sierpnia 14, 2023

Uroczystość Wniebowzięcia NMP - Weź nas do nieba Matko kochana!

sierpnia 14, 2023

Uroczystość Wniebowzięcia NMP - Weź nas do nieba Matko kochana!
 

Kochani moi!
Dziś 15 sierpnia,
uroczystość Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny,
a u nas święto Matki Boskiej Zielnej.

Piękne jest to święto,
ale bardzo trudne w swojej treści.
Maryja, Najpiękniejszy Kwiat tej Ziemi
wybrana od początku przez Ojca Niebios 
jest pełna łaski, 
błogosławiona między wszystkim niewiastami,
a więc zachowana od grzechu,
nawet od grzechu pierwszych rodziców,
Niepokalana, Nowa Ewa, 
Matka nas wszystkich wierzących, 
Wierna Służebnica Pańska, Matka Zbawiciela,

Matka Kościoła,
Zasypiająca, Wniebowzięta, 
uczestnicząca w chwale Trójcy,
a dla nas znak niezawodnej nadziei, 
że po pielgrzymkach tej ziemi
wszyscy pójdziemy do Matki,
z dożynkowymi wieńcami,
aby uczestniczyć w chwale Ojca,
z Matką Boską Anielską,
Królową nieba i ziemi.

Pewnie dlatego
z całej Polski szły rzesze pielgrzymów,
aby przypomnieć sobie
i przeżyć tę prawdę,
że życie nasze jest pielgrzymowaniem
do Matki Wniebowziętej, 
do nieba, gdzie Ojciec przygotował nam miejsce.

Każda z pielgrzymek jest dla mnie cudem
i każdy z pielgrzymów jest dla mnie 
znakiem wiary i tęsknoty 
za Matką Boga i naszą Matką, 
za innym życiem, którego oczekujemy.

Biały Ojcze,
Czcigodny Paulinie, Księże Czcigodny, 
Siostro Wielebna, Żołnierze Kochani, Pielgrzymi,
przecież to za gorąco, za gorąco Wam 
w tych strojach upiętych, 
w habitach, w sutannach, w mundurach. 
Żołnierze to Wy chcecie swoje święto 
świętować na Jasnej Górze?
 
Tak jest! 
To Was podziwiam i kocham! 
Przecież można inaczej?

Można, ale my pątnicy 
chcemy iść do Matki
w szatach naszego powołania. 
Niech się człowiek trochę zmęczy,
aby dusza była wybielona we Krwi Baranka.

Nie rozumiem Was,
nie umiem naśladować.
Podziwiam tylko niepełnosprawnych i ich opiekunów.
Tyle kilometrów prowadzicie wózki z chorymi,
przewijacie ich jak niemowlęta,
karmicie z troską matki. 
Podziwiam starszych, chorych idących po cud.
Podziwiam żołnierzy, lekarzy, pielęgniarki, młodzież, dzieci. 
Wy młodzi, jesteście dla mnie muzyką, 
radością, uśmiechem dla tego świata. 
Dlatego idziecie z nadzieją.

I skąd Wam to wszystko?
Wiem.
Inni jesteście niż ci, którzy czynią szkody i grzeszą.
Dlatego ludzie dają Wam noclegi, 
dach nad głową, dzielą się chlebem
i wodą czystą.
O sen zdrowy modlą się dla Was,
abyście nie ustali w drodze.
 
Przed Jubileuszem Zbawienia, 
przed rokiem dwutysięcznym uprzedziła Was 
na Jasną Górę Matka Boska z Nazaretu. 
A dlaczego jeszcze jedna Wędrowniczka?
Jeszcze jedna figura? 
Skąd przychodzi i po co?
 
Na prośbę Ojców Franciszkanów z Ziemi Świętej 
i Braci Mniejszych Kapucynów z Loreto 
wyrzeźbili figurę Dzieweczki z Nazaret 
Vinzenzo i Gregor Messnnar - ojciec i syn,
rzeźbiarze z Ortisei. 
Figura jest przepiękna.
Maryja jest po Zwiastowaniu. 
Jest Brzemienną.
Biegnie do Elżbiety (jak dziś w Ewangelii) 
i do nas wszystkich
przez góry.

Ogłasza światu, że:
,,Bóg uczynił nam wielkie rzeczy", 
że spełnił daną nam obietnicę, 
że Jego „Słowo stało się Ciałem 
i zamieszkało pośród nas". 
A ja - Służebnica Pańska, noszę Je.

Maryja ta Nazaretańska 
jest Królową nieba, mórz i ziemi,
dlatego ma welon niebieski jak niebo, 
płaszcz koloru złocistej ziemi 
i zielonkawą suknię, jak morze.

17 kwietnia 1998 roku 
Ojciec Święty Jan Paweł II
ukoronował Ją subtelnym diademem, 
z gwiazd dwunastu. 
Odtąd wędruje przez wszystkie kraje.
Modlą się przed Nią:
katolicy, prawosławni, protestanci, 
muzułmanie i niewierzący. 
Dziwne.

30 kwietnia 1999 roku 
Pątniczka z Nazaretu 
stanęła w Jasnogórskiej kaplicy - cudnie! 
jak Królewna przy Królowej,
a Ksiądz Prymas 
w uroczystość Matki Boskiej Królowej Polski 
zawiesił Jej srebrne serduszko, od Polaków 
i zawierzył los naszej Ojczyzny, 
Wędrującej Nazaretance.

„Opalona Cudzoziemko, 
Z dwoma warkoczami,
A znasz Ty zapach polskiej lipy,
Z miodem i pszczołami? 
Weź do domu nasze kłosy. 
Z chabrem, z rumiankami...
Gdy będziemy z Tobą w niebie,
Najpiękniejszy Kwiatku Ziemi,
Dokończymy Magnificat 
z Aniołami, ze Świętymi"  (ks. Tymoteusz, z Kalendarza SS. Loretanek na rok 2000).

W sierpniu, 
w uroczystość Matki Boskiej Wniebowziętej
nie sposób nie wspomnieć 
jeszcze jednego Pielgrzyma,
który wędrował przez naszą Ziemię
i mówił nam: Dzieci moje, miłujcie się!
Bóg jest miłością!

Płakaliśmy, śpiewaliśmy, 
krzyczeliśmy z radości.
Dzieciaki z Nim rozmawiały 
jak przyjaciel z przyjacielem. 
Zdawało się nam, że to teraz
odmieni się oblicze Tej Ziemi, 
że już „przyjdą nowi ludzie
jakich dotąd nie widziano" (por. Z. Krasiński), 
że to „z naszych ramion, czy tak, czy siak, 
wyrośnie Polska wolna jak ptak" (por. K. K. Baczyński).

O nie, Krzysiu Baczyński, 
jeszcze się długo nie spełnią 
Twoje słowa.
Nie!

,,No cóż, należymy do narodu,
którego losem jest 
strzelać do wroga z brylantów" (St. Pigoń).

Jeśli prawa nam nie staje, 
to jeszcze zostało przecież sumienie. 
Co winien ten, 
który daje mi chleb z polskiego pola,
a dziś nakryli mi go kirem. 
Mój ojczysty chleb niechciany! 
Zapomnieliśmy już ,,do kraju tego, 
gdzie kruszynę chleba
podnoszą z ziemi przez uszanowanie,
dla darów nieba, tęskno mi, Panie" (C. K. Norwid - Moja Piosenka) 
Mnie też jest tęskno.

„Polacy...
Nazwijcie wreszcie Polskę - Polską, a nie krzywdą, 
a miłość miłością". (K. K. Baczyński)
 
Modlił się Ojciec Święty w Radzyminie
tam, gdzie poległ ksiądz Skorupka, 
pośród snopów nie zebranych,
w sierpniu, przy miedzy. 
To na jego zawołanie:
Za Boga i Ojczyznę!
Stał się cud.
Dobrze, iż Polska zbudowała Mu pomnik.
Wreszcie!
„Im jedna szarża - do nieba wzwyż
i jeden order nad grobem krzyż"... 
„Czy nam postawią, z litości chociaż"... (K. K. Baczyński)

Przecież Krzysztof Baczyński, którego wiersze cytuję
zginął mając 23 lata,
największy z poetów minionego stulecia,
a jego żona Basia zginęła 
będąc w trzecim miesiącu ciąży.
Wyśnili sobie dziecko,,całe czerwone od krwi".

O Wniebowzięta,
o Powstańcza,
o Pielgrzymkowa!
"Nagnij pochmurną broń naszą, 
Gdy zaczniemy walczyć miłością". (K. K. Baczyński)

I jeszcze.
Gdy oglądaliśmy zaćmienie słońca 
my ludzie z wiedzą XXI wieku, 
zachowywaliśmy się jak tam z czasów, 
"gdy słońce było bogiem" (J. Parandowski).
 
Nie interesują mnie zdania wróżek, wróżbitów,
przepowiednie sekt, 
ale nie jest mi obojętne zdanie z ewangelii, 
że na końcu czasów:,,Słonce się zaćmi (samo) 
i księżyc nie będzie świecił". (por. Mk 13,24)

Wiem, że tak będzie, na pewno, 
bo to powiedział Pan.
Kiedy to będzie?
Nie wiem! 
I nie chcę wiedzieć!

