Drodzy
Bracia i Siostry!
Jakże
wzruszający jest fragment Księgi Nehemiasza. Natchniony autor
pisze: lud zgromadził się jak jeden mąż i domagali się, by
przyniesiono świętą księgę. I słuchali słowa Bożego od rana
aż do popołudnia. Potem pokłonili się i upadli przed Panem na
kolana, dotykając twarzą ziemi. Cały lud płakał, gdy usłyszał
słowa świętej księgi.
Może
ktoś pomyśleć: odległe to czasy, dalekie to ziemie. Dziś już
chyba w żadnym kraju ludzie nie słuchaliby tak godzinami, na
kolanach, ze łzami w oczach słów Biblii. Świat bardzo się
zmienił.
To
prawda, ale nie zmieniła się natura człowieka. Problemy tamtych
ludzi były takie, przed jakimi staje każdy z nas: samotność,
grzech, poszukiwanie Boga, pieniądze, seks, choroby. Skoro jednak
byli to ludzie w istocie nam podobni, to dlaczego aż tak niezwykle
pobożnie się zachowali? Trzeba spojrzeć na kontekst
historyczny w jakim miało miejsce to wydarzenie. Naród izraelski
był w niewoli i po siedemdziesięciu latach wygnania wrócił do
ojczyzny. Żydzi odbudowali świątynię, ale wciąż byli nękani
przez wrogów. Najważniejszym problemem było to, że mury
wokół Jeruzalem były ciągle zburzone i miasto zdane było na
łaskę i niełaskę wszystkich rabusiów pustynnych. Dopiero po
latach życia w niepewności i zagrożeniu przybył do Jerozolimy
Nehemiasz i z zadziwiającą szybkością wciągnął cały
naród do pracy nad odbudową murów. Skończono ją w 52 dni. Odtąd
Jerozolima mogła spokojnie patrzeć na swoich sąsiadów. Ale
Nehemiasz wiedział, że same fortyfikacje nie obronią narodu.
Dlatego zaczął odbudowywać nie tylko mur kamienny, ale starał się
dźwignąć także twierdzę moralną. I z tego właśnie powodu
przez tyle godzin, z takim namaszczeniem czytano publicznie słowo
Boże.
Moi
Drodzy!
Z
jednej strony te wydarzenia to dla nas rzeczywiście odległa
historia z dalekich stron świata, ale z drugiej czyż właśnie nie
brak poczucia bezpieczeństwa jest jedną z naszych największych,
współczesnych bolączek? Czy w miastach, miasteczkach, na ulicach
nie czujemy się często zagrożeni? Nie ma dnia, by nie usłyszeć
słów, że dziś to nawet strach z domu wychodzić. Ale nie tylko
niebezpieczeństwo chuligańskiego napadu stanowi realne zagrożenie
dla każdego z nas. Bowiem nawet ci, którzy mają mocne kraty w
oknach, wynajmują ochroniarzy, są silni, sprawni i uzbrojeni
zostają często okradzeni z tego, co było ich największym skarbem.
Kraty i alarmy nie zabezpieczają przed rozbiciem rodziny, utratą
ukochanej osoby czy pokoju serca. Ilu ludzi żyjących bezpiecznie w
dobrobycie zmaga się z depresją, bezsensem, często nawet
rozpaczą. Znamienny jest fakt, że spośród wielu różnych
zawodów, w najbliższych latach wzrośnie w naszym kraju
zapotrzebowanie na psychologów.
Kiedy
próbuje się odnaleźć przyczynę tego zjawiska wiele osób
wskazuje na zubożenie społeczeństwa, brak pracy, życiowych
perspektyw. Czy jednak zbyt łatwo nie pomija się faktu, że dziś
miliony ludzi przyjmują za naczelną dewizę życia słowa: „robię
to, na co mam ochotę i niech nikt mi się w moją wolność nie
wtrąca?" Ludzie mówią: „dziś świat zwariował, kiedyś
było więcej dobra, szacunku, kultury". Te same jednak osoby,
kiedy sugeruje się im, by przestały siedzieć godzinami przed
telewizorem czy komputerem, by myślały nie tylko o swoich
zarobkach, te same osoby mówią, by się od nich odczepić, bo same
będą decydowały o swoim życiu. No i decydują. O swoim życiu i o
życiu innych.
