maja 08, 2017

Święty Stanisław wzorem Dobrego Pasterza

maja 08, 2017

Święty Stanisław wzorem Dobrego Pasterza
Z Ewangelii według świętego Jana
Jezus powiedział do faryzeuszów: «Ja jestem dobrym pasterzem. Dobry pasterz daje życie swoje za owce. Najemnik zaś i ten, kto nie jest pasterzem, do którego owce nie należą, widząc nadchodzącego wilka, opuszcza owce i ucieka, a wilk je porywa i rozprasza. Najemnik ucieka dlatego, że jest najemnikiem i nie zależy mu na owcach. Ja jestem dobrym pasterzem i znam owce moje, a moje Mnie znają, podobnie jak Mnie zna Ojciec, a Ja znam Ojca. Życie moje oddaję za owce. Mam także inne owce, które nie są z tej owczarni. I te muszę przyprowadzić i będą słuchać głosu mego, i nastanie jedna owczarnia i jeden pasterz». (J 10,11-16) 

REFLEKSJA


Dzisiejsze słowo jest bardzo mocne i bardzo jednoznaczne, bo w dzisiejszym słowie Bożym Bóg sam przypomina, jak drogi jest Jego sercu lud, który stworzył, powołał; jak wielką cenę zapłacił Boży Syna za tych, którzy uwierzyli w Jego imię. On, który jest najlepszym Pasterzem; Pasterzem, który nie wahał się oddać swojego życia za swoje owce, albowiem umiłował je, i umiłował je ponad wszystko. Stały się ona dla Niego skarbem największym, najbardziej drogocenną perłą, za którą oddał wszystko – nie złotem, nie srebrem, ale wykupił ich swoją Przenajświętszą Krwią. To jest cena Ludu Bożego; cena, którą zapłacił jego Pasterz - Jezus Chrystus. I dlatego Jezus jest tak bardzo zatroskany o swój Lud. Nie chce, by ktokolwiek zwiódł tych, których On umiłował; by ktokolwiek zawiódł Jego owce na bezdroża; żeby ktokolwiek doprowadził do tego, by Jego Lud stracił nadzieję, stracił doświadczenie życia w Bogu. Dlatego Jezus powołuje i posyła pasterzy. To Jego Duch jest Tym, który powołuje i posyła, bowiem to Jezus chce być dzisiaj nadal zatroskany o swój Lud poprzez swoich pasterzy, posłanych swojemu Ludowi przez Jego Ducha.
Jakże wielkie wymagania stawia Jezus wobec pasterzy swojego Ludu: mają być otwarci na działanie Ducha Świętego i maja być wierni Duchowi Świętemu; mają być wierni Bogu, ale też mają być wierni człowiekowi, ludziom, którzy zostali im powierzeni; mają być wsłuchani w ten Lud; mają być o ten Lud zatroskani; mają być dla tego Ludu, jak był sam Jezus Chrystus; mają być tymi, którzy są gotowi oddać życie dla Ludu.
Być pasterzem, być kapłanem, być biskupem, to wielki zaszczyt, to wielki dar, to wielkie błogosławieństwo, ale także wielki obowiązek – to być w służbie Ludu odkupionego Krwią Chrystusa. Dzisiaj tym bardziej – w czasach, gdy podważane są wszelkie autorytety, gdy tak łatwo pozbawić kogoś dobrego imienia; w czasach, w których tak naprawdę nic się nie da ukryć – może właśnie doczekaliśmy się tych czasów, o których mówił dwa tysiące lat temu Jezus, że to, gdzie jest gdzieś ukryte, będzie ogłaszane „na dachach”, tym bardziej dziś, kiedy wszystko jest na oczach innych, nie da się być jedynie najemnikiem; nie da się być jedynie tym, kto posługuje się Ludem; dzisiaj tym bardziej trzeba być świętym pasterzem, trzeba być pasterzem nieskazitelnym – pasterzem, do którego owce mają zaufanie, w którego ramionach pragną znaleźć bezpieczne miejsce.
Świętość pasterzy, ich dobroć, ich umiłowanie Ludu, ich służebność wobec Ludu – jakże to wielkie wyzwania dla dzisiejszych pasterzy Bożego Ludu, dla kapłanów, dla biskupów.
Takim świętym pasterzem był św. Stanisław. Był dobrym i zatroskanym pasterzem. I dobrze zrozumiał, że tym, co może najpiękniejszego, największego uczynić dla powierzonego mu przez Jezusa Ludu, jest umiłowanie go, aż do oddania swojego życia za niego. To jest weryfikacja wielkości pasterza, jego prawdziwości: Czy jest gotowy oddać życie swoje za powierzony mu Lud? Wszyscy kapłani muszą postawić sobie to pytanie; ja muszę postawić sobie to pytanie: Czy jestem najemnikiem, czy pasterzem? A odpowiedź niesiona jest następnym pytaniem: Czy gotowy jestem oddać swoje życie za powierzony mi Lud? Czy miłuję ten Lud tak, jak Jezus go umiłował? Czy jestem świętym pasterzem? Czy powierzony mi Lud cieszy się mną, ufa mi, czy szuka właśnie we mnie przewodnika w drodze do królestwa niebieskiego?
Jezus modlił się o świętych pasterzy. I nam trzeba dzisiaj także modlić się z całego serca o świętych i mądrych pasterzy; o pasterzy wiarygodnych; o pasterzy, którzy jednoznacznie opowiadają się za swoim Ludem, którzy jednoznacznie opowiadają się za Chrystusem. Do nich, także dzisiaj, Jezus mówi w ten sposób: „Uważajcie na samych siebie, bo wiem, że po Moim odejściu wejdą między was wilki drapieżne”, i także spośród was samych powstaną ludzie, którzy głosić będą przewrotne nauki. Także dzisiaj, w szczególny sposób, trzeba nam być zatroskanymi o naszych pasterzy. Wielu niesie w swoim sercu jedynie słowa krytyki, słowa oburzenia, czasami nawet oskarżenia, a może przede wszystkim nam trzeba się dzisiaj modlić o świętość naszych pasterzy, i o to, by Bóg w swojej miłości posyłał nam dobrych pasterzy, pasterzy zatroskanych o nas, pasterzy gotowych, jak św. Stanisław, oddać za nas swoje życie. AMEN.

