęgą miłości, która objawia się nawet w niemocy; odtrącony, nierzadko nawet zapomniany "przez swoich", do których przyszedł, ale kochający miłością niewymowną wszystkich, a najbardziej tych którzy najpełniej się zagubili.

Boże Narodzenie to więc "dzień, w którym Bóg zaczął nas kochać po ludzku, ludzkim sercem i zaczął razem z nami iść drogą życia". "Naród kroczący w ciemnościach ujrzał światłość wielką, nad mieszkańcami kraju mroków zabłysło światło" (Iz 9,1) - obwieszcza dzisiaj Kościół światu. W chwili, gdy w dzieje ludów i narodów wkroczył Ten, który jest "światłością świata" (J 8,12), zabłysło nowe światło i pojawiło się nowe życie. Odtąd: "Kto idzie za Nim, nie chodzi w ciemności, lecz ma światło życia" (J 8,12). To właśnie życie w Nim objawione, jest światłością ludzi" (J 1,4). Bez Niego życie nadal jest ciemnością, ślepym zaułkiem, a człowiek bolesnym znakiem zapytania.

W przyjęciu albo odrzuceniu Nowonarodzonego w Betlejem Zbawiciela dokonuje się sąd nad światem: "A sąd na tym polega, że Światło przyszło na świat, lecz ludzie bardziej umiłowali ciemność niż światło: bo złe były ich uczynki" (J 3,13).

Jedynie prawdziwym kryterium, które decyduje o naszym stosunku do Chrystusa jest więc nie sama wiara, a nasze uczynki, czy są one dobre czy złe. W nich i przez nie dokonuje się sąd nad światem, nad każdym z nas.

Boże Narodzenie przeżywane w swoich najgłębszych pokładach, nie jako folklor, nie jako świętowanie, ale jako wejście Boga Emmanuela w życie narodu i moje osobiste, podsuwa nieuchronnie niepokojące pytania:

Na ile Chrystus Zbawiciel i Jego Ewangelia są obecne w życiu naszego, w olbrzymiej większości przecież katolickiego narodu?

Na ile obecność Chrystusa, którego przecież wyznaję moim Zbawicielem i Panem znajduje swoje odbicie i przedłużenie w moim osobistym życiu?

Czy po stylu mojego życia można rozpoznać, że wierzę w Boga, który stał się człowiekiem i który pragnie, aby także człowieczeństwo Jego wyznawców było ukształtowane na Jego obraz, wzór i podobieństwo?

Nowa rzeczywistość, w której żyjemy, od kilku lat obnażyła w sposób bolesny pęknięcie, rozziew, a nierzadko nawet przeciwieństwo pomiędzy wyznawaną wiarą a życiem, głoszoną prawdą a postępowaniem.

Wielu traktuje prawdy wiary w sposób wybiórczy: przyjmuje jedne, te łatwiejsze, a odrzuca inne, trudniejsze i wymagające większej konsekwencji życiowej i pełniejszego zaangażowania.

Nie brak i takich, którzy w ogóle stawiają pod znakiem zapytania istnienie obiektywnych i trwałych norm moralnych. Wolność oznacza dla nich porzucenie wszelkich norm moralnych. W tej perspektywie Dekalog jawi się jako relikt przeszłości. Kwestionuje też obecność moralności społecznej: przekonanie religijne to moja sprawa prywatna, ograniczona do czterech ścian mojego domu. Życie zawodowe, działalność społeczna czy polityczna jakby zwalniała od wszelkiej odpowiedzialności.

Wreszcie nie brak i takich, którzy jawnie głoszą antyewangelię twierdząc, że człowiek sam dla siebie jest najwyższą i ostateczną normą i prawem. Skutki takiej postawy nie pozwalają na siebie długo czekać. Zaciera się dla wielu coraz wyraźniej granica pomiędzy: dobrem a złem, prawdą a fałszem, a nawet pomiędzy życiem i śmiercią. Szerzy się zbiorowy egoizm, cwaniactwo, apatia i nihilizm.

Potrzeba, aby na nowo zajaśniał nam "blask Chrystusowej prawdy", abyśmy pośród mroków codziennego życia stali się od nowa "światłością w Panu i dziećmi światłości" (Ef 5,8).

Dziś bardziej niż kiedykolwiek potrzeba aby "Chwała Pańska" głoszona na polach betlejemskich także i nas ogarnęła: aby zajaśniał nam "blask Chrystusowej prawdy" w całej swej potędze tak, by każdy człowiek stał się "odblaskiem chwały Boga" (Hbr 1,3). Jak uczy bowiem II Sobór Watykański: "Tajemnica człowieka wyjaśnia się naprawdę dopiero w tajemnicy Słowa Wcielonego".

Trzeba nam, idąc za wezwaniem Jana Pawła II, przybliżyć się z naszym "niepokojem, niepewnością, a także słabością i grzesznością, ze swoim życiem i śmiercią, do Chrystusa, niejako wejść w Niego z sobą samym i "przyswoić sobie", zasymilować całą rzeczywistość Wcielenia i Odkupienia, aby się na nowo odnaleźć" (Veritatis splendor, nr 8,9). Wymaga to od całego Kościoła i każdego z nas nowego wysiłku, jakby nowego zrywu.