Kiedy
Żydzi odbudowali mury Jerozolimy nie zrobili hucznego festynu tylko
postanowili słuchać Bożego słowa. Ten naród miał żywo w
pamięci wydarzenia sprzed lat, kiedy ich miasto zostało doszczętnie
zniszczone. Tamta klęska czegoś ich nauczyła. Czy nasze klęski,
nie tyle te narodowe, ale te rodzinne, osobiste - rozwody,
alkoholizm, narkomania dzieci i młodzieży niczego nie uczą? Czy
naprawdę mamy prawo liczyć na to, że armia specjalistów od
ludzkiej psychiki, ludzi także nierzadko słabych i bezradnych
w swoim prywatnym życiu, rozwiąże bezboleśnie problemy?
Jezus
zapowiada dziś w synagodze, że to On jest tym, który więźniom
głosi wolność. Więźniom grzechu, egoizmu, kariery, pieniądza,
seksu. On niewidomym daje przejrzenie. Przywraca wzrok duszy tym,
którzy przestali widzieć bliźniego i przyjaciela w mężu, matce,
koledze z pracy. On uciśnionych czyni wolnymi. Właśnie tych,
którzy mówią: nie daję rady, mam już wszystkiego dość, nie
widzę w tym wszystkim sensu. Jezus dokonuje tego przez słowo
spisane na kartach Biblii. Dlaczego więc Pismo święte, chyba
dość powszechnie obecne w domach ludzi jest jednak ciągle dla
wielu tylko ozdobą domowej biblioteczki czy regału?
Od
pierwszych słów Księgi Rodzaju, aż po ostatnie z Apokalipsy
Biblia opowiada o najprawdziwszej miłości. Co więcej, jako słowo
Boże żywe i skuteczne, potrafi przemieniać głębię ludzkiego
serca
i
napełniać je rzeczywistym dobrem. Żadna inna książka z
najpiękniejszą nawet poezją, żadna najlepsza powieść nie mają
takiej mocy. Dlaczego więc tam, gdzie ludzie czekają na miłość,
szukają jej, nie biorą do ręki właśnie Biblii? Może powodem
jest to, że wiele osób ma bajkowe pojęcie miłości i takiej
właśnie szuka w życiu - romantycznej, ciepłej, bezbolesnej,
miłej. I dlatego, kiedy czytają na przykład w Piśmie świętym o
grzechach, zdradach, wojnach, kiedy czytają twarde słowa Jezusa o
krzyżu, o wyrzeczeniu się wszystkiego, o tym, że trzeba zostawić
niekiedy najukochańszą matkę, że czasem trzeba wyłupić oko i
odciąć rękę, by prawdziwie miłować, to ludzie ci nie widzą w
tych słowach nic pociągającego. Co więcej, są niekiedy
zgorszeni, że w Biblii podejmowane są takie tematy. A przecież
tu na ziemi dotkniętej grzechem nie może być innej miłości
jak ta, której znakiem jest krzyż, walka i ogień rzucony na
ziemię przez Jezusa.
Jakże
te święte teksty są często inne od wzruszających filmów, gdzie
piękna muzyka, śliczni aktorzy i szczęśliwe zakończenia.
Oglądamy je, wzruszamy się i potem nierzadko tęsknimy do takiego
kolorowego świata. I nie tylko fabularne produkcje mam na myśli.
Nawet w dokumentach, dziennikarskich relacjach media pokazują świat
fragmentarycznie, w odpowiednich ujęciach.