Gdy czytałem dziś ewangelię o Zwiastowaniu 
i o Nawiedzeniu Świętej Elżbiety przez Matkę Bożą, 
to jest jedno zdanie,
które czyni mi wciąż niepokój: 
,,Duch Święty zstąpi na ciebie 
i moc Najwyższego Cię zacieni". (Łk 1,35)

Jak to jest z tym zaćmieniem, zaciemnieniem? 
Pomógł mi trochę w zrozumieniu tej tajemnicy 
Roman Brandstaetter swoim opisem Zwiastowania. Pisze o tym tak:
,,Miriam wyszła przed dom.. 
Usiadła przy drodze w pełnym słońcu.
Spojrzała w czyste niebo, 
błękitne, bez żadnej chmury...
Nagle poczuła na sobie cień, 
który ją coraz szczelniej otulał.
Otworzyła oczy i spostrzegła,
że pada na nią cienista smuga... 
Przecież na niebie nie było żadnego obłoku,
a mimo to cień padał od obłoku, 
sam cień był obłokiem...
cienisto obłocznym JESTEM, 
który wpłynął w krew Miriam...
aż do ostatnich granic Jej jestestwa...
Co Ci jest, Miriam?
Po Jej wargach i powiekach 
przesuwał się fioletowy cień" (R. Brandstaetter - Jezus z Nazaretu)
To ten Obłok,
który prowadził Izraelitów w czasie dnia 
i słup ognia,
który prowadził ich nocą.

Bardzo mi się podoba 
witraż w świątyni mojej parafialnej. 
Mówię to w Święto Wniebowziętej. 
Wniebowzięta jest w krakowskim stroju 
i we wianku z sierpniowych kwiatów.

Lubię taką Wniebowziętą.
„Bo moja matuś tak się stroiła. 
Dlatego kocham te stroje 
krasne i czyste, piękne i proste proste 
jak życie jest moje".

Poświęcę z radością i wzruszeniem 
Wasze wieńce i Wasze wianki
z polskich kwiatów 
i ten snop z kirem.
Może będzie dla kogoś wyrzutem sumienia. 
A to wszystko Wniebowziętej w podzięce.

I jeszcze wrócę do swojego domku na wsi, 
blisko taty i mamy kochanej,
którzy w Niebie już są 
od dawna przy Jej boku...
Z okna mojego widać daleko,
Ciebie, Matuchno kochana,
jak stoisz i parzysz z miłością i troską, 
w znaku fatimskiej Figury.
Wniebowzięta jest naszą patronką 
i opiekunką.

Więc wszystkich nas, 
o, Matko Boska Wniebowzięta,
Weź w swoją obronę...
Amen.


                               Copyright by Ks. Tymoteusz


sierpnia 11, 2023

Jezus chodzi po jeziorze - Odwagi! To Ja jestem, nie bójcie się!

sierpnia 11, 2023

Jezus chodzi po jeziorze - Odwagi! To Ja jestem, nie bójcie się!

Słowo Boże na dziś

Niedziela, 19 tygodnia Okresu Zwykłego
Mt 14, 22-33
Gdy tłum został nasycony, zaraz Jezus przynaglił uczniów, żeby wsiedli do łodzi i wyprzedzili Go na drugi brzeg, zanim odprawi tłumy. Gdy to uczynił, wyszedł sam jeden na górę, aby się modlić. Wieczór zapadł, a On sam tam przebywał. Łódź zaś była już o wiele stadiów oddalona od brzegu, miotana falami, bo wiatr był przeciwny. Lecz o czwartej straży nocnej przyszedł do nich, krocząc po jeziorze. Uczniowie, zobaczywszy Go kroczącego po jeziorze, zlękli się, myśląc, że to zjawa, i ze strachu krzyknęli. Jezus zaraz przemówił do nich: «Odwagi! To Ja jestem, nie bójcie się!» Na to odezwał się Piotr: «Panie, jeśli to Ty jesteś, każ mi przyjść do siebie po wodzie!» A On rzekł: «Przyjdź!» Piotr wyszedł z łodzi i krocząc po wodzie, podszedł do Jezusa. Lecz na widok silnego wiatru uląkł się i gdy zaczął tonąć, krzyknął: «Panie, ratuj mnie!» Jezus natychmiast wyciągnął rękę i chwycił go, mówiąc: «Czemu zwątpiłeś, człowiecze małej wiary?» Gdy wsiedli do łodzi, wiatr się uciszył. Ci zaś, którzy byli w łodzi, upadli przed Nim, mówiąc: «Prawdziwie jesteś Synem Bożym». 
.

Refleksja nad Słowem Bożym


Dzisiejsza Ewangelia ukazuje wspaniałe zawierzenie Piotra Jezusowi. Jest w tym coś fascynującego: mimo strasznej burzy, nie boi się opuścić łodzi i iść do Jezusa. Gdy tylko Go poznał, z właściwym sobie zapałem reaguje: “Panie, jeśli Ty jesteś, każ mi przyjść do siebie po falach”, a Jezus natychmiast rozkazuje: “Przyjdź!” Piotr wychodzi z łodzi i kroczy po wodzie, jak po twardej grudzie. Zawierza całkowicie Jego słowu. Kiedy jednak już przebył połowę drogi, wtedy nagle zwątpił, i przyszła pokusa – widocznie spojrzał na swoje stopy i w obawie, że oto znajduje się nad głębiną, dojrzał ruch fal – doszło do głosu codzienne doświadczenie, i w tej chwili zwątpił w moc Jezusowych słów, o czym dowiadujemy się chwilę później – Jezus ujmie go za rękę ze słowami: “Dlaczego zwątpiłeś człowieku małej wiary?” Kiedy zaczął tonąć, nie próbuje się już sam ratować, lecz woła: “Panie, ratuj mnie bo ginę”. W ten sposób wyraził swoją głęboką wiarę i ufność, jakby pragnął powiedzieć Jezusowi, że mimo chwilowego zwątpienia jednak nadzieję pokłada w Nim, w Jego słowie. Zawierzył i nie doznaje zawodu. Bezpieczna dłoń Jezusa przynosi mu ratunek.
Taka postawa, jak św. Piotra, powtarza się nieraz i w naszym życiu. Każdy z nas przeżywa trudne chwile i wydarzenia, które niszczą i odbierają siły; ogarnia nas często niepokój, zniechęcenie, czujemy się przygnieceni przez los, buntujemy się, wydaje się, że jesteśmy jak Apostołowie na łodzi, do której wlewają się strugi wody i grożą zatopieniem. I w takich chwilach może pytamy z wyrzutem: Boże, dlaczego mnie to spotkało? Dlaczego to moje życie jest takie trudne, pełne cierpienia? Dlaczego mnie, Boże, opuściłeś? Takie wyrzuty może stawiamy Bogu, gdy przyszła nieuleczalna choroba, gdy naszych bliskich, przyjaciół spotkało jakieś nieszczęście, gdy zawodzą wszelkie ludzkie starania. Co więc w takiej sytuacji czynić? Jak się ratować? Chyba jeden jest ratunek wtedy: wyjść na spotkanie Pana i zawołać z głębi serca: Panie, ratuj, bo ginę; Panie, ratuj, bo ginie mój mąż, moja żona, mój syn, moja córka, mój przyjaciel. Trzeba podjąć szczerą pokutę i modlitwę o łaskę ratunku. Taka modlitwa jest pełna mocy. Ona jedynie może przynieść pokój, pewność i zaufanie. Przecież dla Boga nic nie jest możliwe; przecież jest to dłoń Tego, który woła: “Nie lękajcie się, odwagi, Ja jestem”. Stań więc przed Bogiem i wołaj z ufnością, a On na pewno cię nie zawiedzie. Uczyń tylko ku Niemu krok wiary, a On podejdzie blisko do ciebie.
Po drugie, uwierzcie, że nie wszystko jeszcze stracone. Choćby ciebie lub twoich bliskich spotkało wielkie nieszczęście, uwierz, że trudne doświadczenia, które przeżywasz, mogą stać się dla ciebie łaską i błogosławieństwem. Dzięki temu doświadczeniu pogłębi się twoja wiara, rozpali się nadzieja, a te trudne chwile, które przeżywasz, mogą cię zbliżyć do Chrystusa. A to już w dużej mierze zależy od twojej postawy. Przez te doświadczenia możesz jeszcze skuteczniej zbliżyć się do Boga, po warunkiem, że Mu zaufasz, że nie ulegniesz pokusie zniechęcenia i załamania. I to chyba jest najważniejsze, by nie ulec zniechęceniu w takich trudnych chwilach.
Błogosławiony Michał Kozal lapidarnie ujął jeden z tragicznych skutków groźnej choroby ducha, jakim jest zwątpienie i często powtarzał: “Wątpiący, zniechęcony, załamany człowiek staje się, mimo woli, sojusznikiem szatana”. Każda sekunda zwątpienia jest klęską. Człowiek przez swoją małoduszność: ja nie potrafię, ja nie chcę – oddaje się w ręce szatana. Jak długo się zmaga, tak długo szala zwycięstwa może być przeważona na jego stronę. Gdy w jego sercu zrodzi się zwątpienie, następuje klęska, wada otrzymuje sojusznika i dlatego ponosi zwycięstwo. Człowiek ciągle musi się zmagać, bo wielu wrogów czyha na moment jego słabości, na chwilę zwątpienia i załamania. W każdym z nas jest wiele wad, i zwycięstwo nad nimi w wielkiej mierze jest uzależnione od wiary w siebie i łaskę Bożą. Trzeba każdemu z nas, w obliczu tych zagrożeń, wielkiej wiary, by nie tylko ocalić siebie od zniechęcenia i załamania, ale też naszych bliźnich, którym trzeba dać świadectwo głębokiej wiary, że tylko Jezus przynosi wybawienie ze wszystkich naszych nieszczęść, w jakie popadliśmy wskutek naszej nędzy, winy czy też na wskutek złośliwości innych ludzi; tylko Jezus gwarantuje zwycięstwa nad wszelkimi wrogami, uzależniając je jednak od mocy naszego zawierzenia. Ta moc zawierzenia czyni człowieka niezwyciężonym.
Chrystus dziś chce nas wyleczyć z choroby zwątpienia; pragnie nas przekonać, że nigdy nie wolno stać się sprzymierzeńcem szatana. Kościół, wzywając nas do głębokiej wiary i zawierzenia bezgranicznego Chrystusowi, zwalcza zwątpienie, jako jedną z najgroźniejszych chorób ludzkiego ducha. Prośmy dzisiaj Jezusa obecnego pośród nas, aby nas ustrzegł od tej choroby zwątpienia, i prośmy o łaskę głębokiej wiary i bezgranicznego zaufania Jezusowi w każdej chwili naszego życia.