W okresie wielkiego zachwiania zasad moralnych i zobojętnienia religijnego wielu, Ojciec Święty prowadzi nas właśnie do Chrystusa Boga -Człowieka. Chrystus nie tylko jasno wskazuje na kryteria dobra i zła zapisane w wielkim sanktuarium Boga jakim jest sumienie ludzkie, ale sam daje przykład-jak dobro poznane należy urzeczywistnić we własnym życiu. Stąd właśnie "naśladowanie Chrystusa jest pierwotnym i najgłębszym fundamentem chrześcijańskiej moralności" (V.S.9).

Chrześcijaństwo bowiem to nie sama wiara, nie doktryna, a tym bardziej nie ideologia, a wspólnota życia i miłości z Chrystusem. "Istnieje zatem pilna potrzeba, by chrześcijanie ponownie odkryli nowość wiary oraz, nowe osądzanie kultury dominującej w ich środowisku, aby ci, którzy niegdyś byli ciemnością, stali się światłością w Panu i postępowali jako dzieci światłości" (Ef 5,8-11). Pełnym zaś owocem światłości, jest "wszelka prawość, sprawiedliwość i prawda" (V. S. 88); "prawda Bożych przykazań, prawda kazania na Górze, prawda którą trzeba żyć, którą trzeba wyznać nie słowem a życiem. Na równi z prawdą również prawdziwy wymiar wolności objawia się i urzeczywistnia w Chrystusie przez miłość i dar z samego siebie" (por. Veritatis Splendor, nr nr 87, 88).

Ku tej właśnie wolności Wyzwolił nas Chrystus (Ga 5,1). Miarą i kryterium tej wolności jest nie samo wyzwolenie, a wierność Bożym przykazaniom. W Betlejem, razem ze Zbawicielem narodził się nowy, zbawiony człowiek, człowiek nowego przymierza, który jest powołany do tego by przez świadectwo własnego życia stać się, "Światłością świata" (Mt 5,14).

Aby chrześcijanin mógł wypełnić to zadanie musi w nim ustawicznie obumierać stary grzeszny człowiek: "Możemy się bowiem odrodzić tylko za cenę życia. Jeśli nic w nas nie umrze, nic się w nas nie narodzi (Ks. J.S. Pasierb).

Dla tych wszystkich, którzy w nowości życia świętują Boże Narodzenie jest ono świętem pokoju, radości i nadziei. Światłość Chrystusa jest bowiem mocniejsza niż ciemność, zło i moc grzechu: "Światłość bowiem świeci (nawet) w ciemności i ciemność jej nie ogarnęła" (J 1,5).

Całe zaś przesłanie i orędzie Bożonarodzeniowe streszcza się w słowach: "Narodziłem się nagi, mówi Bóg,

abyś ty potrafił wyrzekać się

siebie samego.

Narodziłem się ubogi,

abyś ty mógł uznać Mnie za jedyne bogactwo.

Narodziłem się w stajni,

abyś ty nauczył się uświęcać każde miejsce.

Narodziłem się bezsilny,

abyś ty nigdy się Mnie nie lękał.

Narodziłem się z miłości.

Narodziłem się w nocy,

abyś ty uwierzył, iż mogę rozjaśnić

każdą rzeczywistość spowitą ciemnością.

Narodziłem się w ludzkiej postaci, mówi Bóg,

abyś ty nigdy nie wstydził się być sobą.

Narodziłem się jako człowiek,

abyś ty mógł stać się "Synem Bożym".

Narodziłem się prześladowany od początku,

abyś ty nauczył się przyjmować

wszelkie trudności.

Narodziłem się w prostocie,

abyś ty nie był wewnętrznie zagmatwany.

Narodziłem się w twoim ludzkim życiu, mówi Bóg,

aby wszystkich ludzi zaprowadzić do domu Ojca". Amen.

 

 

kwietnia 11, 2020

Homilia na Uroczystość Zmartwychwstania Pańskiego (A) – Nie lękajcie się!

