kwietnia 04, 2022

Zamyślenia wielkopostne - Nie grzesz więcej

Poniedziałek, 5 tydzień Wielkiego Postu

Słowo Boże na dziś:

Od tej chwili już nie grzesz...

 
” I ja ciebie nie potępiam. Idź i odtąd już nie grzesz.”

Jezus udał się na Górę Oliwną, ale o brzasku zjawił się znów w świątyni. Cały lud schodził się do Niego, a On, usiadłszy, nauczał ich.
Wówczas uczeni w Piśmie i faryzeusze przyprowadzili do Niego kobietę, którą dopiero co pochwycono na cudzołóstwie, a postawiwszy ją pośrodku, powiedzieli do Niego: «Nauczycielu, tę kobietę dopiero co pochwycono na cudzołóstwie. W Prawie Mojżesz nakazał nam takie kamienować. A Ty co powiesz?» Mówili to, wystawiając Go na próbę, aby mieli o co Go oskarżyć.
Lecz Jezus, schyliwszy się, pisał palcem po ziemi. A kiedy w dalszym ciągu Go pytali, podniósł się i rzekł do nich: «Kto z was jest bez grzechu, niech pierwszy rzuci w nią kamieniem». I powtórnie schyliwszy się, pisał na ziemi.
Kiedy to usłyszeli, jeden po drugim zaczęli odchodzić, poczynając od starszych, aż do ostatnich. Pozostał tylko Jezus i kobieta stojąca na środku.
Wówczas Jezus, podniósłszy się, rzekł do niej: «Kobieto, gdzież oni są? Nikt cię nie potępił?» A ona odrzekła: «Nikt, Panie!» Rzekł do niej Jezus: «I Ja ciebie nie potępiam. Idź i odtąd już nie grzesz».   
 

Refleksja nad Słowem Bożym

Wielkiej miłości i miłosierdzia doznała ta kobieta od Jezusa. Pochwycono ją na cudzołóstwie. Nie miała najmniejszych szans uratowania swego życia. Prawo religii mojżeszowej było w takich wypadkach bezwzględne: „Usuńcie zło spośród siebie” – to były słowa z Księgi Powtórzonego prawa. To samo stwierdzają Żydzi: „Mojżesz nakazał nam takie kamienować”. I nikt nie pytał, co czuła w tej chwili kobieta. Może widziała się już poza miastem, targana bólem zadanym przez spadające na nią kamienie, aż do tragicznej śmierci. A przecież tak bardzo jeszcze chciała żyć.

Przyprowadzając ją do Jezusa jej oskarżyciele byli pewni, że Ten, który bronił nierozerwalności małżeństwa, a za grzech uważał już pożądliwe spojrzenie, to wobec jawnego cudzołóstwa nie mógł stanąć w żadnym wypadku po stronie grzesznicy. Ten, który żądał: „Jeżeli twoje oko jest powodem do grzechu, wyłup je i odrzuć...”, musi ją potępić. I nie chcą zaprzeczyć całemu swojemu dotychczasowemu nauczaniu, stawiając pułapkę na Boskiego Odkupiciela, prowadzeni przez pychę, zaślepieni przez nienawiść, zapomnieli, że sami są w grzechu. Nie wiele, jeżeli w ogóle byli, od oskarżonej. Tymczasem szli do Tego, który nie potrzebował niczyjego świadectwa o człowieku: „sam bowiem wiedział, co w człowieku się kryje”. Z łatwością też mógł wypisać ich długi wobec Bożej Sprawiedliwości.

Szczęściem dla nieszczęsnej kobiety było spotkanie z Jezusem. Ten, który – jak sądzili – miał być jej ostatecznym pogrzebaniem, stał się jej ratunkiem, ocalił jej życie; co więcej, uzdrowił jej duszę: potępił grzech, ale nie człowieka.

Jezus ostro potępił faryzeuszy, którzy chcieli uchodzić za sprawiedliwych, bezgrzesznych, a byli napełnieni wewnętrzną zgnilizną. To oni chcieli wykorzystać przeciw Jezusowi to zdarzenie z cudzołożną kobietą. Myśleli przewrotnie: Jeśli Jezus poleci ją ukamienować, odsunie się od Niego lud, którego dotąd pociągała Jego łagodność i miłosierdzie; jeżeli zakaże jej kamienowania, sprzeniewierzy się obowiązującemu prawu Mojżesza i będzie Go można oskarżyć o wichrzycielstwo. W czasie oskarżycielskich wypowiedzi, nachyliwszy się, pisał palcem na ziemi. Co pisał? Nie wiemy. Być może, że ich grzechy. Bo, gdy to zobaczyli i usłyszeli słowa: „Kto z was nie jest bez grzechu, niech pierwszy rzuci na nią kamień” – jeden po drugim zaczęli odchodzić. Zastał tylko Jezus i owa niewiasta.

