lutego 04, 2018

5. Niedziela Zwykła (Rok B) – Jam jest!

Ukochani Bracia i Siostry! Czytamy dzisiaj jeszcze raz księgę Hioba. Bojowaniem jest życie człowieka. I pytam siebie: Czy nie pędzę dni moich jak najemnik? Jak niewolnik, co wzdy­cha do cienia? Jak robotnik, co czeka na zapłatę? I cóż zyskałem? Miesiące męczarni, przeznaczono mi noce udręki (Hi 7.1—4). I co dalej? Teraz z ołówkiem w ręku podliczam na kartce, przerzucam, wybieram, odrzucam, poprawiam, idę w kolejkę, stoję, denerwuję się, przeklinam. Jak długo tak można żyć? I co więcej, w domu moim cierpienie, niepowodzenie, jedno krzyżuje się z drugim, choroba i śmierć. Ja krzyczę: Dlaczego? Przecież to moje dziecko, przecież to moja matka! Ileż można znieść w tym życiu i jaki w tym jest sens?
I co jeszcze? Co jeszcze? To jeszcze za mało? O wy wszyscy połamani na duchu, przeliczający wszystko na chleb i odzienie, ludzie przeklinający, żą­dni zemsty, tarmoszący za ramię moją cierpliwość, wszystko wiedzący le­piej i głusi z pychy; ludzie pijani na zapas i wy tańczący w dzikich rytmach, poprzebierani, przystrzyżeni, protestujący i bijący brawo, zatrzymajcie się! Uciszcie się. Pytam was: — Czy chcecie mieć spokojne życie i święty spokój? — Chcemy — Chcecie mieć pod dostatkiem chleba i każdemu według jego potrzeb? — Chcemy! — Chcecie się ubierać w purpurę i bisior i co­dziennie się bawić? — Chcemy! — Chcecie mieć władzę, siłę i pieniądze?
Chcemy! —A wierzycie w Boga? — Co mówisz? Czy wierzycie w Boga?
A w którego? — W Tego, który jest?! — A gdzie jest? — Uciszcie się! Byłem we wtorek w kościele, zapaliłem gromnicę. I było tak, jak wtedy.
Maryja i Józef przynieśli Dzieciątko. Podszedłem. Wziąłem na ręce. Za­cząłem się modlić tak jak tamten: Teraz, o Panie, mogę spokojnie umrzeć, bo oczy moje zobaczyły Zbawiciela świata. Światłość na oświecenie pogan i na chwałę Twojego ludu... Teraz mogę spokojnie umrzeć. Spotkałem mo­jego Boga! To tego Boga można spotkać tak normalnie i zobaczyć? — Ach ty moja kochana ciemnotko, ty nie spotkałaś Chrystusa? — Nie. — I nie znasz Go? — Nie. — I nie wierzysz w Niego? — Nie. — I nie kochasz Go? — Pewnie, że nie. — I ty możesz tak żyć? I Ty człowieku bez Boga chcesz przemieniać ten świat i ruszyć z posad bryłę świata?
Usiądźcie na chwilę w dzień niedzielny, moje kochane chochoły. Przer­wijcie na chwilę to przedstawienie, moje pocieszne mapetshowy. Uspokój­cie się, moje smerfowate smerfy. Jest Bóg, który stworzył niebo i ziemię — tzn. wszystko. I zobaczył Bóg, że wszystko było dobre. I uczynił człowieka z mułu ziemi. I uczynił go na swój obraz i na swoje podobieństwo, uczynił go rozumnym i wolnym i ukochał go jak Ojciec. I dał mu ziemię, aby ją czy­nił sobie poddaną. I to wszystko, co było dobre, popsuł człowiek grze­chem. Więc Bóg stał się człowiekiem, aby to wszystko naprawić. Przyszedł do swoich. Oglądaliśmy Go na własne oczy. Dał nam nowe życie, abyśmy byli zbawieni. Stał się dla nas światłością, abyśmy nie chodzili w ciemności. Nauczył nas inaczej żyć, abyśmy byli jako synowie Boży. Umiłował nas aż do końca, abyśmy się wzajemnie miłowali. Zostawił nam swoje przebacze­nie, abyśmy umieli odrzucać zło, a wybierać dobro. Stał się dla nas pokar­mem, abyśmy życie mieli i mieli je w obfitości. Został z nami po wszystkie dni, abyśmy nie byli sierotami. Przygotował nam miejsce w domu Ojca, byśmy byli tam, gdzie On jest.