kwietnia 11, 2020

Homilia na Uroczystość Zmartwychwstania Pańskiego (A) – Nie lękajcie się!
O poranku pierwszego dnia tygodnia kobiety poszły do grobu Pana. Wyruszyły, aby dopełnić obrzędów pogrzebowych. Był to gest litości wobec umarłego. Tyle tylko mogły zrobić dla ukrzyżo­wanego Mistrza z Nazaretu. Tyle tylko ofiarować temu, który za życia uważał się za Syna Bożego i za obiecanego Mesjasza. Tyle tylko mogły zrobić dla tego, który mówił o sobie: "Ja jestem zmartwychwstaniem i życiem" (J 11,25), a który teraz spoczywa w grobie. Jego śmierć z pewnością zachwiała ich wiarą w to wszys­tko, co przepowiadał. Któż mógłby dać wiarę temu wszystkiemu, co głosił, słowom Nauczyciela przypieczętowanym klęską? Czyj aż nadzieja byłaby tak mocna, aby nie ustąpić wobec oczywistości faktów? Szły więc pogrążone we wspomnieniach i smutne, jak dzieci, którym uczyniono wiele obietnic, a nie dotrzymano żadnej.
"I oto Jezus stanął przed nimi i rzekł: «Witajcie!»" (Mt 28,9). Jakże musiały być zdumione a zarazem przestraszone, skoro Zmartwychwstały zaraz dodał: "Nie lękajcie się!" (Mt 28,10).
Wczoraj i dzisiaj wielu idzie do Kościoła jak kobiety do grobu. Aby przekonać się, że On nie żyje! Idą, aby spełnić swój doroczny obowiązek, aby dokonać formalności, dzięki której można za­pewnić sobie dobre samopoczucie. Kobiety jednak zostały w spo­sób niespodziewany wyrwane ze świata własnych myśli. Olśnił je Pan żywy. Okazało się, że na próżno dźwigały wonne, pogrzebowe olejki. Spotkały Pana żywego. "One podeszły do Niego, objęły Go za nogi i oddały Mu pokłon" (Mt 28,9). Usłyszały Jego głos, dźwięczny, stanowczy, żywy.
Słuchając Ewangelii, mamy wrażenie, że Mateusz opowiada o tym spotkaniu Jezusa z kobietami o świcie, jak o rzeczy najnor­malniejszej w świecie. Opowiada spokojnie, jak kronikarz, który niczemu się nie dziwi, a jedynie się stara, aby nie pominąć istot­nych szczegółów. Tymczasem jest to świadectwo czegoś niezwy­kłego, jedynego w swoim rodzaju! Mówi o nieoczekiwanym spot­kaniu Zmartwychwstałego z kobietami. Kiedy mówimy o Jezusie, nie mówimy o Nim jak o bohaterze literackim, postaci z kart po­wieści szpiegowskiej czy gwieździe tasiemcowego serialu telewizyjnego. Mówimy o kimś, kto prawdziwie żył, którego na­uczanie dotarło do nas, którego czyny zostały uchronione przed zapomnieniem i wiernie nam przekazane. Nikt dzisiaj nie zaprze­cza temu, że Jezus z Nazaretu nauczał na palestyńskich placach, że był prorokiem i cudotwórcą. Nikt nie neguje świadectwa o ukrzyżowaniu na Golgocie. Kiedy więc słyszymy, że zmartwych­wstał, nie jest to tylko figura retoryczna!
Pójdźmy i my wraz z kobietami do tego grobu. Nie lękajmy się przyjąć prawdy o Zmartwychwstałym Chrystusie. To wydarzenie mówi nam o tym, że Bóg nas kocha. Dał nam swojego Syna, "aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne" (J 3,16). Nie jest więc tak bardzo ważne, z jakich powodów przy­szliśmy dzisiaj do kościoła. Ważne jest to, abyśmy pozwolili Chrystusowi odwalić kamienie, które zamykają nasze serce przed Nim. Abyśmy pozwolili, aby On mógł w nas zmartwychwstać żywy i prawdziwy! Oto On chce nas obdarzyć wolnością od grze­chu, radością z odnalezionej nadziei, ozdobić swoją łaską. Dzisiaj Zmartwychwstały mówi: "Nie lękajcie się! Jesteście wszyscy dzieć­mi Bożymi! Bóg, w swojej ojcowskiej miłości, nigdy o was nie za­pomniał - i nawet wtedy, gdy wydawało się wam, że jest daleko od was - On nie przekreślił swojej miłości".
Chrystus prawdziwie zmartwychwstał! Przychodzi, aby uwol­nić nas od wszystkiego, co nas zniewala, poniża, depcze. Wyzwala nas ze wszystkich zwątpień. On sam jest naszym życiem!
To prawda, trudno jest uwierzyć w zmartwychwstanie! Jakby lękamy się wziąć dosłownie to, o czym mówi treść tego święta. Dlatego właśnie słyszymy skierowane do nas słowa otuchy: "Nie lękajcie się!" (Mt 28,10). Od tego momentu śmierć nie jest już je­dynym słowem napisanym na ostatniej stronie naszego ziem­skiego życia. Bóg jest Bogiem żywych! Chrystus zmartwychwstał! Jest znakiem, który Bóg sam zostawił nam, aby nas sprowokować do rozszerzenia naszych horyzontów, do wyzwolenia nas z na­szych oczekiwań. Jest On cudownie i nieskończenie większy od naszych oczekiwań. Nie mieści się w narzuconych Mu przez naszą skończoność schematach. Staje ponad naszymi lękami, niepew­nością, niezdecydowaniem, ponad wszystkimi naszymi "tak, ale" i "może kiedyś...".
Ewangelia przekazuje relacje o spotkaniach z Chrystusem żywym, nad którym "śmierć nie ma już władzy". Widzimy, jak trudno było Chrystusowi przebić się przez skorupę niedowiarstwa samych uczniów. Jak trudno było Mu wyzwolić Apostołów z lęku. To nie oni, ale On musiał walczyć o to, aby prawda o zwycięstwie życia nad śmiercią dotarła do ich serc i umysłów.
Papież Jan Paweł II na początku swego pontyfikatu, zwra­cając się do wszystkich ludzi, wierzących i niewierzących, skie­rował ten sam apel: "Nie lękajcie się! Otwórzcie drzwi Chrystu­sowi!" Zapytajmy się dzisiaj siebie: co rodzi w nas lęk przed przy­jęciem prawdy o zmartwychwstaniu? Co nie pozwala nam uwie­rzyć w nieskończoną potęgę Pana Boga? Dlaczego nie idziemy do końca we wierze? Jakie skały zagradzają drogę Zmartwych­wstałemu do naszego serca?
Nie lękajmy się, że Zmartwychwstały odbierze nam naszą wolność - On, który wyzwala nas z największego i upadlającego zniewolenia, jakim jest grzech. On, który wyzwolił nas "ku wol­ności" (Gal 5,1).
Nie lękajmy się, że wierząc w Niego, utracimy jakiekolwiek dobro. On, który jest dobrem nieprzemijającym i wiecznym, prag­nie podzielić się z nami tym wszystkim, co jest autentyczną war­tością i pięknem. Jak mówi Apostoł: "ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało, ani serce człowieka nie zdołało pojąć, jak wielkie rzeczy przygotował Bóg tym, którzy Go miłują" (1 Kor 2,9).
Nie lękajmy się uwierzyć Temu, którego "jarzmo jest słodkie, a brzemię lekkie" (Mt 11,30). Świat nakłada na nas daleko wię­ksze ciężary i brzemiona.
Nie lękajmy się Odkupiciela, tego, że "poprowadzi nas tam, dokąd pójść nie chcemy" (por. J 21,18). On wie, czego nam potrze­ba, jest Dobrym Pasterzem, który troszczy się o każdego z nas.
Darem żyjącego na wieki Pana jest wyzwolenie od lęku. Pro­śmy dzisiaj o ten dar dla nas samych i dla wszystkich chrześcijan.
Jeśli uwierzymy w Ewangelię, jeśli przyjmiemy świadectwo tych kobiet i Apostołów, którzy potwierdzili je własnym męczeń­stwem, prawdziwie ten dzień stanie się dla nas świętem radości i zwycięstwa życia nad śmiercią, łaski nad grzechem, Boga nad szatanem. Ten "pierwszy dzień tygodnia" (Mt 28,1) stanie się pier­wszym dniem naszego nowego życia.
Prośmy o to, abyśmy, sami wolni od lęku i niewiary, pełni radości, poszli za wezwaniem Chrystusa: "Idźcie i oznajmijcie moim braciom" (Mt 28,10). Zanieśmy więc do naszych domów blask i pokój tego wielkanocnego poranka, który rodzi się w nas wraz ze świadomością, że Chrystus prawdziwie zmartwychwstał. Złóżmy wszystkim życzenia: Wesołych Świąt!