maja 06, 2017

4. Niedziela Wielkanocna (A) – Pasterz i owce

maja 06, 2017

4. Niedziela Wielkanocna (A) – Pasterz i owce
Zanim człowiek osiadł na jednym miejscu, by uprawiać ziemię, był pasterzem. Wędrował ze swym stadem szukając lepszych pastwisk. Mieszkał pod namiotem. Pasterzem był Abel. Pasterzem był Abram, pasterką była Rachela. A jak już osiadł na stałe w ziemi Kanaan, pasterstwo długo jeszcze było i wciąż jeszcze jest ważnym zajęciem. Nie wszystkie rejony kraju nadają się do uprawy, a owca wyżywi się nawet na terenach pustynnych.
Każdy pasterz wiedział jakie jest jego zadanie. Ma troszczyć się o pokarm dla owiec. Gdy zabraknie go tutaj trzeba szukać gdzie indziej. Ma chronić owce przed dzikimi zwierzętami, ma dbać o chore i chrome. Wtedy nosi je na ramionach, jak dzieci. Czyści rany, smaruje maścią aż staną i mogą biegać. Biada owcom, gdy zabraknie pasterza. Idą w rozsypkę, a wilk tylko na to czeka.
Wie o tym pasterz, wiedzą także owce. Mogą odejść nawet dalej, ale ciągle patrzą, gdzie jest on. Wystarczy, że zawoła zagwiżdże. I już są przy nim. A jak on rusza, idą za nim. Ufają mu. Tyle czasu minęło, że ten obraz tak dobrze znany ludowi Pierwszego Przymierza, stał się modlitewną metaforą i kazał psalmiście zawołać:
Pan jest moim pasterzem - nie brak mi niczego
Pozwala mi leżeć na zielonych pastwiskach.
Prowadzi mnie nad wody, gdzie mogę odpocząć:
orzeźwia moją duszę.
Wiedzie mnie po właściwych ścieżkach
przez wzgląd na swoje imię.
Chociażbym chodził ciemną doliną
zła się nie ulęknę,
"bo Ty jesteś ze mną". (Ps 23,1-4)
Albo: Ocal swój lud
i błogosław Twemu dziedzictwu
bądź im pasterzem, na ręku nieś ich na wieki. (Ps 28,9).
Albo: Posłuchaj, Pasterzu Izraela
Ty, co jak trzodę wiedziesz ród Józefa,
Ty, który zasiadasz nad cherubami, zabłyśnij
przed Efraimem, Beniaminem i Manassesem!
Wzbudź Twą potęgę
i przyjdź nam na pomoc! (Ps 80,2)

Albo:... Ten który zasiada nad cherubami, pasterzem!


