kwietnia 08, 2022

Zamyślenia wielkopostne - Postanowili Go zabić

kwietnia 08, 2022

Zamyślenia wielkopostne - Postanowili Go zabić

Sobota, 5 Tydzień Wielkiego Postu

 

Jezus umrze, aby zgromadzić rozproszone dzieci Boże,  

Słowa Ewangelii według św. Jana 11, 45-57

 

Postanowili Go zabić

Wielu spośród Żydów przybyłych do Marii, ujrzawszy to, czego Jezus dokonał, uwierzyło w Niego. Niektórzy z nich udali się do faryzeuszów i donieśli im, co Jezus uczynił.
Arcykapłani więc i faryzeusze zwołali Sanhedryn i rzekli: «Cóż zrobimy wobec tego, że ten człowiek czyni wiele znaków? Jeżeli Go tak pozostawimy, to wszyscy uwierzą w Niego, a przyjdą Rzymianie i zniszczą nasze miejsce święte i nasz naród». Wówczas jeden z nich, Kajfasz, który w owym roku był najwyższym kapłanem, rzekł do nich: «Wy nic nie rozumiecie i nie bierzecie tego pod rozwagę, że lepiej jest dla was, aby jeden człowiek umarł za lud, niżby miał zginąć cały naród». Tego jednak nie powiedział sam od siebie, ale jako najwyższy kapłan w owym roku wypowiedział proroctwo, że Jezus ma umrzeć za naród, i nie tylko za naród, ale także po to, by rozproszone dzieci Boże zgromadzić w jedno. Tego więc dnia postanowili Go zabić.Odtąd Jezus już nie występował otwarcie wśród Żydów, tylko odszedł stamtąd do krainy w pobliżu pustyni, do miasta zwanego Efraim, i tam przebywał ze swymi uczniami.
A była blisko Pascha żydowska. Wielu przed Paschą udawało się z tej okolicy do Jerozolimy, aby się oczyścić. Oni więc szukali Jezusa i gdy stanęli w świątyni, mówili jeden do drugiego: «Jak wam się zdaje? Czyżby nie miał przyjść na święto?» Arcykapłani zaś i faryzeusze wydali polecenie, aby każdy, ktokolwiek będzie wiedział o miejscu Jego pobytu, doniósł o tym, by można było Go pojmać.
 

Refleksja nad Słowem Bożym

Autor powieści „W pustyni i w puszczy” postawił bohatera przed Mahdim, prorokiem i wodzem Sudańczyków. Od przebiegu audiencji zależał dalszy los porwanych dzieci. Życzliwy Grek starał się Stasiowi już wcześniej naświetlić sytuację i ukazać pole działania. Bądź w sercu chrześcijaninem, a zewnętrznie opowiedz się za nauką Mahdiego.

Prorok widząc stojącego przed sobą dzielnego chłopca oświadczył: „Jesteście u źródła prawdy. Czy chcesz przyjąć moją naukę?” Staś zamyślił się a po chwili odpowiedział, iż nie znając nauki proroka, przyjąć jej nie może. „To poznasz” ­zasugerował Mahdi pewny, że tą propozycją uraduje młodzieńca. Nie przypuszczał, że otrzyma odpowiedź zupełnie przeciwną. Nie mogę przyjąć proponowa­nej nauki, bo „gdybym ją przyjął, uczyniłbym to ze strachu, jak tchórz i człowiek podły. A czy zależy ci na tym, by wiarę twoją wyznawali tchórze i podli ludzie?... Jestem chrześcijaninem jak mój ojciec”.

Wskrzeszenie Łazarza zmobilizowało lud do wiary w Chrystusa. Groma­dzące się rzesze czekały na znaki, a okazany tym razem znak boskiej mocy Zba­wiciela posiadał niezwykłą wymowę. Sytuacja z miejsca zaniepokoiła faryzeuszów, a zwłaszcza najwyższą radę żydowską - Sanhedryn. Spotęgowała złość prze­ciwko Jezusowi. Rada uznała, iż nadszedł czas, aby ostatecznie zadecydować o dalszych losach Proroka z Nazaretu.

Życie społeczne u Izraelitów przepajała myśl religijna. Najwyższy kapłan miał w społeczności ostateczny i decydujący głos. Do niego należał on także w sprawie Chrystusa. Zebrany Sanhedryn stwierdził, że nie można dłużej tolerować tego stanu: Jeśli go tak zaniechamy, wszyscy weń uwierzą i przyjdą Rzymianie, i zabiorą nasze miejsce święte i nasz naród. Trudne zadanie stanęło przed sędzia­mi do wykonania: osądzić Chrystusa, ale jednocześnie wydać wyrok na siebie. Okazać przed społecznością kogo się reprezentuje. Rezultatem tej narady była stanowcza uchwała skondensowana w arcykapłańskim proroctwie Kajfasza: lepiej jest dla was, gdy jeden człowiek umrze za lud, niż miałby zginąć cały naród.

Zapadł wyrok na Jezusa. Musi zginąć dla dobra i szczęścia wszystkich ludzi. Przyszedł przecież na ziemię dla człowieka, aby uszczęśliwić go, pojednać i zjed­noczyć z Ojcem Niebieskim, aby zbawić ludzkość.

Kogo reprezentuję? Na to pytanie muszę sobie śmiało i szczerze odpowie­dzieć w okresie Wielkiego Postu. Mogę się bowiem zaangażować w życie dwóch grup: Sanhedrynu, który sądził i wydał wyrok na Zbawiciela, albo człowieka, dającego Chrystusowi jedną i zdecydowaną odpowiedź: Panie, do kogóż pójdzie­my? Ty masz słowa Tycia wiecznego (J 6,68).

Dzisiejsze czasy często zmuszają człowieka do formułowania odpowiedzi na pytanie: Kogo reprezentuję? Grupę ludzi rezygnującą z Chrystusa, gdyż jego droga zbyt trudna, wiedzie przez wąską i ciasną bramę (Łk 13,24). Tymczasem należę do ludzi wygodnych i chcę przejść przez życie drogą prostą i łatwą. Re­prezentuję ludzi, którzy Chrystusa sądzą, bo niepotrzebnie wszedł w życie czło­wieka i wniósł do niego wiele trudności. Skrępował ludzkość swoimi zaleceniami i nakazami. Człowiek zaś dzisiejszy pragnie być wolny i nie lubi, aby ktoś ogra­niczył go w działaniu. Może należę do ludzi, którzy powiadają: zginął Chrystus, a powoli zapomni ludzkość o Nim. Nie jest ważnym dla nas to, czy On będzie trwał, bylebyśmy żyli i mieli się dobrze. Z tego powodu cofam się z drogi chrystia­nizmu, zostawiam Jezusa na boku, omijam Jego łaskę, zagłuszam głos sumienia, idę drogą grzechu i zła, trwam we własnej przewrotności. Nie mogę przyjąć go, bo kazałby mi zerwać z grzechem, Tyć miłością Boga i bliźniego na co dzień.

Kogo reprezentuję? Czy mogę sobie odważnie i szczerze bez względu na sy­tuację, w jakiej znajduję się, na oddźwięk wyrażonej przeze mnie postawy, na dalsze losy, powiedzieć jak bohater powieści Sienkiewiczowskiej : „Jestem chrześci­janinem, jak mój ojciec”. Kto wie, czy nie znajdując się na jego miejscu, mając przed sobą możliwości ułożenia wygodniejszego życia, nie wyrazilibyśmy zgody na rezygnację z Chrystusa, a przyjęcie wysuwanych propozycji.

A może reprezentuję postawę Greka radzącego Stasiowi: w głębi serca bądź chrześcijaninem, a na zewnątrz opowiedz się za przyjęciem religii półksiężyca. Powiadamy: Chryste w sercu pozostajemy Twoimi wyznawcami, reprezentujemy Ciebie, a ludzka słabość i strach przed tym, co nas spotyka, zadecydowała, że zewnętrznie należymy do obozu przeciwnego lub obojętnego względem Ciebie.

Każde nasze uczestnictwo w ofierze Mszy św. jest dawaniem odpowiedzi na pytanie: Kogo reprezentuję? Mogę w tej akcji brać udział w różnym stopniu zaangażowania, ale Chrystusowi idzie o to, abym do głębi i w pełni zaangażował się w dzieło zbawienia. Zaangażowanie niniejsze będzie najwłaściwszą odpowiedzią reprezentacji człowieka Chrystusowego.

 

 

kwietnia 07, 2022

Zamyślenia wielkopostne - Jezus oskarżony o bluźnierstwo

kwietnia 07, 2022

Zamyślenia wielkopostne - Jezus oskarżony o bluźnierstwo

Piątek, 5 Tydzień Wielkiego Postu

Słowa Ewangelii według Świętego Jana J 10, 31-42

 

Ż
ydzi porwali za kamienie, aby Jezusa ukamienować. Odpowiedział im Jezus: «Ukazałem wam wiele dobrych czynów, które pochodzą od Ojca. Za który z tych czynów chcecie Mnie kamienować?»
Odpowiedzieli Mu Żydzi: «Nie kamienujemy Cię za dobry czyn, ale za bluźnierstwo, za to, że Ty, będąc człowiekiem, uważasz siebie za Boga». Odpowiedział im Jezus: «Czyż nie napisano w waszym Prawie: „Ja rzekłem: Bogami jesteście”? Jeżeli Pismo nazwało bogami tych, do których skierowano słowo Boże – a Pisma nie można odrzucić – to czemu wy o Tym, którego Ojciec poświęcił i posłał na świat, mówicie: „Bluźnisz”, dlatego że powiedziałem: „Jestem Synem Bożym”? Jeżeli nie dokonuję dzieł mojego Ojca, to Mi nie wierzcie! Jeżeli jednak dokonuję, to choć nie wierzylibyście Mi, wierzcie moim dziełom, abyście poznali i wiedzieli, że Ojciec jest we Mnie, a Ja w Ojcu». I znowu starali się Go pojmać, ale On uszedł z ich rąk. I powtórnie udał się za Jordan, na miejsce, gdzie Jan poprzednio udzielał chrztu, i tam przebywał.
Wielu przybyło do Niego, mówiąc, iż Jan wprawdzie nie uczynił żadnego znaku, ale wszystko, co Jan o Nim powiedział, było prawdą. I wielu tam w Niego uwierzyło.