stycznia 25, 2020

3. Niedziela Zwykła (A) – Światło Chrystusa

stycznia 25, 2020

3. Niedziela Zwykła (A) – Światło Chrystusa
Najmilsi! Pozwólmy na chwilę uciszyć się naszej myśli w Bo­gu. Otwórzmy serca na światło łaski. Niech odejdzie całotygod­niowe zabieganie i rozterki. Niech Boża mądrość zstąpi na nas jak pokój i światło. Słuchajmy nauki zawartej w tekstach, które dzisiaj przyniosła liturgia.
Naród kroczący w ciemności ujrzał światłość wielką; nad mieszkańcami kraju mroków zabłysło światło. Pomnożyłeś radość, zwiększyłeś wesele” (Iz 9, 4–2). Tak widzi prorok świat po Bożym Narodzeniu. Światło, które wzeszło nad życiem ludzi – Jezus Chrystus obecny z nami. Jego bliskość daje odwagę i umac­nia. Jego nauka powoli rozświetla nawet najtrudniejsze, mrocz­ne zakamarki życia. W innym świetle stawia przed człowiekiem życie doczesne, mrok przemijania. W nowym świetle pozwala ocenić cierpienie, inaczej rozumieć umieranie. Ogłasza wieczność, zmartwychwstanie, niebo. Wyznacza inne wymiary tego, co war­te wysiłku, i tego, co jest złudzeniem w życiu człowieka. To światło – Jezus Chrystus, jeżeli przyjęte, stanie się ciepłem codziennego życia, odwagą rodzin, mądrością ustaw i praw na­rodów.
A światło nie przyjęte? „Naród kroczący w ciemności” – jak­by prorok ostrzegał przed kroczeniem po ciemnych drogach świa­ta. Jakże obrazowe określenie. Prawie człowiek widzi szeregi lu­dzi, kolejne lata, uporządkowane etapy 1956, 1970..., ale w ciemności. Krocząc w ciemności, łatwo wzajemnie siebie podep­tać. Ciemność może przesłonić cel drogi. Ciemność stwarza pozo­ry bezkarności, Ciemność pozwala nie widzieć rozpaczy w cu­dzych oczach. Ta szczególna ciemność, która oznacza pozostanie poza Chrystusem, dotyczy pogrążenia duszy, która rodzi cierpkie owoce opuszczenia. Mówi się czasem o ludziach, że z ich wejściem pojawia się światło, i mówi się o takich, którzy samym poja­wieniem się (przynoszą mrok. W relacjach o świętych – nie tylko tych wyniesionych na otłarze – powtarzają się opinie, że z nimi przychodziła jakaś poświata pokoju i mądrości, jak­by zatrzymana ze świateł wieczernika. Mówiąc o ludziach którzy nas opuścili wspominamy, że odeszło z nimi dobre ciepło co­dzienności, a o innych wspominamy ze smutkiem, bo żal, że godziny nieśli chłodne i nie tęskne. Tak chyba pomyślą kiedyś o każdym z nas. Może zatęsknią za dobrem, albo przejdą prę­dziutko do milszych myśli.
Ale, czytając dalej tekst liturgiczny, uczymy się, że światło – Jezus Chrystus – nie tylko dzieli się blaskiem dobra i mą­drości, ale daje więcej, przychodzi, aby pomnożyć radość i zwięk­szyć wesele. Czasem tekst święty, aż zaskakuje takim serdecz­nym sformułowaniem, żeby aż troska o radość, o wesele. A jednak tak. Przypomina słuchaczom, że przeżycie Ewangelii może być źródłem i warunkiem rzeczywistego wesela i optymizmu. Powie nawet, że w pewnym sensie sprawdzianem autentyczności religii jest optymizm w odczytaniu historii stworzenia. Może war­to, aby myśleli o tym fakcie ludzie religijni, których przeży­wianie wiary jest solidne, obowiązkowe, ale smutne. Nawet nie dlatego, że ból, choroba, opuszczenia, ale samo przeżycie praktyk posmutniaiło. Nie, nie chodzi o szczebiot, który bywa bliższy bezmyślności niż Ewangelii, ale o ten głęboki optymizm życia, któ­ry wie komu ufa i do kogo należy.
