lutego 12, 2018

Kazanie Pasyjne - III. W domu Kajfasza

lutego 12, 2018

Kazanie Pasyjne - III. W domu Kajfasza
Rozstaliśmy się z Chrystusem tydzień temu w momencie poj­mania w Ogrodzie Oliwnym. Chrystus został w rękach ludzi złych. Wszyscy Apostołowie pouciekali. „Z Getsemani Jezusa za­prowadzono do najwyższego kapłana, u którego zebrali się arcykapłani, starsi i uczeni w Piśmie. Piotr zaś szedł za Nim z daleka aż na dziedziniec najwyższego kapłana. Tam siedział między służ­bą i grzał się przy ogniu" (Mk 14, 53-54).
Na podstawie relacji św. Marka, spróbujemy dziś zobaczyć metody działania zła na sali przesłuchań Sanhedrynu żydowskiego oraz na dziedzińcu arcykapłana.

1. Fałszywi świadkowie
Oto co pisze św. Marek: „Tymczasem arcykapłani i cała Wy­soka Rada szukali świadectwa przeciw Jezusowi, aby Go zgła­dzić, lecz nie znaleźli. Wielu wprawdzie zeznawało fałszywie przeciwko Niemu, ale świadectwa te nie były zgodne. A niektórzy wystąpili i zeznali fałszywie przeciw Niemu: ,Myśmy słyszeli, jak On mówił: Ja zburzę ten przybytek uczyniony ludzką ręką i w ciągu trzech dni zbuduję inny, nie ręką ludzką uczyniony'. Lecz i w tym ich świadectwo nie było zgodne" (Mk 14, 55-59).
Zło chcąc zniszczyć coś wartościowego zawsze musi to czynić pod pozorem jakiegoś dobra. Zło potrzebuje usprawiedliwienia swojego działania. Stąd też wrogowie Jezusa szukają fałszywych świadków. Znamienne jest to, że św. Marek podkreśla, iż było ich wielu. Wynika z tego, że wielu ludzi brało udział w niszcze­niu Chrystusa. Każdy z tych fałszywych świadków współpraco­wał ze złem. Tu należy postawić sobie pytanie, czy przypadkiem nie próbowaliśmy oczernić lub kłamać drugiego człowieka? Jeśli tak, to stajemy w rzędzie fałszywych świadków. Zło posługuje się fałszywym świadectwem.
Fałszywe świadectwa trzeba było uzgodnić. Kłamstwo nie jest zgodne. Tylko prawda jest jedna. Kłamstwo może być w dzie­siątkach tysięcy różnych wersji. Chrystus milczy. Wobec fałszy­wych oskarżeń prawda nie musi się tłumaczyć. Prawda broni się sama. Wcześniej czy później prawda wychodzi spod wielkiego stosu kłamstw. Zło ma dziwną metodę działania - niszczy do­bro pod pozorem troski o większe dobro. Wprawdzie nigdy tego większego dobra nie osiąga, ale po drodze potrafi zniszczyć istnie­jące dobro, a więc osiągnąć swój własny cel.
Oficjalnie zło ciągle występuje w obronie dobra. Np. dla wy­gody rodziców każe zniszczyć dziecko, które się jeszcze nie na­rodziło. Wygodne życie stawiane jest tutaj jako większe dobro i aby je osiągnąć, trzeba zniszczyć inne dobro - życie człowieka. Pod płaszczykiem bezpieczeństwa mocniejszego, tego, który ma władzę, trzeba zniszczyć słabszego. Dla spokojnego życia ludzi uzbrojonych, niszczy się bezbronnych. I tak dalej.
Oficjalnie nie można niszczyć dobra dlatego, że jest dobrem i nikt się na to nie zgodzi. Dlatego zawsze trzeba oskarżyć jedno dobro jako niebezpieczne dla innego dobra.

2. Nieuczciwy kapłan
Skoro świadkowie nie byli zgodni i nie dało się ich wykorzy­stać dla skazania Chrystusa, zło zaczyna rozmawiać z samym Je­zusem i próbuje wydobyć z Niego takie zdanie, które mogłoby stać się podstawą oskarżenia. Kto śledzi uważnie dzieje Jezusa Chrystusa łatwo zauważy, że tę drugą metodę zło stosowało już wiele razy. Przychodzili uczeni w Piśmie, faryzeusze, saduceusze, stawiali podchwytliwe pytania po to, aby oskarżyć Jezusa na pod­stawie Jego wypowiedzi. Tak dzieje się i teraz.
„Wtedy najwyższy kapłan wystąpił na środek i zapytał Jezusa: ,Nic nie odpowiadasz na to, co oni zeznają przeciw Tobie?' Lecz On milczał i nic nie odpowiedział. Najwyższy kapłan zapytał Go ponownie: ,Czy Ty jesteś Mesjasz, Syn Błogosławionego?' Jezus odpowiedział: ,Ja jestem. Ujrzycie Syna Człowieczego, siedzącego po prawicy Wszechmocnego i nadchodzącego z obłokami niebie­skimi'. Wówczas najwyższy kapłan rozdarł swoje szaty i rzekł: ,Na cóż nam jeszcze potrzeba świadków? Słyszeliście bluźnierstwo. Cóż wam się zdaje?' Oni zaś wszyscy wydali wyrok, że wi­nien jest śmierci. I niektórzy zaczęli pluć na Niego; zakrywali Mu twarz, policzkowali Go i mówili: ,Prorokuj’. Także słudzy bili Go pięściami po twarzy" (Mk 14, 60-65).
Arcykapłan musiał znaleźć prawną podstawę do oskarżenia. On miał władzę i nie mógł skazać na śmierć człowieka, jeśliby nie było prawnych podstaw do tego wyroku. Gdyby się okazało, że skazał na śmierć człowieka niewinnego, obróciłoby się to prze­ciwko niemu. Stąd, jeśli nie można było znaleźć fałszywego świa­dectwa, to trzeba było sfabrykować oskarżenie na poczekaniu.
Dramat Chrystusa nie rozegrał się ani u Piłata, ani na Golgo­cie, Dramat Chrystusa rozgrywa się przed najwyższym kapłanem, u Kajfasza. Piłat na sprawach religii się nie znał. Na Golgocie byli żołnierze, którzy wykonywali rozkaz ukrzyżowania. Losy Chrystusa ważą się u Kajfasza, który jako najwyższy kapłan, wi­nien był wiedzieć z Kim ma do czynienia. On winien znać czyste Dobro, Świętość. On jeden, lepiej niż wszyscy inni, winien roze­znać, co na ziemi pochodzi od Boga i co Boga dotyczy. Kto jak kto, ale najwyższy kapłan powinien wiedzieć z Kim ma do czy­nienia.Posiadał nieomylną władzę prorocką, którą otrzymał od samego Boga. Mógł wchodzić do miejsca Świętego Świętych, które było zarezerwowane dla tego, kto ma prawo dostępu do Boga. Wprawdzie ta część świątyni za czasów Kajfasza była pusta, Ży­dzi po powrocie zniewoli nie odnaleźli Arki Przymierza, ale naj­wyższykapłan powinien wiedzieć, kto jest rzeczywiście Święty Świętych. A oto stał przed nim Jednorodzony Syn Boga i on tego nie rozpoznał.
Śledzimy metodę działania zła. U Kajfasza trzeba uświadomić sobie,że zło często posługuje się człowiekiem na stanowisku i że największego zła na ziemi może dokonać kapłan.
Jak w oparciu o otrzymaną władzę może dokonać największego dobra,uświęcić i udostępnić zbawienie, tak też może dokonać największego zła. Kajfasz, najwyższy kapłan jedynego, prawdzi­wego Boga, staje się narzędziem zła. On nie szuka ocalenia Chry­stusa, jemu nie zależy na prawdzie, on chce Chrystusa zniszczyć. Kajfaszowi zabrakło wiary. Nie mógł w Chrystusie rozpoznać Syna Bożego, bo nie uwierzył. Stąd też, zamiast uświęcać - ni­szczył. Najwyższy kapłan musiał wiedzieć, że Chrystus uznaje się za Mesjasza. Doniósł mu o tym Judasz. Wystarczyło zmusić Chry­stusa do wyznania tej godności, aby mieć oskarżenie w ręku.
Wróćmy do porównania Jezusa do pierwiastka promieniotwór­czego. Kajfasz, ponieważ nie wierzył, nie dostrzega w Chrystusie Boga. Traktuje Go jako zwykłego człowieka i stawia Mu pytanie: „Czy Ty rzeczywiście jesteś tym Mesjaszem zesłanym przez Bo­ga, który dysponuje wielką zbawczą mocą? Czy to jesteś Ty?" Chrystus mu odpowiada: „Tak, to Ja jestem" i od razu dodaje, że tę zbawczą moc zobaczą w całej pełni przy Jego powtórnym przyjściu. Wtedy będzie ona promieniować na cały świat.
Kajfasz tymczasem widzi tylko słabego, związanego człowieka. Jaką On ma moc? Mesjasz? Gdy Mesjasz przyjdzie to my powin­niśmy być w Jego rękach. A tymczasem ten Mesjasz jest w na­szych rękach. Zatem On kłamie. On bluźni? - po czym dodaje: „Winien jest śmierci". Nie na takiego słabego Mesjasza czekali Żydzi. Ty jesteś słaby, Ciebie można odrzucić. Teatralny gest roz­darcia szat. Odtąd Jezus jest poza prawem. Wyciągają się do Niego ręce, które niszczą. Szczególnie chcą zeszpecić Jego twarz. To jest znamienne: „Zaczęli pluć na Niego; zakrywali Mu twarz, policzkowali Go i mówili: ‘Prorokuj'. Także słudzy bili Go pię­ściami po twarzy".
Gdyby Kajfasz szanował człowieka to nigdy by nie wydał wy­roku skazującego na Chrystusa. To dzieje się na jego oczach. A zatem to nie tylko brak wiary, ale i brak szacunku dla czło­wieka. Jesteśmy świadkami największej kompromitacji starotestamentalnego kapłaństwa. Nie należy się dziwić, że to kapłaństwo szybko się skończy i to na zawsze. Bo jeśli idealnie niewinnego człowieka, arcykapłan i Sanhedryn, a więc ludzie odpowiedzialni za wiarę, tak potraktowali, to nie należy się dziwić, że Bóg ode­brał im winnicę i oddał innym.
Interesują nas metody działania zła. Chrystusa nie niszczą ko­muniści ani ateiści. Chrystusa niszczą ludzie powołani przez Bo­ga: Kajfasz i Judasz. Apostoł Judasz, który miał dostęp do Chry­stusa, był kandydatem do święceń i zdradził swoje powołanie idąc na współpracę ze złem. I Kajfasz, konsekrowany na kapłana starotestamentalnego.
Warto przy tej okazji zwrócić uwagę na to, że granica między dobrem a złem nie przebiega między instytucjami, lecz przebiega w sercu człowieka. Niejeden milicjant może więcej zrobić dobre­go, aniżeli ksiądz. Bywa też, że kapłan dokonuje więcej zła niżeli setki wojujących ateistów razem wziętych. Ewangelia dowodzi, że zło potrafi posługiwać się ludźmi, których Bóg wybrał. Posługi­wało się w Starym Testamencie, czego dowodzi postawa Kajfasza i posługuje się w Nowym Testamencie, czego przykładem jest Ju­dasz. Ludzie, którym zabrakło wiary.