 Refleksja modlitewna

Pewnie i ja bym się bał, gdybym zobaczył Ciebie kroczącego po jeziorze.
Trudno byłoby tak po prostu uwierzyć, że to Ty.
Takie już mam bojaźliwe serce.
Ale dzisiaj pragnę usłyszeć, jak mówisz do mnie: 

To Ja jestem, nie bój się.
Nie musisz się bać, gdy Ja, twój Pan, jestem blisko.
Zawsze wyciągnę do ciebie rękę, uratuję cię z największej otchłani grzechu.
Zawsze będę szedł do ciebie po falach twojego wzburzonego czasami życia.
Obyś tylko Mnie zauważył i usłyszał: «To Ja jestem»”.

„On zaś rzekł do nich: To Ja jestem, nie bójcie się!”(J 6,20)
Tyle rzeczy ich przerażało.
Bali się szalejącej na jeziorze gwałtownej burzy.
Przerażał ich fakt, że w tej trudnej chwili Jezus pozostawił ich samych.

I wreszcie przerazili się niespodziewanie widząc Mistrza, kroczącego po wzburzonych falach.
A On rzekł: „Nie bójcie się!” i nagle ich niepokoje gdzieś znikły.
I mnie często przeraża wiele rzeczy i niespodziewanych sytuacji.
Przeraża mnie nieraz myśl, że nie podołam zadaniu, które stawia przede mną nadchodzący dzień.

Czuję się niepewnie słysząc w mas-mediach o szerzącej się w kraju przestępczości.
I wtedy – jak w czytanym dziś ewangelicznym opisie – zjawia się Jezus ze swoim uspakajającym: „Nie bójcie się!”
Wystarczy nieraz krótka chwila modlitwy, czasami konieczna jest Eucharystia, aby wrócił znowu spokój i abym znowu widział świat na różowo.
Jezus naprawdę jest ze mną zwłaszcza w trudnych chwilach mego życia.
On mnie naprawdę nigdy nie opuszcza.
Chwała Mu za to!

sierpnia 11, 2023

19. Niedziela Zwykła (A) - Moc wiary

sierpnia 11, 2023

19. Niedziela Zwykła (A) - Moc wiary

Żywioły takie, jak woda, siła wiatru, ogień, trzęsienia ziemi, potężne burze, tajfuny i cyklony - zawsze budziły lęk w człowieku. Człowiek od zarania dziejów zmagał się z żywiołami i siłami przyrody. Mimo wielkiego postępu - jak dotychczas, nie znalazł takiej siły, w której mógłby się oprzeć tym żywiołom. Nie ma takiego statku, który oparłby się wielkiej nawałnicy morskiej. Z żywiołem nie było i nie ma żartów.
 
Poganie często sądzili, że Bóg jest obecny w burzy, błyskawicy lub trzęsieniu ziemi: stąd czcili bogów słońca, ziemi, morza, wiatru. Już prorok Eliasz, żyjący w ósmym wieku przed Chrystusem, utwierdzał wiarę w jednego Boga, Stwórcę nieba i ziemi. "Pan nie był w wichurze, Pan nie był w trzęsieniu ziemi i w ogniu", nie utożsamia się z siłami przyrody, jest nad materią, ale jest wszędzie obecny. I Eliasz doświadczył tego, że Wszechmocny może być obecny "w łagodnym powiewie wiatru". Co więcej, jest to najczęściej stosowany przez Boga sposób obecności Jego majestatu w naszym życiu: kochająca i milcząca Obecność.

Można by się zapytać: "Kim jestem wobec Ciebie, Boże?" Artysta Michał Anioł na sklepieniu Kaplicy Sykstyńskiej przedstawia palec Boży Stwórcy wyciągnięty ku chwiejnej dłoni pierwszego człowieka. Wyraża tym samym głęboką prawdę o wyjątkowym miejscu człowieka w dziele stworzenia z miłości. Jedynie człowiek, ten z fresku Michała Anioła, jest zdolny poznać swojego Stwórcę, jest w stanie odkryć i zrozumieć prawdę: prawdziwie - to jest mój Ojciec.

Przestać być człowiekiem to wielka przed Bogiem Stwórcą i przed ludźmi odpowiedzialność. Człowiek, który wyrzeka się tego, co jest w nim święte, który zamazuje w sobie obraz Boga, czyni się niezdolnym do tego, by po prostu być człowiekiem. Człowiek, który rezygnuje z prawdy o sobie zakorzenionej w Bogu - Stwórcy i Tajemnicy Chrystusa, zgadza się na niewolę, poddaje się wszystkim anonimowym determinacjom Kosmosu. Łatwo jest wtedy usłyszeć „małej wiary, czemuś zwątpił".

Wątpiącemu Piotrowi i zalęknionym uczniom daje Jezus nowy znak sprawia, że wiatr cichnie i ustaje burza na jeziorze. W ten sposób Jezus objawił swoją władzę nad żywiołem morskim, nad wiatrem przeciwnym i groźnymi falami. Jak Bóg Ojciec z Kaplicy Sykstyńskiej, tak Jezus na Jeziorze Genezaret wyciąga rękę i ratuje Piotra: „Małej wiary, czemuś zwątpił"... usłyszy naganę, gdyż siła wiatru była większa niż jego wiara, a zwątpienie pogrążyło go w wodzie. Zwątpienie podcina skrzydła i usuwa grunt spod nóg dlatego tak niekiedy ciężko jest człowiekowi wątpiącemu dojść do Boga. Pozostaje nam tylko wołać: „Panie, ratuj mnie!".

Doświadczenie Piotra wskazuje, w jaki sposób Bóg wychowuje nas do dojrzałości w wierze. Bywa niekiedy tak, że nasz postęp w wierze dokonuje się w naszym życiu w sytuacji granicznej, która wzywa nas do wzniesienia się ponad to, co ludzkie. Sytuacja Piotra może stać się i naszym udziałem. I nam może Pan kazać wyjść z życia spokojnego, bezpiecznego i niezagrożonego. Drogi Boże nie zawsze są ludzkimi drogami, nieraz prowadzą daleko poza granice, do których przyzwyczaiły się ludzkie oczy i ludzkie nogi. Wezwanie Boże może wykraczać poza doczesne struktury, może rozsadzać struktury i układy, do których przywykliśmy. I tu rodzi się niekiedy nasza małoduszność i niezrozumienie Bożej woli. Taka mała stabilizacja życiowa. Ludziom wystarcza ulica, stadion, dom... Przeraża mnie, że do wszystkiego można się przyzwyczaić i wszystko staje się koniecznością. Przeraża mnie, że można się przyzwyczaić do przelewu krwi, do procesów, głodówek, protestów, nałogów, kłamstwa i demagogii. Przeraża mnie taki stan, który staje się również przyzwyczajeniem. Natomiast wierzę w sens działania, pisania, niesienia otuchy, nadziei, gestu i wiary.

Kto nie ma wiary, nie przetrzyma burz, które przynosi życie. Niewierzący i nieszczęśliwy Nitzsche powiedział o niektórych współczesnych mu chrześcijanach:"Nie robią wrażenia, że są dostatecznie zbawieni". Nie widział mocnej wiary u chrześcijan, wiary mocnej i niezłomnej także w czasie burz. "W pomyślności łatwo jest dobrym być, w cierpieniu dają się poznać junacy" - powie poeta.