Rzeczywiście, aż dziwi, że można tak bez radości wierzyć w niebo, w szczęście wieczne, że nikt nie odgadnie prawdziwych treści tych rzeczywistości. Można tak bez nadziei, bez wiary w spełnienie się słowa, tak trzepotać się w strachu i niepew­ności ze wszystkimi, którzy wiary nie mają, że nikt nie będzie pragnął Dobrej Nowiny, która jest mocą życia. Czy dotyczy to nawet naszego czasu? Naszych zagrożeń, które zawisły, jak ja­strzębie, nad spłoszonym światem? Przede wszystkim właśnie ta­kich trudnych dziejów. Nic dziwnego, że św. Paweł, znawca mro­ków ludzkich, wręcz zaklina, abyśmy weszli wspólnie, ludzie od­kupieni, ludzie Chrystusowi – w światło. Abyście się nie roz­proszyli za światłami pozornymi, za iskrami, które wzlatują cza­sami z ogniska, i mogą nawet na tle czarnego nieba wydawać się prawdziwym światem, nawet czasem wyraźniejsze i pięk­niejsze od samego źródła światła i ciepła, ale pozostaną tylko ulotnym śladem, po którym zostanie rozczarowanie. Nie rozbie­gnijcie się, jak to określi tekst listu Pawiowego za Apollosem, Kefasem, czy Pawłem, bo jeden jest – Chrystus, a podziały są dziełem szatana,, ojca wszelkich podziałów, waśni i poróżnień.
Czyż karty historii nie dostarczają dosyć świadectw oderwa­nych iskier, wspólnot, grup, które jakiś czas żyją jeszcze ciep­łem macierzystego ogniska, a potem umierają i rozwiewa je wiatr. Czyż księgi kultur, wierzeń i dzieje myślicieli nie są dostatecznie wielkim cmentarzem błędnych świateł i gasnących zbawców świata. Jakże więc należy ocenić te chwile, gdy światło Boże przychodzi do nas w modlitwie, w Eucharystii, w mądrej księdze, w świątecznym nastroju liturgii, w natchnieniu ekume­nicznej jedności w Duchu Świętym. Przecież we wszystkich mie­szka Chrystus. Przecież wszyscy zostali odkupieni przez krzyż i zmartwychwstanie. I cóż, że różnica zajmowanych stanowisk? Że rozmaitość funkcji? Że z rozmaitych dzielnic i stron świata? We wszystkich oczach ludzi ten sam niepokój; we wszystkich duszach te same rozterki. To samo zalęknione myślenie o dniu jutrzejszym. Te same słowa mówią matki na całej kuli ziem­skiej. Nie dziwmy się, że ten światowy mrok skłócenia i po­działów, zapomnianej miłości Boga i tragicznej rozterki człowieka staje się niepokojem liturgii.
Nie dziwimy się, że w trzecim czytaniu, liturgia przywoła nas do światła, bliżej, prawdziwie, teraz. Wywoła nas tym imie­niem, które stało się symbolem: Piotrze! Człowieku-opoko, czło­wieku, który jesteś treścią świata; człowieku, który masz być rękami tworzenia, a nie zguby; człowieku mojego umiłowania – pójdź za mną, aby ludziom dać nadzieję. W Ewangelii obrazek, jak narysowany ołówkiem dziecka. Piotr zostawia sieci, poznaje Jezusa, idzie za Nim. A przecież iść za Nim oznacza tak wiele. Odważyć się zostawić zawód, opuścić znajomy dom, zmienić bez­pieczną neutralność na ryzyko dania świadectwa. Dlaczego Apo­stoł idzie? Życie odpowie za niego: aby narody kroczące w ciem­ności i mroku, aby ludzie zgubieni w domysłach, aby odrzuceni przez świat, abyśmy wszyscy mogli dzisiaj usłyszeć Jezusa Chrystusa, światło i życie nasze.
Dlaczego dłużej zatrzymaliśmy się nad tymi tekstami? Mija kolejny tydzień po Bożym Narodzeniu. Mieliśmy wynieść z tych dni światło. Czy nie byłoby żal, gdyby to wszystko przebiegło jak promień światła przez szybę, w której nic go nie zatrzyma? Dlaczego dłużej? Trwa w naszej ojczyźnie tydzień modlitwy o jedność chrześcijan; żeby nie stracić światła natchnień, świętych myśli i zbawczego nastroju. Aby rozpędzone wiatrem życia i noc­nych burz, dzieci Boże, poznały światło, które ich zrodziło i do którego należą.
Boże spraw, aby ten człowiek, który słyszy Jezusowe słowo, stał się światłem dla mroku swojego domu, swojego szpitala, swo­jej pracy, aby nad mieszkańcami kraju mroków – od Tatr do Bałtyku – zabłysło światło, radość i wesele. Amen.