3. Brak roztropności
Drugie wydarzenie ma miejsce na dziedzińcu pałacu arcyka­płana. W tym samym momencie, to samo zło niszczy ucznia Je­zusa Chrystusa.
„Kiedy Piotr był na dole na dziedzińcu, przyszła jedna ze słu­żących najwyższego kapłana. Zobaczywszy Piotra grzejącego się, przypatrzyła mu się i rzekła: ,I tyś był z Nazarejczykiem Jezu­sem'. Lecz on zaprzeczył temu, mówiąc: „Nie wiem i nie rozumiem, co mówisz'. I wyszedł na zewnątrz do przedsionka, a kogut zapiał. Służąca, widząc go, znowu zaczęła mówić do tych, którzy tam stali: ,To jest jeden z nich'. A on ponownie zaprzeczył. Po chwili ci, którzy tam stali, mówili znowu do Piotra: ,Na pewno jesteś jednym z nich, jesteś także Galilejczykiem'. Lecz on począł się zaklinać i przysięgać: „Nie znam tego człowieka, o którym mówicie'. I w tej chwili kogut powtórnie zapiał. Wspomniał Piotr na słowa, które mu powiedział Jezus: ,Pierwej, nim kogut dwa razy zapieje, trzy razy Mnie się wyprzesz'. I wybuchnął płaczem" (Mk 14, 66-72).
Piotrowi zabrakło mądrości. Po cóż poszedł w sam środek wro­gów swojego Mistrza? W jakim celu? Mądrego człowieka poznaje się po tym, że podejdzie do potrzasku, ale nigdy nogi do niego nie włoży. Piotr nie tylko wsadził nogę, ale także głowę. Osaczo­ny, zostaje znienacka zaatakowany przez zło. Na pewno bardzo uważał, żeby go nie rozpoznali żołnierze, ale nie przypuszczał, że atak przyjdzie ze strony kobiety. To ona jest w tym momencie narzędziem zła. Czy ona sama jest zła? Nie, ona nie chce nic złego zrobić, nawet nie wie, że jest narzędziem zła, że zło się nią posługuje dla zdemaskowania Piotra. Kiedy sobie uświadomił, że jest osaczony i może być aresztowany, próbuje się wycofać, ale zło go już nie wypuści dotąd, dopóki nie złamie jego ducha. I to się udaje.
Strach paraliżuje Piotra. Zapomniał o zapowiedzi Chrystusa. Gdyby się modlił, a przez to był podłączony do Boga, nie doszło­by do tego. Modliłby się również na dziedzińcu, a pozostając w kontakcie z Bogiem, potrafiłby mądrze rozegrać trudną sytua­cję. Gdyby był w towarzystwie Jana lub innego Apostoła, nie upadłby tak szybko. Ale on był sam. Zło bardzo lubi odwieść człowieka od wspólnoty. Gdy poczuje się samotny, potrafi go szybko zniszczyć. Samotność to bardzo niebezpieczny teren, na którym zło odnosi zwycięstwo.
Zdumiewające jest to, że w tym samym momencie, kiedy Chry­stus, który dotąd ukrywał swoją mesjańską godność, zobowiązu­jąc wszystkich do zachowania jej w tajemnicy, sam publicznie wyznaje, że jest Mesjaszem, pozostaje sam. Wszyscy uczniowie uciekają, a Piotr się Go zapiera. W momencie publicznego ogło­szenia swej mesjańskiej godności, Chrystus zostaje sam.
Zastanawia również połączenie grzechu Piotra z pianiem kogu­ta. Proszę sobie uświadomić, w jaki sposób Piotr, do ostatniego momentu życia, słuchał piania koguta. Zapewne, ile razy słyszał pianie koguta, tyle razy uświadamiał sobie to, co się stało na dzie­dzińcu Kajfasza. Przecież Chrystus nie powiedział, że rano się Mnie zaprzesz, ale „nim kogut dwa razy zapieje". Śpiew koguta będzie budził sumienie Piotra do końca jego życia.
Płacz - mężczyzna w sile wieku płacze nad sobą, nad swoim upadkiem, płacze nad popełnionym grzechem, którego nie da się już zmazać. To jest właśnie dramat. Można spalić dom i wybu­dować nowy, ale grzechu ciężkiego nie da się wymazać. Można prosić o jego przebaczenie, ale po dwudziestu wiekach, do dziś, o grzechu Piotra wiemy, jego grzech wprawdzie przebaczony, ale trwa do dziś.
Tyle refleksji na dzień dzisiejszy nad potęgą zła. Niszczy ono Chrystusa w sali przesłuchań Sanhedrynu i niszczy Piotra na dziedzińcu domu arcykapłana. Zło wykorzystuje dobro dla swoich własnych celów, po to, aby je zniszczyć. Ale Bóg jest mocniejszy. Ostatecznie to On potrafi wykorzystać wszelkie zło dla swoich celów, dla swojego dobra. Stoimy wobec wielkiej tajemnicy.
Zapytajmy siebie:
1. Czy w mojej świadomości granica między dobrem a złem przebiega przez serce człowieka, czy też przez instytucje, przez to, co widzialne?
2. Czy upadek, słabości umiemy naprawić wylewając łzy praw­dziwego żalu?


lutego 12, 2018

Kazanie pasyjne - IV. Przed Piłatem

lutego 12, 2018

Kazanie pasyjne - IV. Przed Piłatem
Tydzień temu towarzyszyliśmy Jezusowi Chrystusowi w sali przesłuchań w Sanhedrynie. Dowiedzieliśmy się, że arcykapłani, uczeni w Piśmie i faryzeusze wydali na Niego wyrok - „Winien jest śmierci". Były dwie możliwości. Mogli Chrystusa ukamieno­wać, pozwalało im na to prawo Mojżesza, zawiadomiliby tylko Piłata, że wyrok został wydany na podstawie prawa religijnego - Jezus zginął za bluźnierstwo. Takie rozwiązanie zostanie zastoso­wane w kilka lat później ze Szczepanem. W Wielki Piątek arcy­kapłani nie korzystają z tej możliwości. Kierują nimi prawdopo­dobnie dwa motywy. Po pierwsze, nie zawsze można być pew­nym, że człowiek, którego się obrzuciło kamieniami i przewrócił się na ziemię, rzeczywiście został zabity. Bywały wypadki, kiedy po takim kamienowaniu bliscy zabierali ofiarę i powoli wracała do zdrowia. Arcykapłani chcą mieć stuprocentową pewność, że Chrystus nie żyje.
Drugi motyw był jeszcze bardziej uzasadniony, chcieli przerzu­cić odpowiedzialność za śmierć Chrystusa na władzę okupanta. Jerozolima była wypełniona pielgrzymami. Dziesiątki tysięcy lu­dzi zgromadzonych w mieście i okolicy. Rozpoczęły się święta. Ludzie uważali Chrystusa za Wielkiego Proroka i jeżeli się dowie­dzą, że zamordowali Go kapłani, mogą powstać rozruchy. Arcy­kapłani woleli mieć czyste ręce, a cudzymi zamordować tego Człowieka.

1. Skazaniec polityczny
A oto relacja św. Marka: „Zaraz wczesnym rankiem arcyka­płani wraz ze starszymi i uczonymi w Piśmie i cała Wysoka Ra­da powzięli uchwałę. Kazali Jezusa związanego odprowadzić i wydali Go Piłatowi. Piłat zapytał Go: ,Czy Ty jesteś królem żydowskim?' Odpowiedział mu: ,Tak, Ja nim jestem'. Arcykapłani zaś oskarżali Go o wiele rzeczy. Piłat ponownie Go zapytał: ,Nic nie odpowiadasz? Zważ, o jakie rzeczy Cię oskarżają’. Lecz Jezus nic już nie odpowiedział, tak że Piłat się dziwił" (Mk 15, 1-5).
Obserwujemy mechanizmy działania zła. Dotychczas zło posłu­giwało się władzą religijną, a w tym momencie chce wciągnąć do współpracy w zniszczeniu Jezusa Chrystusa władzę polityczną. Przed tą władzą trzeba było postawić zarzut o charakterze poli­tycznym. Piłata zarzuty religijne w ogóle nie interesowały. Zarzut jest konkretny. Chrystus uważa się za wodza narodu podbi­tego, za króla Izraela. Piłat, który był odpowiedzialny za porządek w tym narodzie, powinien interesować się takimi ludźmi. Taki król mógł doprowadzić do rewolucji przeciw okupantowi.
Widocznie jednak sami oskarżyciele dochodzili do wniosku, że argument jest za słaby, ponieważ przytaczali również wiele in­nych argumentów. Gdyby to oskarżenie było słuszne, wystarczy­łoby do wydania wyroku. Piłat od dawna znał Jezusa Chrystusa. Śledził Jego publiczną działalność i wiedział, że jest to niegroźny Król. Zapewne zauważył, że Chrystus z dużą sympatią odnosił się do okupanta. Nigdy nie występował przeciwko Rzymianom, na­wet kazał Żydom płacić podatek okupantowi. Teraz Piłat miał przed sobą Króla związanego, a jako taki nie jest groźny, takiego Króla Rzym się nie obawia.
Piłat jest zaskoczony milczeniem Chrystusa. Jezus odpowiada na tylko konkretnie postawione pytanie: „Czy jesteś królem?" „Tak, Ja nim jestem", jestem Królem żydowskim. Tym oświad­czeniem Chrystus wydał na siebie wyrok śmierci. Piłat nie mógł tolerować kogoś, kto uważa się za króla podbitego narodu. A jed­nak Chrystus budzi w Piłacie sympatię. Dziwi go milczenie Pro­roka z Nazaretu. Jezus nie odpowiada na żadne uwagi arcykapłanów. Skończył z nimi rozmowę w sali Sanhedrynu. Wszyscy rozbijają się o Jego milczenie.
W tej sytuacji Piłat postanawia ratować Chrystusa z rąk oskar­życieli. Namiestnik doskonale zna mechanizmy zła i wie, że w tej rozgrywce najwięcej będzie miał do powiedzenia tłum. Władza bowiem musi się liczyć z tłumem. Próbuje zatem przeciwstawić arcykapłanom tłum ludzi. Wiedział, że wokół Chrystusa groma­dziły się tysiące, i liczy na to, że ta rzesza pomoże mu w rato­waniu życia Jezusowi.
„Na każde święto miał zwyczaj uwalniać im jednego więźnia, którego żądali. A był tam jeden, zwany Barabaszem, uwięziony z buntownikami, którzy w rozruchu popełnili zabójstwo. Tłum przyszedł i zaczął domagać się tego, co zawsze im czynił. Piłat im odpowiedział: ,Jeśli chcecie, uwolnię wam Króla Żydowskiego?' Wiedział bowiem, że arcykapłani wydali Go przez zawiść. Lecz arcykapłani podburzyli tłum, żeby uwolnił im Barabasza. Piłat ponownie ich zapytał: ,Cóż więc mam uczynić z tym, którego na­zywacie Królem Żydowskim?' Odpowiedzieli mu krzykiem: ,Ukrzyżuj Go!' Piłat odparł: ,Cóż więc złego uczynił?' Lecz oni jeszcze głośniej krzyczeli: ,Ukrzyżuj Go!' Wtedy Piłat, chcąc za­dowolić tłum, uwolnił im Barabasza, a Jezusa kazał ubiczować i wydał na ukrzyżowanie" (Mk 25, 6-25).
Piłat próbuje skorzystać z prawa amnestii. Z okazji święta Paschy mógł uwolnić im jednego więźnia. Zestawia do licytacji z jednej strony Barabasza, który jest posądzony o udział w mor­derstwie, a z drugiej Chrystusa, Proroka i Króla Żydowskiego. Kogo wybierze tłum? Tłum nigdy nie myśli, zawsze jest stero­wany. Arcykapłani wiedzieli o potędze tej siły i wcześniej już od­powiednio ustawili tłum, aby domagał się uwolnienia Barabasza, a zniszczenia Chrystusa.
Zwróćmy jeszcze raz uwagę na to, ilu ludzi bierze udział w zniszczeniu Jezusa Chrystusa. Ponad siedemdziesięciu ludzi na sali Sanhedrynu, sama śmietanka religijna narodu wybranego wydaje na Niego wyrok śmierci. Jeszcze wcześniej, przynajmniej trzydziestu czy czterdziestu ludzi musiało przyjść do Ogrodu Getsemani, aby Go aresztować, a więc już jest ponad stu ludzi. Teraz zostaje wciągnięty Piłat i jego żołnierze. Do tego dochodzi tłum. To musiała być duża rzesza, ponieważ kilkudziesięciu ludzi Piłat by nie posłuchał. Kilkudziesięciu ludzi nie wywarłoby na niego presji. Trzeba to mieć na uwadze. Kim i w jaki sposób po­sługuje się zło? Przed pałacem Piłata posługuje się tłumem, ura­bia opinię publiczną przeciwko Chrystusowi.
Warto również zwrócić uwagę na to, że zło potrafi chytrze do­prowadzić do uwolnienia swojego człowieka po to, aby w jego miejsce zniszczyć Jezusa Chrystusa. To jest tragiczny paradoks, kiedy za niebezpieczeństwo uważa się Człowieka, który czynił do­brze, a za godnego wolności tego, który czynił źle. Chrystus, któ­ry wskrzeszał umarłych, jest niebezpieczny, winien jest śmierci. Natomiast Barabasz mordował - jego trzeba uwolnić, może się złu jeszcze przydać. Takie jest myślenie zła. Zło ratuje swojego człowieka. Trzeba także podkreślić, że Chrystus jest niszczony ze wszystkich stron. Był zaatakowany ze strony władzy religijnej, teraz jest atakowany przez władzę państwową i przez tłum. Oczy­wiście tłum się myli, opinia publiczna często wydaje niesprawie­dliwe wyroki. Straszna pomyłka tłumu, który ratuje mordercę, a żąda zniszczenia tego, który czynił dobrze.