Bóg jako pasterz swego ludu często wraca w nauczaniu proroków IZAJASZ: Oto Pan, Jahwe, przychodzi z mocą... Podobnie jak pasterz pasie swą trzodę, gromadzi ją swoim ramieniem, jagnięta nosi na swej piersi, owce karmiące gromadzi łagodnie (Iz 40,1). JEREMIASZ: Ten, co rozproszył Izraela zgromadzi go i będzie czuwał nad nim jak pasterz nad swą trzodą (Jr 31,10).
EZECHIEL: Tak mówi Jahwe, Pan: Oto ja sam będę szukał moich owiec i będę miał o nie pieczę (Ez 34,11).
Tak uczyli prorocy, tak modlił się wierzący Izrael. I nikomu I uczonych w Piśmie nie przyszło do głowy, by siebie nazywać pasterzem. Żaden rabbi nie mówił: „Ja jestem dobrym pasterzem”. Tylko jeden Rabbi z Nazaretu tak właśnie mówił. Mówił, że zna owce, nazywa je po imieniu i one idą za nim.
Coś musiało świtać w głowach słuchaczy. Bo to, co mówił świadczyło o tym, że stawia znak równości między Jahwe-Pasterzem, a sobą. Jeszcze jedna deklaracja mesjańska, trudna do przyjęcia. Może więc lepiej udawać, że nie pojęli tego, co im mówił, wobec tego wprost:
Ja jestem bramą owiec. Jeżeli ktoś wejdzie przeze mnie, będzie
zbawiony. Ja przyszedłem po to, aby owce miały życie i miały je
w obfitości”.
Czyż nie jest to samo oświadczenie, co: „Ja i Ojciec Jedno jesteśmy”? A to się tak nie podoba tym, którzy trzymając Ewangelię jako Księgę Świętą, nie chcą uznać tej wypowiedzi. Dlaczego? Bo jest trudna. Bo wymaga odpowiedzi, albo uznania, że Jezus jest moim Panem, moim Pasterzem, albo odrzucenia Go. A jeśli uznania, to w całości, a nie wybiórczo. Uznania wszystkich wypowiedzi i wszystkich decyzji Chrystusa. Także i tej: „Zbuduję Kościół mój” i powołania dwunastu, i powierzenia im obowiązku głoszenia Jego Ewangelii, i polecenia, by uczyli wszystkiego, co nam On przekazał. A wtedy On będzie z nami po wszystkie czasy.
Także dzisiaj kiedy tylu jest mądrych doradców, którzy podpowiadają, jaki Kościół ma być, czym ma się zajmować lub nie zajmować. Jaki powinien być współczesny duszpasterz, jakie listy pasterskie powinni pisać biskupi. A najlepiej, żeby biskup był dowcipny i otwarty. I już.
W jednym z liceów warszawskich katecheta biedził się z młodzieżą przez kilka tygodni pod rząd wokół problemu: „Chrystus tak - Kościół...” (wielokropek). Pytałem później młodzież, do czego w końcu doszli. „No, myśmy wreszcie przekonali księdza, że jednak Kościół jest potrzebny”. Dobrze, że im się to udało. Nie jest to dziś takie proste. Zawsze zresztą Kościół był znakiem sprzeciwu, kontrowersji. Nie może być inaczej. Nie jest uczeń nad Mistrza. Pan Jezus miał przyjaciół, miał też przeciwników. To napięcie przeniosło się na Jego uczniów i powtarzam: nie może być inaczej.
Gorzej, gdy się problem upraszcza i stawia się na tej samej płaszczyźnie: Kościół i księża. Strasznie się wtedy sprawy plączą, gdyż po prostu ksiądz nie jest Kościołem. Jest jego cząstką, jak wszyscy wierzący. Różni się funkcją i zadaniem, które ma do spełnienia. I to, jak się z tego wywiązuje, jak wypełnia swoje obowiązki, powinno być społecznie kontrolowane. I jest! W różny sposób, ale jest. I bardzo dobrze!
Chodzi tylko o to, by zastosować tutaj także tę prostą zasadę ewangeliczną: „Gdy brat twój zgrzeszy przeciw tobie idź i upomnij go w cztery oczy. Jeśli cię posłucha, pozyskasz swego brata”. (Mt 18,15)
W cztery oczy, to jest osobiście i nie poza plecami. I bez uogólnienia, że oni wszyscy są tacy. Bo to akurat nieprawda. Każdy jest inny.
26 kwietnia br moja rodzinna parafia mojego współbrata w kapłaństwie obchodziła doroczne święto parafialne Matki Bożej Dobrej Rady. Był to też jubileusz 45-lecia istnienia tej placówki duszpasterskiej. Ks. Proboszcz i Rada Parafialna postanowili zaprosić na sumę odpustową wszystkich księży, którzy z tej parafii zostali powołani.
Popatrzyłem na moich współbraci: jacy różni jesteśmy. Święceni w latach pięćdziesiątych, siedemdziesiątych, osiemdziesiątych i najmłodszy chyba całkiem niedawno. Tacy różni, pewno też usposobieniem, uzdolnieniami, sposobem powołania. A wszyscy staliśmy wokół jednego ołtarza, jak przy Chrystusie, który każdego oddzielnie powołał do swego kapłaństwa nazywając nas po imieniu. I rozesłał do ludzi różne rozdzielając zadania.
Długo trwała Komunia św. Wspomniałem z dziękczynieniem, jak tutaj prawie przed trzydziestu dwu laty odprawiałem prymicje. Wciąż widzę uważne oczy przedstawicielki Żywego Różańca, która wręczając mi kwiaty i zapewniały: "Będziemy się modlić, by był ksiądz dobrym księdzem". Wierzę, że dotrzymały słowa, bo jakoś dopływam w tej służbie do drugiego brzegu. Obok mnie stała spora gromadka ministrantów: Zobaczcie, jak dużo macie swoich księży. Kto z was pójdzie za nami? Podniosły się cztery ręce... Może i pójdą...!?
Moi Drodzy! Bywają także i różne kłopoty z pasterzami. Trzeba to z pokorą i w duchy prawdy przyznać. Ale, o zgrozo, co się dzieje w tych kościołach, gdzie duszpasterzy brakuje. W Polsce może tego jeszcze tak ostro nie odczuwamy, ale już biskupi narzekają, że mają mało księży. Teraz zwłaszcza, gdy katechizacja wróciła do szkół. Niech to będzie naszą troską wspólną i modlitwą nieustanną, by owczarnia Jezusowa miała dobrych pasterzy.


maja 06, 2017

Słowo Boże na 4. Niedzielę Wielkanocy - Niedziela Dobrego Pasterza

maja 06, 2017

Słowo Boże na 4. Niedzielę Wielkanocy - Niedziela Dobrego Pasterza
Ukochani Bracia i Siostry! Pragnę wszystkim przybliżyć treść najbliższej niedzieli, zwaną: Niedzielą Dobrego Pasterza. Tym razem zamiast słowa pisanego, niech będzie żywe słowo, w oparciu o fragment Ewangelii św. Jana. Dziękuję za wysłuchanie i życzę błogosławionych owoców płynących od Chrystusa- Dobrego Pasterza.

Słowa Ewangelii według Świętego Jana

Jezus powiedział:

«Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Kto nie wchodzi do owczarni przez bramę, ale wdziera się inną drogą, ten jest złodziejem i rozbójnikiem. Kto jednak wchodzi przez bramę, jest pasterzem owiec. Temu otwiera odźwierny, a owce słuchają jego głosu; woła on swoje owce po imieniu i wyprowadza je. A kiedy wszystkie wyprowadzi, staje na ich czele, owce zaś postępują za nim, ponieważ głos jego znają. Natomiast za obcym nie pójdą, lecz będą uciekać od niego, bo nie znają głosu obcych». Tę przypowieść opowiedział im Jezus, lecz oni nie pojęli znaczenia tego, co im mówił. Powtórnie więc powiedział do nich Jezus: «Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Ja jestem bramą owiec. Wszyscy, którzy przyszli przede Mną, są złodziejami i rozbójnikami, a nie posłuchały ich owce. Ja jestem bramą. Jeżeli ktoś wejdzie przeze Mnie, będzie zbawiony – wejdzie i wyjdzie, i znajdzie pastwisko. Złodziej przychodzi tylko po to, aby kraść, zabijać i niszczyć. Ja przyszedłem po to, aby owce miały życie, i miały je w obfitości». Oto słowo Pańskie.