grudnia 07, 2019

Homilia na Uroczystość Niepokalanego Poczęcia – Niepokalana wzorem świętości

grudnia 07, 2019

Homilia na Uroczystość Niepokalanego Poczęcia – Niepokalana wzorem świętości
Ojciec Święty Jan Paweł II w czasie pielgrzymki do ojczyzny, w Starym Sączu – w 1999 roku - mówił że, święci nie przemijają, żyją świętymi i pragną świętości. Jeśli tak, to na drodze do świętości potrzebują wzorów oraz źródeł siły. Dzisiejsza Liturgia ukazuje nam najwyższy po Bogu Ojcu i Chrystusie wzór świętości - Maryję - Niepokalanie Poczętą. W pierwszym czytaniu dzisiejszej Mszy Świętej ukazana jest Ona, jako Ta, która zwycięży źródło grzechu – Szatana: „Wprowadzam nieprzyjaźń między ciebie, a niewiastę, pomiędzy potomstwo twoje, a potomstwo Jej: Ono zmiażdży ci głowę, a ty zmiażdżysz mu piętę” (Rdz 3,15). Nato­miast w Liście do Efezjan Św. Paweł napisał: „...byśmy istnieli ku chwale Jego majestatu, my, którzyśmy już przedtem nadzieję złożyli w Chrystusie” (Ef 1,11-12). Jeśli w Chrystusie, to również w Maryi, która nie tylko ukazuje nam ideał świętości, ale wyprasza łaskę potrzebną do jego osiągnięcia. Zarówno dawni święci: Kinga, Jan z Dukli, jak i współcześni: Maksymilian Kolbe, Edmund Bojanowski, byli wielkimi czcicielami Maryi.
Pierwsi rodzice w Raju, nie potrafili radykalnie zerwać z grzechem. Wprawdzie nie chcieli odrzucać Boga, ale też nie chcieli do końca zachować Jego woli. Wśród katolików najwięcej jest ludzi przeciętnych, którzy wprawdzie nie chcą świadomie odrzucać Boga i teoretycznie Go przyjmują, jednak selekcjonują Jego przykazania, dzielą je na łatwe i trudne, trudne odrzucają, a łatwe zachowują. Ojciec Święty Jan Paweł II, w czasie ostatniej pielgrzymki do Ojczyzny przypomniał najtrudniej­sze przykazania: miłości Boga i bliźniego oraz najtrudniejsze wyma­gania Chrystusa z Kazania na Górze: „Błogosławieni ubodzy duchem”(Mt 5,3); „Błogosławieni czystego serca” (Mt 5,8). To ostatnie Błogosławieństwo odnosi się szczególnie do Matki Najświętszej, w tajemnicy Jej Niepokalanego Poczęcia. Przemawiając w Sandomierzu Ojciec Święty przestrzegał, zwłaszcza młodzież, przed zagubieniem tego ważnego elementu świętości, jakim jest czystość: „Nie lękajcie się żyć wbrew obiegowym opiniom i sprzecznym z Bożym Prawem propo­zycjom. Odwaga wiary wiele kosztuje, ale Wy nie możecie przegrać miłości! Nie dajcie się zniewolić! Nie dajcie się uwieść ułudom szczęścia, za które musielibyście zapłacić zbyt wielką cenę, cenę nieuleczalnych często zranień lub nawet złamanego życia własnego i cudzego!”. Ileż ludzkich dramatów bierze się stąd, że często szukamy szczęścia na drodze grzechu, a nie na drodze czystości. I odwrotnie ile szczęścia, radości, pokoju ducha, spokoju sumienia płynie z zachowania przyka­zań: „Nie cudzołóż”, „Nie pożądaj żony bliźniego twego” i z uwierzenia, że ludzie czystego serca są naprawdę „Błogosławieni", a więc szczęśliwi. Dzisiejsza Uroczystość niech będzie okazją do konfrontacji naszego życia z życiem Maryi Niepokalanej.
W życiu Matki Najświętszej widzimy nie tylko radykalne zerwanie z grzechem: była wolna od grzechu pierworodnego, nie popełniła żadnego grzechu osobistego. Wolność od grzechu jest fundamentem świętości. Jednak budując dom, nie można poprzestać na fundamencie, trzeba zbudować następne kondygnacje. Matka Najświętsza powie­działa: „Oto ja służebnica Pańska, niech mi się stanie według słowa Twego” (Łk 1,38). Przez całe życie, w najdrobniejszych szczegółach, w każdej dziedzinie życia, była wierna Bogu. Ojciec Święty często wskazuje na Maryję, jako wzór wierności w rzeczach małych.
Błogosławiony Roman Sitko, został wyniesiony na ołtarze nie tylko dlatego, że poniósł śmierć męczeńską, ale również dlatego, że przez wiele lat był kapłanem według Serca Bożego: rozmodlonym, gorliwym, pokornym. Gdyby proces beatyfikacyjny wykazał, że takim nie był, nie zostałby włączony do grona męczenników, mimo że poniósł śmierć za wiarę. Matka Najświętsza udowodniła swoją świętość nie tylko przez to, że stała pod krzyżem, że cierpiała, i nie tylko przez to, że Jej serce było Niepokalane, ale również dlatego, że służyła z miłością Jezusowi, Józefowi, Elżbiecie. Błogosławiony Edmund Bojanowski nie był męczennikiem, ale czynami, wykazał heroizm miłości służąc zaniedba­nym wiejskim dzieciom. Maksymilian Kolbe został świętym, nie tyle dlatego, że umarł w bunkrze głodowym, ale dlatego, że przez całe życie był zafascynowany Maryją i pragnął się do Niej jak najpełniej upo­dobnić.
„Święci nie przemijają” - Kościół ukazuje nam również Maryję, jako Tę, której świętość nie przeminęła, nie zdezaktualizowała się. Początek trzeciego tysiąclecia to czas, w którym powinniśmy do perfekcji doprowadzić nasze chrześcijaństwo. Rekolekcje, które odbywają się w wielu parafiach, są okazją do postawienia sobie pytania: Czy jestem święty na miarę początku trzeciego tysiąclecia? Na ile potrafiłem skorzystać z tego ogromu łaski, które Chrystus przed dwoma tysiącami lat przyniósł na świat, które zostawił nam w Eucharystii, w Sakramencie Pokuty, które złożył w ręce Matki Najświętszej, jako pośredniczki wszelkich łask?
Wśród ludzi, których Święty Jan Paweł II wyniósł na ołtarze byli przedstawiciele różnych stanów i zawodów, ludzie młodzi i starsi, wykształceni i prości. Matka Najświętsza była również prostą dziewczyną izraelską. Sobór Watykański II przypomniał to, co już wcześniej mówił św. Filip Neri, czy św. Franciszek Salezy, że świętość jest nie tylko dla kapłanów, zakonników i zakonnic, że świętość jest prawem i obowiązkiem każdego. Bóg Ojciec wybierając Maryję na matkę swojego Syna, nie zastosował w tym wyborze takich kryteriów, jak bogactwo, czy wykształcenie. Księżna Kinga, szlachcic Edmund Bojanowski i służąca Aniela Salawa, to bardzo pocieszające zestawienie. Mówi nam ono, że świętość nie jest przywilejem książąt, czy szlachty, jest dostępna dla wszystkich. Dzisiaj ludzie narzekają często na niesprawiedliwość, nierówny start, nierówne szansa na życiową karierę. Powinniśmy tym bardziej być wdzięczni Chrystusowi, że świętości nie zarezerwował dla elit intelektualnych, finansowych, czy innych.
Starajmy się wyjść dzisiaj z tej świątyni ze szczerym postano­wieniem „zakwitnięcia tam, gdzie posiała nas ręka Boża". Nie czekajmy na nastanie bardziej sprzyjających warunków do tego, aby się uświęcić. Świętość bowiem to taka roślina, która wschodzi i zakwita niezależnie od gleby, i która jest możliwa wszędzie.