Refleksja nad Słowem Bożym 

 

W dzisiejszej Ewangelii ponownie słyszymy, że Żydzi zamierzają ukarać Jezusa. Jakie przestępstwo popełnił? Tym razem Jezus zostaje oskarżony o bluźnierstwo. Warto przy tym zastanowić się, na czym to bluźnierstwo mogłoby polegać. Według przyjętych norm w społeczeństwie „bluźnierstwo jest to znieważanie słowem lub czynem czegoś powszechnie szanowanego, szczególnie tego, co religia uznaje za święte – sacrum”. Według pozabiblijnych źródeł Talmudu, Jezus zwany Nazarejczyk został oskarżony i skazany za praktykowanie czarów, bluźnierstwo, bałwochwalstwo, jak również o zachęcanie innych do tych praktyk. Jak to wszystko odnieść do dzisiejszego fragmentu Ewangelii
 
Przede wszystkim trzeba zauważyć motywy oskarżenia Jezusa. Dlaczego niektórzy Żydzi tak bardzo nienawidzili Jezusa, że potrafili znaleźć każdy argument, podważyć każde Jego słowa, aby tylko skazać go na śmierć? Dla nich dobre czyny i cuda Jezusa nie miały znaczenie. Nie były one powodem wysuwanych głównych oskarżeń wobec Mistrza z Nazaretu. Przeciwnicy Jezusa nie mogli pojąć i zrozumieć, że On jest Synem Bożym. To wysuwało się poza ich rozumienie Boga. Nie mogli pojąć jak Bóg może mieć Syna i właśnie w taki sposób działa w historii Zbawienia. Nie oddawali czci Bogu, który posłał na świat swojego Syna, aby odkupił świat.

Dzisiejsza Ewangelia stawia nam także ważne pyta. Tak jak Żydzi dwa tysiące lat temu tak i my musimy sobie odpowiedzieć, kim dla jest Bóg i jak postrzegam jego Syna Jezusa Chrystusa. A w dzisiejszych czasach to pytanie jest stawiane coraz częściej. Ciekawą jest rzeczą, że w wyszukiwarkach internetowych najczęstszym wpisywanym rok temu pytaniem, „Kim jest…? było pytanie o Boga i Jezusa. Jest to bardzo ważne pytanie. Bo jeśli będziemy mieli niewłaściwe pojęcie Boga nigdy w niego nie uwierzymy. Bo albo wierzy się w prawdziwego Boga albo w stworzone przez nas bóstwo, które nie jest prawdziwym Bogiem i mesjaszem.

Jakie mam wyobrażenie Boga? Kim dla mnie jest Bóg? Od tych pytań w czasie Wielkiego Postu i czasu epidemii nie jesteśmy w stanie uciec. Musimy na nie odpowiedzieć, aby nie zbłądzić w naszym życiu. Widzimy, że Żydzi byli blisko Jezusa, słyszeli jego naukę i podziwiali jego cuda. A jednak go nie przyjęli. Co więcej, za to, kim był pod pretekstem bluźnierstwa chcieli go ukamienować. Początkiem tego wszystkiego było to, że nie potrafili dostrzec, kim tak naprawdę jest Jezus. Początkiem życia w prawdzie jest, zatem odnalezienie w swoim życiu definicji Boga.

Pewna legenda mówi, że pewien rolnik orząc pole znalazł monetę, na której widać było tylko dwa wyrazy: Bóg jest... Reszta była niewidoczna, zardzewiała i zatarta. Gdy monetę wziął do ręki, po chwili namysłu uzupełnił napis: „Bóg jest pięknem”. Rzymianin na brakujące słowo odpowiedział: „Bóg jest wszechmocą”. Żyd patrząc na monetę, dodał: „Bóg jest prawem”. Na samym końcu moneta znalazła się w ręku chrześcijanina. Ten spojrzał na nią i bez wahania powiedział: „Bóg jest miłością”. Dla chrześcijanina jest to najtrafniejsza i najlepsza definicja Boga.  
 
Czy należymy do tej grupy chrześcijan, dla których Bóg jest miłością, a Jezus Synem Bożym? Jeśli jeszcze nie, to naszą niewiarą kamienujemy Jezusa. Ale jeśli wierzymy i potwierdzamy to naszym codziennym życiem, to przybliżyło się do nas Królestwo Boże.

 * * *

Kończy się powoli czas Wielkiego Postu. Już będziemy niedługo przeżywać Święta Paschalne. Dlatego warto zastanowić się, może jeszcze bardziej, nad tym, jak wygląda w moim życiu tajemnica nawrócenia? Czy w tym okresie, szczególnym czasie łaski, gdzie słuchamy tyle Słowa Bożego; czy w tym czasie ja osobiście zbliżyłem się do Boga? Na ile, tak naprawdę, dokonało się to nawrócenie w moim życiu?

Najpierw warto zastanowić się nad tym, czy w czasie Wielkiego Postu staramy się bardziej otworzyć swoje serce na działanie Boże we mnie samym? Nawrócenie, jak wiemy, jest tajemnicą. Domaga się mojego wyjścia ku Panu Bogu. Jednak nie zapominajmy o tym, że zasadniczo to On działa we mnie, że potrzeba, aby On wypełnił moje serce, i żebym Mu na to pozwolił.

Podczas dzisiejszej jutrzni modliliśmy się Psalmem 51. Jest to błaganie pokutnika. Śpiewamy i modlimy się w nim, między innymi, tak: „Stwórz Boże we mnie serce czyste i odnów we mnie moc ducha”. Wiedział o tym Psalmista Pański, że tak naprawdę, to w samym Bogu należy pokładać nadzieję: To Ty, Panie, stwórz we mnie serce czyste; to Ty daj mi nowe życie, bo ja sam nie jestem w stanie stworzyć w sobie serca czystego – jestem za słaby, jestem zbyt kruchy i niestały, potrzebuję Twojej cudownej interwencji, potrzebuję po prostu Ciebie.

Gdyby się nam udało uwierzyć, tak naprawdę, że to sam Bóg jest sprawcą naszego nawrócenia i lepszego życia, o ileż bardziej na tej drodze byśmy się do Niego zbliżyli. Zbyt często jednak liczymy tylko na własne siły, i spotyka nas wówczas rozczarowanie. A zapatrzeni w siebie, nie rozpoznajemy działania Bożego w nas; stajemy się tutaj bardzo podobni do Żydów, którzy nie rozpoznali, w Jezusie Chrystusie, przychodzącego do nich samego Boga.

Poważną przeszkodą dla naszego autentycznego nawrócenia, jest także w naszym życiu brak cierpliwości. Przecież nie jeden raz doświadczamy tego samego upadku. I jakże łatwo jest się wówczas zniechęcić. Rodzice, wychowawcy, którzy pracują z dziećmi, młodzieżą, doskonale wiedzą, jak bardzo trudno jest nauczyć młodego człowieka czegoś dobrego, jak bardzo wiele trzeba poświęcić pracy, aby nasze dziecko, nasz uczeń, wychowanek, wreszcie zrozumiał i przyjął właściwą drogę życia, jaką mu ukazujemy. A ten, kto pokonał w sobie nałóg, lub jakieś negatywne skłonności, jakże wiele musiał się napracować, ile potrzebował nieraz czasu i wewnętrznej walki, żeby ocalić to dobro.

A zatem, pamiętajmy, że nasza droga do wewnętrznej przemiany i nawrócenia nie zawsze jest łatwa: trzeba rozwijać w sobie cnotę cierpliwości, która pomoże nam uniknąć zniechęcenia w życiu, i pochopnych nieraz decyzji.

Faryzeuszom zabrakło takiej cierpliwości, dlatego tak szybko osądzili Pana Jezusa, i od razu starali się Go pojmać.

Nawrócenie do Boga, jest zawsze ciągłym wybieraniem drogi lepszego życia. Jeżeli na tej drodze się zatrzymamy, jeśli zadowolimy się czymś już zdobytym, to nawrócenie nie będzie trwałe w naszym życiu. Chodzi tutaj o ciągły wybór Boga w moim życiu, o to nieustanne powstawanie z grzechów i upadków, co tak pięknie ukazał nam sam Jezus na drodze krzyżowej.

Chrześcijaństwo ma być w naszym życiu dynamiczne, ma się rozwijać, bo jeśli tak się nie stanie, to zatrzymamy się wówczas na samych sobie, zadowolimy się własnymi tylko osiągnięciami, i tak naprawdę zabraknie w naszym życiu miejsca dla Boga – sami będziemy chcieli to miejsce zająć. Jakże bardzo bylibyśmy wówczas podobni do Żydów z dzisiejszej Ewangelii, którzy całkowicie ufali sobie, że są już nawróceni, że wszystko to już dokonało się w ich życiu.

Panie, Jezu Chryste, spraw, abym w swoim życiu był ciągle człowiekiem poszukującym, abym nigdy nie zachwycił się sobą; dopomóż mi, bym się na tej drodze nie zniechęcał, abyś to TY, Panie, ciągle wzrastał we mnie, a ja, że swoją słabością i grzechem, bym się umniejszał. AMEN. 