Została. Nie uciekała. Nie wiemy, co myślała, i co przeżywała w tej chwili, ale, jeżeli została, to możemy przypuszczać, że zrozumiała, iż brak potępienia ze strony ludzi, niczego nie załatwia z jej strony. Ona czekała na słowo Chrystusa. I Chrystus jej powiedział to słowo, którego być może wcale się nie spodziewała: „...Ja ciebie nie potępiam”. On, który przenika tajniki ludzkich serc, musiał ujrzeć w jej sercu nie zawziętość, nie upór, nie usprawiedliwianie siebie swoją słabością, czy zakazaną miłością. Widocznie nie było dla Chrystusa nic wyzywającego w tej milczącej kobiecie wystawionej na wstyd i hańbę. Toteż nasyciły ją te słowa Chrystusa: „Kto z was jest bez grzechu...”. Przyjmujemy te słowa z miłością i wdzięcznością. Jednakże nie skończyło się na tym słowie. Jezus powiedział: „Idź i nie grzesz więcej”. Jezus nie powiedział: Staraj się nie grzeszyć, ale już nie grzesz, i to w jakim kontekście? W kontekście grzechów, które należą do najtrudniejszych do przezwyciężenia, gdzie ludzka natura wydaje się być najbardziej skażona, a namiętności najtrudniejsze do opanowania.

„Idź i od tej chwili już nie grzesz” – mówi Jezus do człowieka grzesznego, zarozumiałego, zazdrosnego, nietrzeźwego, nieczystego. Jeżeli takie wymagania postawił tej kobiecie, to znaczy, że człowiek może już więcej nie grzeszyć, może grzech odrzucić, może zerwać z grzechem. Ale trzeba silnej woli, i trzeba Bożej łaski i daru Ducha Świętego. Bóg to wszystko daje modlącym się i błagającym ludziom. Co więcej, Bóg daje człowiekowi, który zgrzeszył, szansę nawrócenia. Trzeba iść do Jezusa i błagać o miłosierdzie. On żadnego grzesznika nie odrzuca; nawet Judaszowi był gotowy przebaczyć, do końca go ostrzegał, upominał, dawał oznaki i gesty życzliwości, wyrozumiałości, ale jego serce do końca było zamknięte dla Jezusa i nie zdobył się na żal. Faryzeusze wciąż zarzucali Jezusowi, że przebywa z celnikami, grzesznikami, że siada z nimi do stołu. Na to Jezus odpowiadał, że „zdrowym nie trzeba lekarza, tylko tym, którzy się źle mają”. Ostro potępił faryzeuszów, którzy chcieli uchodzić za uczciwych, bezgrzesznych, a byli samą zgnilizną. Do nich kierował groźne „biada”.

„Idź i więcej nie grzesz” – powiedział Jezus do tej niewiasty. To pełne miłości spojrzenie Chrystusa na jej nędzę duchową, i pokorne i prawdziwe pochylenie się nad nią, spowodowało przemianę jej życia. Chrystus dostrzegł w niej obraz Boga. To prawda, że zbrukany, trzeba go było odnowić. Uczynił to Jezus łagodnie i z miłością. On spojrzał na nią inaczej, niż dotąd patrzono. Inni patrzyli ze wzgardą, pożądliwością, zazdrością, nienawiścią. Dopiero Jezus spojrzał na nią z miłością. I to Jezusowe spojrzenie przemieniło tę kobietę. Stała się inna. Zaczęła nowe życie. To jest właśnie tajemnica Bożego miłosierdzia, które nas dźwiga i umacnia.

Chrystus nikogo nie potępia, nigdy nie rezygnuje z nas; nie rezygnuje z żadnego człowieka i nie uczyni tego po ostatnią chwilę istnienia świata. Frasobliwa i pełna miłości twarz Jezusa zawiera w sobie ogrom zrozumienia, dobroci i miłosierdzia. On widzi naszą nędzę, naszą grzeszność i słabość, i czeka, aż przyjdziemy do Niego, żeby przed Nim wypowiedzieć naszą grzeszność, wyżalić się, a może i wypłakać. On zapewne wysłucha naszych skarg i boleści, przyjmie łzy szczerego żalu i przebaczy nasze grzechy. Swoją Boską mocą podniesie z moralnego upadku i podtrzyma w dalszej wędrówce życia. Przecież On sam nas zachęca: „Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście”. Trzeba tylko ze szczerym żalem zbliżyć się do Niego, a On wybaczy nam wszystkie nasze winy, i wypowie nad nami słowa: „Ja cię nie potępiam, idź i nie grzesz więcej”. AMEN.

 Chcesz mnie wesprzeć?

! Postaw mi kawę na buycoffee.to

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2016 Homilie i rozważania , Blogger