lipca 07, 2017

14. Niedziela Zwykła, Rok A – Wysławiam Cię, Ojcze, Panie

lipca 07, 2017

14. Niedziela Zwykła, Rok A – Wysławiam Cię, Ojcze, Panie
Ukochani Bracia i Siostry!
Przyszedł czas wakacji. Jak to dobrze, że Pan Bóg podzielił nam czas na kawałki. Pewnie po to, żeby człowiek mógł sobie policzyć, ile już ma lat? Ile już drogi uszedłem? Co w swoim życiu dobrego zrobiłem? I dobrze, że jest czas pracy i odpo­czynku, czas siewów i czas żniw, czas nauki i czas wakacji. Zmęczeni jesteście i lipiec taki smutny, i ludzie są smutni, i chrześcijanie są smutni. Dlaczego? Są takie białe wakacyjne noce, są takie długie lipcowe dni, może więc trzeba się zamyśleć i w rozmowach z samym sobą sobie odpowiedzieć?
Przecież tak się cieszyłeś twoim pierwszym z Chrystusem spotkaniem, tak się cieszyłeś twoją pierwszą wiarą, tak się cie­szyłeś twoją pierwszą modlitwą, tak się cieszyłeś pierwszym Chry­stusowym przebaczeniem. Przypomnij sobie to wszystko. A może to było tak? Nad brzegiem Jordanu pokazał Go Jan Chrzciciel: „oto Baranek Boży, który gładzi grzechy Świata” (J 1, 29). By­łeś ciekawy, kim On jest. Więc biegłeś za Nim, aby Go zobaczyć z bliska. Zatrzymał się i zapytał: kogo szukasz? Zmieszany byłeś. Też zapytałeś: Nauczycielu, gdzie Ty mieszkasz? On powiedział: ptaki mają gniazda, lisy mają nory, a ja nie mam gdzie głowy skłonić (Mt 8, 20), ale ty na to nie zwróciłeś uwagi. Patrzyłeś tylko w Niego, aż powiedział: pójdź za mną. I już od Niego nie odszedłeś. Byłeś taki szczęśliwy i mówiłeś wszystkim: spotkaliśmy Pana.
A pamiętasz pierwszą radość z wiary, która czyni cuda? A może to było tak: Taka czułaś się obca, cudzoziemka. Nie umia­łaś powiedzieć słowa, ale serce krzyknęło: Panie, moje dziecko umiera! On był wtedy taki zimny. Poczułaś się odepchnięta. Po­wiedział: nie można synowskiego chleba rzucać psom. Nie wiem, skąd ci to przyszło do głowy, ale powiedziałaś: Panie, tak, ale jeśli ze stołu synowskiego spadają okruchy, to pozwól je zbierać szczeniętom. Pamiętasz, co powiedział? Ja takiej wiary wśród was nie spotkałem. Kazał ci wrócić do domu i stało się tak, jak uwierzyłaś (Mt 15, 2128). Pamiętasz tamte radość? Mówiłaś wszystkim jaki On jest cudowny! Mój Pan!
A pamiętasz radość pierwszych wakacji z Chrystusem? Ro­zesłał nas wtedy po dwóch do wiosek i miasteczek. Słuchali nas wszyscy. Myśmy opowiadali, co On mówi, jaki On jest. Przy­nosili nam chorych. Myśmy wkładali na nich ręce i wracali do zdrowia. Wróciliśmy potem, aby Jemu samemu powiedzieć: Pa­nie, nawet złe duchy były nam posłuszne. On się ucieszył, ale powiedział: ważniejsze jest to, iż imiona wasze będą zapisane w niebie (Łk 10, 112. 1720). Pamiętasz, jak Go za to kocha­łeś i jak chciałeś być zawsze blisko Niego po prawej albo po lewej stronie?
A pamiętasz tę radość twojej pierwszej modlitwy? On od­chodził w odosobnienie i modlił się czasem całą noc. Podgląda­łeś Go i zazdrościłeś Mu. Nie wytrzymałeś następnego dnia i po­wiedziałeś: Panie, naucz nas modlić się. On wtedy uczył zdanie po zdaniu Ojcze nasz, który jesteś... (Łk 11, 14), a ty pow­tarzałeś. Umiałeś całe ale wciąż powtarzałeś Ojcze... i tak chcia­łeś, aby Ojciec wziął ciebie na ręce, abyś do Niego przywarł i Go ukochał. Tej radości nie mogło pomieścić twoje serce.
A pamiętasz radość z pierwszego przebaczenia? Wywlekli cię ludzie, ludzie pobożni, na rynek i chcieli ukamienować, bo zła­pali cię na grzechu. Ludzie nie darują, bardzo się cieszą czyimś grzechem, lubią rzucać kamieniami, ale przy tobie stanął On i pisał na piasku. Czytali. Potem powiedział: kto z was jest bez grzechu niech rzuci w nią kamieniem. Odeszli. Wszyscy odeszli. Został przy tobie tylko On. Bałaś się, że teraz On ciebie uka­mienuje. Nie miałaś odwagi podnieść oczu i spytać: a co ty teraz ze mną zrobisz? Pamiętasz tę Jego subtelność? Stwierdzał: nikt cię nie potępił prawda? Więc i ja ciebie nie potępiam. Idź w pokoju i więcej nie grzesz (J 8, 111). Wiem. ty tego nigdy nie zapomniałaś. Nakupiłaś olejków, łzami obmywałaś Jego stopy i ocierałaś je włosami. Nie, tego nigdy nie można zapom­nieć.
Bracie mój, i co się stało z tą pierwszą radością? Może ty dziś żałujesz, że źle postawiłeś i źle wybrałeś? Może przestałeś wierzyć, że On jest Panem i Bogiem. Może przestałeś do Boga mówić Ojcze? Może ty się nie spowiadasz? Wyuczyłeś się w lustrze uśmiechów, ale ty nie masz radości. Pozujesz pięknie fotografom i kamerom, ale ty w sercu masz smutek. Wyjeżdżasz się rozerwać, bawisz się, pijesz, ale coś cię w środku gryzie. I mówisz ludziom podły jest ten świat! Nie! To samo jest słońce, takie same są drzewa, te same są gwiazdy, i to samo jest niebo, te same są rzeki i to samo ptaków śpiewanie, tylko my nie ci sami trochę zdziczeliśmy.
Jest pośród nas tylu uczonych, roztropnych, mądrych, mocnych tego świata. Mówisz, że jesteś mądry dlatego przestałeś wie­rzyć; mówisz, że wszystko wiesz dlatego jesteś nieuczciwy; mówisz, że wszystko umiesz sam dlatego się tnie modlisz; mó­wisz, że ty wszystko robisz dobrze dlatego zapomniałeś o ra­dości rozgrzeszenia. Odnajdź więc skarb, który ukryty jest w roli. Znajdź tę jedną drogocenną perłę. Odnajdź radość jak za­gubioną drachmę. A Pan przychodzi po to, abyśmy radość mieli i aby radość nasza była pełna. Powiedz więc kiedyś w wakacje kazanie do ryb, powiedz kazanie do ptaków i wilki będą ciebie słuchać, tylko miej Pranciszkową radość...
A może w tym niedzielnym, wakacyjnym zamyśleniu, zatę­sknisz za rajem utraconym. Powiedz mi – kochany Bracie i Siostro - czy tam na dnie serca nie zostało ci trochę tęsknoty za pierwszą radością z wiary? Została mi i jest coraz większa. Więc daj mi, Panie, jednej nocy taki długi, dobry sen. Niech przyjdzie mama i przypomni mi tamtą modlitwę na łące; i niech przyjdzie chrzestna i powie, jak to trzeba Panu Bogu wierzyć; i tato niech mnie zawiezie na Jasną Górę i pokaże Matkę Boską tak z bliska jak wtedy; i niech zagram z orkiestrą „Wsławiony bądź o Panie mój”; i pani od polskiego niech mnie nauczy „Czego chcesz od nas, Panie”; i niech profesor zaśpiewa jeszcze raz Exultet; i niech mi się przyśni takie wielkie pole zboża; i niech dotknę kłosów i niech pachną chlebem; i tak niech się obudzę, bo już będzie rano; i niech będzie śpiew skowronków; i słońce niech wzej­dzie radośnie; i niech zapomnę, że byłem roztropny i mądry; i ucałuję wtedy z pokorą cichą kroplę rosy; wtedy ostatni raz powiem: „Wysławiam Cię, Ojcze, Panie nieba i ziemi, że za­kryłeś te rzeczy przed mądrymi i roztropnymi, a objawiłeś je prostaczkom. Tak Ojcze” (Mt 11, 25-26).