Niedawno
odwiedził Polskę znany światowy aktor. Przyjechał z piękną
żoną. Piątą żoną. Wizycie towarzyszyły czarujące uśmiechy
i podkreślanie tego, jak ważne jest rodzinne szczęście. „Co za
miłość!" - można by powiedzieć. Tyle, że na przykład ani
słowa nie wspomniano o cierpieniu dzieci z poprzednich małżeństw,
które pozbawione zostały wzrastania w atmosferze miłości
swoich rodziców. Przy takim obrazie miłości lansowanym przez świat
nie trudno potem o fałszywy jej obraz i pełne złudzeń
oczekiwania. W jednym z czasopism dla kobiet ukazała się rada dla
żon, co mają zrobić, kiedy w małżeństwie pojawiła się
wrogość, niechęć czy nawet agresja. Brzmi ona tak: „Usiądźcie
przy stole razem z mężem i dziećmi. Wspólnie powiedzcie im, że
nie jest wam dobrze razem i dlatego chcecie się rozstać. Nie
płaczcie i nie krzyczcie. Dzieci poczują się bezpieczniej, widząc,
że kontrolujecie sytuację. Spokojnie porozmawiajcie o zmianach, np.
o przeprowadzce lub o tym, co się stanie ze wspólnymi rzeczami".
Tak sugeruje jedno z kobiecych pism. Prawda, że proste? I jakie
humanitarne. Dzieci będą wniebowzięte. Domyślam się, jakie
pytanie może się komuś nasunąć: Czy małżonkowie mają na siłę
być ze sobą, skoro już się nie kochają? Czy taki dom bez miłości
będzie dobrym środowiskiem dla wychowywania dzieci? Nie, taki
dom nie będzie dobrym środowiskiem. Ale istnieje trzecia możliwość:
zawalczyć o małżeńską miłość! Ile małżeństw zanim złoży
sprawę o rozwód zdobędzie się na przeżycie wspólnych
rekolekcji? Ile poszuka kapłana - rodzinnego duszpasterza, by pomógł
im odnaleźć drogę porozumienia?
Biblia
uczy miłości prawdziwej, Biblia taką miłość daje, ale trzeba o
nią zabiegać. Znajdzie ją każdy, kto ze wszystkich sił jej
pragnie. Przypominam to wszystkim, którzy mają w zwyczaju mówić:
miłość była, odeszła, może wróci. A ja siedzę i czekam na
nią, jakbym wyglądał ślepego ptaka, który być może przypadkiem
wpadnie przez okno do mojego domu. Mówię to tym, którzy oglądają
bajki o pięknych królewiczach i ich kolejnych żonach i wzdychają
z zazdrością: „Tym to się trafiło szczęśliwe życie".
Biblia
jest pełną realizmu księgą miłości. Może trudno ją czytać
tym, którzy nie byli wychowywani przez ojca. Jeśli w ich życiu
praktycznie obecna była tylko matka, to są oni często
przyzwyczajeni jedynie do pochwał, czekają na ciepło,
pieszczotę, podziw. A słowo miłości Ojca niebieskiego jest dla
nich obce i przyjmują je niekiedy z gorszącym zdumieniem. Wolą
romantyczne filmy i pełne złudzeń internetowe znajomości.
Potrafią powiedzieć współmałżonkowi: „Już cię nie
kocham". A przecież, jeśli ktoś mówi, że przestał kochać,
nie kochał nigdy. Biblia uczy nas tego wyraźnie. Miłość nigdy
się nie kończy, jest cierpliwa, nie zazdrości, nie unosi się
gniewem, nie pamięta złego. Teraz ktoś może powiedzieć: „proszę
księdza, to są właśnie bajki". Nie, to nie są bajki. Ale,
że mało jest takiej miłości to fakt. Jest jej mniej więcej tyle,
ilu jest ludzi, ile rodzin, które siadają w domu i w skupieniu
czytają Pismo Święte. Dlatego do wszystkich, którzy mówią, że
wokół nas mało miłości, dobroci, którzy narzekają, że takie
czasy złe nastały, Bóg mówi przez dzisiejsze czytania: sięgnij
po biblię. Czytaj uważnie, wytrwale, a słowo Boże będzie
niezdobytym murem warownym dla twojego szczęścia, dla szczęścia
Twoich najbliższych. AMEN.