 

 

kwietnia 07, 2022

Zamyślenia wielkopostne - Pytanie o wierność Przymierzu

kwietnia 07, 2022

Zamyślenia wielkopostne - Pytanie o wierność Przymierzu

 

Czwartek, 5 Tydzień Wielkiego Post

Słowa Ewangelii według Świętego Jana J 8, 51-59
 

Jezus powiedział do Żydów: «Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Jeśli ktoś zachowa moją naukę, nie zazna śmierci na wieki».
Rzekli do Niego Żydzi: «Teraz wiemy, że jesteś opętany, Abraham umarł, i prorocy – a Ty mówisz: „Jeśli ktoś zachowa moją naukę, ten śmierci nie zazna na wieki”. Czy Ty jesteś większy od ojca naszego, Abrahama, który przecież umarł? I prorocy pomarli. Kimże Ty siebie czynisz?»  Odpowiedział Jezus: «Jeżeli Ja sam siebie otaczam chwałą, chwała moja jest niczym. Ale jest Ojciec mój, co otacza Mnie chwałą, o którym wy mówicie: „Jest naszym Bogiem”. Lecz wy Go nie poznaliście. Ja Go jednak znam. Gdybym powiedział, że Go nie znam, byłbym podobnie jak wy kłamcą. Ale Ja Go znam i słowo Jego zachowuję. Abraham, ojciec wasz, rozradował się z tego, że ujrzał mój dzień – ujrzał go i ucieszył się». Na to rzekli do Niego Żydzi: «Pięćdziesięciu lat jeszcze nie masz, a Abrahama widziałeś?» Rzekł do nich Jezus: «Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Zanim Abraham stał się, Ja jestem». Porwali więc kamienie, aby rzucić w Niego. Jezus jednak ukrył się i wyszedł ze świątyni.


Refleksja nad Słowem Bożym

Wielki Post jest dobrym czasem, by zadać sobie pytanie o wierność; o to, czy jestem wierny Przymierzu, jakie na chrzcie św. zawarłem z Bogiem? To jest Przymierze na wzór tego Przymierza, które zawarł Abraham. Bóg do Przymierza zawartego z Abrahamem przypisał konkretne korzyści: “Jeżeli – mówił do Abrahama – będziesz przestrzegał tego Przymierza, twój ród nie zaginie, a wywodzić się będą z niego królowie; będziesz ojcem mnóstwa narodów; dam ci w posiadanie kraj i oddam go przyszłym pokoleniom, jeśli będziesz zachowywał moje Przymierze”.

Przymierze zawarte według ówczesnych tradycji, przez krew zwierząt – my zawieramy Przymierze przez Krew Jezusa Chrystusa. To ta Krew obmywa nas z grzechów i czyni nas dziećmi Boga. I z nami Bóg, jak z Abrahamem, zawiera Przymierze. I podobnie jak Abrahamowi, tak nam Bóg daje obietnice. I Jezus nam przypomina bardzo jasno: “Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam, jeśli ktoś zachowa moją naukę, nie zazna śmierci na wieki”. Abraham otrzymał obietnicę związaną z teraźniejszością, z tym światem. My, w naszym przymierzu, które zawieramy z Bogiem, otrzymujemy obietnicę życia wiecznego. Tym bardziej chyba trzeba siebie zapytać: Czy wierny jestem temu Przymierzu? Czy rzeczywiście zachowuję naukę Jezusa Chrystusa? Oczywiście, można bardzo łatwo i tak bardzo powierzchownie powiedzieć: Tak, zachowuję ją. Staram się żyć według Dziesięciu Przykazań. I bardzo często tak jest na spowiedziach naszych: Nikogo nie zabiłem. Nikogo nie okradłem. Nikomu nic złego nie życzyłem. Nie mam grzechów. Jestem sprawiedliwym przed Panem Bogiem. Czy jednak Przymierze ogranicza się do zachowywania Dziesięciu Przykazań? Bo to, że nie zrobiłem niczego złego, to dobre, ale to za mało. Bo kiedyś Pan na sądzie zapyta mnie: Co dobrego uczyniłeś? Dałem ci tyle darów. Podobnie jak Abrahama – obdarowałem cię, byś mógł służyć – więc: Co dobrego zrobiłeś?

Czy rzeczywiście zachowuję naukę Jezusa Chrystusa we wszystkim, o czym mówię, we wszystkim co czynię?

Dzisiejszy świat skłania się ku temu, by wykreślać z Ewangelii te wersety, które są niewygodne, i mówi: Tak się nie da żyć. To jest najczęstsze tłumaczenie tych, którzy tak żyć nigdy nie próbowali. I mówi dzisiejszy człowiek: To nie dzisiejsze. Ewangelia nie jest na dzisiejsze czasy. To Przymierze, którym jest Ewangelia, nie da się dzisiaj zachować – mówią ci najczęściej, którzy nigdy do rąk Ewangelii nie wzięli, którzy nigdy nie przeczytali ani słowa o Jezusie Chrystusie, którzy nie spróbowali posłuchać Jego nauki.

Dzisiejszy świat myśli tylko po ludzku, tylko tymi kategoriami ziemskimi – tak, jak myśleli Żydzi, którzy odrazu sądzili Jezusa: “Jesteś opętany”. Tylko po ziemsku myśląc, tylko ziemską logikę stosując, nie zauważyli w Jezusie Mesjasza. Na to ich niedowiarstwo, na to ich zapatrzenie w ziemię Jezus mówi: “Ja JESTEM” – to jest imię, które objawił Bóg Mojżeszowi. “Ja Jestem” – imię Boga, który chce zawrzeć z każdym człowiekiem Przymierze, Przymierze we Krwi swojego Syna. Do tego Przymierza przypisuje obietnicę życia wiecznego. Ten Bóg nie pozostawia nas samym sobie, ale – podobnie jak Abrahamowi – daje nam wskazania: jak żyć, jak postępować, by Przymierze zachować, a w konsekwencji osiągnąć życie wieczne.

I można uczynić zatwardziałym swoje serce, i jakąś taką skorupą je otoczyć, i powiedzieć: Ja już wiem, jak trzeba żyć. Ja już wszystko zrozumiałem – i tak po ludzku wszystko sobie wytłumaczyć. Trzeba jednak słuchać głosu Pańskiego – mówi Psalmista. Ten głos czyni nas ciągle młodymi, ciągle świeżymi w naszej wierze. Ten głos łamie w nas to, co tylko ziemskie, tylko ludzkie, i wznosi nasze oczy ku górze, pokazuje nam, że jest coś więcej oprócz tej ziemi, oprócz jej dobrobytów, oprócz jej nieszczęść – że jest Przymierze, które Chrystus zawiera, i któremu jest wierny. Bo ilekroć łamiemy Przymierze i żałujemy, wracamy, Bóg je odnawia, Bóg, który jest wierny. My zrywamy nasze Przymierze; my mówimy Panu Bogu: Nie potrzebuję Cię. Nie chcę. Część Twoje nauki jest dla mnie niewygodna. Może kiedyś, jak się zestarzeję, to będzie łatwiej..., może wtedy wszystkie Twoje słowa wezmę sobie do serca, ale jeszcze nie teraz. Bóg nigdy nie łamie Przymierza. Zawsze dla Niego będziesz ukochanym dzieckiem, choćbyś był niewierny, choćbyś się pogubił na drogach swego życia, dla Niego zawsze będziesz ukochanym dzieckiem.

Pytanie o to, czy jestem wierny – nie tak powierzchownie – musimy sobie zadać: Czy jestem wierny w naszej drobnej codzienności Przymierzu, jakie zawarłem z Bogiem w Jezusie Chrystusie? Czy w tych drobiazgach, z których składa się nasze życie, bo nie składa się z wielkich wydarzeń, ale z drobiazgów, czy w tych drobiazgach zachowujemy nauką Jezusa Chrystusa? A jeżeli nie, to nie załamujmy rąk, nie spuszczajmy wzroku, ale zawołajmy do Niego: Panie, dopomóż, byśmy byli wierni Przymierzu. Panie, daj łaskę, byśmy zachowywali Twoją naukę, bo tych ludzkich sił nie wystarcza. Panie, daj spojrzenie, które dosięga poza doczesność, i nie ogranicza się tylko na tym, co ziemskie – dopomóż, byśmy byli wierni.

“Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam, jeśli ktoś zachowuje moją naukę, nie zazna śmierci na wieki” – to mówi Jezus, Ten który JEST. Starajmy się każdego dnia by wierni Przymierzu, jakie we chrzcie św. zawarliśmy z Jezusem Chrystusem. Starajmy się w tej wierności wzrastać, a tam, gdzie sił nam brakuje, prosić o moc, prosić o łaski, których potrzebujemy. AMEN.