lipca 06, 2017

Jezus uzdrawia paralityka i odpuszcza mu grzechy

lipca 06, 2017

Jezus uzdrawia paralityka i odpuszcza mu grzechy

Słowo Boże na dziś

Czwartek, 13 tygodnia Okresu Zwykłego
Mt 9, 1-8

Jezus wsiadł do łodzi, przeprawił się z powrotem i przyszedł do swego miasta. A oto przynieśli Mu paralityka, leżącego na łożu. Jezus, widząc ich wiarę, rzekł do paralityka: «Ufaj, synu! Odpuszczone są ci twoje grzechy». Na to pomyśleli sobie niektórzy z uczonych w Piśmie: On bluźni. A Jezus, znając ich myśli, rzekł: «Dlaczego złe myśli nurtują w waszych sercach? Cóż bowiem łatwiej jest powiedzieć: „Odpuszczone są ci twoje grzechy”, czy też powiedzieć: „Wstań i chodź!” Otóż żebyście wiedzieli, iż Syn Człowieczy ma na ziemi władzę odpuszczania grzechów» – rzekł do paralityka: «Wstań, weź swoje łoże i idź do swego domu!» On wstał i poszedł do domu. A tłumy ogarnął lęk na ten widok, i wielbiły Boga, który takiej mocy udzielił ludziom.
 

Refleksja nad Słowem Bożym


Jest pewien wróg zaprzysiężony, z którym ludzkość od wieków prowadzi walkę na śmierć i życie; walkę, która poprzez chwilowe zwycięstwa wiedzie ku nieuchronnej śmierci – tym wrogiem jest choroba. Istnieją podobno ludzie, którzy nigdy nie byli u lekarza, ale chyba nie ma osób, które by w swoim życiu nie chorowały. Ludzka wynalazczość zdąża ku temu, by opanować, zlikwidować choroby. I należy Bogu dziękować za te wysiłki, które zmierzają do ratowania życia, czy też leczenia człowieka. Bogu należy również dziękować za lekarzy, leczących chorych, tych wszystkich, którzy opiekują się chorymi. To jest wielki dar. Bóg pragnie, aby poprzez te wysiłki, chorzy odzyskiwali zdrowie.
Jakże cennym darem jest dar leczenia, jaki posiadają lekarze – związany jest z ich osobistą świętością. Ale i oni, nawet ci najświętsi, najwięksi specjaliści są często bezradni wobec choroby niszczącej organizm człowieka. Stajemy bezradni, a zarazem wciąż proszący Boga – przecież słowo: życzę ci zdrowia, jakże często płynie w czasie imienin, urodzin; może często na pierwszym miejscu wśród życzeń słyszymy słowo zdrowia, a Bóg inne dary doda. Tak często w życzeniach możemy usłyszeć, to zatroskanie o zdrowie dziecka bardzo często nie pozwala matce na spokojny sen, troska o starszych, schorowanych rodziców – tutaj okazuje się serce dzieci.
Dzisiejsza Ewangelia ukazuje nam sytuację, w której przyniesiono do Jezusa sparaliżowanego człowieka; nie zostało powiedziane, czy to ktoś z rodziny, czy ktoś z przyjaciół. Jedno jest pewne: te osoby, które przyniosły owego człowieka, chciały mu pomóc; nie był im obojętny stan tego człowieka. Dowiedzieli się o tym, że Mistrz z Nazaretu przybywa, Ten, który powiedział: “Duch Pański posłał Mnie, abym ubogim niósł dobrą nowinę, abym uciśnionych odsyłał wolnymi”. Czyż choroba nie jest swoistym więzieniem dla człowieka? Paraliż, nie pozwalający chodzić, działać ogranicza człowieka w jego istocie. Jezus staje się nadzieją dla tego człowieka.
Człowiek i dzisiaj poszukuje tej nadziei. Słysząc o lekarzu, specjaliście, rodzina chorego uda się tam, aby umówić się, aby zawieźć, bo pojawia się nadzieja, bo zapala się światło, iż ich chory będzie może na nowo przywrócony do zdrowia. Ale czy ci, którzy przynieśli tego człowieka, mogli się spodziewać, że będzie właśnie taki przebieg tegoż spotkania z Tym, który jest Lekarzem? Jezus okazuje się nie tylko lekarzem ciał, ale i dusz, serc ludzkich, a można by powiedzieć, że przede wszystkim serc ludzkich. Czyż ciało i dusza nie tworzą jedności w człowieku? Jeżeli ciało jest chore, jeżeli ktoś dowiaduje się o tym, że jest chory, to fakt ten zamyka często człowieka na innych, powoduje załamanie. Ale i grzech, wiemy, że zaciemnia oblicze człowieka. Przypomnijmy sobie scenę z Księgi Rodzaju – historię Kaina i Abla. Po zabiciu brata, Bóg pyta się go: “Dlaczego jesteś smutny? Dlaczego twoja twarz jest ponura?”. To grzech sprawia, że oblicze Kaina jest smutne, ponure.
My również niejednokrotnie doświadczyliśmy tej postawy ponurości, smutku, jako skutku grzechów, które zakradły się do naszego serca. A dzisiejszy świat, może pod sztucznym uśmiechem, służącym niejako maska, kryje często chorą duszę, którą trzeba uleczyć, bo cóż z tego, że ten sparaliżowany człowiek odzyskałby zdolność chodzenia, jeżeli dalej jego dusza byłaby chora. To Bóg zna serce człowieka – człowiek widzi to, co na zewnątrz, ocenia tylko po ludzku – Bóg zna serce każdego z nas i wie, że zdrowie nasze zaczyna się od zdrowia serca naszego, serca w którym będzie Jego miłość. Bogu niech będą dzięki za te dary, których nam użycza: za zdrowie. Czy dziękujemy Bogu za to, że dał nam wzrok, słuch, usta mówiące? Ale musimy pamiętać, że te dary mają służyć temu, aby Boga chwalić, Boga zobaczyć, aby głosić dobrą nowinę naszymi ustami. Nie trzeba również przekonywać nas, wierzących, o cudach, jakie dokonują się w sakramencie pojednania, bo tym sakramencie jest mowa w dzisiejszym czytaniu. Jezus uwalniający od grzechu.
16 czerwca 2002r., w Rzymie, Ojciec św. Jan Paweł II ogłosił Ojca Pio świętym. Czy to nie jest znak, aby każdy z nas Bogu dziękował za sakrament Pokuty, sakrament, który prowadzi ku wolności. Bo św. Ojciec Pio, ten więzień konfesjonału, stał się znakiem przez sprawowanie tego sakramentu, jak bardzo ludzkości dzisiaj potrzebny jest ten sakrament. W tym sakramencie Bóg czeka ze swoją mocą, swoim pełnym uzdrowieniem; mocą, która pozwala nam, jako Jego dzieciom, żyć i radować się tym życiem.
Jeszcze jeden moment w dzisiejszej Ewangelii: ten człowiek został przyniesiony do Jezusa. To jest takie wezwanie, które dzisiaj Bóg do nas kieruje, bo i my jesteśmy wezwani, aby “przynieść” do Jezusa tych, o których wiemy, że wymagają Jego leczenia. Jeżeli masz możliwość, aby porozmawiać z osobą, która długi czas nie była u spowiedzi – uczyń to; jeżeli rodzi się w twoim sercu dzisiaj taka myśl – idź za tą myślą, aby tą osobę zachęcić. Jeżeli czujesz jednak, że ta osoba jeszcze jakby nie dojrzała do tego momentu, to każdy z nas może i powinien przedstawiać Bogu tych, którzy są chorzy, szczególnie na duszy. Bóg dzisiaj nas wzywa, abyśmy i my otaczali osoby, które potrzebują Jego miłości, naszą modlitwą, uczynnością, miłością, bo to jest droga do tego, aby poruszyć i otworzyć ludzkie serca na Bożą miłość i miłosierdzie. Niech się tak stanie!
 