Gnębi nas kompleks Syzyfa. Jak długo jeszcze przyjdzie nam zaczynać od nowa. Tak jest z wiarą. Czasem jest potrzebny krzyk o ratunek wiary, szczególnie w gąszczu rozpaczy po stracie osób najbliższych, po ludzkich katastrofach, po moralnych krzywdach - jest potrzebny krzyk o cud, o ratunek. Chrystus zna moje niepokoje i te ścieżki i do wołających o litość powie: "niech wam się stanie według waszej wiary".

Wiara jest także, a może przede wszystkim zawierzeniem, wiernością Bogu, którego istnienie raz się uznało; wiernością Jego Słowu i naszemu oddaniu się Jemu. Jest to wierność w każdej chwili. To życie liczące się z Bogiem świadczy o tym, że moja wiara jako wyraz osobistej decyzji jest postawą całej osobowości, a nie tylko zewnętrznej deklaracji. Obserwując życie chrześcijan możemy zaobserwować pewne trud
ności naszej wiary. 
 
Wiara dlatego jest trudna, bo wymaga od nas: po pierwsze -  uznania czegoś czego nie można dotknąć. 
Ale to nie jest największa trudność. Wiara nasza ma największy słaby punkt, ponieważ zabiera za młodu mnie ludzki czas. A człowiek dzisiejszy jest skąpcem. I skąpstwem czasem obejmuje wszystko - Boga też. Dlatego są trudne praktyki religijne, bo nam się wydaje, że za znak krzyża, którego kiedyś nauczyła matka, trzeba teraz płacić haracz Panu Bogu i że Pan Bóg ma różne sposoby na opornych. Więc lepiej na wszelki wypadek być w porządku z Panem Bogiem. I zaczyna się wiarę traktować jako kontyngent, oddanie zboża dla państwa. Tak rozumie wielu ludzi. W Stanach Zjednoczonych rodzimy katolik uważa się w porządku, jeśli odda tamtejszemu proboszczowi czek na akcje charytatywne i skwitowana sprawa między mną a Panem Bogiem. Jakaś gwarancja zbawienia jest. A rodzimy katolik znad Odry i Wisły wykroi z ogromnej płachty rocznego czasu kilka godzin na Pasterkę, Rezurekcję i kiedyś tam jeszcze i odda systemem ratalnym Panu Bogu. Gdzież tu jest mowa o moim spotkaniu z Bogiem, o przylgnięciu do Niego.

Jeszcze inna trudność wiary naszej to wymaganie moralne. To trudne, nie wolno ci, nie wypada, nie godzi się i człowiek się zżyma i człowiek by wolał jakąś swoją drogą pójść. Taka jest niekiedy reakcja człowieka na Boże wymagania. Nie to, że nie wierzę, mnie się nie chce wierzyć. To zbyt trudne, zbyt wymagające.

Zresztą czy to nie przypomina słynnego Sienkiewiczowskiego "Quo vadis" - kiedy to Sienkiewicz wkłada w usta Petroniusza bardzo znamienne słowa. Otóż Winnicjusz zwraca się do Petroniusza, pełen zachwytu i entuzjazmu jak wspaniała jest religia chrześcijańska, że ty taki inteligentny i światły na pewno ją przyjmiesz. A Petroniusz odpowiada spokojnie i cynicznie: ja, ja jej nie przyjmę, choćby w niej tkwiła prawda i mądrość zarówno ludzka jak i boska. To wymagałoby trudu, a ja nie lubię się trudzić. To wymagałoby wyrzeczeń, a ja nie lubię niczego w życiu się wyrzekać.

Powiedzmy sobie szczerze: jesteśmy wszyscy dziećmi swojego wieku. Jesteśmy narażeni na jedną wielką chorobę - chorobę łatwizny życiowej, pójścia po linii najłatwiejszego oporu przez życie. Wiara nasza dlatego, że jest trudna, jest w ogromnym niebezpieczeństwie. Zagraża jej wysoka fala. Tylko trzeba wiedzieć i ciągle wierzyć, że na tych wysokich falach od dwóch tysięcy lat stoi Chrystus. I nasze Credo nie może być wyizolowane z życia, nie może być zamknięte w świątyniach (to nie te czasy). Nie można z Chrystusa uczynić tylko pięknej postaci historycznej, którą z sentymentem wspominamy, ale która już nie jest obecna w aktualnym życiu. Ludzie z barokowego kościoła zepchnęli Chrystusa z naszego życia do historii... aby wejść tanio do Europy... A chrześcijanin, ubolewa, popłacze do następnej niedzieli...

Otóż Chrystus wchodzi w rzeczywistość. Przyszedł na świadectwo, aby zaświadczyć o swoim Ojcu. Nauczyciel nie jest daleko. Nie zostawi nas samych w walce z falami zła. Twoja wiara musi być wiarą żywą, wiarą podobną do tej, która prowadziła Piotra do Jezusa. Sam musisz wybrać Jezusa jako Mistrza twojego życia. Im bardziej odczuwasz burzę dziejów, która się przewala przez ziemię, tym bardziej zdecydowanie masz wyciągnąć rękę do Pana i mówić: „Każ mi przyjść do Ciebie!. Odwagi! Ja jestem, nie bójcie się!". Amen!





sierpnia 11, 2023

Słowo Boże na dziś - Co znaczy pójść za Jezusem?

sierpnia 11, 2023

Słowo Boże na dziś - Co znaczy pójść za Jezusem?


 Piątek, XVIII tydzień zwykły

  Z Ewangelii według Świętego Mateusza (Mt 16, 24-28)


Jezus powiedział do swoich uczniów: 

Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje. Bo kto chce zachować swoje życie, straci je; a kto straci swe życie z mego powodu, znajdzie je. Cóż bowiem za korzyść odniesie człowiek, choćby cały świat zyskał, a na swej duszy szkodę poniósł? Albo co da człowiek w zamian za swoją duszę? Albowiem Syn Człowieczy przyjdzie w chwale Ojca swego razem z aniołami swoimi, i wtedy odda każdemu według jego postępowania. Zaprawdę, powiadam wam: Niektórzy z tych, co tu stoją, nie zaznają śmierci, aż ujrzą Syna Człowieczego, przychodzącego w królestwie swoim.


Refleksja nad Słowem Bożym

Dzisiejszy fragment Ewangelii przypomina mi stwierdzenie Pana Jezusa o tym, że wąska jest droga, która prowadzi do królestwa niebieskiego. Niełatwo jest zgodzić się na cierpienie. Człowiek często podświadomie wybiera to, co łatwiejsze i przyjemniejsze. Bóg chce mojego szczęścia, tak samo jak każdego innego człowieka. Szczęście nie oznacza jednak łatwizny ani samej przyjemności. Potrzebne nam są w życiu chwile przyjemne i gdy wszystko idzie jak z płatka. One jednak rzadko dają nam tyle, co trudności, które pokonujemy dzięki Bogu.

Bez krzyża i śmierci Jezusa nie byłoby zmartwychwstania. Jestem przekonany, że Bóg oszczędza nam wiele trudów i zabiera wiele krzyży (doświadczyłem tego nie raz); są jednak takie krzyże, na które pozwala, aby dać nam możliwość pójścia za Nim Jego drogą i pozwala nam wzrastać w życiu wiarą. Dobry Pasterz przyszedł, aby dać nam życie w obfitości (por. J 10,10). Nigdzie nie otrzymujemy tak wiele jak pod krzyżem Jezusa, choć jest on tylko przystankiem w drodze ku zmartwychwstawaniu. Możliwe, że bez krzyża jeszcze bardziej zapomnielibyśmy o Bogu, a przez to skazalibyśmy się na wieczną śmierć.

Spróbujmy dziś uwielbić Boga za nasz codzienny krzyż i prośmy Go, aby pomógł nam w jego podjęciu i pójściu za naszym Zbawicielem.

MODLITWA EWANGELIĄ DNIA - IŚĆ ZA JEZUSEM ZA WSZELKĄ CENĘ

‣ Zbliżę się do Jezusa, aby wsłuchać się w Jego słowa. Wie dobrze, że już od lat staram się chodzić za Nim. Chce mnie uchronić przed pokusą pozornego naśladowania Go.

▸ Faktyczne naśladowanie Jezusa sprawdza się przez to, że potrafię zaprzeć się siebie i nosić swój krzyż (w. 24). Co obecnie jest moim największym krzyżem? Czy pogodziłem się z nim? Jak sobie radzę z oporami wobec tego, co trudne?

Zwrócę uwagę na moje najsilniejsze życiowe przywiązania: do osób, rzeczy, opinii, pracy... Z czego nie potrafiłbym zrezygnować dla Jezusa? Jakiej straty obawiam się najbardziej?

▸ Jezus proponuje mi ćwiczenie: pomyśl, że osiągnąłeś wszystko, o czym marzyłeś, lecz za cenę duszy... Czy było warto?