 

kwietnia 05, 2022

Zamyślenia wielkopostne - Prawdziwe wyzwolenie przez Chrystusa

kwietnia 05, 2022

Zamyślenia wielkopostne - Prawdziwe wyzwolenie przez Chrystusa


Środa, 5 Tydzień Wielkiego Postu


Słowa Ewangelii według Świętego Jana J 8,31-42
 
Jezus powiedział do Żydów, którzy Mu uwierzyli: «Jeżeli trwacie w nauce mojej, jesteście prawdziwie moimi uczniami i poznacie prawdę, a prawda was wyzwoli».
Odpowiedzieli Mu: «Jesteśmy potomstwem Abrahama i nigdy nie byliśmy poddani w niczyją niewolę. Jakże Ty możesz mówić: „Wolni będziecie”?»
Odpowiedział im Jezus: «Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Każdy, kto popełnia grzech, jest niewolnikiem grzechu. A niewolnik nie pozostaje w domu na zawsze, lecz Syn pozostaje na zawsze. Jeżeli więc Syn was wyzwoli, wówczas będziecie rzeczywiście wolni. Wiem, że jesteście potomstwem Abrahama, ale wy usiłujecie Mnie zabić, bo nie ma w was miejsca dla mojej nauki. Co Ja widziałem u mego Ojca, to głoszę; wy czynicie to, co usłyszeliście od waszego ojca».
W odpowiedzi rzekli do niego: «Ojcem naszym jest Abraham». Rzekł do nich Jezus: «Gdybyście byli dziećmi Abrahama, to dokonywalibyście czynów Abrahama. Teraz usiłujecie Mnie zabić, człowieka, który wam powiedział prawdę usłyszaną u Boga. Tego Abraham nie czynił. Wy dokonujecie czynów ojca waszego». Rzekli do Niego: «My nie urodziliśmy się z nierządu, jednego mamy Ojca – Boga». Rzekł do nich Jezus: «Gdyby Bóg był waszym Ojcem, to i Mnie byście miłowali. Ja bowiem od Boga wyszedłem i przychodzę. Nie wyszedłem sam od siebie, lecz On Mnie posłał».
 

Refleksja nad Słowem Bożym

Jeżeli trwacie w nauce mojej, jesteście prawdziwie moimi uczniami i poznacie prawdę, a prawda was wyzwoli” - słowa Jezusa z odczytanej przed chwilą Ewangelii uczyńmy mottem naszego kolejnego rozważania wielkopostnego.

Kochani moi!

Zatrzymajmy się dzisiaj przy obydwu czytaniach mszalnych, które mówią o prawdzie. Człowiek tak bardzo potrzebuje prawdy, prawdy o sobie, o świecie, o wszechświecie. Szuka jej. Ale również człowiek tak bardzo potrzebuje wolności. Nie chce być niewolnikiem. Chce być wolnym człowiekiem. I Pan Jezus mówi człowiekowi współczesnemu: Prawda uczyni cię wolnym.

Dzisiaj obserwujemy ożywienie ruchów wolnościowych. Jest ich wiele w naszej Ojczyźnie; w różnych grupach społecznych one się odzywają, a zwłaszcza w czasach demokracji. Ale również te ruchy wolnościowe pojawiają się wśród państw, czy narodowości, bardzo małych. Chcą oni wyzwolić się spod hegemonii wielkich mocarstw.

Czy człowiek współczesny zna prawdę? Czy jest naprawdę wolny? Wydawałoby się, że do tego zmierza, że blisko jest prawdy i wolności. A jednak – dziwny paradoks – mimo, że człowiek wie kim jest, poznał swoją godność; mimo, że wielu ludzi wie, jakie są prawa ludzkie, a jednak coraz bardziej wchodzi człowiek w zniewolenie. Tym bardziej tragiczne, że to zniewolenie zaczyna się wewnątrz człowieka. Człowiek wewnętrznie staje się niewolnikiem, rezygnując z samodzielnego myślenia, tak bezkrytycznie przyjmując to, co mu narzucają rozmaite środki masowego przekazu, dla kariery, dla przypodobania się komuś, nieraz i ze strachu, czy z powodu tego, aby być na czasie z innymi, aby się komuś nie narazić – tańczy człowiek wedle stylu obcej choreografii, zatracając tożsamość chrześcijańską i narodową. Ludzie stają się często robotami wśród złego świata, nie umiejąc być sobą, nie szanują prawdy, która wyzwala – jak powiedział Chrystus – a powoli, niepostrzeżenie, sami wpychają się w stan niewolnictwa.

Wszelkie objawy wspomnianego zniewolenia maja swoje korzenie w grzechu, który pomniejsza człowieka i zagradza mu drogę do prawdy, i do prawdziwej wolności. Jezus Chrystus mówił: „Każdy, kto popełnia grzech, jest niewolnikiem grzechu”. W Księdze Daniela przedstawiono nam trzech młodzieńców, którzy odważyli się myśleć inaczej, niż wszyscy, niż nawet król i władca. Zachowali oni wewnętrzną wolność i niezależność, choć im groziło to starożytne krematorium. Pozostali wierni prawdzie. Pozostali wierni Panu Bogu, któremu uwierzyli, że choćby nie wybawił ich z tego pieca, to przecież dla nich ma w niebie lepsze życie, a nie taką wegetację w kłamstwie na ziemi. „Nie będziemy czcić twego Boga, ani oddawać pokłonu złotemu posągowi, który uczyniłeś”.

Stanowczość i odwaga tych młodych ludzi, odwaga, z jaką bronili swej wewnętrznej wolności, stała się zbawienną również i dla króla. Bo oto ich nie tylko uwolnił, przerażony, widząc kogoś czwartego, postać anioła, obdarzył ich później zaszczytami, a w końcu sam powiedział, że „nie ma innego Boga, który by tak uratował człowieka”. Ich odwaga pozwoliła poznać prawdę o Bogu także królowi. Dali świadectwo. Podobnie, jak Nabuchodonozor, wielu spośród Żydów uwierzyło w Jezusa, poszło za Nim.

Szukali ludzie prawdy. Wprawdzie, tę prawdę słyszeli, jak im ją przedstawiali faryzeusze, ówczesna synagoga, ale ci ludzie nie widzieli realizacji tego wszystkiego. I dlatego chcieli Tego, który powiedział o sobie: „Ja jestem Drogą, Prawdą i Życiem”. Tę dewizę Jezus Chrystus realizował w codziennym działaniu, w każdym kroku. Ludzie szli więc za Nim. A Chrystus znał człowieka, i znał to jego dążenie. Człowiek od Boga wyszedł, i dlatego jego pragnienie wewnętrzne, to żyć w prawdzie i być wolnym. Stąd mówi do ludzi: „O ile bardziej Ojciec wasz, który jest w niebie, da wam to, co dobre; da tym, którzy Go o to proszą”. Albo: „Cóż pomoże człowiekowi, choćby cały świat zyskał, a na swojej duszy szkodę poniósł”. „Błogosławieni miłosierni....., czystego serca, ich jest królestwo Boże”. Jezus mówił o celu życia, o tej prawdzie, co jest sensem i celem życia: „Szukajcie tedy najpierw tego, co w górze... królestwa Bożego i jego sprawiedliwości, a wszystko inne będzie wam dodane”. Z takim wielkim realizmem malował sytuacje, w jakich przypadnie żyć człowiekowi. Głosił tę prawdę, nieraz przykrą dla człowieka; mówił im: „Będziecie w nienawiści u wszystkich, z powodu imienia Mego. O śmierć was przyprawią. Kto wytrwa jednak do końca, ten będzie zbawiony”.

Odkrywając tę prawdę, Jezus wskazywał ludziom drogę do wolności, do szczęścia. Tymczasem, wielu zatwardziałych grzeszników, trwających w grzechu, w faryzeizmie, reagowało w sposób coraz to bardziej wrogi na kolejne nauki Jezusa Chrystusa. Tak często chcieli Go przyłapać na słowie. Tak często zadawali Mu dziwne pytania. To prawda, że nowa i niezwykła była nauka Jezusa. Ale oni nie chcieli dodatkowych wyjaśnień – po prostu chcieli Go przyłapać na słowie – ani nie byli otwarci na pouczenia Jezusa, nie żądali jakiegoś zrozumienia, wyjaśnienia, na czym polega istota chrześcijańskiej wolności; nie dostrzegali, w czym wyrażała się wielkość Abrahama.

Jezus demaskuje ukryte zamiary faryzeuszów, i mówi: „Usiłujecie mnie zabić”. A oni, ani nie zaprzeczają temu, ani nie potwierdzają. Ciągle nie chcą przyjąć do wiadomości, że On jest Mesjaszem, że On jest Zbawicielem, jest Synem Boga, Wysłannikiem samego Boga. Żydzi twierdzili, że Boga mają za Ojca. Tak przy odrobinie dobrej woli mogliby zobaczyć w słowach i czynach Pana Jezusa, że to, co mówi: „Ojciec i Ja jedno jesteśmy”, byliby uwierzyli.

A my, chrześcijanie dzisiejszych czasów, czy my szukamy prawdy i wolności? Jakiej prawdy, i jakiej wolności?

Nie ma człowieka, który by prawdy nie szukał. Dziecko pyta, pragnie dowiedzieć się, czy otaczający go świat, jest prawdziwy, czy da mu szczęście i radość życia; pyta kapłanów, katechetów, pyta rodziców, rówieśników, nauczycieli. I czeka, że mu powiedzą wszyscy prawdę, spodziewając się, że ta prawdą wypełni jego serce, jego umysł, i będzie dobrze żył i szczęśliwie. Jakże często człowiek dopytuje się o tę prawdę, wertuje szpalty gazet, wsłuchuje się w głos radia, czy wpatruje się w ekran telewizora, żywiąc nadzieję, że dowie się z nich wszystkiego, co się zwie prawdą.

Człowiek pragnie prawdy również tej nieprzemijającej: Kim jest Bóg? Pyta o tę ponadczasowość, o wieczność. Jest zainteresowany wszystkim, co dotyczy takiego wolnego, pełnego pokoju życia, szczęśliwego życia. Chce się dowiedzieć o życiu duchowym, o zbawieniu. I jest szczęśliwy, kiedy odkryje pewne prawdy, które do tej pory dla niego były zakryte, kiedy odkryje jakąś nową prawdę, kiedy doświadczy jej. Boleje człowiek, gdy wprowadzają go w błąd, boleje, kiedy mu ukazują niepewną drogę.