2. Zazdrość
Św.Marek podkreśla również to, że Piłat doskonale zdawał so­bie sprawę z tego, czym kierują się oskarżyciele Jezusa Chrystusa. W grę wchodziła zawiść. „Wiedział bowiem, że arcykapłani wydali Go przez zawiść" (Mk 25, 10). Zawiść to szatański grzech. Jawi się jako połączenie nienawiści z zazdrością, a więc ten ro­dzaj uczucia, który jest nastawiony tylko i wyłącznie na niszcze­nie. Jeżeli serce człowieka wypełni zazdrość, to działa na podo­bieństwo kwasu solnego. Ona zżera serce, w którym przebywa i równocześnie za każdym jego uderzeniem tryska owym kwasem na otoczenie i rani ludzi. Czasami potrafi tak ciężko poparzyć in­nych, że jest to poparzenie trzeciego stopnia, a nawet śmiertelne. Ten rodzaj uczucia, nienawiść człowieka, nie ma w sobie nic twórczego, ono wyłącznie niszczy. Dlatego wszyscy ludzie, którzy znajdą się w zasięgu zazdrosnego, próbują się od niego najdalej odsunąć, aby zazdrość ich nie zniszczyła. Zło odsłania tu swoje oblicze.
Równocześnie obserwujemy właściwą postawę Jezusa Chrystusa, Jego milczenie. Zazdrosnemu człowiekowi w żaden sposób nie da się pomóc. Każdy kto podejdzie do zazdrośnika zostanie przez niego zraniony. A każde podejście spotęguje zazdrość i tego kwa­su w sercu będzie przybywać. Istnieje tylko jedna możliwość, nie dotykać. Odsunąć się, by nie drażnić zazdrosnego serca i uważać, aby nic z tego kwasu nie dostało się do naszego serca.
Ważne jest owo stwierdzenie o zawiści. Marek bowiem jako świadek tych wydarzeń, doskonale wiedział, jakie układy pano­wały w Jerozolimie. Piłat również wiedział, że z zawiści Go wy­dali. Marek podaje najgłębszy powód zniszczenia Jezusa Chry­stusa. Oto możecie zrozumieć dlaczego wszystkie kazania pasyjne w tym roku zmierzają do zdemaskowania metod działania zła. Z jednej strony mamy czyste Dobro - Jezusa Chrystusa, a z dru­giej zawiść, a więc nienawiść i zazdrość. Zło w najczystszej po­staci, które za wszelką cenę próbuje zniszczyć Mistrza z Nazaretu.
Tłum wydaje wyrok śmierci domagając się „Ukrzyżuj Go". Pi­łat próbuje jeszcze raz postawić pytanie: „Cóż więc złego uczy­nił?" Szuka dowodów winy, na podstawie której według prawa, może zniszczyć człowieka. Jednak w tym momencie i dowody są już mało ważne. Rozszalały tłum staje się dowodem, wobec kt6-rego władza musi się ugiąć. Tłum nie podaje żadnych argumen­tów, tylko żąda wykonania wyroku i to wyroku śmierci.
Piłat spełnia wolę tłumu. Chrystus umrze na krzyżu po ubiczo­waniu jako Król żydowski. To jest istotne, bowiem krzyż był ka­rą Rzymian. Żydzi nigdy nikogo nie krzyżowali, oni zabijali ka­mieniami. Jeśli zatem Chrystus zginie na krzyżu, nikt nie będzie oskarżał Żydów, wszyscy będą obwiniać Rzymian.

3. Brak szacunku dla człowieka
Po wydaniu wyroku Chrystus dostaje się w ręce ludzi małych, tych, którzy dysponują przemocą. „Żołnierze zaprowadzili Go na wewnętrzny dziedziniec, czyli pretorium, i zwołał całą kohortę. Ubrali Go w purpurę i uplótłszy wieniec z ciernia włożyli Mu na głowę. I zaczęli Go pozdrawiać: ,Witaj Królu Żydowski!' Przy tym bili Go trzciną po głowie, pluli na Niego i przyklękając od­dawali Mu pokłon. A gdy Go wyszydzili, zdjęli z Niego purpurę i włożyli na Niego własne Jego szaty" (Mt 15, 16-20).
Pluton egzekucyjny, kohorta kilkunastu ludzi, którzy bawią się ofiarą. Po ubiczowaniu Chrystusa zaczynają kpić z Niego. Chry­stus staje wobec przemocy. To są ludzie, którzy nie szanują dru­giego, boją się jedynie mocniejszego od siebie. Jeśli jest słaby, potrafią bawić się jego kosztem. Odkrywamy nowe aspekty zła. Kpina, która potrafi zranić człowieka głęboko, niszcząc jego serce. Chrystus zostaje wykpiony. Jest to okrutna zabawa. Cierniem ukoronowany. Powiedziałeś, że jesteś Królem, a gdzie Twoja koro­na? Zrobimy Ci koronę z ciernia. Twierdziłeś, że jesteś Królem, a gdzie Twój królewski płaszcz? My damy Ci płaszcz, łachman szkarłatnego płótna. Mówiłeś, że jesteś Królem, a gdzie masz berło? Damy Ci w jego miejsce trzcinę. Będziemy Ci składać po­kłon. Podchodzili i klękali, brali tę trzcinę i bili po głowie, pluli w Jego twarz.
Chrystus milczy i kocha. Oto odpowiedź na potęgę zła i prze­mocy. Kiedyś powiedział, „Kto Cię uderzy w jeden policzek, nad­staw mu drugi", teraz to realizuje. Odkrywamy metodę działania dobra w spotkaniu ze złem, które objawia się w przemocy. Chry­stus nie może oddać ciosem za cios, bo jest czystą Dobrocią, a Do­broć nigdy nie niszczy. Pozostaje zatem przyjąć uderzenie i odpo­wiedzieć na cios miłością.
Dotykam tu wielkiej tajemnicy, w której dobro niszczone przez zło, wzrasta. Trzeba kochać tę rękę, która uwiła cierniową koronę, która wymierzyła policzek, trzeba kochać te usta, które napluły mi w twarz. Istnieje tylko jedna odpowiedź - ukochać tych lu­dzi. Chrystus na każde uderzenie odpowiada miłością.
Zło nie potrafiło jeszcze rozłupać tego atomu czystej dobroci i miłości, jaki pojawił się na ziemi. Bije, uderza, ale to wszystko jest jeszcze za mało, bowiem za każdym uderzeniem energia dobroci i miłości w Chrystusie wzrasta. Kiedy zostanie całkowicie zniszczony, wówczas objawi się ona w pełni, a dokona się to w dniu zmartwychwstania.
Rozważając wydarzenia, które miały miejsce na dziedzińcu Piłata, odkryliśmy postawę Chrystusa wobec okupanta, urzędnika państwowego, a także ataku zazdrości, wobec tłumu i wobec prze­mocy.
Pytania wciąż aktualne:
1. Czy w naszym sercu nie znajduje się coś z zazdrości?
2. Ile razy w życiu kierowaliśmy się opinią ludzką? Ile razy nasze środowisko zmusiło nas do zajęcia niewłaściwej postawy wobec człowieka krzywdzonego?
3. Czy potrafimy sami w momencie ataku zła odpowiedzieć miłością?



lutego 12, 2018

Kazanie pasyjne - V. Golgota

lutego 12, 2018

Kazanie pasyjne - V. Golgota
Wędrując razem ze św. Markiem z Wieczernika na Golgotę, tydzień temu rozstaliśmy się z Chrystusem cierpiącym w pretorium Piłata. Jest już po wydaniu wyroku, po ubiczowaniu. Zmieniono szaty, Chrystus otrzymał swoją własną suknię, drzewo krzyża i wyszedł w stronę Kalwarii.