▸ Czy nie dokonuję wyborów kosztem duszy? Co najbardziej niszczy moje życie duchowe? Jakie wybory w ostatnim czasie wzmocniły mnie duchowo, przyniosły mi pokój i radość?

▸ Jezus przypomina mi, że liczy się perspektywa wieczności. Każdy mój wybór życiowy ma swoje konsekwencje na wieczność: „Syn Człowieczy przyjdzie... i odda każdemu według jego postępowania" (w. 27). Jakie przeżycia budzi we mnie ta zapowiedź?

Uświadomię sobie, że moje życie zmierza ostatecznie do spotkania z Jezusem w wieczności. Co mogę powiedzieć o moim obecnym stanie duszy? Będę powtarzał dzisiaj: „Jezu, przygotuj mnie na spotkanie z Tobą".


sierpnia 11, 2023

19. Niedziela Zwykła (A) - "To Ja jestem, nie bójcie się!"

sierpnia 11, 2023

19. Niedziela Zwykła (A) - "To Ja jestem, nie bójcie się!"

Bracia i Siostry!

Zanim skomentuję główną scenę dzisiejszej Ewangelii, chodzenie Pana Jezusa po morzu, warto przypatrzeć się okolicznościom towarzyszącym temu wydarzeniu. Pan Jezus lubił spędzać całe godziny, zwłaszcza godziny nocne, na modlitwie. Również teraz wyszedł na górę, aby się modlić. W tym czasie uczniowie wsiedli do łodzi, żeby dopłynąć do miejsca noclegu. Niestety, na jeziorze rozszalała się burza: nie tylko że nie dało się dopłynąć do celu, ale sytuacja stała się dla uczniów po prostu niebezpieczna; podczas takiej burzy można było nawet utonąć.

Otóż pierwszym przesłaniem dzisiejszej Ewangelii jest pokazanie nam związku między modlitwą a miłością bliźniego. To nie przypadek, że Jezus zauważył zagrożenie, w jakim znaleźli się Jego uczniowie, właśnie podczas modlitwy. Przeżywał niepojęte dla nas zjednoczenie ze swoim Przed- wiecznym Ojcem i właśnie wtedy zobaczył, że uczniowie potrzebują pomocy. Bo w ogóle taka jest natura modlitwy: im bardziej modlitwa jednoczy nas z Bogiem, tym więcej rozszerza się nasze serce na potrzeby naszych bliźnich, tym wyraźniej potrafimy zauważyć bliźniego potrzebującego pomocy.

Bracia i Siostry, czyż nie wyrywa się z Waszych serc spontaniczne westchnienie: O, gdybyśmy umieli więcej i lepiej się modlić, z pewnością nie byłoby wśród nas tyle sobkostwa i egocentryzmu, o ile więcej kwitłaby miłość rodzinna i zgoda sąsiedzka, o ile mniej byłoby samotności i rozgoryczenia!

Zauważmy teraz drugi moment ogromnie ważny w dzisiejszej Ewangelii. Uczniowie byli daleko od Pana Jezusa, wypłynęli pod wieczór, teraz już było nad ranem. Ale to tylko uczniowie byli daleko, Pan Jezus był blisko, przyszedł im z pomocą w jednym momencie. I tak jest zawsze: ktoś czasem długo odchodził od Boga i zaszedł bardzo daleko od dróg Bożych. Ale Bóg nigdy nie jest oddalony od swojego stworzenia, On jest zawsze blisko, znaleźć Go można w każdym momencie, w każdej chwili można Mu się rzucić w ramiona i zostać przez Niego uratowanym.

Przejdźmy do głównego wydarzenia dzisiejszej Ewangelii. Oto Pan Jezus przychodzi uczniom na ratunek, a oni się przestraszyli. Dokładnie tak samo my się nieraz zachowujemy: boimy się, żeby przypadkiem Pan Jezus nas nie uratował. Wydaje nam się, że przecież to niemożliwe, żebym mógł się wyrwać z nałogu pijaństwa czy z innego nałogu, który niszczy moją wolność, albo żeby się dało ocalić jedność mojej rozbitej rodziny. A przecież u Boga nie ma nic niemożliwego. Czasem nasza małoduszność osiąga taki poziom, że Bóg przychodzi nam na ratunek, a my nie chcemy, żeby przychodził. Przyzwyczailiśmy się do świata, w którym panuje egoizm i śmierć. Pomieszanie dobra ze złem wydaje nam się czymś swojskim, dlatego boimy się Boga, boimy się prawdziwej miłości, wolimy naszą moralną byle jakość.

Uczniowie przestraszyli się tego, że Pan Jezus przyszedł do nich jako ktoś transcendentny wobec praw tego świata. Kiedy Go zobaczyli, jak idzie do nich po wodach jeziora, pierwszym ich odruchem było nieprzyjęcie do wiadomości tego faktu, choć widzieli to na własne oczy. Przestraszyli się, że to zjawa. Zapewne każdy z nas zareagowałby podobnie.

Postawmy sobie proste pytanie: Co oznaczał ten fakt, że Jezus przyszedł do swoich uczniów po wodach wzburzonego jeziora? Pierwsze wyjaśnienie tego faktu wynika bezpośrednio z samego tekstu Ewangelii: Jezus przyszedł do nich po prostu po to, żeby wyratować z burzy morskiej. Przy okazji dał nam sygnał, że Jego miłość do nas jest naprawdę wszech mocna i nie ograniczają jej nawet prawa przyrody. On może i chce być pomocą każdemu z nas zawsze, nawet w sytuacjach po ludzku beznadziejnych.

Warto tylko pamiętać o tym, że wszechmoc Boża względem nas zawsze jest pełna delikatności i miłości. Idealnie pokazuje to opis objawienia się Boga na górze Horeb. Prorok Eliasz otrzymuje pouczenie, że potęga Boża nie powinna mu się kojarzyć ani z huraganem rozwalającym góry i druzgocącym skały, ani z trzęsieniem ziemi, ani z ogniem, który wszystko pali i topi. Dopiero kiedy prorok usłyszał szmer łagodnego powiewu, zrozumiał, że jest to znak obecności Wszechmogącego Boga. Tak, bo swoją wszechmoc Bóg najpełniej przejawia w ten sposób, że kocha swoje stworzenie miłością pełną delikatności i czułości. Przyjście Pana Jezusa do uczniów, kiedy łódź ich miotana była falami morskimi, jest wzorcowym przykładem tej delikatnej i tajemniczej miłości Boga do człowieka.

Jest w scenie chodzenia Jezusa po morzu jeszcze ogromnie ważny wymiar symboliczny. Wody stojące symbolizują w Starym Testamencie śmierć, tak jak wody płynące są symbolem życia. Wodami śmierci były na przykład wody potopu. W czasach Noego ludzie zalali ziemię swoimi grzechami i prawie wszyscy się w tych swoich grzechach potopili. Wody potopu swoim śmiercionośnym działaniem tylko ujawniły tę śmierć, jaką ci ludzie już przedtem na siebie sprowadzili. Wodami śmierci, przed którymi Bóg ocalił swój lud, były również wody Morza Czerwonego. Do wód śmierci został wrzucony prorok Jonasz, żeby zaś ta symbolika śmierci jeszcze bardziej się uwyraźniła, czytamy w Księdze Jonasza, że prorok nie tylko został wrzucony do wody, ale jeszcze połknięty przez jakiegoś potwora morskiego. Okazuje się jednak - i to jest główne przesłanie opowieści o wrzuceniu Jonasza do wód śmierci - że nie ma takiej opresji, z której Bóg nie mógłby nas wybawić.

Symboliczne przesłanie wynikające ze sceny chodzenia Jezusa po wodach śmierci jest jeszcze głębsze. Jest to jakby prorocza zapowiedź tego, co się miało stać na Kalwarii. Oto sam Syn Boży przyszedł na ziemię, którą myśmy zalali naszymi grzechami. Po ludzku rzecz biorąc, było rzeczą niemożliwą, żeby ktokolwiek mógł uchronić się od śmierci grzechu: grzech zalewa bowiem całą ziemię. Uchronić się od śmierci grzechu było tak samo niemożliwe, jak to, żeby człowiek chodził po wodzie.

Ale oto stał się cud nad cuda: Syn Boży stał się jednym z nas i żył wśród grzeszników. Chociaż sam był bez grzechu, przyjął na siebie wszystkie ułomności wynikające z ludzkiej grzeszności; przede wszystkim zaś żył na naszej ziemi zalanej ludzkimi grzechami. Okazało się, że nie tylko nie utonął w ludzkich grzechach, ale przeszedł przez te wody grzechu suchą stopą. Przez całe swoje ziemskie życie był wypełniony całoosobową, najczystszą miłością do Boga i ludzi. Nawet podczas tego potwornego ataku, jaki siły zła podjęły przeciwko Niemu na Kalwarii, Jezus pozostał sobą, był kimś całkowicie i bez reszty kochającym Boga i ludzi.