lipca 04, 2017

Czemu bojaźliwi jesteście, ludzie małej wiary?

lipca 04, 2017

Czemu bojaźliwi jesteście, ludzie małej wiary?
Słowa Ewangelii według Świętego Mateusza
Gdy Jezus wszedł do łodzi, poszli za Nim Jego uczniowie. A oto zerwała się wielka burza na jeziorze, tak że fale zalewały łódź; On zaś spał. Wtedy przystąpili do Niego i obudzili Go, mówiąc: «Panie, ratuj, giniemy!» A On im rzekł: «Czemu bojaźliwi jesteście, ludzie małej wiary?» Potem, powstawszy, zgromił wichry i jezioro, i nastała głęboka cisza. A ludzie pytali zdumieni: «Kimże On jest, że nawet wichry i jezioro są Mu posłuszne?»
Oto słowo Pańskie.

Refleksja nad Słowem Bożym

Ukochani! Zechciejmy wspólnie rozważyć odczytane słowa Ewangelii, bo są to słowa Chrystusa, który kieruje do nas swoją naukę.
Całe ludzkie życie można porównać do przeprawiania się z jednego brzegu na drugi brzeg. Są dni wspaniałe, podobne do hojnego morza, i jakże łatwo jest wtedy chwalić Boga. W życiu przychodzą także burze. Jeszcze wczoraj – spokojni, bezpieczni, a dziś z przerażeniem spostrzegamy, że toniemy. Sytuacja tego rodzaju, to dla ucznia Chrystusa trudna próba wiary. Cierpienia i trudności, jakie przeżywamy, dotyczą każdego człowieka. Nikt z nas nie jest od tego zwolniony.
Prawdziwe jednak ciemności – trzeba sobie to głęboko uświadomić – prawdziwe burze pojawiają się wtedy, gdy zaczynam układać swoje życie bez Jezusa. Własnymi siłami nie przezwyciężę burzy, która mnie napotyka. To On daje odpowiedź; On też wnosi do łodzi naszego życia pewność, pokój serca, wszelki optymizm. Dlatego jest mi wolno, nawet w największych burzach swojego życia, wykrzyknąć za św. Pawłem: „Wszystko mogę w Tym, który mnie umacnia”.
Ten właściwy optymizm, jaki wynika ze słów św. Pawła, ma swoje źródło w miłości Boga do człowieka. On nas „do końca umiłował” i w Jezusie Chrystusie przychodzi ciągle do nas, i zaradza naszym potrzebom. W chwilach osamotnienia i udręczenia nie pozostawia człowieka samemu sobie. Kiedy życie nasze jest podobne do wzburzonego morza, to On bardzo dyskretnie pojawia się przy nas, staje obok naszych codziennych zmagań. On chce być z nami podczas naszych codziennych kłopotów. Kiedy ciężko przeżyć kolejny dzień, bo dokucza samotność, ból, cierpienie, trudna sytuacja życiowa, On zjawia się zawsze i chce nam pomagać, podobnie jak zjawił się na wzburzonym morzu, gdy wielkie fale i ciemności przeszkadzały Apostołom płynąć do przodu.
Odkrywając prawdę dzisiejszej Ewangelii, chciejmy zapraszać Pana Jezusa zawsze do siebie i z Nim iść dalej, oprzeć się niejako o Niego – o trwały fundament, o bezpieczny port. I mimo, że trudności w naszym życiu nie pozbędziemy się od razu, to zawsze możemy zaprosić Go do łodzi naszego życia, podobnie jak uczynili to Apostołowie.
Dzisiejsze słowo Ewangelii jest także wielkim zapytaniem o naszą wiarę: Czy wierzę Jezusowi? A tym samym: Czy przyjmuję Jego pomoc, Jego opiekę nad nami? Apostołowie byli pełni podziwu wobec tego, co Jezus uczynił, dlatego pytali się siebie: „Kim tak naprawdę On jest, że nawet wichry i morze są Mu posłuszne?”. Dzisiejszemu człowiekowi potrzebne jest podobne pytanie: Kim jest Jezus? Kim jest On dla mnie, dotkniętego chorobą, cierpieniem? Kim jest On dla mnie, któremu nic się w życiu nie układa?; dla mnie widzącego ciągle tylko burze i przeciwności?
W swoim Pamiętniku, z czasów I wojny światowej, Kard. Paul Faber tak wspomina wizytę w pewnym przyfrontowym szpitalu: Zatrzymałem się przy żołnierzu pozbawionym obydwu oczu. Próbowałem – choć nie bardzo mi się to udawało – podnieść biedaka na duchu. A on odpowiedział: I tak Bogu dziękuję, że dał mi możność słyszenia. Ja wszystko słyszę, co ksiądz do mnie mówi, a wiara jest ze słyszenia.
W tym krótkim rozważaniu, niech każdy z nas postawi sobie samemu pytanie: Czy w ciemnościach i burzach własnego życia nadal boję się zwrócić do Boga? Czy zapraszam Go do siebie? Pamiętajmy: On pragnie dzisiaj nam powiedzieć: „To Ja jestem, nie bójcie się”, że Mną wszystko staje się łatwiejsze; bardzo szybko dopłyniecie szczęśliwie do brzegu, do którego zdążacie, choćby pośród burzy i silnego wiatru.

czerwca 06, 2017

Czego chce od nas Pan?