Nie jest inny ten człowiek od tamtych ludzi i tamtych czasów. Chociaż Chrystus przekazuje prawdę nieustannie w swoim Kościele, to jednak człowiek nieraz zamyka serce, to jednak człowiek nie chce być wolny. On woli żyć tak, jak on to rozumie, jak go nauczył ktoś, kto na pewno był fałszywym prorokiem, skoro takie nieszczęśliwe życie wiedzie, i takie złe.

Czy potrafimy odkrywać prawdę?

W każdej Mszy św. staje przed nami Chrystus, z prawdą o Bogu, o królestwie Bożym, o sobie samym. Czy każdy z nas szuka tej prawdy? Uczestnicząc we Mszy św., czy słuchamy uważnie Bożych słów, Bożych wskazań, Bożej nauki? Czy, przekonani o niej, tu w kościele, pójdziemy z tą prawdą i wolnością, pokojem, który Bóg nam dał, by nieść ją innym? Świat, wcześniej czy później, odda należny szacunek tym bohaterom ducha prawdy; wcześniej czy później, ona zawsze zatriumfuje. AMEN.

 Chcesz wesprzeć Autora tego rozważania?
 
Postaw mi kawę na buycoffee.to

kwietnia 05, 2022

Zamyślenia wielkopostne - Czym jest dla nas Krzyż Chrystusa?

kwietnia 05, 2022

 Zamyślenia wielkopostne - Czym jest dla nas Krzyż Chrystusa?

Wtorek, 5 tydzień Wielkiego Postu

  Słowa Ewangelii według Świętego Jana  J 8,21-30


Jezus powiedział do faryzeuszów: «Ja odchodzę, a wy będziecie Mnie szukać i w grzechu swoim pomrzecie. Tam, gdzie Ja idę, wy pójść nie możecie».
Mówili więc Żydzi: «Czyżby miał sam siebie zabić, skoro powiada: Tam, gdzie Ja idę, wy pójść nie możecie?»
A On rzekł do nich: «Wy jesteście z niskości, a Ja jestem z wysoka. Wy jesteście z tego świata, Ja nie jestem z tego świata. Powiedziałem wam, że pomrzecie w grzechach swoich. Jeżeli bowiem nie uwierzycie, że Ja Jestem, pomrzecie w grzechach waszych».
Powiedzieli do Niego: «Kimże Ty jesteś?»
Odpowiedział im Jezus: «Przede wszystkim po cóż do was mówię? Wiele mam w waszej sprawie do powiedzenia i do osądzenia. Ale Ten, który Mnie posłał, jest prawdomówny, a Ja mówię wobec świata to, co usłyszałem od Niego». A oni nie pojęli, że im mówił o Ojcu.
Rzekł więc do nich Jezus: «Gdy wywyższycie Syna Człowieczego, wtedy poznacie, że Ja Jestem i że Ja nic sam z siebie nie czynię, ale że mówię to, czego Mnie Ojciec nauczył. A Ten, który Mnie posłał, jest ze Mną; nie pozostawił Mnie samego, bo Ja zawsze czynię to, co się Jemu podoba».
Kiedy to mówił, wielu uwierzyło w Niego.

 

Refleksja nad Słowem Bożym

 

„Wszechmogący, Wieczny Boże, Ty postanowiłeś dokonać zbawienia człowieka na drzewie krzyża” – głosi prefacja o Krzyżu św.

Krzyż. Jedno krótkie słowo. A jednak, w tym słowie, mieści się tak wiele treści. Czym jest krzyż dla ludzkości? Czym jest krzyż dla nas?

W dzisiejszej Ewangelii słyszeliśmy te słowa: „Gdy wywyższycie Syna Człowieczego, wtedy poznacie, Kim jestem”. A więc, kto spojrzy na krzyż, dozna tej łaski, że pozna i uwierzy w Tego, który na krzyżu umiera.

Na Chrystusa ukrzyżowanego spojrzeli, i w Niego uwierzyli pogańscy mieszkańcy cesarstwa rzymskiego, w starożytności. W średniowieczu cała Europa obmyła się wodą chrztu. Zaś w czasach nowożytnych uklękły przed krzyżem narody pozostałych kontynentów. Przy krzyżu trwamy także i my.

W czym tkwi moc krzyża?

Krzyż budzi miłość do Chrystusa. W klasztorze Cystersów, w Mogile, znajduje się łaskami słynący krzyż, a w ołtarzu, nad głową Chrystusa, czytamy napis: „Miłość bez miary”. „Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich”. Któż z nas, rozważając o Jezusie, który życie oddał za ludzi, nie zapragnie wyznać wiary w takiego Boga? Któż z nas nie będzie chciał ulżyć Chrystusowi, wiedząc, że nasze grzechy zadają Mu bolesne rany? Kto z nas, rozważając Mękę Pańską, nie poczuje w sercu współczucia i wdzięczności? Krzyż, bowiem, budzi miłość do Chrystusa.

Krzyż broni godności ludzkiej; przypomina, że Chrystus umarł za wszystkich ludzi, że wszystkich odkupił i powołał do zbawienia; przypomina, że jako dzieci jednego Ojca, odkupieni Krwią Jego Syna, wszyscy są sobie równi. Krzyż podnosi więc godność ludzką, szczególnie tych poniżanych w różnoraki sposób; zobowiązuje wszystkich ludzi do miłości względem braci; broni pokrzywdzonych.

Krzyż wlewa w nasze serca otuchę i pokój. Każdy człowiek ma poczucie winy i musi wyznać: „Zmiłuj się nade mną, Boże, w swojej łaskawości. W ogromie Swego miłosierdzia zgładź moją nieprawość”. Grzech, to naruszenie porządku moralnego, który musi być naprawiony karą. Budzi to, oprócz wyrzutów sumienia, także obawę i niepokój, lek przed karą. Ale Chrystus wziął na siebie nasze winy, zadośćuczynił za nie Bożej sprawiedliwości. Jesteśmy więc odkupieni drogocenną krwią Jezusa, którą On przelał na krzyżu. Nic dziwnego, że ludziom, którzy przez nawrócenie, żal za grzechy, wyznanie win w Sakramencie Pokuty, chcą powrócić do Boga, krzyż wlewa w serce otuchę i pokój.

Krzyż uczy nas także pokonywania własnego egoizmu, i rodzi w nas chrześcijańską miłość. Od śmierci Chrystusa, krzyż stał się symbolem zwycięstwa, symbolem tego, co najszlachetniejsze w człowieku: miłości, poświęcenia, ofiary. U stóp krzyża uczy się człowiek miłości „na miarę krzyża”. Miłość, to budowanie wspólnoty – tej rodzinnej, i tej społecznej, międzyludzkiej. Miłość, to życzliwe, dobre i budujące słowo. Miłość, to bezinteresowna pomoc. Miłość, to cierpliwe czuwanie przy łóżku chorego. Miłość, to wytrwałe znoszenie szarej codzienności. Miłość, to wierne wypełnianie swoich obowiązków. Święty Jan pisze, że „będziemy sądzeni z miłości”. Tej miłości na co dzień uczy się człowiek u stóp krzyża, gdyż na nim dokonało się największe Dzieło Miłości.

Krzyż jest wsparciem w najtrudniejszych chwilach życia. Życie ludzkie jest czyś na kształt krzyża. To, co niesie codzienne życie, częściej podobne jest do smutku krzyża, niż do radości raju. Niemniej jednak, niosąc krzyż, powinna budzić się w nas otucha, że każda droga krzyżowa służy czemuś konkretnemu. Wszystkie duże sprawy, wielkie przedsięwzięcia rodziły się w bólach. To, co nie wymaga wysiłku, to, co jest zbyt łatwe, szybko przemija, jest zwykle płytkie. To, co ma rzeczywistą wartość nigdy nie jest osiągane łatwo – odwrotnie – wymaga nakładu sił, cierpliwości, trudu. W ciągu naszego życia musimy nauczyć się wielu rzeczy. Między innymi, także umiejętności godzenia się z krzyżem. Pierwszą reakcją na krzyż zwykle jest bunt, wyrzuty czynione Bogu. Ten, kto niespodziewanie znajdzie się na drodze krzyżowej, widzi w swoim krzyżu przede wszystkim smutek i nieszczęście. Ponieważ nie przywiązujemy się do naszej sfery duchowej, a zwracamy uwagę przede wszystkim na cielesność, dlatego krzyż tak nas uderza, i jest tak trudny do zniesienia. Naszym zadaniem, jest odnaleźć w krzyżu źródło mocy i duchowej siły.

Na ścianie kliniki onkologii wisi napis: „Jest taka cierpienia granica, gdzie się uśmiech pogodny zaczyna”. Są ludzie, którzy potrafią wyjść poza własny ból, poza własne cierpienie, i znaleźć w krzyżu coś, co pozwoli im się uśmiechnąć. Są ludzie, którym Jezus pomógł zrozumieć, że On nie pozwoli, by żaden ludzki ból i łza pozostały bezużyteczne i zmarnowane.

Minęło już tysiąc lat od czasu, gdy na polskiej ziemi postawiono pierwszy krzyż. Można go spotkać wszędzie tam, gdzie żyje i pracuje człowiek. Krzyż jest wpisany w naszą historię, kulturę, tradycję i codzienne życie; jest znakiem zwycięstwa nad śmiercią, grzechem, nad cierpieniem, nad samym sobą. Z krzyża przyciąga nas do siebie Chrystus: budzi w nas miłość, ożywia w nas wiarę i daje nadzieję, że po krzyżowej męce przyjdzie zmartwychwstanie.

Od ostatniej niedzieli krzyże w kościołach są zasłonięte. Nich ta tradycja odsłaniania krzyży w Wielkim Tygodniu, pomoże nam jeszcze wyraźniej ujrzeć tajemnicę Chrystusa Ukrzyżowanego, który z miłością przyciąga nas do siebie, aby obdarować nas zbawieniem. AMEN. 