maja 05, 2017

Pobożna córka Izraela

maja 05, 2017

Pobożna córka Izraela
Życie Maryi wyglądało tak jak życie wielu zwykłych ludzi w jej czasach. Zapewne dzieliła z nimi także religijne zwyczaje i pobożne praktyki, podobnie jak uczynił to później Jezus. Izraelitki nie były zobowiązane do odmawiania rytualnych modlitw w określonych go­dzinach. Ten nakaz dotyczył jedynie mężczyzn. Rola kobiety w domu była tak duża, że niemal nieustannie była ona zajęta troską o męża, dzieci, pożywienie i odzież. Mogła zatem modlić się w nielicznych wolnych chwilach albo modlić się nieustannie, wykonując swoje obo­wiązki. Często kobiety odmawiały jedną podstawową modlitwę codzienną.
Jednym z najpiękniejszych obrzędów, które należały do kobiety po ukończeniu dwunastego roku życia, było zapalanie świec w wie­czór szabatu. To ona rozpoczynała to najważniejsze cotygodniowe świętowanie. Zapalając świece, kobieta wypowiadała specjalne bło­gosławieństwo. Modliła się także o zdrowie, za dzieci i męża, prosiła o opiekę nad domem. Kobieta, która wypełniała ten obrzęd, z rado­ścią w sercu sprowadzała na świat pokój i światło. Żydzi byli przeko­nani, że blask rozpraszający ciemności i rozpoczynający święty dzień szabatu miał w sobie jasność czasów Mesjasza. To musiała być jedna z najcudowniejszych chwil - Maryja, Jutrzenka Zbawienia, odmawia­jąca błogosławieństwo nad małym płomykiem Bożego światła, który zapaliła przeciw ciemnościom tego świata.
Kobiety, a wśród nich także Maryja, uczestniczyły również we wspólnych modlitwach w świątyni lub w synagodze. Tam zajmowa­ły specjalnie wydzielone dla nich miejsce. W świątyni przypisany był im środkowy dziedziniec, oddzielony piętnastoma stopniami od dziedzińca Izraela, który znajdował się wyżej, i tyloma stopniami od sytuowanego niżej dziedzińca pogan. Fakt, że najwięcej, bo aż trzynaście, skarbon świątynnych znajdowało się właśnie na dziedzińcu przeznaczonym dla Izraelitek, wskazuje, że, podobnie jak dzisiaj, również w tamtych czasach kobieca szczodrość przewyższała ofiarność innych bywalców świątyni.
W religijność ówczesnego Izraela bardzo mocno wpisane były święta pielgrzymie. Zgodnie z zapisanym w Prawie nakazem, każdy mężczyzna miał trzy razy w roku udać się do świątyni. To pielgrzymowanie było związane z celebrowaniem Paschy, Święta Plonów Święta Namiotów. Kobiety nie miały tego obowiązku, ale, jak wskazuje historia odnalezienia dwunastoletniego Jezusa w świątyni, wyjątkowa pobożność Maryi sprawiała, że dołączała Ona do pielgrzymów zmierzających do najświętszego miejsca w Izraelu. Pielgrzymowanie jest ważne, zmienia człowieka, wymaga pozostawienia domu, podjęcia trudu i powierzenia się opiece Boga. Jest brązem życia człowieka z mozołem wędrującego przez ten świat ku Ojcu, który jest w niebie. Całe ziemskie życie Maryi jest wzorem wędrowania w pielgrzymce wiary. Uczyła się tego od dzieciństwa, zmierzając z pątnikami do Jeruzalem i śpiewając psalmy pielgrzymów. Oczywiście tradycyjne żydowskie formy kobiecej pobożności nie są w stanie zamknąć i opisać tej relacji z Bogiem, jaką Maryja pielę­gnowała w głębi swego serca. Jej wewnętrzny świat był jak piękny dziewiczy ogród pełen kwiatów, których nie spotka się w żadnym innym miejscu. Blask tego świata pełniej objawił się, gdy nadeszła pełnia czasu: przy zwiastowaniu, nawiedzeniu, modlitwie pod krzyżem w wieczerniku.