czerwca 06, 2017

Czego chce od nas Pan?
Podatek należny cezarowi
Jezus i faryzeusze

Wtorek, IX tydzień Okresu Zwykłego

Słowa Ewangelii według Świętego Marka
Uczeni w Piśmie i starsi posłali do Jezusa kilku faryzeuszów i zwolenników Heroda, którzy mieli podchwycić Go w mowie. Ci przyszli i rzekli do Niego: «Nauczycielu, wiemy, że jesteś prawdomówny i na nikim ci nie zależy. Bo nie oglądasz się na osobę ludzką, lecz drogi Bożej w prawdzie nauczasz. Czy wolno płacić podatek cezarowi, czy nie? Mamy płacić czy nie płacić?»
Lecz On poznał ich obłudę i rzekł do nich: «Czemu wystawiacie Mnie na próbę? Przynieście mi denara; chcę zobaczyć». Przynieśli, a On ich zapytał: «Czyj jest ten obraz i napis?» Odpowiedzieli Mu: «Cezara». Wówczas Jezus rzekł do nich: «Oddajcie więc cezarowi to, co należy do cezara, a Bogu to, co należy do Boga». I byli pełni podziwu dla Niego.
Oto słowo Pańskie.

KOMENTARZ

Do Jezusa przychodzili różni ludzie, zarówno ci, którzy szukali u Niego ratunku, jak i ci, którzy od Niego pomocy nie potrzebowali, a wręcz szukali zatargu z Nim. Dziś tym drugim Jezus pokazuje, że to właśnie oni potrzebują pomocy.
Dziś Jezus zadziwił tłumy, bo sprytnie postawione, podchwytliwe, polityczne pytanie wykorzystał jako pretekst do nauczania o więzi człowieka z Bogiem; zadziwił, bo przejrzał intencje faryzeuszy i bardzo niepostrzeżenie przeszedł ze śliskiej płaszczyzny politycznej na poziom duchowy.
I pewnie wielu obecnych, i dziś może wielu z nas, skłonił Pan Jezus do refleksji nad wartością naszej ofiary, nad tym; jak dajemy, co dajemy i komu dajemy. Na cichy atak: „Czy wolno płacić podatek cezarowi?”, Jezus odpowiada: „Oddajcie cezarowi, co należy do cezara, a Bogu to, co należy do Boga”. Nasza rzeczywistość pokazuje, że my dajemy – oddajemy państwu, ludziom to, co musimy, to, do czego jesteśmy zobowiązani, to, co jesteśmy dłużni. Ale bardzo ciężko nam przychodzi dawać, kiedy nie musimy, kiedy nikt i nic nas nie zmusza, kiedy nie czujemy na sobie presji, kiedy nie wisi nad nami groźba kary. A już najtrudniej przychodzi nam oddać Panu Bogu to, w czym On sam chciałby nam ulżyć, co chciałby z nas zdjąć i w czym chciałby nam pomóc.
Gdyby się tak głębiej zastanowić, to okazuje się, że Pan Bóg nie chce od nas wiele, nie wymaga jakichś nadzwyczajnych ofiar; zresztą składanie krwawych ofiar przebłagalnych skończyło się wraz z krzyżem i zmartwychwstaniem Jezusa. Pan Bóg nie wymaga od nas rzeczy nierealnych; On chce tylko ofiary z naszych wysiłków, z ciężaru naszego życia, z naszych dążeń, planów, lęków, z niepokoju o jutro, z tego, co nam trudno ogarnąć, co jest dla nas niepewne, bo może odległe albo niezrozumiałe. A my często nawet tego nie chcemy oddać Panu. Boimy się. Lękamy się. Zasklepiamy się. Nawet to nasze cierpienie, tych naszych krzyży pilnie strzeżemy, jakbyśmy się bali, że Pan Bóg za głęboko wejdzie w nasze życie, jakbyśmy się bali łączyć nasz krzyż z krzyżem Jezusa. To jest ten paradoks wiary. A przecież Pan Bóg zamierzył, że będzie nam lepiej.
Owszem, wielu z nas już dawno oddało Jezusowi swoje życie i wielu codziennie na nowo składa ten akt zawierzenia, akt oddania; wielu z nas łączy swoje życie z krzyżem Jezusa; wielu zawierza Jezusowi i Matce Najświętszej siebie i sowich najbliższych.
Ale jest wokół na wielu tych, którzy strzegą zazdrośnie swojego życia, którzy po swojemu układają swój świat, którzy boją się, że Jezus będzie za dużo od nich wymagał.
Zapytajmy dziś siebie:
Czy doświadczając Bożej Miłości, troski i opieki, jesteśmy gotowi nie tylko do podziwu, ale do zaufania i przylgnięcia do Jezusowego Serca?
Czy wierzymy Mu bardziej, niż samemu sobie, własnej przebiegłości i sprytowi?
Czy nie zdarza się nam wystawiać Jezusa na próbę?
Módlmy się, byśmy nie bali się bliskości Jezusa w naszym życiu; byśmy nie bali się oddawać, zawierzać Mu siebie i tych, którym tego zawierzenia potrzeba najbardziej. Panie, Jezu, daj nam pojąć, że nasze życie wtedy nabiera sensu, kiedy jest w Tobie zanurzone, Tobie oddane, Tobie złożone; nie pozwól, byśmy zatrzymywali dla siebie to, co dawno powinniśmy oddać Tobie; i daj nam częściej doświadczać, że życie z Tobą jest głębsze, pełniejsze i piękniejsze. Niech się tak stanie!

czerwca 05, 2017

Święto Najświętszej Maryi Panny, Matki Kościoła

czerwca 05, 2017

Święto Najświętszej Maryi Panny, Matki Kościoła

Posłannictwo Maryi

Słowa Ewangelii według świętego Jana

Obok krzyża Jezusa stały: Matka Jego i siostra Matki Jego, Maria, żona Kleofasa, i Maria Magdalena. Kiedy więc Jezus ujrzał Matkę i stojącego obok Niej ucznia, którego miłował, rzekł do Matki: «Niewiasto, oto syn Twój». Następnie rzekł do ucznia: «Oto Matka twoja». I od tej godziny uczeń wziął Ją do siebie.

Oto słowo Pańskie.