W ten sposób wyjaśnia nam się pozornie tajemniczy epizod z Piotrem. Piotr, ażeby ostatecznie przekonać się, że to nie zjawa, że to naprawdę Pan Jezus, powiada: "Panie, jeśli to Ty jesteś, każ mi przyjść do siebie po wodzie". Piotrze, żebyś ty wtedy wiedział, o jak ważną rzecz prosisz! Przecież Syn Boży przyszedł na naszą ziemię właśnie po to, żeby nas wszystkich uwolnić od wód śmierci, a nawet uzdolnić do przejścia przez nie suchą stopą.

Toteż nic dziwnego, że prośbę Piotra Jezus od razu wysłuchuje. Piotr wyszedł z łodzi i zaczyna iść po wodzie. Był blisko Jezusa i dlatego to było możliwe. Jeśli ja i ty będziemy blisko Jezusa, doświadczymy tego samego cudu, nawet gdyby przyszło nam znaleźć się w samym środku jakiejś burzy zła.

Patrzmy jednak, co dalej dzieje się z Piotrem. Uprzytomnił sobie, że to przecież burza morska, a on stoi na wodzie i ogarnęło go zwątpienie. I wtedy zaczął tonąć. Na szczęście był blisko Jezusa. Zawołał: "Panie, ratuj!" - i został ocalony. Wielka to pociecha dla nas grzeszników, że nawet jeśli czasem nasza słabość okaże się większa niż nasza wiara - Jezus nawet wtedy nami nie gardzi, lecz chce nam podać rękę i nas ocalić. Bylebyśmy starali się być blisko Jezusa.

I niech to będzie konkluzją tej naszej medytacji nad świętym tekstem Ewangelii: Zawsze starajmy się być blisko Jezusa, jak najbliżej Jezusa. Szczególnie Wam, Drodzy Bracia i Siostry, tego życzę. Amen.





czerwca 26, 2023

Słowo Boże na dziś - "Nie sądźcie, abyście nie byli sądzeni".

czerwca 26, 2023

Słowo Boże na dziś - "Nie sądźcie, abyście nie byli sądzeni".


Poniedziałek
, XII tydzień Okresu Zwykłego

Z Ewangelii według Świętego Mateusza (Mt 7, 1-5)
 
Jezus powiedział do swoich uczniów:
Nie sądźcie, abyście nie byli sądzeni. Bo takim sądem, jakim sądzicie, i was osądzą; i taką miarą, jaką wy mierzycie, wam odmierzą
Czemu to widzisz drzazgę w oku swego brata, a nie dostrzegasz belki we własnym oku? Albo jak możesz mówić swemu bratu: Pozwól, że usunę drzazgę z twego oka, podczas gdy belka tkwi w twoim oku.
Obłudniku, usuń najpierw belkę ze swego oka, a wtedy przejrzysz ażeby usunąć drzazgę z oka twego brata.
 

Refleksja nad Słowem Bożym

 
W dniu dzisiejszym Chrystus chce nam pomóc w wyjęciu belki z własnego oka. I czyni to w bardzo prosty sposób, mówiąc, by nie osądzać na ludzki sposób - oko za oko, ząb za ząb - ale raczej w sposób, jakiego On nas uczy i jaki pokazał nam na Kalwarii - przebaczając wszystkim bez wyjątku.
Nie osądza żołnierzy, którzy Go bili, szydzili z Niego i ukrzyżowali Go. Mówi na krzyżu: "Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią" (Łk 23, 34). Miał wiele powodów, aby powiedzieć coś przeciwnego, lecz potrafi znaleźć usprawiedliwienie: czynią tak, bo Mnie nie znają.
Mógł także wypomnieć św. Janowi jego tchórzostwo, kiedy ten zbliżył się do krzyża, ale wcześniej Go opuścił, mógł wypomnieć mu jego przyjaźń tak słabą, że nie potrafił być z Nim, kiedy go potrzebował. Nie widzi jednak w tym wszystkim złośliwości, lecz ludzką słabość. Ta postawa Jezusa przejawia się w tym, że nie krytykuje, ale okazuje wyrozumiałość dla słabości Jana i powierza go swojej matce.
A na koniec mówi: sądem, jakim sądzicie, i was osądzą. Chrystus uczy nas używać w stosunku do innych miary, jaką chcielibyśmy i my sami być mierzeni.
Kto, oprócz Boga, może osądzać?
A jeśli sądem Bożym nad człowiekiem jest miłosierdzie, jakim prawem ja mogę osądzać innych?
Postanówmy sobie, że będziemy wielkoduszni i wspaniałomyślni dla innych, starając się widzieć dobrą stronę wszystkich i wszystkiego.
 

MODLITWA EWANGELIĄ - NIE RANIĆ SŁOWEM

 
▸ Jezus zaprasza mnie, abym przypatrzył się słowom, które wypowiadam o innych, rozmowom, które prowadzę w rodzinie, we wspólnocie, w pracy. Moje słowa mogą stać się dla kogoś silną podporą, wprowadzać pokój, dodawać otuchy. Ale mogą także ranić i krzywdzić. Za jakie słowa ludzie najczęściej mi dziękują? Jakich słów się dzisiaj wstydzę?
▸ „Nie sądźcie..." (w. 1). Jezus mówi mi jednoznacznie, abym unikał osądzania innych. Ilekroć decyduję się na osądzanie, ryzykuję, że nie znając do końca tego, co dzieje się w drugim człowieku, będę ranił innych.
▸ "...abyście nie byli sądzeni" (w. 1). Osoby ranione moimi osądami, będą raniły mnie. Wzajemnie osądzanie staje się zamkniętym kołem zranień, z którego trudno się wydostać. Co mówi mi o tej prawdzie moje życiowe doświadczenie?
▸ Przypomnę sobie osądy, z powodu których najbardziej cierpiałem. Kto mnie w życiu skrzywdził najboleśniej? Czego dotyczyła krzywda? Czy przebaczyłem moim krzywdzicielom? Czy odpłaciłem tą samą miarą? Powiem o moich ranach Jezusowi. Oddam Mu je. Będę Go prosił, aby uzdrowił moje wspomnienia.
▸ Dostrzeganie i podkreślanie u innych tego, co złe grozi obłudą. Błędy innych mogą stać się dla mnie kotarą zasłaniającą moje błędy. Jezus przestrzega mnie przed okłamywaniem samego siebie.
▸ „Wyrzuć najpierw belkę ze swego oka" (w. 5). Jezus udziela mi życiowej mądrości. Jeśli będę w prawdzie patrzył na siebie, będę także umiał patrzeć w prawdzie na innych. Odnowię w sobie pragnienie częstej spowiedzi świętej i praktyki codziennego rachunku sumienia.
▸ Poproszę Jezusa o dobre i życzliwe oczy w patrzeniu na innych. Zawierzę Mu wszystkie moje spotkania z ludźmi, rozmowy, wypowiadane słowa.
▸ Dziś proszę Cię, Jezu, o ludzką życzliwość i dobroć w spotkaniach z drugim człowiekiem, abym nie ranił drugiego człowieka słowem, a osadzanie pozostawił samemu Bogu.


 

czerwca 25, 2023

12. Niedziela Zwykła (A) - Nie bójcie się!

czerwca 25, 2023

12. Niedziela Zwykła (A) - Nie bójcie się!

 