 Chcesz mnie wesprzeć?!

 Postaw mi kawę na buycoffee.to

kwietnia 04, 2022

Zamyślenia wielkopostne - Nie grzesz więcej

kwietnia 04, 2022

Zamyślenia wielkopostne - Nie grzesz więcej

Poniedziałek, 5 tydzień Wielkiego Postu

Słowo Boże na dziś:

Od tej chwili już nie grzesz...

 
” I ja ciebie nie potępiam. Idź i odtąd już nie grzesz.”

Jezus udał się na Górę Oliwną, ale o brzasku zjawił się znów w świątyni. Cały lud schodził się do Niego, a On, usiadłszy, nauczał ich.
Wówczas uczeni w Piśmie i faryzeusze przyprowadzili do Niego kobietę, którą dopiero co pochwycono na cudzołóstwie, a postawiwszy ją pośrodku, powiedzieli do Niego: «Nauczycielu, tę kobietę dopiero co pochwycono na cudzołóstwie. W Prawie Mojżesz nakazał nam takie kamienować. A Ty co powiesz?» Mówili to, wystawiając Go na próbę, aby mieli o co Go oskarżyć.
Lecz Jezus, schyliwszy się, pisał palcem po ziemi. A kiedy w dalszym ciągu Go pytali, podniósł się i rzekł do nich: «Kto z was jest bez grzechu, niech pierwszy rzuci w nią kamieniem». I powtórnie schyliwszy się, pisał na ziemi.
Kiedy to usłyszeli, jeden po drugim zaczęli odchodzić, poczynając od starszych, aż do ostatnich. Pozostał tylko Jezus i kobieta stojąca na środku.
Wówczas Jezus, podniósłszy się, rzekł do niej: «Kobieto, gdzież oni są? Nikt cię nie potępił?» A ona odrzekła: «Nikt, Panie!» Rzekł do niej Jezus: «I Ja ciebie nie potępiam. Idź i odtąd już nie grzesz».   
 

Refleksja nad Słowem Bożym

Wielkiej miłości i miłosierdzia doznała ta kobieta od Jezusa. Pochwycono ją na cudzołóstwie. Nie miała najmniejszych szans uratowania swego życia. Prawo religii mojżeszowej było w takich wypadkach bezwzględne: „Usuńcie zło spośród siebie” – to były słowa z Księgi Powtórzonego prawa. To samo stwierdzają Żydzi: „Mojżesz nakazał nam takie kamienować”. I nikt nie pytał, co czuła w tej chwili kobieta. Może widziała się już poza miastem, targana bólem zadanym przez spadające na nią kamienie, aż do tragicznej śmierci. A przecież tak bardzo jeszcze chciała żyć.

Przyprowadzając ją do Jezusa jej oskarżyciele byli pewni, że Ten, który bronił nierozerwalności małżeństwa, a za grzech uważał już pożądliwe spojrzenie, to wobec jawnego cudzołóstwa nie mógł stanąć w żadnym wypadku po stronie grzesznicy. Ten, który żądał: „Jeżeli twoje oko jest powodem do grzechu, wyłup je i odrzuć...”, musi ją potępić. I nie chcą zaprzeczyć całemu swojemu dotychczasowemu nauczaniu, stawiając pułapkę na Boskiego Odkupiciela, prowadzeni przez pychę, zaślepieni przez nienawiść, zapomnieli, że sami są w grzechu. Nie wiele, jeżeli w ogóle byli, od oskarżonej. Tymczasem szli do Tego, który nie potrzebował niczyjego świadectwa o człowieku: „sam bowiem wiedział, co w człowieku się kryje”. Z łatwością też mógł wypisać ich długi wobec Bożej Sprawiedliwości.

Szczęściem dla nieszczęsnej kobiety było spotkanie z Jezusem. Ten, który – jak sądzili – miał być jej ostatecznym pogrzebaniem, stał się jej ratunkiem, ocalił jej życie; co więcej, uzdrowił jej duszę: potępił grzech, ale nie człowieka.

Jezus ostro potępił faryzeuszy, którzy chcieli uchodzić za sprawiedliwych, bezgrzesznych, a byli napełnieni wewnętrzną zgnilizną. To oni chcieli wykorzystać przeciw Jezusowi to zdarzenie z cudzołożną kobietą. Myśleli przewrotnie: Jeśli Jezus poleci ją ukamienować, odsunie się od Niego lud, którego dotąd pociągała Jego łagodność i miłosierdzie; jeżeli zakaże jej kamienowania, sprzeniewierzy się obowiązującemu prawu Mojżesza i będzie Go można oskarżyć o wichrzycielstwo. W czasie oskarżycielskich wypowiedzi, nachyliwszy się, pisał palcem na ziemi. Co pisał? Nie wiemy. Być może, że ich grzechy. Bo, gdy to zobaczyli i usłyszeli słowa: „Kto z was nie jest bez grzechu, niech pierwszy rzuci na nią kamień” – jeden po drugim zaczęli odchodzić. Zastał tylko Jezus i owa niewiasta.

Została. Nie uciekała. Nie wiemy, co myślała, i co przeżywała w tej chwili, ale, jeżeli została, to możemy przypuszczać, że zrozumiała, iż brak potępienia ze strony ludzi, niczego nie załatwia z jej strony. Ona czekała na słowo Chrystusa. I Chrystus jej powiedział to słowo, którego być może wcale się nie spodziewała: „...Ja ciebie nie potępiam”. On, który przenika tajniki ludzkich serc, musiał ujrzeć w jej sercu nie zawziętość, nie upór, nie usprawiedliwianie siebie swoją słabością, czy zakazaną miłością. Widocznie nie było dla Chrystusa nic wyzywającego w tej milczącej kobiecie wystawionej na wstyd i hańbę. Toteż nasyciły ją te słowa Chrystusa: „Kto z was jest bez grzechu...”. Przyjmujemy te słowa z miłością i wdzięcznością. Jednakże nie skończyło się na tym słowie. Jezus powiedział: „Idź i nie grzesz więcej”. Jezus nie powiedział: Staraj się nie grzeszyć, ale już nie grzesz, i to w jakim kontekście? W kontekście grzechów, które należą do najtrudniejszych do przezwyciężenia, gdzie ludzka natura wydaje się być najbardziej skażona, a namiętności najtrudniejsze do opanowania.

„Idź i od tej chwili już nie grzesz” – mówi Jezus do człowieka grzesznego, zarozumiałego, zazdrosnego, nietrzeźwego, nieczystego. Jeżeli takie wymagania postawił tej kobiecie, to znaczy, że człowiek może już więcej nie grzeszyć, może grzech odrzucić, może zerwać z grzechem. Ale trzeba silnej woli, i trzeba Bożej łaski i daru Ducha Świętego. Bóg to wszystko daje modlącym się i błagającym ludziom. Co więcej, Bóg daje człowiekowi, który zgrzeszył, szansę nawrócenia. Trzeba iść do Jezusa i błagać o miłosierdzie. On żadnego grzesznika nie odrzuca; nawet Judaszowi był gotowy przebaczyć, do końca go ostrzegał, upominał, dawał oznaki i gesty życzliwości, wyrozumiałości, ale jego serce do końca było zamknięte dla Jezusa i nie zdobył się na żal. Faryzeusze wciąż zarzucali Jezusowi, że przebywa z celnikami, grzesznikami, że siada z nimi do stołu. Na to Jezus odpowiadał, że „zdrowym nie trzeba lekarza, tylko tym, którzy się źle mają”. Ostro potępił faryzeuszów, którzy chcieli uchodzić za uczciwych, bezgrzesznych, a byli samą zgnilizną. Do nich kierował groźne „biada”.

„Idź i więcej nie grzesz” – powiedział Jezus do tej niewiasty. To pełne miłości spojrzenie Chrystusa na jej nędzę duchową, i pokorne i prawdziwe pochylenie się nad nią, spowodowało przemianę jej życia. Chrystus dostrzegł w niej obraz Boga. To prawda, że zbrukany, trzeba go było odnowić. Uczynił to Jezus łagodnie i z miłością. On spojrzał na nią inaczej, niż dotąd patrzono. Inni patrzyli ze wzgardą, pożądliwością, zazdrością, nienawiścią. Dopiero Jezus spojrzał na nią z miłością. I to Jezusowe spojrzenie przemieniło tę kobietę. Stała się inna. Zaczęła nowe życie. To jest właśnie tajemnica Bożego miłosierdzia, które nas dźwiga i umacnia.

Chrystus nikogo nie potępia, nigdy nie rezygnuje z nas; nie rezygnuje z żadnego człowieka i nie uczyni tego po ostatnią chwilę istnienia świata. Frasobliwa i pełna miłości twarz Jezusa zawiera w sobie ogrom zrozumienia, dobroci i miłosierdzia. On widzi naszą nędzę, naszą grzeszność i słabość, i czeka, aż przyjdziemy do Niego, żeby przed Nim wypowiedzieć naszą grzeszność, wyżalić się, a może i wypłakać. On zapewne wysłucha naszych skarg i boleści, przyjmie łzy szczerego żalu i przebaczy nasze grzechy. Swoją Boską mocą podniesie z moralnego upadku i podtrzyma w dalszej wędrówce życia. Przecież On sam nas zachęca: „Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście”. Trzeba tylko ze szczerym żalem zbliżyć się do Niego, a On wybaczy nam wszystkie nasze winy, i wypowie nad nami słowa: „Ja cię nie potępiam, idź i nie grzesz więcej”. AMEN.

 Chcesz mnie wesprzeć?