KOMENTARZ

Wielu ludzi, widząc otaczającą ich rzeczywistość, ich świat, wyraża obawę, że podąża on ku zagładzie. Zwykły człowiek wcią­gnięty w gonitwę codzienności, nie potrafi już w swoim życiu dos­trzec źródła nadziei dla siebie i innych. Nie ma już siły przeciw­stawić się temu, co go niszczy i odczłowiecza, bo jest zmęczony tempem życia, które narzuciła mu dzisiejsza cywilizacja. Człowiek widzi siebie w sytuacji bez wyjścia, ale jakże rzadko stawia sobie pytanie o przyczynę tego stanu rzeczy. Co spowodowało, że czło­wiek, a wraz z nim cały świat uwikłał się w tyle problemów i zagrożeń?
Dla chrześcijanina przyczyna tego stanu rzeczy jest bardzo oczywista: grzech. Zerwanie więzi z Bogiem zawsze powoduje, że człowiek gubi sens swojego życia, że zaczyna podążać ku prze­paści. Stworzenie nigdy nie może obejść się bez Stwórcy, tak jak dziecko nie może obejść się bez matki.
I właśnie w tej sytuacji przeżywamy tajemnicę Maryi — Matki jako Matce Kościoła. Oto w Ewangelii słyszeliśmy słowa, które Jezus wypowiada do Jana: „Oto Matka twoja” (J 17,27). Jan w osobie Maryi otrzymuje Matkę. Nie tylko jednak Jan. Maryja w osobie Jana staję się Matką całego Kościoła, staje się więc Matką każdego z nas. Maryja, poprzez swą współpracę z Jezusem w Jego dziele zbawczym, ciągle jest blisko Kościoła, ciągle jest blisko tych, którzy we wspólnocie odkupionych zbliżają się do Boga. Tak było na początku, kiedy Maryja swoją obecnością pełną wiary wspierała rodzący się Kościół Chrystusowy. Czytamy w Dziejach
Apostolskich: „Wszyscy oni trwali jednomyślnie na modlitwie razem z niewiastami, Maryją, Matką Jezusa, i braćmi Jego” (Dz 1,14). Tak jest i dziś. Maryja jako Matka swoją macierzyńską troską otacza wszystkie dzieci Kościoła; jako Matka wszystkich ludzi jest bliska każdemu człowiekowi i ukazuje mu drogi prowa­dzące do Boga. Nie na darmo więc Kościół czci Maryję jako Orędowniczkę, Wspomożycielkę, Pośredniczkę.
Nasz wiek w sposób szczególny zaznaczył się obecnością Naj­świętszej Dziewicy. Tak często nazywany wiekiem objawień Maryjnych stał się czasem, w którym Maryja wiele razy na różne sposoby zwracała się - nadal to czyni - do ludzkości. Maryja mówi do ludzkości, gdyż chce ją uchronić od zagłady. Chce na nowo za­palić światło nadziei na drogach ludzkich. Pragnie na nowo obu­dzić w nas radość życia. Domaga się tylko jednego - chce być obec­na w naszym życiu jako osoba, która, jak Matka, ma wiele waż­nych rzeczy nam do przekazania. Jan przyjął Maryję. Czytamy w dzisiejszej Ewangelii: „/ od tej godziny uczeń wziął Ją do siebie” (J 19,27). My też jesteśmy zaproszeni, aby uczynić podobnie.
Z pewnością niejeden raz z wielkim zainteresowaniem słucha­liśmy o objawieniach Maryi. Może potrudziliśmy się o to, żeby dotrzeć do miejsc tych objawień. Widzieliśmy w nich rzecz niez­wykłą, i oczekiwaliśmy sensacyjnych wiadomości, tego, że Maryja ujawni nam przyszłość świata, że powie ludzkości coś zdumie­wająco nieoczekiwanego.
Czy jednak przyjmujemy ich właściwy sens? Czy nie jesteśmy tylko widzami, którzy nie chcą podjąć konsekwencji, które z nich wynikają?
Miejsca objawień w wielu wypadkach stają się tylko okazją do atrakcyjnych wycieczek turystycznych. Wielu ludziom, którzy odbywają do nich pielgrzymki, nie mówią już nic szczególnego. Nic nie wnoszą do ich życia. Nie mają żadnego konkretnego zna­czenia. „Hałas i merkantylizm ciągnących się całymi ulicami stra­ganów na Jasnej Górze, w Lourdes, czy w Fatimie, pełnych gipso­wych figur, plastikowych madonn, którym odkręca się główkę (!) lub koronę jak korek, okropnych pamiątek” (Al. Niewęgłowski) -czy to jest właściwy sens tych miejsc? Czy to jest to, czego ocze­kuje Maryja?
Maryja chce w swoich objawieniach zawołać do naszego serca. Chce, aby przyjęcie Jej posłannictwa nastąpiło przede wszystkim w nas. Ona jako Matka zawsze nam przypomina podstawowe prawdy: konieczność nawrócenia do Boga, modlitwę i życie przykazaniami Bożymi na każdy dzień. Każde objawienie się Maryi jest echem Jej słów z Kany Galilejskiej: „Zróbcie wszystko, cokolwiek wam powie” (J 2,5). Tymi słowami prosi o posłu­szeństwo Jezusowi. Maryja-Matka ciągle wskazuje na Zbawiciela. Wskazuje na Tego, który jest źródłem nadziei i pokoju. Maryja-Matka przypomina o Ewangelii, którą mamy uczynić naszym życiowym przewodnikiem. To Ewangelia ma stać się dla nas normą naszego życia, naszą drogą w powrocie do Boga. Maryja-Matka przypomina nam wreszcie o modlitwie, o czasie poświę­conym na rozmowę z Bogiem, o czasie wsłuchiwania się w Jego wolę.
Przyjęcie więc Maryi-Matki do siebie na wzór Jana, to przy­jęcie przede wszystkim Jezusa, którego Ona przynosi światu. Przyjęcie Maryi-Matki do swego domu, to także ofiarowywanie Jezusa innym poprzez swoją służbę.
Niech dzisiejsze święto będzie dla nas okazją do przypom­nienia sobie na nowo, że mamy Matkę troszczącą się stale o to, aby w naszych sercach i na drogach całej ludzkości zawsze gościł Chrystus.
Matko Zbawiciela i nasza Matko, zbliż nas do siebie, weź nas w swoje dłonie i prowadź do Jezusa, swojego Syna!

czerwca 02, 2017

„Czy miłujesz Mnie więcej aniżeli ci?”

czerwca 02, 2017

„Czy miłujesz Mnie więcej aniżeli ci?”
Piątek VII tygodnia Okresu Wielkanocnego

Słowa Ewangelii według Świętego Jana
Gdy Jezus ukazał się swoim uczniom i spożył z nimi śniadanie, rzekł do Szymona Piotra: «Szymonie, synu Jana, czy miłujesz Mnie więcej aniżeli ci?» Odpowiedział Mu: «Tak, Panie, Ty wiesz, że Cię kocham». Rzekł do niego: «Paś baranki moje». I znowu, po raz drugi, powiedział do niego: «Szymonie, synu Jana, czy miłujesz Mnie?» Odparł Mu: «Tak, Panie, Ty wiesz, że Cię kocham». Rzekł do niego: «Paś owce moje». Powiedział mu po raz trzeci: «Szymonie, synu Jana, czy kochasz Mnie?» Zasmucił się Piotr, że mu po raz trzeci powiedział: «Czy kochasz Mnie?» I rzekł do Niego: «Panie, Ty wszystko wiesz, Ty wiesz, że Cię kocham». Rzekł do niego Jezus: «Paś owce moje. Zaprawdę, zaprawdę, powiadam ci: Gdy byłeś młodszy, opasywałeś się sam i chodziłeś, gdzie chciałeś. Ale gdy się zestarzejesz, wyciągniesz ręce swoje, a inny cię opasze i poprowadzi, dokąd nie chcesz». To powiedział, aby zaznaczyć, jaką śmiercią uwielbi Boga. A wypowiedziawszy to, rzekł do niego: «Pójdź za Mną!»
Oto słowo Pańskie.