1.Mimowolni słudzy zła
„Następnie wyprowadzili Go, aby Go ukrzyżować. I przymusili niejakiego Szymona z Cyreny, ojca Aleksandra i Rufusa, który wracając z pola właśnie przechodził, żeby niósł krzyż Jego. Przy­prowadzili Go na miejsce Golgota, to znaczy miejsce Czaszki" (Mk 15, 20b-22).
Interesuje nas w tym roku odkrycie potęgi i metod działania zła, a równocześnie postawa Jezusa Chrystusa wobec tego zła. Szymon z Cyreny został przymuszony przez żołnierzy, aby dźwigał krzyż. Zło szuka pomocników. Zbyt długo trwałaby krzyżowa droga, ponieważ Chrystus jest bardzo wyczerpany, osłabiony biczowa­niem, nie przespaną nocą. Skazaniec powinien sam nieść belkę krzyża na miejsce stracenia. Pozostali towarzysze Chrystusa, któ­rzy również idą na śmierć, niosą swój krzyż.
Zło przymusiło Szymona. Ten czyni to niechętnie, z musu, ale Bóg potrafi takie przymuszone dobro nagrodzić. Marek Ewan­gelista, podając imiona synów Szymona, Aleksander i Rufus, dowodzi, że są to osoby znane pierwszym chrześcijanom, a więc otrzymali łaskę wiary. Przymuszony ojciec pomógł Chrystusowi dźwigać krzyż, a jego synowie otrzymali łaskę wiary. Tak Bóg płaci nawet za dobro dokonane z przymusu.
Chrystus przyjmuje tę pomoc jako zaplanowaną przez Ojca Niebieskiego. On wie, że to Ojciec w swojej Opatrzności postawił na drodze krzyżowej Szymona, aby Mu pomógł. Uczymy się od Chrystusa, jak należy przyjmować pomoc nawet od tych ludzi, którzy czynią to niechętnie. Trzeba umieć współpracować z tymi, którzy czynią to z przymusu. Nam często taka pomoc się nie podoba, i najchętniej powiedzielibyśmy: Jak nie chcesz, to zrobię sam. Chrystus jednak wzywa: Przyjmij przymuszoną pracę. Nie zawsze też potrafimy usunąć czy skrócić cierpienie człowieka i wtedy trzeba umieć pomóc w trwaniu na drodze cierpienia. Sto­jąc po stronie cierpiącego, stoimy zawsze po stronie dobra. To jest chrześcijańska postawa.
Następnie św. Marek pisze, że na szczycie Golgoty dawali Chry­stusowi „wino zaprawione mirrą, lecz On nie przyjął. Ukrzyżowali Go i rozdzielili między siebie Jego szaty, rzucając o nie losy, co który miał zabrać. A była godzina trzecia, gdy Go ukrzyżowali" (Mk 15, 23-25).
Wino i mirra to środek znieczulający, który podawano, aby oszczędzić bólu, był on bowiem tak wielki, że niektórzy ludzie umierali podczas krzyżowania. Zło, aby przedłużyć cierpienie, podawało środek znieczulający i w ten sposób najcięższy moment przebicia rąk i podniesienia ciała w górę na stojącą belkę, był nieco złagodzony.
Obserwujemy, jak zło ciągle zabiega o to, aby kaźń była zreali­zowana do końca, by Chrystus nie umarł w czasie przybijania do drzewa. On miał wisieć jako przestroga dla innych. Jego krzyż miał odstraszać tych, którzy dotychczas byli Jego zwolennikami.
Pan Jezus odmawia tego napoju, bo chce cierpieć świadomie i dobrowolnie. On od początku do końca jest Panem sytuacji. Gdyby Chrystus wypił ten napój, to Jego słowa na krzyżu byłyby słowami człowieka odurzonego. Nie byłby odpowiedzialny za sło­wa, które wypowie na drzewie krzyża. Odpowiedzialność za każ­dy gest to znak prawdziwej dobroci. Dobro jest zawsze odpowie­dzialne za wszystko. Ten kto stoi po stronie dobra, powinien od Chrystusa uczyć się odpowiedzialności za swoje czyny i słowa do końca.
Egzekucji dokonuje pluton żołnierzy. Jest rzeczą znamienną, że Chrystus nie ma do nich większych pretensji, to są ludzie, którzy wykonują rozkaz. Zło posługuje się swoimi poddanymi. Czytając Ewangelię wiemy, że Chrystus odnosił się z dużym szacunkiem do wszystkich instytucji polityczno-gospodarczych. Sam żył w ra­mach tych instytucji i w tych ramach umiera. Ma pretensje do ludzi odpowiedzialnych za wydany na Niego wyrok, a więc do Judasza, Kajfasza, Piłata. Nie ma natomiast pretensji do żołnie­rzy, którzy wykonują rozkaz. Są sługami zła mimo woli.
Św.Marek podaje, że rzucili los o suknię. Jest już po ukrzy­żowaniu. Chrystus przez kilka godzin będzie konał na krzyżu. Żołnierze są odpowiedzialni za cały przebieg egzekucji. Muszą zo­stać pod krzyżem aż do Jego śmierci. W tej sytuacji grają w ko­ści o suknię Jezusa Chrystusa, o Jego szatę. To świadczy o typowo żydowskiej atmosferze, jaka panowała pod krzyżem. Na krzy­żu umiera czyste Dobro, Zbawiciel świata, człowiek sławny, któ­ry czynił wiele dobra, a legioniści siedzą i grają w kości. Dostrze­gamy ten straszny kontrast między tym, co Bóg czyni dla czło­wieka, a tym, jak podchodzi do tego człowiek. Obok wielkich wydarzeń, zabawia się grą w kości. Ile rozumie z tego, że Bóg dla niego cierpi?

2. Zatarcie granicy między dobrem a złem
Następnie św. Marek zaznacza: „Był też napis z podaniem Jego winy, tak ułożony: ,Król Żydowski'. Razem z Nim ukrzyżowali dwóch złoczyńców, jednego po prawej, drugiego po lewej Jego stronie. Tak wypełniło się słowo Pisma: W poczet złoczyńców zo­stał zaliczony" (Mk 15, 26-28).
„Król Żydowski". To jest wina, która stała się podstawą do wydania wyroku śmierci. Oświadczenie Jezusa uznano za uzurpację królewskiej godności. Chrystus jest prawdziwym Królem Żydowskim, Królem świata i wszechświata, ale prawda w świecie kłamstwa zasługuje na wyrok śmierci. W oczach okupanta rzym­skiego Chrystus jako Król Żydowski, uchodzi za buntownika po­litycznego i dlatego zasługuje na śmierć.
Tak jest przez wieki. Więźniowie dzielą się na więźniów poli­tycznych i więźniów kryminalnych. Kryminaliści cierpią i giną z powodu przestępstwa, polityczni z powodu prawdy. Zło posłu­guje się tymi samymi prawami, instytucjami, więzieniami, straż­nikami porządku, karząc w imię sprawiedliwości kryminalistów i w imię niesprawiedliwości tych, którzy znają prawdę i mogą zagrozić władzy. To zatarcie granicy między dobrem a złem jest bardzo bolesne. W tłumie ludzie pytają, dlaczego on umiera, skoro nic złego nie uczynił?
Chrystus umiera jako więzień polityczny, jako Król Żydowski, jako buntownik, ale On umiera za prawdę. Łączy się to ściśle z zestawieniem Chrystusa razem z dwoma złoczyńcami. Zbawi­ciel zrównany z łotrami. Św.Marek posługuje się słowem „złoczyńcy", to znaczy ci, którzy czynią zło. Było ich dwóch. Prawdopodobnie jako trzeci miał być Barabasz, skazany również na karę śmierci. Chrystus jest dobroczyńcą, który nic złego nie uczy­nił, ale zostaje zrównany ze złoczyńcami. Zbrodniarze giną ze względu na lud, by władza mogła dać dowód, że stoi na straży prawdziwego porządku, karząc zło. Dobroczyńca, Jezus Chrystus, ginie ze względu na władzę, ponieważ wydaje się być groźnym dla porządku, którego władza strzeże.
Warto stanąć pod tymi trzema krzyżami, nie pod jednym, ale pod trzema, by sobie uświadomić, że z punktu widzenia czysto doczesnego, nie warto być ani bardzo złym, ani bardzo dobrym. Bo taki sam koniec jest bardzo złego i bardzo dobrego. Najwy­godniej być w środku - trochę złym i trochę dobrym. Tak jest w oczach ludzi, ale nie w oczach Boga. Właśnie Pan Bóg powia­da: „Obyś był zimny albo gorący! A tak, skoro jesteś letni i ani gorący, ani zimny, chcę cię wyrzucić z mych ust" (Ap3, 15-16).Zatem lepiej być albo zimnym, albo gorącym. Św.Marek po­twierdza, że ten zimny łotr, złoczyńca, potrafił w ostatnim mo­mencie nawrócić się do Boga. Natomiast trudniej jest nawrócić się tym, którzy zgodzili się na tę wygodną drogę w środku - być trochę złym i trochę dobrym. Chrystus swoją postawą wzy­wa,by opowiedzieć się po stronie dobra, nawet za cenę własnego życia.
Św. Marek wyraźnie podkreśla to zaliczenie Chrystusa do zło­czyńców, ponieważ w całej jego Ewangelii chodzi o ukazanie drogi poniżenia, którą Chrystus dobrowolnie wybrał, aby wejść do swojej chwały. Chrystus udowodnił, że prawdziwie dobry człowiek nic nie traci na wartości, chociaż został poniżony i uznany w oczach tego świata za złoczyńcę. Prawdziwe dobro w najwię­kszym poniżeniu nie traci swojej wartości. Chrystus sam prze­szedł tę drogę poniżenia, aby nam powiedzieć: Nie bójcie się po­niżenia, bo jeśli wasze serce jest czyste i połączone z moim Ser­cem, to nigdy nie zostanie zniszczone, nawet gdyby było poniżo­ne, jak Ja.

3. Dobro przeklęte
W dalszym ciągu swojej relacji św. Marek zaznacza: „Ci zaś, którzy przechodzili obok, przeklinali Go, potrząsali głowami, mówiąc: ,Ej, Ty, który burzysz przybytek i w trzech dniach go od­budowujesz, zejdź z krzyża i wybaw samego siebie’. Podobnie arcykapłani wraz z uczonymi w Piśmie drwili między sobą i mó­wili: ,Innych wybawiał, siebie nie może wybawić. Mesjasz, król Izraela, niechże teraz zejdzie z krzyża, żebyśmy widzieli i uwie­rzyli’. Lżyli Go także ci, którzy byli z Nim ukrzyżowani" (Mk 15, 29-32).
Anonimowi przechodnie, ludzie, którzy wcześniej nie brali udziału ani w procesie, ani w egzekucji bluźnią, przechodząc obok krzyża. Sądzą z pozoru, ponieważ ktokolwiek był zawieszony na drzewie krzyża, ten był przeklęty. Taki człowiek był godzien przekleństwa. Oni nie wiedzą z Kim mają do czynienia. Wydają wyrok na podstawie pozorów. Przeklinają czyste Dobro, swojego Zbawiciela. Zło posługuje się metodą przewrotną. To jest mniej więcej tak, jak gdyby na butelkę zawierającą najlepsze lekarstwo na wszystkie choroby naklejono etykietkę z ostrzeżeniem, że w środku znajduje się trucizna. Ludzie sądzą tylko po etykiecie. Ponieważ Chrystus zawisł na krzyżu, zostaje odrzucony. Nikt nie sprawdza Kim jest, o to zatroszczyło się zło. Taka jest metoda niszczenia dobra. Często dobro jest umieszczone w opakowaniu, na którym wymalowano trupią czaszkę z ostrzeżeniem, że jest w nim trucizna. Ludzie zamiast podejść i sprawdzić, na podsta­wie samej etykiety odrzucają to, co jest dobre. Bywa niekiedy i odwrotnie, zło na opakowaniu pisze, że jest w środku wspaniałe lekarstwo, a jest w nim trucizna. Na Golgocie trzeba odkryć i tę niezwykle groźną metodę działania zła.

4. Złośliwość
Obserwujemy jeszcze jeden atak na Chrystusa i to zbiorowy. Chrystus wisiał na krzyżu około trzech godzin i przechodziło obok Niego wielu ludzi. Ich język ranił. Jakże głęboko może ranić ludzka złośliwość. Język to wielki dar Boga, którym można do­konać wspaniałych dzieł, ale równocześnie może to być ostra ży­letka, która tnie głęboko i boleśnie tych, którzy są blisko. Wówczas język staje się narzędziem zła. Złośliwy człowiek potrafi zranić tysiące ludzi. Jest to tym groźniejsze, że często człowiek złośliwy nie uświadamia sobie ogromu zła, jakie jest jego dziełem. Rzadko kto robi rachunek sumienia z własnej złośliwości, a tym­czasem obok niego, całymi miesiącami i latami, płaczą ludzie.
Warto zastanowić się nad sceną ukrzyżowania. Jest to ostatni drapieżny atak zła na Chrystusa. Już przybili ręce i nogi. Zrobili wszystko co mogli, ale jeszcze został język, którym można bole­śnie ranić. Św. Marek zaznaczył, że te złośliwe słowa padały od tych, którzy przechodzili obok, od arcykapłanów i uczonych w Piśmie i od tych, którzy byli razem z Nim ukrzyżowani. Lu­dzie złośliwi mogą pod krzyżem znaleźć swoich towarzyszy. Chry­stus milczy, ponieważ wobec złośliwości nie ma odpowiedzi. Złośliwość uderza w człowieka i jeśli tamten nie odpowie, to za­trzymuje się i rozbija o jego milczenie. Jeśli na atak odpowie się złośliwością, to fala staje się coraz wyższa i zło wzrasta. Chrystus uczy nas milczącej postawy wobec złośliwości.
I wreszcie pokusa: „Niechże teraz zejdzie z krzyża, żebyśmy widzieli i uwierzyli". Odpierał Chrystus pokusę chleba, kiedy był głodny; odpierał pokusę władzy, odpierał pokusę sensacji i teraz jest to ostatnia szatańska pokusa — „zejdź z krzyża". Chrystus na krzyżu zostaje dla tych, którzy z Niego drwią. Nie zstąpi z krzyża. Odrzuci ostatnią szatańską pokusę, aby pokonać zło i wszystkie jego formy, jakie istnieją w świecie.
Nasze pytania:
1. W jakiej mierze uświadamiamy sobie, że wartość człowieka poznajemy po jego postawie w godzinie poniżenia, upokorzenia?
2. Czy w rachunku sumienia uwzględniam złośliwość? Czy nie stoję po stronie tłumu, który ranił Chrystusa swoim językiem?
3. Czy zawsze pamiętam, że na ziemi cierpi się nie tylko z po­wodu zła, ale również z powodu dobra?


lutego 12, 2018

Kazanie pasyjne - VI. Śmierć Chrystusa

lutego 12, 2018

Kazanie pasyjne - VI. Śmierć Chrystusa
Spotykamy się po raz ostatni, aby razem ze św. Markiem być świadkami śmierci i pogrzebu Jezusa Chrystusa. Odczytując opis męki naszego Zbawiciela według św. Marka, próbowaliśmy do­strzec metody działania zła oraz postawę Chrystusa wobec ata­ków zła. Trzeba, by w ostatnich minutach życia Zbawiciela, w obliczu cierpień na krzyżu, postawić fundamentalne pytanie: Dlaczego Chrystus zgodził się na tak różnorodne ataki zła, skie­rowane na Niego? Mógł zginąć śmiercią męczeńską, nie musiał przechodzić przez najróżniejsze formy cierpienia.