Kiedy Ojciec Święty Jan Paweł II rozpoczynał swą posługę Piotrową, zwrócił się do ludzi całego świata słowami: "Nie lękajcie się!" Kierował to wezwanie do tego świata, w którym człowiek boi się człowieka - lęka się o swoje życie, o swoją przyszłość; boi się o to, co o tym pomyślą, co powiedzą; boi się... wszystkiego, nieraz nawet własnego lęku".
Oczywiście, niekiedy te lęki są uzasadnione. I chyba dlatego na kartach Pisma św. często spotykamy zachętę do odwagi. Tak jest w przypadku Abrama, który ma opuścić swą ojcowiznę i udać się w nieznane. Tak jest u proroków, którzy często słyszą słowa: "Nie bój się, Ja jestem z tobą"! Tak jest też w przypadku proroka Jeremiasza z dzisiejszego pierwszego czytania, który skarży się na odsuwających się od niego współziomków. Nawet ci, których darzył przyjaźnią, sprzysięgli się przeciw niemu. Posługują się obmową, ironią, lekceważeniem, donoszeniem, a nawet planują na niego zamach. Dlatego skarży się Bogu: "Słyszałem oszczerstwo wielu...". A jednak nie załamuje się, bo przecież z głębi jego serca wypływa mocne przekonanie, że jego sprawa jest sprawą Bożą, a Bóg jest obrońcą uciśnionych. Może więc z ufnością powiedzieć: "Pan jest przy mnie..."!
No tak! Jeśli Bóg jest moim Ojcem, to nie mogę się niczego lękać, ani obawiać, bo On troszczy się o mnie, On mnie ochrania. On nade mną czuwa.
Czy wierzysz - Drogi Bracie, Siostro Droga - że wszystko, co dzieje się w twoim życiu, nie dzieje się bez wiedzy Ojca? Czy wierzysz, że bez woli Ojca, nawet włos z głowy ci nie spadnie? Przecież powiedział Ci dzisiaj: U was nawet włosy na głowie wszystkie są policzone. Nawet jeśli wypadają to są policzone! I tak jest ze wszystkim. To nic, że nie wszystko rozumiem. Najważniejsze, aby wszystko, co Pan Bóg daje przy- jąć i pokochać!
Życie chrześcijanina upływa pośród przeróżnych trosk i niepokojów. Ponadto znajduje się w stanie ciągłego kuszenia. Niekiedy to kuszenie ma wymiar bardzo subtelny. Kiedyś, w czasach reżimu, obiecywano ludziom posadę, awans, lepsze zarobki. I znajdowali się tacy, którzy - tylko po to, aby zyskać te doczesne korzyści - gotowi byli zaprzeć się samego Boga.
Ale nie myślmy wcale, że to już historia. Dzisiaj coraz częściej powracają podobne sytuacje. I znów aktualne stają się słowa Chrystusa: "Kto się przyzna do Mnie przed ludźmi, do tego i Ja przyznam się przed Ojcem, który jest w niebie. Lecz kto się Mnie zaprze przed ludźmi, tego zaprę się i Ja..."!
Zauważmy, że Pan Jezus nie jest podobny do ludzi tego świata.
W przeciwieństwie do nich, nie obiecuje przysłowiowych gruszek na wierzbie. Nie obiecuje łatwego życia tym, którzy za Nim pójdą. Przeciwnie - podkreśla, że tu - na ziemi - będą spotykały ich przeciwności, że będą cierpieć prześladowania.
Dzisiaj czasem ubolewamy nad tym, że ludzie Kościoła - oczywiście wbrew temu, co mówi oficjalna propaganda - są spychani na margines; że Kościół cierpi ataki ze strony sił wrogo nastawionych do Boga, do religii, do wiary; że próbuje się go ośmieszać, wyszydzić, poderwać do niego zaufanie. I może warto w tej sytuacji przytoczyć słowa Prymasa Tysiąclecia, Stefana kardynała Wyszyńskiego, które w kazaniu w Warszawie, w kościele św. Anny, bezpośrednio przed aresztowaniem i uwięzieniem w 1953 r. - mówił, że Kościół ma tylu wrogów, bo chrześcijaństwo będzie zawsze wzywało do oporu i walki z każdym zakłamaniem. Kościół będzie zawsze żądać prawdy i wolności. Taka jest cena, jaką się płaci za wierność Chrystusowi.
Zresztą pomyślmy, czy byłoby dobrze, gdyby ludzie pewnej orientacji, którzy przez całe lata, w sposób zaprogramowany, usiłowali ateizować polskie społeczeństwo, nagle zaczęli dzisiaj mówić dobrze o Kościele, o wiernych? Myślę, że byłby to bardzo zły znak. A jeśli z ust takich właśnie ludzi słyszymy ataki, to należy tylko cieszyć się i radować, bo to oznacza, że wypełniamy naszą misję w świecie. Przecież Pan Jezus wyraźnie powiedział: "Niech się nie trwoży serce wasze, ani się nie lęka" (J 14,27). "Na świecie doznajecie ucisku, ale miejcie odwagę - Jam zwyciężył świat". (J 16,33). "Błogosławieni jesteście, gdy ludzie wam urągają i prześladują was, i gdy z mego powodu mówią kłamliwie wszystko złe na was. Cieszcie się i radujcie, albowiem wasza nagroda wielka jest w niebie". (Mt 5,11-12).
Dzisiaj w Ewangelii również słyszeliśmy wielokrotnie słowa: "Nie bójcie się! Nie bójcie się ludzi... Nie bójcie się nawet tych, którzy zabijają ciało..."!
Wydawać by się mogło, że Chrystus jakby bagatelizuje ludzkie życie. Przecież śmierć to coś bardzo poważnego. Człowiek lęka się śmierci. A jednak Chrystus mówi: Nie bójcie się ludzi! Mogą was najwyżej zabić! Tak może mówić tylko ten, kto patrzy na człowieka w trochę szerszej perspektywie, niż tylko jego życie doczesne. Tak może powiedzieć tylko ten, kto wie, że życie człowieka zmienia się, ale się nie kończy. I gdy rozpadnie się dom jego doczesnej pielgrzymki, znajdzie przygotowane w niebie wieczne mieszkanie.
Ewangelia proponuje nam więc wiarę - to jedyne lekarstwo na barbarzyństwo czasów, w jakich żyjemy. Jezus mówi, aby nie bać się tych, którzy zabijają ciało, lecz duszy zabić nie mogą. Rozumiał znaczenie tych słów św. Justyn - męczennik początków Kościoła - gdy mówił do swych oprawców: "Możecie nas zabić, ale nie możecie nam zaszkodzić". I wielu ludzi tamtej epoki - i współczesnej nam również - żeby wspomnieć chociażby brutalnie zamordowanego ks. Jerzego Popiełuszkę oddawało życie za wiarę, dając świadectwo innym wartościom, niż te wymierne, doczesne. Ten, kto wierzy w Boga i w życie wieczne, nie obawia się śmierci, bo wie, że przecież tak, czy inaczej - jego życie zakończy się śmiercią.
Nawet nie ważne jest to, jak długo będzie ono trwało. Ważne jest tylko to, co będzie potem. A potem może być albo bycie z Bogiem, czyli to, co nazywamy niebem, albo ta druga możliwość tak jasno podkreślona w dzisiejszej Ewangelii przez Chrystusa - piekło. Tak - nie należy bać się ludzi! Bać się należy Tego, który i duszę i ciało może zatracić w piekle.
Niestety, dzisiaj o piekle mówi się niechętnie. Człowiek nowoczesny nie chce słuchać o piekle. A jednak fragment Ewangelii, który przed chwilą usłyszeliśmy, stawia nam przed oczy piekło jako coś realnego. coś, co istnieje. I piekła trzeba się lękać!
Czym więc jest piekło? Wiele na ten temat narosło nieporozumień, nawet wiele oskarżeń pod adresem Boga, który przecież ma być miłosierny, a oto straszy ludzi tak smutną perspektywą. Niektórzy pytają, czy można w ogóle zrozumieć prawdę o piekle?
Myślę, że każdy, kto kocha wie, jak wielkim bólem jest rozstanie, rozłąka, czy śmierć kogoś bliskiego. A jeśli ktoś ma świadomość, że tego, kogo kocha, już nigdy nie zobaczy, jego ból jest ogromny.
I chyba tylko w kontekście miłości można zrozumieć czym jest piekło. Bo tu wcale nie chodzi o różne wizje ognia, smoły czy siarki, jak chcieliby niektórzy prześmiewcy chrześcijańskiej wiary. Piekło to zupełnie coś innego. To odwrócenie się od Boga, który jest miłością. A przecież bez miłości nie można żyć! I - żeby nie było wątpliwości - to nie Bóg odrzuca człowieka - to człowiek sam odwraca się od Niego - na zawsze!
Cały tragizm tego odwrócenia polega na tym, że człowiek dopiero wtedy, gdy stanie po tamtej stronie, gdy przekroczy barierę śmierci, przekona się, że Bóg którego odrzucił, Bóg, od którego odwrócił się plecami, jest tym, który nigdy nie przestał go kochać.
Żeby być dobrze zrozumianym. Wiemy, że Kościół często uroczyście - poprzez beatyfikację czy kanonizację - orzeka o kimś, iż cieszy się oglądaniem Boga. Ale zauważmy, że nigdy o nikim nie orzekł, iż jest potępiony. Boże Miłosierdzie jest tak wielkie, że nawet największych zbrodniarzy Bóg może przyjąć do swego Królestwa, a ewangeliczny łotr jest tego najlepszym dowodem. Dlatego nie jesteśmy w stanie przewidzieć losu nikogo z ludzi, nawet tych daleko stojących od Boga.
Człowiek zawsze - jak długo żyje - ma szansę przemiany swego życia; ma szansę powrotu do Boga. I Bóg ciągle na niego czeka, bo Nawet jeśli on o tym nie wie. Dlatego przypomnienie o tej prawdzie wiary, jaką jest piekło, winno być zgodnie z nauką Katechizmu Kościoła Katolickiego - wezwaniem do odpowiedzialności za swoją wolność i do nawrócenia. go kocha.
I może na koniec jeszcze jedno. Musimy jasno sobie uświadomić, że jeśli Chrystus mówi, aby bać się Boga, to bojaźń w tym przypadku - nie ma nic wspólnego z tą, o której potocznie się myśli. Jest to raczej taka bojaźń, która boi się, aby Boga nie obrazić grzechem, aby od Niego się nie odwrócić. I taką bojaźń Pismo św. nazywa początkiem mądrości. Bo taka bojaźń jest wyrazem synowskiego oddania i miłości względem tego Ojca, który jest w niebie. Amen.

czerwca 24, 2023

12. Niedziela Zwykła (A) - Nie lękajcie się

czerwca 24, 2023

12. Niedziela Zwykła (A) - Nie lękajcie się

Trzy razy w dzisiejszej Ewangelii powtarza się słowo: "nie lękajcie się, nie bójcie się". Ludzkie lęki, ludzki strach, bojaźń, trwoga towarzyszą nam od młodości. Małe dzieci boją się ciemności w pokoju. Boją się wszyscy: lekarze, księża, policjanci. Lęki są w rodzinach, w zakładach pracy, Są w kraju, Są w świecie. Pokazuje je przesadnie radio i telewizja, tak jakby nie było dobra, którego jest wiele w świecie. Strach, lęk paraliżuje człowieka, jest on nieodłączny od zawodu.