Refleksja nad Słowem Bożym

Wiele grup młodzieżowych rozpoczyna swoje spotkania od słów piosenki: „Jak rozpoznać mam Chrystusa?” Tak rozpoczyna się refren piosenki, która stanowi często motto spotkań, zwłaszcza w grupach, które zadają sobie trud pogłębienia swojej wiary i wiedzy religijnej w codziennych odniesieniach do Chrystusa.
Takie trudności w rozpoznawaniu Chrystusa przeżywały także postacie biblijne; podobnie, jak przeżywają je ludzie współcześni. Rodzi się refleksja: Dlaczego Maria Magdalena nie rozpoznała Chrystusa, który się jej ukazał, choć Go widziała trzy dni wcześniej? Może z powodu zaskoczenia? A może z powodu jeszcze słabej wiary w możliwość zmartwychwstania? Podobnie Kleofas, wraz z towarzyszem, idący do Emaus, z wielkim zdziwieniem poznali Chrystusa, i to nie odrazu, co zaznaczył św. Łukasz Ewangelista: „Lecz oczy ich były niejako na uwięzi tak, że Go nie poznali”. Dlaczego Jezus wybrał Piotra na Pasterza Owiec, jako biskupa Rzymu i pierwszą widzialną Głowę Kościoła? Piotr złożył odważne wyznanie wiary, a scena opisana w dzisiejszej Ewangelii rozgrywa się po zmartwychwstaniu Chrystusa. Chrystus rehabilituje Piotra i przywraca go do łaski, dając mu władzę, której podstawą jest całkowite oddanie się i miłość, miłość do Chrystusa i do Owieczek. Pan Jezus zapytuje więc Piotra aż trzy razy: „Czy miłujesz Mnie?”. Piotr po trzykroć zaparł się swego Mistrza, i dlatego Chrystus trzykrotnie żąda od niego wyznania miłości, a nadto pyta: „Czy miłujesz Mnie więcej, aniżeli ci?”. Przykład takiej wierności w sprawie Chrystusa ukazują nam też Dzieje Apostolskie w osobie św. Pawła, który dobrowolnie znosi więzienie i prześladowanie dla dobra dusz.
Święci Piotr i Paweł, są wyrazicielami miłości i troski samego Chrystusa o zbawienie ludzi. W Wenecji, w Bazylice św. Marka, jest piękna zabytkowa ambona. Wśród ozdób umieszczonych na niej szczególną uwagę zwraca rzeźba przedstawiająca kwokę-kokosz, która na grzbiecie, na szeroko rozpostartych skrzydłach trzyma otwartą księgę Ewangelii, a pod skrzydłami kilka małych przytulonych piskląt. To bardzo dobra ilustracja do sytuacji, która miła miejsce na Górze Oliwnej, gdy Chrystus, patrzący z góry na miasto i wspaniałą świątynię, zapłakał nad zatwardziałością serc mieszkańców świętego miasta i przepowiedział jego zburzenie. Chciał – jak kokosz gromadzi pisklęta – zgromadzić ludzi w nowy Lud Boży, a spotkał się z niewdzięcznością i z odrzuceniem.
Każde Słowo Boże, kierowane z miłością do ludzi, jest wyrazem serdecznej troski Jezusa, aby zgromadzić wszystkie owieczki, wszystkie pisklęta w domu swego Ojca. Chrystus, pytając Piotra, chce zapytać dziś każdego z nas o miłość. Kiedy oddamy Mu nasze serca w tym najwłaściwszym miejscu, w przeżywanej każdego dnia Eucharystii, postawmy sobie pytanie i dajmy na nie odpowiedź: Czy Jezus znajduje się w centrum mojego życia? Jeżeli nasze chrześcijaństwo ograniczałoby się tylko do troski o sukces osobisty, moralny czy duchowy, jeśli zabiegalibyśmy jedynie o szczęśliwe życie w doczesności, o miłość ograniczoną do dobrego samopoczucia, to taka postawa stoi w sprzeczności z orędziem Ewangelii, i jest niewdzięcznością i zatwardziałością serca wobec Jezusa – Nieskończonej Miłości i Dobroci.
Jezus w Ewangelii, wciąż i na nowo, przekazuje nam zaproszenie do zjednoczenia się i uczestnictwa w życiu samego Boga, który jest Miłością. Pozwólmy Duchowi Świętemu, aby przyprowadził nas do Jezusa i mimo, że jesteśmy słabi, aby prowadził nas drogą nadprzyrodzonej miłości.
Jak możemy wzrastać w miłości?
Po pierwsze: uwierzyć, że możemy stać się podobni do Chrystusa, nie dzięki własnym wysiłkom, ale dzięki łasce Bożej – „nie siła, nie moc, ale Duch mój dokończy dzieła” – mówi Bóg w Piśmie św.
Po drugie: starać się, aby nasza wola mówiła zawsze „tak” Jezusowi, za wzorem naszej Maryi, Matki.
Po trzecie: otwierać się na działanie Ducha Świętego, i z zapalonym przez Niego ogniem miłości w sercu iść i dzielić się z innymi; kochać i okazywać miłosierdzie na wzór Ojca Niebieskiego – to nasze codzienne zadanie.
Do wzrastania w miłości pomaga nam także spotkanie z ludźmi powołanymi przez Boga. Pewnego razu Matka Teresa z Kalkuty przekraczała granicę dwóch państw, które żyły z sobą w nieprzyjaźni, w stanie wojny. Zapytana przez żołnierza, który kontrolował jej dokumenty: czy posiada przy sobie broń, odpowiedziała, że tak, i wyjęła modlitewnik, mówiąc: modlitwa, to moja jedyna broń. Można i trzeba modlić się o wzrost w miłości, o dobre wypełnienie swoich obowiązków zgodnie z wolą Bożą; zwłaszcza wtedy, gdy w twoim sercu brakuje miłości, wołaj: Jezu, stwórz we mnie serce czyste; pomóż mi kochać tak, jak kocha Twoje Serce.
Moi drodzy! Święty Piotr ukazany jest w dzisiejszej Ewangelii jako Pasterz. Obok słowa „Nauczyciel” jest to drugie miano, które kojarzy się nam z pojęciem „Apostoł”. Sam Chrystus mówi do Rybaka z Gali­lei: „Paś baranki moje... Paś owce moje...” (por. J 21,15-19). Przed kilkudziesięciu laty byliśmy świadkami dwóch wyborów papieża w prze­ciągu dwóch miesięcy. Wtedy wiele mówiono i wiele pisano o tym, jakim kryterium ma odpowiadać współczesny następca św. Piotra. Mówiono i pisano, że mniej potrzebny jest papież dyplomata, administrator, kanonista, naukowiec, a bardziej potrzebny jest duszpasterz. Kiedy Pan Jezus dokonywał wyboru pierwszego pa­pieża też kierował się pewnymi wymogami i miał swoje kryteria.
Nie pytał jednak Piotra o mądrość, o siłę, o władzę i bogactwo. Pytał tylko o jedno: „Miłujesz Mnie?” Piotr odpowiedział: „Ty wiesz, Panie”. Dlatego Apostoł kojarzy się nam z Dobrym Pasterzem, który miłuje swoje owce i daje za nie swoje życie.