Kaznodziejo kochany, ale my chcemy chleba, my chcemy uczynić ten świat nowym, my chcemy uczynić ten świat sprawiedliwym, my chcemy uczynić człowieka wolnym, my chcemy wrócić do utraconego raju. — To bardzo dobrze, ale czy wy to umiecie? Chcecie chleba, ale wyście zgrzeszyli przeciwko darom nieba, wyście chleb na ziemi deptali, wyście się przestali modlić: Chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj; wyście się o chleb pobili, wy nie umiecie dzielić się chlebem, wyście tyle chleba zmarnowali, nie zebraliście pozostałych ułomków, dlatego macie puste koszyki. Chce­cie uczynić ten świat nowym, ale wyście oskalpowali tę ziemię, wykradliście jej skarby i roztrwoniliście — jak nieuczciwi dzierżawcy; wykradliście taje­mnice tej ziemi i użyliście ich na własną zgubę, zbudowaliście nową wieżę Babel i poplątały się wam języki. Chcecie uczynić ten świat sprawiedliwym, ale przecież wy jesteście niesprawiedliwi, wy ustanowiliście panów i niewo­lników, wy uczyniliście bogaczów i nędzarzy, wy sądzicie niesprawiedliwie, wy ustanowiliście niesprawiedliwe prawa, wy fałszujecie miary i wagi, wy zatrzymujecie zapłatę robotnikowi. Chcecie uczynić ten świat wolnym, a przecież wy podbijacie narody i panujecie nad nimi, wy ustanowiliście kró­lów i tyranów, wy wymyśliliście kajdany, więzienia i obozy, wy nakładacie ciężary na innych, a sami ich palcem nie tkniecie, wy głosicie hasła wolnoś­ci, a sami jesteście grzechem zniewoleni. Chcecie wrócić do utraconego raju, a przecież to absolutnie niemożliwe.
Beze mnie nic uczynić nie możecie — to powiedział On — Który Jest. Nie zrozumiecie człowieka bez Chrystusa. Samych siebie nie zrozumiecie bez Chrystusa, to przypomniał Papież. Ten świat należy do Boga. Kto nie nauczył się Boga. ten tu nic nie umie. I w życiu, i w śmierci należymy do Boga. Albo więc człowiek stanie się Bożym człowiekiem, albo na tym świe­cie człowieka nie będzie. I cóż się tak cicho stało? „Pójdź, dziecię, ja cię uczyć każę". Dlaczego wy bojaźliwi jesteście — małej wiary? Dlaczego tak się troszczycie o to, co będziecie jedli, czym się będziecie przyodziewać, przecież i poganie o to pilnie się starają. Wie Ojciec wasz niebieski, czego wam potrzeba. Popatrzcie na ptaki niebieskie, popatrzcie na lilie polne, szukajcie najpierw królestwa Bożego i jego sprawiedliwości, podnieście głowy wasze ku górze. Błogosławcie sobie, a nie złorzeczcie. Przekażcie sobie znak pokoju. Przemija postać tego świata. Uciszcie się, bądźcie mą­drzy, abyście nie chodzili w ciemnościach. Bierzcie Chleb i pijcie Wino. abyście życie mieli i mieli je w obfitości. Ja jestem drogą, prawdą i życiem. Jam zwyciężył swat. Nie bójcie się! Jam Jest!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2016 Homilie i rozważania , Blogger