! Postaw mi kawę na buycoffee.to

kwietnia 02, 2022

5. Niedziela Wielkiego Postu (rok C) - Od tej chwili już nie grzesz

kwietnia 02, 2022

5. Niedziela Wielkiego Postu (rok C) - Od tej chwili już nie grzesz
„Ja ciebie nie potępiam" (J 8, 11) - powiedział Jezus kobie­cie, która zasługiwała na potępienie. Pochwycono ją na cudzo­łóstwie, a Bóg potępia cudzołóstwo. Odrzuca je jako czyn niego­dny człowieka. Cudzołóstwo jest złamaniem wierności małżeńskiej, złamaniem słowa danego drugiej osobie na całe życie — tak ro­zumieją miłość małżeńską ci, którzy się naprawdę kochają; cudzo­łóstwo godzi w podstawową komórkę życia społecznego: rodzinę. Bóg, który jest miłością i uzdolnił człowieka do miłości na obraz i podobieństwo swoje, Bóg zawsze wierny, odrzuca cudzołóstwo, jako grzech przeciw miłości i wierności, jako źródło chaosu mo­ralnego, upadku rodziny i rozkładu społeczeństwa. „Nie cudzołóż" (Wj 20, 14) - mówi podstawowe prawo moralności, prawo dziesię­ciu przykazań.
Bóg potępia nie tylko cudzołóstwo. Odrzuca także wszystko to, co w sferze czynu i pragnień człowieka narusza zasadę, że tylko w małżeństwie mężczyzna i kobieta mogą stanowić jedno ciało. „Nie pożądaj żony bliźniego swego" (Wj 20, 17 ) - mówi też pra­wo dziesięciu przykazań. „Każdy, kto pożądliwie patrzy na kobie­tę, już w swoim sercu dopuścił się z nią cudzołóstwa" - mówi Jezus Chrystus w kazaniu na Górze (Mt 5, 28). Jeśli więc Bóg potępia cudzołóstwo, to dlaczego Chrystus, który przecież - jak przed chwilą słyszeliśmy - poszedł jeszcze dalej niż Stare Prawo, powiedział kobiecie, którą pochwycono na cudzołóstwie: „Ja ciebie nie potępiam"? (J 8, 11). Mówi Ewangelia, że gdy oskarżyciele tej kobiety odeszli, kobieta pozostała. Nie uciekła, choć miała otwartą drogę: jej oskarżyciele wszyscy odeszli, jeden po drugim, poczynając od starszych. Na cóż więc czekała? Pismo św. nie mó­wi nam, co było w sercu tej kobiety: co myślała, co przeżywała. Ewangelista nie wdaje się w analizy psychologiczne. Możemy jed­nak przypuszczać, że pozostając przed Chrystusem uznała, iż brak potępienia ze strony ludzi niczego nie załatwił w jej sytuacji. Ko­bieta czekała na słowo Chrystusa. I Jezus powiedział jej to słowo, którego, być może, się nie spodziewała: „Ja ciebie nie potępiam" (J 8, 11). On, który znał tajemnice serc, przenikał je w Duchu Świętym, musiał ujrzeć w jej sercu nie zawziętość, nie upór w złem, nie usprawiedliwianie siebie swoją słabością czy miłością.
Widocznie nie było dla oczu Chrystusa nic wyzywającego w tej milczącej kobiecie, wystawionej na wstyd i hańbę publiczną.
Nie dziwi nas to słowo Chrystusa. Znając Jezusa i znając sie­bie – kto z nas jest bez grzechu i pierwszy rzuci kamień? - przyjmujemy je z radością i wdzięcznością. Jednakże nie na tym słowie się skończyło. Jezus powiedział coś więcej, coś nie mniej ważnego. Powiedział także: „Idź, a od tej chwili już nie grzesz" (J 8, 11). Po tych słowach i my też, razem z tą kobietą, musimy pozostać przed Chrystusem. „Od tej chwili już nie grzesz" (J 8, 11). Jezus nie powiedział: „Staraj się nie grzeszyć", lecz stanow­czo, kategorycznie: „Od tej chwili już nie grzesz" i to w jakim kontekście! W kontekście grzechów i problemów, które należą do najtrudniejszych do przezwyciężenia, gdzie ludzka natura wydaje się najbardziej skażona, a namiętności najtrudniejsze do opano­wania. „Idź, a od tej chwili już nie grzesz" mówi Jezus do czło­wieka nieczystego. Mówi to także do człowieka pysznego, zarozumiałego, chciwego, zazdrosnego... Czy wiesz Panie - chciałoby się powiedzieć - do kogo mówisz te słowa? Czy Twój Apostoł, św. Paweł nie napisał w Liście do Rzymian: „Jestem cielesny, zaprzedany w niewolę grzechu... jestem świadom, że w moim cie­le nie mieszka dobro: bo łatwo mi przychodzi chcieć tego, co do­bre, ale wykonać — nie. Nie czynię bowiem dobra, którego chcę, ale czynię to zło, którego nie chcę... Nieszczęsny ja człowiek! Któż mnie wyzwoli z ciała, które wiedzie ku tej śmierci?" (Rz 7, 14. 18-19. 24). Jak można mówić takiemu człowiekowi, a jest nim każdy z nas: „Od tej chwili już nie grzesz"? Chrystus jednak to powie­dział. Widocznie miał podstawę, by takie wymagania postawić człowiekowi, nie wprowadzając go w pułapkę. Chrystus uważa, że człowiek, chociaż jest grzeszny, może już więcej nie grzeszyć. Może, jeśli te słowa Chrystusa przyjmie z pełną wiarą, pozwoli się im całkowicie przeniknąć. Jeśli da Chrystusowi taką odpo­wiedź, jak dał św. Paweł, ten sam, który wołał: „Nieszczęsny ja człowiek!" i był, jak sam wyznał, policzkowany przez szatana jakimiś tajemniczymi i upokarzającymi pokusami. „Wszy­stko mogę w Tym, który mnie umacnia" (Flp 4, 13) - tak brzmi odpowiedź wiary Apostoła Narodów.
Także i my, słabi i nieszczęśni, i ciągle się usprawiedliwia­jący tą swoją słabością, bo też rzeczywiście nosimy w sobie za­rzewie wszystkich grzechów, mamy taką samą, jak wielki Paweł, możliwość życia w łasce, w coraz pełniejszej wolności, mimo na­szej skłonności do grzechu, którą nosić będziemy do końca. Mamy taką możliwość, tylko że nie w sobie, jak się to kiedyś zdawało św. Piotrowi, gdy zapewniał Chrystusa, że Go nigdy nie zdradzi.
Mamy tą możliwość w Chrystusie, który nas umacnia swoją boską mocą i świętością. Udzieli jej każdemu, kto jej pragnie i o nią prosi: „każdy, kto prosi, otrzymuje" (Łk 11, 10).
Gdybyśmy zapomnieli słowa Chrystusa, wypowiedziane dziś do każdego człowieka: „Nie potępiam ciebie; idź, a od tej chwili już nie grzesz" (J 8, 11), gdybyśmy je zapomnieli, stracilibyśmy znów chwilę łaski. Gdybyśmy nie uwierzyli, że Chrystus daje nam w nich światło i siłę do pokonania grzechu w naszym życiu, znów byśmy odsunęli od siebie moment, w którym zaczyna się to, co Apostoł nazwał życiem w Chrystusie: „Żyję, już nie ja, żyje we mnie Chrystus" (Ga 2, 20). Więc uwierzmy i - jak Chrystus - nie potępiajmy.
A my tak bardzo lubimy potępiać. Patrząc dziś na Chrystusa, zadajmy sobie to pytanie: Dlaczego tyle cierpkich uwag gromadzi się w rozmowach ludzi niby wierzących? Dlaczego taka czujność wobec cudzych zachowań? Dlaczego tyle ocen bez miłosierdzia i taka bezwzględność zachowała się w nas w sposób niezrozumiały? Skąd tyle pewności w ocenie drugiego człowieka? Skąd bierze się tyle krzywdzących sformułowań i to w ustach ludzi dorosłych i dojrzałych? Wiecznie krąży po świecie tłum, który gotów pochwycić innego człowieka i prowadzić pod sąd, wyznaczać kary boskie i ludzkie.
Niektórzy czują się bezkarni, bo z racji zajmowanego stanowiska łatwiej im powiedzieć zdanie przykre, ocenić mniej przyjaźnie, mniej precyzyjnie, wydać wyrok,który wygląda na sprawiedliwy. A jednak...
Czy sumienie nie wyrzuca, nie smuci się, gdy właśnie takie wyroki zapadają?
Inni z racji odwagi, brutalnego usposobienia, żyją w poczuciu bezpiecznego sędziego - co mi zrobią? Uciekają, boją się, więc łatwiej sformułować sądy, zdania, ciche lub głośne, żyjąc w poczuciu lekceważenia ludzi.
Ktoś inny z racji błędnie uformowanego sumienia, które już tak zostało wychowane w okresie, gdy należało pracować nad miłością, nie liczy się z wyrokami, które rozdaje odważnie i bez większej rozwagi. To ci, którzy mówią: "taki już jestem"... Chętnie sprzątają przed cudzymi drzwiami, biją się w cudze piersi, nawracają gorliwie innych, lecz sami pozostają w śmiertelnym zagrożeniu, jak faryzeusze z dzisiejszej Ewangelii... Podobni sędziom nieuznanych przez Jezusa.
Jakie to piękne, gdy ludzie potrafią rozważyć z miłością zachowanie się innych ludzi. Gdy potrafią być miłosierni najpierw wobec innych, zanim usprawiedliwią siebie. Jakim skarbem są ci, którzy osłaniają, leczą, podnoszą, i na wzór Jezusa mówią: „Ja ciebie nie potępiam" - nie pochwalam grzechu, ale ciebie nie potępiam.!
A ja, do jakiej kategorii ludzi się zaliczam? Czy potrafię stanąć w prawdzie przed Panem, by w Sakramencie Miłosierdzie wyznać swe grzechy, a potem usłyszeć owo stanow­cze, kategoryczne, pełne miłości napomnienie: „Od tej chwili już nie grzesz"? Jeśli tak, to Bogu niech będą dzięki. AMEN.
 