1. Objawić potęgę zła
Aby na to pytanie odpowiedzieć, trzeba sobie uświadomić, że Chrystus przyszedł na ziemię po to, aby nam objawić z jednej strony wielkość i potęgę dobroci, z drugiej potęgę i metody dzia­łania zła. Sam mógł objawić czym jest dobroć, dlatego, że sam był czystą Dobrocią. Natomiast nie mógł objawić zła, bo jako, Syn Boga nie może czynić zła. Będąc czystą Dobrocią może uczy­nić tylko dobro. Nie może uczynić nic złego. Musiałby wtedy po­przestać tylko na nauce o złu, ale wyjaśnienia na temat zła nie ujawnią jego potęgi. W tej sytuacji zgodził się, aby zło zaatakowało Jego. Chciał nam na sobie objawić potęgę oraz wszystkie formy niszczącego działania ze strony zła.
Wchodząc zatem w mękę Jezusa Chrystusa, można rozpoznać wszystkie formy działania zła istniejącego na świecie: zdrada, opuszczenie, zwątpienie, zaparcie się, przekupstwo, bluźnierstwo, złośliwość, kłamstwo, poniżenie, upokorzenie, zazdrość, itd. To wszystko zostało objawione na Chrystusie. On, będąc czystym Dobrem, zgodził się na to, abyśmy mogli odkryć, jak konkretnie wyglądało zło, grzech. Równocześnie Jezus chciał ukazać, jak człowiek wierny Bogu powinien zachować się wobec zła.

2. Samotność
Przejdźmy teraz do relacji św. Marka. „A gdy nadeszła godzina szósta, mrok ogarnął całą ziemię aż do godziny dziewiątej. O go­dzinie dziewiątej Jezus zawołał donośnym głosem: ,Eloi, Eloi, la­ma sabachthani', to znaczy: Boże mój, Boże mój, czemuś Mnie opuścił? Niektórzy ze stojących obok, słysząc to, mówili: ,Patrz, woła Eliasza'. Ktoś pobiegł i napełniwszy gąbkę octem, włożył na trzcinę i dawał Mu pić, mówiąc: .Poczekajcie, zobaczymy, czy przyjdzie Eliasz, żeby Go zdjąć z krzyża'. Lecz Jezus zawołał do­nośnym głosem i oddał ducha" (Mk 15, 33-37).
Św. Marek sygnalizuje ostatnią, najcięższą formę cierpienia - samotność wobec zła. Jak długo człowiek jest jeszcze połączony z kimś, kto go kocha, tak długo potrafi trwać w cierpieniu, w zmaganiu ze złem. Potęga zła jest jednak straszliwa i ciągle zmierza do tego, by człowieka odciąć od tych, którzy go kochają, by wrzucić człowieka do głębokiej studni samotności. Jeśli się to uda, w studni na głowę człowieka bezradnego i bezbronnego, zło może wylać wszelką swoją nieprawość.
Ludzie mogą opuścić, ale Bóg nie opuszcza. Są jednak sytuacje, gdy ogrom zła jest tak straszny, iż człowiekowi wydaje się, że Bóg go opuścił. Pamiętajmy, że Chrystus przez trzy godziny wisi na trzech gwoździach, walczy o każdą sekundę swojego życia, walczy cierpiąc. Jest to czas agonii. Każda minuta takiego cier­pienia na krzyżu wydaje się wiecznością, a co dopiero, jeśli to są długie godziny. W tej sytuacji, Chrystus przygwożdżony tym strasznym cierpieniem zostaje zaatakowany przez pokusę samotności. Wydaje się, że Bóg Go opuścił. Wówczas sięga do modli­twy starotestamentalnego Żyda, ujętej w psalmie dwudziestym drugim: „Boże mój, Boże mój, czemuś Mnie opuścił?"

3. Zwątpienie
Ostatecznym celem wszystkich ataków zła na człowieka jest zwątpienie w Boga, w Jego Opatrzność, w Jego miłość. Chrystus doświadcza tej pokusy chcąc nam pokazać, że do ostatniego mo­mentu musimy być czujni. On sam nie ulega tej pokusie. Odkąd rozpoczął publiczną działalność, raz po raz odrzucał różne formy pokusy, odnosząc nad nimi zwycięstwo. W tym momencie modli­twą odrzuca pokusę zwątpienia. Słowa: „Boże mój, Boże mój, czemuś Mnie opuścił" są modlitwą, która świadczy o tym, że Je­zus wie do Kogo woła. Gdyby zwątpił, to w miejsce modlitwy po­jawiłoby się bluźnierstwo.
Stojący obok żołnierze, odpowiedzialni za egzekucję, słysząc Je­go słowa doszli do wniosku, że odnoszą się one do Eliasza proroka, który według tradycji żydowskiej miał być wzięty do nieba. Ten Eliasz miał przyjść po raz drugi, dlatego uważają, że Jezus woła przebywającego w niebie Eliasza, aby przyszedł i wybawił Go z krzyża. Podają nawet ocet, który służy do przywrócenia na mo­ment przytomności. Ale Chrystus przytomności nie stracił. Odpo­wiedzią Chrystusa jest tylko modlitwa. On przeżywa ten ostatni moment po podaniu octu, jako niezwykle świadomy akt oddania siebie w ręce Boga, swojego Ojca. Św. Marek nie przytacza ostat­nich słów Jezusa Chrystusa, mówi tylko o donośnym Jego krzyku.

4. Mesjasz i Syn Boży
Następnie Ewangelista notuje: „Zasłona przybytku rozdarła się na dwoje, z góry na dół. Setnik zaś, który stał naprzeciw, widząc, że w ten sposób oddał ducha, rzekł: ,Prawdziwie, ten człowiek byłSynem Bożym'" (Mk 15, 38-39). Św. Marek pisząc Ewange­lię, kładzie nacisk na to, że Jezus Chrystus, będąc na ziemi, ukrył swoją godność mesjańską oraz godność Syna Bożego. Ukrył dlatego, aby nie przerazić zła, bo gdyby objawił się w majestacie swojej potęgi, to zło natychmiast złożyłoby Mu pokłon. Zło nie będzie walczyć z czystym Dobrem, Świętością,z Bogiem. Nawet szatan złoży Bogu pokłon. Aby zło mogło być wolne w działaniu, Bóg ukrył w Jezusie Chrystusie swoją Boską moc oraz godność Mesjasza. Ale ukrycie to było, jak wspomniałem w pierwszym rozważaniu, do czasu. Miała się objawić cała potęga zła atakująca Jezusa Chrystusa. Dopiero z Niego na Golgocie wyzwala się ta potężna Boska moc.
Św. Marek łączy moment śmierci z objawieniem s Bożej po­tęgi w dwóch wymiarach. Pierwsze to jest zasłona w świątyni, która rozdarła się z góry na dół. Razem ze śmiercią, Jezus Chry­stus zaczyna objawiać swoją godność i przemawia prawie natych­miast do kapłanów, do arcykapłanów, oni bowiem byli stróżami miejsca świętego. Tylko arcykapłan, a więc w tym roku Kajfasz, miał prawo wejścia do miejsca świętego, które stanowiło naj­większą świętość dla Izraelitów. Kiedy Chrystus kona, zasłona się rozrywa i nie ma już miejsca świętego. Kajfasz musiał zrozu­mieć, że stracił sens swojego kapłaństwa, bo to miejsce, którego strzegł i do którego on jeden miał prawo wejść, zostaje udostęp­nione dla wszystkich. Miejscem świętym staje się Golgota. Tam jest ołtarz, tam jest Najwyższy Kapłan i tam największa i jedyna Ofiara. To jest znak dla świątyni i jej stróżów - kapłanów. O tym mieli się inni dopiero dowiedzieć, bo nikt poza kapłanem nie miał możliwości wejścia do miejsca świętego.
I drugie wydarzenie. Setnik, a więc pogański żołnierz, który był odpowiedzialny za ukrzyżowanie, który czuwał nad tym, by gwoździe były dobrze wbite i miał zameldować Piłatowi o śmierci Skazańca, zostaje uderzony łaską. Jemu tuż pod krzyżem Chry­stus objawia swoją godność. On też pierwszy wyznaje: „Zaiste, ten człowiek był Synem Bożym”. To jest objawienie dla pogan. Chrystus po swojej śmierci zaczyna ujawniać swoją mesjańską i Boską godność. Mesjańską dla arcykapłana, Boską dla pogan. Kluczowy tekst z punktu widzenia zrozumienia redakcji Ewan­gelii w ujęciu św. Marka.