maja 04, 2017

Piękna w człowieczeństwie

maja 04, 2017

Piękna w człowieczeństwie
Większość z nas wzrasta w wierze od dzieciństwa. Naszą religij­ną świadomość wypełniają pobożne obrazy i opowiadania. Gdzieś z tyłu głowy głęboko w pamięci tkwią jeszcze rozliczne „bozie” poka­zywane przez nasze mamy czy babcie, na które trzeba było spojrzeć, składając malutkie rączki podczas modlitwy. Czasami funkcjonuje w naszym wyobrażeniu jakiś szczególny świat, odległy od naszego, zamieszkały przez ludzi świętych, tak innych niż my. Maryja najczę­ściej króluje w tym świecie i choć opiekuje się nami z czułością matki, to jednak jest kimś niezwykłym. To prawda, że Maryja jest wyjątko­wa, ale nie trzeba Jej wyganiać z naszego świata. Nawet wyniesiona do Nieba pozostaje jedną z nas.
Maryja jest kobietą z krwi i kości, przepiękną nie tylko w głębi swego Niepokalanego Serca, ale również w całym swoim człowieczeństwie. Jej uczucia, tęsknoty, marzenia, osobista wolność i dojrzałość, wrażliwość na przyrodę i drugiego człowieka świadczą o bogactwie wewnętrznym Tej, którą Bóg wybrał na Matkę swego Syna. Sam Jezus jest tego dowo­dem. Przecież całe człowieczeństwo ma właśnie od Niej! Przy Niej Jezus, jak mówi św. Łukasz Ewangelista, „czynił postępy w mądrości, w latach i w łasce u Boga i u ludzi” (Łk 2, 52). Można powiedzieć, że w pewien sposób Jezus jest zwierciadłem Maryi. Jego postrzeganie świata, wraż­liwość na człowieka i jego biedę, pokora, odwaga, wolność, wyobraźnia i cała ludzka szlachetność, to w dużym stopniu zasługa tego, jaką osobą była Maryja. Mamy prawo przypuszczać, że nawet rysy twarzy, kolor oczu, sposób mówienia, kolor włosów i niektóre gesty mieli bardzo podobne. Jezus daje też świadectwo jakości matczynej opieki i miłości, jaką otaczała Go Jego Matka. Dojrzałość osobowa Jezusa wynika rów­nież z bardzo bliskiej i mądrej obecności Matki.
Ewangelie przedstawiają Maryję w pięknie pełnego człowieczeństwa. W scenie Zwiastowania św. Łukasz ukazuje Niepokalaną jako osobę stojącą wobec majestatu Boga w pokorze, ale także w godności wolności. Maryja ma swoje życie, plany, marzenia, chce podjąć decyzję w pełni świadomie, zadaje pytania, a niebiański posłaniec, pełen szacunku, czeka na Jej odpowiedź. Jej słowa: „oto Ja, służebnica Pań­ska”, nie są wynikiem porywu uczuć - to wybór, w który zaangażowana est cała Jej osoba a decyzja pozostanie nieodwołalna. Nawiedzenie św. Elżbiety i wesele w Kanie Galilejskiej są przykładem delikatności Maryii i Jej wrażliwości na drugiego człowieka. Wyśpiewany hymn Magnificat to szlachetny odzew wspaniałego serca, które doświadczyło niebywałego obdarowania. Nawet pod krzyżem, jako Matka miażdżona cierpieniem, stoi, niosąc swój bolesny los z godnością.
Jest jeszcze jedna, rzadziej podkreślana cecha Najświętszej Dziewi­cy, która wskazuje na piękno i dojrzałość Jej człowieczeństwa. W jed­nym z dokumentów II Soboru Watykańskiego czytamy: „człowiek, będąc jedynym na ziemi stworzeniem, którego Bóg chciał dla niego samego, nie może odnaleźć się w pełni inaczej, jak tylko poprzez bez­interesowny dar z siebie samego” (KDK 24). Maryja jest takim darem do głębi całej swej osoby, darem dla Boga, darem dla Jezusa i dla ro­jącego się Kościoła. Jest darem dla każdego z nas. Widać to zwłaszcza w jej sanktuariach rozsianych po całym świecie.

maja 02, 2017

Miriam – Jej dzieciństwo i młodość

maja 02, 2017

Miriam – Jej dzieciństwo i młodość
Większość z nas lubi swoje imię i zna jego znaczenie. Wiemy, że Beata znaczy „szczęśliwa” Mirosław to ten, który sławi pokój, a Krzysz­tof oznacza noszącego Chrystusa. Zazwyczaj znamy także swoich świętych patronów i to, czego dokonali oraz jakie cechy wpisali w noszone imię. Dzisiejszy Franek wie, że imię to setki lat temu nosił naznaczony stygmatami Biedaczyna z Asyżu, brat całego stworzenia, zakochany w Jezusie i bez reszty oddany Bogu.
Matka Chrystusowa otrzymała od swych rodziców piękne imię Mi­riam. Warto przyjrzeć się temu, jak Ona sama rozumiała to imię i czy miała swoją patronkę, czyli kogoś, kto wcześniej nosił i rozsławił to imię.
Jak wynika z ewangelii, w otoczeniu Jezusa wiele kobiet nosiło imię Miriam. Oprócz Jego Matki były wśród nich inne tak ważne dla Niego osoby, jak Maria siostra Marty i Łazarza, żona Kleofasa, która stała pod krzyżem, matka Jakuba i Józefa, a także Maria Magdalena, której Jezus ukazał się po swym Zmartwychwstaniu. Zwraca to naszą uwagę tym bardziej, że na kartach Starego Testamentu imię Miriam nosi tyl­ko jedna kobieta - siostra Mojżesza i Aarona. Postać ta pojawia się po raz pierwszy w Księdze Wyjścia, gdy Miriam przygląda się z daleka, jak Mojżesza, puszczonego na wody Nilu w skrzynce z papirusu, odnajduje córka faraona. Kobieta oferuje jej pomoc w znalezieniu mamki dla uratowanego niemowlęcia. Później, po przejściu przez Morze Czerwone, na czele wszystkich kobiet wyśpiewuje hymn uwielbienia Boga, który okazał swą moc i pokonał niosące śmierć egipskie rydwa­ny. W tradycji Izraela Miriam była wzorem prorokini, kobiety stoją­cej przy wyzwolicielu, przywódczyni posłanej przez Boga. Uznawano również, że tak jak z potomstwa Aarona wywodzą się kapłani Izraela, tak Miriam stała się matką królów. Może dlatego w czasach Jezusa, gdy oczekiwanie na przyjście Mesjasza - Króla było tak żywe, wielu dziewczynkom nadawano to imię. Być może Maryja myśląc o swoim imieniu, pamiętała o tamtej Miriam, tak mocno wpisanej w historię czasów wyzwolenia z egipskich kajdan upodlenia i śmierci. Choć nie jest to łatwe, warto również poszukać znaczenia słowa Miriam". Badacze, którzy uznają, że jest to imię pochodzenia egipskiego, twierdzą, że oznacza ono „umiłowaną przez Boga”. Pojawiają się również takie tłumaczenia, jak: „wspaniała”, „olśniewająca”, „świetlista”. Bardzo często imię Miriam wiąże się z hebrajskimi słowami znaczącymi „gorycz i cierpienie” oraz „bunt”. Te ostatnie znaczenia mogą się wydawać niepasujące, jednak już starzec Symeon w czasie ofiarowania w świątyni prorokował o walce i o mieczu, który przeniknie Jej serce. Maryja jest często przedstawiana jako Matka pełna bólu i troski.