września 01, 2019

22. Niedziela Zwykła (Rok C) – Aby stawać się człowiekiem

września 01, 2019

22. Niedziela Zwykła (Rok C) – Aby stawać się człowiekiem
Ukochani Bracia i Siostry! Wakacje się kończą, a słoneczne były jak rzadko i krótkie jak zawsze. Tak wiele wydarzeń dał nam przeżyć Pan: Ojciec św. był wśród nas, pola nam zbożem obrodziły, sejm się namozolił i ustaw nam wiele dostarczył, sportowcy zło­to przywieźli, a pielgrzymów na Jasną Górę doszło pieszo tyle tysięcy, że trudno policzyć; rolnicy przynieśli do kościoła najurodziwsze kłosy, pierwsze owoce i polskie kwiaty Matce Boskiej Zielnej.
Cudowny jest Pan Bóg, że czas nam podzielił na wakacje i rok nauki, na miesiące pracy i oczekiwania na urlopy; a wszyst­ko to po to, aby człowiek łatwiej sobie lata liczył i z każdym rokiem stawał się lepszym człowiekiem. My wszyscy przez Ojca Stwórcę jesteśmy powołani, aby przez dane nam życie kształto­wać swoje człowieczeństwo, na wzór Ojca, który jest doskonały. Sam Bóg stawszy się Człowiekiem nie tylko ukazał nam piękno człowieka, ale nauczył nas jak kształtować w sobie wewnętrz­nego człowieka. Piękno człowieka nie polega tylko na zewnętrz­nym wyglądzie, ale na pięknie ukształtowanej osobowości, na pięknie jego serca.
Można przecież wyhodować okazowe egzemplarze ludzkie, z harmonijnymi proporcjami ciała, z doskonałymi manierami, z per­fekcyjną sprawnością ciała, ale zawsze będziemy pytać, jaki to jest człowiek? Z uznaniem oglądamy gwiazdy filmowe, laurea­tów wszelkich konkursów, medalistów sportowych, mężów sta­nu, ale znów pytamy: na ile on jest człowiekiem?
W ostatnie niedziele zaskakuje nas Pan Jezus swymi naukami wobec faryzeuszów. Przecież to ludzie wykształceni, elita ówcze­snego społeczeństwa; a jednak wobec nich Pan Jezus mówi tak mocno, że aż dziwne, iż mówi to Dobry Nauczyciel. Dlaczego ich tak zaczepia? Przecież mają dobre maniery, są wykształce­ni, ubierają się pobożnie, a On do nich: groby pobielane! Na zewnątrz jesteście przyzwoici, a wewnątrz pełni zgnilizny, swoje kubki obmywacie z wierzchu, a w środku są pełne plugastwa. Unikacie nieczystych pokarmów, abyście się nie zabrudzili, a nie to paskudzi człowieka, co wychodzi na zewnątrz, lecz to, co po­chodzi z serca człowieka: pycha, nienawiść, cudzołóstwo, zazdrość – to czyni człowieka wstrętnym (Mt 23, 25–29). Mimo to Pan Jezus chodził do celników, rzymskich kolaborantów, był u Szymona – przewodniczącego faryzeuszów, a towarzysze Szy­mona Go podglądali. To filmowa prawie scena, gdy w tym to­warzystwie znalazła się Magdalena, która łzami obmywała sto­py Jezusa, ocierała je włosami, namaszczała drogim olejkiem (Łk 7, 37–49). A oni myśleli: gdyby On wiedział, kim ona jest? Wiedział. Wiedział, ale korzystając z tej sposobności poka­zał im, że są o wiele podlejszym gatunkiem niż ona. Patrz, Szy­monie – przyszedłem do twego domu, a ty mnie nie przywi­tałeś, a ona – odkąd weszła – całuje moje stopy. Nie dałeś mi sposobności, abym obmył ręce, a ona łzami stopy Mi obmyła. Nie namaściłeś Mi głowy, a ona stopy moje namaszcza (Łk 7, 44–47). No i cóż, wielki człowieku? Ona jest tylko jawnogrzesz­nicą i potrafi płakać, a ty zostałeś tylko chamowatym faryzeu­szem.
A dziś w Ewangelii: No i cóż panowie, tak się pchacie na pierwsze stołki? Te krzesła są nie dla was. Przyjdzie ktoś god­niejszy i każą ci przesiąść się na koniec, i będzie ci głupio wobec wszystkich biesiadników (Łk 14, 8–10). I cóż, kochany – słuchając tego wszystkiego powiesz: Ale ich Pan Jezus zrobił na szaro. Tak, ale to jest lekcja dla każdego z nas, On to do nas mówi.