5. Dobro nie walczy - dobro tworzy
Ewangelista pisze: „Były tam również niewiasty, które przypa­trywały się z daleka, między nimi Maria Magdalena, Maria, mat­ka Jakuba Mniejszego i Józefa, i Salome. Kiedy przebywał w Ga­lilei, one towarzyszyły Mu i usługiwały. I było wiele innych, któ­re razem z Nim przyszły do Jerozolimy" (Mk 15, 40-41). W ka­zaniach pasyjnych widzieliśmy Chrystusa ciągle w rękach ludzi złych. Zdawało się, że w ogóle nie ma ludzi dobrych. Nie było ich obok Chrystusa. Były tylko ręce i serca złe albo słabe, ulegające złemu. Tymczasem ludzie dobrzy byli blisko, byli w Jerozolimie, obserwowali, co się dzieje, ale przebywali w ukryciu. Tak jest zawsze. Ile razy zło dochodzi do głosu, wtedy dobro ucieka do podziemia, ukrywa się, aby atak zła minął. Kiedy ten ryczący lew pożarł swoją ofiarę, syty krwią nie był już taki groźny, wów­czas dobro staje się odważniejsze i zaczyna działać. Dobro bowiem nie lubi walczyć, ono lubi tworzyć. Dobro zajmuje się tym, co słabe; dobro zajmuje się ranami, które trzeba opatrzyć. Dobro nie lubi bezpośredniego starcia ze złem, ponieważ tu na ziemi kończy się to dla niego klęską. I tak też jest pod krzyżem.
„Pod wieczór już, ponieważ było Przygotowanie, czyli dzień przed szabatem, przyszedł Józef z Arymatei, poważny członek Rady, który również wyczekiwał królestwa Bożego. Śmiało udał się do Piłata i poprosił o ciało Jezusa. Piłat zdziwił się, że już skonał. Kazał przywołać setnika i pytał go, czy już dawno umarł. Upewniony przez setnika, podarował ciało Józefowi. Ten kupił płótno, zdjął Jezusa z krzyża, owinął w płótno i złożył w grobie, który wykuty był w skale. Przed wejściem do grobu za­toczył kamień. A Maria Magdalena i Maria, matka Józefa, przy­glądały się, gdzie Go złożono" (Mk 15, 42-47).
Józef, o którym tu jest mowa, był członkiem Rady, która wy­dała wyrok na Jezusa. On sam tego wyroku nie podzielał. Naj­prawdopodobniej nie był zaproszony na Radę, w czasie której podjęto decyzję o śmierci Jezusa Chrystusa. Zdumiewa jego od­waga. Chrystus, jak pamiętamy, umiera jako więzień polityczny, jako buntownik i w tej sytuacji opowiedzenie się po stronie ta­kiego Skazańca, było połączone z narażeniem siebie na różne po­dejrzenia. Tymczasem Józef z Arymatei śmiało idzie bezpośred­nio do Piłata i prosi o wydanie ciała. Odwaga Józefa musi zdu­miewać. Żaden z Apostołów, z bliskich, bezpośrednich uczniów, tylko Józef z Arymatei prosi o ciało Mistrza. Piłat dziwi się, że Jezus już skonał i wzywa do siebie setnika. Przed Piłatem, wia­domość o śmierci Jezusa Chrystusa podaje ten, który pod krzy­żem wyznał wiarę w Bóstwo Jezusa Chrystusa. Piłat otrzymuje oficjalne zapewnienie o śmierci i św. Marek zaznacza, że Piłat podarował Józefowi ciało Jezusa. Podarował! Jeden z najwię­kszych darów, jaki w ogóle Józef mógł otrzymać.
Opis pogrzebu jest bardzo zwięzły. Złożono Chrystusa do gro­bu, który był wykuty w skale. Maria Magdalena i Maria, matka Józefa, są obecne przy tym pogrzebie. Czy Chrystus powiedział już ostatnie swoje zdanie? Czy tak ma wyglądać koniec Mesjasza i taki ma być koniec dziejów Syna Bożego na ziemi? Czy fakty­cznie zło odniosło zwycięstwo? Czy grób to koniec ludzkiego ży­cia? Czy śmierć ma ostatnie słowo tu na ziemi?
Trzeba stanąć przy tym grobie w Wielki Piątek i cierpliwie czekać, bo grób ten przemówi w poranek Wielkiej Niedzieli. Prze­konamy się, że zwycięstwo zła było tylko chwilowe, że trzeba by­ło, aby Mesjasz i Syn Boży przeszedł przez tak wielkie poniżenie, aby wejść do swojej chwały. Potrzeba było ze względu na nas. Bóg nie usunął zła z ziemi. Żyjemy w tym świecie, który podlega złu i droga do naszego zbawienia wiedzie przez ten świat. Tak ją wytyczył Chrystus. Nie dziwmy się, jeśli w takiej czy innej formie zło nas zaatakuje. Pozostańmy wierni Chrystusowi, wierni nawet wtedy, kiedy upokorzenie sięga tak daleko, jak dosięgło Jego.

lutego 08, 2018

6. Niedziela Zwykła (Rok B) – Chcę, bądź oczyszczony

lutego 08, 2018

6. Niedziela Zwykła (Rok B) – Chcę, bądź oczyszczony
Dziś byliśmy świadkami wstrząsającego wydarzenia. Chory człowiek, okryty trądem, pada na kolana i z daleka, nieśmiało prosi: „Jeżeli chcesz, możesz mnie oczyścić” (Mk 1,40). Bóg jest wszechmocny! Chrystus doko­nał już tylu cudów. Jezus z Nazaretu uzdrowił tak wielu chorych! Trędowa­ty wie o tym, On nie wątpi w moc Zbawiciela: Ty możesz... ale czy ze­chcesz? Czy więc On zechce zatrzymać się przy trędowatym? Człowiek chory na trąd był skazany na odrzucenie przez ludzi. Trąd to choroba szcze­gólnie odrażająca. Trędowaty gnił za życia. Trędowaty to ktoś, kto zamiast ludzkiej twarzy miał koszmarną, odpychającą, nieludzką maskę... Stąd py­tanie: czy On zechce zatrzymać się. czy zwróci uwagę na kogoś, kogo ludzie omijają? Czy dotknie chorego, który stracił twarz i miano człowieka? Czy mocą uzdrawiającą ogarnie tego, który stracił prawo mieszkania wśród lu­dzi?
Odpowiedź Zbawiciela przychodzi natychmiast: „Chcę, bądź oczyszczo­ny” (Mk 1,41). Ten krótki dialog odbył się gdzieś na drogach Galilei, poza miasteczkami i wsiami, do których trędowaci nie mieli wstępu. Odbył się poza wielkimi przemówieniami Chrystusa i poza wydarzeniami, które po­ruszyły tłumy... A jednak w tym dialogu kryje się tyle światła i ciepła, że trzeba było wziąć w nim udział podczas kolejnej niedzieli nowego jeszcze roku. Problem jest w zasadzie prosty. Człowiek nie poddaje w wątpliwość mocy Boga. Człowiek przytłoczony ciężarem choroby, człowiek załamany odrzuceniem przez innych pyta pełen niepokoju: Czy ta Boża wszechmoc może również jego ogarnąć? Czy Bóg pełen mocy zechce zatrzymać się przy nim ? Przy kimś, od którego wszyscy się odwrócili... Problem j est w za­sadzie prosty. Pytanie, pełne niepokoju stawiane przez chorego człowieka, to pytanie o miłość. Tylko miłość jest zdolna do przezwyciężania odrazy, jaka budzi się na widok trędowatego. Tylko prawdziwa miłość jest silniej­sza niżzabonny lęk. z jakim omijano żyjących poza osiedlami ludzkimi cho­rych. Czym się kieruje albo kimże jest ten Nauczyciel z Nazaretu? Możesz mnie uzdrowić, ale czy zechcesz się przy mnie zatrzymać? Czy zechcesz oczyścić? Chcę! Jest to odpowiedź Miłości!
Może ktoś z uczestników dzisiejszej liturgii zdążył już odczytać w kalen­darzu dwa imiona świętych Cyryla i Metodego. Ojciec św. ogłosił ich współpatronami Europy. W roku 1985 ogłosił encyklikę poświęconą ich dziełu, ich działalności apostolskiej wśród narodów słowiańskich. W tej encyklice czytamy: „Wydarzeniem, które miało zadecydować o całym bie­gu ich życia, było poselstwo księcia Moraw, Rościsława, wysłane do Cesa­rza Michała III z prośbą o przysłanie jego ludom Biskupa i nauczyciela ta­kiego, który by w naszym własnym języku prawdziwą wiarę chrześcijańską wykładał” (Slavorum Apostoli, 5). „Przychodzili do nas — pisał książę — rozliczni nauczyciele... którzy uczą rozmaicie. A my Słowianie... nie mamy nikogo, kto by nas ku prawdzie skierował i zrozumiale pouczył” (Tamże, 9). Dotrzeć do każdego człowieka, pouczyć w sposób zrozumiały. Przeko­nać o tym, że Jezus jest Zbawicielem każdego człowieka, bez wyjątku! Oto zadanie misyjne, przed którym stanęli dwaj święci bracia. „Było ono wy­pełnieniem — w konkretnym czasie i okolicznościach — słów Chrystusa, który w mocy swego krzyża i zmartwychwstania polecił apostołom: Głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu. Nauczajcie wszystkie narody... W tym celu pragnęli upodobnić się pod każdym względem do tych, którym nieśli Ewangelię; należeć do nich i dzielić we wszystkim ich los” (Tamże, 9).
Praca świętych Cyryla i Metodego to wierne wypełnienie apostolskiego ideału św. Pawła, który był nam przed chwlią przypomniany: „Ja staram się przypodobać wszystkim, nie szukając własnej korzyści, lecz dobra wielu, aby byli zbawieni” (1 Kor 10,25). Powszechność misji Chrystusa, który nie mógł przejść obojętnie nawet wobec tych, którzy zostali wyłączeni z życia społecznego przejawia się w historii, w powszechnej misji Kościoła, który głosi wielką godność każdego narodu i każdego człowieka. Jest to powtarzana przez wieki odpowiedź, jaką może dać tylko miłość Chrystusa ogar­niająca każdego człowieka. Miłość, która nie cofa się nawet wobec człowieka okrytego trądem.
Trzeba teraz, dziś zobaczyć na swojej drodze życia — Chrystusa. Prze­cież nasze spotkanie tu, przy stole, przy tym ołtarzu, ma sens jedynie wte­dy, gdy zobaczymy, że przy nim zasiada z nami On. Tak było wtedy w Gali­lei i Judei. Zasiadał do stołu razem z grzesznikami i celnikami. Jadał w ich towarzystwie, ku zdziwieniu i zgorszeniu wielu. Zatrzymać się przy trędo­watych, przy odepchniętych przez wszystkich. Być może, myślałeś czasem, że Bóg jest wprawdzie wszechmocny, że Bóg jest dobry, ale jakże On dale­ko od twoich spraw. Twoje życie jest takie, że odstąpili od ciebie ludzie. Może uznałeś, że to twoje odosobnienie jest skutkiem twego postępowa­nia. Stałeś się trędowaty dla innych, omijają cię z daleka, bo znają twoje grzechy. Być może myślałeś, że Bóg wprawdzie wszechmocny, ale o tobie zapomniał, tak jak ludzie, którzy opuścili cię w twojej chorobie. Być może, ogarniały cię wątpliwości, czy Pan, który wszystko może, wie o samotności. która cię przeraża, czy wie o problemach, których nie jesteś w stanie sam rozwiązać.
Teraz, gdy byłeś świadkiem tego dialogu, który się odbył na drodze w Galilei, z ufnością zwróć się do Jezusa. Wśród nas grzeszników zasiadł do stołu. Nas grzeszników do tego stołu zaprosił! On nie tylko może nas oczy­ścić. On rzeczywiście chce nas oczyścić i umocnić. W języku dla ciebie zro­zumiałym przemawia słowami Ewangelii: „Chcę, bądź oczyszczony” (Mk 1,41). Są to słowa mówiące o miłości, która jest większa niż to wszystko, co może Boga od każdego z nas odpychać. Przez posługę Kościoła, w każdym czasie i miejscu, Chrystus mówi do człowieka, który do Niego zwraca słowa pełne nadziei: „Chcę, bądź oczyszczony!” (Mk 1,41). Dlatego to już naj­wyższy czas, abyś usłyszał te słowa wypowiedziane do ciebie w twoim języ­ku. Dlatego to już najwyższy czas, abyś zobaczył, że trądem, który oddziela ciebie od Boga i ludzi — są twoje grzechy. On, który jest miłością, nie tylko chce ciebie oczyścić. On chce, abyś z nim zasiadał do stołu. On chce, abyś Go przyjął do swojej codzienności.
Grzech, jak trąd, niszczy nasze człowieczeństwo. Grzech, jak trąd, od­biera nam ludzką twarz. Grzech, jak trąd, oddziela nas od naszych współ­braci. Tylko miłość Boża może nas oczyścić z grzechu. Tylko Bóg może nam przywrócić ludzką godność. Miłosierdzie pochyla się nad nami, chce w nas dokonać swego cudu. Gdy tylko wyznamy mu nasz żal, nie tylko oczysz­cza nas, ale staje się uczestnikiem naszego życia. Zaufaj! Jezus teraz wcho­dzi w twoje życie! Amen.