Nie posiadamy wiarygodnych i sprawdzonych przekazów opisujących dzieciństwo i młodość Maryi. Nie zapisano nic na ten temat w księgach natchnionych. Z drugiej strony apokryfy; czyli religijne teksty starożytne, których nie uważa się za natchnione, podają wiele barwnych, wręcz baśniowych opowieści o życiu Matki Bożej. To z nich dowiadujemy się, że jej rodzicami byli Joachim i Anna. Poznajemy historię narodzin ich córki, Jej służbę w świątyni, którą rozpoczęła w wieku trzech lat. Dowiadujemy się, że tkała zasłonę przybytku. Poznajemy także okoliczności, w jakich poznała swojego męża - starszego od niej Józefa. Wybrać go mieli ar­cykapłani na polecenie anioła, gdy Maryja osiągnęła wiek dwunastu lat.
Chrześcijanie od zawsze uważali Matkę Chrystusową za kogoś wyjątkowego, dlatego nie dziwi, że w duchu pobożności uzupełnia­no historię Zbawienia opowieściami, których ewangeliści jakby za­pomnieli spisać. Można jednak spojrzeć na ten „brak” inaczej - być może ewangeliści nie zapomnieli o niczym. Pamiętajmy, że myśli Boga nie są myślami naszymi, On widzi inaczej. Bóg lubi swe najpiękniej­sze skarby trzymać w ukryciu, aby zajaśniały pełnym blaskiem, gdy przyjdzie właściwy na to czas. Tak jak o życiu Jezusa od dwunastego roku życia do rozpoczęcia nauczania nic nie wiemy, tak samo pierw­sze kilkanaście lat życia Jego Matki pozostaje w ukryciu. Bóg chciał, żeby Jego Syn „był doświadczony we wszystkim na nasze podobień­stwo, z wyjątkiem grzechu" (Hbr 4,15]. On i Jego Matka doświadczyli zatem, co oznacza życie zwyczajne, proste, wypełnione codziennymi obowiązkami. O tym właśnie mówią słowa znanej maryjnej piosenki: „żyła prosto, zwyczajnie jak my”. Trzeba o tym pamiętać i tak właśnie myśleć. Trzeba byśmy patrzyli na Maryję jak na kogoś bliskiego, ko­goś, kto zna trudy zwyczajnego życia. Ona jest przecież jedną z nas, nie tylko Matką Boga, Królową nieba i ziemi, ale także moją i twoją Matką.
Na podstawie przekazów dotyczących czasów, w których żyła Ma­ja, możemy przypuszczać, że tak jak wszystkie żydowskie dzieci była karmiona mlekiem matki przez pierwsze trzy lata życia. Potem Anna, Jej matka, uczyła Ją jak zgodnie z prawem Bożym prowadzić dom pobożnej rodziny - jak tkać, piec podpłomyki, troszczyć się o innych domowników i emanować ciepłem oraz skromnością. Zapewne Maryja jadła dwa większe posiłki dziennie, głownie warzywa, placki z oliwą, jajka, ser, zupę z fasoli i soczewicy, trochę mięsa, cebulę czosnek, popijając to wodą, winem lub kozim mlekiem. Nosiła proste sandały, suknię z niebieską narzutką, a gdy wychodziła, okrywała całe ciało czymś w rodzaju welonu. Prawo żydowskie nie nakładało na kobiety obowiązku długich modlitw, miały zbyt wiele prac domowych. Zapewne Maryja wykonywała je z sercem zwróconym ku Bogu niebie, z wielką uważnością wobec niebieskiego Ojca. Nic nie mogło zatrzymać i ograniczyć tej pełnej miłości modlitwy, która mieszkała w Jej Niepokalanym Sercu.
Miłość do prostoty życia i zwyczajnych ludzi została w Maryi na zawsze. Chyba wszystkie osoby, którym ukazywała się w czasie swoich objawień, to byli ludzie prości i ubodzy. Także objawienia Matki Bożej Fatimskiej nie były spotkaniami Władczyni Nieba z najświęt­szym wybrańcem z okolicy. Przekazywane z pokolenia na pokolenie świadectwa mówią, że Maryja ukazała się jako zwyczajna kobieta, zaś pastuszkowie – Franciszek, Hiacynta i Łucja – nie był jakimiś wyjątkowymi dziećmi. Żyli i postępowali tak jak wszyscy inni ludzie, niczym się spe­cjalnie nie wyróżniając. Również dzisiaj tacy właśnie „Boży prostacz­kowie” najbardziej garną się do Maryi. Można o nich, za św. Pawłem, powiedzieć: „Niewielu tam mędrców według oceny ludzkiej, niewie­lu możnych, niewielu szlachetnie urodzonych. Bóg wybrał właśnie to, co głupie w oczach świata, aby zawstydzić mędrców, wybrał to, co niemocne, aby mocnych poniżyć” (1 Kor 1, 26-27).