Każdy człowiek przynajmniej kilka razy w życiu przyznał się do lęku. Lęk w każdej postaci stwarza głębokie uczucie paniki i destabilizacji. W każdym przypadku, ile razy doświadczamy leku, to doświadczamy także ciężkiego przeżycia, głębokiego dyskomfortu, lub silnego niepokoju: wiele osób przyznaje się do leku: zetknięcia ze śmiercią, bałem się o życie, gdy ktoś groził mi, że mnie zabije, bałem się o utratę środków do życia, że ktoś znalazł się w fatalnym położeniu, bałem się, że nie zdam matury, nie dostanę się na studia, że utracę pracę. Są również dokuczliwe lęki psychologiczne: lęki płynące z oszczerstw, z ironicznych uśmiechów i drwin, ponieważ deprymują człowieka. Są też lęki, które wypływają z niespokojnego sumienia, z niewierności Bogu, z niewierności człowiekowi i niewierności sobie.

Nie jest łatwo usunąć czy zneutralizować takie lęki. Lek mobilizuje wszystkie zmysły, wzmaga stan emocjonalny zafałszowując analizę sytuacji będącej źródłem tego lęku - trudno to zdefiniować. Na pytanie: jak przeżyłem lęk, prawie każdy odpowiadał: źle! Nikt mi nie mógł pomóc, nie miałem żadnego poparcia. Dlatego, z lękiem każdy radzi sobie na swój własny sposób i każdy ucieka się do środka, który uważa dla siebie za najlepszy. Aby go przezwyciężyć: niektórzy uprawiają sport, inni praktykują techniki oddychania, inni uciekają się do pomocy medycznej, inni wreszcie znajdują spokój wewnętrzny w wierze i zwracają się do Boga, powierzając mu te ciężkie chwile, aby przyszedł nam z pomocą. Wielu udaje się do kościoła, który jest miejscem ciszy i pokoju.

Opanowanie leku jest kwestią nauczania i powinno być celem specyficznego nauczania - dlatego proszę się nie dziwić, że mimo pewnych obaw podjąłem się dzisiaj takiego tematu, być może przez zaskoczenie wielu. Pan Bóg stwarzając człowieka, zostawił nam jakiś olbrzymi obszar do zagospodarowania. Trzeba poznać siebie i swoje reakcje. Nauczyć się panowania nad sobą i profesjonalnego sposobu mówienia, aby się uspokoić.

Umieć radzić sobie z konfliktami. To dobrze, że młodzież uczy się jogi, sofrologii, pozytywnej ciszy, samoobrony. Odwaga i umiejętność radzenia sobie z problemami strachu, który paraliżuje ludzi, jest dziś bardzo cenna. W firmach organizuje się specjalne kursy, na których pracownicy uczą się panowania nad swoimi emocjami i wyobraźnią. W tych kursach często opierają się na buddyjskiej i hinduistycznej filozofii, szukając mocy mistrza. Są to ryzykowne techniki i fałszywy krok, który często doprowadza człowieka do załamania...

Ale to nie wszystko! Chrześcijaństwo walczy z ludzkim lękiem poprzez zaufanie do Boga, od którego zależy całe nasze życie. Potencjał, jaki tkwi w chrześcijaństwie i który musimy odkryć i wykorzystać w przeciwieństwie do filozofii wschodu to nie nasza osobista doskonałość (jak to wmawiają buddyści, kiedy uprawiam jogę - czy nawet ascezę to jestem już doskonały). Nie, to nie tak. To jest dopiero droga do doskonałości jak to umiejętnie wskazuje Sam Chrystus. „Kto chce iść za Mną". A droga ta jest samotną ścieżką. Naszym potencjałem jest obecność i miłość oraz zaufanie Bogu. Dzisiejsza Ewangelia mówi: "Nie bójcie się tych, którzy zabijają ciało... Bójcie się raczej Tego, który zabija duszę". Małe dziecko już wie, że z lękiem idzie się do matki, bo ma na wszystko sposób: przytuli, ucałuje.

U człowieka dorosłego, mówi Pismo św.: "Bojaźń Boża początkiem mądrości". Ale o jaką bojaźń tu chodzi: o bojaźń nie lękliwą, czy zniewoloną, pełną strachu, nieskuteczną. Wiemy przecież, że bojaźń przed piekłem czy utratą nieba jest wystarczająca do rozgrzeszenia: grzechy mamy odpuszczone. Ale jest jednak bardziej skuteczny sposób, na który, wskazuje nam Siostra św. Faustyna do której mówi sam Jezus: Nie znajdzie ludzkość uspokojenia, dopóki się nie zwróci z ufnością do miłosierdzia mojego.

Co Boga rani: niedowierzanie duszy. Taka dusza wyznaje, że jestem święty i sprawiedliwy, a nie wierzy, że jestem miłosierdziem, nie dowierza dobroci mojej. Bo trzeba wiedzieć, że nawet szatan, zły duch wierzy w sprawiedliwość, ale niestety nie wierzy w dobroć i miłosierdzie Boże. Teraz zaczynamy rozumieć, że lęki i strach jest czymś zawsze złym, bo pochodzą od Złego. Kto wymyślił lęk, kto go zadaje - ktoś, czy coś co idzie od złego - nie od dobrego. Dlatego zwracamy się w bojaźni i lękach do Boga. On nas uspokaja. On jest z nami.

Przypomnę co powiedział Ojciec Święty Jan Paweł II w Sandomierzu w 1999 roku: "Nie lękajcie się wbrew obiegowym opiniom i sprzecznym z Bożym prawem propozycjom. Odwaga wiary wiele kosztuje, ale wy nie możecie przegrać miłości. Nie dajcie się zniewolić. Nie dajcie się unieść ułudom szczęścia, za które musielibyście zapłacić zbyt wielką cenę, cenę nieuleczalnych często zranień lub nawet złamanego życia własnego i cudzego".

W tych słowach możemy odczytać, że odwaga wiary kosztuje. Trwanie przy Bogu kosztuje. Wytrzymać krytykę czy ironię nie każdy potrafi. Ale miłość do Boga, radość z posiadania Go przeważy lęk. Wola przecież Jeremiasz: "Pan jest przy mnie jak potężny mocarz". W lękach i trwodze zaufać Bogu umiłowanemu ponad wszystko - to jedyne wyjście, gdy dokucza nam życie i przeszkadzają względy ludzkie. "Nie bójcie się ludzi - mówi Chrystus do swoich uczniów. Do każdego, który się przyzna do Mnie przed ludźmi, przyznam się i Ja przed moim Ojcem, który jest w niebie" (Mt 10, 26).

Ewangelia jest przeznaczona dla tych, którzy chcą być odważni. Strach czyni z człowieka niewolnika, a Chrystus chce mieć wolnych wyznawców, chce mieć grono ludzi cieszących się praw- dziwą wolnością. To nie Są słowa rzucone na wiatr. Nie musimy obawiać się ludzi dlatego, bo z nami jest Pan Bóg. On zna co kryje się w sercu człowieka. Chrystus odwołuje się do bogactwa przyrody i zaświadcza, że człowiek jest cenniejszy od wróbli na dachu i że nawet włosy twoje na głowie są policzone. On jest z nami przez wszystkie dni naszego życia. Muszę o tym pamiętać, kiedy mnie paralizuje lęk. Lęk przed cierpieniem i śmiercią, lęk przed samotnością i klęską, lek przed zaangażowaniem i śmiesznością. Lek, który nie pozwala mi być sobą, odbiera mi wolność i fantazję. Odwagi domaga się Chrystus od nas. Jest ona konieczna szczególnie dzisiaj wobec modelu współczesnej kultury, którą cechuje konsumpcjonizm i obojętność wobec religii. Potrzeba odwagi przeciw dzisiejszym schematom, poprawności politycznej, poglądom autorytetów i idoli. Odwaga towarzyszy tym, którzy nie załamują się trudnościami i problemami, własnymi słabościami, ale próbują swoje życie odczytać w blaskach woli. Świadectwo wiary i życia ewangelicznego jest możliwe dla każdego chrześcijanina, ale za cenę odwagi zawierzenia Bogu.

Jezus każe mi się nie bać, ale nie daje recepty na strach. Po prostu jest ze mną, ze mną się boi, ze mną zwycięża lęk. "Ja jestem z wami po wszystkie dni" (Mt 28, 20). Dlatego "chociażbym przechodził przez ciemna dolinę, zła się nie ulęknę, bo Ty jesteś ze mną". (Ps 23, 4). Amen!



Copyright © 2016 Homilie i rozważania , Blogger