lutego 04, 2018

5. Niedziela Zwykła (Rok B) – Jam jest!

lutego 04, 2018

5. Niedziela Zwykła (Rok B) – Jam jest!
Ukochani Bracia i Siostry! Czytamy dzisiaj jeszcze raz księgę Hioba. Bojowaniem jest życie człowieka. I pytam siebie: Czy nie pędzę dni moich jak najemnik? Jak niewolnik, co wzdy­cha do cienia? Jak robotnik, co czeka na zapłatę? I cóż zyskałem? Miesiące męczarni, przeznaczono mi noce udręki (Hi 7.1—4). I co dalej? Teraz z ołówkiem w ręku podliczam na kartce, przerzucam, wybieram, odrzucam, poprawiam, idę w kolejkę, stoję, denerwuję się, przeklinam. Jak długo tak można żyć? I co więcej, w domu moim cierpienie, niepowodzenie, jedno krzyżuje się z drugim, choroba i śmierć. Ja krzyczę: Dlaczego? Przecież to moje dziecko, przecież to moja matka! Ileż można znieść w tym życiu i jaki w tym jest sens?
I co jeszcze? Co jeszcze? To jeszcze za mało? O wy wszyscy połamani na duchu, przeliczający wszystko na chleb i odzienie, ludzie przeklinający, żą­dni zemsty, tarmoszący za ramię moją cierpliwość, wszystko wiedzący le­piej i głusi z pychy; ludzie pijani na zapas i wy tańczący w dzikich rytmach, poprzebierani, przystrzyżeni, protestujący i bijący brawo, zatrzymajcie się! Uciszcie się. Pytam was: — Czy chcecie mieć spokojne życie i święty spokój? — Chcemy — Chcecie mieć pod dostatkiem chleba i każdemu według jego potrzeb? — Chcemy! — Chcecie się ubierać w purpurę i bisior i co­dziennie się bawić? — Chcemy! — Chcecie mieć władzę, siłę i pieniądze?
Chcemy! —A wierzycie w Boga? — Co mówisz? Czy wierzycie w Boga?
A w którego? — W Tego, który jest?! — A gdzie jest? — Uciszcie się! Byłem we wtorek w kościele, zapaliłem gromnicę. I było tak, jak wtedy.
Maryja i Józef przynieśli Dzieciątko. Podszedłem. Wziąłem na ręce. Za­cząłem się modlić tak jak tamten: Teraz, o Panie, mogę spokojnie umrzeć, bo oczy moje zobaczyły Zbawiciela świata. Światłość na oświecenie pogan i na chwałę Twojego ludu... Teraz mogę spokojnie umrzeć. Spotkałem mo­jego Boga! To tego Boga można spotkać tak normalnie i zobaczyć? — Ach ty moja kochana ciemnotko, ty nie spotkałaś Chrystusa? — Nie. — I nie znasz Go? — Nie. — I nie wierzysz w Niego? — Nie. — I nie kochasz Go? — Pewnie, że nie. — I ty możesz tak żyć? I Ty człowieku bez Boga chcesz przemieniać ten świat i ruszyć z posad bryłę świata?
Usiądźcie na chwilę w dzień niedzielny, moje kochane chochoły. Przer­wijcie na chwilę to przedstawienie, moje pocieszne mapetshowy. Uspokój­cie się, moje smerfowate smerfy. Jest Bóg, który stworzył niebo i ziemię — tzn. wszystko. I zobaczył Bóg, że wszystko było dobre. I uczynił człowieka z mułu ziemi. I uczynił go na swój obraz i na swoje podobieństwo, uczynił go rozumnym i wolnym i ukochał go jak Ojciec. I dał mu ziemię, aby ją czy­nił sobie poddaną. I to wszystko, co było dobre, popsuł człowiek grze­chem. Więc Bóg stał się człowiekiem, aby to wszystko naprawić. Przyszedł do swoich. Oglądaliśmy Go na własne oczy. Dał nam nowe życie, abyśmy byli zbawieni. Stał się dla nas światłością, abyśmy nie chodzili w ciemności. Nauczył nas inaczej żyć, abyśmy byli jako synowie Boży. Umiłował nas aż do końca, abyśmy się wzajemnie miłowali. Zostawił nam swoje przebacze­nie, abyśmy umieli odrzucać zło, a wybierać dobro. Stał się dla nas pokar­mem, abyśmy życie mieli i mieli je w obfitości. Został z nami po wszystkie dni, abyśmy nie byli sierotami. Przygotował nam miejsce w domu Ojca, byśmy byli tam, gdzie On jest.
Kaznodziejo kochany, ale my chcemy chleba, my chcemy uczynić ten świat nowym, my chcemy uczynić ten świat sprawiedliwym, my chcemy uczynić człowieka wolnym, my chcemy wrócić do utraconego raju. — To bardzo dobrze, ale czy wy to umiecie? Chcecie chleba, ale wyście zgrzeszyli przeciwko darom nieba, wyście chleb na ziemi deptali, wyście się przestali modlić: Chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj; wyście się o chleb pobili, wy nie umiecie dzielić się chlebem, wyście tyle chleba zmarnowali, nie zebraliście pozostałych ułomków, dlatego macie puste koszyki. Chce­cie uczynić ten świat nowym, ale wyście oskalpowali tę ziemię, wykradliście jej skarby i roztrwoniliście — jak nieuczciwi dzierżawcy; wykradliście taje­mnice tej ziemi i użyliście ich na własną zgubę, zbudowaliście nową wieżę Babel i poplątały się wam języki. Chcecie uczynić ten świat sprawiedliwym, ale przecież wy jesteście niesprawiedliwi, wy ustanowiliście panów i niewo­lników, wy uczyniliście bogaczów i nędzarzy, wy sądzicie niesprawiedliwie, wy ustanowiliście niesprawiedliwe prawa, wy fałszujecie miary i wagi, wy zatrzymujecie zapłatę robotnikowi. Chcecie uczynić ten świat wolnym, a przecież wy podbijacie narody i panujecie nad nimi, wy ustanowiliście kró­lów i tyranów, wy wymyśliliście kajdany, więzienia i obozy, wy nakładacie ciężary na innych, a sami ich palcem nie tkniecie, wy głosicie hasła wolnoś­ci, a sami jesteście grzechem zniewoleni. Chcecie wrócić do utraconego raju, a przecież to absolutnie niemożliwe.
Beze mnie nic uczynić nie możecie — to powiedział On — Który Jest. Nie zrozumiecie człowieka bez Chrystusa. Samych siebie nie zrozumiecie bez Chrystusa, to przypomniał Papież. Ten świat należy do Boga. Kto nie nauczył się Boga. ten tu nic nie umie. I w życiu, i w śmierci należymy do Boga. Albo więc człowiek stanie się Bożym człowiekiem, albo na tym świe­cie człowieka nie będzie. I cóż się tak cicho stało? „Pójdź, dziecię, ja cię uczyć każę". Dlaczego wy bojaźliwi jesteście — małej wiary? Dlaczego tak się troszczycie o to, co będziecie jedli, czym się będziecie przyodziewać, przecież i poganie o to pilnie się starają. Wie Ojciec wasz niebieski, czego wam potrzeba. Popatrzcie na ptaki niebieskie, popatrzcie na lilie polne, szukajcie najpierw królestwa Bożego i jego sprawiedliwości, podnieście głowy wasze ku górze. Błogosławcie sobie, a nie złorzeczcie. Przekażcie sobie znak pokoju. Przemija postać tego świata. Uciszcie się, bądźcie mą­drzy, abyście nie chodzili w ciemnościach. Bierzcie Chleb i pijcie Wino. abyście życie mieli i mieli je w obfitości. Ja jestem drogą, prawdą i życiem. Jam zwyciężył swat. Nie bójcie się! Jam Jest!


lutego 02, 2018

Rozważania codzienne – Ofiarowanie Jezusa w świątyni

lutego 02, 2018

Rozważania codzienne – Ofiarowanie Jezusa w świątyni

Słowo Boże na dziś

Piątek, 2 Lutego 2016 rok
Święto Ofiarowania Pańskiego
Gdy upłynęły dni oczyszczenia Maryi według Prawa Mojżeszowego, rodzice przynieśli Jezusa do Jerozolimy, aby Go przedstawić Panu. Tak bowiem jest napisane w Prawie Pańskim: „Każde pierworodne dziecko płci męskiej będzie poświęcone Panu”. Mieli również złożyć w ofierze parę synogarlic albo dwa młode gołębie, zgodnie z przepisem Prawa Pańskiego. A żył w Jerozolimie człowiek, imieniem Symeon. Był to człowiek prawy i pobożny, wyczekiwał pociechy Izraela, a Duch Święty spoczywał na nim. Jemu Duch Święty objawił, że nie ujrzy śmierci, aż nie zobaczy Mesjasza Pańskiego. Za natchnieniem więc Ducha przyszedł do świątyni. A gdy rodzice wnosili Dzieciątko Jezus, aby postąpić z Nim według zwyczaju Prawa, on wziął Je w objęcia, błogosławił Boga i mówił:
 „Teraz, o Władco, pozwól odejść słudze Twemu w pokoju,
według Twojego słowa.
Bo moje oczy ujrzały Twoje zbawienie,
któreś przygotował wobec wszystkich narodów:
światło na oświecenie pogan
i chwałę ludu Twego, Izraela”.
Koniec krótszej perykopy
A Jego ojciec i Matka dziwili się temu, co o Nim mówiono. Symeon zaś błogosławił ich i rzekł do Maryi, Matki Jego: „Oto Ten przeznaczony jest na upadek i na powstanie wielu w Izraelu i na znak, któremu sprzeciwiać się będą. A Twoją duszę miecz przeniknie, aby na jaw wyszły zamysły serc wielu”. Była tam również prorokini Anna, córka Fanuela z pokolenia Asera, bardzo podeszła w latach. Od swego panieństwa siedem lat żyła z mężem i pozostała wdową. Liczyła już osiemdziesiąty czwarty rok życia. Nie rozstawała się ze świątynią, służąc Bogu w postach i modlitwach dniem i nocą. Przyszedłszy w tej właśnie chwili, sławiła Boga i mówiła o Nim wszystkim, kórzy oczekiwali wyzwolenia Jerozolimy. A gdy wypełnili wszystko według Prawa Pańskiego, wrócili do Galilei, do swego miasta Nazaret. Dziecię zaś rosło i nabierało mocy, napełniając się mądrością, a łaska Boża spoczywała na Nim.
 .