maja 01, 2017

Posłuchajcie o Maryi

maja 01, 2017

Posłuchajcie o Maryi
Niemal dwa tysiące lat temu św. Paweł w Liście do Rzymian napisał: „Przeto wiara rodzi się z tego, co się słyszy, tym zaś, co się słyszy jest słowo Chrystusa” (Rz 10, 17). Przez wszystkie wieki istnienia Kościoła głęboka prawda tego zdania wielokrotnie została potwier­dzona. Apostołowie i uczniowie Chrystusa rozeszli się po świecie i przez ich głoszenie Dobrej Nowiny o Jezusie pomnażała się liczba wierzących. Wśród słuchających byli tacy, którzy natychmiast z ra­dością przyjmowali Ewangelię, inni zaś mieli uszy zamknięte, a serca oporne i bardziej zwrócone ku sprawom tego świata niż ku Niebu. Słowo Boga potrafi jednak dotrzeć do człowieczej duszy różnymi drogami. Często, aby pokonać ludzką głuchotę, skruszyć skorupę, którą człowiek oddziela się od Zbawiciela, aby otworzyć i uwrażliwić serce, przemawia przez innych ludzi i wydarzenia. Pierwszą osobą, która przyjęła Dobrą Nowinę o Jezusie była Maryja. Wiara i miłość wypełniająca Jej Niepokalane Serce sprawiły, że na Zwiastowanie przyniesione przez Gabriela odpowiedziała swoim „tak”. W Jej ło­nie odwieczne Słowo Boga stało się Ciałem. Ona zaś jako pierwsza ewangelizatorka poniosła tę radosną nowinę do swej krewnej Elż­biety. Przez cały czas Maryja wiernie towarzyszyła swojemu Synowi. Nie cofnęła się nawet, kiedy umierał na krzyżu. Trwała przy Słowie Boga, gdy okryły je ciemności grobu i doczekała się radości Zmartwychwstania.
Misja Maryi w Bożym planie Zbawienia nie kończy się na wyda­rzeniach opisanych na kartach Pisma Świętego. Ona jest z Kościołem nieustannie i będzie mu Matką aż do wypełnienia dzieła swego Syna na końcu czasów. Szczególnym wyrazem tej macierzyńskiej miłości i czułości są objawienia maryjne.
Najczęściej Matka Boża ukazuje się prostym ludziom, aby ostrzec rzed grożącym niebezpieczeństwem, ożywić wiarę i wezwać do nawrócenia. Często w miejscu objawień powstawało sanktuarium Maryjne, w którym Bóg nadal działa dzięki orędownictwu Matki Jezusa. Sanktuarium jest konkretnym, przypisanym do danego miejsca nakiem, wskazującym na Maryję, na to, w jaki sposób ukazywała się na biednym i zagrożonym ludziom, jakie pełne miłości upomnienie kierowała do ludzi i jak łaska Boga zadziałała przez Jej słowa. Wielkie są owoce nawrócenia, które sprawia opowieść o spotkaniu Maryją. Prosty Indianin, św. Juan Diego przez kilka lat opowiadał o nim pobratymcom o tym, jak na meksykańskim wzgórzu w Guadape ukazała mu się Matka Boga. Dzięki jego świadectwu nawróciło się dziewięć milionów Indian. Na polskiej ziemi Maryja ukazała się iędzy innymi pasterzowi Mikołajowi Sikatce w grąblińskim lesie nieopodal Lichenia. Pasterz mówił o Niej i przekazywał Jej słowa innym, a dzisiaj Jej cudowny wizerunek w bazylice licheńskiej nawiedza nie­mal milion ludzi rocznie. W tym roku obchodzimy setną rocznicę objawień Matki Bożej w Fatima, objawień Maryi trójce prostych dzieci – Franciszkowi, Hiacyncie i Łucji. Miesiąc maj w polskim Kościele jest czasem maryjnej modlitwy słuchania o Maryi. Aby przyniosło ono dobre i mądre owoce, trzeba zawsze zaczynać od słowa Boga zapisanego na kartach Biblii i w Tra­dycji Kościoła. Do takiego słuchania w tych „majowych czytankach” chcę Was zaprosić. Do słuchania o wielkich dziełach, które uczynił w życiu Maryi sam Bóg. Jak już wspomniałem, w tym roku przypada setna rocznica objawień Matki Bożej w Fatima. Maryja ma nam wiele do powiedzenia – w życiu osobistym, rodzinnym i społecznym. Dlatego zapraszam również do posłuchania o tym, czego za sprawą Jej osoby dokonał kiedyś i dokonuje dzisiaj Jezus Chrystus w miejscu uświęconym maryjnymi objawieniami, a zwłaszcza w naszych sercach.

maja 01, 2017

Troszczcie się o pokarm, który trwa na wielki

maja 01, 2017

Troszczcie się o pokarm, który trwa na wielki
Poniedziałek III tygodnia okresu wielkanocnego

Z Ewangelii według Świętego Jana
Nazajutrz, po rozmnożeniu chlebów, tłum stojący po drugiej stronie jeziora spostrzegł, że poza jedną łodzią nie było tam żadnej innej oraz że Jezus nie wsiadł do łodzi razem ze swymi uczniami, lecz że Jego uczniowie odpłynęli sami. Tymczasem w pobliże tego miejsca, gdzie spożyto chleb po modlitwie dziękczynnej Pana, przypłynęły od Tyberiady inne łodzie. A kiedy ludzie z tłumu zauważyli, że nie ma tam Jezusa ani Jego uczniów, wsiedli do łodzi, dotarli do Kafarnaum i tam szukali Jezusa. Gdy zaś odnaleźli Go na przeciwległym brzegu, rzekli do Niego: «Rabbi, kiedy tu przybyłeś?» W odpowiedzi rzekł im Jezus: «Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Szukacie Mnie nie dlatego, że widzieliście znaki, ale dlatego, że jedliście chleb do syta. Zabiegajcie nie o ten pokarm, który niszczeje, ale o ten, który trwa na życie wieczne, a który da wam Syn Człowieczy; Jego to bowiem pieczęcią swą naznaczył Bóg Ojciec». Oni zaś rzekli do Niego: «Cóż mamy czynić, abyśmy wykonywali dzieła Boga?» Jezus, odpowiadając, rzekł do nich: «Na tym polega dzieło Boga, abyście wierzyli w Tego, którego On posłał». (J 6,22-29)