 

kwietnia 02, 2022

5. Niedziela Wielkiego Postu (rok C) – Tryptyk nadziei

kwietnia 02, 2022

5. Niedziela Wielkiego Postu (rok C) – Tryptyk nadziei
Moi drodzy! W życiu każdego człowieka może być tak, że słu­cha Ewangelii z uczuciem, jakby tekst był napisany tylko dla niego. Zdarza się przecież, że wcale nie jest łatwo przyjść do Chrystusa nawet teraz, gdy już znamy tyle cudów jego miło­sierdzia. Zdarza się, że świadomość grzechu zrodzi poczucie od­dalenia. Zdarza się, że pogrążamy się w sobie jak w mroku nocy, aż do onieśmielenia i rezygnacji. Zdarza się i tak, że człowiek wręcz ucieka przed Bogiem jak wystraszone dziecko, które po­pełniło zło i przerażone własnym czynem chowa się przed do­brym nawoływaniem. Zdarza się też, że nieudane doświadczenia z ludzką sprawiedliwością utrudniają zrozumienie miłosierdzia Bo­żego.
Nic dziwnego, że liturgia tak troskliwie maluje dzisiaj ślicz­ny tryptyk nadziei. Popatrzmy uważnie: najpierw pouczająca hi­storia narodu, który odnalazł łaskę; potem wyznanie św. Pawła o spełnionej nadziei w Chrystusie; i wreszcie najpiękniejsze roz­grzeszenie na dziedzińcu świątyni.
Historia pierwsza: naród pogrążony w niewoli, skazany na wyniszczenie biologiczne, zamknięty w wielkim obozie bez praw ludzkich, bez szansy. A jednak z głębi beznadziejności Pan wy­prowadzi swój naród; Bóg staje się ich przewodnikiem. Wyjście z niewoli pozostaje znakiem potęgi i miłosierdzia Bożego. Jed­nocześnie wyjście oznacza odejście; odejście od chleba niewoli, od czynu poniżenia, od niewolniczej bezmyślności. Trzeba oczyścić szaty z brudu, zwyciężyć strach, odbudować poczucie godności człowieka wolnego. Naród nie jest święty, ale w swoim przymie­rzu z Bogiem chce być święty. Ludzie zgnębieni wynoszą z sobą wszystkie wady i nędze duchowe właściwe ludziom zniewolo­nym. A jednak Pan doprowadzi swój naród; Pan zna drogi zba­wienia. W ręgu Boga los tych, którzy mu zaufali. I z tego faktu ludzie wiary wyciągnęli wnioski: Choćby odległość twoja od Bo­ga była jak morze i nieprzebyta jak pustynne piaski; choćby na przeszkodzie stały moce piekła i strach wielki jak własna wy­obraźnia, wiemy, że wszechmocny jest Pan a miłosierdzie Jego niepojęte nad tymi, którzy Mu zaufali.
Jakby w nawiązaniu do historii narodu wyprowadzonego z udręki zwierza się św. Paweł: opowiada własne doświadczenie łaski Bożej. Wspomina o miłującej przemocy Boga, który ciągle błądzącemu Szawłowi pozwala upaść na twarz przed swoją obec­nością i niemal dotknąć Boga, żeby już nigdy nie zwątpić. Trzeba przeżyć na własnej drodze nawrócenie, aby rozumieć radość tych którzy odnaleźli i rozpoznali. Oczywiście z tym łączy się nowe życie. Ale to nowe jest jasne, pewne, jest spełnieniem wiecznej tęsknoty.
I wreszcie nadzieja i miłosierdzie na dziedzińcu świątyni. Ko­bieto - człowieku grzeszny - ucisz lęk, teraz już nie trzeba się bać, już jesteś z Nim. Już zaczął się twój wielki czas nawrócenia. On, Jezus Chrystus, znajdzie słowo, wyzwoli. Straszyli cię Nim. Oskarżeniem innych chętnie osłaniają własne niegodziwości. Poniewierają. Łatwo poniewierać słabych, aby osłonić wła­sne zdrady. Ale ty - człowieku grzeszny - ucisz lęk. On zna całą biedę twojej zagubionej miłości, ale przecież miłości. To On, Bóg miłosierdzia posłużył się rękami twoich wrogów, aby odna­leźć twoje serce. Jakże znamienne zakończenie tego wydarzenia: Idź w pokoju - nie grzesz więcej (J 8, 11) - jakieś ogromnie ważne „tu i teraz". Od tej chwili. Nie odkładaj. To jest miejsce stosowne, to jest najlepszy czas. Tu postawił Bóg znak miło­sierdzia, tu pierwsze słowo twojej świętości. Weź z tego miejsca serce nowe, nowe słowo, nowe dzisiaj.
Jak echo tamtej nadziei pozostał drogi nam głos Namiestnika Chrystusowego św. Papieża Jana Pawła: Nie lękajcie się Chrystusa – I wyjaśniał: Ani ludzie błądzenia, ani ludzie władzy, ani ludzie strachu, ani ludzie sprzedani, ani ludzie kupieni... Tylko w Chry­stusie znajdziecie wolność, tylko z Nim zachowacie twarz, tylko z Nim przejdziecie cierniste drogi, tylko w Jego świetle odnaj­dziecie własne jutro. Piotrze, niedawny uczestniku wieczernika, nie kryj twarzy. Oczekuje ciebie. Odnaleźć Jego na nowo, to odnaleźć siebie. Uczniu, który jeszcze trzymasz w ręku zapła­tę niegodziwości za mistrza, nauczyciela i przyjaciela jeszcze je­steś przy głośniku, jeszcze słyszysz, a więc, to jest czas dla cie­bie. Nikodemie, szanowany człowieku, który przychodziłeś nocą. Nawet w swoim strachu należysz do Niego. To nic, że twoja mądrość musi jeszcze uporządkować drżenie lęku. Człowieku wła­dzy, Piłacie, Herodzie – ucisz lęk. On nie czeka na biurko i pie­częcie, ani na fotele, ani na stanowisko; On zostanie na dzie­dzińcu, by kolejnym ludziom dać nadzieję i zostać szansą oca­lenia.
A co dla nas, ludzi dzisiejszej mszy świętej? Jeżeli możemy przeżyć pojednanie z Bogiem w sakramencie pokuty i Komunii Św., a na przeszkodzie stoi tylko lęk lub lenistwo, to ucisz lęk i podejdź. Może nawet nie wiesz, jak bardzo tęsknią do stołu Pańskiego ci, którzy z jakichś przyczyn całymi latami nie mogą się tam znaleźć.
Jeżeli możemy przeżyć pojednanie z Bogiem w modlitwie, bo na przeszkodzie pójścia do Komunii św. stoją powikłania życio­we, to nie opuszczaj tej okazji. To przecież jest cudowne miejsce gdzie spotyka się tęsknota Boga i tęsknota człowieka za Bogiem. Tam mogą powstawać przymierza nieśmiertelne i bogate na całą wieczność.
Jeżeli możemy przyjść do Chrystusa sami – po prostu przyjść jak domownicy – jak idą bliscy do tych, którzy na nich czeka­ją – to po cóż czekać, aż zły los, nieszczęście, choroba, klęska życiowa czy tragedia historyczna rzuci nas w piasek. Czy dopie­ro w chwilach rozpaczy powiemy piękne słowa i znajdziemy dro­gę do Boga?
Bracie i Siostro! Czy zdajesz sobie sprawę z tego, że w Ewangelii jest wciąż mowa o tobie, o mnie... To ja, to ty jesteś tym synem lekkomyślnym, który marnuje swoje życie, sługą nieroztropnym, który zakopuje swój skarb... faryzeuszem zadowolonym z siebie... oczyszczonym trędowatym, który nie dziękuje za łaskę uzdrowienia... Piotrem, który ze strachu zapiera się Jezusa, Judaszem, który Go zdradza. Ale ja, i ty jesteś także tym ociemniałym, który wychodzi na drogę i błaga: „Jezusie, Synu Dawida, ulituj się nade mną” … Zacheuszem, do którego Jezus przychodzi w gościnę i Magdaleną, która płacze u stóp Jezusa, Mateuszem, który rzuca wszystko i idzie za Jezusem... wiernym Janem, który stoi do końca pod krzyżem... Jezusem, który niesie swój krzyż.
Bracie i Siostro! Jeżeli jesteś jednym z nich – podejdź bli­żej – czas jest trudny – bądź z Nim. Jeżeli odszedłeś – nie tłu­macz nic – nie odkładaj powrotu – czas jest trudny – bądź z Bogiem. A ja dziś życzę ci radości z nawrócenia, głębokich przeżyć związanych z Wielkim Tygodniem a zwłaszcza z Wielkim Czwartkiem, w którym Chrystus ustanowił Sakrament Kapłaństwa i Eucharystii, z Wielkim Piątkiem Męki i Śmierci Pańskiej, z Wielką Sobotą i Wigilią Paschalną. Życzę sobie i tobie radości i pokoju, który daje Chrystus Zmartwychwstały. On zawsze jest wśród nas i zawsze daje nam swojego Ducha, Ducha Pocieszyciela, Ducha Prawdy, który doprowadzi nas do całej prawdy. Amen.

Copyright © 2016 Homilie i rozważania , Blogger