Refleksja nad Słowem Bożym

.
Dzisiejsze Święto Ofiarowania Pańskiego jest wspomnieniem spotkania się Chrystusa ze swoim Ludem. Oto Mesjasz przychodzi do świątyni i spotyka się z Ludem Bożym w osobach Symeona i Anny. Ofiarowanie Jezusa w świątyni jest także wypełnieniem wymogów Prawa, które wówczas obowiązywało w Izraelu.
Ale jest to jednocześnie coś więcej: Jezus przybywa do świątyni nie tylko by wypełnić Prawo. On przychodzi do świątyni jako jej Pan. Z Księgi Proroka Malachiasza usłyszeliśmy właśnie tę prawdę: „Oto Ja wyślę Anioła mego, aby przygotował drogę przede Mną. A potem nagle przybędzie do swej świątyni Pan, którego wy oczekujecie i Anioł Przymierza, którego pragniecie – oto nadejdzie – mówi pan Zastępów”. A Symeon rozpoznaje w tym małym Dziecięciu Tego, który jest Zbawieniem Izraela i wszystkich narodów, za zatem także i nas.
Obok tej myśli, bardzo ważny jest również sam fakt ofiarowania Jezusa, który wypływa z dzisiejszego święta. Już w Starym Testamencie polecił Bóg Mojżeszowi: „Poświećcie Mi wszystko pierworodne. U synów Izraela do Mnie należeć będą pierwociny łona matczynego – zarówno człowiek jak i zwierzę”. Dlatego w Starym Przymierzu wszystko, co pierworodne, składano w ofierze Bogu. Chodziło tutaj o pierwociny zbóż, inwentarza żywego, przynoszono też do świątyni pierworodne dziecko, za które składano ofiary zastępcze. Właśnie to usłyszeliśmy przed chwilą w Ewangelii: „Tak bowiem jest napisane w Prawie Pańskim: «Każde pierworodne dziecko płci męskiej będzie poświęcone Panu»”.
Jakie nasuwają się stąd dla nas wnioski?
Maryja przynosi Dziecię Jezus do świątyni. Dlatego bardzo dobrze czyni każda matka, gdy już w stanie błogosławionym ofiaruje swoje dziecko Bogu. Kościół ma nawet specjalne modlitwy na tę okoliczność. Warto więc prosić kapłana o takie błogosławieństwo. A po urodzeniu dziecka, zwłaszcza podczas chrztu św., warto dokonać takiego aktu ofiarowania. Istnieje piękna formuła takiego ofiarowania przy chrzcie – oto jej fragment: „Teraz przynosimy do Ciebie, Boże, nasze dziecko, Twój dar, aby to, co nam dałeś, Tobie znowu ofiarować. Prosimy, przyjmij nasze dziecko pod Twoją opiekę; obdarz je zdrowiem ciała i ducha, wspieraj je mocą Twojego Ducha, uświęcaj światłem z niebios i obdarzaj prawdziwą miłością”.
Taki akt ofiarowania dziecka, a także ofiarowania siebie samych, ponawiajmy często w naszym życiu. Możemy to także czynić prostymi słowami modlitwy. Starajmy się również wpatrywać we wspaniałe wzory ludzi znanych i świętych, którzy umieli ofiarowywać siebie Bogu, np.: św. Maksymilian Kolbe oddanie to ujmuje w słowach: „Abym w Twoich niepokalanych rękach stał się narzędziem Twojej miłości”. Sługa Boży, Stefan Kard. Wyszyński, ofiarowanie się Bogu dokonuje przez ręce Matki Najświętszej w niewolę miłości, za wolność Kościoła w Polsce i na świecie. Papież, Jan Paweł II, ujmuje to w słowach: „Cały Twój”.
Dzisiejsze święto, w naszej tradycji, nazywamy Świętem Matki Bożej Gromnicznej. Jakże wielka jest wymowa świecy, trzymanej dzisiaj w naszych rękach – to symbol Chrystusa-Światła, ale też symbol naszej wiary. Zanieśmy to światło i wprowadźmy je w nasze życie; niech ono strzeże naszych domów i mieszkań; niech nas chroni od wszelkich złych mocy.
„Maryjo, Matko Boża, przynosząca do świątyni Dziecię Jezus, wypraszaj nam światło żywej wiary, gdy przytłaczają nas pokusy, gdy przygniatają cierpienia, gdy zło zdaje się być większe i zwyciężać, a zwłaszcza wypraszaj nam to światło w godzinie naszej śmierci”. AMEN.

ROZWAŻANIE NA ŚWIĘTO OFIAROWANIA PAŃSKIEGO
Zastanawiała mnie kiedyś różnorodność nazw stosowanych na określenie uroczystości 2 lutego. W starych rękopisach liturgicznych aż po wydawane w latach 60-tych naszego stulecia mszaliki uroczystość nosiła nazwę „Puriflcatio” – Oczyszczenie NMP. W Polsce większą popularnością cieszyła się jednak ludowa nazwa „Matki Bożej Gromnicznej” – od świec (gromnic), zanoszonych w tym dniu do kościoła i tam poświęcanych, mających następnie chronić od piorunów i innych nawałnic, a także ułatwiać konającym przejście do wiecznego życia. Oba określenia uwypuklały maryjny charakter święta. Dopiero ostatnia reforma liturgiczna nadała mu charakter uroczystości Pańskiej, co szło w parze ze zmianą nazwy na „Praesentatio” – Przedstawienie, Okazanie Pana Jezusa w świątyni. W języku polskim, zamiast dosłownego tłumaczenia tego łacińskiego terminu, przyjęło się określenie „Ofiarowanie Pańskie”, zwracające uwagę na najistotniejszy aspekt treściowy święta i w niedwuznaczny sposób sugerujące obecność niezgłębionej tajemnicy zbawienia.Myślę, że stąd właśnie wynika niepokojący kontrast pomiędzy wyrażoną w tekstach liturgicznych treścią a radosną oprawą zewnętrzną uroczystości. W dniu tym wracamy do okresu Bożonarodzeniowego – do kolęd, lampek na choince. Również i w różańcu Ofiarowanie Pana Jezusa w świątyni należy do tajemnic radosnych.Rzeczywiście, na pierwszy rzut oka chodzi o radosną rodzinną uroczystość przedstawienia pierworodnego syna, zaledwie miesiąc wcześniej narodzonego, w świątyni jerozolimskiej. Rodzice z durną niosą dziecko, by je „okazać” Bogu i ludziom, wyrazić wdzięczność za ten żyjący dar, a jednocześnie uiścić przepisaną Prawem zapłatę. W ten sposób dziecko, „wykupione” od Boga, stać się powinno ich własnością cieszyć Bożą opieką i błogosławieństwem (podobnie jak ochronieni od śmierci pierworodni synowie wychodzących z Egiptu Izraelitów – por. Wj 11, 4nn). Czyż może być większy powód do radości?A jednak to tylko najbardziej zewnętrzna warstwa rozgrywającego się wydarzenia. Za nią kryje się niezmierzona głębia tajemnicy – wszystkie Boże plany wobec człowieka, cała historia zbawienia wkraczająca właśnie w stadium ostatecznej realizacji. Na razie jest to tylko zapowiedź tego, co zdarzy się w przyszłości. Zawiera ona jednak w sobie całą nadchodzącą rzeczywistość.Wydaje się, że istotny sens tego, co naprawdę się dzieje, najłatwiej jest odnaleźć w czytanym 2 lutego fragmencie proroctwa Malachiasza: „potem nagle przybędzie do swej świątyni Pan, które go wy oczekujecie, i Anioł Przymierza, którego pragniecie. Oto nadejdzie, mówi Pan Zastępów. Ale kto przetrwa dzień Jego nadejścia i kto się ostoi, gdy się ukaże?” (Ml 3, inn). Tekst ten kontrastuje w sposób wprost szokujący z radosną oprawą uroczystości liturgicznej – co roku doświadczam tego „szoku” na nowo. Dopiero chwila refleksji pozwala oswoić się z poszerzoną do granic nieskończoności perspektywą.
Oto rozsnuwa się przed oczami obraz wkraczającego do Przybytku w całej swej chwale i potędze Pana. Obraz ten kreślą niemal wszystkie teksty Liturgii Godzin tego dnia: „Oblecz, Syjonie, szaty chwały i przyjmij twego Pana!” – nawołują hymny, antyfony i psalmy – „Oto już wchodzi Pan do swego domu”. Wejściu temu towarzyszy niewypowiedzianie jasna światłość:
Bóg jest światłością – powie św. Jan – i nie ma w Nim żadnej ciemności” (1 J 1, 5). Światłość ta, „oświecająca każdego człowieka, gdy na świat przychodzi” (J 1,9), rozprasza ciemność skutecznie i całkowicie – wydobywa z mroku wszystko, cokolwiek dotąd się w nim kryło, ujawnia spowite najgłębszą tajemnicą zamysły serc wielu” (Łk 2,35). Nie jest to nic innego jak sąd – sąd najbardziej bezlitosny i nieubłagany: Prawda ukazująca się w pełnym blasku naszym własnym oczom. Potwierdzi to św. Jan, przytaczając w swej Ewangelii słowa Chrystusa „A sąd polega na tym, że światło przyszło na świat” (J 3, 19). Któż się ostoi, kto przetrwa Jego przyjście?
Spotykają się tutaj dwa wątki treściowe Uroczystości: Chrystus-światłość (którego symbolem jest światło świecy) przybywający, by osądzić człowieka, oraz ściśle z tym związana koniecz ność oczyszczenia. Zwróćmy uwagę na fakt, że to nie Matka Najświętsza, Najczystsza i Niepokalana, potrzebuje tego oczyszczenia. Potrzebujemy go my – ludzie, niezdolni sami z siebie do zniesienia palącej żywym ogniem Bożej obecności. Dopiero przetopieni i oczyszczeni jak złoto w tyglu, będziemy mogli pokusić się o stanięcie przed obliczem Boga-Swiatłości. Aby to było możliwe – teraz, wśród radości, świateł i śpiewów, Dzieciątko Jezus jest wnoszone do świątyni. Małe ludzkie ciało kryje Bożą potęgę, czyni ją dostępną ludzkim zmysłom. W tej rok/post/informacje/indexaci Jedyny Zwycięzca, Ten, który sam jeden może przyjąć na siebie Boży osąd, okazany jest Bogu (Praesentatio). Po raz pierwszy następuje konfrontacja, na którą od tysięcy lat czekał cały świat, a która powtórzy się w sposób pełny i doskonały na Kalwarii: Człowiek staje twarzą w twarz ze Sprawiedliwym Sędzią. Znosi to spotkanie, nie ginie!…
W ten sposób dochodzimy do ostatniego i najważniejszego aspektu Uroczystości – do ofiarowania. Oszołomieni głębią przeżywanych treści. zapytujemy sami siebie: co się tu właściwie dzieje? Kto i co ofiarowuje? Po co? Mam wrażenie, że i ta odpowiedź nie może być całkowicie jednoznaczna. Prawdą jest bowiem, że Maryja i Józef ofiarowują (czy raczej okazują) Dzieciątko Bogu. Nie jest to jednak normalne, zwyczajowe okazanie syna kapłanom. Świadomością – zwłaszcza Matki – wstrząsa przepowiednia, że wszystko potoczy się inaczej, niż można by się spodziewać, że pomimo uiszczenia przepisanej Prawem „zapłaty” Dziecko wcale nie zostanie Jej zwrócone, nigdy nie będzie Jej własnością, nie otoczy Jej szczęściem na ziemi, nie zapewni spokojnej starości. Wprost przeciwnie, od początku będzie znakiem sprzeciwu. Maryja nie cofa się jednak, nie ucieka z płaczem przed perspektywą miecza przeszywającego Jej serce, nie ukrywa zazdrośnie Dziecka dla siebie. Wznosi Je wysoko na wyciągniętych rękach w geście ofiarowania, jak płonącą świecę, by oświetlić nią jak największą przestrzeń. Mnie zapala się bowiem światła i nie stawia pod korcem, ale na świeczniku, aby świeciło wszystkim (Mt 5, 15). Maryja wie o tym. W przyszłości zgodzi się, nie zważając na własne cierpienie, by Syna wyniesiono aż na krzyż.
Oto prawdziwe Ofiarowanie – już teraz, już tutaj zaczyna się ofiara Matki Najświętszej. Zaczyna ślę też ofiara Syna, Syna Bożego, który zgodził się umniejszyć, wziąć na siebie ludzkie ciało, ofiarować je jako zapłatę ludzkiego zbawienia, wydać na ofiarę całopalną (jak wypalająca się do końca świeca) po to, abyśmy oczyszczeni przemienieni mogli kiedyś oglądać Boga twarzą w twarz.
W tej perspektywie wszyscy powinni wziąć sobie głęboko do serca przypominane co roku 2 lutego wołanie św. Sofromiusza:
„Ukazała się światłość prawdziwa.. O moi bracia! Niech ona nas wszystkich oświeci, niech w nas wszystkich rozbłyśnie. Niech nikt z nas nie pozostaje poza zasięgiem tej jasności, niech nikt nie trwa pogrążony w nocy; ale idźmy naprzód, wszyscy jaśniejący, wszyscy opromienieni jej blaskiem. Wychodźmy jej naprzeciw Wraz ze starcem Symeonem przyjmijmy owe jasne i wiekuiste światło.., albowiem to Chrystus jest zbawieniem danym nam od Boga Ojca”.


Copyright © 2016 Homilie i rozważania , Blogger