Refleksja nas Słowem Bożym

Pogoń za chlebem, o której czytamy w dzisiejszej Ewangelii, jeszcze się nie zakończyła. Była ona kontynuowana przez całe wieki i czasami miała dramatyczny przebieg. Wystarczy tu wspomnieć z naszej historii ten nurt emigracyjny, który tylu naszych rodaków oderwał od ojczystej gleby niezdolnej do wyżywienia wszystkich i kazał im za chlebem przemierzać oceany i karczować obcą ziemię, by sadzić na niej kukurydzę i tytoń. Wyrazem tej tragedii są słowa popularnej piosenki: „I góry porzucić trzeba, dla chleba, panie, dla chleba”. Dzisiaj to poszukiwanie chleba jest również związane z utratą czegoś bardzo ważnego dla człowieka. W wypadku emigra­cji była to utrata gór, dolin, lasów, języka ojczystego i rodzimej kultury, czyli po prostu ojczyzny. Dzisiaj, gdy widzimy, jak ludzie szukają chleba w śmietnikach, jak dla dóbr materialnych gotowi są zaprzedać duszę, poszukiwanie chleba wiąże się z utratą godności, wolności i innych dóbr duchowych. Słowa Pana Jezusa, zacytowane na początku tej medytacji, bardzo trafnie opisują sytuację ludzi. Kiedy człowiek szuka tylko chleba, traci wtedy wszystko inne, bo nie samym chlebem żyje człowiek. Znaki, które czynił Jezus, a któ­re miały skierować uwagę ludzi na to, co w życiu najważniejsze, mało interesowały Jego słuchaczy; wielkie natomiast zainteresowa­nie wzbudzał chleb, którym zostali za darmo nakarmieni. Głodu chleba w nikim nie trzeba rozbudzać, bo każdy głód odczuwa, dla­tego Pan Jezus stara się swoją Ewangelią rozbudzić w nas zapotrze­bowanie na inny pokarm, „który może nam dać Syn Człowieczy”.
Ciągła gonitwa za chlebem spowodowana jest właśnie tym, że człowiek ciągle odczuwa głód, a przyczyną głodu jest to, że spoży­wamy pokarm, „który ginie”. Kiedy „zginie” jeden bochenek chleba, trzeba myśleć o drugim. Dziwne jest to, że wielu ludzi nie szuka pokarmu, „który trwa na wieki”. Taki pokarm przecież istnieje. Pan Jezus obiecuje Samarytance, że da taką wodę, która zaspokoi ludz­kie pragnienie na zawsze. Obiecuje również taki pokarm, że jak ktoś go spożyje nie będzie łaknął na wieki. Taki pokarm daje nam Syn Człowieczy dając nam siebie. Jeśli idziemy do Jezusa to w pierwszym rzędzie idziemy nie po to, by otrzymać od Niego chleb, zdrowie i powodzenie w życiu, idziemy do Niego, aby Jego samego odnaleźć. Kto będzie szukał i znajdzie ten właśnie pokarm, doświadczy, że reguła, która mówi, że szukanie wyłącznie chleba zacieśnia horyzont człowieka i pozbawia go wielu wartości, w tym wypadku zmienia swój kierunek. Kto na pierwszym miejscu szuka królestwa Bożego i wszystkich spraw jego, wszystko inne ma przydane; temu również nie zabraknie chleba.
Chlebem, którego szukamy i który znajdujemy, dzielimy się z innymi. Najpierw nas karmią, ale potem trzeba karmić innych. Podobnie jest z tym chlebem, który nam daje Syn Człowieczy. Naj­pierw w nas zaszczepiona jest wiara, nadzieja i miłość, ale od pewnego momentu, a jest nim osiągnięcie dojrzałości chrześcijańskiej, trzeba dzielić się tą strawą duszy z innymi. Najpierw sami jesteśmy słuchaczami wszelkiego słowa, które pochodzi z ust Bo­żych, ale przychodzi moment, kiedy sami mamy głosić słowo Boże.
W pierwszym czytaniu, wyjętym z Dziejów Apostolskich, uka­zany jest nam - jeden z pierwszych - głosiciel słowa i świadek Chrystusa: święty Diakon Szczepan. Przeciwnicy nie mogli sprostać mądrości i Duchowi, z którego natchnienia przemawiał, bo też, gdy „przyglądali się mu uważnie, widzieli twarz jego podobną do oblicza anioła” (Dz 6,15).
Jezus przez cud rozmnożenia chleba chciał nie tylko pokazać, że dostrzega i troszczy się o zwykłe, codzienne potrzeby człowieka, ale też uczynił znak prorocki. Oto ten cud rozmnożenia w pewien sposób antycypuje rzeczywistość Eucharystii. Jezus będzie nas karmił Chlebem Życia, jako swoje dzieci, i nigdy nam tego Chleba nie zabraknie, bo sam Pan będzie się ofiarowywał codziennie na ołtarzach świata, aby umacniać swój lud pokarmem eucharystycznym, którym będzie Jego Ciało i Jego Krew.
Ludzie, którzy jedli do sytości pokarm ziemski, biegną, aby odnaleźć Jezusa, który oddalił się od miejsca cudownego rozmnożenia. Gdy Go znajdują, Pan im wyjaśnia, aby bardziej pragnęli i szukali pokarmu duchowego, tego, który daje prawdziwe życie, który daje wewnętrzną siłę, wzmacnia ducha, tego, który potrafi zaspokoić prawdziwe wewnętrzne pragnienia.
Również dziś, jak chyba nigdy wcześniej, Niebieski Pokarm jest bardzo niedoceniony, wielu bowiem zaniedbuje przystępowanie do Komunii świętej, wielu nie stara się o to, aby karmić swoją duszę, swoje serce, tym duchowym Pokarmem.
A przecież, gdyby człowiek nie jadł, gdyby odżywiał się niewłaściwie lub nieregularnie, to podupadłby na zdrowiu, zacząłby słabnąć, aż wreszcie groziłaby mu śmierć.
Tak samo jest w naszym życiu duchowym, z naszą wiarą. Jeśli nie będziemy się karmić częstą i regularną Komunią św., to nasze życie duchowe będzie słabło, będzie coraz bardziej podatne na rożne duchowe choroby, zniewolenia, aż wreszcie zaniknie, umrze.
Jezus i dziś woła: Troszczcie się nie o ten pokarm, który ginie, ale ten, który trwa na wieki, a który da wam Syn Człowieczy (J 6,17).
Czy traktujesz poważnie wezwanie swego Pana? 
 
Copyright © 2016 Homilie i rozważania , Blogger