maja 31, 2017

Nawiedzenie Najświętszej Maryi Panny

maja 31, 2017

Nawiedzenie Najświętszej Maryi Panny
Nawiedzenie Elżbiety przez Maryję
Z Ewangelii według świętego Łukasza
Maryja wybrała się i poszła z pośpiechem w góry do pewnego miasta w pokoleniu Judy. Weszła do domu Zachariasza i pozdrowiła Elżbietę.
Gdy Elżbieta usłyszała pozdrowienie Maryi, poruszyło się dzieciątko w jej łonie, a Duch Święty napełnił Elżbietę. Wydała ona okrzyk i powiedziała:
«Błogosławiona jesteś między niewiastami i błogosławiony jest owoc Twojego łona. A skądże mi to, że Matka mojego Pana przychodzi do mnie? Oto, skoro głos Twego pozdrowienia zabrzmiał w moich uszach, poruszyło się z radości dzieciątko w moim łonie. Błogosławiona jesteś, któraś uwierzyła, że spełnią się słowa powiedziane Ci od Pana».
Wtedy Maryja rzekła:
«Wielbi dusza moja Pana
i raduje się duch mój w Bogu, Zbawcy moim.
Bo wejrzał na uniżenie swojej służebnicy.
Oto bowiem odtąd błogosławić mnie będą
wszystkie pokolenia.
Gdyż wielkie rzeczy uczynił mi Wszechmocny,
święte jest imię Jego.
A Jego miłosierdzie z pokolenia na pokolenie
nad tymi, którzy się Go boją.
Okazał moc swego ramienia,
rozproszył pyszniących się zamysłami serc swoich.
Strącił władców z tronu, a wywyższył pokornych.
Głodnych nasycił dobrami, a bogatych z niczym odprawił.
Ujął się za swoim sługą, Izraelem,
pomny na swe miłosierdzie.
Jak obiecał naszym ojcom,
Abrahamowi i jego potomstwu na wieki».
Maryja pozostała u niej około trzech miesięcy; potem wróciła do domu. Oto słowo Pańskie

REFLEKSJA NAD SŁOWEM BOŻYM

W dniu dzisiejszym Kościół obchodzi Święto Nawiedzenia Najświętszej Maryi Panny. W tradycji Kościołów Wschodnich, wydarzenie to wspominane jest pod nazwą „Spotkanie Pańskie”. Spotykają się bowiem dwie Matki, lecz sens temu spotkaniu, jego doniosłość wyrażają Synowie, którzy żyją pod Ich sercami; spotykają się: Jezus i Jan. Elżbieta wychwala Maryję, bo Jan, którego jest matką, daje jej znak, kto przyszedł w jej odwiedziny. Maryja natomiast odpowiada na pozdrowienie Elżbiety, wychwalając Tego, który uczynił Ją godną, aby została nazwana Błogosławioną Boga: „Błogosławiona jesteś między niewiastami”.
Jakże podobnie brzmi to pozdrowienie: „Błogosławiona jesteś między niewiastami” do słów, które Jezus wypowiedział w czasie swojej działalności, podczas Kazania na Górze. Błogosławionym jest ten, kto zawierzył się Bogu. Błogosławionym jest ten, kto pozwala się prowadzić Panu. Nie jest błogosławionym ten: kto unosi się pychą, kto uważa się za władcę, kto ufność i nadzieję pokłada w bogactwach. Taki człowiek może czuć się zadowolonym, może czuć się bezpiecznie, bo władza i bogactwo dają pewne poczucie bezpieczeństwa, ale zadowolenie to nie błogosławieństwo.
Błogosławiona jesteś, któraś uwierzyła, że spełnią się słowa powiedziane Ci od Pana”. Błogosławieństwo bowiem przemienia człowieka; błogosławieństwo przemienia człowieka tak, jak przemieniło Maryję. Bóg, który obdarza błogosławieństwem, mówi do człowieka: Jesteś dla Mnie ważnym, Ja ciebie wybrałem, Ja ciebie nieustanne wybieram. Bóg, który obdarza błogosławieństwem, mówi do człowieka: Ty znaczysz dla Mnie wiele; znaczysz dla Mnie wiele, pomimo tego, że jesteś biednym, że w oczach możnych tego świata nie liczysz się, że jesteś wykorzystywany i często wyśmiewany, lecz jest Ktoś dla kogo znaczysz wiele – jestem Ja, twój Pan.
Usłyszeć głos błogosławieństwa, w dzisiejszych czasach, jest bardzo ważne; usłyszeć głos Bożego błogosławieństwa, w dzisiejszych czasach, jest niejednokrotnie trudnym – w czasach pełnych zgiełku, gdzie głos Boży jest zagłuszany; w czasach, gdy na pierwszym miejscu stawiana jest produktywność. Ci, którzy nie mieszczą się w ramkach ludzi sukcesu, ukazywani są na ludzi drugiej kategorii. Ci, którzy uważani są za nieproduktywnych, ukazywani są jako niepotrzebnych dla społeczeństwa. Tymczasem Jezus, w kazaniu na Górze, mówi: „Błogosławieni ubodzy w duchu..., błogosławieni, którzy się smucą..., błogosławieni cisi, miłosierni, czystego serca, ci, którzy wprowadzają pokój... . Cieszcie cię i radujcie, albowiem wasza nagroda jest w niebie”.
Tego wszystkiego doświadczyła w swoim życiu Maryja. Była to kobieta uboga, uboga nie tylko w duchu, ale też materialnie; to kobieta cicha, pełna miłosierdzia. Maryja, to kobieta czystego serca; to Ta, która wprowadzała pokój tam, gdzie pojawiała się; to Ta, która teraz ciągle udziela pokoju tym wszystkim, którzy zwracają się do Niej w modlitwie. I dlatego nazwana jest „błogosławioną między niewiastami”.
Tak, jak Elżbieta rozpoznała w Maryi Matkę Boga, tak i my, wspominając to wydarzenie spotkania Jana z Jezusem, wydarzenie spotkania Maryi z Elżbietą, zapatrzeni w Maryję – „błogosławioną między niewiastami” – uczmy się rozpoznawać w naszym życiu znaki Bożego błogosławieństwa; znaki, które są subtelne i ciche. Bóg jednak błogosławi, codziennie błogosławi, abyśmy tak jak Maryja zaśpiewali Bogu pieśń: Wielbimy Cię, Panie, bo czynisz dla nas wielkie rzeczy! AMEN.

maja 27, 2017

Z Maryją w Wieczerniku

maja 27, 2017

Z Maryją w Wieczerniku
Sobota VI tygodnia okresu wielkanocnego

Z Ewangelii według Świętego Jana
Jezus powiedział do swoich uczniów:
«Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: O cokolwiek prosilibyście Ojca, da wam w imię moje. Do tej pory o nic nie prosiliście w imię moje: proście, a otrzymacie, aby radość wasza była pełna. Mówiłem wam o tych sprawach w przypowieściach. Nadchodzi godzina, kiedy już nie będę wam mówił w przypowieściach, ale całkiem otwarcie oznajmię wam o Ojcu. W owym dniu będziecie prosić w imię moje, i nie mówię wam, że Ja będę musiał prosić Ojca za wami. Albowiem Ojciec sam was miłuje, bo wy Mnie umiłowaliście i uwierzyliście, że wyszedłem od Boga. Wyszedłem od Ojca i przyszedłem na świat; znowu opuszczam świat i idę do Ojca». (J 16, 23b,28)