Zaczyna się rok szkolny. Tyle milionów młodych ludzi roz­pocznie pracę nad kształtowaniem swego umysłu i swojego cha­rakteru. Wszyscy pragniemy, aby urosło nam pokolenie mądrych, pięknych ludzi, „nowych ludzi plemię, jakich dotąd nie widziano". W znalezieniu metody kształtowania pięknego człowieka niech nam pomogą trzy zdania:
– Cóż pomoże człowiekowi, choćby cały świat zyskał, a na duszy poniósł szkodę? (Mt 16, 26). Po­śród was będzie inaczej: jeśli kto chce być wielkim, niech bę­dzie jako sługa (Mt 20, 26). To Pan Jezus.
– Beznadziejnym, ikarowym lotem byłby cały wysiłek kultury nowożytnej, gdyby przez nierozwagę straciła podporę tych skrzydeł, które przypiął jej geniusz kultury antycznej. To Boy-Żeleński.
– Najważniej­szym w wychowaniu socjalistycznego człowieka jest najpierw wychować człowieka. Gdybyśmy uczynili inaczej, mielibyśmy do czynienia z politycznie uświadomioną bestią. To Igor Neverly.
Dziś, gdy jest ostatnia niedziela wakacji, gdy rozpoczną się zajęcia w szkole, katechizacja, uczenie się w domu, my wszyscy: rodzice, nauczyciele, ksiądz, siostra katechetka, musimy sobie uczciwie odpowiedzieć, czy moim dzieciom każdą lekcją, każdym spotkaniem pomogłem, aby stały się lepsze? A je­śli nie pomogłem albo przeszkodziłem, to lepiej, żeby mi u szyi uwiesili kamień młyński i zanurzyli w głębinie morza. Tak, to bardzo wielka odpowiedzialność.
To niech ksiądz nam powie, jak te dzieci uczyć, aby nam dobrze urosły? Jestem księdzem i wiem dobrze o jednym: nie urośnie piękny człowiek, jeśli nie będzie się modlił. Nie urośnie piękny człowiek, jeśli nie będzie się spowiadał. Nie urośnie piękny człowiek, jeśli nie będzie nosił w sobie Chrystusa. A jeśli wszyst­ko to uczyni dobrze, to nie będzie stał na rynku cały dzień próż­nując z łatwym tłumaczeniem: nikt nas nie chciał nająć. To nie głupia panna, której braknie oliwy. Ludzie wychowani w szkole Ewangelii inaczej mówią, inaczej patrzą, inaczej chodzą, a choć­by grzechy mieli, to są dobrzy ludzie, bo potrafią płakać i zaczynać od nowa.
Więc cóż, kochani chrześcijaninie, powiedz mi: to dobrze, że my jesteś inny niż ten faryzejski, chamski motłoch. Oj, nie tak! Przyjdą inni ze wschodu i z zachodu, z północy i z połu­dnia i uprzedzą was do królestwa. To co mam księże robić? Bądź wobec siebie i wobec Boga prawdziwy, prawy, pokorny. Będzie nowy rok szkol­ny – wszystko stanie się nowe. I człowiek musi zacząć jeszcze raz od nowa, i tacy są chrześcijanie – każdego dnia stają się bardziej prawdziwi, lepsi, pokorniejsi. A pośród nas tyle taniego blichtru, tyle troski o fasadę, tyle dulszczyzny, konwenansów, ob­łudy, zakłamania, tyle chamskiego pchania się nawet w kolejce do nieba. To nie są chrześcijanie. Ci jeszcze nie zaczęli być ludź­mi. Chrześcijanin drugiemu poda rękę, w drodze pomoże, chle­bem się podzieli, miejsca ustąpi i stanie na końcu. Tacy są chrze­ścijanie, a idąc do nieba zmęczeni są jak żniwiarze.
Więc stanę kiedyś w drzwiach Twego nieba, Panie, i powiem: przyniosłem Ci po żniwach jak chłop spracowany najpiękniejsze kłosy i pierwsze owoce. Weź je, Panie, a kwiaty polskie – to dla Twojej Matki, naszej Pani Zielnej. I będzie niebo, a w nim sami piękni ludzie. Panie, a będzie tam dla mnie kawałek miejsca ? Tak, tylko teraz naucz się sia­dać na końcu, naucz się pokory.




Copyright © 2016 Homilie i rozważania , Blogger