REFLEKSJA NAD SŁOWEM BOŻYM

Podczas dekady, wypełniającej czas między Wniebowstąpieniem a Zesłaniem Ducha Świętego, Kościół święty wprowadza nas w at­mosferę Wieczernika. Możemy razem z apostołami, zgromadzo­nymi w wieczerniku na modlitwie, przeżywać lęki, wątpliwości, poczucie opuszczenia, ale także nadzieję związaną z obietnicą przysłania Pocieszyciela. Pan Jezus bardzo dobrze przygotował swych uczniów na moment rozstania, na przełom tak bardzo wielki w ich życiu. Najpierw wskazuje im, jak łatwy będą mieli dostęp do Ojca, do wszystkich Jego mocy i do źródeł radości. „O cokolwiek byście prosili Ojca da wam w imię moje. Do tej pory o nic nie prosiliście w imię moje: Proście, a otrzymacie, aby radość wasza była pełna” (J 16,23-24). Następnie, Chrystus Pan stara się uświadomić swoim uczniom, że Jego odejście jest również przyj­ściem. Chociaż odchodzi od Ojca, to pozostaje z nimi po wszystkie dni, aż do skończenia świata (por. Mt 28, 20). Zawsze, codziennie, uczniowie będą mogli Go spotkać w słowie, które jest duchem i ży­ciem, które jest żywe i skuteczne. Codziennie można odnaleźć Chrystusa w tym, co Kościół czyni na Jego Pamiątkę: W Eucha­rystii i w innych sakramentach. Nieustannie, wszystkie członki ciała mają łączność ze swoją Głową we wspólnocie Ludu Bożego, którą jest Kościół. Aby uchronić uczniów przed symbolicznym trakto­waniem Jego obecności i Jego działania, i aby utrzymać uczniów na drodze realizmu - w wierze w Jego realną obecność i działalność w Kościele - posyła Ducha Świętego, który sprawia ciągłą żywot­ność i aktualność słowa, który chleb i wino czyni Ciałem i Krwią, który wszystkich ochrzczonych i włączonych w Eucharystię czyni jednym Organizmem, złączonym z Głową tak ściśle i żywotnie, jak latorośle są złączone z winnym krzewem.
Tak oto Chrystus Pan przygotował swoich uczniów na rozsta­nie. Takie było Jego pożegnanie, które stało się nowym i nie­ustającym powitaniem. W sobotę, która przypada w czasie tej wieczernikowej dekady, zastanówmy się nad tym, jak Pan Jezus pożegnał swoją Matkę, Maryję, i nad tym, jak Ona przeżywała to pożegnanie. Wiemy o tym niewiele, więcej możemy się domyślać. Z tego, co wiemy, możemy sądzić, że pożegnanie z Matką miało dwa etapy. Pierwszy, to pożegnanie, które nastąpiło, gdy Jezus z krzyża zwrócił się do Matki słowami: „Niewiasto, oto syn twój” oraz, gdy rzekł do ucznia: „Oto Matka twoja” (por. J 19,26-27). To pożegnanie nie ujawnia tego, co czuli w tym momencie Syn i Mat­ka. Był to raczej testament, który uczniowie Chrystusa odczytują i przyswajają sobie przez cały czas istnienia Kościoła. Jako pożegnanie słowa te brzmią sucho. Chcielibyśmy usłyszeć w tym momencie w ustach konającego Chrystusa słowa czulsze i cieplej­sze. Ale nie dajmy się zwieść temu, co może wyrazić słowo pisane, pozbawione intonacji. Chrystus Pan nie ujawnia na krzyżu swych osobistych odczuć. Siedem słów, to słowa konieczne dla zbawienia człowieka, dla odrodzenia świata. Do Ojca, z którym jest związany tak ściśle i nierozerwalnie unią hipostatyczną, Jezus mówi na krzyżu: „Boże mój, Boże, czemuś Mnie opuścił?” (Ps 22, 1), co wcale nie znaczy, że unia ta została w tym momencie zerwana. Możemy chyba myśleć analogicznie o więzi łączącej Syna z Matką. W wypadku poczęcia za sprawą Ducha Świętego, Syna łączyło z Matką nie tylko dziewięć miesięcy miedzy poczęciem a narodze­niem, nie tylko ciało i krew, nie tylko mleko i pieluszki. Więzią między nimi był Duch Święty, Ten sam, który jest więzią między Ojcem i Synem. Więź ta nie została zerwana po przecięciu pępo­winy, czy po opuszczeniu domu nazaretańskiego. Matka była zwią­zana z Synem nawet wtedy, gdy był daleko i to nie tylko przez intuicję, lecz przez Kogoś najbardziej uduchowionego, a jedno­cześnie rzeczywistego. Możemy przypuszczać, że ta żywa więź między Matką i Synem nie została zerwana nawet w momencie wstąpienia Jezusa do nieba.
Tutaj dochodzimy do drugiego etapu pożegnania Jezusa z Mat­ką. Maryja została włączona w to pożegnanie, które Pan Jezus przygotował uczniom. Tutaj Jej obecność jest wyraźna i czytelna: „Wszyscy oni trwali jednomyślnie na modlitwie razem z niewias­tami, Maryją Matką Jezusa i braćmi Jego” (Dz 1,14). Maryja nie tylko uczestniczyła w tym przygotowaniu, lecz była dla uczniów wzorem: jak korzystać z miłości Boga Ojca, z łaski Pana naszego Jezusa Chrystusa i z daru jedności w Duchu Świętym. Tak było wtedy, tak jest również dzisiaj.
Kościół i nas prowadzi do Wieczernika i sadowi nas obok Maryi, byśmy za Jej wzorem szli za Chrystusem, w mocy Ducha, do Ojca w niebie; żebyśmy, żegnając Jezusa wstępującego do nieba, mogli jednocześnie mówić: „Witaj, Jezu, Synu Maryi!”

Prosimy Cię, Panie, o łaskę głębokiej wiary.
Prosimy o wiarę Maryi, wiarę Pawła Apostoła, wiarę w to, że już teraz możemy osiągnąć szczęście, miłość i pokój z Tobą, a ich pełnię w domu Ojca Niebieskiego.
Naucz nas prosić i cieszyć się z Twojego działania, z dobra i miłości w nas i w innych.
Pomóż nam zaufać Ci i zaakceptować naszą życiową sytuację, mówić TAK dla Twojego planu miłości dla naszego życia. Mówić Tobie TAK.
Pomóż nam współpracować z Tobą, mówić TAK, jak Maryja – w radości Nazaretu, w cieniu krzyża Golgoty i w radości z działania Ducha Świętego. 

Ks. Józef Tabor 
w 32. Rocznicę Święceń Kapłańskich


___________
PS.
 

Bracie, Siostro - jeśli moje rozważania, refleksje, homilie przynoszą pożytek Twemu  życiu,
zwłaszcza życiu duchowemu, rozwiązując wszelkiego rodzaju problemy, proszę Cię serdecznie - daj temu wyraz w postaci wsparcia budowy Wotum Wdzięczności za 100-lecie Objawień Fatimskich. 


Możesz to uczynić, wpłacając dobrowolny dar serca na konto:


Nazwa banku: Pekao SA, I O. w Tarnowie 

Adres banku: Plac Kazimierza Wielkiego 3A 

Nr konta bankowego: 23 1240 1910 1111 0010 4598 6674    
Do przelewów zagranicznych SWIFTT: PKOPPLPW

Właściciel konta bankowego: Józef Władysław Tabor, ul. Starodąbrowska 33,  33-100 Tarnów
 
Copyright © 2016 Homilie i rozważania , Blogger